Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2007-09-25, 23:10 jak wybaczyć...niby nic a jednak wiele...
malżeństwo-z 12 letnim stażem-kiedyś wielka miłość,oddana,wielka potem slub i jeszcze 2 lata beztroski,po czym poczatek walki o dziecko-w sumie 6 lat zabiegałam o to ,aby zajść w ciąże,zaszłam w sumie po 8 latach małżeństwa -po leczeniu moim i męża w międzyczasie było raz lepiej ,raz gorzej -ogólnie dobrze-trzymaliśmy się razem,ufałam mężowi najbardziej na swiecie!
dlatego okrutnie mnie zranił,gdy będąc w koncu w ciązy odkryłam,ze mąż nawiązuje kontakty internetowe z innymi,to juz 5 lat mija od tego czasu,a ja ciągle to pamiętam wracam do tego,jakby to było wczoraj
wtedy przeżywałam to sama,było okropnie,wojny domowe,wyłaczanie netu,zamykanie się w pokoju i ja płacząca w ciązy,na którą oboje tak czekaliśmy tyle lat...dotknęlo mnie to bardzo,meile,wiersze,romanse internetowe,czaty itp.
zaufanie prysnęło chyba na wiele lat(dalej jestem nieufna)
mąż niby to przerwał,zakończył,ale ból pozostawał,poźniej odkrycie kolejnych schadzek internetowych i kolejnych...zaczęłam go tak nienawidzieć!
niby bylismy razem,ale razem w ogole nie bylismy,znów kłotnie,obietnice,niby koniec z tym
urodziło się dziecko,zaczęly się problemy zdrowotne z dzieciątkiem i problemy te ciągna się do dziś
z netem niby cisza...ale zaczęły się ogromne moje wyrzuty,ze dziecko chore przez męża,bo opuścił mnie w ciążyi przez to mały nie do końca jest zdrowy,musi być rehabilitowany cały czas i nie wiadomo czy wyjdzie na prostą(o szczególach jego zdrowia nie będę pisać,ale nie rozwija się tak jak inne,zdrowe dzieci)
wielki żal...który cały czas we mnie jest ...i kolejny cios-maż zamiast mi pomóc w rehabilitacji(dojazdy do lekarzy,specjalistów itp.)
postanawia nas zostawić(bo juz ma dość wysłuchiwania)i wyjeżdza na wojnę do Afganistanu na pól roku
znów mam zal,ze zamiast nam pomóc,opuszcza nas
on twierdzi,ze robi dobrze,bo zarobi tam pieniądze na rehabilitację,ale ja uważam,że jest to drugorzędne dla niego tak naprawdę,bo pieniadze mamy,oboje pracujemy i mamy
znów żal,wszystko wraca,a pomaga mi w tym rodzina,ktora uwaza go za drania,egoistę,kogoś kto mnie zostawił i uciekł od problemów...buntują mnie przeciwko mężowi,probują wzniecić nienawiść...
i przyznam Wam,ze nie mają ciężkiego zadania,bo przez minione lata i opuszczenie mnie ,kiedy byłam w ciąży( o tym nikt nie wie) i teraz choroba dziecka,to wszystko razem powoduje,ze rózne mam myśli i nie potrafię ciepło i czule rozmawiać z mężem
moze nawet bym chciała,ale mam tak wielki zal o to wszystko,ze nie potrafię
dlatego tu piszę,moze Wy mi pomozecie się odnaleźć...?
teraz mąż dzwoni do mnie prawie codziennie,niby się interesuje dzieckiem i mną,ale podbuntowana przez rodzinę nie okazuję mu ciepła,tylko żal,oskarżenie...bo jak mowią w rodzinie-zostałam sama,sama muszę wszystko załatwiać-lekarzy,rehabil. itp.a mąż który dzwoni i pyta,jak tam -to nie mąż,to zdrajca!
