Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
czy zmuszać męża do przyznania sie do zdrady?
Autor Wiadomość
Sabrina
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 01:45   czy zmuszać męża do przyznania sie do zdrady?

jesteśmy małżeństwem od ponad dwóch lat, nie mamy dzieci. właściwie od początku towarzyszyły nam kłótnie. mąż ma swoich znajomych, których nie znam, a z którymi często imprezuje. czego nigdy nie mogłam zaakceptować i stad min. nasze kłotnie.
ostatnio od pół roku-jest coraz gorzej-nie współżyjemy ze sobą, kłócimy sie-nie mam miedzy nami porozumienia. ja ciągle go oskarżam-a on ciągle mnie oszukuje-to doprowadziło do tego, że czasami sprawdzam jego rzeczy osobiste-wiem, że ma dodatkowe pieniądze-przeznacza je na swoje wyjścia ze znajomymi-jednej nocy potrafi wydać 500 zł, bądż kupić sobie zegarek za ponad 1000 zł-tłumacząc, że to kradziony i kupił go za 100 zł-ja wiem, że to nie prawda, bo znalazłam paragon zakupu. kiedyś miał 2 komórke-a w niej smsy z kobietami-jak mu o tym powiedziałam wyparł sie tego mówiąc, że to kolegi komórka-i tak jest za każdm razem-kończy sie tym, ze to ja jestem nienormalna, że coś sobie wymyślam i nieustannie go szpieguję-jestem tą cała sytuacja wykończona nerwowo-i nie wiem czy dążyć do prawdy za wszelką cenę i sie wykańczać-czy modlić sie o cud i zmianę jego zachowania zachowując wszelkie swoje domysły w sercu.
Do napisania skłonił mnie ostatni incydent-wyszedł z domu już o 17 nic mi nie mowiąc-nie był ze znajomymi-bo sie z nimi umówił i w końcu tam nie dotarł-wiem bo dzwonili szukając go. nie wrócił na noc, ale dopiero w południe w kogoś kapciach (w zimę) i czyjejś podkoszulce-reszte ubrań gdzieś zostawił-tłumaczył, że u kolegi. Ale jak do niego pojechał następnego dnia to mu ich nie zawiózł. jak wstał to zaczał mnie całować i prosić o wybaczenie-powiedział, że wszystko bedzie juz inaczej. ja sie na to zgodziłam bez proszenia o wyjaśnienia. Jednak przypuszczam, ze ta zmiama mogła być wywołana wyrzutami sumienia po zdradzie. Prosze, pomóżcie-nie wiem co robić. Czy zachować te wszyskie swoje domysły dla siebie i za wszelką cene próbowac budowac od początkunasze małżeństwo-może to jedyny moment by coś zmienić? czy dążyć do tego aby sie przyznał co sie wydarzyło tamtej nocy? co mi to da? co zrobie z tą wiedzą? czy jest mi ona do czegoś potrzebna? a może z tymi niedomówieniami nie ede potrafiła być dobra zona?
czy może ktoś z was już to ma za sobą?
 
     
ewus
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 01:56   

moj maz obwinial mnie o problemy w naszym mazlenstwie i dopiero prawie po roku jak juz zlozyl pozew o rozwod dowiedzialm sie ale nie od niego on sie nie przyznaje ze mnie zdradzil
i tak zaczely sie nasze problemy, nie mowie ze nie bylo mojej winy na pewno byla ale gdybym wiedziala wczesniej nie uzalalabym sie tak nad soba i rozpaczala mysle ze wiedzac ze on tez zawinil czulabym sie lepiej a tak ciagle bylam obwiniana przez niego i winilam siebie uwazajac ze on jest idealem
moj maz nie chcial walczyc ani sie zmieniac ani probowac jesli twoj chce to chyba ma wyrzuty sumienia
moze poczekaj ( chyba ze musisz wiedziec bo zatruwa ci to zycie) na jego zmiane
jesli takowa nie nasapi zapytaj powiedz ze ci ciezko i chcesz wiedziec jesli naprawde sie zmieni moze lepiej nie wiedziec
a modlitwa i wiara to jedyna rzecz ktora trzyma mnie przy zyciu i nadzieji
nic odobno nie dzieje sie bez powodu wiec czekam az odkryje powod i poczuje ulge
modl sie za niego aby zawrocil i za siebie abys byla silna
 
     
Sabrina
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 02:55   

ewus-dziekuje Ci bardzo za wsparcie.
Wiem o czym piszesz-przepłakałam wiele nocy-obwiniając siebie za cala sytuacje-maz ciagle mnie w tym umacniał-a ja tak bardzo chciałam normalności i spokoju, a przede wszystkim miłości, ze za wszelką cene, tłumaczyłam jego zachowania swoim postepowaniem-wierzac ze to ja go krzywdze. teraz zaczynam myslec inaczej-mam nadzieje ze wystarczy mi sil do walki...
Tobie tez życzę wytrwałości w wierze
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 04:22   

Sabrino, pytasz, czy zmuszać... A czy on pozwoli, abyś z niego coś wydusiła? Czy masz pewność, że gdy zaczniesz go zmuszać, powie prawdę?
Mój mąż znalazł sobie przyjaciółkę 2 lata temu. Zmuszałam, żeby przerwał tę znajomość, prosiłam, szukałam dróg, by do niego dotrzeć. Zbyt łatwo mi poszło. Niby wycofał się z tamtych układów, przez rok myślałam, że jestem o krok od wybaczenia. Obwiniałam się, że nie potrafię zapomnieć, że krzywdzę go nieuzasadnionymi podejrzeniami. On chętnie korzystał z mojego poczucia winy, twierdził, że za mało pracuję nad sobą i mam problem, skoro JESZCZE PAMIĘTAM. I nagle wprowadził się do NIEJ. Ze mną skończył. Po miesiącu namyślił się i - z nią skończył.
Wrócił do domu. Od nowa ta sama płyta: nigdy mnie nie zdradził, to tylko moja chora wyobraźnia, zazdrość, podłość, chęć zniszczenia go...
Już miałam mu znów uwierzyć. Aż tu znalazłam wizytówkę agencji towarzyskiej sprzed lat, na niej pismem mojego męża zanotowany plan dojazdu, numer telefonu komórkowego i godzina. Wtedy nie podejrzewałam go o zdradę, nawet mi to przez myśl nie przeszło! Był w delegacji w Monachium. Gdy wrócił, zaczęło się między nami psuć. W tamtym czasie byłam świadkiem jego szwagierki w sprawie o maltretowanie jej przez męża. Do teraz myślałam, że mój mąż wystąpił w sądzie przeciwko mnie (nie musiał, jako najbliższy członek rodziny podejrzanego mógł odmówić zeznań!), bo chciał bronić brata. Złożył przed sądem fałszywe świadectwo, krzywoprzysięgał, że jestem niezrównoważona psychicznie, że zdradzałam go z tym jego bratem, że nasze dzieci nie są jego, lecz tego brata, że występuję w obronie tej bitej kobiety, bo kocham jej męża, miałam z nim romans, a on mnie porzucił i znalazł sobie inną partnerkę, więc JA SIĘ MSZCZĘ.
Pojechaliśmy do Częstochowy, wybaczyłam mężowi jego postępowanie, bo tłumaczyłam je chęcią obrony zagrożonego więzieniem brata. Rok po tej sprawie, którą bardzo mocno oboje przeżyliśmy, mąż wyjechał do Irlandii. Przez rok planował, że nas ściągnie. Później poznał przyjaciółkę. Powiedział jej, że nie jest już ze mną, że odszedł kilka lat temu i wyjechał do Monachium. Powtórzył o mnie to, co zeznawał w sądzie. Mąż tej kobiety przekazał mi te rewelacje listownie. Nie wierzyłam, że mój mąż mógł tak widzieć nasze życie. I właśnie teraz znalazłam tę wizytówkę sprzed lat. Pokazałam mężowi. Przyznał się: wtedy w Monachium zaczął korzystać z 15 minutowych wizyt w agencji. I dlatego tak zeznawał przeciwko mnie w sądzie. Myślał, że go zostawię i będzie to moja wina.
Ale 15 minut za 50 marek to nie było to, czego szukał. Więc w Irlandii urządził się już lepiej: mężatka, do dyspozycji zawsze, gdy mąż w pracy, i to za darmo. Prawdziwa przyjaciółka.
Ale przecież z nią skończył. O co więc znów te moje pretensje? Grzebię w przeszłości, a to przecież było, minęło... Po zdradzie w sądzie byliśmy w Częstochowie, po zdradzie w Kanturku byliśmy w Licheniu, więc już wszystko załatwione, a ja wciąż do tego wracam!

Sabrino, może jestem zgorzkniała i zbyt czarno widzę, ale musisz wziąć pod uwagę, że to nie wyrzuty sumienia wygnały Twojego małżonka bosego i półnagiego w środku nocy z jakiegoś ciepłego miejsca. Mógł to po prostu być ktoś silniejszy od niego.
Powinnaś też wziąć pod uwagę, że Twój mąż Cię najzwyczajniej okłamie.

Na czym stanęło u mnie? Przed samym wyjazdem do Irlandii mój ukochany małżonek oświadczył mi, że wprawdzie był pod agencją, gdzie się umówił, ale nikt go nie wpuścił, więc odjechał spod drzwi tak samo niewinny, jak się pod nimi stawił. Wprawdzie mieszkał z przyjaciółką, ale mnie z nią nie zdradzał, jednak skoro nadal się czepiam i zawracam mu d., to on nie będzie dalej tego małżeństwa ciągnął, nie pojedzie ze mną do Composteli (po wyprowadzce od niej miała być pielgrzymka do świętego Jakuba) i z nami koniec. Więc wzruszyłam ramionami: wcale nie chcę, żeby ze mną szedł aż na koniec świata, do samego grobu. I w pełni zgadzam się z jego decyzją. Miałam ochotę uciec i nie oglądać go więcej. Ale musiałam przez to przejść do końca.
Wypiliśmy w milczeniu kawę. Ubrałam się.
Odwiozłam go na dworzec, podałam rękę na pożegnanie. Próbował zaprosić mnie na wycieczkę do Dublina. Pokiwałam głową, że to bez sensu. Wcisnęłam mu różaniec w dłoń. Nie poczekałam, aż odjedzie. Nie obejrzałam się za siebie.

[ Dodano: 2008-01-13, 05:52 ]
Sabrino, piszę, że ktoś Twego męża wywalił w środku nocy, bo przeżyłam coś podobnego. Szwagier bił żonę. Była noc, styczniowa i mroźna. Sąsiedzi wezwali policję. On zwiał w podkoszulku i letnich pantoflach na bosych stopach prosto do nas, szukał ratunku u mojego męża. Ja zaczęłam rodzić, a mój mąż pojechał umieścić braciszka w bezpiecznym miejscu i wyprowadzić z jego mieszkania najcenniejsze rzeczy.
Szwagier wrócił do swego domu w południe, taki goły i bosy w środku zimy. Twój też mógł zostać wywalony nocą, pobiegł do kumpla, żeby nie wracać od razu do Ciebie, rano się ogarnął, dotarł do Ciebie po południu, nazajutrz pojechał do kumpla - wybawiciela, ale po co miał brać do niego cudze kapcie? A po swoje rzeczy w tym czasie pewnie miał zamkniętą drogę (musiałby mieć takiego brata jak mój mąż, żeby odzyskać pozostawione w miejscu zajścia przedmioty).
 
     
Sabrina
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 10:47   

Mona
Rzeczywiscie, przecież to układa się w logiczna całość. A on własnie ma takiego kolege wybawiciela-który zawsze, jak wierny pies powie mi, co mój maz mu kaze.
Otworzyłas mi oczy na patrzenie na to wydarzenie z innej strony.
Nadal nie potrafie podjac decyzji-nie wiem co robic.
Czytając historie Twojego życia widze ze jestes silna kobieta. Tyle razy wybaczałas-walczyłaś. A on nadal Cie ranił…..
Mona czy ja, bedąc na tym etapie jestem w stanie uratowac nasze małżeństwo?czy kłamca kiedykolwiek przestanie nim być?
Czy jeszcze teraz gdy nie mamy dzieci-rozstac się?czy warto walczyc o prawde? Skoro on i tak może się wszystkiego wyprzec?
własnie do tej pory to robiłam-walczac niejednokrotnie z tej bezsilności (ciagle wmawiał mi ze to wszystko moja wina-ze go szpieguje-nie daje mu zyc) traciłam sens zycia, nic mnie nie cieszyło. Teraz po prostu czuje ze już tak dłużej nie mogę - wykoncze się. ale z drugiej strony czy Ty gdybys nie walczyla o prawde-Twój mąz zachowywałby się inaczej?

we mnie tli sie nadzieja, ze jeżeli on nie bedzie wiedział, ze ja wiem o jego zdradzie-to bedzie robil wszystko aby to naprawic. Na to wskazywalo jego odmienne zachowanie nastepnego dnia.
Boję sie, ze jak zaczne to roztrzasac-szukac prawdy, której i tak mi zapewne nie powie-a ja bede z nim nadal zyla tak jak przed tym zdarzeniem-to u niego dokona sie proces samooczyszczenia z win-poczuje, ze nic wlasciwie takiego sie nie stalo-bo nadal jest tak samo. i byc moze bedzie czul sie usprawiedliwiony w dalszym zdradzaniu.
Boje sie tylko, ze jezeli ja podejme decyzje o milczeniu-nie bede potrafiła z nim normalnie zyc, to wydarzenie (ktore w moim umysle funkcjonuje jako zdrada) ciagle bedzie we mnie siedzialo...
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 15:38   

Sabrino, okres pytań, które Ty zadajesz sobie w tej chwili, ja mam już za sobą. Nie potrafię na nie odpowiedzieć, ale wiem jedno: niewiele zależy od moich decyzji. Pytam - nie pytam, dowiem się - nie poznam prawdy - to są z perspektywy czasu sprawy drugorzędne i właściwie niewiele zmieniają w duszy drugiego człowieka. On jaki był, taki jest i pozostanie, z tymi samymi nawykami i wartościami. Niekiedy z partnerem można się dogadać, niejako umówić co do pewnych spraw, ale nie sądzę, że można tego dokonać z naszymi mężami. Bo nie traktują nas jak partnerki, nie potrafią też być uczciwi sami wobec siebie, nie są stabilni ani w swoich działaniach, ani uczuciach. Jakoś dziwnie też nie wiążą czynów z odpowiedzialnością za nie.
Mam wrażenie, że mój mąż nie tylko nie potrafi zbudować dobrego małżeństwa, ale nawet nie wie, że można byłoby coś takiego stworzyć. Żyje po swojemu, wg swoich wartości, i wcale mu nie przeszkadza, że ja wyznaję inne (jak twierdzi - to mój problem). Dopiero gdy dochodzi do konfliktu, on jest wściekły, ale nie dlatego, że zrobił coś złego, tylko dlatego, że ja się czepiam.
Nie wiem, jak postępować.
Może spróbuję odpocząć od kontaktów z mężem - nie ma sensu z nim rozmawiać.
Potrzeba mi dużo Bożego Miłosierdzia. Mam ochotę egoistycznie zrzucić mój ból na siostry w czerwonych welonach mieszkające w Rybnie. Niech zaparzą mi tylko herbatę i pozwolą się wypłakać, a resztę spraw ze mnie zdejmą. Przecież Pan lepiej wie, jak dogadać się z moim mężem. Ja już nie mam siły.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 16:53   

micszpak napisał/a:
Potrzeba mi dużo Bożego Miłosierdzia. Mam ochotę egoistycznie zrzucić mój ból na siostry w czerwonych welonach mieszkające w Rybnie. Niech zaparzą mi tylko herbatę i pozwolą się wypłakać, a resztę spraw ze mnie zdejmą. Przecież Pan lepiej wie, jak dogadać się z moim mężem. Ja już nie mam siły.

Zanurzanie w Bożym Miłosierdzie jest przy każdej Twojej spowiedzi Mona.
Czy więcej jeszcze potrzeba Ci?
Więcej może się już nie da, bo nie trzeba.
Inny świat wartości ... - odpocznij - tak, dlaczego nie masz odpocząć? Powtórzę za Dominikaninem "nawet maszyny odpoczywają!". A ludzie to nie maszyny, prawda?!
pozdrawiam :-)
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-13, 20:57   

Elżbieto, masz rację. Więcej już nie trzeba.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-14, 08:10   

Mona............jedż to tego Rybna.Może "Ktoś Większy" zdejmie bielmo z oczu Twojego meża.Herbatki sie napijesz,kury obejrzysz,a siostry bedą sie modlić.W przypadkach beznadziejnych tylko ogłoszenie bezsilności wobec problemu może dać odmianę.Pogody Ducha
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-14, 14:07   

Nałogu, kur już chyba nie ma, bo siostrzyczki miały z kurnika zrobić stołówkę :-( . Ale czy wiesz, jak wygląda tam sprawa noclegu w zimie? Połączenie sprawdzałam, ode mnie to 10 godzin pociągiem, więc gdzieś musiałabym przytulić się na noc. Latem to pół biedy, ale teraz mogą być z tym kłopoty. Chyba żeby kopnąć się na nocleg do Warszawy (mam tam rodzinę). Pomyślę.
I już się cieszę, że istnieje takie miejsce, chociaż jeszcze nie wiem, kiedy je poznam.

[ Dodano: 2008-01-14, 15:48 ]
Dodam jeszcze tylko: fakt - do tej pory pracowałam jak patefon na przyspieszonych obrotach, wciąż miałam wspaniałe koncepcje, co to ja jeszcze mogę zrobić, robiłam to i tamto, po czym okazywało się, że rzadko trafiałam do celu, częściej tuż obok, a najczęściej zgoła jak kulą w płot, i tak w kółko.
Czas zatrzymać tę karuzelę. Za dużo energii, za mała skuteczność.
Dzienniczek siostry Faustyny uzmysłowił mi, że Boska ekonomia jest jasna i prosta jak promień światła. To na razie nie mocna świadomość, tylko przebłyski. Ale i to daje nadzieję.
Nałogu, bardzo trafnie to ująłeś: ogłoszenie własnej bezsilności może być źródłem NOWEGO.
Dziękuję!
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-01-14, 17:18   

Mona,noclegi mozna podobno we wsi załatwic.A i do W-wy tez nie jest daleko,więc w ciągu jednego dnia mozesz to załatwić.A kury podobno jeszcze są. Chyba w ostatnim Gosciu niedzielnym był artykuł o Rybnie,poszukaj.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9