Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
......jest mi zle................
Autor Wiadomość
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-30, 20:27   ......jest mi zle................

Czytam to forum od dluzszego juz czasu i licze na fachowa pomoc z Waszej strony.
Przezylam zdrade, porzucenie i teraz juz jestem z mezem, wrocil, przeprosil, ale nie uklada sie miedzy nami. Mam zal do niego, ze nie kochal mnie taka jaka bylam, boli mnie to, powiedzial mi, ze zdradzil, bo go przytlaczalam, decydowalam za niego, decydowalam o wszystkich, ze czul sie osaczony. Nie potrafie sie z tego tlumaczyc, jak probuje to zaczynam wierzyc ze to rzeczywiscie byla moja wina, a wierze, ze to niemozliwe.
Maz nie stara sie wczuc w te nastroje, leki jakie czuje po tym co zrobil mnie i naszym dzieciom, ostatnio czesto sie klocimy, juz nie wytrzymuje, bo on wypominac mi zaczyna to co bylo z mojej strony nie tak 15 lat temu, zreszta przed zdrada tez to robil, i bardzo mnie tym zlosci. Nie wytrzymuje tego napiecia do tego stopnia, ze dzis strasznie klelam, a robie to rzadko, czulam jak mnie rozsadza zlosc, kipi we mnie, nie chce byc tak zalezna od tego co mowi do mnie, bo bardzo cierpie. Maz zaczal ostatnio deprecjonowac mnie mowiac ze jestem leniem, bo nie ide do pracy, prawda jest taka, ze to on zadecydowal ze nie bede pracowac (jestesmy po studiach), on jezdzi do pracy za granice, a ja urodzilam dzieci i zostalam taka kura domowa. Taka byla umowa miedzy nami, ze ja zostane w domu, tylko, ze teraz to mu zaczyna przeszkadzac.
On cala odpowiedzialnosc za zdrade obarcza mnie, wiem, ze bez sensu sie tlumaczyc, ale jak zyc z tym jego przekonaniem, robic to co on chce, bo jak mu ustapie to znowu zrobi mi wyrzut, ze "znowu jest po mojemu". Boli, ze nie kochal mnie taka jaka bylam. Gdy mowie, ze cierpie, jak tak mowi ize mam tego dosyc, to odpowiada, ze mam wybor (w jego przekonaniu zostawienie go), odpowiadam, ze ja juz wybralam kilkanascie lat temu kiedy stanelismy przed oltarzem. I tak sie upiera, ze Bog dal mi wolna wole i mam wybor. Brak mi juz argumentow. Jak widze ta jego obojetnosc, mowi, ze kocha, i gdyby nie te zalamania, klotnie i ten caly dramat przezyty pol roku temu byloby jak kiedys, kiedy moglam mu sie zwierzac ze wszystkiego, kiedy bylismy przyjaciolmi, ale treaz kiedy celowo mnie rani mowiac o moim lenistwie, lekcewazac to co czuje, ignorujac moje uczucia, i obarczajac mnie wine za wszystko zlo, ktore nas dotknelo nie mam sil.
Jeszce mam sily sie modlic ale trace pomalu checi do wszystkiego.
Pozdrawiam.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-30, 20:38   

Tosiu, to wyrzuty sumienia go przytłaczają. Módl się o Twoje przebaczenie względem niego. Nie zmarnujci szansy, jaką dostaliście - jego powrót. Mój mąż oświadczył dziś o rozwodzie i ja już nic nie poradzę, ale Wy macie jeszcze szansę. Może zaproponuj mu jakąś fachową pomoc - psychologa na przykład. I módl się. Ja już właściwie nie mam szans, ale wciąż trwam w modlitwie, bo tylko Bóg mi został - nikt inny. Jego miłość jest wielka.
 
     
Madzia3007
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-30, 21:18   

Walczcie o to małżeństwo zresztą o karzde warto walczyć nawet te na krawędzi. Spróbuj z nim o tym porozmawiać o twoich rozterkach i lękach rozmawiać. Pokaz mu że to co ty robisz też jest ważne czyli prowadzenie domu. czy mogła bys napisac ile trwala rozłąka między wami? A może spróbowała bys znaleść jakąś prace?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-30, 23:02   

Tosiu, fachowej pomocy to tutaj nie uświadczysz, możemy tylko podzielić się swoimi doświadczeniami.
Przede wszystkim musisz popracować nad nerwami, nie możesz sobie pozwolić na krzyki i awantury. Bo facet zacznie się zastanawiać, czy dobrze zrobił że wrócił.
Spokojnie acz stanowczo przypomnij mu, że decyzja o Twojej karierze zawodeowej była WASZĄ WSPÓLNĄ decyzją.
W ogóle, bez szczerej rozmowy to daleko nie zajdziecie. On chce Cię obaczyć winą za swoją podłość, nic tak mocno nie przeszkadza, jak wrzód na sumieniu.
Nawet, jeśli między Wami się nie układało, to nie upoważniało go to do zdrady. Powiniem rozmawiać o tym co czuje.
A teraz? Może ktoś z rodziny za negocjatora między Wami?
Może, jeśli nie potrafisz mówić bez okazywania emocji, napisz do niego i opowiedz, co Cię boli? Napisz co czujesz, czego pragniesz, że czujesz się zaniedbana, za mało kochana, oczekujesz, że on tę miłość będzie Ci okazywał, zamiast wybuchu złości rzeczowa argumentacja. Czasami to pomaga, chociaż kto wie, co facet myśli i jak myśli?
Tutaj mogą pomóc panowie, oni to wiedzą.
Pozdrawiam serdecznie
 
     
Tosia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 05:58   

Do mojego meza nie docieraja moje slowa, kazde nastepne powoduje klotnie, teraz jestesmy na takim etapie. On wie o moich uczuciach i mowi, ze jestem chora psychicznie. Powinnam sie leczyc. O tym, ze nie zrobilam kariery zawodowej, bo byla taka umowa miedzy nami tez wie, ale mowi to w zlosci, ja wybucham, i zaczyna sie sypac lawina niepotrzebnych wymowek. U nas separacja trwala miesiac, ale bardzo burzliwy i spadlo to na mnie nagle, bez zapowiedzi tym wiekszy szok.
Jesli chodzi o pomoc to mozemy liczyc tylko na psychologa, rodzice chetnie by widzieli nas osobno, jedni i drudzy, przykre to, ze ludzie wierzacy tak traktuja zwiazek sakramentalny.
W tym wszystkim nie wiem jak odroznic prawde od fikcji, czy jego oddalenie ode mnie w ostatnim czasie ma zwiazek z nia, ze moze nawiazal z nia jakis kontakt, bo ostatnio zachowuje sie ozieble i ignoruje moje leki mowiac, ze nieprawdziwe sa moje obawy, ze ja mam urojenia, a od 3 mieisecy bylo w miare dobrze, teraz czuje, ze cos wisi w powietrzu, ale maz mowi, z ejestem chora, mam urojenia, a rownoczesnie nic nie robi, zebym ich nie miala, tak po ludzku nie uspokoi, nie zapewnia o swojej racji a moim blednym patrzeniu, wiec moze ono nie jest bledne. Mam glowe pelna mysli, a serce mnie boli i wszystko.
 
     
Xev
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 07:23   

Zgadzam sie ze zdaniem przedmowcy. Potrzebujecie pomocy specjalisty i to natychmiast.

W moim odczuciu maz odczuwa poczucie winy - to destrukcyjne poczucie winy. I z tego co opisujesz widac, ze stara sie zwalic wine za Ciebie.
Tu znalazlam troche tekstu z fachowej literatury:
Podręczniki psychologii często mówią o “mechanizmach obronnych”. Są to zachowania charakterystyczne dla wielu ludzi. Mają one na celu uniknięcie niepokoju, a mogą także strzec nas przed poczuciem winy. Obwiniamy np. innych ludzi lub wycofujemy się, aby uniknąć odpowiedzialności za myśli czy działania powodujące w nas poczucie winy. Czasem, gdy rodzi się w nas poczucie winy, złościmy się na innych, staramy się usprawiedliwić nasze zachowanie, “gęsto” się tłumaczymy, odrzucamy odpowiedzialność za swoje czyny.

Poczucie winy to jedno z najbardziej niszczących odczuć, jakie mogą nas dopaść. Jeśli sprawisz komuś przykrość lub zrobisz coś wbrew sobie, będziesz czuć się z tym źle. Jednak poddanie się poczuciu winy to przyzwolenie na migrenę. Skończysz z dręczącym uczuciem zwątpienia w siebie i brakiem poczucia własnej wartości, nie zdołasz dostrzec piękna ani radości życia.

Najczęstsze dysfunkcje poczucia winy to:
- nadmierny zakres - reagowanie poczuciem winy na sytuacje naturalne i spostrzegane przez otoczenie jako konstruktywne lub neutralne
- Zbyt surowa ocena swojego zachowania i nadmierne (często okrutne) samokaranie nawet za błahe odstępstwa od systemu wartości czy niewielkie zaniedbania
- Zaburzenia przystosowania związane z zaprzeczeniem poczucia winy lub projekcja własnego zaburzonego odczucia winy na innych ludzi.
- Zaburzenia funkcji regulacyjnej - niemożność zmiany , zadośćuczynienia, wyciągania wniosków z własnych błędów.


Objawy źle ukształtowanego, dysfunkcyjnego poczucia winy:

Silne długo utrzymujące się napięcie psychiczne połączone z poczuciem odpowiedzialności za mniej lub bardziej realistyczne błędy lub zaniedbania
Surowa ocena siebie, niskie poczucie własnej wartości, tendencja do postrzegania samych porażek
Nastawienie i koncentracja na sobie i własnych niedociągnięciach. (często przy nieadekwatnej samoocenie i niestabilnym poczuciu własnej wartości)
Zwiększony poziom lęku depresji z tendencją wzajemnego wzmacniania się
Fantazjowanie i ucieczka w przeszłość ( teraźniejszość jest przykra, trudna do zniesienia a przyszłość niepewna i zagrażająca.)
Utrata funkcji zadośćuczynienia, tendencja do projekcji, zaprzeczania lub unikania
Autoagresja aż do tendencji czy zachowań suicydalnych
Nadmiernie usztywnione i dysfunkcjonalne (jeśli chodzi o regulacje postępowania) normy moralne, tendencje do oceniania, zaprzeczania i ewaluowania siebie i innych.
Silne mechanizmy obronne, tendencja do stosowania substancji chemicznych(alkohol, leki ) w celu rozładowania napięcia lub ucieczki od odpowiedzialności
Pozorny (czasem deklarowany) brak poczucia winny (dewocja, agresja....) jako reakcja obronna na niedojrzałe i silne emocje związane z obwinianiem się.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 07:39   

Tosiu, nie wiem co Ci powiedzieć. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa.
Opowiem jak było u mnie. Byłam wybuchowa, wściekałam się, nigdy nie było prawdziwej rozmowy, nie rozumieliśmy się oboje. W końcu od poszukal kogoś, kto potrafił go wysłuchać. Nie będę wdawala się w szczegóły, plany tej hmmm ... pani były jasne, zrozumiałam, gdy później wymusiłam na nim kilka takich rozmów.
Oddalenie się psychiczne i fizyczne, wymówki że coś go boli, odpowiednik kobiecej migreny w nocy, niechcę do zbliżenia, woelogodzinne milczenie, leżenie godzinami ze słuchawkami i słuchanie muzyki ( ja też chciałam słuchać z nim, ale on chciał być sam ze swoimi myślami), jego wzrok, patrzył na mnie i mnie nie widział, nagła tolerancja dla wszystkich zdrad we wszystkich bzdurnych serialach, to tylko niektóre objawy.
Mnie też wysyłał do lekarza, mówił o urojeniach, wrzeszczał, że chcę go zamknąć pod kloszem. A to przeciez tylko koleżanka.
Co on miał? W domu żona czepiająca się o każde spóźnienie, o każdy sms, pisanie listów do hmm ... koleżanki, im bardziej on chciał ukryć, tym bardziej ja drążyłam.
Tam miał "ciepłą osobę, która go rozumie, z którą mógł się beztrosko pośmiać, głaskała, wyciszała", jej perfidia przykryta słodkimi słówkami była dla mnie aż nadto jasna. Oceniała moją pracę (albo raczej podsuwała myśli, czy ja na pewno jestem w pracy tak długo), "zazdrościła, że mogę budzić się koło niego"... długo by opowiadać. W domu piekło, tam był raj.
Pisałam listy do niego, gdy już nie mogliśmy się dogadać, dziś wiem, że były za długie, zbyt nostalgiczne. Zabrakło mi stanowczości, by zmusić go do rozmowy, prawdziwej, rzeczowej, spokojnej. Rozmawialiśmy później, już po jego odejściu. I oboje żałowaliśmy, że nie potrafiliśmy tak rozmawiać, gdy był jeszcze czas na to.
Może jakiś wyjazd na weekend, tylko Wy oboje? Byłby czas na wyjaśnienie sobie swoich wzajemnych urazów, na porozmawianie.
Pamiętaj, Ty musisz się wyciszyć, opanować złość, mówić spokojnie, bez wywlekania spraw z przeszłości. Swoją spokojną postawą zbijesz jego gniew, będziesz opanowana, nie dojdzie do ostrej wymiany słów.
A praca? Czy nie możesz zaczać pracować? Są przedszkola, nie musisz być tylko kurą domową. Może Twoja stanowczosć w tej sprawie będzie krokiem ku lepszemu?
Może wyjazd na weekend małżeński, jeśli zechce - spotkania z psychologiem. Zrób wszytko, co możesz, on nie kiwnie palcem w tej sprawie.
Pozdrawiam Cię
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 10:25   

Tosia, czy Ty wybaczyłaś mężowi? Trafiłam jakiś czas temu na tekst o mężu marnotrawnym. Jeśli wraca, trzeba zachować się jak dobry ojciec, który przebacza i nie pamięta tego co złe. Wina jest tak wielka, że ten, który ją popełnił nie ma do końca możliwości zadośćuczynienia. Jeśli przyjmiesz postawę brata (z powieści o Synu Marnotrawnym) tzn, będziesz wypominała, że nie kochał, a dlaczego Cię nie kochał, dlaczego to zrobił, teraz powinien Ci to wszystko wynagrodzić.. Zniszczycie siebie nawzajem. Porozmawiaj ze specjalistą, tak jak inni radzą.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 10:44   

Syn marnotrawny powiedział "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem".

Zrozumiał i prosił o przebaczenie. Najpierw jednak z r o z u m i a ł swój błąd.
Kiedy zrozumiał?

"... odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się..."
 
     
Xev
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 10:50   

Wybaczanie jest trudna sztuka.

Ja bym popracowala (zreszta ja sama nad tym ciagle pracuje) nad sposobem komunikacji.
1. Mowienie o wlasnych uczuciach.
2. Uzywanie komunikatow typu JA a nie komunikatow typu Ty.
3. Nie ocenianie.
4. Szukanie sposobu poprawy sytuacji.
5. Nie wypominanie tego co bylo zle.
6. Nie uzywanie zwrotow typu - glupi, niechlujny, idiota.
7. Nie uzywanie przeklenstw.
8. Poruszanie jedmego problemu na raz.
9. Informowanie o tym co MI sie podoba i co MI sie nie podoba.
10. Nie uzywanie zwrotow: wszyscy, zawsze, nigdy, wiecznie, wogole.
11. Kiedy czujemy, ze atmosfera napiecia wzrasta w nas tak podczas rozmowy, ze za chwile przestaniemy nad soba panowac - ratujemy dyskuje.
Sposoby ratowania dyskusji:
- przerwanie dyskusji - np. sluchaj, zaraz strace panowanie nad soba, przerwijmy te dyskusje, powrocimy do niej jutro kiedy ochlone
- zarty
- usmiech
- zwroty typu: sluchaj, czuje sie bezsilna, pomoz mi poradzic sobie z tym problemem.
inne.
Cel ratowania dyskusji - zapobieganie eskalacji konfliktu i napiecie. Zmiana podejscia do partnera. Nie jestesmy wrogami i nie wkurzamy sie. Potrafimy sie nawzajem uspokajac i wyciagac do siebie reke. Powoduje to zmiane stosunku do partnera z negatywnego do pozytywnego.
12. Informowanie partnera o pozytywnych cechach, ktore nam sie w nim podobaja. Np.: cenie Cie za ... . Szanuje Cie za ... . Podoba mi sie kiedy ... . Bardzo lubie jak ...
13. Nie uzywanie zwrotow: tak, ale ... . W rzeczywistosci ten zwrot oznacza "nie" i jest to wilk w owczej skorze.
14. Nie uzywanie aluzji. - rowniez jest to wilk w owczej skorze.
15. Stosowanie informacji zwrotnej - innymi slowy, mowienie, upewnianie sie czy dobrze zrozumielismy rozmowce.
16. Nie przerywamy wypowiedzi! Przerywanie, jest oznakatego, ze tak naprawde nie sluchamy i nie chcemy sluchac drugiej ososby. Ponadto, kiedy przerywamy, to druga osoba nas nie slyszy.
17. Do dyskusji i do drugiej ososby podchodzimy w taki sposob, ze kazdy z nas jako czlowiek jest w porzadku. Nie odpowiadaja nam, mi jego zachowania. Czyli mowimy o zachowaniach nie o czlowieku. Inaczej jest to ocenianie a to do niczego nie prowadzi.
18. Jesli rozmowca nas ocenia, nie tlumaczymy sie. Tlumaczenia nic nie zmieniaja. Zamiast tego uzywamy krotkich zwrotow: ja tak nie uwazam, ja tak uwazam, zgadzam sie z Twoim zdaniem, mam inne zdanie na ten temat.
19. Stosujemy 4 kroki radzenia sobie ze zloscia:
a) informacja, ze jakies zachowaniem nam sie nie podoba, prosba o jego zaprzestanie
b) informacja o naszych uczuciach
c) informacja o naszym zapleczu.
d) realizacja zaplecza.
Po kazdym kroku dajemy czas na przemyslenie i reakcje drugiej osobie. Moze sie to dziac latami, tygodniami. Polecam tu lekture na temat asertywnosci lub spotkanie ze specjalista.
Jesli ktos bardziej ciekawy to wytlumacze.
20. Jestesmy szczerzy ze soba i otoczeniem.
[/list]
 
     
Xev
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 10:59   

Jeszcze mi sie przypomnialo:
21. Opisywanie, dokladnie szczegolowo sytuacji o ktora nam chodzi. Nie uzywanie ogolnikow. Np.: Nie podoba mi sie, ze wczoraj nie zmyles po sobie talerza - dobra forma.
jestes balaganiarzem i nigdy nie sprzatasz - zla forma.
22. Proszenie o szczegolowe opisywanie sytuacji partnera.
23. Nie udzielanie rad - chyba, ze ktos sam o nie poprosi.
 
     
aaga
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 11:15   

Xev, to dobre. Ale co w sytuacji, kiedy druga strona nie wyraza checi rozmowy nawet, nie mowiac o porozumieniu? Moj kryzys trwa dwa lata. Po zdradzie meza i jego odejsciu odsunelam sie calkiem (stosujac intuicyjnie wytyczne ksiazki, ktora tu polecacie). Maz odezwal sie sam po kilku miesiacach. Porozmawialismy, daleka bylam od oceniania, wytykania, chcialam przebaczyc i zaczac odbudowe zwiazku. Od 6 miesiecy jestesmy razem, choc to chyba za duzo powiedziane... Maz zdarzyl 2 razy odejsc, wciaz szukal dziury w calym, nie umial poradzic sobie z przeszloscia, cwiczyl na mnie swoje emocje... robi to zreszta do tej pory.Wraca, odchodzi - czasem wciagu kilku dni przezywam kolejne rozstanie i powrot. Moj blad, bo mu na to pozwalam - ale jak nie? skoro wciaz go kocham i nie chce rozwodu? Czy mozna kogos kochac, nie szanujac go? Bo maz nie szanuje mnie na pewno, chce sie przekonac w jakim ukladzie bedzie mu najlepiej, tak to czuje. co wtedy?
 
     
Xev
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 11:33   

aaga napisał/a:
Czy mozna kogos kochac, nie szanujac go?


Uwazam, ze nie mozna kochac drugiej ososby jesli sie jej nie szanuje.
Jesli ja kogos nie szanuje tzn, ze czuje sie od niego lepsza, a tego kogos traktuje jako gorsa od siebie istote. Jako osobe nie warta zaangazowania, szczerosci, slownosci, pomocy, poswiecenia. Skoro osoba taka jest nie warta w moim odczuciu tych wszystkich rzeczy to dla mnie jasne jest ze tym bardziej dla mnie taka osoba nie jest warta mojej milosci. Wiec jesli ejstem z taka osoba to oznacz ato ni mniej ni wiecej, tylko to, ze wykorzystuje te osobe. Do tego aby zyc w lepszym standarcie zyciowym, do tego aby nie musiec wraca do rodzicow, do tego aby miec kogos za pomoca kogo moge sie zaspokoic seksualnie, zby miec kogos kto mi bedzie pral i sprzatal, zeby miec kogos aby nie uchodzic za nieudolna osobe, ktore zyje samotnie itd.
Tak ja to czytam.
 
     
Xev
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 11:37   

Jeszcze jedno. W moi odczuciu, jezeli moj partner odmawia mi rozmowy/komunikacji to ja nie chce z taka osoba spedzac zycia.
Bo ja rozumiem, klopoty/problemy/konfilkty w zwiazku w zyciu sa rzecza naturalna. Byly i beda.
Ale jesli moja polowa nie chce ich rozwiazywac ze mna - to ja nie zamierzam sie dluzej katowac zyjac z ta osoba. Bo to jest wtedy wedlug mnie sytuacja patologiczna.
 
     
Xev
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 11:41   

Podam inny przyklad:
Malzenstwo porownam do dwoch koni co ciagna woz. Woz jest ciezki i duzy a droga wyboista i trudna.
Jezeli konie ida tym samy rytmem, razem w jedyn kierunku - to maja szanse na ciagniecie tego wozu, raz szybciej raz wolniej ale ida do przodu.
Jezeli zas jeden z koni będzie ciagnal w przeciwna strone to nic z tego nie bedzie. Woz bedzie stal w miejscu, albo sie nawet przewroci.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8