Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy mozna wybaczyc zdrade....?
Autor Wiadomość
Lila
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-14, 22:47   Czy mozna wybaczyc zdrade....?

Witajcie Kochani,

Od jakiegos czasu bylam biernym uczestnikiem tego forum ale obecnie postanowilam sie uaktywnic poniewaz potrzebuje Waszej pomocy

Jestem w trakcie sprawy rozwodowej spowodowanej zdrada meza. Po 2.5 roku malzenstwa maz zdradzil mnie podczas podrozy sluzbowej z kobieta, ktorej prawie nie zna. W czasie tygodniowego romansu poczeli dziecko i maz pod naciskiem tej kobiety natychmiast wniosl pozew o rozwod.

Twierdzi, ze tej kobiety nie kocha, ale dla dobra dziecka bedzie probowal zbudowac z nia zwiazek. Na jego nieszczescie ta kobieta nie chce z nim zadnych zwiazkow, ona chce tylko dziecko i jego pomoc finansowa!

Moj maz wie, ze zrobil zle, ze zachowal sie jak ostatni kretyn i wiele razy skruszony prosil o przebaczenie i kontynuowanie naszego malzenstwa. Twierdzi, ze mnie kocha, ze jestem jedyna kobieta w jego zyciu, a zdradzil mnie w zlosci po ostatniej powaznej klotni.

Ja jestem rozdarta wewnetrzenie. Jestem zalamana tym co zrobil, stracilam do niego zaufanie bo tak boli to, ze dal innej kobiecie tak wiele z siebie (my jakis czas temu staralismy sie o dziecko ale bezskutecznie). Z drugiej strony wciaz go kocham i chcialabym aby bylo jak kiedys ale nie wiem czy warto cos jeszcze z naszego zwiazku ratowac.

Poprosze o jakis komentarz...czy ktos byl w podobnej sytuacji?
:cry:
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-14, 22:59   

Oj, to chyba coś nowego na forum. O ile wiem, nikt z nas nie jest w podobnej sytuacji, co nie znaczy, że nie będzie. Mój mąż odszedł do młodej dziewczyny i właściwie wszystko może im się przydarzyć...Dziecko również. Tylko, że on zdecydował się być z nią na zawsze...
Próbuję wczuć się w Twoją sytuację. Pewnie byłabym zła. Ale, prawdę mówiąc, bym chyba wybaczyła.
Znam podobną sytuację "z podwórka". Tez poczęło się dziecko. Lata temu to było. Mąż jednak powrócił do żony. Oni wcześniej też mieli dziecko. Teraz żyją zgodnie. Kochanka na zawsze pozostała taką spod latarni, a żonę każdy podziwia, że przebaczyła, że znów przyjęła. Nie tylko męża, ale i to dziecko. Bo on - to chłopiec - chyba więcej czasu spędza teraz z ojcem i jego żoną, niż z własną matką. Żona - cóż - przeżyła to bardzo, ale zachowała spokój, cierpiała w ukryciu. Skończyło się więc dobrze - prawie jak w bajce.
Wypisz sobie plusy i minusy - według mnie pewnie plusów będzie więcej - oczywiście za tym, byście pozostali ze sobą. Kochasz go, a miłość=przebaczenie.
Małżeństwo Twoje - pobłogosławione przez Boga - na dobre i złe dni - teraz przechodzi próbę. To od Ciebie teraz zależy, czy przetrwa. I od męża - od jego pomocy Tobie w tym przetrwaniu, byciu z Tobą. Teraz zdacie egzamin ze swej miłości.
Takie jest moje zdanie - a decyzja należy do Ciebie....
Ostatnio zmieniony przez wabona 2006-07-15, 05:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 03:40   

Cóż... Wanboma ma rację...
Sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia, ale to jednak Wy jesteście związani sakramentem!
Jeżeli uznasz za słuszne, by nadal z nim być i mu wybaczyć, to będzie to zapewne bardzo trudna decyzja.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 07:37   

