Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Mam 28 lat, moja żona 26. Znamy sie 9 lat, małżeństwem jesteśmy od prawie 5 lat. Byliśmy bardzo szczęśliwą parą przez 4 lata małżeństwa. Nie mieliśmy jakis nadzwyczajnych problemow. Powiedzialbym , ze były to problemy standardowe, związane z prozą zycia. Bylismy zgodni w podejmowaniu zyciowych decyzji oraz wyznawalismy te same wartosci. Wszystko sie zmienilo odkad zona po skonczeniu studiow okolo roku temu poszla do pracy. Wtedy coraz bardziej zaczela sie ode mnie oddalac. Znalazla sobie kolezanke z pracy do ktorej ciagle zaczela wychodzic. Wogole nie chciala ze mna rozmawiac co sie dzieje. Zaczęły ja pociagac samotne wyjscia z kolezankami i alkohol. Zupelnie porzucila dotad wyznawane przez nas wartosci. Doszlo do tego ze zaczela mnie wprost lekcewazyc wogole nie zwracajac na mnie uwagi jak cos do niej mowilem. Pierwszy raz wyprowadzila sie 14 grudnia lecz po mych usilnych prosbach wrocila. Wtedy bylo jeszcze gorzej. Juz kompletnie zaczela mnie lekcewazyc. Mowila ze mnie juz chyba nie kocha, ze nie wie czego chce. Powiedziala tez ze nie wie czy wogole chce ratowac to malzenstwo mimo iz kiedys byla ze mna szczesliwa. Jesli odpowiadala na jakies moje pytanie to bylo to NIE WIEM. Pytalem ja wielokrotnie czy kogos ma, ale zawsze zaprzeczala mowiac ze nie ma nikogo ani mnie nie zdradzila, ze nie o to chodzi.Ale o co to niepotrafila powiedziec. Powiedziala ze to jej wina, ze to z nia sie cos stalo. Wyprowadzila sie 5 kwietnia i od tej pory jestesmy osobno. Nie zabrala wszystkich rzeczy. Powiedziala ze cgce mieszkac osobno i ze za jakis czas sie spotkamy i zobaczymy czy bierzemy rozwod czy nie. Z tego co sie dowiedzialem to bardzo dobrze sie bawi, znika na noce i nikt z jej rodziny nie wie gdzie chodzi. Wszyscy sie bardzo martwia i nie wiedza jak pomoc. Ja sam juz nie wiem w co mam wierzyc a w co nie. Nie wiem czy mam sie dalej ludzic ze sie jeszcze nam pouklada czy juz dac sobie spokoj. Ja staralem sie robic wszystko zeby bylo ok. Staralem sie eliminowac wszystkie swoje cechy ktore ja draznily, ale to jeszcze przynosilo odwrotny skutek. JA JUZ NIC NIE WIEM ANI NIE ROZUMIE I NIE WIEM W CO MAM TERAZ WIERZYC!!!!!!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum