Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
straciłam nadzieję
Autor Wiadomość
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-19, 21:22   

Kasiu, tak masz rację, nie byłam gotowa, ani nie chciałam sie wyprowadzac,ani też nie chciałam żeby mąż się wyprowadzał i słusznie zauważyłaś ze chciałam wstrzasnąć mężem, no i wstrząsnęłam...., powiem szczerze, ze się nie spodziewałam,
teraz wiem, że powinnam była inaczej podejść do problemu, gdybym wczesniej znała to forum, gdybym, gdybym ....ale stało się i decyzja zapadła, zabrakło mi cierpliwości, emocje wzięły górę.... .Teraz rozpoczynam proces naprawczy od siebie. Ciągle wierzę, że nam sie uda, jakoś nie widzę i nie chcę widzieć inaczej.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 18:14   

samotna... moj maz powiedział NIE bo nie... to nie inna panna stała sie przyczyna naszego rozstania, choc pewnie gdy by taka osoba była pewnie łatwiej było by mi zroumiec... teraz nie wiem, moze kogos ma, moze sie z kims spotyka ale dla mnie nie ma to i tak znaczenia... nie jest ze mna i to sie liczy... zostawił bo nie chcial byc juz w tym małenstwie, zostawił bo uczucia w nim sie wypali, nie chce zawalczyc bo jego zdaniem i tak predzej czy pozniej znowu by to schrzanił... i tyle... poki mozesz to walcz, w waszym zwiazku wszystko moze sie potoczyc zupelnie inaczej niz u nas... ja tez poki mogłam walczylm i wirzyłam w to ze to małetswio uda sie pozbierac,.. teraz nabrałam dystansu, wiem ze bez cudu nic stac sie nie moze i tylko Bog móglby sprawic aby maz kiedys ze chcial wrocic do mnie... czasem mam wyrzuty ze przestałam juz na siłe wierzyc w to ze on kiedys wroci, czasem mam wrazenie ze tym, ze w koncu zaczynam sie z tym godzic i pozwalam mu odejsc jest jak by moja mała wiara... ale tez wiem, ze przez ponad rok nie robiłam nic innego jak tylko zyłam wspomnienami z nim, nadzija na to ze kiedys wroci i to ryjnowało moje zycie... w moim przypadku to drugi wyskok mojego meza, choc po pierwszym było wszystko okey i spedzilismy ze sona szczesliwe 3 lata nie wracajac do przykrych wspomnien... dzis jednak on jest zdania, ze juz raz probował i nie wyszło, wiec nie ma sensu probowac dalej... teraz juz nic nie moge... moge starac sie zyc dla siebie i modlic jedynie za niego by kiedys wrocił do Boga i kosciola.. trzymaj sie samotna i sprobuj wszystkiego by uratowac wasz zwiazek abys nigdy nie zaryzciła sobie tego ze nie probowałas i zbyt łatwoe odpuscilas.pozdrawiam rzabka
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-20, 18:51   

rzabko,
to co piszesz to tak jakby moja historia. U nas też był kryzys kilka lat temu ( z winy męża), ale co się dokładnie wydarzyło i do czego doszło tak na prawdę nie wiem. Też próbowalismy ratować, bez wyrzutów i bez rozdrapywania ran i wydawało mi się, ze najgorsze mamy za sobą. Bywało różnie, ale we wszystkich planach mąż mnie widział i była mowa o spędzaniu wspólnej starości i nagle taki cios. Nie i koniec. Ne chce zatoczyć koła + kryzys wieku średniego, potrzba realizacji i usilna chęc przeżycia jeszcze czegoś wspaniałego. Nie wiem, czy kogoś ma , czy jest na etapie poszukiwań. Ciężko powiedzieć.
Boli okrutnie, bo nawet teraz dobrze się bawi u swojej rodziny, a ja kazdą sekundą myślami jestem przy modlitwie i przy nim. Boż to jaki ś koszmar. Jeszce 3m-ce temu byłam jedną z wielu można powiedzieć szczęśliwych mężatek i nie spodziwałam się takiego obrotu sprawy. Zdawałam sobie sprawę, ze wielkiej miłości z męża strony nie ma, ale że uczucie jest.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-21, 00:36   

