Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
odszedł a ja wciąż kocham....
Autor Wiadomość
nata02
[Usunięty]

  Wysłany: 2006-07-15, 08:52   odszedł a ja wciąż kocham....

Małżeństwem jesteśmy już 8 lat. Myślałam, że szczęśliwym i kochającym. Tak też odbierali nas inni ludzie. Mamy dwie wspaniałe córeczki (4 lata i rok). I pare miesięcy temu mój mąż oświadczył mi, ze uświadomił sobie, że mnie już nie kocha. Kocha inną.... Zwaliło mnie to z nóg. W ciągu paru miesięcy schudłam 15kg, przeszłam depresję, którą zabiłam prochami. A on w tym czasie wyprowadził sie do niej. Po tylu latach wspólnego zycia- on zaczyna układać je sobie na nowo. Tylko bez nas...
A umieram z tęsknoty za nim. Kocham go i zrobiłabym wszystko by wrócił. By o niej zapomniał. Tylko że nic nie mogę zrobić. Tłumaczenie, proszenie dawało skutek wręcz odwrotny. Ostatnio stwierdził, że zaczął mnie już nienawidzieć. Wszystkie wartości, które wydawało mi się, że są dla niego ważne (Bóg, rodzina, małżeństwo sakramentalne) przesatły się dla niego liczyć. On mówi, ze małżeństwem jesteśmy już tylko na papierze...
Proszę Boga codziennie, wołam do Niego (i nie tylko ja) o pomoc w ratowaniu czegoś czego już nie ma. A On zachwuje się, jakby to go w ogóle nie obchodziło. Wydaje mi się, że im bardziej błagam Boga o pomoc, tym szybciej rozwala mi się małżeństwo. Więc czy modlitwa w ogóle ma sens???
Jestem już bezsilna. Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez męża. Pod każdym względem. Też i tym finansowym. Jak wytłumaczyć dziecku zakochanemu w swoim tatusiu, że on wolał inną panią??? Że juz nie chce być z nami...
Wszyscy na około mówią mi że jestem jeszcze młoda. Ze powinnam szukać kogos innego, wartościowego. Ale jak ja to mogę zrobić! Nadal go kocham. Ślubowałam też mu, że go nie opuszczę aż do śmierci. Szkoda, że on zapomniał, ze też mi śłubował...
Asia
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 09:13   

Nata, znam to - właściwie mogłabym słowo w słowo to samo napisać. Im bardziej prosiłam, tym bardziej się oddalał, zaczął nienawidzić...
Teraz jestem na etapie odzyskiwania godności, uwierzenia w swoją wartość. Staram się być szczęśliwa sama dla siebie i dla dziecka. Jest ciężko - bo go kocham, pomimo wszystkich podłości, jakie uczynił.
Współczuję Ci, bo wiem, co czujesz. Jedyną metodą, aby przeżyć, jest nauczyć się żyć samemu z sobą - tak, aby mi ze sobą było dobrze, by dzieci widziały mój spokój, by z tego czerpały siłę.
Rady innych - też się z tym spotykam - jesteś młoda, ładna, na pewno kogoś znajdziesz...Nie chcę. Chcę żyć w zgodzie z Bogiem i z samą sobą. Bóg daje mi siłę, że jakoś narazie nie widzę potrzeby szukania pocieszenia w innych ramionach. Tęsknię za przytuleniem, ale męża, nie nikogo innego. Jak już mi tak bardzo, bardzo źle, przytulam córczkę. Ona też tego potrzebuje.
Modlę się - czasem już nie mam sił, zaczynam wątpić, ale wtedy tłumaczę sobie, że może jeszcze ten jeden dziesiątek różańca, może jeszcze jedna modlitwa i ...bedzie dobrze. Nie to, że on wróci. Modlę się o spokój. A jeśli on wróci, będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Ale nie ode mnie to zależy. To kolejna rzecz, którą uświadamiam - jego powrót nie zależy ode mnie - od moich próśb, gróźb, od mojej obojętności (udawanej).
Moja sytuacja jest już tak beznadziejna, że liczyć mogę tylko na cud - taki namacalny. Zaufałam Bogu. Przyszedł moment, kiedy powiedziałam - "Ja, Panie, już nic nie mogę. Tylko Ty...Jeśli jest taka Twoja wola..."
Jest ciężko - góry i doliny, wzniesienia i dołki. Raz lepiej, raz gorzej. Czasem wydaje się, że to już - już mam spokój, już poradzę. Ale potem trachhhhhhh i spadam. I leżę. Ale, póki co, powstaję. I wciąż mam nadzieję...
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 12:49   

Nata kazdego z nas to zwalilo z nog, rozumiem co przechodzisz, jednak nie pros juz meza, bo rzeczywiscie bedzie Cie coraz bardziej nienawidzil, a nie tego chcesz, prawda? Pomysl, ze nic nie poradzisz w tej chwili na jego zachowanie i mozesz juz tylko zastosowac pewne zachowania, ktore sprawia, ze Twoj maz nabierze do Ciebie szacunku i zacznie patrzec na Ciebie inaczej. A wiec nie pros, nie żebrz o wizyty, o jego powrot, o uczicie do siebie i dzieci. Zapewniam Cie, ze predzej czy pozniej zateskni, musisz sie pogodzic z tym, ze odszedl, wiem, trudne to, ale da sie, pomimo tesknoty. Usmiechaj sie, nie placz nigdy juz wiecej przy nim. Pomoze, u mnie pomoglo, a jesli nie, to na pewno nie zaszkodzi.
 
     
nata02
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 13:00   

Dziękuję za wasze odpowiedzi.....
Chyba troche łatwiej gdy ma się świadomość, że ktoś juz przeżywał to co ja. I żyje....

Mi ciężko żyć...

Asia
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 14:14   

Nata, po czymś takim można żyć. I to całkiem nieźle, jestem żywym przykładem.
Zostałam opuszczona dla innej kobiety po wielu latach małżeńtwa, tak jak Ty czułam, że świat mi się zawalił, chciałam żeby on wrócił, nie miałam żadnej motywacji do zycia. Wyłam, przeszłam ciężką depresję, wciąż jestem na lekach. Podniosłam się w koncu, otrzepałam kolana i żyję.
Mam dorosłą córkę, mieszka ze mną, z tatusiem to ona nie bardzo chce utrzymywać kontakty, rozmawia tylko wtedy, gdy musi.
Twoje dziecko jest pewnie bardzo małe, trudniej mu zrozumieć, dlaczego tatuś nie mieszka z Wami. Ale nie tłumacz mu, że tatuś wolał inną panią, raczej - że tak bywa, rodzice nie potrafili być razem, ale każde z nich kocha swoje dziecko, i ono zawsze ma matusię i tatusia, nawet jak nie są razem.
Nie wiem jak zachowuje się tatuś w stosunku do dziecka, ale jeśli można, pozwalaj na kontakty,
Od strony prawnej postaraj się o zabezpieczenie, alimenty. Nie może być tak, żeby dziecku brakowalo podstawowych rzeczy.

A wracając do męża - w tej chwili jest pod urokiem kochanki, żadne argumenty do niego nie docierają, wręcz odnoszą odwrotny skutek.
Co możesz zrobić? MOŻESZ ŻYĆ !!! Dla dziecka, dla siebie.
Ja wiem, że to bardzo trudne, ale naprawdę możliwe. Zobacz, jakoś sobie wszyscy radzimy. Też bolało, nadal boli. Każde z nas tutaj obecnych przeszedł różną drogę, rozpacz, zwątpienie, złość, nienawiść. W końcu trzeba było podnieść się z kolan, spojrzec w oczy dziecka i powiedzieć sobie i jemu że już dość cierpienia. Są znajomi, jest rodzina, większość z nas ma pracę. To daje motywację do codziennego wstawania, do cieszenia się życiem. Dziecko potrzebuje matki radosnej, i tak ma dość powodów do smutku.
Jeśli potzrebujesz płakać, płacz. Ale tylko wtedy, gdy dziecko nie widzi. Rano wstań, spójrz w lustro i powiedz sobie "dziś będę spokojna". Nawet jak w to nie wierzysz, zrób tak, codziennie. Aż przyjdzie taki dzień, że to będzie prawda.
Wiele razy będziesz zastanawiała się "dlaczego". I nigdy nie znajdziesz odpowiedzi.
Wiem że tęsknisz. Ale przecież tamtego człowieka, którego pokochałaś juz nie ma, ten obecny nie zasługuje na Twoje łzy. A co będzie dalej, czas pokaże. Dziś szukaj drobnych przyjemności, nawet zabawa z dzieckiem, jakiś spacer, lody, wspólne oglądanie bajek. Cokolwiek.
I nie myśl o przeszłości i przyszłośći. Ustalaj plany tylko do wieczora, niech jutro będzie niespodzianką.

pzodrawiam
 
     
jaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 18:26   

To straszne, że ciągle pojawiają się tu nowi zdradzeni, opuszczeni, cierpiący...
Asia, dobrze, że tu trafiłaś, nie wiem jak to się dzieje, ale zaglądanie tu pomaga żyć z własnym bólem na codzień.
Przechodziliśmy to, albo wciąż przechodzimy.
Wiem już, że im bardziej się chcesz zbliżyć, tym dalej twój mąż chce uciec.
Teraz możesz tylko wysunąć czubek stopy, spróbować małego kroczku, potem znowu i znowu. Tak to wygląda, małe sprawy, małe zwycięstwa.
Mocy ci życzę, dziewczyno...
 
     
nata02
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 21:40   

Też się cieszę że tu trafiłam.
W dziesiejszym świecie na nienormaną wydaje się osoba, która w tak wielkim zranieniu szuka pomocy u Boga. A nie w ramionach kolejnego faceta.
Widzę , że są tu osoby tak samo myślące jak ja. Z taką samą duchowością oi problemami.
Chciałabym byc taka silna jak wy. Mieć za sobą okres największego bólu. Nauczyć się żyć bez męża i być ostoją dla moich dzieci.
Chciałabym...

Asia
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 21:46   

Asiu, nauczysz się. Tylko bądź z nami...
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 21:47   

Nata,

Szybko do terapeuty dziewczyno.
Zrobiłam błąd - za długo czekałam. Myślałam że sama dam radę.
Szybko szukaj pomocy fachowej. Zobaczysz- to bardzo pomoże.
TOBIE.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 21:56   

Wiesz co Zuza, ja też chodziłam do specjalisty. Raz byłam u super pani, która potem nie mogła już się ze mną spotkać. Potem chodziłam do innej, która nie polepszyła nic a nic mojej sytuacji psychicznej. prawdę mówiąc, Wy tutaj więcej mi dajecie niż specjalista. Więc psycholog - owszem - ale dobry.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 22:02   

Psycholog pomogla mojemu mezowi pozbyc sie wiezi z kochanka- juz po powrocie, gdyby nie ta wizyta u niej nie wiem, kiedy by przejrzal na oczy.
A osobie zdradanej tez na pewno pomaga.
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 22:22   

Ja poszlam z polecenia do super psychoterapeutki i dlatego tez wszystkich goraco namawiam na psychoterapie, o ile osoba do ktorej sie chodzi jest sprawdzona.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 22:24   

Chcialam zapytac gdzie chodzicie do psychologa, czy placicie za wizyty?
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 22:27   

Ale dziewczyny!!!!
Terapeuta dla nas jest.Trzeba mówić co się oczekuje.
Więcej asertywności.Pisałam- jak mnie chciała do rozwodu przygotowywać to zaraz sprostowanie zrobiłam- rozwodu sobie jeszcze nie winszuję. Proszę mnie do życia ponownie przysposobić. I tak też robiłyśmy.I korzystam z porad częściowo- bo to ja przecież sytuację znam.
Niestety- macie rację - ona też szybko poznała się na mojej namolnej cesze charakteru- ROZDRABNIANIE!!!!!!

HI,HI,Hi, :mrgreen: TO MĄDRALE JESTEŚCIE- JAK TERAPEUTKA!!!!!!!

To was podbudowałam- jak rozumiem.
 
     
nata02
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-16, 07:31   

A może jest tu ktos z Krakowa? Albo z okolic. Ja jestem dokładnie z Skawiny..
Fajnie byłoby się spotykać "na żywo" z kimś takim kto ma takie problemy jak ja...

A u psychoterapeuty byłam raz. Dała mi siłę i poczucie pewności. Na jakiś czas. Chyba powinnam rzeczywiście spotykać sie z nią częściej. Tylko to kosztuje...

Asia
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4