Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
odszedł a ja wciąż kocham....
Autor Wiadomość
jaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-16, 10:21   

Ja, o dziwo, trafiłam do niezłej pani, za darmo, znaczy w ramach funduszu. Zorientuj się, gdzie mają umowę, popytaj, spróbuj, najwyżej sobie zmienisz. Trzeba mieć skierowanie do psychologa od lekarza rodzinnego. Ja mam w skierowaniu rozpoznanie - reakcja na stres, nie musisz się za bardzo tłumaczyć, wolno ci być zestresowaną. nie? Nie da się, rzecz jasna wisieć cały czas na terapeucie, nie o to chodzi, ale trzeba czasem, żeby ktoś popatrzył z boku.
 
     
nata02
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-16, 14:28   

Był dzisiaj u nas w domu. Przyjeżdża prawie codziennie by zobaczyc się z dziećmi. Na mnie prawie nie patrzy, nie odzywa się. A jak juz się odezwie to hamsko lub by wyśmiać.
Przyjeżdża, bo jak mówi, zostawia mnie a nie nasze dzieci. a ja uważam że to nie jest możliwe. Bycie ojcem to nie przyjechanie na pół godzny, poprzytulanie dziewczyny i pojechanie. To opieka również w nocy gdy dziecko jest chore, smutne. To pokazanie świata które nie da się załatwić w pól godziny. Ale może powinnam sie i z tego cieszyć. Ze się w ogóle interesuje...
A ja wymiękam jak go widzę. Mam chęć przytulić się. Tak bym chciała by było jak dawniej...
Ale tak było. Teraz on przytula inną kobietę a mi się wyć chce...

Asia
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-16, 14:31   

Asiu, to na pewno boli, ale ciesz się, że choć do dzieci przyjeżdża. Mój mąż też zapewniał, że o dziecku nie zapomni, a już ponad tydzień się nie odzywa.
 
     
nata02
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 16:02   

Będę wyć...........
Nie daję już rady. Kolejna bezsenna noc bez niego z świadomością, że on spędza ją w łóżku kochanki. Kolejny samotny dzień.
Nawet uśmiech dziecka nie pomaga...........
Robię jeden krok do przodu i dwa do tyłu....


Błagam o waszą modlitwę, bo nie wiem jak dalej żyć...

Asia
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 16:40   

Natka, kochanie, wiem co przeżywasz, ten ból rozdziera całego człowieka. Modlimy się i za Ciebie, Bóg daje ból nie większy niż możemy znieść. Na dzień dzisiejszy pogódź się z tym, że jest jak jest. Dzisiaj mówi, że nie kocha, urwał się i wydaje mu się, że tak jest lepiej. Żadne mądre słowa do niego nie trafią, uświadamianie krzywdy jaką wyrządza dzieciom. Dlatego punkt 1 - oddaj to Bogu, bo Ty sama nic z tym nie zrobisz. Emocje wyładuj pisząc listy ( ja tak robiłam - właśnie do Boga) i chowaj je głęboko. 2. Odcinaj wyobraźnię - ona potrafi niszczyć najbardziej. Jak coś przykrego do głowy przydzie, to ofiaruj to w intencji rodziny. To uczucie, że chce się przytulić do męża, do kogoś kto w tym momencie rani.. To takie w sumie uwłaczające naszej godności, to żebranie o litość - temu mówimy NIE. Bo jesteśmy wartościowymi ludźmi i w związku z tym, że czujemy wyrządzaną nam krzywdę potrafimy się temu przeciwstawić. Nie rozzuchwalajmy oprawcy. Jedynym wyjściem jest izolacja emocjonalna. Jeśli mąż przychodzi i czujesz, że na dzień dzisiejszy boli Cię jego widok - wyjdź, umawiając się uprzednio z koleżanką, bądź po prostu na zakupy. Nie rozmawiaj. Niech on zaczyna rozmowę. Dbaj o siebie i o dzieci. O to, żeby czasem urozmaicić obiad, kupić jakieś kwiaty do wazonu. Spójrz wokół za co możesz dziękować i zadziw się tym jak bardzo powinnaś być wdzięczna :->
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 17:56   

Natuś, ja w tej chwili czuję to samo, co Ty. Ten ból staje się nie do zniesienia. Zdaje mi się, że to już koniec - że ja więcej nie wytrzymam - nawet to śliczne, wspaniałe dzieciątko nie jest bodźcem,by żyć. To straszne. Zniknąć, zapaść się pod ziemię i przestać istnieć - oto moje marzenie na tą chwilę. Boże, pomóż przetrwać te chwile.
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 18:09   

Wiecie... zadzwoniła do mnie dziś moja "wściekła małolata", przypomniało się jej o rodzicach, bo kasy zaczyna brakować... standardowe co słychać kiedy przyjedziecie itp. Powiedziałem, że jeśli chce to mogę przyjechać z jej bratem, bo mamy nie ma. Wiecie co usłyszałem ?? "Tato nie martw się będzie dobrze... przyjedź z małym..."
Mówiła to z jakims takim przekonaniem... z czymś, co podniosło mnie na duch, że faktycznie może będzie lepiej... Komuś trzeba zaufać :-?
 
     
nata02
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 18:56   

Powiedzcie mi, ze zdażają się cuda?
Czy można mieć nadzieję, że mój mąż kiedykolwiek do mnie wróci?

Czy komukolwiek na tym forum udało się po takim przejściu, z Bożą pomocą uratować małżeństwo, rodzinę?

Czy mogę mieć choć malutką nadzieję na lepsze jutro?
Asia
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 19:05   

Możesz, chyba możesz,bo we mnie tli się też mały promyczek nadziei - właśnie na cud, taki namacalny, bo wszystko inne już zawiodło...
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 19:36   

Na cuda to bym specjalnie nie liczyła.
Natomiast- nadzieja dobra sprawa.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 19:38   

Nata u mnie nastapilo calkowite odbicie o 180 st meza, nic wczesniej tego nie zapowiadalo, wrost przeciwnie, szlajalismy sie po policji, naszemu "negocjatorowi", ktory chcial pomoc skleic malzenstwo mowil, zeby sie niepotzrebnie nie fatygowal, bo na powrot nie ma juz zadnych szans. Zachowywal sie wrogo, hamsko, zlosliwie, po prostu nie mialam ani cienia nadziei, mieszkal z nia.
Ze swojej strony chcialam Ci doradzic, zebys nie katowala sie wyobrazeniami, zasypiaj nie myslac o tym, sprobuj o nim zapomniec, to dran (teraz). Niech sie swoja "milosci" udlawi, niewchodz mu w droge. Godnoscia i duma go spacyfikuj.
Wiem jak Ci ziezko, rob cos, nie siedz w miejscu, dobrym sposobem polecanym przez psychologow jest wygarniecie wszsystkeigo co Ci siedzi na sercu i watrobie .......czemus co z nim kojarzysz, fotografia, zrzucisz z siebie zal, bedzie Ci lzej, a to duzo. Nie jestes sama. Nigdy, jest z Toba Jezus, Jemu oddaj cierpienie, pomaga.
On coz jest na przegranej pozycji, pomysl ile traci, Ciebie, dzieci, rodzine, choc Ci sie wydaje teraz ze to Ty stracilas, on na pewno wiecej, zyskal tylko zgube dla siebie, czeka go rynsztok, albo i gorzej, nie powiedzie mu sie, chyba, ze wroci, na to musisz liczyc i wierzyc. Gleboko miej nadzieje.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 19:43   

Tosiu, jak Ty to wszystko przetrwałaś. Co robiłaś, by wrócił. Czy odcięłaś się od tego całkowicie. Poradź nam jak postępować.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 20:01   

Nie plakalam przy nim, nigdy! Raz tylko go prosilam, zeby sie zastanowil i dalam sobie spokoj, bo on nie przestawal tylko ciagle mnie nekal, odbieral to co mielismy wspolnie, straszyl, wiec bronilam choc tego co mi pozostalo, godnosci. . Zaskoczony byl...
Nigdy bym nie sadzila, ze mam tyle sil, i rownoczesnie czulam sie slaba. Ale kiedys pwoiedzial mi, ze powinien przestac duzo wczesniej, podejsc, przytulic,bo do czego to on doprowadzil (spotkania na komisariacie pozna noca- koszmar). Zlo jest straszne. Moze wyciagniete na swiatl odzienne opada z sil, nie wiem.
Nie blagalam, nie prosilam, udawalam zimna, pamietam, ze raz przyszedl i pytal, czy podam mu reke, nie podalam, raz chcial pocalowac na pozegnanie, tez odwrocilam glowe, poki nie wrocil, bylam niedostepna. Nie odpowiadalam na jego sms-y, telefony. Role sie odwrocily. to tak po krotce. A dzieci go prosily: zostan z nami, nocuj w domu, nie sluchal.
Zdobylam go chlodem. Ale kiedy zapytal, czy jest szansa na nasze malzenstwo powiedzialam, ze tak. I wtedy wrocil, a zapytal z wielkim strachem w sercu.
A zmienil sie wtedy, jak sie zorientowal, ze nie jest mi potrzebny. Choc to tylko Bog wie, dlaczego? Sama nie wiem i nie rozumiem, ale jestem wdzieczna.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 20:06   

Podziwiam Cię, Tosiu. Ja nie mam tyle siły, a on to wykorzystuje.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-18, 20:13   

Wanbomo! Ty nie masz nic do stracenia, juz Ci ktos pisal, jesli on bedzie wiedzial, z e przyjmiesz go z otwartymi ramionami, to nie wiem, czy on sie zmieni, czy bedziesz z nim szczesliwa?
Pomysl o tym, wiem, ze chcesz go przyjac, ale on o tym nie musi wiedziec, dopoki sie nie zmieni, nie musi znac Twych mysli, powiedzials raz, ze czekasz i wystarczy,a kiedy bedzie chcial wrocic to nie martw sie, da Ci znac.
Milosc dziala w obie strony, nie boj sie, nie boj sie niczego.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4