Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozwód - życiowa porażka?
Autor Wiadomość
bolek
[Usunięty]

  Wysłany: 2008-11-10, 14:38   Rozwód - życiowa porażka?

:?: To bardzo trudne przyznać się najpierw przed sobą, później przed całym światem, że poniosło się porażkę, życiową porażkę :cry: . Bo jak nazwać widmo rozwodu po ponad 21 latach małżeństwa :?:
Już któryś raz prubóję napisać o swoim przypadku, bo choć wszystkie są podobne, to jednak każdy inny. Czy Ktoś mi pomoże wyrzucić z siebie ten cały ból? Wiem, że tak, po to tu jestem, ale tak trudno się otworzyć!
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-10, 15:44   

Witaj, Adam. Pisz - co Ci leży na sercu. Najlepiej zacznij od początku......

Czy rozwód jest porażką? Dla mnie tak - wielką zyciową porażką. Nie ma chwili, abym się nad tym nie zastanawiała. Od ponad miesiąca jestem rozwódką i chyba własnie przyszedł czas na refleksje.
Smutek coraz większy, choć na co dzień nie pokazuję tego po sobie. Mijam szczęśliwego męża i jego dziewczynę - za kilka dni będą mieli dziecko i są tacy szczęśliwi, uśmiechnięci. Może gdybym ich nie widywała, byłoby lżej.........

Adam - a czy na pewno ten rozwod będzie - może da się jeszcze popracować nad zwiazkiem? Może się da?
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-10, 16:39   

Od początku? No dobra.
Kiedy już miałem za sobą pierwszą miłość długo nie chciałem się angażować. Mijały lata. Na mojej drodze pojawiło się dziecko (dziewczynka w wieku 16 lat, ja miałem 25). Tyle, nawet jej nie zauważyłem. Po trzech latach spotkaliśmy się ponownie, zaproponowała wymienić się adresami. Rok później pobraliśmy się. Oprócz nawyków starokawalerskich miałem niewielki problemik z samym sobą. Mijały lata. Problemik powiększył się do problemu. Nie rozmawiałem o tym z żoną. Trzymała nas jej wielka miłość do mnie, a ja pogrążałem się coraz bardziej. Od kilku lat problem urusł do niewyobrażalnych rozmiarów. Tkwiło to w mojej głowie do momentu, kiedy żona poprosiła o rozwód. Przestałem jeść, spać, wbiłem sobie do łba, że nie jestem nikomu potrzebny i próbowałem zrobić coś strasznego, że aż mnie jeszcze dzisiaj ciarki przechodzą. W końcu byłem już tak wyczerpany, że wylądowałem w psychiatryku.
Powoli dochodzę do siebie. Mam dużo czasu na przemyślenia. Lekarze - beznzdzieja podpowiadają żonie by się ze mną rozwiodła. Jedynie psycholog stara się zrozumieć i pomóc. Nie wim co będzie dalej, ale wiem jedno CHCĘ ŻYĆ, chcę być, chcę...
Żona była już u prawnika i ma wszysko obmyślone. Ja wiem, że bardzo skrzywdziłem Tą, którą tak bardzo kocham. Nie zdawałem sobie sprawy, że to co robię prowadzi do utraty tego co mogło mi się przydarzyć najlepszego w moim życiu. Dopiero teraz otworzyły mi się oczy, na to co było złe. Wiem, że bardzo kocham.
Moja żona nie czuje nic, ani żalu, ani złości po prostu nic. Mówi, że się wypaliła, że umarłem dla niej, że to koniec. Prosi tylko, bym nie robił problemów z rozwodem.
Jak mam postąpić?
Moja żona jest osobą upartą i bezkompromisową i ... Cały czas mam nadzieję, że do tego rozwodu nie dojdzie. Odbyłem szczerą aż do bólu spowiedż z całego swojego życia. Modlę się i wierzę, że moje modlitwy zostaną wysłuchane.

Sam sobie muszę udowodnić jak wartościowym jestem człowiekiem.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-10, 19:08   

Adam - niewiele Ci można podpowiedzieć, nie wiedząc, co za problem jak robak drążył Twoje małżeństwo. I czy wyszedłeś z tego ( nie wiem, czego). Warto ratować małżeństwo - czy to było aż tak niszczace? Staż masz spory - długo więc żona wytrzymywała - nie wiem, co; lub było dobrze, a Ty wyolbrzymiasz coś - nie wiem co.
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-10, 19:30   

Może nie małżeństwo a raczej mnie. A ja przez rozczulanie się nad sobą doprowadziłem do powolnego zniszczenia mojego związku. Problem tkwił w moim umyśle, teraz już go nie ma, wyrzuciłem go w długich rozmowach z psychologiem. Szkoda, że nie zrobiłem tego wiele lat temu. Moja jedyna kobieta straciła do mnie całe uczucie i zaufanie. Nie chce rozmawiać o problemach, nigdy nie chciała. Mówiła, że to jej nie przeszkadza, że to nie problem. Ale mi przeszkadzało, narastało we mnie, dalej było gorzej i coraz gorzej. Być może mógłbym przedstawić ten problem, ale nie na ,,forum" Masz jakiś pomysł?

[ Dodano: 2008-11-19, 21:05 ]
Dzisiaj znowu rozmawialiśmy o rozwodzie. Nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle spokoju, nie poznawałem samego siebie. Agnieszka już wszystko wymyśliła i zaplanowała. Pierwsze, to rozdzielność gospodarzcza. Sam pozew złoży trochę później, a dzisiaj chciałaby także rozdzielności fizycznej tj. abo żebym ja się wyprowadził, albo Ona wynajmie mieszkanie i wyprowadzi się z dziećmi. Przez ułamek sekundy przeleciała myśl ,,S", ale szybko ją przegoniłem. Jestem coraz w lepszej formie przede wszyskim psychicznej.
Kiedy pod koniec rozmowy zapytałem czy po ,,wszystim" będziemy mogli być przyjaciółmi odpowiedziała, że często małżeństwa po rozwdzie są dla siebie dużo bliższe niż przed. Poczułem się lepiej. Wiem, że to od mojego postępowania zależy jak będzie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9