Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Miało być ŚWIADECTWO, jest... BÓL
Autor Wiadomość
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-16, 21:41   

lodzia napisał/a:
Chmurka, mnie też się wdaje że nie zakomunikował bo wcale nie wie co począć, bo się miota.... Skoro sam się odezwał przed weekendem i chciał rozmawiac znów to zrobi... to tylko kwestia czasu.


Tak, odezwał się. Chciałby wziąć z domu rękawiczki, bo zimno mu gdy jeździ do pracy na rowerze... Nie zadzwonił do mnie, ponieważ "nie wiedział, że ma mnie poinformować o tej decyzji", "nie wiedział, że na nią czekam". Poinformowałby mnie, gdyby chciał wrócić. A skoro zdecydował się wynająć mieszkanie, to nie widział sensu...

[ Dodano: 2008-09-16, 22:54 ]
Dziękuję Wam za Wasze odpowiedzi.
Ostatnio zastanawiam się, gdzie powinna być w tym wszystkim nadzieja. Ale nie nadzieja na to, że z pomocą Boga będę szczęśliwa nawet bez męża i bez innego mężczyzny u boku trwając w wierności mężowi. Ale nadzieja na to, że Bóg , dla którego NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO, uzdrowi nasze małżeństwo, nasze relacje. Wiara w to, że tak będzie. Wiara w to, że Bóg pragnie naszego małżeństwa i naszego uzdrowienia. Czy pragnie?
Ktoś tutaj kiedyś napisał, że trzeba modlić się tak jakby to o co prosimy zostało już nam dane. Ale czy to nie jest pewnego rodzaju zuchwałość? Może Bóg wcale nie chce nam tego dać? Gdzie jest nadzieja, a gdzie już złudzenia? Czy taka modlitwa to nie złudzenia? Ja obecnie nie znajduję odpowiedzi i męczy mnie to coraz bardziej. Zaczynam przeżywać kryzys w mej modlitwie :-(
Podzielcie się ze mną jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-16, 22:30   

Rozumiem co czujesz - nadzieja, czy złudzenia. Ktoś mi powiedział poprostu sie z tym pogódź i żyj swiom życiem i nie rób sobie złudzeń, a ja sie czepiłam tej nadziei, modlitwy,
jakby to było pewne, że da sie to wszystko uratować. Mam chwile zwątpienia, ale walczę. Na obecną chwilę siedze w drugim pokoju, uspokojona, wyłączłam myślenie o mężu, nawet się na tym złapałam, że nie dręczą mnie myśli - a co on tam przy tym komputerze robi, poprostu niech siedzi. Teraz wszystko w rękach Boga.... ,jak będzie tego nie wiem, choć w tej chwili wierzę, że będzie dobrze, widzę nas razem, po trudach i znojach. Nadzieja to czy złudzenie? Sama nie wiem...
Proszę Cię jeszcze o cierpliwość, nie poddawaj się, ale nie naciskaj, nie pytaj. Podzielę sie z Tobą teraz swoim spokojem, swoją ciszą, swoim ciepłem, Owiń się tym szalem i myśl pozytywnie. Będzie dobrze.
 
     
chris
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-17, 08:26   

samotna napisał/a:
Ktoś mi powiedział poprostu sie z tym pogódź i żyj swiom życiem i nie rób sobie złudzeń, a ja sie czepiłam tej nadziei, modlitwy,
jakby to było pewne, że da sie to wszystko uratować.


ja też to słyszałem wiele razy. staram się, chociaż różnie wychodzi.
Na niedzielnej mszy św. usłyszałem "patrzcie na krzyż i módlcie się, a wtedy dzieją się rzeczy wbrew rozumowi i logice".
nadzieję ciągle mam...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-17, 11:29   

Chmurka napisał/a:
Dziękuję Wam za Wasze odpowiedzi.
Ostatnio zastanawiam się, gdzie powinna być w tym wszystkim nadzieja. Ale nie nadzieja na to, że z pomocą Boga będę szczęśliwa nawet bez męża i bez innego mężczyzny u boku trwając w wierności mężowi. Ale nadzieja na to, że Bóg , dla którego NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO, uzdrowi nasze małżeństwo, nasze relacje. Wiara w to, że tak będzie. Wiara w to, że Bóg pragnie naszego małżeństwa i naszego uzdrowienia. Czy pragnie?
Ktoś tutaj kiedyś napisał, że trzeba modlić się tak jakby to o co prosimy zostało już nam dane. Ale czy to nie jest pewnego rodzaju zuchwałość? Może Bóg wcale nie chce nam tego dać? Gdzie jest nadzieja, a gdzie już złudzenia? Czy taka modlitwa to nie złudzenia? Ja obecnie nie znajduję odpowiedzi i męczy mnie to coraz bardziej. Zaczynam przeżywać kryzys w mej modlitwie
Podzielcie się ze mną jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie.

A jaka jest Twoja relacja z Jezusem?
Bóg to Trzy osoby Boskie.
Nie ma oderwania. Dla katolika Jedność Trójcy Świętej jest Pełnią Miłości.
O taką Miłość prosimy Boga na ziemi.

Może nie odnalazłaś jeszcze tak naprawdę tej relacji z Jezusem?
NADZIEJĄ TWOJĄ MA BYĆ CHRYSTUS, NIE COKOLWIEK INNEGO.
Odnajdź Nadzieję - Chrystusa - odnajdziesz nadzieją każdą inną.
Dlatego może masz brak nadziei, bo to ON MA BYĆ NIĄ.
Potem plany, potem marzenia, potem nasze chcenie, potem cokolwiek.

Potem "o cokolwiek prosić będziecie, da wam.."
Potem.
Najpierw ON.


wszelkie wątpliwości uzgadniamy z Nim - Synem Bożym.
Zwracając się do Boga czy pamiętasz o Miłości Jezusa do nas.
Tej Miłosci Ukrzyżowanej.
Co czujesz patrząc na Krzyż?
Patrząc na Krzyż - odnajdujemy Miłość - każdą.
Ale czy patrzysz na Krzyż.. Patrzeć na Krzyż. Najpierw On - Bóg- Człowiek.
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 00:02   

Coraz częściej i coraz intensywniej myślę o radykalnym odcięciu się od męża. Wiem, że to może być bardzo trudne i jaki skutek wywoła nie wiadomo i nie wiem czy naprawdę tego chcę, ale nie mam już siły na to "coś" co jest teraz między nami. Mąż mój dzwoni co kilka dni, średnio co tydzień przyjeżdża po coś, bo dużo jego rzeczy jest jeszcze w naszym domu. Wtedy robi kawę, rozmawiamy sobie i jest naprawdę miło. Ale dla mnie daje to nadzieję, a potem regularnie przychodzi rozczarowanie i dół...

Dziś mój mąż zadzwonił i z radością w głosie podzielił się ze mną informacją, że wziął urlop i wybiera się SAM na tygodniowe wakacje. Jedzie w miejsce, które kocham, gdzie zawsze na wakacje jeździliśmy razem, gdzie byliśmy w naszej podróży poślubnej. Jedzie, bo chce się zrelaksować i jak powiedział "musi uczyć się jeździć sam beze mnie, skoro nie chce być ze mną". Popłakałam się ze smutku. Pod wpływem mojego żalu i gniewu wywiązała sie poważna rozmowa. Mąż powiedział, że będzie trzymał się swojej decyzji, że musi myśleć o sobie, że rozstając się ze mną robi, to co dla NIEGO najlepsze, że teraz jest dla siebie najważniejszy. Chce, abym zrozumiała dlaczego nie może być ze mną, a nie może, bo "nie może żyć dłużej w tym związku". Koniec i kropka. Oczywiście boleje nad tym, że mnie rani, nie chce tego, ale innego wyjścia nie ma.

Zastanawiam się już od pewnego czasu nad odcięciem się od męża:
- nad przepisaniem naszego mieszkania na mnie - mąż tego chce ( dla męża to chyba rodzaj rekompensaty, a ja do końca nie wiem czy chcę tego, bo nie chcę go tego mieszkania pozbawiać, chciałabym, aby to był również jego dom)
- nad spakowaniem wszystkich jego rzeczy i poproszeniem, aby je zabrał skoro wynajął sobie mieszkanie
- nad zerwaniem kontaktów z mężem - telefonów i spotkań
I sama nie wiem czy to będą dobre decyzje. Ale taka już jestem zmęczona tymi kontaktami, które do niczego dobrego nie doprowadziły, choć nie ukrywam cieszyłam się, że mąż dzwoni i przyjeżdża.
 
     
supeł
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 09:43   

Kochana wiem jak Ci ciężko, bo sama szarpię się już od 12 miesięcy. Wiem jak to jest kiedy człowiek za wszelką cenę pragnie spokoju i chce zerwania kontaktów z drugiej strony przeraża go być może nieodwracalność takiego posunięcia. Nie ma na to mądrej rady niestety. Jednego natomiast jestem pewna. Powinnaś pomyśleć o swojej przyszłości i zgodzić się na przepisanie na Ciebie mieszkania. Sam fakt, iż będziesz jego właścicielką nie spowoduje przecież, że nagle przestanie to być jego dom w sensie "duchowym". Na to nie ma wpływu strona prawna. Nie wiemy co wydarzy się w przyszłości i jak potoczą się Wasze losy. Być może dojdzie kiedyś do podziału majątku przed sądem i jeszcze wyjdzie na to, że musisz go spłacać latami albo sprzedać mieszkanie bo Cię na takie spłaty nie stać. I co wrócisz do rodziców? Wynajmiesz pokoik? Wierz mi na co dzień widuje takie przypadki i wiem, że faceci w takich razach są nieprzewidywalni ( niewyłączając mojego męża, który chce albo spłaty albo sprzedaży naszego domu nie zważają przy tym na dwójkę małych dzieci ). Nawet jesli chęć przepisania na Ciebie mieszkania było by formą jak to napisałaś rekompensaty z jego strony. To co? Słusznie czuje się winny, ale wierz mi takie gesty nie zagłuszą wyrzutów sumienia choć tak się może wydawać. Nie zajmuj się tym myśl o sobie. Nie "obrażaj" się na takie gesty. Powiedz sobie to mieszkanie mi się po prostu należy. Miej przynajmnie tą sprawę jasną i uporządkowaną. Kwestie majątkowe ułóż po swojej myśli. Reszta w rękach Boga. Ściskam.
 
     
agata96
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 07:56   

A moim zdaniem jest na to mądra rada. To co piszesz Chmurko, to bardzo rozsądne pomysły. Czytając to co piszesz zaczęłam zastanawiać się nad tym czy Twój mąż jest na pewno zrównoważony emocjonalnie. Jak można dzwonić do Ciebie z takimi informacjami, wiedząc jak bardzo one moą Cię ranić. Bawi go to, że wyrządza Ci krzywdę, cieszy go Twój smutek, jest aż takim sadystą czy aż takim okrutnym egoistą? A może nie ma za grosz emaptii i nie jest zdolny do wyższych uczuć i nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy? Jak najszybiej się od niego odetnij, przynajmniej na razie, kiedy jesteś nabardziej podatna na zranienia z jego strony. Mieszkania na razie nie musisz przepisywać mieszkania, ale niech weźmie łaskawie wszystkie swoje rzeczy i nie dzwoni lub przyjeżdża kiedy mu się chce. A po co to robi? Żeby się nacieszyć Twoim nieszczęściem czy żeby trochę załagodzić swoje wyrzuty sumienia. Wyprowadził się, podjął decyzję o rozstaniu, to niech poniesie tego wszelkie konsekwencje, nie ma żadnych kawek, telefonów. Chce myśleć sam o sobie, doskonale, wszystkiego najlepszego, powodzenia. I najwyższy czas żebyś zrobiła to samo, bo inaczej się zamęczysz. Sorry, ale strasznie się na niuego wkurzyłam. Pozdrawiam. Agata
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 11:24   

podzielam zdanie agaty , twoj maz faktycznie albo ma problemy ze soba albo nic kompletnie nie rozumie albo jest sadysta , po co w ogole wdajesz sie w takie glupie rozmowy ? do czego one prowadza , ze placzesz i jest ci smutno ? a do czego one prowadza u niego ?jesli mowi ci , ze musi nauczyc sie zyc bez ciebie to odpowiedz - to sie ucz i daj mi juz spokoj , jedz gdzie chcesz i daj mi spokoj, nie powtarzej sie
, ty tez chyba jestes masochistka , widzisz przeciez , ze to wszystko do niczego nie prowadzi, otrzasnij sie , mieszkanie bierz bez zastanowienia , po co dodajesz sobie smutku i dajesz sie ranic , nic takimi rozmowami nie osiagniesz ,
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 18:56   

czerwona napisał/a:
podzielam zdanie agaty , twoj maz faktycznie albo ma problemy ze soba albo nic kompletnie nie rozumie albo jest sadysta , po co w ogole wdajesz sie w takie glupie rozmowy ? do czego one prowadza , ze placzesz i jest ci smutno ? a do czego one prowadza u niego ?jesli mowi ci , ze musi nauczyc sie zyc bez ciebie to odpowiedz - to sie ucz i daj mi juz spokoj , jedz gdzie chcesz i daj mi spokoj, nie powtarzej sie
, ty tez chyba jestes masochistka , widzisz przeciez , ze to wszystko do niczego nie prowadzi, otrzasnij sie , mieszkanie bierz bez zastanowienia , po co dodajesz sobie smutku i dajesz sie ranic , nic takimi rozmowami nie osiagniesz ,


Witaj, Czerwona.
Upewniam Cię, że nie jestem masochistką. Miałam nadzieję, że podtrzymywanie kontaktu inicjowanego przez mojego męża może być pozytywne dla naszego małżeństwa. Nie myślałam o tym co dobre dla mnie, ale zastanawiałam się co może być dobre dla nas. Dlatego w większości przypadków z radością odpowiadałam na telefony mojego męża, na propozycje spotkania z jego strony. Po dwóch miesiącach takich kontaktów mogę powiedzieć: poddaję się, nie mam siły na coś takiego, bo to dawało mi nadzieję i bardzo mnie raniło. Ale również nie wiem czy radykalne odcięcie się od męża jest dobrym wyjściem. Nie wiem czy ja tego chcę. Myślę, że moje SERCE tego nie chce. Ale mój ROZUM mówi, że dla MNIE (nie dla NAS), to może być dobre, choć na początku bardzo trudne...
 
     
młoda żona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 19:15   

[quote="Chmurka] Nie wiem czy ja tego chcę. Myślę, że moje SERCE tego nie chce. Ale mój ROZUM mówi, że dla MNIE (nie dla NAS), to może być dobre, choć na początku bardzo trudne...[/quote]

Chmurka wiem co ty czujesz,rozumiem ciebie doskonale, mam tak samo serce mówi co innego a rozum co innego, jestem rozdrata, wszelkie rozmowy nie konczą się na niczym innym,ciagle o samo,nie wiem ile zniose byc raniona, do meza mojego nie dociera nic, oni obydwoje powinni się zapisac na terapie tylko,z emoj mąż to nawet slowem nie chce tego slyszec
 
     
agata96
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 19:15   

Chmurko, patrz na siebie. Jesteś sama dla siebie najbardziej wartościowa, to Ty masz być teraz dla siebie najważniejsza. Po pierwsze dlatego, że tak jest, po drugie dlatego, że jeżeli Twój mąż będzie chciał naprawić Wasze relacje to szybciej i bardziej będzie chciał to zrobić jeżeli zobaczy, że nie czekasz na niego jak na powietrze, że masz też swój świat i swoje sprawy, i że Twój świat bez niego nabiera coraz bardziej kolorowych barw. A tak robi z Tobą co chce, a wszystko to za Twoim przyzwoleniem. Psłuchaj rozumu, emocje nie są najlepszym doradcą. Wiem, że nie jest Ci łatwo, ale naprawdę nie daj się nękać. Pozdrawiam Cię mocno. Agata
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 19:35   

Ostatnio dużo zastanawiałam się nad miłością i wolnością, nad wolnością będącą przecież podstawowym atrybutem miłości. Dla mnie to ważne, ponieważ przez wiele lat naszego związku mój mąż żył w klatce mojej zaborczości, kontroli i zazdrości. Nie przesadzam, gdy tak to określam, bo rzeczywiście tak było. Żałuję tego, ale nie mogę zmienić przeszłości. Przez ostatni rok pracowałam nad swoimi negatywnymi cechami i starałam się dawać mężowi bardzo dużo wolności w stosunku do tego co było kiedyś, oczywiście adekwatnie do zmian zachodzących we mnie. Również teraz chciałabym, aby moja miłość do męża była pełna wolności, w sensie akceptacji jego wyborów i pomimo tego, że jego wybory tak bardzo ranią. Bo przecież jego wybory decydują o moim życiu. Spędziłam weekend z moją 4-letnią bratanicą . I bardzo boli świadomość, że może nigdy nie będę miała dzieci. Wolność mojego męża bardzo mnie boli. A jednocześnie każdy z nas ma prawo do wolności, do wolnych wyborów. No i miłość daje wolność...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9