Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
ponizany maz
Autor Wiadomość
maz
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-11-19, 21:07   ponizany maz

W zasadzie większość konfliktów, które zdarzają się w małżeństwach istnieje jeszcze jeden czynnik pogłębiający te kryzysy. To brak szacunku, tolerancji i poniżanie wzajemne. Generalnie żony doświadczają upodlenia ze strony mężów, którzy je bija, wyzywają, poniżają psychicznie, maja problem alkoholowy i niestety często gwałcą. Co jednak ma zrobić mąż, kiedy tak właśnie zachowuje się żona, poniżając i upodlając męża każdego dnia. I choć ja nie jestem święty, to żadnemu człowiekowi nie zależy się takie traktowanie, jak ja psychicznie jestem torturowany przez żonę.
Chciałbym opisać Wam moją historię. Postaram się być obiektywny nie oczerniając tylko żony, ale także dokładnie wskazać swoje wady, które także przyczyniły się do degradacji naszego małżeństwa.

Żonę poznałem osiem lat temu, urzekła mnie swoją urodą, skromnością i religijnością. Postanowiłem ze zawalczę o Nią. Walczyłem pięć lat bez skutku. Żona wtedy sparzyła się do mnie, bo w swoich staraniach bywałem bardzo nachalny. I to fakt. I powiedziała mi, że jestem ostatnim mężczyzną z którym mogłaby się spotykać. Poza tym dowiedziała się o mojej chorobliwej zazdrości z ust osób trzecich. I to też fakt, gdyż przez moją chorobliwą zazdrość zniszczyłem dwa wcześniejsze związki. Po tym drugim powiedziałem sobie dość, koniec takich moich zachowań i przed Bogiem mogę powiedzieć, że mi się to udało. Bywam czasem zazdrosny, ale uważam że to już jest normalna, nie patologiczna zazdrość.
Ponad dwa lata temu nastawienie mojej Żony do mnie się zmieniło. Pojawiłem się w trudnym dla Niej momencie, kiedy zmarła bliska Jej Osoba, i starałem się ją wspierać. Bardzo się cieszyłem z tego powodu, gdyż w sercu moim moja Żona już na dobre zamieszkała. Po ponad miesiącu intensywnych rozmów, spacerów rozpoczęliśmy nasz związek. Czułem się jakbym złapał Pana Boga za nogi, a gdy Żona ofiarowała mi naszyjnik swoich dłoni, to stałem się najbogatszym z ludzi.
W tym byciu razem towarzyszyły nam osoby, które nadwyrężyły moje zaufanie do Żony, chłopak to którego Żona wzdychała wiele lat, a który ciągle był obecny w Jej sercu, mężczyzna w dojrzałym wieku, który wykorzystał naiwną wiarę mojej Żony w Jego czystość. Na szczęście do niczego nie doszło między nimi, ale kilka razy niby to przypadkiem spotkali się i rozmawiali. Facet myślę, chciał tylko łóżka. Ale moja Żona naiwnie wierzyła że to dobry człowiek i te spacery nic nie znaczą. Żona miała wtedy 24 lata, on ponad 50. I to był pierwszy okres naszego bycia razem. Z czasem Żona wyleczyła się z naiwności. Ale niestety moje zaufanie było nadwyrężone. Ale pomyślałem, że robiła to z naiwności, i myślę że miałem rację.
Bardzo zależało mi na Niej i generalnie stawałem na głowie by ją uszczęśliwiać. To co prawdziwy facet powinien robić. Dawałem kwiaty, zachwycałem się Nią. Z biegiem czasu byliśmy coraz bliżej. Zaczęło dochodzić do zbliżeń. Zawsze miałem problemy z seksualnością, bo ciężko mi było panować. Żona powiedziała wtedy, że Jej zależy tylko na naturalnej antykoncepcji, chrześcijańskiej i choć to było bardzo trudne dla mnie zgodziłem się i teraz mogę powiedzieć, że dzięki mojej Żonie nauczyłem się panować nad sobą. Choć utrzymanie swojego popędu było trudne, bo Żona jest bardzo atrakcyjną kobietą, to robiłem to wtedy dla Niej i z miłości do niej. Nie przestawałem także na każdym kroku Ją uszczęśliwiać, sprawiać żeby miała wygodnie itd. Po roku oświadczyłem się. Zanim doszło do Małżeństwa powiedziałem wszystkie złe rzeczy o sobie, o wspomnianej zazdrości wcześniej, o dużych kredytach jakie posiadam, o próbach samobójczych, o leczeniu, o poczuciu bardzo niskiej wartości, które wyniosłem z domu. Żona o wszystkim się dowiedziała i mimo to ponad rok temu powiedziała sakramentalne „tak”. Rozpoczęło się nasze małżeństwo, które od samego początku zaczęło się staczać w dół. Z początku zamieszkaliśmy z moją ciotką na mojej ojcowiźnie. Niestety ciotka czuła się jedynym właścicielem domu, choć ja na mocy prawa byłem także spadkobiercą, po zmarłej mamie. Traktowała nas jak małolaty. I ja w taki sposób byłem zawsze traktowany w domu, jako chłopiec, który sobie nigdy nie może z niczym poradzić. Taka łatka została przypięta mi w rodzinie i generalnie nikt nie traktował mnie na tyle poważnie, bo co ja mogę wiedzieć o życiu. W moim domu zawsze rządziły mężczyznami kobiety i w takim środowisku się wychowałem. Poza tym zawsze w domu panowała jedność rodzinna, taka wspólnota moich rodziców i ciotki – starej panny. Kiedy się tam wprowadziliśmy ciotka chciała za wszelką cenę utrzymać te relację, a moja Żona powiedziała nie. Nie będzie tak. Mamy własne małżeństwo. Miała rację, ja nie potrafiłem tego oddzielić i dopiero z czasem zacząłem to robić. Teraz w tych relacjach jest już tak jak powinno być. Żona jednak nadal drążyła temat i chciała układać relacje z moim ojcem, niestety nic z tego nie wyszło, bo podczas rozmowy z teściem Żona powiedziała mu zdanie coś w rodzaju „że źle Pan wychował dzieci” Wtedy jeszcze mówiła Pan do mojego Ojca. Poprzez sytuacje z ciotką, w mojej rodzinie Żona zaczęła mi skakać do gardła. Ja broniłem Żonę przed ciotka ile się dało, jednakże czasami tez pomagałem ciotce przybić gwoździa, podwieźć ją gdzieś, czy też pomóc w czymś ojcu. Niestety to było ogniskiem zapalnym, bo Żona twierdziła, że wybieram relację z moja rodziną niż małżeństwo. Z biegiem czasu, każdy mój gest w kierunku mojej rodziny był odbierany jako naruszenie niezależności naszego małżeństwa. I choć ja utraciłem kontakt z moja rodziną na rzecz małżeństwa, i trwa to już wiele miesięcy, to jednak żal mojej Żony do tego co było jest na tyle silny, ze do tej pory jest to ciągły, jeden z wielu, powód do kłótni.
Kolejny zaś to kredyty, Żona nie może pogodzić się z tym, że mam tyle kredytów, niestety bez wiedzy Żony wyłudziłem kredyt i bardzo żałuje, że to zrobiłem. Przeprosiłem Żonę, zachowałem się bardzo źle i nieuczciwie. Kredyty, które zostały jeszcze z przed małżeństwa (razem jeszcze jeden braliśmy na ślub) , ich ilość doprowadziła że musiałem wyjechać za granicę. Mam cel tylko jeden jak najszybciej spłacić kredyty, by zapewnić mojemu małżeństwu stabilizacje finansową. Niestety, to się nie liczy u mojej Żony, według Niej ja Ją porzuciłem dla kredytów i zostawiłem Ją samą w Polsce. Ma trochę racji, ale dlaczego nie potrafi zrozumieć że ja jestem teraz za granicą żeby szybciej wyjść na prostą?
Od momentu konfliktu z moją rodziną, stałem się dla Żony obiektem drwin, poniżeń, wyzwisk. Że nie potrafiłem Jej bronić przed moja rodziną, że potrafię tylko żyć na kredytach, że skoro moja rodzina mnie nie traktuje jak dorosłego to z jakiej racji ona ma mnie szanować. Zawsze miałem niskie poczucie własnej wartości, co pogłębiali w dzieciństwie moi rodzice. Ale sam kilka lat temu potrafiłem sobie powiedzieć „że jestem kimś”. Zrobiłem ogromną pracę dla siebie, i jedyna rzeczą, którą chciałbym mieć, to to że Żona dowartościowuje mnie i że jestem przez Nią tak po prostu kochany. Marzenia. Dla mojej Żony jestem nikim, zerem, gównem, śmieciem, synusiem mamusi, palantem żyjącym na kredytach. To są epitety mojej Żony, które słyszę raz na dwa tygodnie, no chyba ze się kłócimy to częściej. Niestety ja też już nie wytrzymuje i tez czasem w kłótniach wyzywam Ją choć potem tego bardzo żałuję. Kiedyś w ataku kolejnego poniżenia wystawiłem ją w nocy za drzwi domu, a raz niechcący odepchnąłem Ja na akwarium, i trzeba był szyć ranę. Już nie wytrzymywałem, nie miałem żadnego wpływu na Żonę, która ciągle mnie poniżała, wypominała że mam nienormalną rodzinę, że nie potrafię Jej bronić przed moją rodziną, Żona która powiedziała mi kiedyś, że moja zmarła matka nie potrafiła mnie wychować na dorosłego mężczyznę. W pewnym momencie naszego małżeństwa nie wytrzymałem tych upokorzeń i zacząłem skarżyć Jej matce nad to co Ona wyprawia z Małżeństwem, do tej pory jest to powód do kłótni, poniżeń, że nie potrafię sam rozwiązywać konfliktów w małżeństwie tylko skarżę. To moje zachowanie wynikało z mojej niemocy. U mojej Żony rozwiązywanie konfliktów polega na tym, że ma być tak jak Ona chce, lecz oprócz tego Żona ma pretensje do mnie, że ja nie stawiam na swoim, że nie jestem męski. Tylko że jak postawię na swoim i jest nie po Żony myśli to momentalnie doznaję upokorzeń, wyzwisk.
Całe nasze małżeństwo stawałem na głowie żeby uszczęśliwić Żonę, zatraciłem siebie. No i niestety o to też jest wojna, ze zatraciłem swoje zdanie, po to by się tylko żeby było bez krzyku w małżeństwie. Żeby Żona była szczęśliwa. I te pretensje cały czas się ciągną dzień w dzień Żona przypomina mi jaki to ja jestem podły, jak nie potrafiłem obronić Jej przed moją rodziną, jak skarżyłem. Owszem popełniłem te błędy, ale z niewiedzy i niemocy, a nie świadomego działania. Kredyty? Były jeszcze przed ślubem, ale niestety ja od momentu wyjazdu za granicę słyszę, że poświeciłem małżeństwo dla kredytów, że trzeba było ich nie brać. I ciągle słyszę, że jestem nikim...zerem....że nie potrafię kochać, że nie wiem co to miłość, ale moja Żona też nie wie, gdy się kogoś kocha nie traktuje się go w taki sposób, mówi się czułe słowa. Ja o czułe słowa muszę żebrać. Jestem z tych ludzi, którzy potrzebują okazywania uczuć, a niestety moja Żona nie potrafi okazywać uczuć, kiedy proszę, żebrze o miłego sms, miłe słowo, słyszę ze Żona nie jest od tego żeby mnie dowartościowywać, że sam jestem od tego. Słowa „Kocham Cię” słyszałem przez całe nasze bycie razem (prawie 3 lata) może z 15 razy i to też w większości jak się upomniałem. Odnoszę że moja Żona wzięła ze mną ślub, ale pod warunkiem ...Będzie mnie kochać pod warunkiem, jeśli będę taki jak Ona chce. A we wszystkim musze być taki jak Ona chce: w sprzątaniu, w okazywaniu uczuć, w relacjach z rodzina, bo byłem za bardzo zmęczony jak po 24 godzinach pracy wróciłem do domu, bo jeśli tak nie jest to od razu jestem nikim. I zaczynają się złośliwości. Gdy oglądam telewizje, Żona wyłącza mi telewizor, gdy potem siedzę przy komputerze, wyłącza komputer, raz na jakiś czas wyrzuca mi okulary, bez których źle widzę. Kiedy kupowaliśmy te okulary razem moja Żona powiedziała, że bardzo ładnie w nich wyglądam, dwa dni później Żona powiedziała mi, że wyglądam jak „pedał”.
Żona chciała zrzucić studia, ja nie patrząc na finanse wróciłem do Polski by odwieźć Ja od tego i być przy Niej w ciężkich dla Niej chwilach. W Polsce byłem trzy tygodnie, z tego 1,5 tygodnia się kłóciliśmy, Żona twierdziła że przyjechałem tylko „zadupczyć” bo mi pewnie tam brakuje. W ataku kolejnej złośliwości, na dzień przed wyjazdem chciała mi pociąć dowód osobisty, by mi tylko utrudnić (paszportu nie mam)
Na koniec tej opowieści zostawiłem rzecz najważniejszą i najtragiczniejszą w naszym małżeństwie. To aborcja. Zawsze myślałem, że dzień w którym się dowiem o tym, że będę ojcem, będzie dla mnie najszczęśliwszy w życiu, Za sprawą mojej Żony był najgorszy. Byłem winien tego, że jesteśmy w ciąży stosując przecież metodę antykoncepcji, którą Żona wybrała. Po jakimś czasie powiedziała mi, że Ona nie będzie kochać tego dziecka, a mnie znienawidzi, jeśli Ono się urodzi. Że Żona jeszcze nie ma stabilnej sytuacji zawodowej, że są kredyty. Tak bardzo chciałem, aby była szczęśliwa. Zgodziłem się. Jestem współodpowiedzialny zabicia dziecka. Ale myślałem, że dzięki temu będziemy szczęśliwsi. Żona żałowała już dzień po tej decyzji, a ja od dłuższego czasu jestem dla Żony również zerem z tego powodu, że nie potrafiłem obronić Jej przed Jej własnym egoizmem, że nie potrafiłem się przeciwstawić. Doznaliśmy ekskomuniki w Kościele. Za sprawą spowiedzi generalnej wróciliśmy do Kościoła, odbyliśmy rekolekcje poaborcyjne. Żona powoli zaczyna sobie radzić, ja myślałem że sobie poradziłem, ale ostatnio „to” wróciło. Nie daje rady, szukam pomocy u księdza, chciałem wyrzucić to z siebie i powiedziałem o tym koleżance w meilu, która nie zna w ogóle Żony, nie ma z Nią żadnych, wspólnych znajomych, a i ja z tą koleżanka prawie się nie znam. Chciałem wyrzucić po prostu z siebie to komuś obcemu. Niestety w myśl mojej Żony naruszyłem nietykalność małżeńską, i Żona już ma mnie dość i nie chcę być z facetem, który żali się obcym jaki to jest nieszczęśliwy w małżeństwie. Z resztą pewnie jeśli się dowie że napisałem to wszystko anonimowo bądź co bądź na tym forum to będzie kolejna wojna. A dowie się, bo sam wyślę Jej link.
Jak jest teraz? Ja jestem za granicą i musze zrealizować cel jakim jest stabilizacja finansowa małżeństwa. Żona w Polsce i powiedziała, że nie przyjedzie do mnie bo nie chce żyć z kłamcą, bo mi nie ufa, bo jestem niedojrzały i nieodpowiedzialny. A ja dodam, że pewnie dlatego też, że mnie nie kocha i nie akceptuje. Choć moja Żona twierdzi, że ja nie potrafię kochać i nie wiem co to miłość. Teraz jesteśmy na etapie rozstawania się.
Mój zawór bezpieczeństwa już nie wytrzymał. Już nie mam siły na bycie poniżąnym, czucia się niekochanym, nieakceptowanym, i ciągłe żebrzącym o czułość.
Kocham bardzo moją Żonę
Często zastanawiam się ile człowiek może wziąć na siebie, ile jeszcze udźwignąć krzyża jakim jest nasze małżeństwo. Czy tej miłości wystarczy?
Może przeczyta to jakiś psycholog, ksiądz i podejmie się terapii mnie na gadu gadu lub przez meile. Może da mi siłę w walkę o moje małżeństwo, a może po prostu ksiądz, który pomodli się w intencji cudu jakim byłoby uzdrowienie naszego Małżeństwa.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 08:32   

Witaj...........

Piszesz:
"Jak jest teraz? Ja jestem za granicą i musze zrealizować cel jakim jest stabilizacja finansowa małżeństwa"

Z tego co napisałeś to wyglada ze najpierw potrzebna jest Wam stabilizacja emocjonalna,bo bez niej moze nie bedziesz miał co umacniać i stabilizować finansowo.
Wiesz........czytając Twój post widać że masz żal:
- do rodziców,za niskie poczucie wartości
-do ciotki,o próbę zdominowania Waszego ,młodego życia małżeńskiego
-do żony,bo Cię"prostuje" jak walcarka,o jej złośliwości,o TV,o kompa,o wyjazd
-do siebie ,bo dajesz się "torturować",bo masz wady i ułomności

Wiesz.......żalić sie nad Tobą nie będę.Bo to żalenie i tak Tobie nic nie pomoze.Masz problem ze soba,masz problem z relacjami małżeńskim,rodzinnymi,,masz problem z emocjami...........ale nie łam sie ,któż ich nie ma............śmiem postawić tezę ze wszyscy je mają tylko nie wszyscy maj ataka świadomość że je mają.
Te problemy mozna potraktować nie jak problemy a jak ZADANIA do rozwiazania.
Miałeś wiele uporu i determinacji aby "zdobyc" względy obecnej żony,może i teraz wykrzesasz jej troche dla zażegnania kryzysu w małżeństwie?.
Wiesz,ja często tu piszę do skarżących sie na swój los,na swoich małżonków:
widziały gały co brały.
Cos mi tu hipokryzja trąci.Najpierw opisujesz głęboka wiarę -wtedy narzeczonej- a jednocześnie uprawialiści seks przedmałżeński stosując metodę naturalnej regulacji poczęć,a po ślubie ,aborcja(sam to napisałeś).Nie moja rzeczą jest Cię czy Was potępiać.Nie chcę tego robić.
Ale cisnie sie pytanie?przez te 8 lat znajomosci zony nie poznałeś jej blizej?nie poznałes jej relacji rodzinnych? jakie wartosci były czy są ważne w jej pierwotnej rodzinie?.
Czy Twoja żona-jako narzeczona nie pokazywała "rogów"?Nie traktowała Cię podobnie jak teraz?Bo jakoś nie bardzo dociera do mnie że mogło byc inaczej,tym bardziej że jak piszesz to Ty zabiegałes o jej względy,to Ty byłes tym "kogucikiem" z nastroszonym ogonem krażącym wokół niej.
Wiesz co........w swoim poście określiłeś część swoich wad charakteru............
Więc masz szansę na popracowanie nad ich zmianami,nad zmiana siebie.Żona niech zmienia siebie ,a Ty popracuj nad sobą,nad swoimi wadami charakteru.
A swoja droga to wcale mi na ofiare losu-jak siebie definiujesz- nie wyglądasz.Ktos kto podejmuje wyzwanie wyjazdu za granicę do pracy nie może byc skończona ofermą.

ZMIENIAJ SIEBIE,POPRACUJ NAD SOBĄ,A TWOJA ZONA ZMIENI SIĘ POD WPŁYWEM TWOICH ZMIAN.
A jak długo jeszcze masz zamiar byc za granica?

Pogody Ducha
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 341
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-11-20, 11:40   Re: ponizany maz

maz napisał/a:
Jak jest teraz? Ja jestem za granicą i musze zrealizować cel jakim jest stabilizacja finansowa małżeństwa. Żona w Polsce i powiedziała, że nie przyjedzie do mnie bo nie chce żyć z kłamcą, bo mi nie ufa, bo jestem niedojrzały i nieodpowiedzialny. A ja dodam, że pewnie dlatego też, że mnie nie kocha i nie akceptuje. Choć moja Żona twierdzi, że ja nie potrafię kochać i nie wiem co to miłość. Teraz jesteśmy na etapie rozstawania się.
Mój zawór bezpieczeństwa już nie wytrzymał. Już nie mam siły na bycie poniżąnym, czucia się niekochanym, nieakceptowanym, i ciągłe żebrzącym o czułość.
Kocham bardzo moją Żonę
Często zastanawiam się ile człowiek może wziąć na siebie, ile jeszcze udźwignąć krzyża jakim jest nasze małżeństwo. Czy tej miłości wystarczy?
Może przeczyta to jakiś psycholog, ksiądz i podejmie się terapii mnie na gadu gadu lub przez meile. Może da mi siłę w walkę o moje małżeństwo, a może po prostu ksiądz, który pomodli się w intencji cudu jakim byłoby uzdrowienie naszego Małżeństwa.


Źródłem miłości małżeńskiej – tej sakramentalnej – nie my jesteśmy, ale najważniejszy uczestnik sakramentalnego Przymierza czyli Pan Jezus – Bóg. Wtedy kiedy w małżeństwie On jest najważniejszym i na każdym kroku przez nas małżonków docenianym współuczestnikiem Przymierza, to wszystko da się uzgodnić, naprawić, przezwyciężyć każdą trudność. Ale to wymaga potraktowania serio osoby Chrystusa i zawierzenia Mu swojego życia poprzez aktywną wiarę.

Siłę do walki o Twoje małżeństwo da Ci Jezus. To forum jak i cała nasza wspólnota ma przede wszystkim ukierunkować wszystkich, którzy tu do nas przychodzą na Jego Boską Osobę, która jest WSZECHMOGĄCA. Bo tylko dzięki Niemu możemy z pełną odpowiedzialnością za słowo głosić, że każde trudne sakramentalne (przez Niego namaszczone) małżeństwo jest do uratowania. Oczywiście na drodze aktywnej współpracy małżonków z Bogiem. I jak w każdym kryzysie pierwszym i najważniejszym krokiem na drodze rzeczywistego uzdrowienia czegokolwiek jest uzdrowienie relacji z samym Bogiem. Gdyż tak naprawdę chore relacje międzyludzkie uzdrawiane będą mocą samego Boga. A my (nasza wola, ciało, rozum) oddani Mu jako narzędzia do dyspozycji – do realizacji Jego woli. Dlatego tak ważna jest aktywna wiara tj. np. codzienna modlitwa sercem o dary Jego Ducha św. (modlitwa o 7 darów Ducha św.) czy nieustający akt zawierzenia Bogu (np. Akt poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi). Wtedy rodzą się takie owoce Ducha św. jak te m.in. nadzieja czy to, co nałóg tak często pisze – pogoda ducha.

nałóg napisał/a:
ZMIENIAJ SIEBIE, POPRACUJ NAD SOBĄ, A TWOJA ZONA ZMIENI SIĘ POD WPŁYWEM TWOICH ZMIAN.
Święte słowa. Rzeczywiście, myślenia, woli drugiego człowieka bezpośrednio nie zmieniamy, ale pośrednio – w warunkach wolności – poprzez nasz przykład mamy wpływ na zmianę postaw, sposobu myslenia innych.

nałóg napisał/a:
A jak długo jeszcze masz zamiar byc za granica?

No właśnie, jak długo? Przecież wszystkie pieniądze przeszłe, teraźniejsze i przyszłe należą do Pana Boga! Tak czy nie? :lol: A może w Polsce - jak Bóg zechce - da Ci 100 razy większe (więcej)... A jak da, to z czego taka Jego decyzja będzie wynikac? Jaka dla Niego wartość w Waszym małżeństwie jest najważniejsza? Czym będzie się w Swojej woli kierował?
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 15:53   Re: ponizany maz

maz napisał/a:
Na koniec tej opowieści zostawiłem rzecz najważniejszą i najtragiczniejszą w naszym małżeństwie. To aborcja. Zawsze myślałem, że dzień w którym się dowiem o tym, że będę ojcem, będzie dla mnie najszczęśliwszy w życiu, Za sprawą mojej Żony był najgorszy. Byłem winien tego, że jesteśmy w ciąży stosując przecież metodę antykoncepcji, którą Żona wybrała. Po jakimś czasie powiedziała mi, że Ona nie będzie kochać tego dziecka, a mnie znienawidzi, jeśli Ono się urodzi. Że Żona jeszcze nie ma stabilnej sytuacji zawodowej, że są kredyty. Tak bardzo chciałem, aby była szczęśliwa. Zgodziłem się. Jestem współodpowiedzialny zabicia dziecka. Ale myślałem, że dzięki temu będziemy szczęśliwsi. Żona żałowała już dzień po tej decyzji, a ja od dłuższego czasu jestem dla Żony również zerem z tego powodu, że nie potrafiłem obronić Jej przed Jej własnym egoizmem, że nie potrafiłem się przeciwstawić. Doznaliśmy ekskomuniki w Kościele. Za sprawą spowiedzi generalnej wróciliśmy do Kościoła, odbyliśmy rekolekcje poaborcyjne. Żona powoli zaczyna sobie radzić, ja myślałem że sobie poradziłem, ale ostatnio „to” wróciło. Nie daje rady, szukam pomocy u księdza, chciałem wyrzucić to z siebie i powiedziałem o tym koleżance w meilu, która nie zna w ogóle Żony, nie ma z Nią żadnych, wspólnych znajomych, a i ja z tą koleżanka prawie się nie znam. Chciałem wyrzucić po prostu z siebie to komuś obcemu. Niestety w myśl mojej Żony naruszyłem nietykalność małżeńską, i Żona już ma mnie dość i nie chcę być z facetem, który żali się obcym jaki to jest nieszczęśliwy w małżeństwie. Z resztą pewnie jeśli się dowie że napisałem to wszystko anonimowo bądź co bądź na tym forum to będzie kolejna wojna. A dowie się, bo sam wyślę Jej link


Mężu, czy braliście udział w szkoleniu NEST?
Przeczytaj wywiad z Witoldem Simonem, psychiatrą i psychoterapeutą z Kliniki Nerwic Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, trenerem terapii dla osób z doświadczeniem przemocy, zaniedbania i strat prokreacyjnych.

Jest tutaj: Wywiad
oraz przeczytaj
Co to jest Nest?

Wklejam, gdyby nie udało Ci się przeczytać tam:

"NEST jest programem terapeutycznym dla osób dorosłych, które doświadczyły różnego rodzaju traumatycznych przeżyć takich jak: wykorzystanie, zaniedbanie, przemoc, deprywacja i inne. Znaczące straty osobiste którymi zajmuje się NEST obejmują doświadczenie utraty w miarę dobrego dzieciństwa, utraty ciąży (poronienie, martwy płód, aborcja, śmierć okołoporodowa, urodzenie dziecka niepełnosprawnego).

Celem terapii jest pomoc w przezwyciężeniu psychologicznych i interpersonalnych konfliktów powstałych na skutek przebytych urazowych doświadczeń, jak również stworzenie warunków, w których osoby dotknięte traumą mogłyby nabywać podstawowe umiejętności życiowe oraz uczyć się bardziej przystosowawaczych sposobów radzenia sobie w sytuacjach stresowych.

Proces terapeutyczny przebiega przez osiem kolejnych etapów:
Uzyskanie zgody po otrzymaniu informacji na temat terapii; zobowiązanie się do przestrzegania podstawowych reguł procesu, jako fundamentu dla pracy terapeutycznej.
Zajęcie sę traumatycznymi doświadczeniami.
Odniesienie się do problemów egzystencjalnych takich jak: wina, lęk, śmierć oraz wzmacnianie poczucia własnej wartości.
Spotkanie się z autentycznym sobą, ze swoimi możliwościami, poprzez rozpoznanie i odrzucenie społecznych masek oraz opłakanie utraty osoby, którą mogło się było zostać gdyby nie trauma i strata, które przeszkodziły w rozwoju osobistym.
Zajęcie się skutkami znaczących strat osobistych takich jak strata ciąży.
Proces przebaczenia i pojednanie.
Uczenie się podstawowych umiejętności życiowych takich jak planowanie czy podejmowanie decyzji oraz prowadzenie negocjacji.
Zakończenie terapii. Przegląd całości procesu i utrwalanie poczynionych zmian.

W trakcie procesu terapeutycznego udzielana jest pomoc w zakresie następujących aspektów:
Rozumienie wydarzeń z przeszłości i powiązań między nimi a obecnymi trudnościami doświadczanymi przez pacjenta;
Rozpoznanie, wyrażanie i radzenie sobie z uczuciami bólu, strachu, zagubienia i złości;
Uczenie się zachowań adaptacyjnych w odpowiedzi na traumę, takich jak asertywność czy w sytuacjach koniecznych ucieczka;
Zapoczątkowanie naturalnych procesów psychologicznych takich jak żałoba, żal po stracie i przebaczenie krzywd.

II. NEST: podstawy teoretyczne i ćwiczenia terapeutyczne.

Program NEST łączy pomysły i koncepcje rozmaitych podejść terapeutycznych. Wykorzystuje zdobycze następujących dziedzin wiedzy i prądów myślowych:
- psychoanaliza,
- Eriksonowski model rozwoju psychospołecznego,
- modyfikacja zachowań,
- psychodrama,
- analiza transakcyjna,
-psychoterapia egzystencjalna,
- badania naukowe na temat długotrwałych skutków zaniedbania i wykorzystania w dzieciństwie,
- badania na temat strat ciąży,
- psychologii PTSD (Zespół Stresu Pourazowego) i powrotu do zdrowia.

Ćwiczenia terapeutyczne wykorzystywane przez terapeutów NEST obejmują:

- refleksję osobistą i zadania do wykonania pomiędzy sesjami,
- odgrywanie ról,
- wyobrażenia kierowane,
- pisanie listów jako środek do zapoczątkowania procesu pojednania,
- praca ze snami,
-wykorzystywanie dynamiki grupowej jako kontekstu uczenia się.

III. Zastosowanie terapii NEST

Program NEST okazał się pożyteczny w rozwiązywaniu wielu problemów zdrowia psychicznego. Często przyczyną poszukiwania pomocy profesjonalnej jest współwystępowanie problemów emocjonalnych i trudności w relacjach interpersonalnych bądź komplikacje psychosomatyczne. Program ten jest zalecany wszędzie tam, gdzie występuje związek pomiędzy obecnie przeżywanymi trudnościami a wcześniejszym doświadczeniem traumy, zaniedbania czy straty. Program może być stosowany w formie terapii indywidualnej czy grupowej. Grupy reprezentują najszerzej stosowany kontekst terapeutyczny zapewniajacy maksimum sposobności uczenia się. Optymalna ilość osób w grupie wynosi 6 - 8 uczestników. Jedna sesja grupy trwa zwykle od dwóch i pół do trzech godzin. Większość terapeutów stosuje program składający się z trzydziestu sesji odbywających się raz lub dwa razy w tygodniu oraz z trzech spotkań po zakończeniu podstawowego programu terapeutycznego. Spotkania NEST mogą wykorzystywać rozmaite struktury organizacyjne takie jak ośrodki psychoterapii, ośrodki leczenia uzależnień czy więzienia. Można je również prowadzić w trybie stacjonarnym jako trzy tygodniowy intensywny program terapeutyczny."
 
     
justysia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-20, 18:03   

Elżbieto tylko w Warszawie można skorzystać z tego szkolenia?
Na sprawie o znęcanie chciałabym wnioskować o terapiędla męża ,tylko nie wiem czy w wielkopolsce coś takiego jest
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-21, 11:31   

justysia napisał/a:
Elżbieto tylko w Warszawie można skorzystać z tego szkolenia?
Na sprawie o znęcanie chciałabym wnioskować o terapię dla męża ,tylko nie wiem czy w wielkopolsce coś takiego jest

Justysiu, to szkolenie jest raczej dla Ciebie, nie dla niego.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9