Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2007-11-23, 23:54 I mnie to spotkało... a teraz sąd!
Dzisiaj odebrałem pismo z sądu. Mam się stawić 27-12-2007 gdzie będę "przesłuchiwany w charakterze strony w sprawie o rozwód".Czy ktoś może mi wyjaśnić czego mogę się spodziewać bo przyznam się,że trochę się boję.Czytałem temat WITA i o kulturalnym rozwodzie" jak chce moja żona to mam mieszane uczucia. Pewnie kulturalny będzie tylko do drzwi sali rozpraw.Czy ja potrzebuję jakiegoś świadka? (bo żona w pozwie podała swojego jest taki wiarygodny jak obietnice naszych polityków ale niech ma!!!)Odnośnie pozwu to jakieś brednie!!!!!!!! Zasadnicze pytanie: jak zgodzę się na rozwód to dla kościoła zostaję skreślony ????Nie wiem jak mam postąpić.Dobrze ,że wymodlony spokój mnie nie opuszcza.Ufam Bogu, że do tego nie dojdzie. Proszę Was o modlitwę. Oj w tym roku to będą "piękne" święta.... a może podczas nich przyjdzie opamiętanie!!!Jezu w tobie nadzieja.Pozdrawiam. Piotrek
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 156 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-11-24, 01:03 Re: I mnie to spotkało... a teraz sąd!
ProNo napisał/a:
Dzisiaj odebrałem pismo z sądu. Mam się stawić 27-12-2007 gdzie będę "przesłuchiwany w charakterze strony w sprawie o rozwód".Czy ktoś może mi wyjaśnić czego mogę się spodziewać bo przyznam się,że trochę się boję.Czytałem temat WITA i o kulturalnym rozwodzie" jak chce moja żona to mam mieszane uczucia. Pewnie kulturalny będzie tylko do drzwi sali rozpraw.Czy ja potrzebuję jakiegoś świadka? (bo żona w pozwie podała swojego jest taki wiarygodny jak obietnice naszych polityków ale niech ma!!!)Odnośnie pozwu to jakieś brednie!!!!!!!! Zasadnicze pytanie: jak zgodzę się na rozwód to dla kościoła zostaję skreślony ????Nie wiem jak mam postąpić.Dobrze ,że wymodlony spokój mnie nie opuszcza.Ufam Bogu, że do tego nie dojdzie. Proszę Was o modlitwę. Oj w tym roku to będą "piękne" święta.... a może podczas nich przyjdzie opamiętanie!!!Jezu w tobie nadzieja.Pozdrawiam. Piotrek
Katechizm Kościoła Katolickiego zakazuje sakramentalnym małżonkom występowania o rozwód cywilny, jak i zgody na rozwód. Katechizm w punkcie 2384 mówi, że: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne." Jednoznacznie w katechizmie mowa jest o rozwodzie cywilnym. Wprawdzie akt cywilny jakim jest rozwód nie jest w stanie znieść węzła sakramentalnego (bo ten raz zawiązany trwa do końca życia małżonków), ale, co jest najistotniejsze, cywilny akt rozwodu znieważa wolę Bożą - znieważa Jego święty sakrament! Rozwód cywilny jako grzech zgorszenia, niezależnie od motywacji rozwodzących się, sprzyja pladze rozwodów. Rozwód cywilny jest złem moralnym, zgoda na rozwód również jest złem, gdyż zgoda na zło jest złem.
Jak (czy) można kochając prawdziwie (aktywnie) Boga i żonę zgodzić się na rozwód?
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
*marta* [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-24, 11:26
Chciałam Ci tylko powiedzieć, że 27.12 wypada moja/nasza 4 rocznica ślubu. Nic nie wskazuje na to byśmy mieli ja spędzic razem...Będę pamiętac w modlitwie o ile będę w stanie się w ten dzień modlić.
Tomek1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-24, 11:30
Trzymaj się stary. Możliwe , że niedługo będę przeżywał to samo. A też przecież tego nie chcę.
