Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Starałam się...
Autor Wiadomość
Bea
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 19:27   Starałam się...

Chciałam Wszystkich powitać :):)
Mogę od dziś być z Wami częściej:):)
Myślałam,że uda mi się kiedyś napisać świadectwo-bardzo chciałam........
Dzisiaj wiem,że raczej jest to niemożliwe.
Te 7 długich lat uświadomiły mi,że nie wszystko jest do uratowania.
Nie piszę tego by kogoś z WAS zdołować, czy powiedzieć WAM się nie uda-nie.
Pewnie byłam za mało konsekwentna, za mało wymagająca-nie chcę już tego roztrząsać.
Słuchałam EL,dbałam o siebie.Przeprowadziłam masę rozmów z Goszką, Witkiem, Amelką, Rotem. Chciałam zastosować rady wszystkich, chciałam za wszelką cenę uratować wszystko po swojemu-nie udało się.
Ale udało mi się stanąć,spokojniej odbierać kolejne "niespodzianki" męża,poukładać co nie co moje życie.
Najważniejsze czego dokonałam to to,że może nie do końca, ale pogodziłam się z myślą,że nie zawsze jest łatwo,że jest w tym wszystkim SENS.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 20:02   

Ja również na dzień dzisiejszy pogodziłam się z moją rzeczywistości,wiem,że będę sama i to przyjęłam,pogodziłam się z tym....niestety trzeba iść do przodu....sensem jest "żyć samemu,lecz godnie",pozdrawiam.
 
     
Bea
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 20:05   

Pogodzenie -tak.
Tylko my razem mieszkamy.Patrzę na to co dzień, jak z nimi rozmawia, jak zmienia się system wartości, patrzę i czasem myślę-czy to jest , czy to się dzieję naprawdę?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 20:21   

Bea, witaj.
Ja wciąż nie widzę sensu w tym wszystkim, wciąż zastanawiam się, co mogłam zrobić, co zaniedbałam.
Ale i zaczynam żyć, inaczej niż do tej pory, pogłębiam wiarę, poznaję ludzi, może i zacznę cieszyć się życiem?
Samotność wcale nie musi być zła. Szkoda tylko że zostaliśmy postawieni przed faktem, to ktoś inny zdecydował o naszym życiu, a my nie mieliśmy noc do pwiedzenia.

Weronika, napisałaś:
".sensem jest "żyć samemu,lecz godnie"
To jest właśnie to. Godnie.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 21:39   

refleksyjne te słowa...
ja chyba tez kazdego dnia coraz bardziej ( nie wiem czy godzę), chyba raczej przyzwyczajam sie do tego, ze przyszło mi zyc bez męza, bez jego miłości, pomocy, rady, wsparcia... z dnia na dzień jestciut łatwiej... sa oczywiście chwile kiedy boli tak samo mocno jak w chwili gdy po raz pierwszy wspomniał o rozwodzie, gdy dodał, ze odchodzi, nie kocha, nigdy nie wróci... sa takie chwile, ale dzieki WAm, dzieki dobrym ludziom, których na naszej drodze stawia Bog jest łatwiej, jest duzo łatwiej...
Ja tez całe zycie zyłam dla męzą, nawet wtedy gdy bylismy jeszczepara kochałam go z całego sercai byłam w stanie poświecic dla niego wszystko... to była i jest miloscbezwarunkowa, szczera, olbrzymia, ale jakze zabojcza... w momencie, gdy okazało się, ze on burzy to małzenstwo, ten związek to wali sie cały swiat... wali??? tak, wali dlatego, ze to on zamiast Boga był na pierwszym miejscu... inaczej cierpienie nie było by tak wielkie, tak ogromne, nie bolało by tak bradzo... szkoda, ze niektorefakty, przemyslenia, niektore sprawyzaczynamy rozumiec dopiero po jakims czasie... oby ta nauka nie poszła na marne...
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-18, 09:37   

I ja często zastanawiam sie nad sensem mojego życia....nad celem i zasadnością tego co u mnie. Jestem nadal żoną, mieszkam z mężem, powiedzmy jestem po kryzysie...ale moje życie im dłużesz....tym trudniejsze. Jaki to ma sens....komu służy ??
Może Wam.....bo mówię, że bycie razem ( i im dłużej) wcale nie staje sie prostsze ! Jest trudniejsze. Słowa św. Teresy...że ogródek trzeba stale pielędnować....sa dla mnie coraz bardziej trafne i prawdziwe ! przeciez jesteśmy juz tyle lat razem...a ciągle trzeba sie starać, ciągle kompromisy, ciągłe przekraczanie siebie, oddawanie siebie...a kiedy juz będzie spokój i bez wysiłku ??
Po kryzysie coraz bardziej to widzę....każdy dzień jest straniem się....to wcale nie jest łatwe, nie zawsze daje radość i zadowolenie.....czasem mam ochotę rzućić wszystko...odejść i byc już sama....ale za chwilę przychodzi siłą...więc dalej i dalej i.....dalej.
Jako to ma sens....dla kogo...po co ??
Nasze życie jest zapisane, zaplanowane....i Tylko Bóg wie dlaczego tak i tylko On wie, że TO MA SENS ! pozdrawiam !! EL.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-18, 11:55   

Bea

Różnie to z tym SENSEM bywa....
Często to zależy od naszego lepszego i gorszego dnia...
Kusy zawsze znajdzie jakieś luki, słabości, które chętnie wykorzystuje...
najważniejsze, że wiesz w czym rzecz..
Ten trudny czas Cię wzmocnił i "kolejne niespodzianki męża" już nie mają na Ciebie takiego wpływu..
Czyli jest coraz lepiej.
Mąż nie jest kimś najważniejszym w twoim życiu...

Wiesz..mój mąż często zarzucał mi, że najważniejsze jest dla mnie to co mówi Kościół...
a nie to, co on wymyśli..
Odkąd pamiętam był zazdrosny o Boga...chciał się wcisnąć na Jego miejsce...
i w jakimś stopniu to mu się udało...
Czasem, nawet podświadomie przyznawałam mu rację tam, gdzie nie powinnam...
a problemy się nawarstwiały.
On zakopał swoją miłość do mnie i na odwrót....
Teraz czekam, aż wszystko wróci na właściwe miejsce, ale NIE U NIEGO, TYLKO U MNIE, mimo, że często myśli krążą wokół jego winy, że trudno przebaczyć.
Muszę się pogodzić, że tak naprawdę nie ma innej drogi, tylko PRZEBACZENIE, niezależnie od tego co póżniej nastąpi.
Mąż mi mówi, że gdybym to ja jego zdradziła natychmiast wyrzuciłby mnie z domu.
A my nadal ze sobą mieszkamy, tyle, że tak naprawdę to osobno, nie zalewam go miłością...czuję, że wszystko ma swój czas, bo on na dzień dzisiejszy nic nie chce zmieniać, nie wierzy, że się uda.
A ja też muszę wszystko w swoim życiu poprzestawiać i pozwolić rozpalić się tej iskierce nadziei, chociaż ledwo się tli....

A to, że Twój mąż już pewne rzeczy zrobił, czy postanowił nie musi oznaczać, że nie będziecie jeszcze razem i nieraz potrzeba dużo, dużo czasu, żeby nastąpił jakiś zwrot.


wiesz co Bea..jesteś moją imienniczką, mało tego nasi mężowie też :-D

pozdrawiam cieplutko
 
     
Bea
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-18, 19:21   

Tak Atama kryzys mnie wzmocnił, zrozumiałam też,że mąż nie jest najważniejszy,że jestem totalnie uzależniona.
Kiedyś modliłam się by mąż tylko przy mnie był, nieważne w jakim stanie-kiedyś pił-nie wyobrażałam sobie dnia bez niego.
Teraz są dni kiedy myślę, że już nie wytrwam,że już nie wytrzymam tego zimna i obojętności.
Mało tego,mąż pozwala sobie na coraz więcej i czasem myślę, że właśnie powinien odejść, by już nie "karmić" mnie i dziewczynek swoją złością.
Odsunęłam się, ale to nie przyniosło efektów,wydaję mu się,że teraz to już naprawdę może wszystko-przecież mi nie zależy-tak sobie tłumaczy.
A ja naprawdę już nie mam pomysłów-żyję sobie po prostu z boku i już nie czekam na cud.
Cieszę się ,że mam dwoje dzieci, czasem trudno i nie ma sił nawet z nimi gadać, ale to tylko chwilowe.
Będę się starać sama pokazać im świat od jak najlepszej strony.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-21, 16:14   

Bea pisze:

Odsunęłam się, ale to nie przyniosło efektów,wydaję mu się,że teraz to już naprawdę może wszystko-przecież mi nie zależy-tak sobie tłumaczy.

Czy mąż Twój tak powiedział...że Tobie już nie zależy na nim? Czy tylko się tego domyślasz?

A może to odsunięcie związane jest nadal z wielkim bólem, który cały czas przeżywasz i on, mąż to widzi? Może czas szczęśliwej kobiety dbającej o siebie i o dzieci musi dopiero nadejść....A jak zobaczy, że się zmieniasz, że promieniejesz, to na pewno to zauważy i nawet nieświadomie będzie wpłynie to na niego.

A teraz spokojnie, zajmij się sobą i dziećmi, jak tu wszyscy radzą :-)
Z tego co piszesz to mąż nadal Cię rani swoim "zimnem i obojętnością"
Trwaj w Chrystusowej miłości, w przebaczeniu, a On uczyni Cię piękną i właśnie Ty będziesz emanowała ciepłem i miłością.
Ale rób to dla siebie, nie dla męża..a tylko przy okazji dla niego...

Też mam podobny problem..mąż który jest ze mną, ale nie wiadomo dlaczego...
Nie chce żadnej poprawy, żadnych zmian.
Na razie został dla dzieci....chociaż oboje nie chcieliśmy, żeby powodem były tylko dzieci...
Nie jest łatwo, w ogóle nie rozmawiamy, ale właśnie zaczynam zmiany od siebie i czasem się to udaje, ale jeszcze wracają natrętne myśli oskarżające męża, wraca to co zrobił... i to co dotyczy całego naszego małżeństwa..
On zimny i obojętny, ale czasem mam wrażenie jakby czekał na jakieś ciepło jakąś życzliwość z mojej strony..a kiedy uda mi się cokolwiek wypowiedzieć w jego kierunku, to staram się życzliwie.
Muszę powiedzieć, że to działa, jeżeli na początku nie zrażam się jego zachowaniem, chyba był nawet zaskoczony, że nie zrezygnowałam z dalszej rozmowy, mimo jego zachowania(z tym, że rozmowa nie była "o nas"- staram się nie poruszać tego tematu)

Bea jesteś jak piszesz silniejsza i to widać i trzymaj tak dalej...piękniej... :-D

też mam dwoje dzieci :mrgreen:
 
     
Bea
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-21, 19:17   

Moje odsunięcie było etapowe. Początkowo w pierwszej fazie kryzysu żyłam nie chcąc wierzyć w to co się dzieję wokół mnie.
Oszukiwałam sama siebie, wierząc w to ,że jakoś go zatrzymam.Przeszłam to ucząc się,że to nie ta droga.
Myślę,że mój kryzys trwa tak długo przez to,że nie postawiłam twardych warunków.
Myślę,że nie miałam wtedy takich możliwości,nie można postawić warunków ciągle pijanemu facetowi.
W chwili obecnej kiedy mąż jest trzeźwy-wszystko się zmieniło-tylko nie tak jak myślałam.
Warunki zostały postawione, ale on oczywiście sens ich zmienił pod siebie.
Uważa,że każdy ma żyć po swojemu, a najważniejsze,że ma do tego prawo.
Czy został ból-na pewno tak-jeszcze tak. Tylko ja inaczej już do niego podchodzę.
Mój mąż ma tysiące kobiet smsowych i nie wiem jeszcze jakich, nie interesuję mnie czy jest ktoś w realu, nie mogę całe życie być szpiegiem.
W chwili obecnej jesteśmy osobno.Zawsze to ja pierwsza wyciągałam rękę, a on dalej mnie zdradzał-nie ważne jak.
Musi wreszcie coś wybrać.
Na ten moment się nie określił,trwa w swoim brudnym świecie, w którym dla mnie nie ma już miejsca.
Atama jesteśmy chyba też z tego samego regionu :mrgreen:

Siły dużo życzę i niechby się Ci nasi mężowie wreszcie określili.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-22, 10:14   

Jesteś silna kobieta Bea

Dobrze, że postawiłaś warunek...musi wybrać, nie ma innej drogi.
To niesamowite, że po tym co przeszłaś, nadal jesteś otwarta na męża i czekasz, trwasz....

A co do szpiegowania, to też mam podobne zdanie..
To nie ma sensu, kiedy i tak wszystko jest jasne...niepotrzebna szarpanina..
Dobrze, że teraz ...chociaż nie musisz być narażona na skutki zachowań męża...
Ma czas na podjęcie decyzji..

Oj, racja...żeby Ci nasi mężowie wreszcie się określili...
Na to jednak większego wpływu nie mamy, ale całe szczęście, że same możemy się zmieniać.
Mamy przecież Chrystusa, jego miłość...
Obyśmy za Maryją mogły powtarzać..."Wielkie rzeczy uczynił mi Pan"
Bea..... bądżmy piękne jak Maryja :-D

I jeszcze ten sam region... :lol:
To mnie zaskoczyłaś....
Może uda nam się zorganizować jakieś spotkanie..? :-D

Póki co trzymaj się i dbaj o siebie i dzieci...
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-22, 13:34   

Bea, serdecznie Cie pozdrawiam i cieszę sie, że dajesz sobie radę.
całuję
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5