Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Kolęda u niesakramentalnych
Autor Wiadomość
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 09:47   

Czy zdrowi potrzebuja lekarza???????
A Bibliny pasterz nie zostawia 99 owiec i idzie szukać tej co sie zagubiła i uwięzła w cierniach?Czy jej nie wyplątuje z cierni nawet kosztem wałsnych zadrapań?
Czy w takim razie Ci niesakramentalni mają na drzwiach podczas kolędy napisac że oni sa trędowaci bo zgrzeszyli?

A Ci tzw."normalni" są czyści?Nie maja na sumieniu nic?A stopniowanie grzechów???Alez oczywiście że jest..........zaczynając od pierwszego przykazania..........najważniejszego.Najcięższy grzech jest przeciw I przykazaniu.Ale i on jest podobno wybaczalny.nawet ten.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 09:57   

nałogu, wydaje mi się, że tu chodzi raczej znowu: często o brako świadomości swojej dolegliwości i zgrywaniu chojraka w sytuacji śmiertelnej, zaraźliwej mocno choroby. Proszę bardzo leakarza miło ugościmy, tak kulturalnie, ale.. leczyć się? niby z czego?

I zrozumiała bezsilność, ból osób świadomych ich "umierania" - nasze odczucia
I tak wiadomo też: zająć się należy sobą, leczeniem siebie.. tylko ta niecierpliwość nasza - człowieku, kiedy zrozumiesz jak ciężko jesteś chory?
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 10:07   

Jestem poprostu tolerancyjna i będę. Pisałam o tym. Nie można a wręcz nie powinno sie byc takim stanowczym, zaciętym itp. Własnie przez to w przeszłości były ukamieniowania, palenie na stosie... Ale naprawde PODZIWIAM postawę wielu małzonków, którzy dochowuja wierności i kochają dalej....
Lecz takze Każdy ma wolna droge i kazdy ma prawo postapic jak mu sumienie nakazuje.
Jesli mój maz odszedłby ode mnie. Modliłabym się aby wrócił, lecz mimo wszystko chciałabym aby był szczęsliwy. Nie mogłabym mu nakazać aby żył WEDŁUG MOJEGO chcenia! Nie byłby to związek szczęsliwy, ze on tylko przez to, ze boi sie konsekwencji po śmierci jest ze mną! Jesli jedna strona nie kocha! Dla mnie nie ma juz związku. I ja tak nie chciałabym... Byłby wolny, modliłabym się za niego, ale NIGDY nie zmuszałabym, nie byłby dla mnie w żadnen sposób też kims gorszym...

I przyznam się, ze ja tak bardzo kocham swoja połówkę i raczej nie potrafiłabym byc z nikim innym i myslę też, ze byłabym w stanie trwać tak jak nasz Andrzej...
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 10:12   

Maria Anna - na ile to jest Miłość - taka postawa o której piszesz, to możnaby się rozpisać w zupełnie innym wątku. Rozumiem, że nie masz problemu - kryzysu w swoim małżeństwie?
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 10:13   

ok:) poprawiam się:)
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 10:15   

Spoko, jesteśmy tolerancyjni - bądź sobą :->
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 13:11   

Absolutnie zgadzam sie z Elzd i Kasią.
Niesakramentalni to dobrzy ludzie....ale żyją wg swoich zasad ! Pogubieni gdzieś tam....staraja się często i Boga dopasowac do tego. A kościół ? A kościół , tak ja Bóg.....kocha wszystkich i tych pogubionych chce do siebie przygarnąć.....tylko pomysłu na nas nie ma !?? Gdzie nas umieścić ??
Wiesz Wito....te ostatnie punkty , które napisałeś.....ci moi znajomi z góry i szybko z łatwoscia ocenili, że nie ma już szans ! A Ty dasz sie tak szybko przekonać, że Twojego małżeństwa nie da sie uratować ?? Bo ja nie dam i nie pozwolę....póki mam siłę i wsparnie Boga !
A co statystyk...to przecież , Ktoś na innej stronie naszego forum napisał, że w roku 2007 kościół w Polsce rozwiązał , czy unieważnił ( no nie wiem jak to sie nazywa ) ponad 13 tysięcy małżeństw.....co Wy na to ?? Niedługo kościół przegoni sądy cywilne !! Ja jestem przeciw...i już ! EL.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 13:21   

miałem tego nie wklejać gdyż link podałem - ale widzę, że brak nam zrozumienia pewnych oczywistych spraw:

o. Jacek Salij Niesprawiedliwość stereotypów

Istnieje w podświadomości Kościoła tendencja do traktowania wszystkich małżeństw, zawartych przez osoby związane już z kimś innym, w sposób jednakowy. Tymczasem najprostsza obserwacja przekonuje, że sytuacja moralna takich ludzi może być bardzo różnorodna, niekiedy wręcz krańcowo odmienna. Są wśród nich osoby, które bez skrupułów odegrały rolę strony trzeciej, wbijającej klin w poprzednie małżeństwo, ale są także ludzie pokrzywdzeni przez współmałżonka, którzy niewiele przyczynili się do rozejścia pierwszego stadła. Jedni w sytuację niezgodną z nauką Ewangelii weszli z lekkim sercem, dla innych był to dramat duchowy i moralny, w którym słabość ludzka zwyciężyła niejako wbrew ich własnej woli. Pierwsze małżeństwo mogło mieć wszystkie szanse trwałości i rozpadło się na skutek oczywistego braku dobrej woli, ale bywa i tak, że ziarno rozpadu znajdowało się już w samym, niedojrzałym, zamiarze małżeństwa.

Elzd - to właśnie większość z nas jest tą grupą, która została porzucona. Nam sie wydaje, że jesteśmy silni, dziś trwamy. Co będzie jutro? Tego nikt z nas nie wie. Powinniśmy wszyscy dobrze zastanowić sie nad słowami o. Salija.
W dalszej części artykułu, do którego link podałem o. Salij stawia tezę, że taka sytuacja nie upoważnia nas do zawarcia nowego związku. Jednak trzeba na problem spojrzeć szeroko.
"Teologia dzisiejsza rozważa wszystkie te problemy, aby nie zawieść właśnie tych, którym być może życie spłatało figla" http://www.mateusz.pl/ksiazki/mptig/mptig202.htm

Wydaje mi się że Ci, którzy porzucają o wiele rzadziej mają wątpliwości natury moralnej jak osoby porzucone, by wstąpić w nowy związek. A takich przypadków jest mnóstwo. Nie możemy wymagać od Kościoła by chował głowę w piasek, że nie ma problemu. Jest i będzie jeszcze jakiś czas narastał. Sychar nie ma takiej siły przebicia jak kolorowe czasopisma promujące "wolność".
Wątpliwości budzą sie u ludzi, którym nie udało sie małżeństwo sakramentalne z przyczyn od nich niezależnych. Często długie lata żyją w samotności zanim zawrą kolejny cywilny związek. Często przykładają sie bardziej do chrześcijańskiego wychowania dzieci niż sakramentalni małżonkowie. Czy można tym ludziom odmówić wizyty kapłana? Czy wolno nam stawiać ich na równi z notorycznymi zdradzaczami, pijakami, zazdrośnikami, itp, którzy z lenistwa nie chcieli leczyć sie ze swoich uzależnień? Którzy nie zrobili nic by ratować sakramentalne związki?

