Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Rezygnuje
Autor Wiadomość
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-10, 19:10   

Mateusz jesteś super facetem. I zobaczysz, że twoja żona w końcu to pojmie.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-10, 19:11   

I nie podchodź tak egoistycznie. Ja też mam szansę poszaleć. Dlaczego uogólniasz że tylko panowie?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-10, 19:13   

Mateusz napisał/a:
Czyli mam rozumieć, że wyrok już na mnie zapadł...? Jestem skazany zaocznie...?
Wiecie, moja żona zawsze powtarzała mi, że to ja ją zdradzę NA PEWNO... bo jestem facetem.
Oj! Bolało mnie serce przy tych stwierdzeniach... :-(
Dlatego bolą mnie też te Wasze uogólnienia w postach...
Czuję się, jakbym był już skazany za winy pierwszych rodziców (tym razem, to jej ojca - zdradzacza) i bez szansy na udowodnienie, że mogę mieć jakieś dobre cechy... Po prostu, nikt nawet nie chce we mnie takich nawet zauważyć, bo ich być nie powinno...


Mateuszu, nigdy nie zazdrość innym "grzeszenia". Zad.domowe, psalm 73.
Żartuję..
ale przeczytać możesz.
Pozdrawiam.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-10, 22:05   

A jakie ma znaczenie rodzina?
Moja fajna i normalna, męża fajna i normalna- tylko my- prekursorzy w temacie.
I dlatego nikt z nich nie wie co przeżywam. Każdy rady daje ( z dobrego serca- niektóre głupie niektóre dołujące- raczej te uwagi).
A czy ktoś pomyślał że teraz to nie ma szansy żeby obie sie spotykały (rodzinki) w męża obecności?Ja sobie tego nie wyobrażam. A zawsze byliśmy razem- na święta, wyjazdy itp, itd.
Czy ktoś z was pomyślał o takiej stracie?
Teraz to jest wybór tylko pomiędzy- albo on dodzieci i "razem" ( takie pseudo razem. Albo z resztą rodziny ale bez niego na święta.
I tak to wygląda- tyle lat dbałam i tyle lat organizowałam, scalałam, ogdromnikiem byłam,
a teraz co- od początku zaczynać?
Chyba się nie da. Więc mnie okradziono z tych fajnych chwili kiedy 15 osób do stołu siadało.
To co - z rodziną walczyć? Dlaczego- przecież rodzina jest ze mną. a tak by pewnie było gdyby chciał wrócić. Do pewnych znajomych też nie mogę razem z nim- choć go lubią.
Dlatego teraz sama chadzam. Kontaktów nie zrywa i nie spedzam czasu na gawędzeniu o swoich klopotach
Zresztą dziewczynom też się wyrwie czasami jakiś "ortodoksyjny pomysł".
Ale Ja wiem - one tak z przyjaźni. Bo nawet same przyznają że nie wyobrażają sobie co by zrobiły.( nie kwalifikuje się na forum.) I cały czas- ale ty spokoja. Ale co srodku!!!!!!-wulkan to mało.
To tak sobie teraz dozuję informacje o sobie. To też jest konsekwencja mężowskich posunięc.Ta to "dyskrecja"- nie do kogoś obcego- do przyjaciół. Bo nawet dlatego coby ich nie dołować.Bo mnie ciągle wspierają i dbają. Nawet na wczasy razem hulać jedziemy..
Widac dlatego że się podniosłam. Tylko zubożona tak bo pewnych myśli nie mam, Ani wspomnień też.
Kiedyś to pudełko po "czekoladkach" może otworzę i wyciągnę ostatnie 19 lat.
Ale tego mniejszego co 6 ostatnich miesięcy zawiera to raczej mało prawdopodobne cobym otwierać szybko chciała,
To jest taka moja puszka Pandory.
Dobra- koniec, bredzę już.
Najważniejsze że jako tako mam pod kontrolą i funkcjouję w środowisku niuświadomionych. Czyli udała mi się część walki i dyskrecja. No ciężko było ale wyłażę na prostą. Z apetytem też i organizacją codzienności- już lepiej lenistwo pokonuję- więc chyba do normy zmierzam normalej, i spełniać marzenia planują. Już nawet zaczęłam Wolno - ale zawsze. Tylko po kolei musze żeby dokładnie i dogłębnie.
A kiedyś planów nie miałam.
Dzisiaj się zastanawiałam że jak jeszcze pewną sprawę sobie załatwię to 90 samodzielności mam ( sopecjalnie nie pisze wolność bo ją posiadałam i posiadam ( mimo przejściowych problemów z jej postrzeganiem) to tez była kosekwecja.
Trzymaj się Anulka.
Mślę że to się ma szanse ułożyć jak chłopu choć trochę wiary okarzesz. taki bileci jednorazowy przyporządkujesz i rozliczysz.
Sprawdzisz sposób wykorzystania.
Sobie te daj taki bilecik. I potem sprawdż. Może to pomoże.


Zuza ( obserwator poszedł spać- żuza też idzie)
Pa Anula i reszta
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 07:37   

Zuza, tak sobie o Tobie czytam i doszłam do wniosku, że jeszcze będzie dobrze,bo dobrze było. Bo mąż ma za czym tęsknić.
Drugi mój wniosek to to, że ja, w porównaniu z Tobą, żadnych szans nie mam. Bo mój mąż nie ma za czym tęsknić. Czuł się ze mną źle. Kiedy ja zrozumiałam swoje błędy, było już za późno. On już mnie nie chciał. Nie chciał, bym naprawiała, bym się zmieniała, nawet jeśli, to nie dla niego.
Trzeba jasno powiedzieć, że ja to wszystko zepsułam, że ja, jak się wyraziłą kochanka "popchnęłam go w jej ramiona". Wczorajszy dzień jakoś przeżyłam, ale dziś mam doła. Bo wczoraj był ten nasz dzień, tylko nasz, a wszystko przepadło. Już nas nie ma - "tylko na papierku" - jak wyraził się mąż. To co, że Sakrament - skoro dla jednej ze stron nic on nie znaczy.
Chciałam dostać jeszcze jedną szansę, ale nie dostałam. Może miałam ich mnóstwo wcześniej, ale nie wykorzystałam. Może Bóg powiedział: DOŚĆ.
Tylko jak się z tym pogodzić? Jak zaakceptować siebie - taką złą? Jak wmówić, że jestem dobra, skoro nie jestem? Jak być szczęśliwą, skoro sama to szczęście odrzuciłam. "To ty jesteś ta zła" - powiedziała mi kiedyś kochanka męża. Miała rację.
Tylko że Bóg przebacza grzesznikom, więc czemu, czemu ja tak się czuję?
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 07:59   

kolejna psychologiczna rozgrywka którą wygrali oni. Sprowadzili Cię do poziomu, ze to Twoja wina. nawet jak mąż do Ciebie wróci, to tez powie, że przez Ciebie szukał innej. jakie to żałosne, ze szukają takich wymówek do usprawiedliwienia swojejgo grzechu...

gdybyś była taka zła, to nie martwiłabyś sie ta sytuacją tylko poszła w tango...
daj sobie odpocząć, wiem, ze to jets niemal nierealne. sama tez obwiniam się za rozpad swojego małżeństwa, ale wiesz, wina lezy gdzies po środku. Ty nie odeszłaś do innego, on - tak... i z tego co czytam to nie po raz pierwszy...

może czas zacząć mysleć o sobie? Wiem, ze to trudne, ale może poszłabyś gdzieś na spacer z jakimś kolegą, mężczyzną do którego masz zaufanie i który powie ci jak to widzi męskim okiem???A w ogóle to czy Twoi rodzice Cię jakoś wspierają? Bo nie doczytałam, mam wrażenie, ze jesteś z tym sama... słaba
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 08:07   

Odsunęłam się od rodziców. Oni w głównej mierze przyczynili się do tego, że moje małżeństwo się rozpadło.ak mogło być szczęśliwe, skoro trzeciego dnia po ślubie mój ojciec powiedział do męża, że mnie oszukał...Odwoedzam rodziców, ale sporadycznie. Do nich nic nie dotarło. Nadal winią męża za wszystko, a to nie jest prawda.
Jedyną osobą, która naprawdę mnie wspiera, a jest przy tym obiektywna, jest moja ciocia. Ona widzi i błędy moje, i męża.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 08:50   

Wanboma, jedź na wakacje, 200 lub nawet 500 km od siebie.
I tym się zajmij: jak tu stąd na ten czas wyjechać?!... Odzyskasz siły, radość i spokój!
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 09:33   

Wanboma , jak możesz tak mysleć o sobie ??? dziewczyno , Ty musisz sie odizolowac od męża i kochanki . Zr ób to koniecznie bo cię zniszcza psychicznie tak że nie odbudujesz już nic ! Jesteś ukochana Jezusa , żżyj dla niego . On przywróci Ci wiarę w siebie . Nie oglądaj się na męża póki co i na jego zabawkę . Daj im spokój . MOŻESZ WSZYSTKO NAPRAWIĆ ale nie w takim nastroju psychicznym . Doprowadź do porządku swoje myśli o sobie , swoje poczucie wartości . Od tego zacznij naprawianie małżeństwa . I zapamietaj sobie że wina nie leży tylko po twojej stronie . Bo grzechy pope łnione przez jedną strone NIE UPOWAŻNIAJĄ drugą do rewanżu . Po to własnie się ślubuje " że cie nie opuszczę aż do śmierci " .
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 12:33   

Jaka - widzę, że jesteś. Jak sobie ty radzisz? Masz bardzo podobną sytuację do mojej. Czy coś się zmieniło?
 
     
Ada
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 12:35   

Wanboma zacznij kochac siebie, Ty musisz uwierzyc w siebie to , ze mąż odszedł od Ciebie to tylko jego wina nie umiał sobie poradzic ze swoimi problemami , poprostu kocha kobiety myśle , ze ich miał więcej ( tego sie nie dowiemy) została przy nim tylko taka , która patrzy na swiat przez pryzmat seksu.
Nie rań siebie takimi myślami to nic nie da. Są wakacje wyjedz na zasłużony odpoczynek. Co będzie to bedzie i tak juz dużo zrobiłas. Zastanawiam sie czy warto walczyć o człowieka, który sam nie wie czego chce.

Wanboma pomyśl chociaz raz o sobie.
Bądz małą egoistką.
Serdecznie Cie pozdrawiam i bardzo prosze nie bądź masochistką.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 12:44   

Jemu się wydaje, że wie, czego chce. Chce być z nią. Nie jest ważne, że wyrobił jej opinię bardzo negatywną, dla niej też to nie jest ważne. Oni chcą być z sobą i tyle. Trochę pociesza mnie fakt, że kiedyś tak samo walczył o mnie, potem jeszcze o jedną dziewczynę - zawsze było "do końca życia". Nie mam ochoty już go rozgryzać. Jeśli jest mu z tym dobrze...Jeśli jej jest z tym dobrze...
Mój mąż to dobry człowiek, ale też bardzo uparty, pamiętliwy, nigdy w życiu nie powiedział do mnie "przepraszam' i chyba nigdy nie powie...
 
     
jaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-11, 16:33   

Hej, Wanbona, sorry, dopiero teraz przeczytałam...
Nic się u mnie nie zmieniło.
Może tylko to, że po usunięciu "punktów zapalnych" (typu dobra doczesne, którymi się podzieliliśmy) nie warczymy na siebie.
Oni też chcą być po prostu ze sobą, a reszta nie jest ważna. Ale wiesz co? Akurat teraz mam dobry czas, nie myślę "o nich", więc cieszę się chwilami, małymi przyjemnościami. Nie zawracam sobie na razie głowy tym, co było. Pewnie, że wina nie leży tylko po stronie męża. No to co? Dobrze ci tu radzą mądrzy ludzie, maleńka - bądź teraz dobra dla siebie, nie zadręczaj sama siebie. Jest taka książka Valerio Albisettiego "W poszukiwaniu szczęścia", może już ktoś ją tu polecał, nie wiem. Dobrze mi robi, coś porządkuje w głowie.
Nie wiem, jak będzie jutro. Wiem, że skończyłam właśnie potworną 3-miesięczną chałturę. Idę coś zbroić. Fryzjer? Red's lemon z przyjaciółką?
Kiedy czytam wasze posty, to nadzieja znowu wraca. Są ludzie, którzy ciągle ją mają. Nie wiem, co nam wszystkim jest pisane, nie wiem, ile jeszcze wahnięć huśtawki przede mną. Jest ten właśnie konkretny punkt czasoprzestrzeni, w jakim się znajdujemy. Szkoda go marnować, bo jutro może być gorzej :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5