Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Eluś będę z Tobą sercem i modlitwą...współczuję z całego serca,ale wiesz,że musisz to przejść,tak,jak i ja przechodzę......spokój,cisza i opanowanie...zresztą Ty to wszystko wiesz...
kasia1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-04, 18:05
Eluś, ja też pamiętam... jutro raniutko moja Msza za Ciebie... bądź dzielna
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-04, 19:29
Dzięki, dziewczyny.
Wszystkim, którzy pamiętają i są ze mną - dziękuję.
Będzie dobrze, niezależnie od tego, jak się sprawy potoczą.
Na serce też można włożyć naparstek... Żeby nikt nie ukłuł żadną igiełką ironii... Żeby nie dać się przekłuć czy skaleczyć…miłością Ale za to, by można było łatwo wbić komuś igłę, jak strzałę Amora... Żeby w tym pancerzyku nie poczuć wzruszenia motylem, co pomylił palec z kwiatem... Żeby mieć w nim dla serca schronienie-muszelkę, kapelusik-kask twarzowy... I żeby tam serce malało, malało...i w końcu całe niebo było mniejsze od naparstka...
rzaba [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-04, 21:51
spokoju zyczę... spokoju i opanowania...
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-05, 09:10
Elzd, co kolwiek będzie - Pan z Tobą ! Nie jesteś sama ! Trzymam kciuki mocno jak mogę, wspieram modlitwą.
Tak dużo juz przeszłaś...jeszcze to.... Elu, może to juz koniec tej drogi ?!!
Może od dzisiaj będzie juz inaczej.....lepiej ..... Tego zyczę !! EL.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-05, 12:02
Elusia, to nie koniec, to początek. Początek walki o miłość.
Szanowny zaangażował pełnomocnika. A ja się nad tym zastanowię, mam trochę czasu.
GregS [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-05, 13:33
nałóg napisał/a:
Greg.....napisałeś:"Mam jeszcze jedną obawę związaną z stereotypami jakie "zalegają" w głowach sądziów. Niestety w polskim sądzie uparty mąż, który cały czas mówi NIE dla rozwodu bo kocha żonę i dzieci, to dla większości sędziów "złośliwiec" który nie chce dać upragnionej wolności małżonce, mówiącej na każdej rozprawie, że JUŻ nie kocha"
Czy masz dowody na takie stwierdzenia? Przecięz w sadach sieddzą tez ludzie,kobiety najczęściej,pewnie spora część z nich jest wierząca,praktykująca i z bólem te rozwody orzeka(zanaczam że nie jetem fanem rozwodów).Sędziowie orzekają ,maja obowiązek orzekać zgodnie i kodeksami,prawem stanowionym przez wybieralne organy .Sędzia nie ma mozliwości dowolnej iterpretacji prawa.Sedzia ma obowiązek orzekania na podstawie DOWODÓW,które czasami mają mało wspólnego z tym co potocznie nazywa sie" prawadą".Na sali sadowej nie ma prawdy obiektywnej........jest tylko prawda sądowa,dowodowa.
I kolejna sprawa................. sąd jest tylko sądem i nie jest w stanie zmusić człowieka ,mającego wolną wolę z nadania Boskiego i korzystającego z tej wolnej woli do pozostania wiernym i prawowitym małżonkiem wbrew woli stron stawających w sądzie.Nawet Bóg tego nie czyni w sposób besposredni.
Ciężar przedstawienia dowodów w takich sprawach leży po stronie stron(wielokrotnie pisała o tym zuza,ola),to strony maja przedstawić dowody za lub przeciw rozwodowi.To nie sąda ma szukac tych dowodó..................sąd ma je dostać do rozważenia,one maja pomagac w sodowo-obiektywnym spojrzeniu na sprawę(vide wito i jego sprawa).
nałóg: TAK, powinno to wyglądać jak to opisałeś, a jak jest to nogą się wypowiedzieć osoby które musiały lub muszą to przechodzić - któtko mówiąc różnie. Co do prawdy sądowej, dowodowej masz rację w 100% - wystarczy, że wszystko co zezna strona potwierdzą świadkowie i juz to staje się prawdą sądową - a czy ona jest zgodna z rzeczywistością to już inna sprawa.
Dzisiaj byłem na badaniach w RODK, bez dzieci.
Rozmowa odbyła się równocześnie z psychologiem i pedagogiem z jednej strony oraz mną i żoną z drugiej. Było to chyba swego rodzaju rozpoznanie czy też wywiad. Wszystko trwało ok 1,5h, a miało więcej, ale moja żona powiedziała, że spieszy się do pracy.
Każdy przedstawił swoja wersję wydarzeń - oczywiście była ona różna w każdym punkcie.
Ustalono kolejny termin na wizyte z dziećmi.
Szkoda, że po przeciwnej stronie nie było żadnego mężczyzny. W niektórych momentach moja żona wdrapała sie na szczyt swoich aktorskich umiejętności - zagrała chyba rolę życia.
WieK [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-06, 11:57
Mam wielką prośbę: w poniedziałek 9 czerwca będę miał ostatnią rozprawę. Może ktoś z Was wspomni o mnie w swojej modlitwie...
Wiesiek.
weronika [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-06, 12:14
jestem z Tobą....
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-06, 13:32
Wspomnę i ja.
rzaba [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-09, 10:56
Wieku pamietam....
WieK [Usunięty]
Wysłany: 2008-06-10, 00:07
Myślałem, że dzisiaj (wczoraj) sprawa zakończy się definitywnie wyrokiem, ale jeszcze nie…
„Wyprostujcie” mnie, jeżeli błędnie myślałem: oprócz opinii biegłego sądowego (patrz wcześniejsze wątki) otrzymałem również pismo z sądu o treści:
Sąd Okręgowy w nazwa_miejscowości w sprawie z powództwa imię_i_nazwisko_mojej_żony przeciwko moje_imię_i_nazwisko o rozwód doręcza odpis opinii biegłej i zobowiązuje do ustosunkowania się w terminie 7 dni.
Po przeczytaniu powyższego pisemnie odniosłem się do opinii biegłej i odpowiedź zaniosłem na biuro podawcze.
Czy źle zrozumiałem pismo sądowe ?
Żona wręcz „trzęsła się” z nerwów, nie tyle denerwowała ją treść pisma, co sam fakt pisma…
Myślała podobnie jak i ja, że ta sprawa zakończy już wszystko (z tą różnicą, że ja: „niestety”, niestety ona: „nareszcie”).
Nie wiem, czemu żona nie otrzymała odpisu mojego pisma, sędzia zarządziła przerwę, aby żona mogła zapoznać się treścią.
Nie liczyłem na jakąkolwiek polemikę z panią biegłą. Uczyniłem tak jak (moim zdaniem) wynikało z pisma sądowego. Sędzina wytłumaczyła nieobecność pani biegłej i zaproponowała termin kolejnej rozprawy w sierpniu. Żona stanowczo prosiła o możliwie szybszy termin. Ustalona została data 20 czerwca.
W między czasie ponownie usłyszałem od żony o mojej złośliwości, celowym przedłużaniu, że nikt i nic nie powstrzyma jej od decyzji o rozwodzie.
Powiedziałem, że tak jak ona ma prawo „przeć” do rozwodu, tak ja mam prawo (a chyba wręcz obowiązek jako osoba wierząca) bronić naszego związku.
Pani sędzia zasugerowała (tak ja to odebrałem), aby żona chciała zgodzić się na separację, jednak żona stanowczo obstawała przy swoim.
Po wyjściu z sali zaproponowałem żonie spotkanie, aby „na spokojnie” porozmawiać jeszcze (żona od dłuższego czasu mieszka z młodszą córką osobno). Usłyszałem, że nie mamy o czym rozmawiać, a swoją złośliwością zmusiłem ją do tego, że wyjmie takiego prawnika, który mnie zniszczy…
Wieczorem wróciła do domu starsza córka, która mieszka ze mną (była jej to samodzielna decyzja). Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jej twarz i za chwilę wiedziałem, że moje podejrzenia były słuszne. Po zajęciach na uczelni została poproszona, aby przyszła do babci (mamy mojej żony). Miała tam nieprzyjemną rozmowę ze swoją mamą i babcią na temat mojego „nie” dla rozwodu. Usłyszałem od córki (mówiła bardzo zdenerwowana), że mama jest jednym, wielkim kłębkiem nerwów, że „przedłużaniem” całej sprawy niczego nie zyskam, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej wrogo nastawiam ją (żonę) do siebie – wynikła między mną a córką dość dłuższa polemika, która chwilami przeradzała się w krzyki.
Córka uważa, że skoro „jedna strona nie chce”, to druga „nic nie zdziała” a słowa przysięgi małżeńskiej są tylko smutnym wspomnieniem…
Padło jeszcze kilka innych zdań, na podstawie których, wnioskuję, że zaczęła się wojna podjazdowa o starszą córkę, aby wyprowadziła się ode mnie…
Jak trudne są słowa przysięgi małżeńskiej, jak łatwo sprowadzić je do gołosłownej obietnicy…
Dziękuję wszystkim tym, którzy wsparli mnie swoją modlitwą.
Pozdrawiam.
Wiesiek
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum