Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wiem tylko, że są kobiety, które nie doceniaja tego co maja i pchaja się jak ćmy tam gdzie źle i tam gdzie spłona ich skrzydełka... Boję się, ze jak wrócisz będzie po jakims czasie powtórka z rozrywki...
A masz dzieci i o nie musisz teraz dbać, im zapewnić dobrą przyszłośc.
Pozdr .
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 22:10
Może i trochę jestem jak ta ćma?
Tez niestety boję powtórki z rozrywki. Na ile może zmienić się człowiek?.Czy całkowicie?Zebym to ja wiedziała.Kiedyś po alkoholu był poprostu niebezpieczny,był taki wieczór że gdyby nie teściowa to dzis mogłabym nie zyc...Smutne ale niestety prawdziwe.Z pewnościa nie wrócę do domu męża bo umarłabym ze strachu gdyby znów wrócił pijany w trupa.A do siebie przynajmniej mogę go nie wpuścić w takim stanie,dlatego narazie nie podejmuję żadnej konkretnej decyzji.
bozka [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 23:30
Cztery miesiące to krótki czas. Weź to pod uwagę! Dobrze rozważ, jakie są motywacje i intencje twojego męża. Miłość do Ciebie odżyła? Nie neguję... Jednocześnie jednak działać może tęsknota za córkami, racjonalne podejście (byłaś - więc np. prałaś mu, dbałaś o niego, załatwiałaś wiele spraw, nie musiał tez płacić alimentów na dzieci). Twój powrót to dla niego może być także podreperowaniem opinii w środowisku (Teraz być może jest tym, którego kobita zostawiła dla innego...). Skoro jest agresywny i porywczy to może gdzieś w głebi jego serca czai się zemsta...
Pamietaj, że męzczyźni nie lubią jak tracą coś, co należało do nich. Twój mąż chce odzyskać swoją kobietę. Nie znaczy jednak, że będzie wytrwały i silny, aby Cię szanoiwać...
Zastanów się, czyTwój mąż nie próbuje manipulować?
Tyle mojego czarnowidztwa!
Dla przeciwwagi dodam, to co wiesz: miłość i wiara mają ogromną siłę!
Trzymaj się agnes! I jeszcze raz proszę Cię rozważ na chłodno swoje położenie. Nie ulegaj urokowi sms - ów męża. Jego zachowania, o których wspomniałaś, mogą ujawniać silne zabużenia emocjonalne.
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 17:52
Bozka
Masz miliard procent racji.Byłam służąca w każdym calu.Do tego stopnia że pan i władca wchodząc do domu rzucał kurtkę na podłoge(żona powiesi).Wychowując małe dzieci pomagałam mu w firmie,dbałam o dom i tysiąc spraw,on wyłącznie pracował.Nie pamiętam żeby choć raz umył gary czy zmienił dziecku pieluchę.
Teraz często wspomina że "ciężko bez kobity",więc pewnie masz racje pisząc że jest to jeden z powodów dla którego znów chce mnie miec w domu.
Sama nie wiem na ile szczere są jego słowa...Od paru miesięcy łazi za mna jak pies(akurat odkąd zaszłam w ciążę).Bez przerwy pisze smsy,nalega na spotkania podczas których przeprasza ze łazami w oczach i prosi żeby wrócic.Według katechizmu powinnam wrócić.
Co do mojego położenia to co tu gadac-jest o niebo lepsze niż w tamtym związku.Jestem kochana,szanowana,doceniana.I moje dzieci tak samo.Pytam nieraz dziewczynki czy chcą zebym znowu była z tata.One jednak wolą tate na odległość."Troche tu ,troche tam"."Ale Jacek będzie płakał jak się wyprowadzimy"."A jak tata znowu będzie się kłócił?"Napatrzyły sie na rózne sceny,zwłaszcza starsza.Jaką mam gwarancję że te sceny się nie powtórzą?
Ano żadnej...
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 17:58
Agnes, współczuję. To trudna decyzja. Może powiedz mężowi o swoich wątpliwościach. Czy zauwazyłaś zmianę w jego zachowaniu? Czy to jego poniżanie odnosiło się tylko do Ciebie, czy wobec wszystkich był taki?
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 20:17
Agnes, piszesz:
".Jaką mam gwarancję że te sceny się nie powtórzą?
Ano żadnej..."
A jaką masz gwarancję, że się powtórzą?
A jaką masz gwarancję, że Twój obecny partner nie będzie robił podobnie?
Życie jest loterią.
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 21:38
Tak to juz jest,że mamy zagwarantowana tylko śmierć.Gdybym nie miała nadziei że się zmienił to nie myslałabym o powrocie-głównie ze względu na spokój dzieci(swój też).Ale mam nadzieję,kurcze-wierzę w tę zmianę i tyle.
Poza tym przeszkadza mi życie w grzechu ciężkim i niemożnośc przystępowania do sakramentów,szczerze mówiąc męczy mnie to coraz bardziej.
Wanbomko-nikogo specjalnie nie szanował,ale ze mna pozwalał sobie wyjątkowo,może dlatego ze byłam właściwie bezbronna?Zdana na niego i wpatrzona jak w obraz.
Wiem ze nie mogę wrócic do jego domu(dosłownie jego-teściowie sa tam tylko lokatorami) choc szkoda mi pracy którą włożyłam w jego remont i utrzymanie.
Panicznie boję się że powtórza się tam chwile o których wolałabym zapomniec.Zreszta tak jak juz pisałam-do siebie zawsze mogę go nie wpuścić w razie gdyby(odpukac) historia się powtórzyła.
Wiele razy rozmawiałam z nim na ten temat,mówiłam że się boję-zapewnia mnie ze nigdy juz nie podniesie na mnie ręki.
Na poczatku jego "podchodów" już po rozwodzie nie wiedziałam co o tym wszystkim myslec.Najpierw było to tylko wołanie do Boga-nie wiedziałam o co mam się modlic ale wiedziałam że zaczyna byc mi zle.Zaczęłam się modlic za niego,za siebie.Potem przyszła mysl ze własciwie nic nie jest stracone,że może by tak próbowac to posklejać....No i wtedy przyszło wybaczenie a potem świadomośc że przeciez ja go kocham, że jestem częścia niego.Niestety miałam juz pod sercem dziecko które we mnie rośnie.Paradoksalnie własnie wtedy mąż zaczął się starac ze zdwojoną siłą,do dzis nie wiem dlaczego akurat wtedy.
No i tak juz pół roku...Ja naprawdę czasami nie mam siły:(
Trzymajcie za mnie kciuki dziewczyny!Przeciez w końcu kiedys musi nam zaświecić słonce!
Pzdr
JAcekP [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-26, 19:26
Żadko odzywam się na forum, raczej czytam i to nie wszystko z braku czasu. Dla równowagi chcialbym przedstawiś męski punkt widzenia. Pewno narażę się żeńskiej części forum, ale moje słowa będą dość mocne. Z tonu , który świadczył o pewności Twojej decyzji po wypowiedzi Bozki i Anny Marii (ktore w pewnym zakresie wykluczają przemianę Twego męża) przeszłaś do gdybania. Napisałaś:
Cytat:
Mąż zaakceptował to dziecko,chce je wychowywać i byc dla niego ojcem tak jak dla naszych córek.Zapewnia mnie o swojej miłosci której podobno doswiadczył szczególnie po naszym rozwodzie.Jest pełen nadziei.Mówi że bez nas nie da rady.Zyje sam,żadnego związku nie bierze pod uwagę.Pracuje,ma swoje hobby,w weekendy zajmuje się dziećmi-wygląda na to ze rzeczywiście poszedł po rozum do głowy.Pare dni temu prawie się popłakałam ze wzruszenia jak mnie głaskał po brzuchu,wieczorem sms"dbaj o dzidzie".
Muszę powiedzieć ze udowodnił swoja przemianę wiele razy w tym krótkim czasie.Dlatego zdecydowałam się wrócic.Stukilowy chłop przepraszający ze łzami w oczach za wszystkie krzwdy,siedzący wieczorami w domu,gotowy wychowywac obce dziecko...Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Weź pod uwagę pewien fakt: mąż wybaczył Ci wielokrotnę zdradę zdradę,mało tego chce wychowywać dziecko sorry ale napiszę ,,obcego'' faceta i traktować je jak swoje i moim zdaniem w tym momencie dywagacje na temat udawania Twojego męża są moim zdaniem nie na miejscu. Piszę to jako facet . Spójrzmy prawdzie w oczy; to Ty związalaś się z obcym facetem ( on żyje sam), zdradzasjąc poczęłaś jego dziecko - a mąż wybacza Ci!!!. Dalej przeczytaj swoje słowa:
Cytat:
Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Jesli chodzi o uczucia do kochanka to cóż-z dawnej fascynacji (byłam przekonana że to miłość
)został tylko szacunek bo dobry człowiek
wiesz, że to nie jest miłość. Kolejną sprawą jak sama napisałaś:
Cytat:
Nie mogę modlić się o małżeństwo śpiąc jednocześnie obok innego mężczyzny choć mam za soba 2-miesięczny okres abstynencji(taka moja ofiara).Tak bym chciała iśc do spowiedzi,Komunii ale póki tu mieszkam nie mogę.Chciałabym tez żeby towarzyszył mi w tym sakramentalny mąż-podpytałam go i jest na tak(choć ostatni raz spowiadał się przed ślubem czyli 7 lat temu).Za rok I Komunia naszej córki...Niebawem urodzi się dziecko które trzeba będzie ochrzcić...Bardzo chciałabym żebyśmy oboje przyjęli Komunię Sw-tak jak na naszym ślubie...
Czasami mam dośc wszystkiego,próbuję wyłączyć myślenie żeby nie zwariować.A szatan nie próżnuje i wtedy wydaje mi się że wszystko jest ok,że właściwie może zostac tak jak jest.
Takie życie jak mam teraz zabija mnie.Nie potrafię się niczym cieszyć
już teraz się męczysz, ponieważ sumienie nie pozwala Ci spokojnie spać. Pragniesz totalnej duchowej przemiany i nie możesz tego ,,technicznie'' wykonać. Katujesz się duchowo co słychać z tonu Twojej wypowiedzi. Z dnia na dzień sorry, że napiszę, ale będzie Ci coraz ciężej. A uzdrowienie może przyjść tylko z jednej strony.
Dalej:
Cytat:
Niby wierzący ale widocznie"po swojemu" skoro gotów jest łamac do końca zycia 6 przykazanie,nie widząć w tym nic złego.
to Twoje słowa - w tym człowieku nie dostrzegasz większych wartości. I teraz chyba najpiękniejsze co napisałaś:
Cytat:
Tak,kocham męża,przebaczyłam mu wszystko i jestem gotowa zacząć od nowa,mam na to dużo siły.Oprócz tej miłości jest jeszcze coś -uczucie przynależności o którym nie ma mowy jesli chodzi o kochanka.
Właśnie to że wróciła miłość zdecydowało o mojej decyzji o powrocie.Gdyby nie ona to prawdopodobnie byłabym w tym niesakramentalnym związku ze wszystkimi tego konsekwencjami.
i dalej
Cytat:
Ja doskonale wiem ze muszę odejść przed porodem
Zostac dla dziecka,wziąć ślub cywilny i próbowac jakos funkcjonować?
Pluć sobie w brodę że jednak nie spróbowałam naprawiac tamtego?
Wiesz doskonale co masz robić moim zdaniem, a na stwierdzenie ,,jakoś funkcjonować'' daj sobie odpowiedź jak te ,,jakoś'' ma wyglądać niby.
I tak to już jest, że się modlimy, prosimy, a gdy to już przychodzi - cofamy się. To nasuwa się pytanie o co myśmy w końcu prosili. czy to nie jest ta szansa, o którą się modlilaś. Przepraszam raz jeszcze za mocne slowa i za taki a nie inny post w postaci syntezy Twoich słów. Trzeba wziąć poprawkę, również na mnie, że mogę się mylić, ale chciałem ukazać moj męski punkt widzenia. Pozdrawiam i łączę się modlitewnie w Twojej intencji.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-26, 19:39
agnes napisał/a:
Może i trochę jestem jak ta ćma?
Tez niestety boję powtórki z rozrywki. Na ile może zmienić się człowiek?.Czy całkowicie?Zebym to ja wiedziała.Kiedyś po alkoholu był poprostu niebezpieczny,był taki wieczór że gdyby nie teściowa to dzis mogłabym nie zyc...Smutne ale niestety prawdziwe.Z pewnościa nie wrócę do domu męża bo umarłabym ze strachu gdyby znów wrócił pijany w trupa.A do siebie przynajmniej mogę go nie wpuścić w takim stanie,dlatego narazie nie podejmuję żadnej konkretnej decyzji.
To nie smutne.
To niebezpieczne!
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-26, 23:35
Dziękuję za wszystkie słowa,także za te mocne bo i one sa mi potrzebne.
Jacku,ja wiem co mam robic,czego chcę i jestem tego pewna.Jeśli w którymś momencie zaczynam gdybac to tylko dlatego że poprostu cholernie sie boję!.Ze któregos razu znowu poczuje zaciskającą się rękę na swojej szyi i nie będę mogła nic zrobic...
Tę bezsilność i upokorzenie rozumie tylko ta która to przeżyła.Cóz dziwnego że gdy to wspomnę zaczynam gdybac?
Tak,to ja żyłam 1,5 roku z innym facetem,planowałam z nim slub,byłam nawet jego narzeczona,nosze jego dziecko.Wiem co niektórzy z Was o mnie myslą i nie chcę się usprawiedliwiac.
Chcę tylko w skrócie napisac DLACZEGO
Rękoczyny od samego poczatku,a nawet wcześniej....Juz tydzien przed slubem pobił mnie w pijackim amoku.Było to tym bardziej potworne że miałam pod sercem nasze dziecko(głupia byłam że nie odwołałam slubu,moim zdaniem podważa to jego ważnośc)
Powtarzało się to wiele razy.Pomimo moich próśb żeby nie pił,skoro tak reaguje na alkohol.Zadnego skutku.
Z powodu tego zachowania odeszłam niedługo po urodzeniu pierwszego dziecka do rodziców.Nie było mnie 8 miesięcy,zyłam wtedy sama zajmując się dzieckiem i studiując.Wkońcu posklejałam małżenstwo-dzia myślę ze cudem bo on juz wtedy upierał się przy rozwodzie.
Kolejne 2 lata.Względny spokój choc nadal zdarzały się pijackie awantury,ale ja
dosłownie chodziłam na palcach żeby nie dac najmnieszego powodu do kłótni.Co tym zyskałam?Coraz większy brak szacunku z jego strony.Zaczęło się poniżanie,dręczenie psychiczne,wyzwiska-to juz zupełnie na trzeżwo.
Któregos razu uderzył mnie przy swoich rodzicach.Powtórzył to jeszcze drugi,trzeci raz-a to przy bracie,a to przy tesciowej.Nie musze chyba pisac o swoim upokorzeniu,tamci udając że nic się nie dzieje nie wtrącali się.
Druga moja ciąża-dalej powtarzajace sie szarpanie,duszenie i cholernie niebezpieczne dla dziecka popchnięcia przy których upadałam na ziemie.
Gdy wróciłam z córcia ze szpitala urządził "pępkowe" upijając się do nieprzytomności.Znów rękoczyny-trzy dni po moim porodzie!!!
Nie wytrzymałam,znów wyprowadziłam się do mamy.Wróciłam dopiero gdy córcia miała pól roku.Tak jak i pierwszym razem nie było mowy o innym mężczyznie.
Następne 3 lata-nieduża poprawa.Nie szanował mnie juz wogóle,byłam służaca i niańka do dzieci.Potrafił obrazic przy znajomych,rodzinie.Jeden z przykładów-"Agnieszka,nie odzywaj sie bo h... wiesz'.PRZY STOLE WIGILIJNYM.
W końcu bałam się przychodzic do firmy bo nie wiedziałam czy nie wyskoczy z czyms przy ludziach.Czesto wtedy mówił o rozwodzie-ze nikt nie ma takiego beznadziejnej zony,że jest ze mna wyłącznie dla dzieci,żebym znalazła sobie jakiegos "frajera" i dała mu spokój.
Rękoczyny dalej obecne,a jakże.W trakcie największej awantury jaka pamiętam(tej własnie kiedy w koncu zareagowała tesciowa) .Biegał za mna wołając "zabiję cie k....
' i próbując rozwalic mi głowe o płytki w łazience.Przysięgam,nigdy w zyciu sie tak nie bałam.Jak sobie przypomne płacz córki i to jak sie trzesła ze strachu to mi słabo.
Było to 5 miesiecy przed jego wyjazdem do Hiszpanii.W tym czasie wszystkie pieniądze jakie zarabialismy wpłacał na konto jakiejs babki w Hiszpanii-była to łacznie duża kwota,ok 100 tysiecy i do dzis dokładnie nie wiem na co była przeznaczona.
Ostatnia wspólna impreza u znajomych-chciał mi wlać publicznie."Agnieszka zamknij sie bo jak ci przy... przy ludziach to sie nauczysz rozumu"...
Ostatni tydzien przed wyjazdem pił w trupa codziennie,żegnajac sie z kolegami.Na szczescie juz mnie nie bił bo nie był w stanie.
Wyjechał,zapominajac mi powiedziec ze mam 30 tys długu.Zaczeły sie telefony,pisma z rozmaitych firm,nekał mnie komornik.Dzwoniłam ,płakałam,prosiłam o wyjaśnienia,o rady co mam robic.Słyszałam pogardliwe słowa,wyzwiska i to że do niczego się nie nadaje. .Któregos razu powiedział że chce rozwodu bo sie wypalił.
Najpotworniejsze co mi wtedy zrobił to czyszczenie bez słowa mojego konta na którym trzymałam pieniadze przeznaczone na spłate długów no i na nasze utrzymanie.Nie odpowiadał na moje maile,,nie odbierał telefonów,po kilka razy dziennie sprawdzając konto.
No i wtedy własnie pojawił sie Jacek-dobry,cierpliwy,pomocny na każdym kroku.Mąż milczał od jakiegos miesiąca(znajomi sugerowali ze poprostu uciekł),ja w opłakanym stanie.
Szatan nie mógł nie wykorzystac takiej okazji.
Pisałam mężowi ze ktos sie koło mnie kręci,że nie mam siły-nic,zero odzewu.Wtedy uznałam ze nie ma o co walczyć no i przestałam się opierać.
Po dwóch miesiącach nie mieszkałam juz w domu a w wynajetym mieszkaniu-wiadomo dlaczego.Mąz w tym czasie wrócił do Polski-po rozwód.Z miejsca złozył pozew nawet ze mna nie rozmawiajac.Po powrocie napisał smsa do Jacka(znał go bo pracował dla jego firmy)"Zrobiłes mi przysługę,dzięki stary".W czasie od jego powrotu do rozwodu nie kontaktowalismy sie,sporadycznie brał dzieci,wiem tylko(opowiadał mi o tym niedawno) ze zaliczył w tym czasie dziesiatki panienek i wypił morze wódki "ciesząc się zyciem".Po niecałym roku byliśmy juz po rozwodzie,po nastepnych paru miesiacach zaszłam w ciążę.No i dalszy ciąg historii juz znacie.
Nie wiem po co to wszystko napisałam-moze po to by usprawiedliwic swoje gdybanie...I po to by pokazac co doprowadziło mnie do tego desperackiego kroku..
Nie tłumacze sie.Wiem ze wtedy mogłam wyprowadzic sie,zrobic cokolwiek tylko nie rzucac sie w ramiona innego..Nie wiem co by dziś było,pewnie nie miałabym w brzuchu dziecka i nie spała bym koło-tak,obcego faceta.Rewelacyjny człowiek,wychowujący moje dzieci jak swoje,znoszący cierpliwie moje humory i złe dni,spełniający zachcianki,zapewniający spokojne,dostatnie zycie..Ale on nigdy nie bedzie moim mężem i myślę ze nie dam rady go pokochać.Swięta racja że się męcze i będe sie męczyła coraz bardziej-ten związek nie ma szans,już wiem to napewno.
Myślę o psychologu albo jakiejs terapii,ciekawe czy mąż się zgodzi jakby co.
Aha,naprawdę bardzo doceniam że on znowu chce ze mna byc.
Przepraszam za kolejny długi wpis:o)
Pozdrawiam
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-27, 06:03
Wiesz, póki nie ma dzieciaczka na swiecie - proponowałabym Ci jakąś terapię z mężem lub, po prostu, idź z nim do psychologa. Po tym, co napisałaś, ja zaczęłam zastanawiać się, czy to, co robi Twój mąż to nie jest realizacja jego planu. Czy on może robić to z premedytacją? Czy może przyjąć Cię a potem powiedzieć "żegnaj", nie będziesz nigdy szczęśliwa? Sama na to pytanie odpowiedz.
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-27, 09:58
Agnes!
Twoje dzieje są naprawdę straszne. Nie potrafię uwierzyć w tak radykalną zmianę na lepsze Twojego męża, choć cuda się zdarzają. Poszukaj sobie w internecie wiadomości o przemocy np. www.niebieskalinia.pl i poczytaj o ofiarach i sprawcach. Ja bym sugerowała, że ta obecna poprawa to może być tzw. faza "miodowego miesiąca" w cyklu przemocy, a ponieważ ona może trwać dowolnie długo, więc Tobie się wydaje, że mąż się zmienił. A potem może być znowu narastanie napięcia i kolejny wybuch przemocy. Teraz trwa usypianie Twojej czujności, a to może być dla Ciebie i dzieci niebezpieczne. Zaakceptowanie cudzego dziecka jest dla niejednego mężczyzny problemem. Dzieci jak wiesz bywają różne, każde nawet najspokojniejsze dziecko potrafi wyprowadzić własnych rodziców z równowagi i dobrze jeśli rodzice potrafią pohamować emocje i nie zrobić dziecku krzywdy. Po tym, co napisałaś jest duże prawdopodobieństwo, , że Twój mąż wyprowadzony z równowagi, nie bedzie umiał się opanować, a może nawet nie będzie chciał, zwłaszcza, że to nie jego dziecko i wolę nie myśleć co wtedy zrobi, a chyba nikt z nas nie chce usłyszeć o Was w telewizyjnych wiadomościach.
Agnes! Myślę, że dla Ciebie jedyne na razie wyjście to znalezienie osobnego mieszkania, i rozpoczęcie w nim życia samej z dziećmi. Trzeba zadbać o stronę materialną, żebyś miała z czego żyć. Trzeba zadbać o duszę , a więc spowiedź, komunia św. Jednocześnie zapewnić ojcu Twojego nienarodzonego dziecka autentyczną możliwość wychowywania dziecka i częstego się z nim spotykania. Natomiast męża trzymać na sensowną odległość i obserwować. Jeśli naprawdę nagle kocha, i się zmienił, nawrócił to niech poczeka, ja naprawdę bym się bała czy to nie podstęp, zemsta itd. A ty obserwuj, pogadaj z jego rodziną i ze swoją też, jak oni to widzą. Z drugiej strony zbadałabym sprawę ważności Twojego związku i to koniecznie, bo z boku stojąc wydaje mi się, że optymalnie byłoby, gdyby stwierdzono nieważność i mogłabyś poślubić Twijego obecnego "partnera" (przepraszam za szczerość). Weź pod uwagę, że Twoje spojrzenie i uczucia nie są w tej chwili obiektywne, ofiara jest uzależniona psychicznie od sprawcy, choć złapałaś oddech w nowym związku, to uzależnienie wciąż w Tobie jest, więc koniecznie psycholog dla Ciebie, terapia i to intensywna, a Twój mąż oczywiście też bo bez tego ani rusz. i trzeba dać sobie duzo czasu i Wam wszystkim. Z obecnym partnerem dużo rozmów, nie pal mostów, jak jest wierzący to argument o grzechu cięzkim powinien przemawiać, i przede wszystkim modlitwa. zaangażuj do tej modlitwy kogo tylko możesz, łącznie z róznymi zamnkniętymi zakonami, bo Bóg wszystko może, a On tylko wie jak to ma być. Pozdrawiam serdecznie.
Ada [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-27, 10:57
AGNES Ty sie opanuj zacznij się leczyć .
Idź do psychiatry bo sama masz problemy z sobą.
Jak można nawet pomyśleć o powrocie do kata.
Ty lecz swoje uzależnienie od przemocy.
Masz teraz dobrego człowieka obok siebie zamiast go szanować i docenić , że Ci pomógł kiedy byłaś na dnie to mu się TAK odpłacasz.
Zachciewa Ci sie motylków w brzuchu widocznie je miałaś kiedy byłaś zbita skopana skrwawiona przez męża...) no bo za czym Ty do niego tęsknisz?
Tylko mi nie mów , że jeszcze go po czymś takim -kochasz.
Za czym Ty tęsknisz za tym aby Twoja córka znów oglądała Ciebie bitą.
Jak mogłaś pozwolić coś takiego dać jej oglądać.
Jesteś nieodpowiedzialną matką powinnaś choć mieć troszkę wyobraźni.
Taki człowiek jak Twój mąż nigdy się nie zmieni to sadysta. Do końca swojego życia będzie w nim żyła agresja nawet mu leczenie nie pomoże.
Przeczytaj 10 razy co napisała Ci Kari!!!
Ja jestem mocno poruszona Twoim postem bo mówiąc szczerze miałam w rodzinie kobietę , która miała podobne przeżycia do Twoich. Wracali do siebie przez około 15 lat kilkakrotnie. Ciągle ja katował nie słuchała rodziny nie słuchała dzieci całkowicie zatraciła
Po miesiącach sielanki zakatował ją na oczach dzieci.
Agnes Ty całkowicie zatraciłaś instynkt samozachowawczy.
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-27, 11:52
Bałam się, że nikt rozsądny nie odezwie się do Agnes. Na szczęście pomyliłam się.
Agnes, Agnes, Agnes... wracasz nie do sakramentalnego małżonka, ale do "uśpionego" kata. Nie piszę, że masz być z Jackiem, ale, tak jak dziewczyny, uważam, że po okresie bycia ofiarą, zatraciłaś instynkt samozachowawczy.
Pozdrawiam i ogromnie współczuję
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-27, 12:28
Ada,masz duzo racji ale twoje słowa sprawiły mi przykrość.Nerwy mam na wierzchu i naprawde ostatnie czego teraz potrzebuje to wytykanie mi że jestem nieodpowiedzialną matka,że potrzebuje psychiatry(psychologa moze tak,sama o tym myśle) i inne podobne.
Myślę że na tym forum nie powinny padac takie słowa.
Nie wiem czy jesteś wierząca ale niektórym może przeszkadzać życie w grzechu i ze mna tak własnie jest.
Kari ja narazie wspólnego mieszkania nie brałam pod uwage.Planowałam wyprowadzić sie,życ sama,przystepowac do sakramentów i ostrożnie,z pomoca specjalistyczna składac małżenstwo.
Oczywiście bardzo sie boje o dziecko które urodze,min dlatego narazie wspólne mieszkanie odpada.
Jego na terapie i do spowiedzi bo bez tego ani rusz.
Co do ważności małżeństwa to pozostaje jeszcze inna poważna kwestia-mianowicie to że zostało ono zawarte pod przymusem ze strony mojej rodziny.Byłam w ciąży,młoda,nie umiałam sie sprzeciwic matce która uparła sie na natychmiastowy slub DLA LUDZI(oczywiście kościelny).Zreszta kochałam go i chciałam slubu ale nie natychmiast.On uległ tylko pod grozbami mojej matki-"zrobiłes dziecko to sie żeń"!.Próbował stanac na wysokosci zadania ale do dzis znajomi opowiadaja mi jak bardzo tego nie chciał.
Myslałam o uniewaznieniu slubu ale teraz sama nie wiem co robic,zreszta nie mam na to w tej chwili siły:((
Tak to juz jest że kobieta która odejdzie od męża(nawet od takiego jak mój) skazuje się na publiczny lincz.Tak było i ze mną,byli tacy co mnie chcieli spalic na stosie.
Mąż wśród znajomych uchodził za wzorowego obywatela,dobrze zarabiającego,dbającego o rodzinę(częsty wizerunek domowego tyrana) więc nietrudno zgadnąć że potem staneli za nim murem.Co do jego rodziny to od samego poczatku każą mu sie starac żeby "Agniesia wróciła"(pewnie tez dlatego że nie ma kto dbac o dom i niego a tesciowej sił nie przybywa).
Patrzono na mnie jak na ostatnia k.....,plotki sa do tej pory,zarzuca mi się że związałam się z Jackiem dla pieniędzy(pochodzi z b.zamoznej rodziny)-to tez jest powód dla którego chciałabym powrócic do starego życia w którym nikt sobie mna "gęby nie wycierał".
Mówi się że gadanie ludzi nie ma znaczenia ale plotki potrafia zatruc zycie,przekonałam sie o tym na własnej skórze.
Tylko moja mama,siostra i najbliższe koleżanki prosza żebym trzymała sie z daleka od męża.
Zgadza się,ja złamałam przymierze idąc do łóżka z innym ale czy wierność jest jedynym elementem przysięgi małżeńskiej?Czy po to sie bierze zone by nia pomiatać,ponizać przy ludziach,szarpac na oczach dzieci?Nie brać pod uwage w sprawach finansowych uważając że "jest nikim i zostanie nikim?"
Latami utrzymywałąm to na siłe,on od poczatku nie był ze mnie zadowolony(w końcu nie chciał sie zenić).Mysle że od poczatku mnie nie chciał.Pracowałam na wspólny dom,wychowywałam dzieci,dbałam o siebie-po 2 ciążach dalej nosiłam rozmiar 36.Prawde mówiąc to koledzy zazdrościli mu zony,tylko jemu ciągle było żle.
Moja historia jest straszna,szczerze mówiąc to mało kto ją zna.Czasami sama się dziwię że tyle lat mozna z kims takim być i jeszcze myslec o powrocie do niego.
Pozdrawiam i bardzo prosze juz mnie nie linczowac ostrymi słowami bo i bez tego mam dość.
A.
[ Dodano: 2008-02-27, 12:39 ]
Pomocy,jak wykasowac te fotke???Chciałam żeby była w profilu nie tutaj:)))
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum