Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
czy można jeszcze wierzyć ??
Autor Wiadomość
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 10:44   czy można jeszcze wierzyć ??

(...)
Post usunięty na prośbę autora. :-|
Mateusz
Ostatnio zmieniony przez 2006-07-12, 18:38, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 10:59   

U mnie początek podobny był.
Z informacją- żono- nie martw się - WSZYSTKO POD KONTROLĄ.
Ale to było 6 miesięcy temu.

Trzymaj się - spokojnie, bez gwałtownych zachowań.
 
     
funia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 11:23   

Ja też usłyszałam od psychologa zdanie, ktore mnie zaszokowało-może nie tak drastyczne jak ty, ale w podobnym tonie. Dzisiaj patrzę na to nieco inaczej. W dalszym ciągu jednak nie umie sobie odpowiedzieć czy taka wypowiedż jest podyktowana faktycznym stanem rzeczy i chęcią ograniczenia cierpienia (może on widzi to jaśniej, z boku), czy wywołaniem w nas szoku i rozpoczęcie działania, czy jeszcze coś innego. I też nie wiem czy wierzyć psychologom i który jest dobry i co to znaczy. Ja usłyszałam, że oni przyjmują prawdę osoby, która przychodzi do nich z problemem. Więc jakie są szanse na scalenie małżeństwa, jeśli patrzymy na to jednostronnie? Może to ma tylko zmierzac do poprawy stanu zdrowia, samopoczucia za wszelką cenę bez pokazywania "prawdziwej prawdy"?
Ostatnio zmieniony przez 2006-07-12, 11:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 11:49   

Terapeuta zaczyna zazwyczaj od ratowania psychiki tego co się zdecydował przyjść.
Ja po kilku wizytach usłyszałam ( jak już ogarnięta byłam) że pomoże mi rozwód przetrwać. I znowu sprostowanie popłynęlo natychmiast- JA NIE CHCĘ ROZWODU. Pytała dlaczego- bo kocham i mam nadzieję. Jeszcze.
I tyle- przecież to ja ustalam warunki a nie terapeuta. Zmieniono więc taktykę.

[ Dodano: 2006-07-12, 12:52 ]
Obecnie takie spotkania powinny pomagać przetrwać w takiej sytuacji jaką sobie delikwent życzy utrzymać.
Mają określać - jak, a nie podejmować dezyzję.
 
     
funia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 12:26   

no to chyba mamproblem. Moj mąż chodzi sobie do psychologa. Ma problem-jak twierdzi i sam nie wie czego chce i dlaczego przyjmował takie a nie inne postawy, decyzje... Czyli z wypowiedzi Zuzy wynika, że jak już np. zdecyduje że nie chce dłużej kontynuować tego małżeństwa, to mu psycholog tak ładnie sprawę wyjaśni, że będzie ok. W dalszym ciągu tego nie rozumię.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 13:09   

ŻADEN terapeuta nie podejmuje decyzji za delikwenta/ delikwentke.
Oni mają pomóc- ogarnąć siebie, swoje myśli, nazwać odczucia- zidentyfikować problemy oraz pomagają zdać sobie sprawę jak sobie z tym poradzić. Analizują sposoby zachowań na przykład. Uświadamiają.

Pomagają nazwać z imienia problemy. I tyle.
Ale nikt ( normalny terapeuta) nie podejmie decyzji za.
Bo mu nie wolno.
Jak tak robią to nie są terapeuci- tylko .....

[ Dodano: 2006-07-12, 15:29 ]
Mimo iż "organizacyjnie" że tak brzydko nazwę stoje a właściwie tkwię w jednym i tym samym miejscu, dzięki spotkaniom z terapeutką wykonałam gigantyczną pracę dotyczącą emocjonalnej sfery życia. Dopiero teraz dociera do mnie ogrom tej pracy i czasami się dziwię że mogłam .
Widać się kobita przyłożyła i ja też zrobiłam kilka kroków mimo ogromnego strachu i żalu.
I wiem dzisiaj- że dobrze zrobiłam. To było najlepsze co mogłam zrobić w takiej sytuacji. I najwyższy czas też już był.
Ale Funiu- ja byłam ta zostawiona która nie wie co się dzieje. Ta skrzywdzona itp.itd. więc właściwie ( tak sobie myslę teraz bo umiem już konkretnie, do bólu nazwać ) że było łatwiej bo pierwszym zdaniem było to aby zatrzymać mój "lot w dół". Potem , prawie w tym samym czasie rozpoczęło się analizowanie i identyfikowanie sytuacji- ale mojej- nie męża czy małżeństwa. Mojej. Bo to ja byłam i jestem dla terapeuty najważniejsza.
I ona ma dbać i zadbała żebym potrafiła wyjść na prostą.
Ale pamiętaj- decyzje- wszelkie, podejmuję sama.
 
     
funia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 14:32   

Pewnie masz rację, lae to mnie nie uspokaja. Pewnie po prostu chciałabym, żeby mój mąz poszedł do psychologa aby poskładać nasze małżeństwo, ale on na terapie rodzinną sie nie zdecydował. Chodzi sam. I to nie daje mi spokoju, bo mam obawy jak wyżej. I czuję że on się coraz bardziej zamyka i oddala.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 14:42   

Niestety- prawda jest taka że jednemu potrzeba kilku spotkań i zaczyna sam. Innym potrzeba dużo więcej zanim zacznie coś się w głowie krystalizować. To cholernie ciężkie ale- i tak dobrze że poszedł.
Mój sam wszystko wie najlepiej i żadna terapia i rady nie są potrzebne- są niemile widziane- bo przecież (wracamy do początku zdania) sam wszystko wie najlepiej.
Nawet jak nie wie.
Więc skorzystaj z czasu jaki dostałaś- zadbaj o siebie.
 
     
funia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 14:54   

Dzieki Zuza. Staram sie ale chyba dzisiaj znowu wrócił strach (właściwie nie wiem o co sie boję, lae to już wszyscy doskonale znacie). Widzisz ja po prostu nie mam bladego pojęcia gdzie mam być ja w tym całym bałaganie. Żyć dla siebie samej? Ale to oznacza że musze założyć, że on nie wróci. Rozmawiać z nim? Nie rozmawiać? Itd w kółko. I czekam i proszę kiedy wreszcie będę mogła usmiechnąć sie i rozmawiac tak zwyczajnie, bez obciążenia, stresu i przymusu.
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 15:14   

Funia ja sie czuje czasami podobnie chociaz jestem na etapie budowania, pomoglo mi wyciszenie sie, w tym sensie, ze przestaje myslec o tym co mnie martwi, (nie decyduje za niego wiec przestaje myslec co on robi, co mysli o mnie- w duzym skrocie) wylacz mysli, przestan sie zamartwiac, spokojnie! bez pospiechu, bez tej paniki, ze swoim zachowaniem go zniechecisz, bo to nieprawda. Czlowiek, ktory chce czegos to osiagnie to, chocby nie wiem co, dlatego Twoje zachowanie go nie zniecheci, czy zacheci, owszem, posrednio, ale nie tak jak myslisz.
Znajdz sobie jakies nowe zajecie, zrob cos dla siebie aby duzo nie myslec, nie stoj, zajmij sie czyms. Ja robie rzeczy, ktore dawno przestalam, gimnastykujesie i mi dobrze, a mysli mam rozne, Zuza mnie sprowadzila na ziemie, dzieki Zuzka :-) .
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 15:29   

Funiu - żyć dla siebie samej. Z nim, czy bez niego - i tak musisz być szczęśliwa dla siebie samej. Uwierz. I lepiej załóż, że nie wróci - jeśli wróci, będziesz miała super niespodziankę. Tak jest lepiej - naprawdę. Sama nie daję z tym rady, ale wiem, że tak musi być.
 
     
funia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 17:09   

Dzięki dziewczyny!
Wiem, że macie rację. Ale ja po prostu nie chce być sama, nie chcę się bać i chcę choc chwilę żyć normalnie. Do tego jeszcze ten czas.... Podobno ma goic rany... I tak sie zastanawiam czy ja chcę żeby on wrócił- jak będziemy dalej żyć? O tym też bylo na forum. I pewnie, że te wszystkie mysli i interpretacje czego on chciał itd. są bez sensu. Dlatego teraz wsiadam na rower, chociaz oczywiście wcale nie mam na to ochoty. Odezwę sie jeszcze wieczorkiem. I wiecie co? Tak mnie zastanawia jedna rzecz: W przeciwieństwie do Was nie moge powiedzieć że jesteśmy ludźmi wierzącymi. Ale przeraża mnie jak łatwo ludzie doradzają rozwiązanie małżęństwa i sie na to godzą. Dlaczego nie szukają, nie rozwiązują problemów, nie stają nimi twarzą w twarz, a jedynie uciekają. Nie uważam, że małżeństwo to za wszelką cenę i na zawsze. ALe ucieczka przed problemami???
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 17:21   

Bo tak chyba najłatwiej... łatwiej jest przed problemami uciec, niż stawić im czoła.
Takich to czasów się doczekaliśmy, że nierozerwalność związku małżeńskiego nie jest najważniejsza. Teraz najważniejsze jest bycie szczęśliwym, nawet kosztem zniszczenia drugiemu życia... Oczywiście, to egoizm, lecz stało się to powszechnie akceptowane i wręcz popierane, więc inni doradzają Tobie takie rozwiązanie. Lecz rozwiązanie to jest krótkowzroczne! Czyż nie jest wielką przyjemnością, czy raczej satysfakcją, stwierdzić po jakimś czasie, że wspólnie przeszło się przez kryzys, co zbliżyo małżeństwo do siebie, czy dzieki czemu lepiej się poznało?
Takie szukanie "szczęścia" jest krótkowzroczne! Dzisiaj oni uciekają do innych, od nas, mają poczucie "szczęścia", są zafascynowani nowym związkiem. A za jakiś czas, gdy i w tym związku się nie układa, zaczynają się zastanawiać: czy było warto? a może jednak z małżonkiem byłoby lepiej? a może jeszcze inny partner, bo ten jednak też ma wady?
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 17:34   

Uciekają chyba ze strachu. Bo to najprościej.
a z tym doradzaniem rozwodu- to i tak moja sprawa i ci co mi doradzali lub doradzaja to czynią to z troski o mnie. Chcą żebym była szczęśliwa, kochana, śmiała się - jak kiedyś.
Ale przecież już pisałam dawno- no skąd te biedaki- doradzacze- rodzina i przyjaciele mają znać się na takim temacie.
Jesteśmy z mężem prekursorami takiego tematu.
W rodzinie i wśród bliskich znajomych i przyjaciół.
Dlatego nie zrzędzę jak mi tak radzili- dałam do zrozumienia raz a dobrze i mam spokój.
Otoczenie też się pogubiło.
Mądra kobita ze mnie- bo to jeszcze ja im tłumaczyłam co i jak. Coby spokój dali.
I dali- to teraz mam z nimi Dolce Vita.
a ja sama decyzje wszelkie podejmuję. Ale jak mi źle- to mam full opcji do wyboru.
Procentują lata przyjaźni. Zapracowaliśmy wspólnie na takie kontakty.
Tyle się mówi o zrywaniu kontaktów z powodu rozstań- nie zerwałam - czyli to chyba mit. albo sposób zachowania ma wpływ- ogarnęłam się z ich pomocą i teraz razem jak dawniej. No prawie bo mam status ZUZA.
Nie Zuza i mąż.
ZUZA.
ale męża dalej lubią. To mój sukces- jadu nie rozlewałam mimo żaaaaaaaaaaaaaaaaaaaalu ogromniastego.
No naiwniaczka?
a może sama dla siebie.
Dla siebie- to taka sztuka dla sztuki. On nawet nie wie. Ile pracy w przyjaciół włożyłam --coby mu nie gadali.
 
     
funia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-12, 17:37   

No właśnie. Ale niech oni (one) i będą sobie nawet szczęśliwi w nowych związkach, tylko niech najpierw zmierza sie z samym sobą i swoimi problemami i zastanowią sie co dzieje sie z tą drugą osobą i czy nowe decyzje są warte poświęcenia budowanej przez wiele lat więzi. Bo przecież coś takiego jest w każdym opisywanym tu związku i to nie znika ot tak sobie i nie da sie tez tego zbudowac szybko (na to trzeba lat). U mnie sytuacja jest o tyle idiotyczna (dla mnie-nie rozumie jej), że o ile mi wiadomo była zdrada emocjonalna, ale ona przerwała tę znajomość, a teraz mój mąż jest sam (podobno...ech jak źle bez zaufania).
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 6