Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Uwolnić się od pytania czy warto ratować czy nie warto?
Autor Wiadomość
Piotr
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-26, 11:12   Uwolnić się od pytania czy warto ratować czy nie warto?

Ja osobiście zmagam się z ratowaniem swojego małżeństwa od 3 lat. Żyliśmy z żoną przez ten czas pod jednym dachem, ale pomimo moich działań, wydaje mi się, że dobrych działań, nie udało się osiągnąć naprawy związku. Okazało się, że żona woli pana, który jeździ BMW, jest wesoły, bez problemowy, jest rozwodnikiem, ale się tym nie przejmuje i ma ogólnie inne wartości niż ja miałem.

W naszym przypadku nie pomogły moje modlitwy, książki, próby rozmów itd. Żona na chwilę obecną chce czegoś innego niż ja jestem w stanie dać. Ode mnie otrzymała bardzo wiele bo jak ją poznałem to była sierotą z alkoholowej rodziny i przyszła w przysłowiowych „podartych skarpetkach”. W tej chwili zrealizował swoje wszystkie plany materiale, studia prawo jazy, stała się bardzo zadbaną kobietą, która nigdy nie pracowała i była nastawiona na branie. I teraz potrzebuje dalej brać, ale już więcej bo moje możliwości się skończyły. A wszystkie jej deklaracje o tym, że zależy jej na rodzinie na dobru dziecka okazały się fikcją i mydleniem mi oczu.

Pojawia się pytanie czy warto ratować małżeństwo?

Z punktu wiedzenia moich przekonań warto. Ale pytanie jak, bo komunikacji z żoną nie ma jak chyba w większości przypadków opisanych na tym forum. Odmienne wartości i cele i nic nie można z tym zrobić.

Według mnie celem chrześcijańskiej postawy powinno być nie koncentrowanie się na pytaniu jak ratować i czy ratować ale na pytaniu. Jaką naukę wyciągnąć z tego zdarzenia i jak się uwolnić od rany i od swojego uzależnienia od problemu, który wyniszcza i od tego pytania które nas też wyniszcza. Wiec polecam zaufać Bogu, nie rozwiązywać problemu rozumowo ale sercem. Spróbować się otworzyć na to cierpienie i nie szukać dla niego wytłumaczenia na zasadzie, dlaczego ja, co mam robić, czego mam nie robić i ile to będzie trwało? Po prostu zaufać Bogu i ze spokojem obserwować z dystansu, jak nasze logiczne uwarunkowania i myśli podsuwają nam tysiące rozwiązań. Spróbować dobrze się przyjrzeć wszystkim tym rozwiązaniom i uwarunkowaniom i w ciszy z Bogiem je oglądać a nie oceniać.

To jest najtrudniejsza droga, wymagająca wielkiej odwagi ale wydaje się najlepsza i najszybsza i chyba najbardziej chrześcijańska. Odwagą jest na pewno pozbycie się tych pasów bezpieczeństwa w postaci własnych poglądów i przesądów.
Nie wydaje mi się aby Bóg doświadczając człowieka dążył do jego pognębienia, postawienia w stan depresji i utrzymywaniu człowieka w cierpieniu. Jest chyba wręcz przeciwnie, Bóg chce z pewnością przemyć nasze oczy i uczynić nasz wolnymi i gotowymi na przyjęcie jego wskazówek.
Myślę, bo na razie nie mogę powiedzieć że czuję to pełnią serca, że dla człowieka, który zaufa Bogu i uwolni się od swoich logicznych uwarunkowań pytanie dotyczące ratowania małżeństwa nie będzie istnieć ? I łatwiej nam będzie na inne pytania dotycząca małżeństwa, rodziny i dzieci.

Piotr
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4