Można, można- tylko dużo to kosztuje. No i jak się kocha- bo to jest ten motor i napęd do wybaczania.
Ale nikt nie wie jak to ciężko.
Ja mam wysoce rozwiniętą wyobraźnię- a też mi trudno sobie wyobrazić- metodę wybaczania.
Ale mozna.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 07:51   

Lila, tylko nie rozumiem, dlaczego ona chciała rozwodu, skoro nie chce z nim być?
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 341
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-07-15, 10:52   Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia... (Flp 4, 13)

Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia... (Flp 4, 13)
A co mogę?. Co Bóg chciałby, żebym w podobnej do Twojej Lila sytuacji zrobił, albo nie zrobił? No więc, powiem Ci co ja zrobiłem - a mamy trochę podobną sytuację. :-)

Po pierwsze, kiedy moja sakramentalna małżonka wystąpiła do sądu o rozwód, nie wyraziłem zgody na zło, czyli rozwód. Czy to było miłe Bogu świadectwo? Na pewno tak, gdyż On nie chce byśmy zło złem zwalczali. Czy mąż, który w sercu kocha żonę mógłby się zachować inaczej? Ślubowałem żonie i Bogu, że jej nie opuszczę w każdej sytuacji. Dlatego się nie zgodziłem.

Po drugie, kiedy w nowym niesakramentalnym związku małżonki pojawiło się dziecko, powiedziałem żonie, że w niczym ten fakt nie zmienia mojej miłości do niej, że będę do końca żył w nadziei (umacnianej łaską sakramentu), że powróci do mnie sama albo z dzieckiem, które przyjmę i pokocham jak własne.

Po trzecie, kochając żonę i Boga, mam świadomość, że dzięki takim wyborom Bóg mi błogosławi w moich staraniach odzyskania żony - jak to pisze Eldredge w "Dzikim sercu..." - uratowania Pięknej ( http://www.sychar.alleluj...er=29746#ksiega ).

Na stronie głównej wspólnoty jest piękny komentarz do mojej i żony sytuacji ks. Piotra Pawlukiewicza - http://kamelina.strefa.pl...o%20dziecka.mp3
Strona "Miłość jest trudna" - http://www.sychar.alleluj...er=20681#ksiega

"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" - (Flp 4, 13)
Dla Boga nie ma nic niemożliwego, co zgodne jest z Jego nauczaniem. Wszystko może być naprawione z Jego głównym udziałem, ale warunkiem koniecznym jest z naszej strony - aktywna WIARA.

Co to jest aktywna WIARA? :-)
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
 
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 11:10   

Andrzej, czy Wy jesteście po rozwodzie? Czy sprzeciw współmałżonka coś daje?
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 341
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-07-15, 11:36   Niezgoda na zło jest moją deklaracją wiary

Niezgoda na rozwód jest moją deklaracja wiary i moralnym prawem. Jest jeszcze czymś ważniejszym: niezgadzając się na zło otwieram swoje serce na działanie Bożych łask.

Czy rozwód jest ZŁEM?
Czy może się Bogu podobać niedotrzymanie przysięgi małżeńskiej?
Czy przysięga małżeńska zawiera jakąkolwiek klauzulę zwalniającą z jej obowiązywania?
Czy wiarołomstwem jest występowanie o rozwód albo zgoda na rozwód.
Czy rozwód jest zgorszeniem?
Czy zgoda na rozwód jest gorsząca?
Ilu małżeństwom pomogę rozpaść się w wyniku mojej zgody na rozwód?
Czy zgoda na zło jest złem?

Dla mnie, dla Boga i wszystkich, którzy Jemu wierzą moje małżeństwo zerwane jednostronnie przez małżonkę - trwa! Bóg nas zawsze (i każde sakramentalne małżeństwo w każdym czasie i okolicznościach) widzi razem. I razem weźmie nas w przyszłym świecie na dywanik. :-)
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
 
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 11:39   

Podziwiam Cię Andrzej, Twoją wytrwałość, Twoją wiarę, siłę. Nie wiem, czy ja będę w stanie tak trwać. Mam nadzieję, że tak, że Bóg mi pomoże, ale nie wiem, czy dam radę...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 12:16   

Rzeczywiście, świadectwo w i a r y Andrzeja jest budujące dla tych, którzy są w podobnej lub takiej samej sytuacji.
Jednak zacytuję słowa w i e r z ą c e j kobiety, która jest w separacji 10 lat i ostatnio zatęskniła za bliskością (obecnością) mężczyzny w swoim życiu: "Kościół będzie musiał coś z tym zrobić, świat teraz jest inny, zmienia się".

Pominę to, że Pan Bóg jest niereformowalny i jest ten sam teraz i zawsze... ale to jej zdanie odebrałam jako samotność, ból i desperację (znając jej w i a r ę w Boga).
Zrobiło mi się smutno. Jej 10 lat wierności mężowi w swojej separacji jednak było, a teraz co czuje? Stracone lata, smutek? Nie wiem, nie pytam.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 14:26   

Z tym wspólnym wezwaniem na dywanik to bym nie była taka pewna. Każdy z nas odpowiada za swoje czyny, TAM nie idzie się parami tylko samotnie. Tam nie będzie małżeństwa, będziesz Ty, Twoja żona, ja, mój mąż, ale każde ODDZIELNIE.

pozdrawiam
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 14:33   

Andrzej - skąd w Tobie ta siła... ja zaczynam już rezygnować... jestem przerażony, chyba nawet zaczynam się załamywać. Jak być tak silnym ??
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 14:52   

Andrzeju, tak mi przyszło do głowy, a może Twoja żona nie chce wrócić do Ciebie, bo też myśli TAK, JAK ta w i e r z ą c a kobieta z mojego postu wyżej...
"czeka i ma nadzieję na to, że Kościół zmieni swoje podejście do związków niesakramentalnych,
bo i tak będzie musiał to zrobić"...


Chodzi mi tylko o jej myślenie.
Boże myślenie jest inne. Takie jak piszesz.
A Sakramentów jest siedem.
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 16:38   

Ja widze to zupelnie inaczej. tez poczatkowo myslam, ze trzbea trwac mimo wszystko i modlic sie , bo wiara czyni cuda. Owszem czyni, ale to nie hipermarket, ze prosimy o powrot zony wiec magicznie zona powraca. Owa zona badz maz maja wolna wole i moga, ale nie musza wrocic.
Slowa przeora Dominikanow:"ludzie czesto w imie zle pojetego chrzescijanstwa tkwia w zwiazkach, ktore czynia, ze sa nieszczesliwymi ludzmi,a my mamy BYC szczesliwi." Owszem nalezy walczyc, robic co sie da, ale w pewnym momencie trzeba oglosic bezsilnosc. Ja jestem wlasnie na tym etapie, wyprowadzilam sie od meza i byla to jedna ze sluszniejszych decyzji jakie do tej pory podjelam. Czekalam na alimenty i inne sprawy, niestety nie doczekalam sie, wiec bede musiala to zalatwiac sadownie, a tez moglabym usiasc i modlic sie i czekac, az maz otworzy oczy i zaplaci te alimenty. Czy taka postawa nie bylaby infantylna? Nalezy sie modlic, ufac, wierzyc, oddac sprawy Bogu, ale jednoczesnie "wypuscic" to magiczne myslenie. Modle sie, wiec bedzie tak jak chce, bo tak naprawde do tego to zmierza. Tak to widze na dzien dzisiejszy.
Pozdrawiam
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-15, 16:52   

Zosiu ja bym nie nazwała tego ogłoszeniem bezsilności. Wydaje mi się, że to, co teraz robisz ujawnia właśnie Twoją siłę.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5