Justyna1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-24, 18:07
ProNo, serce mi stanelo, jak przeczytalam tego posta. Przeciez to jakos tak niedawno bylo, jak napisales Twojego pierwszego posta. A teraz mowisz o wezwaniu do sadu!!! To jakis koszmar! Wiesz, myslalam czesto o tym, co robi Twoja zona i porownywalam to do wyczynow mojego meza. Jakos bliska mi byla Twoja historia. I dlatego jestem w tak ciezkim szoku.
U mnie na razie nie padlo jeszcze to slowo. Przyznaje sie - boje sie go.
Bede o Was pamietac w modlitwie. Ciesze sie, ze Cie spokoj nie opuszcza! Badz silny!!!
Pozdrawiam
Justyna
ProNo [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-24, 20:12
Przed chwilą wyszła żona. Jest mi źle, cholernie źle !!! Ona koniecznie chce tego rozwodu !!! Prawie błagała mnie na kolanach. Ona tak walczy dla niego" jak będę rozwiedziona to będę miała szansę u niego" powiedziała też:" że nigdy do mnie nie wróci NIGDY !!! Jak mnie kochasz i chcesz żebym była szczęśliwa to daj mi ten rozwód". Boże co ja mam robić? Myślę że moja walka się skończyła i poległem !!! Dam jej ten rozwód i niech to się skończy!!! Wiecie co !!! Nie przestaję wierzyć, że ona się opamięta . Potrzebuję jakiegoś cudu a może to zamysł Boży może ona ma pójść do niego i zobaczyć co straciła sam już nie wiem .Ciężko mi jest ale jestem spokojny. Proszę was wspomnijcie mnie w swoich modlitwach. Piotrek
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-24, 21:13
ProNo napisał/a:
Przed chwilą wyszła żona. Jest mi źle, cholernie źle !!! Ona koniecznie chce tego rozwodu !!! Prawie błagała mnie na kolanach. Ona tak walczy dla niego" jak będę rozwiedziona to będę miała szansę u niego" powiedziała też:" że nigdy do mnie nie wróci NIGDY !!! Jak mnie kochasz i chcesz żebym była szczęśliwa to daj mi ten rozwód". Boże co ja mam robić? Myślę że moja walka się skończyła i poległem !!! Dam jej ten rozwód i niech to się skończy!!! Wiecie co !!! Nie przestaję wierzyć, że ona się opamięta . Potrzebuję jakiegoś cudu a może to zamysł Boży może ona ma pójść do niego i zobaczyć co straciła sam już nie wiem .Ciężko mi jest ale jestem spokojny. Proszę was wspomnijcie mnie w swoich modlitwach. Piotrek
Piotrku, przestań się bać słowa "rozwód".
Powinieneś umocnić się słowami Jezusa.
Słowa Jezusa są jedyną Prawdą zdolną do przemiany każdego człowieka.
Najpierw Słowo Prawdy chce przemienić Ciebie.
Ono, to Słowo Prawdy chce Ciebie przemienić i napełnić pokojem.
Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem.
"Wypłyń na głębię" - oznacza nie bój się.
Najpierw nie bój się polskiego słowa "rozwód".
Jeśli chcielibyśmy na to słowo spojrzeć od strony bardziej "pod kątem" złego ducha... zobacz, co potrafi z Tobą uczynić słowo "rozwód"?? Czy nie wpadasz w panikę??? Więc co może uczynić z Tobą słowo Boże, które ma nieskończoną moc Boga?! Zastanów się!
Zacznij, jak żona zacznie panikować i mówić (czy krzyczeć) "chcę rozwodu" zacznij też "panikować", ale miłością - czyli pałać miłością, chęcią miłości!
Chęcią niezgody na zło! Chęcią głoszenia Słów Prawdy! Chęcią przemiany siebie na wzór poddania się woli Bożej!
Nie zgadzam się na rozwód - odważnie ! powiedz! Dlaczego się boisz?!
Bądź uparty jak ona albo bardziej - jak osły są uparte !! Zaprzyj się !
Piotrku, nie panikuj! Stań się silny Słowem Jezusa. Tylko wiesz, musisz wziąść Je do ręki i otworzyć!
Masz do wyboru:
- bać się słowa rozwód, które wypowiada żona,
- albo zacząć czytać słowo Jezusa, które wprowadzi pokój I ODWAGĘ w Twój świat przeżyć, a potem w świat całej duszy.
TU I TERAZ sięgnij po Biblię. A co dzisiaj mówi Ci Biblia, lub tylko Pismo Święte?
Szukaj Boga, szukaj wskazówek, szukaj grupy wsparcia - przy kościele, idź do proboszcza, poskarż się, idź do spowiedzi - w spowiedzi Jezusowi poskarż się!
Wiesz dlaczego ludzie boją słów innych, bo nie mają w sobie słów Jezusowych:
"Ja jestem z Tobą" "nie bój się Piotrze" "wypłyń na głębię" "nie lękajcie się"
Tę starotestamentalną scenę wszyscy chyba dobrze pamiętamy z lekcji religii. Mojżesz na szczycie góry i dwóch mężów trzymających jego wzniesione ręce. Ta wielogodzinna modlitwa sprawiła, że Izraelici pokonali swoich śmiertelnych wrogów, Amalekitów. Zachowanie Mojżesza być może na początku nie podobało się wszystkim. Przecież wódz powinien pozostać ze swoim wojskiem, kierować walką i dodawać żołnierzom otuchy. Mojżesz zaufał jednak bardziej potędze ducha niż swoim dowódczym umiejętnościom. I postąpił słusznie, bowiem to właśnie jego wewnętrzna siła przyczyniła się w sposób istotny do zwycięstwa.
My też w swoim codziennym życiu prowadzimy różnego rodzaju spory może nawet małe wojny. Pragniemy zawrócić kogoś ze złej drogi, nakłonić, by przestał marnować swoje życie, ale mimo naszych starań zdarza się, że nic z tego nie wychodzi. Rozmowy zamieniają się w awantury, zamiast porozumienia powstają nowe zranienia, upór, nastają ciche dni. Dlaczego tak się dzieje? Może właśnie dlatego, że brak nam duchowej, wewnętrznej mocy. Ona jest niesamowitą potęgą. Kiedy uzbrojeni strażnicy zjawili się w Ogrodzie Oliwnym i powiedzieli, że szukają Jezusa z Nazaretu, On zaś odpowiedział: "Jam jest", to wtedy jego oprawcy - jak podaje Pismo - cofnęli się i upadli na ziemię. Święty Łukasz w swojej Ewangelii pisze, że ludzie zdumiewali się nauką Chrystusa. Dlaczego? Gdyż słowo Jego było pełne mocy. To nie był wrzask, krzyk. Tego u Żydów było sporo. To by ich nie zadziwiło. Ale dziwiła ich ta moc słowa płynąca z wnętrza Jezusa. W ewangeliach zapisano: Jezus z władzą i mocą rozkazywał duchom nieczystym... była w Nim moc Pańska.
Pamiętaj: jeśli krzyczysz, to znaczy, że jesteś słaby. Jeśli wściekasz się na żonę, dzieci, rodziców, pokazujesz tym swoją bezradność. Silni duchowo postępują inaczej. Widziałem kiedyś, jak na rekolekcjach dla młodzieży gimnazjalnej ksiądz, który je prowadził, nie mógł poradzić sobie z rozmawiającymi chłopcami. Próbował serdecznie prosić o ciszę, próbował skupić ich uwagę jakimś żartem, śpiewem, wreszcie nawet krzyknął groźnie. Nie pomogło nic. Chłopcy nadal przeszkadzali. I wtedy do mikrofonu podszedł inny kapłan i bez podnoszenia głosu powiedział trzy słowa: "naprawdę proszę o spokój". I widziałem to na własne oczy: W kościele zapanował spokój. Ten ksiądz nie był groźny, nie był, jak to młodzież mówi niekiedy - "fajny". Po prostu miał w sobie takie "coś". Taką moc w słowach.
Co odbiera nam tę duchową siłę? Co czyni człowieka wewnętrznie słabym? Odejście z miejsca, które wyznaczył mu na ziemi Bóg. Odejście z drogi swego powołania. Odejście od swojego prawdziwego ja. Czy zwróciliście bracia i siostry uwagę na to, gdzie był Adam, kiedy szatan zwiódł Ewę? Otóż Adam stał obok. Nie obronił jednak swojej kobiety przed diabłem, a do tego był powołany. Miał być jej oparciem, powiedzielibyśmy dziś: ochroniarzem Ewy. Adam zawiódł. Okazał się słabeuszem. I co zrobił? Uciekł. Schował się. Dziś też wielu panów nie realizuje swojego powołania. A jest ono określone dwoma przysięgami, które składali uroczyście przed Bogiem: że będą miłować żony do końca, bezwarunkowo, na dolę i niedolę, i że będą wychowywać dobrze swoje dzieci. Nikt przed Bogiem nie ślubował, że będzie dużo pracował czy zarabiał. Że będzie miał stanowisko, że będzie prowadził intratny biznes. Istotą powołania tych, którzy przed ołtarzem ślubowali sobie miłość jest troska o głęboką relację ze współmałżonkiem i z dziećmi. Każdy mąż ma być ochroniarzem swojej rodziny. Ma bronić żonę przed lękiem, depresją, przed złudnymi uczuciami, przed wszystkim, co odbiera jej pokój, a także subtelne piękno. Każdy ojciec ma bronić dzieci przed dziecięcą i młodzieńczą samotnością, przed pokusami, przed złymi ludźmi, przed kolorowym kłamstwem świata, ma chronić godności swoich córek i umacniać odwagę synów. Ma bronić nie krzykiem, nie zaciśniętą pięścią, lecz wewnętrzną mocą. Każdy mężczyzna powołany do małżeństwa został po to stworzony i tylko wtedy będzie sobą. A jeśli tego nie uczyni? Wtedy jak Adam ucieknie w krzaki. Ucieknie w ciężką pracę i późne powroty do domu. Ucieknie w zarabianie pieniędzy. Ucieknie w budowę domu i jego nieustanne remonty. Ucieknie przed telewizor i do garażu. Ucieknie do pubu i przed gazetę. I straci duchową moc do końca. Nie będzie już na swoim miejscu. Będzie czuł, że w istotnej sprawie zawiódł. I dlatego, by uciec od świadomości porażki, będzie winił cały świat. I przestanie patrzeć swoim bliskim w oczy. Wielu ojców i mężów pobudowało piękne domy, ale teraz w tych domach płyną łzy. Zarabiało ciężko na opłacenie szkoły dla syna i córki, ale teraz nie wiedzą, co się z tym synem i córką dzieje. Starali się o posag dla dorosłego dziecka, ale ich syn czy córka nie potrafili wytrwać w małżeństwie nawet kilku lat. I życie pokazało, że ten trud nie był w istocie dla dziecka, ale była to w dużej mierze ucieczka od powołania.
Człowiek ma moc, kiedy jest na swoim miejscu. Kiedy wielu mężczyzn straciło swoją moc płynącą z głębi duszy? Stracili ją już przed ślubem. Oni mieli być - jak to umownie określiłem - ochroniarzami swoich kobiet. Mieli z mocą przeprowadzić je przez życie. Ale wielu już od samego początku zamiast siły, okazywało swoją słabość. Prosili o seks, błagali o seks, żebrali o seks. Popisywali się, by zasłużyć na uznanie i nagrodę, grali, by dostrzec w oczach dziewczyny błysk podziwu i otrzymać to, czego pragnęli. Mężczyzna ma być jak kapitan na okręcie. Musi wiedzieć gdzie statek się znajduje i dokąd płynie. Tylko wtedy, gdy to czyni, jest sobą. Jest mocny, gdy przewiduje gdzie mogą być sztormy i mielizny. Ewa zgrzeszyła w raju pierwsza, ale Bóg zawołał Adama. Z nim chciał rozmawiać o tym, co się tam stało. Bóg zawsze pyta mężczyznę: gdzie jest twoja żona? Gdzie jest teraz jej serce? Gdzie jest twoja rodzina? Kapitanie, dokąd płyniecie? Ale jeśli w narzeczeństwie ważny staje się sex, to takim związkiem de facto zaczyna rządzić kobieta, bo to ona ostatecznie decyduje o spełnieniu lub niespełnieniu pragnień mężczyzny. I kobieta bierze w ręce ster. A nie została do tego stworzona. To nie panie mają być ochroniarzami mężczyzn. Ale taka zamiana kobietom często odpowiada. Ich problemem są bowiem pytania: czy jestem kochana? Czy jestem dla kogoś najważniejsza? Czy ktoś o mnie zabiega? To właśnie tę obawę niewiasty wykorzystał szatan w raju. To on zaniepokoił Ewę sugestią, że Bóg jej naprawdę nie kocha. Tego panicznie boi się każda kobieta. Więc chce się upewnić, że jest kochana. Dlatego młoda dziewczyna może z chęcią godzić się na to, by jej chłopak był - powiedzmy pod kontrolą, tak trochę na kolanach. Ona jeszcze wtedy nie wie, że godzenie się na takie ustawianie relacji w narzeczeństwie prowadzi do sytuacji, że po latach żony mówią z wyrzutem: "Ale mi się mąż trafił! Fajtłapa i nieudacznik. Nic nie potrafi tylko piwo, telewizor, gazetki. Dziećmi się nie zajmie, mną się nie zajmie." I tak rzeczywiście bywa. To dorośli chłopcy. Boją się życia, uciekają od życia. Nie są panami. Bo pan, to ktoś kto panuje. Panuje nad sobą, nad pragnieniami, nad całym okrętem, nawet w czasie burzy. Panuje nad rodziną, ale panuje tak, jak Chrystus nad Kościołem, to znaczy walczy o szczęście najbliższych, opiekuje się nimi, daje im życie i oddaje za nich życie.
Tragedią tych dużych chłopców jest to, że w ogromnej większości męskiej siły nie dali im ojcowie. Nie grali z nimi w piłkę, nie chodzili po górach. Ich ojcowie uciekli w krzaki i oni sami też dziś uciekają w krzaki. Bardzo prawdopodobne, że ich synowie uczynią to samo. Ich wychowaniem zajmowały się matki. Niekiedy nawet zabiegające o to, by mąż usunął się na bok. Bowiem wrażliwe serce mamy nie chce niekiedy oddać syna pod męską rękę ojca. Na prawdziwym okręcie, w czasie burzy, żadna kobieta nie będzie miała ochoty odsunąć kapitana od steru. Będzie się modlić, by on przy sterze wytrwał. W życiu bywa inaczej. Kapitanowie dają się odstawić na bok. Mówią: jak chcesz, to proszę. Nawet im to na rękę. Mają święty spokój. I schodzą głęboko pod pokład.
Chłopak, który nie otrzymał siły duchowej od ojca wychowany przez mamę, uczy się, że to kobieta potwierdza jego męskość. I będzie szukał tego u koleżanek, u narzeczonej, przed internetem, zdarza się, że i u innych niż żona pań. A to jest błąd, bo kobieta nigdy nie udzieli mężczyźnie duchowej mocy. Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać. Wielu panów niestety wciąż szuka mocy tam, gdzie jej nie ma i dlatego wciąż czują w swoim życiu przerażającą pustkę. Ed Sissman napisał kiedyś takie słowa:
Mężczyźni po czterdziectce, patrzą w światła nocy,
nie mogą spać.
Ciągle dręczy ich myśl,
Kiedy zrobili fałszywy ruch
I czemu życie tak długo trwa.
Wielu z nich tyle razy słyszało: nie pij, nie pal, bądź odpowiedzialny. I nawet starali się tak żyć, ale nic z tego nie wyszło. Bo na to jest jedyna rada: trzeba wrócić na swoje miejsce. Do samego siebie. Tylko tam, na miejscu swojego powołania Bóg udziela mocy swoim synom. Jeśli nawet ojciec przed laty zawiódł, to jest przecież tamten Ojciec. Ten który jest samą mocą i ten, który zna najtajniejsze zakamarki serca. Jest jeszcze Bóg. On daje moc zalęknionym, poranionym, zakompleksionym mężczyznom i kobietom. Bez tej mocy niczego w życiu nie uczynimy. Tuż przed wniebowstąpieniem Chrystus mówił do swoich uczniów: Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni z mocą z wysoka. Zbawiciel jakby chciał powiedzieć: nie podejmujcie swojego powołania, aż będziecie mocni. Bez Bożej mocy trudna rozmowa z żoną czy dorastającymi dziećmi, szybko zamieni się w kłótnię i przekrzykiwanie. Popatrz na Jezusa, jak On przemawia. Popatrz na św. Piotra, po którego słowach w dzień Zesłania Ducha Świętego nawróciło się 3 tysiące osób. Już teraz wiesz bracie i siostro dlaczego mamy się modlić? Nie po to, by nie mieć grzechu, by spełniać religijny nakaz. Ale by otrzymać moc z wysoka. Tej mocy udziela duchowo przeżyta msza święta. Daje ją spowiedź, w której dotykamy sedna naszej słabości.
Mojżesz wszedł na górę. Toczył duchową walkę o swoją rodzinę, o swoje dzieci. Mojżesz nie uciekł w krzaki. Był prawdziwym mocarzem - silny i niezłamany. Poprzez ten obraz Bóg mówi do każdego, kto nie jest na swoim miejscu: wstań i wróć. Nie ważne kiedy uciekłeś: 5 czy 40 lat temu. Wstań i przyjdź do Boga po moc ducha, po moc słowa i wróć z tą mocą do tych, których masz ochraniać. Wygraj wojnę o ich szczęśliwe życie na ziemi i o wieczność w niebie.
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 10:09
Piotrek, to ciąg dalszy diabelskiego działania i choroby Twojej żony ! Mówię choroby...juz o tym było...takiego zniewolenia, opętania , zaślepoenia innym człowiekiem.....ale przeciez Tobie przyrzekała , a teraz co ?
Łatwo jest Piotrek jak jest spokojnie, miło i bezpiecznie w związku.....jak się psuje, ktos psuje....to panika...to Ona chce rozwodu, a Ty co.....zgodzisz sie na taką Jej teraz fanaberię, kaprys.....bo dzisiaj zna innego a jutro....kto to będzie ...kolejny kaprys ??
Piotrek....to Ty masz teraz to światło...to Ty teraz widzisz, że Ona chora, zaślepiona, odbiło Jej....czy co.....teraz...Chcesz choremu pomóc odejść.....bez walki o zdrowie ?? Jak to tak....mąż...tak lekko będzie patrzył na konanie w grzechu jego własnej żony ??
To Cię ( zły) chce załatwić....rozwód Jej podpowiada.....a Ty pozwolisz na to ? A Ty nie masz takiego pomysłu, żeby spojrzeć spokojnie zonie w oczy i powiedzieć Jej , nigdy nie zgodze sie na nasz rozwód....nigdy nie przestałem Cie kochać, nigdy nie zaakceptuję, że chcesz mnie zostawić, że chcesz złamać przysięgę, zniweczyć sakrament. Mówię Ci NIE.
I w Sądzie tak samo....spokojnie NIE ! Pozdrawiam !! EL.
ProNo [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 11:31
Ja nie chcę rozwodu jak mi Bóg miły NIE!!!Przecież to będzie piekło !!! Boże mam iść w zaparte i mówić NIE!!! Przecież ktoś pisał ,że jeżeli kochasz to pozwól odejść !!!Boję się podjąć jakąś decyzję, strasznie boję. Jeżeli powiem nie to mnie znienawidzi jeżeli powiem TAK to wtedy ja mogę się znienawidzić . Mam ochotę powiedzieć NIE ale boję się konsekwencji. Ciągania po sądach żona powiedziała że jeżeli nie zgodzę się na rozwód to ona i tak do niego doprowadzi choćby się to miało ciągnąć latami i wtedy to możemy już nie wrócić do siebie bo będzie dzieliła nas ogromna nienawiść !!! Pozdrawiam i dziękuję EL myślę o tym i muszę podjąć decyzje bo mamy dzisiaj z żoną rozmawiać .
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 12:14
ProNo............ jest taki stan ducha,stan umysłu gdy nie mamy zgody,nie dajemy zgody na to co sie dzieje wokół nas.Jednocześnie nie mamy mozliwości na bespośrednią interwencję ,czy wpływu na to aby zmienic ten stan.
Takim stanem jest otumanienie Twojej żony.To są żądze,a jak rządzą nią żądze to ona sobą nie rządzi ,jest ubezwłasnowolniona przez żądze.
Ja mam taka filozofię:nie moge przeciwdziałać temu co sie dzieje ,nie moge sie temu przeciwstawic,ale mam możliwość wyartykułowania swojego zdania.
W związku z tym mam prawo i mówię: przyjmuje to co mi komunikujesz do nieakceptujęcej wiadmości.
Nie akceptujesz jej pragnienia rozwodu.Ale nie masz wpływu bezpośredniego na te jej "chceijstwa". Ale masz prawo do zachowania włsanego kregosłupa moralnego.W związku z tym masz prawo się nie zgadzać na jej "ubezwłasnowolnienie".Nie akceptujesz jej zachowania.Przyjmujesz je DO NIEAKCEPTUJĄCEJ WIADOMOŚCI.
Pogody Ducha
Małgosia [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 14:23
Piotrek, Ty masz byc dla swojej zony opoką,
masz być stabilny, silny, wiedzący, czego chce, gdzie jest dobro i zło.
Jeśli sam tego nie wiesz, zwróć się do Ojca - On da Ci Siłę - tak jak w przytoczonym przez Andrzeja kazaniu ks. Pawlukiewicza.
Przecież wiesz, gdzie w tej sytuacji jest Prawda, Dobro!!!
Tak jak ktoś napisał - w tej syt. musisz bronić zonę przed nią samą.
Ona ulega kaprysom, żądzom, jest niedojrzała, nieodpowiedzialna - dlaczego chcesz się zgadzać na jej kaprysy?
I jeszcze coś - kiedyś, gdy miną te szaleństwa, może mieć do Ciebie żal - dlaczego tak łatwo przekreśliłeś nasze małżeństwo? Dlaczego nie walczyłeś? Dlaczego nie byłeś mądrzejszy ode mnie?
Ja myślę, że w naszych czasach na tym właśnie polega męskość - nie na zabijaniu mamuta i prowadzeniu wojny - ale na świadomości tego, co jest ważne i na obronie tych wartości.
Wbrew strachowi, wbrew dobrym radom innych, którzy radzą "dla świętego spokoju" zgódź się.
Popatrz - piszesz, że chciałbyś powiedzieć nie, ale boisz się konsekwencji. Przecież to są Twoje strachy, wyobrażenia. Zupełnie nie wiesz, co będzie w przyszłości. może zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażasz...
Zona zapowiada walkę - chce Cię przestraszyć, sprawić, że już teraz się zgodzisz!
Pamiętaj - Ona też sie boi tego wszystkiego. Być może jeśli pokażesz że wiesz, czego chcesz, ona się wycofa.
A może Twoja żona potrzebuje Twojej siły, potrzebuje, żebyś okazał się facetem, który wie, czego chce? Może to jest Jej wołanie o Twoją siłę?
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 14:43
ProNo napisał/a:
Ja nie chcę rozwodu jak mi Bóg miły NIE!!!Przecież to będzie piekło !!! Boże mam iść w zaparte i mówić NIE!!! Przecież ktoś pisał ,że jeżeli kochasz to pozwól odejść !!!Boję się podjąć jakąś decyzję, strasznie boję. Jeżeli powiem nie to mnie znienawidzi jeżeli powiem TAK to wtedy ja mogę się znienawidzić . Mam ochotę powiedzieć NIE ale boję się konsekwencji. Ciągania po sądach żona powiedziała że jeżeli nie zgodzę się na rozwód to ona i tak do niego doprowadzi choćby się to miało ciągnąć latami i wtedy to możemy już nie wrócić do siebie bo będzie dzieliła nas ogromna nienawiść !!! Pozdrawiam i dziękuję EL myślę o tym i muszę podjąć decyzje bo mamy dzisiaj z żoną rozmawiać .
"Przecież ktoś pisał ,że jeżeli kochasz to pozwól odejść !"
ale nie w ten sposób pozwolić odejść
ten kto tak pisał zapewne miał na myśli odejście emocjonalne
pozwolić odejść od siebie EMOCJONALNIE i tylko - zapewne - na forum katolickim - o to chodziło
Oczywiście, że rozwód to piekło, piekło na ziemi.
Piszesz, że nie chcesz zgodzić się na rozwód. To się nie zgódź. Piotrku, czego Ty się boisz?
a) żony (dlaczego boisz się żony???)
b) jej nowego partnera? (jest niebezpieczny? agresywny?)
b) siebie ? - czyli swoich emocji, swoich reakcji, swoich przekonań. boisz się siebie... Piotrku, przestań bać się siebie - dlaczego boisz się siebie? że nie wytrzymasz napięcia? TO IDŹ DO PROBOSZCZA, IDŹ DO SPOWIEDZI, IDŹ POD KRZYŻ CHRYSTUSA! IDŹ DO PRZYJACIELA, POWIEDZ: "Pomóżcie mi przejść te trudności!"
walczysz z mocami ciemności może - walcz Panem Jezusem Chrystusem Królem!
DZIŚ JEST ŚWIĘTO CHRYTUSA KRÓLA
Wciąż boisz się. To smutne! Przestań się bać! Stań pod Krzyżem Chrystusa, a ujrzysz Jego Chwałę! On zwyciężył strach!
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2007-11-25, 15:09, w całości zmieniany 2 razy
ProNo [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 15:03
Ja nie boję się żony ani jej ukochanego, prędzej siebie .Jest to tak tragiczna sytuacja dla mnie,że się miotam ( raz myślę dam ten rozwód , ale zaraz myślę,że może jednak stanąć jej na przeciwko i powiedzieć NIE wszyscy radzą na forum nie dać zgody . Ale obawiam się o żonę czy nie popełni jakiegoś głupstwa !!! Pozdrawiam. Piotrek
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 15:12
ProNo napisał/a:
Ja nie boję się żony ani jej ukochanego, prędzej siebie .Jest to tak tragiczna sytuacja dla mnie,że się miotam ( raz myślę dam ten rozwód , ale zaraz myślę,że może jednak stanąć jej na przeciwko i powiedzieć NIE wszyscy radzą na forum nie dać zgody . Ale obawiam się o żonę czy nie popełni jakiegoś głupstwa !!! Pozdrawiam. Piotrek
Jasne. Wszystko się może zdarzyć.
Dlatego prosząc o coś Jezusa trzeba napełnić swoje serce wiarą, że On nam pomoże ZAWSZE.
pozdrowienia
ps.
dla ciebie:
szukaj wsparcia: idź do proboszcza, idź do spowiedzi, bądź we wspólnocie
dla żony:
módl się za żonę, zamów za nią msze swięte wieczyste u księży Werbistów
(opłata za msze św.wieczyste 20 zł)
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2007-11-25, 15:20, w całości zmieniany 2 razy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum