Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Mój kryzys pewnie taki jak wszystkie inne
Autor Wiadomość
Psik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 10:14   Mój kryzys pewnie taki jak wszystkie inne

Dzień dobry wszystkim,

dziękuję Bogu, że wczoraj szukając czegoś innego znalazłem to forum.

Znam moją żonę 16 lat, od 13 jesteśmy małżeństwem. Wydawało się (mi oczywiście, bo teraz żona mówi inaczej), że jesteśmy stworzeni dla siebie. Z wierzących i praktykujących rodzin, dla nas samych sprawy wiary też były ważne. Mamy trójkę wspaniałych, mądrych, bystrych, zdrowych dzieci. Mieszkanie bez kredytu. Kochające i bardzo pomagające dwie mamy i ojca mojej żony. Poważne problemy z sąsiadem...

O zdradzie żony dowiedziałem się na początku czerwca, ale zwiastuny problemu pojawiły się pół roku wcześniej. Niestety nie zareagowałem na nie i sprawy potoczyły się tak jak sie potoczyły.
Moja żona poznała pewnego pana, który w odpowiednim momencie trafił w odpowiednie potrzeby i już jej nie było - zakochała się. Ciągłe telefony, uniki, kłamstewka i niedopowiedzenia. Myślałem, że się spalę, bo z natury staram się kontrolować wszystko i panować nad otoczeniem. O zazdrości chyba nie muszę pisać.

Teraz jest już spokojniej, ale spełnia się najczarniejszy scenariusz, jaki na początku kryzysu pojawił mi się przed oczami - oboje mamy świadomość, że żadne z nas oddzielnie nie opanuje i nie wychowa dzieci (syn 12 lat, córka 9 lat i syn 7 lat), więc mieszkam pod jednym dachem z obcą kobietą, którą kocham i na której mi bardzo zależy.
Ona chodzi do pani psycholog, bo ma świadomość problemów ze sobą. Ja korzystam z pomocy pani z poradni rodzinnej przy kurii biskupiej.

Moja żona postawiła wokół siebie taki gigantyczny i szczelny mur i tak mówi: Nie twoją sprawą jest to co robię, z kim się spotykam, do kogo dzwonię, dokąd wyjeżdżam.

W swojej nadziei, a może naiwności, mam wrażenie, że wystarczy w tym murze zrobić tylko malutką dziurkę, a po jakimś czasie runie jak nieszczelna tama.

Długo jeszcze mógłbym pisać, bo na przykład miałem okazję porozmawiać z "ukochanym" mojej żony, innym razem przeżywałem koszmar, gdy wołała go przez sen. I jak się oswoję to pewnie o tym napiszę.

Teraz chciałem wam podziękować za to, ze piszecie jak sobie radzicie i prosić o modlitwę za mnie, bym potrafił oddać Panu swoje problemy, poświęcić mu swoje cierpienia i rzucić się w morze Jego miłości.

Marek
 
     
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 12:21   

Marku, witaj serdecznie! Dobrze trafiłeś: )
Swojemu postowi nadałeś bardzo trafny temat. Jakoś dziwnie panuje kilka scenariuszy kryzysu. Wpadłeś w jeden z nich...
Poczytaj historie innych, to dobre na początek. Dzielimy się tutaj swoimi uczuciami, emocjami, przemyśleniami. Zawsze można wyciągnąć coś dla siebie.

Trzymaj się dzielnie i bądź z nami.
Pozdrawiam.
Mikula.
 
     
Psik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 13:13   

Mikula,
bardzo dziękuję Ci, że coś napisałaś. Teraz wiem na pewno, ze nie jestem sam.
Mimo, że jestem pod naprawdę dobrą opieką, mimo, że wydaje mi się, że wiem co mam robić tak na prawdę NIE WIEM. Wszyscy musimy sobie poradzić jakoś z czasem, który z jednej strony może uleczyć, a z drugiej - nieubłaganie ucieka.

Ja chciałbym mieć pewność dokonywania słusznych wyborów - takich jak na przykład to, czy po prostu być i czekać, czy też tak jak 40latek zacząć przygotowywać ją do separacji? Chociaż to raczej nie jest uzasadnione. Ja się nie wyprowadzę, ona się nie wyprowadzi, z tamtym nie zamieszka, bo on mieszka w Niemczech...

Z każdym napisanym słowem widzę, że rozwiązanie przerasta moje możliwości i że muszę zaufać Panu. A z tym przy moim charakterze trudno - patrz podpis :->

Jeszcze raz dziękuję,
Marek
 
     
kasia29s
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 20:20   

Witaj Marku chce CI tylko napisac zebys sie tak nie zamartwiał i nie prosił Pana Boga o to zeby pomogł Ci zwalczyc ten problem , a pros raczej Pana o siłe zebys sam mogł poradzic sobie z Twoim ogromnym problemem . Zaufaj całkowicie Panu Bogu ,rozmawiaj z Nim, powierzaj wszystkie problemy ,pros aby wybaczył żonie, i modl sie o siłe dla siebie . Zobaczysz ze wszystko bedzie dobrze ,ułozy sie tak jak ma byc bo Bog Cie kocha i nie pozwoli zebys cierpiał . Pisze to bo ja sama kiedys przezyłam kryzys ,upokozenie, bol jaki tylko moze zadac człowiekowi drugi człowiek, szarpanie sie z myslami, tysiace nie przespanych nocy, wahań. Prosiłam wtedy Boga o to zeby dał mi siłe i wskazał droge. I dzis moge Ci napisac ze dostałam od Pana ogromna siłe i nowa droge Bog mi ja wskazał.
Zycze powodzenia . Pomodle sie za Twoja zone
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 21:09   Re: Mój kryzys pewnie taki jak wszystkie inne

Psik napisał/a:
Ciągłe telefony, uniki, kłamstewka i niedopowiedzenia. Myślałem, że się spalę, bo z natury staram się kontrolować wszystko i panować nad otoczeniem. O zazdrości chyba nie muszę pisać.

Marek


Jak mam to zrozumiec?
Pozdrawiam serdecznie:)
 
     
Psik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 23:45   Re: Mój kryzys pewnie taki jak wszystkie inne

Mirela napisał/a:
Psik napisał/a:
Ciągłe telefony, uniki, kłamstewka i niedopowiedzenia. Myślałem, że się spalę, bo z natury staram się kontrolować wszystko i panować nad otoczeniem. O zazdrości chyba nie muszę pisać.

Marek


Jak mam to zrozumiec?
Pozdrawiam serdecznie:)


Jak zrozumieć? Ano tak, że chciałem zawsze wiedzieć gdzie jest moja żona, z kim się spotyka, dlaczego nie wraca o godzinie, którą podała... Wiem, że bywam też apodyktyczny i zbyt pewny siebie. I z tym było trudno pogodzić się mojej żonie.
Tylko że po pierwsze wiedziała o tym od zawsze, a po drugie - czy można z takiego powodu powiedzieć: "nie kocham cię, bo nie jestem z tobą szczęśliwa" i "nie jestem z tobą szczęśliwa, bo jesteś/nie jesteś taki czy inny"?

Nie chcąc się użalać nad sobą i jednocześnie uzupełniając obraz dodam, że to jest trzeci nasz kryzys - pierwszy pół roku po ślubie i dość dramatyczny, drugi - sześć lat i raczej krótki. Za każdym razem z powodu tego trzeciego, który wypełniał narastające braki.
Może to trochę usprawiedliwi moje nadmierne zainteresowanie tym, co robiła moja żona. Chociaż NA PEWNO nie robiłem tego z powodu braku zaufania - raczej mogę powiedzieć, że ufałem jej aż nazbyt naiwnie.

kasia29s - Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne - bo mówisz, że nawet po rozwodzie, który jest na razie dla mnie czymś niewyobrażalnym i przerażającym, można znaleźć swoje miejsce.

Dziękuję wam,
Marek
 
     
Mikula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 15:38   

Marku, nikt nie odpowie Ci na te pytania. To wszystko trzeba po prostu przeżyć, pokornie czekać na ciąg dalszy. Wiele rad mozna Ci dawać, lecz nikt nie da gwarancji, że własnie to w Twoim przypadku zadziała.
Tak naprawdę człowiek, mimo iż jest tak doskonała i rozwinietą istotą, w takiej sytuacji jest po prostu bezradny.
Jedyny pewnik, to to, ze należy jak najwięcej pracować nad sobą. Starać się uratować z tej burzy, nieść wysoko głowę.

Wczoraj zaczęłam czytać Piątą górę. Od chyba trzech lat leży u mnie na półce, jakoś nigdy nie mogłam sięza niązabrać. Widać miało to nastąpić teraz, bo znajduję w niej wiele mądrych słów i wskazówek dla siebie.

"-W naszym życiu przychodzą chwile strapienia i nie mozna ich uniknąć, bo zdarzają się nie bez powodu.
- Jakiego powodu?
- Na to pytanie nie umiemy odpowiedzieć ani przedtem, ani w chwili gdy pojawiają się trudności. Dopiero gdy są jużza nami, rozumiemy, dlaczego stanęły na naszej drodze."

Pozdrawiam ciepło : )
 
     
Ivo
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 19:55   Moja historia

end
Ostatnio zmieniony przez Ivo 2007-12-15, 05:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Desdemona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 20:37   

Ivo jest mi niezmiernie przykro.... Wydaje mi się, że w tej sytuacji nie powinienes się zgadzać na rozwód. Nie dawaj żonie wolnej ręki, proś o mediacje, wizyty u terapeutów, psychologów i walcz o jak najwięcej kontaktów z dziećmi. Zarówno to 6 jak i 1 letnie potrzebują ojca!!podnieś się i wstań na nogi ze względu na nich. Czy chcesz, aby wychowywały się bez Ciebie??
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 20:37   

Ivo, czytając Ciebie, przypomnial mi się mój, równie straszny okres. Te same odczucia, tylko, całe szczęscie, ja miałam córkę. To ona mnie podtrzymywała przyżyciu.
Co jeszcze mi pomogło? Leki - otumaniały, ale dzięki temu jakoś ciągałam noga za nogą. No i przyjaciele. Przede wszystkim moja przyjaciółka od serca, do której mogłam zadzwonic nawet w nocy, moja ciocia. Było cięzko. Nadal jest cięzko, ale o wiele lepiej.

Z obecnego punktu widzenia moge powiedzieć, że to uzaleznienie, poprzedzone jakąś forma psychicznego molestowania - z jednej, i z drugiej strony.

Ja przeszłam już jednak wiele - mąz jest z kochanką od trzech lat. Już mogę zacząć pracować nad sobą, tak na powaznie. Ty jesteś na początku drogi.

Jedno jest pewne - nie wpłyniesz na jej decyzje, a jesli Ci nawet jakoś się uda, potem możesz żałować, bo ona może Ci to wypomnieć. Jedyne, co możesz zrobić, to jak najczęściej spotykać się z dziećmi. Możesz nawet do niej nic nie mówić, nawet tak będzie lepiej - bierzesz dzieci, wychodzisz i tyle. Masz do tego prawo. A z dziećmi możesz miło spędzać czas - to Cię może wzmocnić.

Trzymaj się. Życzę Ci jak najlepiej...

[ Dodano: 2007-12-13, 20:41 ]
A co do rozwodu - może uda Ci się ją przekonać, aby jeszcze z tym poczekała. Powiedz, że musisz się z ta myślą jeszcze pogodzić, poproś o czas. Powiedz, że nie jestes jeszcze w stanie zmagać się z rozwodem. A czas przeciez działa na korzyść - bo - ona może się rozmysleć, a nawet, jeśli nie - Tobie może łatwiej bedzie się z tą myslą pogodzić.
 
     
Psik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 20:43   

Ivo,

pierwsze co rzuca mi się w oczy w twoim liście, to słowa, że nie wyobrażasz sobie życia bez niej. Wydawało mi się tak samo. Byłem uzależniony od mojej żony, a pewnie i do teraz coś z tego nałogu zostało. Ale jako pierwszy mój cel w nowej sytuacji postawiłem sobie uwolnienie się z tej zależności. Dla mojego dobra, a przede wszystkim dla dzieci. A jeżeli stanie się tak, że kiedyś jeszcze stworzymy rodzinę to dla NASZEGO dobra. Bo takie uzależnienie jest męczące zarówno dla Ciebie jak i dla drugiej strony. Jasne, że próba uwolnienia się w obecnej jest niezmiernie trudna, bo jak tu nie interesować się gdzie jest, co robi, z kim się spotyka, skoro nie masz do niej zaufania, a w dodatku masz poczucie, że nie zajmuje się dziećmi tak jak powinna?
Ale musisz się uspokoić i odzyskać siły. Na pewno znajdziesz wsparcie tutaj, ale ze swojej strony radzę Ci pójść po pomoc do poradni rodzinnej. Tylko nie takiej "cywilnej", ale do takiej "kościelnej". W Gdańsku jest na przykład poradnia przy Kurii Metropolitalnej.

Trzymaj się!

Marek
 
     
Ivo
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 20:50   

end
Ostatnio zmieniony przez Ivo 2007-12-15, 05:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 21:05   

Ivo, ja przeżywam dokładnie to samo ze swoim mężem, z tą tylko różnicą, że on sie nie wyprowadził bo mieszkamy z jego rodzicami....zarządał natomiast, zebym to ja sie wyniosła...i z tą róznicą, że on mówi wprost że nic ja juz z tamta nie łączy i była to pierwsza lepsza kobieta...a w to nie do końca wierzę...
Ale jego tłumaczenia są takie same....

Co do Twojego poczucia winy, to chyba tak jest zawsze, ze dopiero gdy dostajemy kubeł zimnej wody na głowę, dostrzegamy jak bliska jest nam druga osoba i że nie zawsze byliśmy wobec niej ok... Ale jak to mi powiedziała ostatnio bardzo bliska i madra osoba" przeciez nie zyły ze soba dwa anioły a zwyczajni ludzie....to nie oznacza, ze nie musimy dążyć do tego aby być coraz lepszymi ale to normalne, że popełniamy błędy..."
Wiec prosze nie obwiniaj sie o wszystko, bo wiem, że w takim stanie bardzo łatwo doszukujemy się winy w sobie, a nasi współmałżonkowie wykorzystuja to aby wybielić siebie samych...

Nie oznacza to też, że nie masz pracować nad sobą...

Staraj sie teraz z całej siły nie kontrolować żony...choć wiem, że to niełatwe, bo mój mąż właśnie przed chwilą wyszedł " na wódke" z ludxmi, z którymi jeszcze niedawno nie miał nic wspólnego a teraz nazywa ich swoimi przyjaciólmi i mówi że nic mi do tego i żebym przyjęła do wiadomości że nas już nic nie łączy...

Czyżby???

Trzymaj sie Ivo!!! nie dawaj się!!!
Przebrniemy przez to jakoś - i TY i ja...będzie jeszcze nie raz bolało, ale nie wiemy czemu to cierpienie ma służyć....
I radzę, nie przygnębiaj córki jeszcze bardziej....dzieci i tak na pewno juz bardzo cierpią, a pamietaj, ze są teraz na etapie gdy kształtuja swoje spojrzenie na świat....szczegolnie córka...

Będe pamietała o TOBIE w modlitwie
Agnicha
 
     
Ivo
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 21:16   

end
Ostatnio zmieniony przez Ivo 2007-12-15, 05:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 21:23   

Ivo, dlaczego bałeś się, że ona odejdzie?
Widzę, że teraz to Ty ją oskarżasz, ale może to i dobrze - może musisz w ten sposób wylac swój ból - dla oczyszczenia. Potem będziesz mógł jasno ocenic sytuację. Ja po dłuuuuuuuuuugim czasie do tego doszłam - co naprawde było źle. Mój mąz akurat jest z tych, którzy kochają "za coś", nie bezwarunkowo - ale to juz nie mój problem, ja pracuję nad sobą. Ivo i u Ciebie przyjdzie czas, kiedy pomyślisz o sobie - teraz spróbuj właśnie wylać z siebie wszelkie żałości - nieważne, czy u psychologa, czy komus bliskiemu - wylej to z siebie, wyrzuć.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8