Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Emigracja,zona odchodzi a ja jestem tu sam
Autor Wiadomość
bejrut
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-30, 11:36   Emigracja,zona odchodzi a ja jestem tu sam

Jestesmy mlodym malzenstwem, dopiero za 1mc bedzie jak jestesmy 2 lata po slubie. Moja zona ma 23lata a ja 30. Zaraz po slubie wyjechalismy do Londynu i tutaj razem pracujemy w tym samym miejscu.Zreszta w Polsce tez pracowalismy razem i po roku znajomosci wzielismy slub.Niemamy jeszcze dzieci. Wszystko bylo jak z bajki,kupilismy mieszkanie w Polsce a tutaj splacamy kredyt.Od kilku miesiecy zaczalem dostrzega jak patrzy na jednego goscia w pracy.Codzienne ich rozmowy.Jak denerwowalem sie mowilem ze jestem zazdrosny to ona jeszcze byla zla na mnie i mowila zawsze ze to tylko kolega.Niestety poczula cos wiecej do niego niz do mnie i odchodzi.Mowi ze do niego juz nic nie czuje ze odchodzi zeby byc sama bo nie potrafi juz czuc nic do mnie , ze jej uczucia wygasly.Przez tydzien plaszcze sie,placze prosze zebysmy sprobowali na wszelkie mozliwe sposoby ale ona mowi ze widzi jak cierpie i ze nie moze mnie tak ranic i odchodzi.Na dniach sie wyprowadza, juz poinformowala rodzine.Strszanie ja kocham i strasznie cierpie, nie jem a fizyczie czuje sie strasznienie moge spac i tak strasznie sie boje.Wiem ze jak odejdzie i zostane tutaj sam to sobie nie poradze.Nawet dlatego ze niemam tutaj nikogo nawet kumpla z ktorym moge porozmawia.Wczesniej w polsce mialem depresje i to ona byla moim swiatelkiem to dzieki niej odkrylem radosc zycia.A teraz zabiera mi to co dala a ja boje sie tam wracac gdzie jest ciemno i tylko boli. Nawet niemam jak wrocic do domu bo trzeba splacac tu kredyt.Nie dam rady sam bo jestem chyba za slaby.To co napisalem to moj wlasny krzyk rozpaczy...
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-30, 17:30   

BEJRUT, to nie prawda, że nie dasz rady.
Człowiek nawet nie wie ile ma w sobie siły dopóki nie musi stawić czoła ciężkim sytuacjom.
Ale nie w tym rzecz...
Czy wiesz dokładnie dlaczego żona odchodzi? Czy rozmawiałeś z nią o tym co nią kieruje? Co czuje? Z Twojego postu wynika, że odchodzi bo Cię "już nie kocha"...ale nie zamierza rzucić się w ramiona temu "koledze" z pracy...czy dobrze rozumiem?

Może warto przestać się płaszczyć, jęczeć...to działa zawsze odrzucająco zarówno na mężczyzn jak i na kobiety. Może warto wyciągnąć ją na spacer, do parku, przypomnieć jakie cudowne chwile przeżyliście razem, powiedzieć wprost, że Ty wierzysz że jeszcze wiele takich chwil może być przed Wami. Może warto nazwać uczucia po imieniu? Może warto zebrać argumenty, które dadzą jej poczucie, że WSPÓLNA przyszłość jest w zasięgu ręki?

nie wiem...to tylko sugestia...Ty znasz żonę najlepiej...
 
     
bejrut
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-31, 11:41   

Wiesz probowalem wszystkiego rozmawialem, tlumaczylem, prosilem. Najgorsze ze chyba ona nie jest do konca szczera poniewaz mowi mi ze on jest tylko kolega, ze wyprowadza sie za 2dni ale zeby byc sama itp. Sek w tym ze wczoraj znowu byla 7h poza domem i spotakala sie z nim,wiec dla mnie jest juz sprawa jasna oco chodzi. Strasznie to boli ze ona robi mi to na moich oczach. Ludzie czasem nie maja odwagi nazwac pewnych rzeczy po imieniu tylko mydla oczy. Wiem ze byl to moj blad ze plakalem prosilem, teraz odsunalem sie na maly dystans poniewaz wiem ze nieda sie juz nic zrobic i daje jej wolna reke. Przeciez niemoge zatrzymac ja na sile. Najgorsze jest to ze on jest starszy o 13 lat od mojej zony, jest anglikiem do tego nie wierzacym i wczesniej byl juz z dziewczyna 9 lat ktora byla zonata ale nie znim.Dlatego tez dla niego swietosc malzenstwa nie gra roli poniewaz on nigdy nie byl nawet zonaty. Nie wiem czy dla niego nie jest to taka odskocznia od tego szarpanego 9 letniego zwiazku, i mydli mojej zonie oczy. Jako ze jest ona duzo mlodsza to daje sie nabierac na jego wdzieki, gesty itd. Probowalem jej tlumaczyc ze sluchaj zobacz on zniszczyl juz jedno mazenstwo, ze jego dziewczyna zawsze czula sie zagrozona czyli miala ku temu jakies podstawy itd. Na konec wszystkego wiem jaki to mechanizm poniewaz kiedys przed moim malzenstwem moja zona byla z kims i tez tak samo zaczela rozmawiac zemna w pracy i juz nie mogla byc z tamtym,odeszla od niego i zaczela byc zemna.Potem pobralismy sie.To dokladnie ten sam mechanizm. Miotam sie strasznie i cierpie, prosilem Boga o pomoc ale nie wiem czy On nie jest teraz zajety czyms innym.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-31, 11:45   

bejrut napisał/a:
Wiesz probowalem wszystkiego rozmawialem, tlumaczylem, prosilem. Najgorsze ze chyba ona nie jest do konca szczera poniewaz mowi mi ze on jest tylko kolega, ze wyprowadza sie za 2dni ale zeby byc sama itp. Sek w tym ze wczoraj znowu byla 7h poza domem i spotakala sie z nim,wiec dla mnie jest juz sprawa jasna oco chodzi. Strasznie to boli ze ona robi mi to na moich oczach. Ludzie czasem nie maja odwagi nazwac pewnych rzeczy po imieniu tylko mydla oczy. Wiem ze byl to moj blad ze plakalem prosilem, teraz odsunalem sie na maly dystans poniewaz wiem ze nieda sie juz nic zrobic i daje jej wolna reke. Przeciez niemoge zatrzymac ja na sile. Najgorsze jest to ze on jest starszy o 13 lat od mojej zony, jest anglikiem do tego nie wierzacym i wczesniej byl juz z dziewczyna 9 lat ktora byla zonata ale nie znim.Dlatego tez dla niego swietosc malzenstwa nie gra roli poniewaz on nigdy nie byl nawet zonaty. Nie wiem czy dla niego nie jest to taka odskocznia od tego szarpanego 9 letniego zwiazku, i mydli mojej zonie oczy. Jako ze jest ona duzo mlodsza to daje sie nabierac na jego wdzieki, gesty itd. Probowalem jej tlumaczyc ze sluchaj zobacz on zniszczyl juz jedno mazenstwo, ze jego dziewczyna zawsze czula sie zagrozona czyli miala ku temu jakies podstawy itd. Na konec wszystkego wiem jaki to mechanizm poniewaz kiedys przed moim malzenstwem moja zona byla z kims i tez tak samo zaczela rozmawiac zemna w pracy i juz nie mogla byc z tamtym,odeszla od niego i zaczela byc zemna.Potem pobralismy sie.To dokladnie ten sam mechanizm. Miotam sie strasznie i cierpie, prosilem Boga o pomoc ale nie wiem czy On nie jest teraz zajety czyms innym.

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?p=49807#49807
 
     
bejrut
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-31, 13:26   

nie wiem czy nie popelnilem bledu,poniewaz dzisiaj tez po nia przyjechal a ja w zlosci wyciaganlem go z jego samochodu, bylem taki wsciekly,grozilem mu ale nie zrobilem nic.zona powiedziala mi ze przekreslilem wszystko do konca.ale ja nie mogelm na to patrzec i nie opanowalem sie.pozniej powiedzialem oki jego przeprosilem za swoj wybuch i pojechalem czyli pewnie wyszedlem na blazna ale ja nie potrafilem sie opanowac
 
     
Anuszka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-03, 01:39   

No tak po mesku troche co?? ;-) Rylo facetowi strzaskac i po krzyku :-) Za jakis czas nie bedziesz mial takich dylematow czy wyszedles na blazna, czy nie...teraz Cie miota. Mysle..nie, nie pewna jestem , ze otrzymujesz od ludzi stad wsparcie modlitewne. Ulozy Ci sie. Tzn ulozy Ci sie wszuystko w glowie i uczuciach. Tylko nie odchodz od Boga-trwaj przy nim chocby i bardzo miotalo:))
 
     
anna30
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-03, 15:59   Re: Emigracja,zona odchodzi a ja jestem tu sam

bejrut napisał/a:
Od kilku miesiecy zaczalem dostrzega jak patrzy na jednego goscia w pracy.Codzienne ich rozmowy.Jak denerwowalem sie mowilem ze jestem zazdrosny to ona jeszcze byla zla na mnie i mowila zawsze ze to tylko kolega.Niestety poczula cos wiecej do niego niz do mnie i odchodzi.Mowi ze do niego juz nic nie czuje ze odchodzi zeby byc sama bo nie potrafi juz czuc nic do mnie , ze jej uczucia wygasly.Przez tydzien plaszcze sie,placze prosze zebysmy sprobowali na wszelkie mozliwe sposoby ale ona mowi ze widzi jak cierpie i ze nie moze mnie tak ranic i odchodzi.Na dniach sie wyprowadza, juz poinformowala rodzine.Strszanie ja kocham i strasznie cierpie, nie jem a fizyczie czuje sie strasznienie moge spac i tak strasznie sie boje.Wiem ze jak odejdzie i zostane tutaj sam to sobie nie poradze.Nawet dlatego ze niemam tutaj nikogo nawet kumpla z ktorym moge porozmawia.Wczesniej w polsce mialem depresje i to ona byla moim swiatelkiem to dzieki niej odkrylem radosc zycia.A teraz zabiera mi to co dala a ja boje sie tam wracac gdzie jest ciemno i tylko boli. Nawet niemam jak wrocic do domu bo trzeba splacac tu kredyt.Nie dam rady sam bo jestem chyba za slaby.To co napisalem to moj wlasny krzyk rozpaczy...


Historia jak z mojego małżeństwa... Powiem tyle, byś dał spokój z płaszczeniem się, błaganiem, depresją i płaczem. Zajmij się czymś twórczym, choćby pracą czy spłacaniem kredytu. Działaj, żyj. Nie rób z siebie ofermy, ale idź do fryzjera, elegancko się ubierz (dla żony, bo Tobie to pewnie samopoczucia nie poprawi), po prostu staraj jej się podobać. Ale nie narzucaj się. Zniknij gdzieś - nie mów gdzie idziesz - niech poczuje zazdrość i ciekawość.
 
     
bejrut
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-07, 17:02   

Wiecie zbieram nowe sily,wiem ze bedzie ciezko ale pora zaczac nowe zycie, modle sie do Boga zeby dal mi sile. Odkrylem ze moze Bog naprawde mnie kocha i zaczynam traktowac to jako blogoslawienstwo a nie kare. Zobaczylem druga twarz mojej zony twarz okrutna. Codziennie wychodzi do niego i wraca pozno w nocy,teraz na weekendzie wroocila o 8 rano, wziela rzeczy i zniknela na 32 godziny. Siedze w samochodzie i pisze wlasnie tego posta a tu przejechali razem przed moim nosem nawet mnie nie widzac. Boli ale ma bolec bo tak odrazu nieda sie tego uleczyc. Najgorsze jest ze ona smieje mi sie w twarz i jeszcze mi docina zeby mnie bardziej bolalo. Naprawde nie wiem co sie z nia stalo, dlaczego stala sie taka okrutna. W domu nie powiedziala calej prawdy wiec ma wsparcie swojej rodziny,pewnie to tez ja motywuje. Teraz dzieli wszystko na pol i liczy kazdego funta. Jestesmy malzenstwem 2 lata bez miesiaca i tak mysle ze moze dobrze tak wczesnie to wyszlo, moze dobrze ze niemamy dzieci i ze one tego nie musza przechodzic. Chce zaczac wszystko od nowa, nowy adres, nowy nr telefonu i niechce juz jej nigdy widziec. To ona odpowie przed Bogiem bo ona zlamala obietnice Mu dana.
 
     
smyf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 19:03   

Kurde to jakas plaga,
Ja mam podobna sytacje. Ja mam 32 lata moje zona niedawno skonczyla 30-tke Jestem z zona 12 lat w zwiazku i 7 lat po slubie i nagle moja zona zaczela pozniej wracac z pracy, a czasem po lekkim drinku. Zaczelem sie troche niepokoic, ale mowila, ze to takie spotkania wszystkich pracownikow po pracy, ze ida sobie na drinka. Zona pracuje od 3 lat w dobrej firmie angielskiej, gdzie pracuja sami anglicy i jak sie okazalo zaczela sie spotykac z kims z pracy i ta sama gadka co u Ciebie, ze mnie juz nie kocha, ze juz nic do mnie nie czuje i ze teraz bedzie sama i bedzie robic to na co ma ochote. jeszcze do tego obwinia mnie za to, ze to ja sie do tego przyczynilem, bo kiedys po pijaku przystawilalem sie do jej kolezanek, ale to bylo z 6-7 lat temu, wiec teraz wiem, ze to tylko szukanie pretekstu do odejscia. Jak juz to od niej wyciagnalem, ze sie z kims spotyka to poszla juz na calosc i zaczela niewracac na noc, najpier jeden weekend, potem drugi. Teraz wlasnie poleciala do Polski na kilka dni, zeby chyba oznajmic rodzica, jaka jest sytacja, a ze mna juz zcaela rozmawiac o finansach jak rozwiazac nasze sprawy finansowe, bo mamy kredyt na sklep komputerowy, ktory niedowno otworzylismy i to mialo byc nasze wspolne miejsce pracy, mielismy w tym roku zakladac rodzine, a tu nagle taki cios. Teraz tylko w modlitwie znajduje spokoj, chodz przyznam szczeze, ze bywaly momenty rozpaczy i totalnego zalamania. Nie bylo takiego dnia zebym nie plakal z tego powodu, bo czuje, ze trace wszystko co mialem, wszystkie nasze wspolne plany rozlecialy mi sie calkowicie i tak trwam w nadzieji, ze wszystko sie odwroci i ulozy sie znow. Chodze tez do psychologa, bo to duzo mi pomaga i pracujemy nad tym, zeby udalo sie wszystko naprawic.
Pozdrawiam wszystkich ludzi, ktorzy sa w podobnej sytacji, zeby sie trzymali i nie poddawajmy sie, bo szanse zawsze sa - trzeba tylko chciec.

Smyf
 
     
gandalf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 22:36   

To naprawde plaga XXI wieku!!!!!!!! Małżeństwa na próbe i pa pa bo się znudziło. Obłęd.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 23:56   

gandalf,
i tu jest pies pogrzebany - XXI wiek , wszystko na wyciągnięcie reki. Internet tak jak pomocny tak i zgubny. wszelkie portale, stronki internetowe, wystarczy wpisac, wystarczy sms. teraz w kazdym domu komputer, albo dwa i to wszystko sprzyja. Pamietam taki dzień w domu, kiedy wyłączono prąd, na dośc długo. Usiedliśmy wszyscy całą rodziną w kuchni przy stole, zapaliliśmy świecę i byliśmy wtedy na prawde razem, rozmawialismy, śmialismy sie, opowiadaliśmy sobie różne historie. Bylismy sami dla siebie. Zero komputerów, zero TV. I tak sobie myślę, że w dzisiejszj dobie jesteśmy atakowani cłaym tym brudem, poza tym zmienia sie mentalność ludzi, kazdy chce wiecej i wiecej i lepieji każdemu sie należy,
kazdy gdzieś pędzi, zawsze mało czasu i często brakuje zupełnej ciszy.
Tak sobie myśle, ze w kazdym domu powinien byc taki wieczór raz na jakiś czas,zero medialnego szzumu, kiedy wszyscy zbieraja sie razem, nikt sie nigdzie nie spieszy i jesteśmy nastawieni na odbiór siebie nawzajem.
 
     
gandalf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 09:59   

Tak Samotna masz rację. Kiedyś tego wszystkiego nie było, ludzie zasiadali wspólnie do posiłków, wspólnie spędzali czas choćby czytając wieczorami wspólnie dzieciom, a teraz pstryk tv i jest git. Ale dla kogo?? Napewno nie dla rodziny, nie dla małżonków którzy wola obejrzeć film niż razem sobie usiąść w ciszy, czy z muzyką w tle, może z winkiem i poprostu porozmawiać tak jak kiedyś kiedy liczyli się tylko oni, bez tych wszytskich problemów, odciąć się , ale to już chyba zamierzchłe czasy, a tych którzy to praktykują jest już bardzo mało. Przykre ale prawdziwe. Ostatnio stwierdziłam że niechce żyć w takim śwecie, ale gdzie uciec?

Pozdrawiam
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 11:31   

wiesz gandalf, chyba za bardzo nie ma gdzie, wyciszysz sie przy modlitwie, a potem wracasz do roju os, do tego pośpiechu i medilanego szumu. Nie jestem przeciwniczka tego wszystkiego, bo lubie ludzi, lubię ruch,czasmi mówię o sobie taka do tańca i do różańce, nie w złym tego słowa znaczeniu. Dobrze by jednak było gdybysmy wszyscy potrafili zachować równowagę. Obserwuję moje dziecko i jego rówieśników. Jak nie ma dostępu do komputera, to bywa problem, bo nudno. dzieci nie znają takich zabaw, w jakie kiedyś bawiono sie na podwórku. Dziś jestem w kryzysie małżeńskim i te dwa miesiące, wiele mnie nauczyły. Zobaczyłam czego nie robiłam, z czego się nie cieszyłam, czego nie dokonałam. Mam tak wiele pomysłów na spędzanie wolnego czasu i chetnie chciałabym realizować je wspólnie z mężem. Pragnełabym żeby Bóg podarował nam tę szansę.
Zachowuję spokój w domu, uśmiecham sie, choć ból w sercu, rozmawiam z mężem na bezpieczne tematy.

[ Dodano: 2008-09-25, 11:35 ]
i nie wiem czemu wierzę, ze będziemy razem, choć nic na to nie wskazuje, moze tylko sie łudzę. W rozmowach z mężem nie występujemy my tylko on i ja.
Jak będziecie sie modlić prosze włączcie mnie do swojej modlitwy.
 
     
smyf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 16:08   

Czesc Samotna,
Ja tez nadal mam kontakt z zona, bo dalej mieszkamy razem w wynajetym mieszkaniu, ale w osobnych pokojach i bedziemy tak jeszcze mieszkac przez kolejne 2 miesiace, bo umowa wynajmu nas zobowiazuje, a potem kazdy ma isc w swoja strone tak przynajmniej twierdzi moja zona, ale ja jakos dalej czuje jakbysmy byli razem, jakos nie moge sie pogodzic z mysla ze jestesmy osobno, bo dalej normalnie rozmawiamy tylko, z ta roznica, ze moja zona juz przestala do mnie mowic maz, a mowi po imieniu. Boli mnie tylko to, ze teraz moze robic co chce, bo przeciez mi juz powiedziala, ze z nami koniec i wychodzi czasami na calonocne imprezy z nim i to mnie najbardziej boli, ta wiedza, ze jest z nim i swietnie sie bawi, a mi serce peka. Ja tego konca nie czuje, bylismy ze soba tak dlugo, ze kazdy dzien, kazda chwile spedzalismy razem a tu nagle taki bol. Modle sie codziennie o jakis cud bozy, ze jeszcze wszysko sie odwroci. Bede sie rowniez modlil za was wszystkich, ktorzy sa w kryzysie, zeby wszystko sie odwrocilo.
Dla kogos kto jest w totalnym dolku polecam kilka linkow mi pomagaja:
http://www.szukajacboga.c...ny_list_od_ojca
http://www.szukajacboga.com/?p=wywiad_z_bogiem
http://www.katolicki.net/...malzenstwa.html
http://www.katolicki.net/...ie_opuscil.html
Pozdrawiam serdecznie i w duchu jestem z wami wszystkimi.
Smyf
 
     
gandalf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 21:09   

Właśnie Samotna wycisze się , poukładam w miarę wszystko w swojej głowie, czuję że jest dobrze, ale przychodzi moment że wszystko się wali jak domek z kart i szlag tarfia wszystko. Ja mam też jeszcze nadzieję, że on w końcu zrozumie ale coraz mniejsza ta nadzieja. Częściej pojawiają się myśli, że już nie chce z nim być bo nie była bym w stanie tego przeżyć wszystkiego co zrobił nam, patrząc na niego, leżąc w łózku razem to chyba był by za wielki ból. Nie wiem co przyniesie jutro, żyję z dnia na dzień, z głową pełną marzeń jakby to było jak by wrócił, co bym mu powiedziała, co moglibyśmy zrobić, gdzie pojechać, jakie zabawy z małym, ale to już coraz dalej i dalej odchodzi. Mija już 7 miesięcy a iskierka gaśnie.

Też dopiero po jego odejściu zauważyłam pewne sprawy, czego brakowało w naszym związku, co przegapiliśmy, co ja przegapiłam, jak było a jak mogło być. Ale w moim przypadku to już wszystko za późno.Nie wróci i czas się pogodzić i żyć dalej, lepiej. Ale jak? Czy ktoś zna na to recepte?
Aj aj

pozdrawiam

[ Dodano: 2008-09-25, 21:18 ]
I wiesz ja nie mam kontaktu z moim mężem, nasz kontakt ogranicza się tylko do tego że przychodzi po małego i od czasu do czasu rzuci tekstem "co słychać", "dobrze" czy "jakoś leci" i nic nad to, a to bardzo żadko następuje.Nie wiem czy niechcemy, czy boimy się ze sobą rozmawiać. Tak jest i już, i raczej lepiej nie będzie. Nie potrafię i boje się żeby nie doszło znowu do słownych przepychanek, słow niepotrzebnych.Wiem, że to złe, ale inaczej nie potrafie, boję się że znowu zrobie z siebie wycieraczke, znowu podeptam sama swój honor i dume.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8