Już to napisałem raz w innym poście - nie nam osądzać.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 13:45   

Wito...a co na to słowa przysięgi - nie opuszczę Cie aż do smierci ??
Czy o jakąś godność tu chodzi ?? Czy o miłość prawdziwą....nawet tę w stanie choroby..o naszą siłę , silna wolę i trwanie przy Bogu !
Każdy ból i cierpienie mozna po ludzku wytłumaczyć.....więc niesakramentali jakoś to sobie tłumaczą... anie nam to oceniać, czy dobrze, czy źle. Mam inne zdanie....i chcaiłabym miec tyle siły, żeby przy tym zdaniu pozostać na zawsze....ale jak pisze Wito...czy my wiemy, co będzie jutro ?? EL.
 
     
amelka00
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 13:54   

"'Niesakramentalni i ksiądz z wizytą duszpasterską. Mnie to się kłóci, ksiądz przyprowadza Chrystusa, któremu oni śmieją się w twarz. Znieważają sakrament, tym samym znieważają Boga. Bo jak inaczej wytłumaczyć to co robią? Codziennie mówią Bogu NIE, a jednocześnie chcą Go przyjąć? Według mnie obłuda i zakłamanie. To tak, jakby kobieta dokonywała kolejnych aborcji, a jednocześnie mówiła, że bardzo kocha te zabite dzieci, tylko dla własnej wygody nie pozwala im przyjść na świat. "
A jak właśnie w tym momencie zapali się mała iskierka , a jak właśnie w tym momencie zrozumieją co sie stało . Jest takie jedno przysłowie " nie palmy mostów za sobą " Właśnie tak jedna owieczka bardzo zabłąkana i bardzo pogubiona , ponoć Panu Bogu najbardziej potrzebna.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 14:21   

I owszem El - to nie ten porzucony opuścił. On został porzucony i jak wyczytałem w wielu świadectwach osób żyjących w związkach niesakramentalnych - starają się te osoby niejednokrotnie poprzez modlitwę, różnoraką pomoc pomagać właśnie temu krzywdzicielowi.

Piękne jest to, że walczymy, trwamy, czekamy. Nie możemy jednak nie okazywać zrozumienia małżonkowi porzuconemu, skrzywdzonemu, często oszukanemu, który sprawiedliwości szuka w Sądzie Biskupim. Nie możemy również nie pochylić sie nad nim, jak krzyż samotnego życia będzie dla niego za ciężki. Nie każdy ma tyle siły co my dzisiaj. Nie każda krucha istotka jak Ty ma tyle siły. Są ludzie, którzy nie potrafią żyć samemu.
Inaczej ma sie sprawa krzywdzicieli - do nich Kościół kieruje obowiązek naprawy zniszczonego związku. Wyczytałem gdzieś, mogę poszukać jeżeli będzie ktoś zainteresowany, że takie osoby jeżeli żyją nawet w samotności a nie ma przeszkód by powróciły do małżonka, który ich przyjmie, nie powinny dostawać rozgrzeszenia.
Pozdrawiam Witek
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 16:41   

Oczywiście Wito....i dlatego Bóg dał człowiekowi wolna wolę....ale też z wolnej woli człowiek zabija człowieka. Rozpoznac co jest dobre, co sie Bogu podoba....ot...to jest sztuka.
Człowiek jest słaby....ja wiem....Jeżeli zechce oprzeć sie na Bogu, dostanie siłę i wsparcie....jeżeli zechce inaczej....no....po to jego wolna wolna.
Bóg jest miłosierny....każdemu wybaczy, kto poprosi o wybaczenie. EL.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 20:15   

Ze strony, którą wczoraj Witku podałeś: http://www.mateusz.pl/ksiazki/mptig/mptig203.htm
"Trudno mówić o dojrzałej wierze, jeśli dla kogoś przykazanie Boże to tylko pusty treściowo, zewnętrzny zakaz. Albo jeśli ktoś, uznając słuszność rozwiązań Ewangelii, sądzi, że jego sytuacja jest tak szczególna, iż właściwie one go już nie dotyczą."

To wlaśnie miałam na myśli mówiąc o fałszywej miłości do Boga:
Owszem, zgadzam się, ale wybiórczo, jedno przykazanie jest ważne, inne trochę wątpliwe, a inne jeszcze inne mnie nie dotyczy, bo moja sytuacja jest szczególna. I tak po trochu naciągamy, zmieniamy, dopasowujemy. No przecież Bóg mógłby być bardziej nowoczesny.
Czy o to chodzi? O zmianę przykazań, albo indywidualne rozpatrywanie? To ważne dla mnie, to dla kogoś innego, w części, w całości, może zależnie od pory roku?

Z tej samej strony:
"Kościół katolicki niezmiernie się zasłużył - także wobec współczesnej kultury, bardziej niż kiedykolwiek potrzebującej takiego świadectwa - że tak wytrwale i jednoznacznie jest wierny literze Ewangelii: "Kto by oddalił swą żonę, a pojąłby inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I gdyby żona opuściwszy swego męża wyszła za innego, popełnia cudzołóstwo" (Mk 10, 11-12)."

I jeszcze samarytanka, i chyba najważniejsze: "idź i nie grzesz więcej". Mamy wytyczne, mamy wskazaną drogę.

Witek, ja nie potępiam, nie mam prawa do oceny czy potępiania. Mam prawo mówić o tym co uważam za słuszne, zwłaszcza, że właśnie po to istnieje forum: żeby nie dać się omamić współczesnym poglądom i łatwemu życiu.
Mówimy, iż trzeba szukać usprawiedliwienia dla porzuconych, którzy żyją w nowych związkach.
W takim razie. już nie obowiązuje "weź swój krzyż i idź za mną"? To w takim razie, co mają zrobić osoby chore, niepełnosprawne? Dla nich zdrowie to inny krzyż. I nie mogą go porzucić, chyba że odbierając sobie życie.
Wiem że to wszystko jest trudne. A kto mówił że będzie łatwo?
Łatwo to właśnie wejśc w nowy związek.

Martwi mnie łatwość uzyskania stwierdzenia nieważności, ilość rozpatrywanych spraw. I wcale nie jest mi lżej, że kilka z tych spraw jest odrzucanych.
Dziś, mając tę świadomość, po terapii, po rozmowach z psychologami wiem, że i ja mogłabym wystąpić do Sądu Biskupiego. Czy byłoby mi wtedy lżej? Czy byłabym wolna od wątpliwości? Czy byłabym szczera?
Piszesz: "naczej ma sie sprawa krzywdzicieli - do nich Kościół kieruje obowiązek naprawy zniszczonego związku. Wyczytałem gdzieś, mogę poszukać jeżeli będzie ktoś zainteresowany, że takie osoby jeżeli żyją nawet w samotności a nie ma przeszkód by powróciły do małżonka, który ich przyjmie, nie powinny dostawać rozgrzeszenia."
Proszę, poszukaj, to może być też jakiś argument do rozmów z księżmi.


EL. Napisałaś:
"Bóg jest miłosierny....każdemu wybaczy, kto poprosi o wybaczenie. "
I to właśnie mówił mi mój mąż wiele razy. On liczy na łaskawsze traktowanie, bo przecież w ostatniej chwili się nawróci. A może za kilka lat, gdy już fizycznie będzie mniej sprawny, kto wie, może za mojego życia dostanie rozgrzeszenie, może żyć z tą panią jak brat z siostrą, prawda
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-17, 22:40   

Elzd nie możemy cytować wyrwanych z całości fragmentów bo będzie to właśnie wyglądało tak jak wygląda. Każdy znajdzie jakiś fragment, który dopasuje do swoich potrzeb. Dlatego podałem link, by tego uniknąć bo to trąci manipulacją.
Myślę, że sens tych bardzo trudnych rozważań o. Salija można zawrzeć w tych jego słowach:
"Z drugiej przecież strony nie sposób zaprzeczyć, że praktyka Kościoła sprawia nierzadko wrażenie, jak gdyby w naszej wierności nauce Chrystusa o małżeństwie liczyła się głównie i przede wszystkim litera. Niniejsze refleksje są próbą pokazania, że zachowując literalną wierność przykazaniom Chrystusa, można - i trzeba - czynić to w duchu miłości. Napięcie między literą a duchem należy rozwiązać nie przez odstępstwo od litery, ale przez przesycanie litery duchem."

bp. Miziołek:
"Osoby po rozwodzie nie zawierające nowego związku cywilnego

Osób, które po rozwodzie cywilnym - bądź ze względów religijnych, bądź na skutek smutnych doświadczeń z pierwszego małżeństwa, bądź dla dobra wychowania potomstwa - nie zawierają drugiego cywilnego związku i żyją samotnie, jest w Polsce pewna liczba. Są to zazwyczaj kobiety, choć zdarzają się i mężczyźni.

Pozornie wydaje się, że tego rodzaju ułożenie życia nie przedstawia problemów od strony religijnej i dopuszczenia do sakramentów świętych. Tak jednak nie jest. Za mało pouczamy wiernych; że chrześcijaninowi nie wolno występować o rozwód ani wyrazić nań zgody. Jeżeli rozwodowy sąd cywilny mimo wyraźnego sprzeciwu orzeknie rozpad małżeństwa i udzieli rozwodu, wtedy strona stawiająca sprawę po katolicku jest niewinna, a jeśli żyje samotnie i wychowuje dzieci zasługuje na szacunek, uznanie i pomoc duchową całego społeczeństwa wierzących. Jej życie może być świadectwem i przestrogą dla innych, którzy w chwilach pokusy zapominają o trwałości ich małżeństwa.

Można także usprawiedliwić osobę, która wniosła sprawę o rozwód, rozumiejąc go jako separację w przypadku moralnej niemożności spokojnego współżycia ze współmałżonkiem (na przykład w przypadku męża pijaka, awanturnika)
, i żyje nadal samotnie, gotowa do ponownego zejścia się w razie zmiany postępowania współmałżonka. Można wtedy przyjąć jej sytuację, jako nie wykraczającą przeciw zasadom chrześcijańskim o małżeństwie. Jeżeli jednak wina rozpadnięcia się małżeństwa była po jej stronie i ona wnosiła sprawę o rozwód, nie da się jej moralnie usprawiedliwić i nie można udzielić rozgrzeszenia bez uprzedniego zadośćuczynienia lub naprawienia krzywdy. To zadośćuczynienie polegałoby najpierw na wysiłku pojednania się ze współmałżonkiem i powrotu do wspólnoty życia, jeśli jest to jeszcze możliwe, a w razie niemożliwości - na wyrównaniu krzywd moralnych, pojednaniu i zabezpieczeniu odpowiedniego wychowania dzieci."

Elu celowo wytłuściłem fragmenty, którymi można manipulować (nie posądzam Cię o to) byłoby dobrze gdybyśmy odeszli od suchego cytowania czyichś wypowiedzi, lepiej podać link, niech każdy zainteresowany zapozna sie z całym tekstem. zauważ ostatnim wytłuszczonym fragmentem można posłużyć się na wiele sposobów. Jako "przymuszenie" krzywdziciela do pojednania, a także jako jego "usprawiedliwienie" kiedy nie ma możliwości powrotu do sakramentalnej rodziny.
Czytajmy te teksty w całości i jako całość je traktujmy. Przed tym przestrzega właśnie o. Jacek Salij - zauważając, że na problem rodzin rozbitych i małżeństw niesakramentalnych należy spojrzeć szeroko i indywidualnie, bo tylko wtedy możemy w pełni zrozumieć ludzką tragedię.

Elu - nigdzie nie napisałem, że należy szukać usprawiedliwienia dla osób skrzywdzonych wstępujących w nowe związki, używałem słowa "zrozumienia" a to tak jak niebo i ziemia.

I nie piszmy, że łatwo osobie skrzywdzonej wejść drugi raz w nowy związek, tego nikt z nas nie wie. Możemy jedynie poczytać ich świadectwa a tam jest zgoła co innego.

I jeszcze jedno ja podjąłem ten trud. Wziąłem ten swój krzyż i staram sie przynajmniej tak długo go dźwigać na ile mi sił wystarczy. Ale postarajmy sie zrozumieć, że nie wszyscy maja tyle siły co my - Ty Elzd, El., nałóg, kasia, która walczy ze swoją porywczością, Andrzej w swojej nadziei powrotu sakramentalnej żony... Jest wiele osób na tym forum, które mogłyby dać piękne świadectwo wytrwałości. Nie możemy jednak nie zauważać tych, którzy tu byli z nami, zostali porzuceni, a tych sił im zabrakło. Jeżeli wszystko pochodzi od Boga - to Bóg ich tak doświadczył. Czy teraz od nich mamy sie odwrócić skoro jak pisał nałóg "czy zdrowi potrzebują lekarza?"
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-18, 09:18   

Wito, od nikogo sie nie odwracamy !! Kochamy wszystkich, miłością bezwarunkową....uczymy sie nawet kochać naszych niewiernych...aczkolwiek mężów- żony.
A co do siły ...to mają ja Ci, którzy zwracają sie o nia do Boga...To Bóg nam ja daje, wspiera i pozwala trwać ! Czy nie jest też tak, że sił brakuje osobom, które i na Boga sie obrażąją ?? Tego nie wiem...pytam . Bo wiesz...w sytuacjiach trudnych często wpada się w dołki, depresje i ma się dosyc wszystkiego ! przegania sie najbliższych, przyjaciół, rodzinę a i Boga ...chce sie być samemu...a najlepiej wogóle juz nie być ! Czy to nie tak ?
Może Wito...Elzd, Kasia, ja i jeszcze tu wielu...uczepiliśmy sie Pana, a On dodaje nam sił, wspiera, pomaga i pozwala w miare godnie żyć. To taka miłość wzajemna !!

Elzd, to prawda co napisałaś....Oni ( nasi krzywdziciele) otrzymaja w ostatniej chwili przebaczenie od Boga.....tak jak ten łotr na krzyżu obok Jezusa...bo poprosił i otrzymał.
Ale mysle sobie, że jest cos jeszcze......Otrzyma przebaczenie od miłosiernego Boga...od Niego.....ale tez wtedy odezwą sie wyrzuty sumienia.....czy to wystarczy Boga prosić o przebaczenie ??
Owszem.....powiedzmy ominie piekło.....ale też nie pójdzie od razu do nieba...więc gdzie ?
Więc czyściec....A co to czyściec...sama nazwa mówi. Miesce na oczyszczenie za grzechy na ziemi. Czytałam kiedyś, że czyściec to stan duszy, kiedy ta dusza musi czekać na przebaczenie jej grzechów wszyskich, które popełniła w ciągu bycia na ziemi wobec ludzi.
Elzd....Twój mąż będzie musiał jeszcze czekać na Ciebie i Twoje wybaczenie. On będzie jeszcze musiał zobaczyć Twoje cierpienie...którego kiedys zobaczyć nie chciał...jeszcze to wszystko będzie musiało Mu przejśc przed oczyma.....( oby to trwało krótko!!)....a jak to będzie trwało tyle samo czasu ile Ty cierpiałaś ?? ŁO Matko......juz współczuję Twojemu mężowi i chyba i o Niego jeszcze zaczne się modlić...hahahhaha...już nie mówię o moim !!!! I zacznę też goręcej modlić się za samą siebie...bo te wizje, które roztaczam ( czytałam o nich)...ten czyściec...to wcale nie takie przyjemne miejce = stan bycia. Byle przebrnąc to jak najszybciej i stanąć przy Panu !! Pozdro !! EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4