samotna... wiem co czujesz.. czulam podobnie, swiat runał mi w ciagu jednego dnia, choc bywały wczesniej gorsze dni miedzy nami... nigdy jednak w najczarniejszych myslach nie myslam ze moze mnie cos takiego spotkac... myslama- normalne, przejdzie mu, przeciez jestesmy małeznstwem na doebre i złe... nie przeszlo... oddalil sie bardzo, zamieszkał osobno w innym miescie... potem byla kolej na pozew, dalej moja walka nieustanna o niego i proszenie aby dał nam szanse... dzis potrafimy sie spotkac porozmaweiac na kazdy temat ktory nie dotyczy nas ( choc głownie to sprawy urzedowe), bo jesli mówimy juz o nas to on wraca tematem do terminu kolejnej sprawy mówiac ze tym razem to ostanie przesluchanie i wyrok... rozwod...ja tez zdaje soebie sprawe z tego, ze sad w koncu orzekanie te rozwod i to na pewno na koljenj wlasnie spawie, bo ile moze odraczac... ( przeciez nie w nieskonczonosc)... tak wiec on dopienie swego, bedzie wolny... powiem ci jedno im bardziej sie staralm tym bardziej moj maz sie oddalal...bolalo, boli, ale juz mniej... albo moze juz przyzwyczailam sie do tego bolu... nie wiem... nie ma jednak dnia abym o nim nie myslala... po prostu nie ma... moze w twoim przypadku cos by pomogła rozmowa z tesciami ( nie wiem czy maja jakis wplyw na syna i jakie masz z nimi relacje). pozdrawiam
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-22, 10:38   

nie mamy koło siebie bliskiej rodziny, teściów nie mam, także na dobrą sprawę nikt nam nie moze pomóc, zresztą on i tak jest przekonany, ze to co robi, robi dobrze, dobrze dla siebie. Chec żyć inaczej, lepiej, ciekawiej - typowy przykład książkowy kryzysu wieku sredniego. Jako człowiek już nic nie mogę zzrobić, bo tylko pogorszę. Teraz tylko nadzieja w Św. Ricie, W Jezusie, Matce Bożej w Bogu. Ja już nie mam żadnego wpływu, a jak sie tak
zastanowię to jestem na niego zła, najzwyczajniej zła, bo zawiódł moje zaufanie.

[ Dodano: 2008-09-22, 10:47 ]
rzabko, mówisz walczyć, ale jak poprostu jak??????? Chciałabym nawiązac kontakt z Agatą, czytałam jej posty, więc jej sie udało, tylko, ze oni są młodzi, jej męża nie dotknął kryzys wieku średniego, czyli panika przed starością, chęć zachowania jak najdłużej młodości poprzez wolność, poprzez ubiór, muzykę, zmianę zachowania, poprzez dietę, poprzez zachowanie sprawności fizycznej, poprzez sprawdzanie swojej atrakcyjności wśród kobiet, poprzez chęci a ile ja jeszcze mogę w życiu osiągnąć i przeżyć, co zobaczyć, kogo poznać, poprzez oddzielenie od tego co było od tego jak jeszcze pięknie może być. Dla niego świat stanął otworem, dla mnie w jednej chwili runął. I to jest ta różnica. Rozumiem, ze on nie chciałby wracać do tego co było, bo to tak jakby sobie sam miał zamknąć okno na świat. Nie wiem rzabko w jaki wieku Wy byliście, kiedy Was totknęło rozstanie. Bo my jesteśmy w średnim wieku, kilkanaście lat po ślubie.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-22, 22:54   

samotna

Ja też jestem kilkanaście lat po ślubie. Sam. Żona odeszła.

Na początku było najtrudniej. Teraz - ponad pół roku - jakos się podnioslem. Mimo, ze wydarzenia pędzą w coraz gorszym kierunku powtarzam sobie - nie mogę "odpuścić". Tyle, ze po ludzku nic się nie da zrobić. I teraz do mnie dociera, że właśnie im bardziej "po ludzku" starałem się walczyć, tym bardziej mnie to niszczyło. Teraz powtarzam "bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi". Bóg wie co robi, my nie wiemy.

Wiem, ze Ci trudno i bardzo cierpisz, ale naprawdę musi popłynąć czas. Wiele osób tu na forum pisze (ja też to potwierdzam) że im bardziej się miotasz i bardziej naciskasz przynosi to odwrotne od zamierzonych rezultaty.

To jest niepojęte, ale tak jest.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 00:00   

ketram,
dziekuję za wsparcie, wiem, wiem ten czas o którym tu wszyscy piszą, ale po ludzku chciałoby sie już.
Nie naciskam męża, nie poruszam tematu, nie pytam gdzie był i jak się bawił, nie patrze na ręce, odpowiadam kiedy pyta, pytam, kiedy jest coś ważnego, zajmuję sie swoimi sprawami, ale to nie znaczy, ze nie boli. Ciągle jeszcze pod wspólnym dachem, ale oddzielnie. za kilka miesięcy przeniesie sie juz do siebie, ale też praktycznie obok.
Zastanawiam sie czy nie poprosić, by wyprowadził się szybciej do wynajetego, zeby nie patrzeć, a leczyc rany, przyzwyczaić myśli, ratować siebie i szybciej oswajać sie z myślą, ze to oze być na prawde koniec, bo przedłużać to co pewnie nieuniknione jaki sens? Czy nie lepiej teraz pomimo, ze kocham wyznaczyć granicę i dać do zrozumienia, że pomimo miłości, daje wolność, ze przyjęłam do wiadomości, że od teraz radze sobie sama. Takie bycie i nie bycie jest męczęce, takie tkwienie na barykadzie dołuje. Jak męża nie ma w domu, to czuję jego brak, ale brak dawnego męża, ale też spokojnie chodze po mieszkaniu, nie bojąc się nie zastanawiając, czy nie zrobię czegoś co odczyta na + lub -
w takiej sytuacji żyjemy wszyscy w stresie, jak na jakimś egzaminie, bo to nam zależy i to my stąpamy jak po goracych kamieniach.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 08:16   

samotna... jak walczyc??? nie wiem.. ja probowałam roznych metod... spokojnej rozmowy, obrazania sie, w koncu kłotni, potem rozow z tesciowa, z tego przyjacielem... to nie przyniosło efektu... w sadzie tez walczyłam starając sie udowodnic ze to mzłenstwo ma sens i wszystko mozna odbudowac... nie walczyłam przeciwko niemu, walczyłam o nas... dzis odpiscilam soebie w duzej mierzre, moze za bardzo nawet...bo moze jest jeszcze do zrobienia cos, cos co moge zrobic. nie wiem poki co... tez wydawało mi sie ze mieszkanie osobno moze cos zmieni, ze moze on zateskni, poczuje ze mnie stracil i bedzie chcial to odbudowac... niestetytaka opcja u mojego meza sie nie sprawdzila. on w nowym miejscu zaczał budowac nopwe zycie, zycie bez wspomnien... w innych przypadakach takie rozwiazania jednak sie sprawdzily, wiele osob na forum puisze ze mieszkajac osobno truga strona zatesknila.. tak wiec rozwiazania sa rozne.. ja realizowalam kazdy plan, ktory przychodzi l mi do głowy aby odzyskac meza. wiesz ostanio chcialam zbudowac sobie nowe zycie, zycie bez niego, nie ogladajac sie wstecz, probowalam, ale nie potrafie... bo on zawsze bedzie czescia tego zycia, czescia mnie, czescia od ktorej nigdy nie uciekne...trzymaj sie cieplo.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-23, 10:28   

rzabko,
tez myślę, ze mojego męża nic co bym zrobiła nie wstrząśnie, nawet to gdybym poprosiła o wyprowadzkę, on by to zrobił bo decyzję o rozstaniu dobrze przemyślał i na pewno nie zmieni jej ot tak poprostu. Tu musiłby sie stac prawdziwy cud, a Pan Bóg, choć może wszystko niekoniecznie w tym przypadku zechce moich próśb i modlitw wysłuchać. Jest jeszcze miłośc Boga do mojego męza i jego wolna wola, więc.... .
Myślę, ze podobnie jak u Ciebie, wyprowadziłby sie, przetrzymał te kilka m-cy i wrócił pod ten sam dach, ale juz do swojego mieszkania. Myśle tu bardziej już o sobie, tylko tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono i nie wiem, czy jakbym zrobiła ten krok to czy Ja bym sie z tym lepiej czuła, czy tez jeszcze gorzej....
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 08:01   

samotna nie wiem czy wyprowadzka meza to dobry pomysł... w jednych przypadkach tak, w innych nie... nie podejmuj pochopnych decyzji, ktorych moglabys potem załowac... łatwo jest powiedziec " wyprowadz sie" potem jednak trudno to odkrecic... ja tez kiedys powiedziałam " nie chce weekendowego meza, jesli chcesz mieszkac w innym miescie, to wole byc sama" i do dzis zaluje tych słow, choc powiedzialam je pod wplywem emocji i juz chwile pozniej sprostowalam... to jednak zawsze gdzies beda we mnie tkwily i bede sie zastanawiac " czy aby ta rozmowa nie spowodowalam tego ze odszedl", ale coz czasu nie cofne... trzymaj sie cieplo i głowa do gory
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 12:12   

dziekuję rzabko,
postaram sie byc silna...., z ta wyprowadzką i nie chce zeby mąż sie wyprowadził. mam nadzieję,że z pomocą Bożą uda mi się godnie żyć i dźwigać to cierpienie.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 12:35   do wszystkich tracących nadzieję

Nadzieją ma być Chrystus.
Nie cokolwiek innego i nie ktokolwiek inny.
Odzyskacie wszystko, odzyskując nadzieję, którą niesie zwycięstwo Chrystusa.
Kiedy Tą Jedną Jedyną Pierwszą i Pierwotną Nadzieję ODZYKACIE, ułoży Wam się wszystko w najpiękniejsze puzzle.
Uwierzcie.

UWIERZCIE.
"Chrystus to Nadzieja cała nasza,
umierając zło zwyciężył,
pokój nam ogłasza"


Rzabka, Samotna - Nadzieją ma być i On Jest- Chrystus, a potem ujrzycie swoje małżeństwo jako najpiękniejsze puzzle.
Nie takie jakieś byle jakie - tylko NAJPIĘKNIEJSZE - o wiele piękniejsze niż kiedyś było!
Chcecie tak?

To nie bajka!
Idźcie za Chrystusem.
Niech On Was prowadzi,
On nie poprowadzi Was na manowce.
Tylko trzeba iść za Nim, albo jeszcze lepiej lekko przy Nim (nieco z boku...),
tak by móc w razie czego chwycić się za Jego Rękaw.

(zobaczcie jaki jest szeroki rękaw...)
- wpatrujcie się w obraz Jezusa Miłosiernego...
przyjmujcie Go do Serca w Eucharystii (tego diabeł nie znosi!)
i Adorujcie Najświętsze Jego Ciało a On napełni Was NADZIEJĄ
Tylko Jezus jest Nadzieją i diabeł, który rozbija rodziny wie, że przy Chrystusie nie ma szans

Nowenna do Bożego Miłosierdzia Waszą obroną i siłą Chrystusa, bo Jego śmierć ogłasza zwycięstwo nad złem!
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 13:40   

Elżbietko,
dziękuję za piękny wyraz - chce tego. Powiedz mi prosze co zrobić, kiedy wkrada się zwątpienie. dzisiaj rozmawialiśy chwilę z mężem, spokojnie o nas, ale nie o naszej wspólnej przyszłości, bo mąż widzi nas oddzielnie( mam nadzieję, ze na razie), ale też i o przeszłości. Wyraziłam co mnie w nim ujmowało i czego doświadczałam spędzjąc z nim wolny czas. Powiedział mi, ze szkoda, że nie mówiłam tego wcześniej. Powiedziałam, że akceptuję jego wybór i życzę mu szczęścia i żeby dobrą drogą poszedł i jeszce żeby nikt go w zyciu nie skrzywdził, zyczyłam mu żeby ktoś pokochał go tak mocno szcera miłością, jak ja. Przytulił mnie, powiedział, ze jest tym wszystkim zmęczony i też nie jest szczęśliwy.
Bogu zawierzam, bo moja ludzką mocą, mogę tylko pracować nad sobą. Boze, choć wiem, że ratowanie związku to ciężka praca, na którą jestem gotowa, ale mąż nie, zbyt sie wypalił, to wierzę, że przyjdzie taki czas, że zechce. Elżbieto proszę pomódl sie za nas.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 22:56   

samotna przytulił... wiec nie jestes mu tak do konca obojętna... mój odpychał... wiec jesli mozesz to probuj małymi kroczkami zblizyc sie do meza.. probuj prostych banalnych rozmow... o czymkowliek bylebys nie stracila z nim kontaku... kontaktu ktory potem, bardzo trudno uchwucic i przywrocic...
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 23:25   

rzabeczko,
wieczorem nie wracaliśmy do porannej rozmowy, rozmawialismy o jego remoncie i moim, takie domowe sprawy, mówił co planuje jeszcze tam zrobić... teraz on siedzi w jednym koącie przy komputerze, ja w drugim i tak milczymy, bo cóż ja będę zaczynac rozmowę, kiedy on pochłonięty jest tym co robi. Pisałam dzisiej do El, ze jak nie kocha to co pokocha, jak przez tyle lat nie zdołał??
Przytulił bo widział chyba szczerośc, bo na prawde szczerze to mówiłam, poprostu po ojcowsku przytulił i za chwilę wyszedł. Co więcej moge zrobić, przecież narzucać sie nie mogę i co chwilkę zagadywać skoro teraz między nami taka przepaść.
Rzabko tak bym pragnęła uzdrowienia, odrodzenia nas, że ból mnie przeszywa z niemocy. Po ludzku rozsądkiem nie mogę jakośc sobie wyobrazić co by to się musiało stać, zeby jeszce mogło być pięknie, tylko myśl, ze jeżeli wolą Bożą będzie nas pojednać to stanie sie cud i o to się modlę.
Rzabko trzymaj się pomodlę się za Ciebie,za Was, bo bardzo bliska mi jesteś i z podobnym
problemem. zawsze starasz sie mnie wesprzeć i za to Tobie i innym sycharowiczom z serca dziękuję. rzabko nie trać nadziei, módl się proszę za swoje małżenstwo. Staraj się w myślach widzieć Was razem, wizualizuj, wspominaj tylko dobre chwile ii staraj się zobaczyć siebie u jego boku. ja odpędzam myśli o innej kobiecie tak mi lepiej, a co będzie to wie sam Bóg.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8