jak wybaczyć to wszystko-niby nic wielkiego,a jednak wielkiego(był czas w ciąży,ze mąż pchnąl mną o ścianę,bo mu przeszkodziłam meilować z panienką z internetu_)
do dziś słowa skruchy i przepraszam nie usłyszałam za to wszystko...
chyba tkwimy w tym kryzysie juz parę lat...
nie umiem zapomnieć,wybaczyć
jak to zrobić?jak żyć z ,,takim"mężem?-niby nic ,a jednak wiele-dziecko chore...i to boli bardzo....
moze Wy mi coś podpowiecie
teraz jestem sama z dzieckiem ,a mąż daleko
chętnie wymienię się z Wami myslami i będę bardzo wdzięczna za każdą radę...bo jak na razie mimo rozłaki,nie czuję większej tęsknoty,tylko większy żal...a rodzina mi w tym bardzo pomaga
pozdrawiam serdecznie!
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-09-26, 05:37
dwa słowa, bo lecę do pracy...
Twoja rodzina raczej nie pomaga Ci a przeszkadza. Podsycają Twoją nienawiść, a Ty nie dostrzegasz tego. W końcu twoja własna rodzina się rozleci i będziesz uważała, że to jego wina. Wydaje mi się, że Twój mąż stara się jak może, ale nie może znieść twojego niezadowolenia, tym bardziej presji Twojej rodziny.
Problem tez w tym, że nie wybaczyłaś mężowi, nie próbowałaś zrozumieć, że dla niego to też był ciężki okres. Przebaczenie jest podstawą właściwego funkcjonowania - pielegnujesz w sobie tę nienawiść, przez co stajesz się zgorzkniała. To nie tak, że dziecko jest chore przez męża. Nie wolno Ci tak mysleć. Musisz akceptować to, co dostałaś od Boga.
Proponowałabym Ci wizyty u psychologa, bo najwyraźniej nie radzisz sobie z pewnymi sprawami - musisz uleczyć swoją duszę!!!
Może to wygląda, jakbym Ciebie tylko oskarżała, ale tak nie jest. Chcę Ci tylko uświadomić, że naprawę związku zaczynamy od siebie.
I naprawdę, radzę Ci ograniczyć kontakty z rodziną, niestety, ja tez byłam przez rodziców manipulowana. Wydawało mi się, że chcą pomóc, a w konsekwencji przyczynili się do rozpadu małżeństwa. Ma być tak - najpierw Bóg, potem mąż, potem dziecko. Zauważ, że nie ma tu miejsca na rodziców. Owszem, to dobrze, że pomagają, ale Ty masz własne życie, oni nie moga aż tak ingerować.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Ann3 [Usunięty]
Wysłany: 2007-09-26, 12:04
Wanbona ma rację. A ja dorzucę, że bycie na wojnie to czas skruszenia dla męża. Pojechał, aby uciec a teraz walczy o swoje życie. Teraz docenia Ciebie - bliską osobę oraz synka. W obliczu zagrożenia życia takie 'zwykłe" osoby jak żona i syn nabierają najważniejszego znaczenia. Poczekaj na powrót męża, porozmawiaj z Nim o tym jak Cię zranił, jak trudno Ci wybaczyć a potem przebacz i zacznij z Nim nowe życie. Mąż już odbiera naukę , lekcję życia.POwodzenia i wytrwałości Ci życzę
docia [Usunięty]
Wysłany: 2007-09-26, 13:39
zdaję sobie sprawę że mój kryzys był przezemnie i przez męża, ale wiem że rodzina męża dołożyła do tego swoją działkę co spowodowało wyprowadzkę męża. sam wachał się ale gdy ktoś buntuje to jest łatwiej.
dzisiaj mimo że z rodziną męża jestem w fatalnych stosunkach obowiązuje zasada ustalona przez mężą- nie mają prawa nic na mój temat powiedzieć w obecności męża i dzieci.
poprostu powiedział matce że nie musi mnie lubieć czy kochać, nawet nie musi szanować ale to jego wybór, i nie szanując jego wyboru nie szanuje jego. żeby dać jej do zrozumienia że nie żartuje dwa razy wyszedł od niej bez słowa kiedy zaczeła mnie obrażać, potem zadzwonił i powiedział że wyszedł bo źle mówi o jego żonie.
porozmawiaj z swoją rodziną, niech cie nie buntują bo to twoja decyzja z kim jesteś, ALE jeżeli chcesz odejść to też musi być twoja decyzja.dzisiaj masz żal do męża, potem możesz mieć żal do rodziny. jeżeli nie zrozumieją to chyba najlepiej jak na czas nieobecności męża trochę te kontakty ograniczysz, inaczej będziesz miała mętlik w głowie i cały czas będziesz atakować.
pozdrawiam docia.
robika [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-24, 22:27
juz 3 miesiace jestem sama,mąż w Afganistanie...nie jest łatwo........wracają złe wspomnienia,nawet ból.......wyobraźnia działa-czasem myslę,ze teraz kiedy mnie nie ma mąż ma wolną reke i znów moze meilować czy czatować z kim chce....to jak obsesja..........nie moge sie z niej wyleczyć.........tym bardziej ze synka mamy chorego.....a to boli najbardziej,synek musi być cały czas rehabilitowany,jest non stop pod opieką pedagogów,logopedów(nie mówi-ma 4 lata,oóxniony psychoruchowo)i cały czas jest pod górkę....
robię co tylko w mojej mocy ,aby pomóc dziecku,ale też przez to,ze teraz zostałam sama(na pół roku)i ze z dzieckiem są takie problemy podswiadomie cały czas obarczam winą mojego męża.Nie mówię mu tego wprost,ale nie myslę o nim,,najlepiej",co tez mi utrudnia zycie i kontakty z nim na gadu,czy skype.
mam taki do niego zal...........wielki,ze był taki niedobry dla mnie akurat jak byłam w ciąży-wtedy najgorsza jego strona wyszła na jaw....przez to pisze tutaj.....jestem sam z dzieckiem....do rodziców rzadziej jeżdzę i nie pozwalam już złego slowa im na mojego męża powiedzieć(chodzi o misję w Afganistanie)
ale sama nie myśle najlepiej....o mężu....nie potrafię....wiem ze on też przeżywa,ze mamy kłopoty z rozwojem dziecka i być moze też podświadomie mysli,jak mnie traktował w ciąży i jak mogło to wpłynąc na rozwój dziecka-w końcu przeżywałam ,,katusze"-zdradę internetową(a moze jestem naiwna?-moze wcale nie myśli)
wiem jedno-minęło prawie 5 lat licząc z ciąża,a czasem ten ból zdrady(choć tylko internetowej-dla mnie az ,bo duchowa może być nawet gorszą zdradą-dla mnie było to straszne przeżycie,a teraz dziecko ma rózne zaburzenia)
wiem jedno-nie tak szybko czas leczy rany,nie tak szybko...jak myślałam...
do dziś nie ufam męzowi,do dziś jest we mnie bol,moze przez to że ciągle rehabilituje sama dziecko,jestem mu teraz poświecona do reszty bez chwili dla siebie,może tez bywam zmeczona nie widząc efektów tej pracy...
oj popisałam sobie...do Was....w ramach terapii własnej...juz mi lepiej troszkę...a może ktoś napisze,jak to wszystko wygląda z boku,moze ktoś poleci mi jakąs dobra ksiązkę na ratunek duszy....bo radości za bardzo we mnie teraz nie ma...........
Być może twój mąz już wie, zrozumiał....pojechał do Awganistanu odpokutować, przemysleć, zmyć grzech ! Teraz wie...tęskni, dzwoni....Rozmawiaj z Nim spokojnie...niech czuje, że czekacie na Niego....niech zechce wracać do ciepłego domu....do Was. Pozdrawiam !! EL.
31 Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. 32 Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. 33 On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka*; 34 a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! 35 Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. 36 [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. 37 I pełni zdumienia mówili: «Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».
Kim był człowiek głuchoniemy?
To człowiek , który jest głuchy na Słowo i niemy na Słowo.
Są przeżycia , które człowieka głęboko i mocno zamyka w sobie, tak bardzo ,że nawet Bóg musi krzyczec "EFFATHA"- otwórz się! Te przezycia sa bardzo różne ,sięgają nawet dzieciństwa.Sa takie przeżycia po których człowiek nie ma juz siły nic mówic, ani nie trafia do niego żadne słowo.Nie chce się odzywac i nie chce nic słyszec. Dusi w sobie złosc i wściekłosc w milczeniu,bezsilności i płaczu.
To co mężczyznom nie pozwala sie otworzyc na Słowo Boga i modlic się to duma i mit siły,zaś kobietom to próznośc i uczucia , a w szczególności lek.
Jezus więc uzdrawia tego głuchoniemego kładac na niego rękę.Uzdrowił go biorąc w Swe ręce jego zycie. Zwolnił go z dumuy i samotności , z własnych sił i lęku.
Jezus wziął go na bok osobno od tłumu. Często to co mówi przyjaciel , kolega, nawet rodzice ma większe znaczenie dla nas niż to co mówi Bóg.
Włożył palce w jego uszy- odetkał go na Słowo Boga, śliną dotknął jego języka,
obdarzył go czymś niezwykle wewnętrznym...dał mu swoją najbardziej wewnętrzna modlitwę. Potem ...EFFATHA ! Jezus nie ogranicza w niczym człowieka i w niczym go nie zamyka.Otworzył jego uszy i usta, tyle potrzeba by otworzyc się na Boga-Słowo i na drugiego człowieka.
dziekuje Wam,czytam co piszecie,myślę...i płaczę...nad tym wszystkim....
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-25, 18:36
robika napisał/a:
juz 3 miesiace jestem sama,mąż w Afganistanie...nie jest łatwo........wracają złe wspomnienia,nawet ból.......wyobraźnia działa-czasem myslę,ze teraz kiedy mnie nie ma mąż ma wolną reke i znów moze meilować czy czatować z kim chce....to jak obsesja..........nie moge sie z niej wyleczyć.........tym bardziej ze synka mamy chorego.....a to boli najbardziej,synek musi być cały czas rehabilitowany,jest non stop pod opieką pedagogów,logopedów(nie mówi-ma 4 lata,oóxniony psychoruchowo)i cały czas jest pod górkę....
robię co tylko w mojej mocy ,aby pomóc dziecku,ale też przez to,ze teraz zostałam sama(na pół roku)i ze z dzieckiem są takie problemy podswiadomie cały czas obarczam winą mojego męża.Nie mówię mu tego wprost,ale nie myslę o nim,,najlepiej",co tez mi utrudnia zycie i kontakty z nim na gadu,czy skype.
mam taki do niego zal...........wielki,ze był taki niedobry dla mnie akurat jak byłam w ciąży-wtedy najgorsza jego strona wyszła na jaw....przez to pisze tutaj.....jestem sam z dzieckiem....do rodziców rzadziej jeżdzę i nie pozwalam już złego slowa im na mojego męża powiedzieć(chodzi o misję w Afganistanie)
ale sama nie myśle najlepiej....o mężu....nie potrafię....wiem ze on też przeżywa,ze mamy kłopoty z rozwojem dziecka i być moze też podświadomie mysli,jak mnie traktował w ciąży i jak mogło to wpłynąc na rozwój dziecka-w końcu przeżywałam ,,katusze"-zdradę internetową(a moze jestem naiwna?-moze wcale nie myśli)
wiem jedno-minęło prawie 5 lat licząc z ciąża,a czasem ten ból zdrady(choć tylko internetowej-dla mnie az ,bo duchowa może być nawet gorszą zdradą-dla mnie było to straszne przeżycie,a teraz dziecko ma rózne zaburzenia)
wiem jedno-nie tak szybko czas leczy rany,nie tak szybko...jak myślałam...
do dziś nie ufam męzowi,do dziś jest we mnie bol,moze przez to że ciągle rehabilituje sama dziecko,jestem mu teraz poświecona do reszty bez chwili dla siebie,może tez bywam zmeczona nie widząc efektów tej pracy...
oj popisałam sobie...do Was....w ramach terapii własnej...juz mi lepiej troszkę...a może ktoś napisze,jak to wszystko wygląda z boku,moze ktoś poleci mi jakąs dobra ksiązkę na ratunek duszy....bo radości za bardzo we mnie teraz nie ma...........
Robika, kiedy tak czytam Twoją historię, przychodzi mi jedno na myśl.
Teraz, kiedy nie ma męża przy Tobie możesz w cudowny, wspaniały sposób zaprzyjaźnić się z Bogiem!
Odnowić relację z Nim!
Bóg stworzył każdego człowieka, chory, nie chory, mały, duży, stary, młody
każdy jest Jego ukochanym człowieczkiem. I Ty, i Twoje dziecko, i Twój mąż (o nim teraz nie myśl zbytnio), i niedobry człowiek i dobry człowiek, KAŻDY.
Więc zajmij się sobą i tym spotkaniem, które jest wciąż przed Tobą.
Spotkaniem z Bogiem.
Niektórzy nazywają to spotkanie Namiot Spotkania.
W Namiocie Spotkania jesteś Ty i ON - Twój Stworzyciel, konkretnie Twój, bo stworzył Cię.
Przebaczyć innym to... etap poprzedzony etapem - PRZEBACZYĆ SOBIE.
A przebaczyć sobie - to poznać Miłość Boga do siebie. Zobaczyć Jego Miłość i Opiekę pomimo nie-czucia tego.
Nie-czucie...
Właśnie nie-czucie Boga to ma coś wspólnego z emocjami, uczuciami i przeżyciami, a... On Jest.
Zna Twoje problemy, wie co Ci potrzeba, wie, że Twoje dziecko choruje.
Może ten czas jest po to, abyś - na tyle na ile potrafisz - poczuła Go,
że skoro opiekuje się najmniejszym z najmniejszych, to Tobą również.
Zacznij od dziś mieć pretensje do Pana Boga - że Ci źle! że masz dość! że jesteś słaba! samotna! pełna bólu i goryczy!
On wszystko weźmie! Weźmie Twój ból.
Lecz jeśli nie umiesz zwrócić się do Boga-Ojca bezpośrednio, mamy jeszcze Inny Dar!
Jezusa-Jego Syna.
To Gwarancja Jedyna, że On Jezus, który Umiłował do końca, weźmie Twój ból - włóź go(ból i pretensje, gorycz i żal) w Jego Rany.
robika [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-26, 11:24
dziekuje Elżbietko,posłucham Twoich rad,czytając co napisałaś popłakałam sobie znówu...to jest tak ,ze bardzo,bardzo martwię się rozwojem swojego tak długo oczekiwanego dzieciatka i przez to wracają wspomnienia z okresu ciązy,jak to było niefajnie...tragicznie i przez to wszystko pretensja ,zal w duszy do męża...ale tak powolutku myślę,ze jak będe tu o tym pisać i Was czytać...moze się wyleczę z tego....mój mąż mówi tak-żeby tylko synek zaczął mówić(ma 4 lata i nawet mama nie powie) wtedy reszta się ułozy...ale jęśli mowa nie przyjdzie...to wszystko nie ma sensu...on też to przezywa....choc nigdy nie powiedział ze załuje,jaki był dla nas w ciązy,nigdy za to nie przeprosił....
dziękuję Elzbietko I Wam WSZYSTKIM.Jesteście Kochani.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-26, 12:56
robika napisał/a:
dziekuje Elżbietko,posłucham Twoich rad,czytając co napisałaś popłakałam sobie znówu...to jest tak ,ze bardzo,bardzo martwię się rozwojem swojego tak długo oczekiwanego dzieciatka i przez to wracają wspomnienia z okresu ciązy,jak to było niefajnie...tragicznie i przez to wszystko pretensja ,zal w duszy do męża...ale tak powolutku myślę,ze jak będe tu o tym pisać i Was czytać...moze się wyleczę z tego....mój mąż mówi tak-żeby tylko synek zaczął mówić(ma 4 lata i nawet mama nie powie) wtedy reszta się ułozy...ale jęśli mowa nie przyjdzie...to wszystko nie ma sensu...on też to przezywa....choc nigdy nie powiedział ze załuje,jaki był dla nas w ciązy,nigdy za to nie przeprosił....
dziękuję Elzbietko I Wam WSZYSTKIM.Jesteście Kochani.
Mój kolega ma dziecko bez obu rączek, chodzi do szkoły podstawowej.
Wiesz, kiedy jego żona była w ciążu studetki zaraziły ją "czymś" i ....
I teraz dziecko.. bez rąk..
Do Boga zanieś wszystko co masz przeciwko mężowi. Skarż się Bogu! Nie mężowi. Zostaw męża teraz w spokoju, oddalisz go na zawsze od siebie!
Do Boga się zwróć! Bóg daje życie i bierze życie.
Czy ta kobieta dziecka bez rąk ma w sobie jeszcze żal do tej studentki, która zaraziła ją czymś?.... Mogłaby aż do śmierci wypominać jej tę krzywdę (choć nieświadomą)
Myslę, że
w pewnym momencie
trzeba przełożyć
punkt odniesienia swoich pretensji - w stronę Ojca.
On daje, On rozdaje, On
zabiera....?
Nie idź z pretensjami do człowieka - tego, który skrzywdził świadomie bądź też nieświadomie. Nie teraz.
Ulecz swoje rany przeszłości - Ranami Pana Jezusa na Krzyżu. Stań przy Krzyżu Chrystusa i spójrz na Niego. I powiedz Jezusowi : "weź Panie mój ból". I On weźmie cały Twój ból.
Będzie jeszcze czasem wracać, ale ból inny, ból zapełniony Męka Pańską.
Taki ból nie boli już, tak bardzo albo nawet wcale!
robika [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-26, 13:01
wiecie co ręce mi właśnie opadły-
własnie odkryłam,ze mój mąż dalej robi to co robił-pisze do jakiejś panny w dziale,,sympatia",
jest w afganistanie,mówi ze do nas teskni...zapewnia,ze do nikigo nie pisze,bo ma nas(mnie i synka)...a tu po raz kolejny szuka wrażeń i sympatiii
coś czułam ostatnio i go o to po prostu zapytałam w meilu....
a tu takie odkrycie...
znam jego hasło od dawna do skrzynki....
juz nie wiem co robić....w pierwszej chwili juz miałam do niego zadzwonić i mu to wyrzygać....jak mnie okłamuje,jak zdradza...internetowo dalej....juz nie wiem co robić....
jestem załamana...i ja miałam mu wybaczyć dawne grzechy a on dalej robi to samo...to jakiś koszmar....
nie mam juz siły.....
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-26, 14:24
szkoda, że po moim poście znowu szukałaś zaufania do człowieka, a nie do Boga...
zostaw męża,
daj mu dojść do Boga,
widać tak musi być,
mąż musi dojść inną ścieżką do Pana.
Ważniejsze jest to, co Ty zrobisz sama ze sobą - w sumieniu.
trzeba upaść, żeby dojść prawdziwie do Boga - to powiedział ktoś mądrzejszy ode mnie
niewiele się pomylił
każdy człowiek jest słaby i grzeszny
jak przestaniesz dbać o swoją duszę, serce, umysł i miłość do trudnych ludzi, możesz nie zauważyć jak wciągną Cię w grę.
Zobacz u Mirelki w podpisie jeden z linków...
Jest bardzo dobitnie wyrażone tam zło.
Porady pedagoga i psychologa: Przebaczenie a sprawiedliwość w rodzinie
Anna Wiśniewska - psycholog, Przewodnicząca Oddziału Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich w Toruniu (2007-04-24)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum