Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
mój mąż znów podrywa kobiety w necie........
Autor Wiadomość
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-03, 10:42   

mówicie,ze szatan mąci mi w głowie.........
byc moze.......pewnie tak.....

ale to jest Waszym zdaniem dobre tkwić w zwiazku,który od dawna jest zły
w którym maż uderzył ,jak sie wkurzył.....

zamykał sie w pokoju,zeby czatować z inną,gdy ja byłam w ciąży,albo popychając mnie mocno o ściane,gdy próbowałam mu w tym przeszkodzić-a byłam w długo oczekiwanej ciazy.....

uwazacie ze tak ma byc?
mam byc z nim dalej.....bo tak każe nasza wiara.....

poniewierana,niekochana,proszaca o chocby o najmniejszy gest miłosci z jego strony,gdy tyle zła sie wydarzyła w naszym małżeństwie....to upokorzenie

byłam wierna całe zycie,oddana,kochająca....bardzo....a moze głupia....bo on i tak to olewał....szukal co jakiś czas dalej tej swojej wybranki nowej zapominając ze ma mnie .nas -synka i mnie.....

bywało,ze chciałam sie do niego przytulić,być z nim,a zostawałam odepchnieta...az w końcu mnie uderzył.bo on nie chciał,a ja chcialam i to go wkurzyło...a nie jestem ani gruba,ani brzydka,mam figurę,dbam o siebie,kupuję ładna bileliznę i takie tam rózności...wszyscy dają mi 10 lat mniej niz mam naprawdę...


czy to jest dobro...???
czy to jest milośc....
mąż jest zimny....nie mowi do mnie nawet po imieniu....mowi do mnie nijak....bezosobowo.....przy dziecku nawet nie przechodzilo mu przez gardło,zeby powiedzieć-mama.mamusia....
to jest chore....wszystko

ale jak widziecie tak bywa...tak moze byc...
a teraz ja probuje z nim rozmawiać-np.wczoraj wieczorem...
jestem miła-choc tyle zła było-mowie mu ze na skrzydłach polece na lotnisko po niego jak przyleci..
a on mi mowi...ze i tak potem nie bedzie siedzial w domu....ze pojedzie do mamy-u niej posiedzi....
ok
nie zabraniam....
a za chcwile kończy rozmowe ,ktora sie nawet nie zaczeła na dobre...
i odchodzi od kompa-psychicznie-bo fizycznie jest dalej ,choć okłamuje mnie,ze idzie spać....a siedzi do późna w nocy....bo widać na gg i sie nie ukrywa

ico? mam zwariować??/z zalu,smutku,samotności....zawsze byłam bardzo wierzaca w Boga-nadal jestem,modlaca sie itp.kiedyś byłam w Oazie...on tez...a teraz?

całe zycie mam pod góre...całe...
o dziecko walczylam 6 lat!....
teraz walczę z chorobą dziecka...SAMA....WSZYSTKO SAMA

A MAM wybaczyc 77 razy....wybaczyłam wiele...(raz męza zdenerwowałam,bo chciałam czułości,bliskoći-a on nie i złapał mnie za szyję,jakby chciał dusić i powiedział pare przykrych słow...)
i co?dalej brak szacunku,miłości,czułości,ciepła,poświecenia .....chłod tylko,zimno i odrzucenie...
taka jest nasza wiara....

byc nieszczesliwym,poniewieranym,ale razem....RAZEM CHOCBY NIE WIEM CO!
mam przykłady w rodzinie....nie ma u nas rozwodow, bo rozwód jest ZLEM!
A TO ZłO,KTORE panuje na co dzień w domu....sie nie liczy?

to ze dziecko widzi mame ciagle smutną,zapłakana....zdenerwowaną....?
to nie ma znaczenia....byc razem,wybacząc i zyc w takim domu...bez niczego...dobrego...
przykladów jest wiele-w mojej rodzinie tez...

mnie by wykleli,jakbym wzieła rozwód...bo nie wolno!
tak zostałam wychowana!
wiernośc ponad wszystko!

ale ja wysiadam....nie mam juz siły na to wszystko....
całe zycie czuc sie poniewieraną ,niekochaną....
jest mi źle.....
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-03, 11:17   

Robiko... To, że mąż Cię tak traktuje oznacza, że musisz powiedzieć "nie" przemocy, ale nie oznacza tego, abyś odchodziła od Chrystusa.
Nasza wiara pomaga i uczy kochać miłością mądrą, nie naiwną.
Bierzesz pod uwagę rozstanie, a dlaczego nie bierzesz pod uwagę separacji w przypadku poniewierania. Dlaczego chcesz innego mężczyzny. Życie w naszej wierze (mojej i Twojej, nas wszystkich) polega na trwaniu z Chrystusem. To wszystko.
Trwaniu z Nim. W Jego Miłości.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-03, 14:22   

Robiko.
Ja nie mówię, że masz tkwić w tym związku, gdzie nie ma miłości a jest przemoc, poniżanie i lekceważenie.
Ja mówię, że szukanie przygody, nowego związku, jest złe. Że robiłabyś to samo, co robi Twój mąż. Być może, jak wcześniej pisałam, byłabyś powodem łez innej kobiety. Wiesz, ten powód jest jednym z bardziej do mnie przemawiających, nie chciałabym skrzywdzić żadnej innej rodziny.
Przysięga małżeńka mówi: "że cię nie opuszczę aż do śmierci". I ja to tak rozumiem, nie ma nic o warunkach, o wzajemności, o oddawaniu złem za złe.
Wiem że Ci ciężko, że chciałabyś mieć przy sobie kogoś od przytulenia, od radości, by zdjął z Ciecie trochę codziennych trosk. I ja bym chciała, ale jest inaczej.
Piszesz pełna żalu: "...ico? mam zwariować??/z zalu,smutku,samotności...."
Nie, nie masz zwariować. Masz żyć godnie, radośnie, cieszyć się tym, co przynosi każdy dzień. W końcu, czy życie polega tylko na tym, by być szczęśliwym ziemskim szczęściem? Jak widać choćby na tym forum, ziemskie szczęście nie trwa wiecznie.
To bajka, zawsze jest jakiś smutek. I samotność też, nawet w najlepszym małżeństwie.
Miałam podobne wybuchy gniewu, żalu, złości. I też się zastanawiałam. I wtedy ktoś podsyłał mi zdania o chorych dzieciach, o osobach kalekich, przykutych do wózka inwalidzkiego, o chorych na raka, którym została już tylko nadzieja, bo inne sposoby ratunku zawiodły.
Może to głupie, ale wtedy czułam się wdzięczna Bogu za to co mam. A mam dużo: córkę, która mnie kocha, przyjaciół i tutaj i w realu, na których mogę liczyć, mam pracę, którą lubię, ba, mam nawet talenty, których inni mi czasem zazdroszczą, mam dwie zdrowe nogi i w ogóle jakoś ze zdrowiem nie mam kłopotów. Że nie mam przy sobie męża? I cóż z tego, on nie jest celem mojego życia, był kiedyś.
Wiesz, bywam zadowolona ze swojego życia. Nie szczęśliwa, bo szczęście ode mnie odeszło, może nigdy szczęścia w życiu nie miałam? I zastanawiam się często dlaczego moje życie ułożyło się w ten właśnie sposób, kto zawinił, że nawet małżeństwo się nie udało.
Widzisz, masz dziecko, i to jest w pewien sposób rekompensata za zło, które zrobił mąż. Inni i dziecka nie mają.
Twój mąż chce czerpać z życia tyle, ile się da. Ziemskie przyjemności, złudne chwile zadowolenia - to stało się jego celem. I nic nie poradzisz, ten typ tak ma.

Piszesz:
"A MAM wybaczyc 77 razy....wybaczyłam wiele...(raz męza zdenerwowałam,bo chciałam czułości,bliskoći-a on nie i złapał mnie za szyję,jakby chciał dusić i powiedział pare przykrych słow...)
i co?dalej brak szacunku,miłości,czułości,ciepła,poświecenia .....chłod tylko,zimno i odrzucenie...
taka jest nasza wiara...."
To nie nasza wiara sprawia, że mąż tak się zachowuje. To on sam, mały człowieczek, opętany przez grzech.
Nasza wiara mówi żeby wybaczać. I tutaj też Ci to powiemy, bo tak czujemy, bo chcemy wybaczać. Tak jak nam codziennie Pan wybacza.
Masz prawo, nawet obowiązek bronić się, nie pozwalać na poniżenia, agresję, obelgi. Ale masz też dwie drogi: jedną pełną nienawiści, drugą, pełną miłości - nawet na odległość.
Którą wybierzesz? I jak będziesz się z tym czuła, od Ciebie zależy.
A forum, istnieje i po to, by właśnie wyrzucić z siebie emocje, zwierzyć się z tego co boli. Świadomość, że nie jest się samym ze swoim problemem zawsze pomaga.
Nie wiem gdzie mieszkasz, czy masz kontakty z osobami z forum. My - z jednego miasta, często się spotykamy, rozmowy, śmiechy, wsparcie, to sobie dajemy. A gdy przyjaciele nie pomagają, jest jeszcze PAN - czekający, zawsze obecny. I zawsze ma dla nas czas, nawet gdy my tego czasu nie chcemy MU poświęcić. Jedyny "facet" - jak tu ktoś napisał, który NA PEWNO nigdy nie zdradzi i nie odrzuci.

Piszesz:
"teraz walczę z chorobą dziecka...SAMA....WSZYSTKO SAMA"
Chodzi o to, byś poczuła, że nie jesteś sama. Nasza ludzka ulomność, nie potrafimy zrozumieć, że jesteśmy jak dzieci, które koniecznie chcą samodzielnie zrobić wiele rzeczy, których nie potrafią. A Bóg przypomina matkę, która z pobłażaniem i miłością patrzy na swoje dziecko, które woła : " nie pomagaj, ja sama"
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-03, 14:49   

Robiko.................


"mówicie,ze szatan mąci mi w głowie.........
byc moze.......pewnie tak..... "

Przebiegły rogaty jest..............jak ładnie Ci przestawił myslenie..............wszystko to co z mężem związane jest odpychające,żle,nie tuli,po imieniu nie mówi,nie kocha,nie pieści,szuka znajomości w necie.................samo zło

"ale to jest Waszym zdaniem dobre tkwić w zwiazku,który od dawna jest zły
w którym maż uderzył ,jak sie wkurzył..... "

A co zrobiłas tak naprawdę żeby go poprawić?? Podjełaś terapię?szukałaś lektur o komunikacji małzęńskiej? masz terapię?opowiedziałaś swojej i jego rodzinie o problemach?

"zamykał sie w pokoju,zeby czatować z inną,gdy ja byłam w ciąży,albo popychając mnie mocno o ściane,gdy próbowałam mu w tym przeszkodzić-a byłam w długo oczekiwanej ciazy..... "

Oczekiwanej przez Ciebie czy przez Was oboje? Sądziłąś może że ciąża zmieni faceta który mna cos pogibane w głowie?

"uwazacie ze tak ma byc?
mam byc z nim dalej.....bo tak każe nasza wiara..... "

Ja nic nie uważam...........ja tylko piszę że wchodzić zaczynaszw te rolę,zakładasz podobną maskę jaką nosi Twój mąż.Mimo wiary.


"poniewierana,niekochana,proszaca o chocby o najmniejszy gest miłosci z jego strony,gdy tyle zła sie wydarzyła w naszym małżeństwie....to upokorzenie "

Robiko.............a jednocześnie śledząca każdy ruch meża,czatująca na tym samym forum czy czacie,śledząca pocztę................... po co? pragniesz dalej być poniewierana? Poświeć ten czas na terapię ,na naukę jak sobie radzić

"byłam wierna całe zycie,oddana,kochająca....bardzo....a moze głupia....bo on i tak to olewał....szukal co jakiś czas dalej tej swojej wybranki nowej zapominając ze ma mnie .nas -synka i mnie..... "

A może nie Ty go sobie na ojca swojego dziecka wybrałaś???

"bywało,ze chciałam sie do niego przytulić,być z nim,a zostawałam odepchnieta...az w końcu mnie uderzył.bo on nie chciał,a ja chcialam i to go wkurzyło...a nie jestem ani gruba,ani brzydka,mam figurę,dbam o siebie,kupuję ładna bileliznę i takie tam rózności...wszyscy dają mi 10 lat mniej niz mam naprawdę... "
czy to jest dobro...???
czy to jest milośc....
mąż jest zimny....nie mowi do mnie nawet po imieniu....mowi do mnie nijak....bezosobowo.....przy dziecku nawet nie przechodzilo mu przez gardło,zeby powiedzieć-mama.mamusia....
to jest chore....wszystko "

Chory potrzebuje lekarza,przebywający z ciężko chorym czesto potrzebuja wsparcia psychologicznego,terapeutycznego.
Podjełaś ogromny wysiłek by byc matką, a czy oboje ten wysiłek podejmowaliście?
Robiko,Twój maż ma zapewne jakieś braki emocjonalne,może traume z dzieciństwa.Potrzebna jest Wam obojgu terapia.
Ale nowa znajomośc netrowa nie jest terapią chyba
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-04, 16:04   

robika napisał/a:
mnie by wykleli,jakbym wzieła rozwód...bo nie wolno!
tak zostałam wychowana!
wiernośc ponad wszystko!

I Bóg prowadzi Cię ... - jesteś na forum Wspólnoty Wiernej Miłości www.sychar.org
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4