Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Niby jestem z drugiej strony, ale BŁAGAM POMÓŻCIE!!!
Autor Wiadomość
darkle
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-08, 11:56   Niby jestem z drugiej strony, ale BŁAGAM POMÓŻCIE!!!

Witam
Może i pozornie ja jestem z tej drugiej strony, ale…
Opiszę wpierw może swoją historię. Jestem już od miesiąca po rozwodzie, moje małżeństwo trwało 5,5 roku wcześniej byliśmy ze sobą 5 lat. Znamy się oczywiście wiele dłużej, ale wcześniej spotykaliśmy się i kilkakrotnie ona mnie zostawiała dla innych...
Przez cały ten czas 5 lat do momentu małżeństwa wiele razem przeżyliśmy, pokonaliśmy wiele trudności i zawsze byliśmy dla siebie przyjaciółómi w trudnych chwilach. A nie brakowało ich także z powodu rodziny w jakiej ona się wychowywała: alkocholizm i awantury ojca, ciągłe pretensje matki o byle co, ogólny brak uczuć a nawet nienawiść ze strony rodziców. Stąd może pomimo że doskonale się rozumieliśmy wynikały różne konflikty związane z jej stosunkiem do mnie, brakiem okazywania uczuć, depresjami i zachowaniem w stosunku do mnie takim jakby coś złego było w okazywaniu sobie uczuć. Do tego dochodził jeszcze brak ochoty na seks, tak jakby było to coś niepotrzebnego i złego. Do ślubu jednak generalnie nie było to jakimś problemem nie do przeżycia. Kochaliśmy się i nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. Chociaż wiele osób mnie ostrzegało że to nie jest kobieta dla mnie (jej patologiczna rodzina) a i ona nie chciała czasem być ze mną gdyż nie chciała mnie krzywdzić swoim charakterem, to jednak ja liczyłem na to że po ślubie dzięki temu że wreszcie będzie miała normalne życie, bez awantur i zapewnione godne warunki do życia, ona zacznie również być całkiem normalna. W końcu jest osobą na poziomie, kulturalną nie podobną do swoich rodziców i jedynie przeżyła koszmar w domu rodzinnym. Niestety po ślubie nie zmienił się jej stosunek do seksu (Wynikający z jakichś wyimaginowanych kompleksów i jakby to było coś niepotrzebnego i złego), okazywania uczuć (twierdzi że ona tego nie potrafi bo nigdy tego wcześniej nie zaznała) itp. Do tego doszły codzienne problemy w których ja też nie jestem być może bez winy. Np. to że długi czas mieszkaliśmy we wspólnym domu z moimi rodzicami. Jej to nie odpowiadało, z kolei ja wtedy uważałem że jest to najrozsądniejsze rozwiązanie i do czasu ukończenia remontu naszego mieszkania nie chciałem tracić dodatkowo pieniędzy na wynajmowanie mieszkania tylko po to że ona nie lubi mojej matki. Tym bardziej że nie chcę tu już opisywać szczegółów lecz chodziło o to że sprawa naszego własnego mieszkania ze względów niezależnych od nas po prostu odwlekała się ciągle o miesiąc, dwa aż faktycznie trwało to niemal 2,5 roku. W końcu nastąpił ten moment zamieszkaliśmy wreszcie sami. W między czasie otworzyłem żonie działalność gospodarczą aby też mogła coś robić, zarabiać i też może się dowartościować, gdyż wcześniej twierdziła że do niczego się nie nadaje i ciągle rozpamiętywała że nie mogła (ze względów finansowych) skończyć studiów. Skoro nie zapewnili jej tego rodzice, myślę że ja także, będąc zaraz po studiach nie miałem obowiązku natychmiast jej tego zapewniać. (choć tak sugerowała jej matka  ) Chciałem jednak zapewnić nam godne warunki do życia, pracowałem myślałem o interesach, może czasem jej zdaniem zbyt dużo uwagi poświęcałem swojemu samochodowi. jednak to było moje jedyne chobby, a to że nie pozwalałem nikomu w nim śmiecić, palić i trzaskać drzwiami to chyba nie przestępstwo?! A zwrócenie uwagi komukolwiek z rodziny mojej żony traktowane było jak najgorsza obraza! Cóż, oni nigdy nie mieli samochodu, więc nie bardzo docierało do nich że współczesny samochód klasy średniej to nie syrenka którą ktoś ich kiedyś wiózł… Moja żona cały czas twierdziła że nie dorosła jeszcze w wieku 29 lat do roli matki i nie chce mieć dzieci…
Takie i inne konflikty coraz bardziej się nasilały. Moja żona nie rozumiała że ja też pracuję i nie mogę poświęcać każdej swojej wolnej chwili aby wyręczać jej w jej własnej pracy. Oczywiście zawsze mogła na mnie liczyć gdy czegoś nie potrafiła, ale nie mogłem pracować za nia bo nie mogłem być w 2 miejscach jednocześnie, a i czasem mi także należało się trochę czasu dla siebie. Chociaż godzina w tygodniu. Ona nie rozumiała że ja już byłem w swojej pracy, jej zdaniem ja tylko byłem przecież 2 godziny w naszym sklepiku, a wcześniej to po prostu się obijałem. Powoli sytuacja stawała się dla mnie męcząca. Np. kolejne odtrącenie wieczorem w łóżku skutkowało brakiem chęci do wielu rzeczy na nastepny dzień i jej pretensjami o to. Czułem się odtrącany na wszelkie sposoby, także emocjonalnie. Próba rozmowy na ten temat kończyła się zawsze awanturą. Nie wiedziałem co robić. Nie wiedziałem kto mógłby nam pomóc..
Był to jednak okres kiedy ogólnie zaczęło nam się bardzo powodzić finansowo. W między czasie remontowaliśmy mieszkanie co też było związane z trudnościami choćby organizacyjnymi.
Z kolei problemy emocjonalne mojej żony zaczeły się pogłębiać. Była ciągle nieszczęśliwa z setek różnych powodów których większość byłaby dla innej osoby po prostu zwykłą codziennością.
Zacząłem uciekać w jakąś apatię, dodatkowo mój stan psychiczny był pogłębiony poprzez kilka nieudanych prób założenia firmy o której wtedy marzyłem – spaliły na panewce.

2,5 roku temu wyjechaliśmy latem na wczasy, które moja żona spędziła właściwie z telefonem pisząc z pewnym facetem (bez złośliwości: zwykłym niedorajdą i nieudacznikiem życiowym, a do tego alkoholikiem) więc poza tym że mnie to denerwowało nawet nie byłem zazdrosny. W końcu ona go tylko pocieszała, a on ją cały czas szantażował że się powiesi jak mu sie nie pomoże.
Niestety po powrocie okazało się że moja żona się z nim spotyka!!! Wiedziała już o tym wcześniej cała ulica, gdzie mamy sklep i mieszkamy. Swoją drogą jej telefonu nigdy nie wolno było nawet dotknąć, nawet gdy kupiliśmy jej nowy i chciałem go obejrzeć wyrwała mi go z ręki i prawie pobiła!!
Nie pomogły moje prośby, grożby itp. Poznałem moją żonę z innej strony. BYŁA BEZWZGLĘDNA!!! Nie interesowało jej nic. Przypomniałem sobie że wiele lat wcześniej też kilka razy zostawiała mnie w ten sam sposób. Gdy złapałem ich razem, bez jakichkolwiek emocji, żalu skruchy czy czegoś podobnego, wprost przeciwnie z uśmiechem satysfakcji na twarzy oznajmiła mi że ona go kocha, że jestem debilem skoro nie widziałem że ona już od dawna nie nosi obrączki, że mnie nie kocha i nigdy nie kochała i czego się w ogóle spodziewałem?!
Moje życie się wtedy zawaliło. Kochałem ja ponad wszystko

Zaczął się początek koszmaru. Prosiłem, błagałem tłumaczyłem. Całe nasze otoczenie wraz z jej matką było po mojej stronie. Nikt nie mógł zrozumiec że zostawia mnie dla zwykłego menela!
Ona całe dnie wolny czas spędzała w łóżku pijąc po kryjomu alkohol i leżąc w rozpaczy.
W końcu zaczęła mieć wątpliwości czy będzie jej dobrze z kimś kogo by utrzymywać. Ja aby była szczęśliwa zaproponowałem dokończenie remontu dalszej części mieszkania. prace ruszyły z wielkim rozmachem, bez liczenia się z kosztami. Jednak nagły brak zainteresowania tym z jej strony, ciągłe smsy z tym kimś i dziwna atmosfera poskutkowała tym, że w końcu ja kogoś także potrzebowałem poznać, i poznałem. Mój związek był bardziej przyjaźnią niż czymś innym. Jednak szybko się wydał, rozmawialiśmy z żona o rozwodzie, a ja całą winę np. przed swoimi rodzicami wziąłem na siebie.
Żona zwierzyła się naszej wspólnej koleżance że z nim spała, boi się ze jest w ciąży, że nigdy mnie nie kochała, a chciała tylko wyrwać się z domu. Wiedziała że koleżanka mi to powtórzy…
2 miesiące później spotkałem przypadkowo swoją dawną miłość z czasów gdy moja przyszła żona mnie
zostawiła jeszcze 10lat wcześniej. Właśnie się rozwodziła i szybko uznaliśmy oboje że to jakiś znak i przeznaczenie. Jednak po miesiącu nadal nie mogłem zapomnieć o żonie, byłem zdziwiony że potrafię ja tak obojętnie traktować. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i wiedziałem że będą ciężkie. Ona niby nieco opamiętała się jednak chciała się wyprowadzić.
Kolejny raz prosiłem aby spędziła ze mną choć wigilię a w zamian kolejny raz usłyszałem obrażanie mnie, i jak dobrze jej było z nim w łóżku, choć jak niedawno przyznała jest impotentem. Było to typowe dla niej wywodzące się z domu zachowanie: jak najwięcej naubliżać, wykrzyczeć co tylko przyjdzie do głowy aby sprawić jak największą przykrość, tak jakby chodziło o to że się w ten sposób coś wygrywa? Nidy tego nie rozumiałem po co tak…

Jednak w wigilię coś się zmieniło. Co prawda skrzywdziłem dziewczynę która wiązała ze mną nadzieję ale pojawiła się szansa na ratowanie mojego małżeństwa. Wybaczyłem jej. Tak bardzo ją kocham. Niestety ona mnie nie musiała przepraszać, kolejny raz ja walczyłem o nią za wszelką cenę, nawet godności. Powoli zaczęliśmy wszystko odbudowywać. Zmieniłem pracę gdyż miałem nadzieję że więcej zarobię (prowizje), zapewnie jej więcej i ona wreszcie będzie szczęśliwa. Niestety odniosłem porażkę, po części spowodowana moim stanem psychicznym. Przez niemal rok czasu zacząłem zarabiać grosze. Ona zaczęła mi wypominać że mnie utrzymuje, choć nadal w każdej wolnej chwili jej pomagałem.
Znaleźli się kolejni mąciciele i „panowie od kawy” I chociaż mnie nie zdradzała to jednak była ciągle nieszczęśliwa, gdy próbowałem z nią porozmawiać np. na temat naszego nieudanego pożycia (dla niej zbędnego) wyrzucała mi że nie pozwoliłem jej odejść.
Znów powoli zacząłem podnosić się pod względem finansowym i psychicznym.

Ona znów zaczęła leżeć w łóżku pijąc piwo i śpiąc. Robiąc mi wyrzuty i awantury z byle powodu, tłumacząc wszystko depresją. Coraz bardziej zaczął mi przeszkadzać jej 65-letni przyjaciel, który co prawda pomógł nam podczas jej romansu. Niestety ona wolała jego towarzystwo, opinie niż moją. Mnie nie chciała słuchać. Prosiłem go aby wytłumaczył jej, jako ze ona go uważa za przyjaciela, że swoim postępowaniem w końcu mnie zrazi. Jednak zaczęło do mnie docierać że on próbuje zniszczyć nasze małżeństwo i liczył że będzie miał ją wtedy dla siebie!!
Facet cały czas wmawiał jej że to moja wina, ona taka jest i po prostu tak się zachowuje. A jego zdaniem, to ja powinienem jako facet zaakceptować i zrozumieć jej najgorsze zachowanie!!! Ale wtedy ja tego jeszcze nie wiedziałem. Nie mogłem się z nią dogadać.
I wydaje mi się że gdy wyczerpałem wszelkie możliwe środki, argumenty, prosiłem o pomoc lekarzy psychiatrów, osoby z jej i mojej rodziny stało się coś czego się można było spodziewać.
Pół roku temu zacząłem się spotykać z dziewczyną która do tej pory tylko mi się podobała, ale jest normalna, co prawda ma dziecko, ale…
Też jej się bardzo nie ułożyło życie do tej pory, wiele przeszła.

Wszyscy już zapomnieli co było 2 lata wcześniej, jak postąpiła moja żona i jak cierpiałem. Do tej pory nie otrząsnąłem się po tamtym jak mnie zdradziła ona. Gdyby nie to dalej walczyłbym o to by była ze mną szczęśliwa. Jak powiedział psychiatra który leczy jej depresję: ona nie potrafiła docenić tego co miała ze
mną.
Dla wszystkich z jej otoczenia jestem bydlakiem, łachudrą śmieciem itp. A to dlatego że po wielu latach brakło mi sił by ciągle walczyć o coś co traciło sens. Bo się załamałem gdy prosiłem ich o pomoc a oni tylko mącili i buntowali moją żone przeciwko mnie…

Dlaczego znalazło się tyle osób które niszczyły nasze małżeństwo, a nie znalazł się NIKT kto by nam pomógł, chociaż prosiłem kogo i gdzie mogłem???
Miałem wątpliwości, nie wiedziałem jak postąpić.

Żona nagle zaczęła mnie kochać, rozpaczać, jednak za wszystko obwiniała mnie. 11 grudnia odbył się nasz rozwód. Oboje płakaliśmy gdy sędzia ogłaszał wyrok. Nadal mieszkamy razem. Czasem się kłócimy czasem wreszcie udaje nam się pierwszy raz od 2 lat normalnie rozmawiać. Ona nagle została zupełnie sama, opuszczona przez wszystkich. Ta druga wiem że mnie kocha, zależy jej na mnie i wiąże ze mną bardzo poważne plany. Nie wiem czy mój stosunek do byłej już żony to nadal miłość ponad wszystko czy ogromne przywiązanie i przyzwyczajenie. Nie wiem już co powinienem robić, ratować małżeństwo co może się skończyć kolejnym rozczarowaniem czy definitywnie rozstać się z żoną i ułożyć sobie od nowa życie z normalną kobietą? Jestem już wrakiem psychicznym, cierpią na tym wszyscy. Błagam o pomoc! CO MAM ROBIĆ? Zaczynam czasem wariować, jednak brak mi sił żeby ze sobą skończyć.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-08, 12:19   

Spróbuj zacząć od spowiedzi z całego życia, żeby uciąć mieszanie ZŁEGO.
To ma być spowiedź - wyznanie grzechów - a nie rozmowa z księdzem na temat aktualnej sytuacji.
spowiedź
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-08, 14:34   

darkle napisał/a:
Dlaczego znalazło się tyle osób które niszczyły nasze małżeństwo, a nie znalazł się NIKT kto by nam pomógł, chociaż prosiłem kogo i gdzie mogłem???


To pytanie i ten ból też przeżywałem i nadal przeżywam po latach - rożne kręgi wspólnoty Sychar są odpowiedzią na ten problem.

Czas uzdrowienia - zawsze możliwego jest długi nawet bardzo długi. To jakaś tajemnica miedzy Tobą a Bogiem. Uciekaj od obsesyjnego myślenia tylko o tym jednym problemie - a jednocześnie dobrze czekać na ten czas łaski gdy Bóg będzie Cię wzywał do myślenia przebaczenia metanoi. Oby nie było pocieszycielek!!!! Tak to widzę po według swojego doświadczenia. Jedź z nami na kolejne rekolekcje. SPOWIEDŹ - to super ważne może w czasie odosobnionych rekolekcji !!!!!!!!!

Nie uciekaj proszę od pisania na forum.
 
     
michaela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-08, 16:32   

Darkle! Ja przez trzy lata byłam tą stroną, która krzywdziła... Mój mąż w końcu poddał się - powiedział, że nie umie mnie już kochać, odnowił znajomość ze swoją dawną miłością, która odchodzi właśnie od męża. Ale ja cały czas walczę - wierzę, że mój mąż znajdzie w sobie tyle siły, żeby mi przebaczyć i żyć dalej ze mną jako swoją żoną. Jestem w strasznym dołku, mimo to liczę ciągle na jakąś łaskę, jakiś cud... Bardzo pomaga mi modlitwa, wiesz? Bez niej już dawno bym się poddała.
Jeśli ktoś z forumowiczów - tych którzy byli ranieni przez swoich współmałzonków - i przebaczyli - mógłby mi dać jakąś radę co robić, jak walczyć o małżeństwo, to będę niezmiernie wdzięczna.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-08, 16:35   

Zastanowiło mnie zdanie : " Jak powiedział psychiatra który leczy jej depresję: ...."
Jakim prawem psychiatra opowiada komuś o swojej pacjentce? Depresja nie jest chorobą psychiczną, pacjent ma prawo do zachowania tajemnicy, którą dzieli się z lekarzem. Ja bym takiego psychiatrę ..... ukarała zgodnie z kodeksem lekarskim.

I jak moi przedmówcy - zaleciłabym Tobie spowiedź z całego życia, z większym naciskiem na wspólne małżenskie lata.
Wiesz, trudno mi uwierzyć, że jedynym Twoim błędem było spędzanie życia przy ukochanym samochodzie, chociaż wiem, że niewinne na pozór hobby może stanowić zaczątek rozpadu małżeńśtwa. Jeśli ktoś bardzej ceni swoje hobby-zabawki, niż rodzinę.
A co do tamtej dziewczyny, nie Ty ją skrzywdziłeś, ona sama się krzywdzi - szukając mężczyzny, który już jest czyimś mężem.
Tak, spowiedź generalna, to chyba bardzo by pomogło.
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-09, 12:45   

ELZD: "Jak powiedział psychiatra który leczy jej depresję: ona nie potrafiła docenić tego co miała ze mną" - według mnie w tym zdaniu nie ma naruszenia tajemnicy lekarskiej.

Oczywiście nie znamy całego kontekstu rozmowy, ale w tym zapisie nie widzę powodu do tak daleko wysuniętej Elu opinii.

Michaela! Modlitwa jest dobrym zawsze rozwiązaniem. Konieczne jest uciekanie od obsesyjnego ciągłego myślenia o sprawie to takie dopowiedzenie do tego co napisałem wcześniej w tym temacie.
 
     
darkle
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-09, 13:13   

Dzięki Wam za odpowiedzi oraz zainteresowanie moim tematem. Dziś mam podły nastrój bo znów mam problemy z żoną. wczoraj było miło wieczorem, staraliśmy się jakoś dogadywać. Jednak ona wykorzystała moment gdy usnąłem i troszkę pobawiła się moim telefonem. Oczywiście poza zwykłym przeglądaniem wykasowała mi pare numerów (między innymi do jej byłego kochanka) i napisała z niego kilkanaście smsów do kobiety z którą obecnie się spotykam. Nie wiem co ale trochę namieszała. I chociaż zrobiłem jej rano z tego powodu wyrzuty i nakrzyczałem, to jednak nie widzę powodu aby znów mnie wyzywała od najgorzszych i wyrzucała z domu który tak naprawdę jest po moich rodzicach. Co prawda obiecałem jej że sie wyprowadzę, ale przecież nie pod most...

Nie mogę już tego znieść, tego wyzywania, obrażania mnie i poniżania w najbardziej dotkliwy sposób jaki jej przyjdzie do głowy.
Opisałem Wam wszystko jak było, wydaje mi się że na to nie zasłużyłem! Ona nie potrafiła i nie potrafi rozmawiać, potrafi tylko ubliżać. A nawet kłótnia powinna być po prostu udowadnianiem swojej racji, moim zdaniem, a nie tylko sprawianiem jak największej przykrości drugiej osobie. I to też jest właśnie powód tego co się ze mną stało, że sobie w końcu kogoś znalazłem. Chociaż wszyscy znający moją sytuację dziwią się że nie potrafię o niej zapomnieć...

Co do psychiatry była to zwykła płatna wizyta w której miałem nadzieję uzyskać pomoc dla mojej żony i głównie dla NAS.

Nie mam już siły ciągle walczyć! Ja tylko chciałem spokojnie żyć! Uczciwie i bez zdrad..
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-09, 13:32   

Serdecznie witam:)

Zapewne słyszałeś o Herodzie... Taki gostek , co to zdało się mu ,że wszystko może, że pieniądze i władza dadzą mu poczucie bezpieczeństwa...to taki gostek ,który szukał "szczęścia" w niesakramentalnym związku, to taki gostek co to zabiegał o "dobre" imię. To taki człowieczek , który reprezentuje "mocną" grupę społeczną.
I DLACZEGO CIąGLE SIE BAł? Takiego Maleńkiego Dzieciątka....
Czego boisz sie Ty? Konfrontacji z Prawdą? Z Bogiem? Ze swoimi słabościami...bezradnością?
Nie musisz mi odpowiadac, nawet nie chce.
Pozdrawiam serdecznie, jestem pełna nadziei w uzdrowienie Waszego Sakramentalnego małżeństwa. Pierwszy krok , to zerwanie z tym co złe i otwarcie sie na łaskę Bożą. Zacznij od siebie. Znajdziesz siły...

Pamiętam w modlitwie
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-09, 19:58   

darkle napisał/a:
Nie mam już siły ciągle walczyć! Ja tylko chciałem spokojnie żyć! Uczciwie i bez zdrad..


Nie rezygnuj z wierności i proś Boga, aby walczył za Ciebie. Bez zdrad i uczciwie można żyć i warto żyć bez względu na okoliczności.

Święta Rodzina jest obrazem małżeńskiej więzi - sami nic nie wywalczymy - co nie znaczy by być biernym jeśli coś dobrego mogę zrobić. Ale od tego nie zależy jedność małżonków jest wyższy i ważniejszy pułap więzi małżonków.

To znaczy pozwól Bogu się wtrącać w Twoje małżeństwo; najlepiej byście pozwolili razem ale to od Ciebie nie zależy.
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-12, 23:01   

Twoja żona wywodzi się z alkoholowej rodziny, zachowania patologiczne same nie znikną , potrzeba długiej pracy na terapii DDA. Oczywiście to można wyleczyć ale to długa droga i tylko z pomocą Pana Boga. Twoja żona bardzo potrzebuje terapii , podaję stronkę, która wiele Ci wyjaśni www.dda.pl
 
     
darkle
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-14, 07:16   

Ann3 napisał/a:
Twoja żona wywodzi się z alkoholowej rodziny, zachowania patologiczne same nie znikną , potrzeba długiej pracy na terapii DDA. Oczywiście to można wyleczyć ale to długa droga i tylko z pomocą Pana Boga. Twoja żona bardzo potrzebuje terapii , podaję stronkę, która wiele Ci wyjaśni www.dda.pl


Dziękuję
Mam nadzieję że będę miał okazje pomóc swojej żonie, że będzie jeszcze tego chciała. Pewnie gdybym wiedział że ona mnie kocha znalazłbym w sobie siłe na to wcześniej. Opisałem co zrobiła mi 2,5 roku temu. Ona widzi tylko to co stało się teraz. Gdy, kolejny raz zdrenerwowany jej podłym w stosunku do mnie zachowaniem, powiedziałem jej że dobrze zrobiłem zostawiając ją, wykrzyczała że to nie ja ją zostawiłem ale ona wtedy iw róciła do mnie tylko z litości..
Pozdrawiam
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-14, 14:01   

Emocje - złym doradcą. Ale dobrze rozumiem tę sytuację i nie dziwią reakcje.
 
     
darkle
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-15, 07:47   

Tylko dlaczego ja muszę zawsze panować nad emocjami, ona nie musi, a nawet zawsze celowo stara sie mnie celowo wyprowadzić z równowagi. A naprawdę potrafi. Ma w sobie wrodzoną złośliwość po swoich rodzicach. Wie jak gestami, minami, przedrzeźnianiem i opowiadaniem zmyślonych rzeczy doprowadzić do szału. Ja jestem od dziecka bardzo nerwowy, i jest to cecha raczej wrodzona. Nauczyłem sie nad tym panować. Często powyzywam, ale raczej zawsze na czynność która mnie zdenerwuje, nigdy nie wyżywam sie na kimś kto mi nie zawinił. Ale Ona może robić wszystko. Bo przecież ci którzy nasze małżeństwo zniszczyli wmawiali jej że ona ma się tak zachowywać bo ona taka jest, to ja mam pracować nad tym żebym to potrafił znieść, bo inaczej ją stracę. Dlatego w końcu po latach miałem DOŚĆ.
A ci ludzie niech na zawsze smażą sie w piekle za to. Cokolwiek to znaczy. Skąd biorą się tak beznadziejni ... ludzie (tu nie chcę nazywać ich tak jak o nich myślę)
Ja na razie sobie odpuściłem, nie warto poświęcać czasu i pieniędzy, ale czasem miałem ochotę urządzić im to piekło yu na ziemi. A naprawdę mam duże możliwości..
:-) I niech sie naprawdę modlą żeby to co mi zniszczyli udało mi sie naprawić, bo inaczej nie będę miał juz nic do stracenia. I resztę swojej energii poświęce im. A na nich jeszcze wystarczy.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-15, 08:32   

darkle.......mozesz nie panować nad emocjami,po co????
No....przecięż Ty od dziecka jesteś nerwowy i masz to jako cechę wrodzoną.........
A to napewno pozytywna cecha?Czy raczej wada charakteru-porywczość.
No....dalej.Swoje poczucie winy przeżucasz na innych,na otoczenie.....no,to oni są winni bo nie pomogli........ bo to oni zniszczyli Twoje małżeństwo..... czy to nie jest racjonalizowanie?czy to nie jest wypychanie prawdy?
Ona,ona,ona...... a gdzie Ty byłeś?jako narzeczony?jako młody maż?
Nie widziałeś że rodzina żony jest dysfunkcyjna? że jest nałóg? i co sobie wtedy wyobrazałeś?
A czy czasami u Ciebie nie jest wysoko postawiony perfekcjonizm?(nie pozwalałaś śmiecić,trzaskać drzwiami).
Czy Ty po ślubie nie chciałeś uzywać żony jako wyzwalacza do seksu?TYLKO UZYWAĆ?Żona nie jest do uzywania,ona jest stworzona do miłości,to nie rzecz.Rzeczy sie uzywa,żonę sie kocha.
Darkle............ a pycha? gdzie u Ciebie jest umiejscowiona? Bo w stosunku do rodziny żony wyrażasz sie z pogardą,opisujesz jako nizszego rzędu rodzinę...... No,a nie widziałęś wtedy gdy usiłowałeś ją wmanewrować w małżeństwo ze soba? Wtedy nie pili,nie trzaskali drzwiami u Syrenki 105?.
W ostatnim poscie dajesz upust mściwości,żądzy zemsty,Bo Ty cos znaczysz....bo masz możliwości.........
Oj facet.......... przetrzyj Ty dobrze lustro,zobacz siebie w tym lustrze,popatrz no na swoje wady i zalety.Popatrz co zrobiłes dobrze a w czym poprostu dałęś ciała.
Darkle.....za kryzys w małżeństwie w znacznym stopniu odpowiada mężczyzna,(niektórzy twierdzą,szczególnie damska część że prawie w 100%) bo żonę traktuje jak pogotowie seksualne,bo traktuje ja jak rzecz,bo nie potrafi nawiązać przyzwoitych kontaktów z rodziną żony,bo nie potrafi być głowa rodziny..
Za kryzys w małżeństwie w ogromnej większości odpowiada facet. Najczęściej nie umie, nie potrafi być mężem, nie potrafi być ojcem. Nie zapewnia swojej żonie, swojej rodzinie bezpieczeństwa. Facet który szuka potwierdzenia swojej męskości u kobiety ( z krzaków )nie jest w pełni dojrzałym facetem, nie czuje istoty męskości. Jest tylko męskim szowinistą
A teraz możesz sie na mnie obrazić nawet za włożenie Ci palca do oka.
Ale mam wrażenie że szukasz usprawiedliwienia dla swojego rozwodu,próbujesz przeżucić odpowiedzialność osobistą na szersze forum.No ....bo Cię tu nie potępiono,bo ktos nad Tobą się użalił. Masz usprawiedliwienie.Zracjonalizujesz swój czyn.
 
     
darkle
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-15, 13:06   

Nie obrażam się
Każda opinia jest dla mnie cenna, i w Twojej jest też wiele racji. Pewnie gdybym nie czuł sie w jakiejś części winny, nie miałbym wyrzutów sumienia. Ale poza oczywiście sprawami które w miarę uczciwie opisałem, moja główna wina jest to że się poddałem, byłem słaby i nie miąłem juz siły walczyć o mój związek.
Pozdrawiam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5