Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2006-05-27, 13:45 Przecież nic więcej nie mogę...????
Wyslane przez: EM
Czuję się zagubiona.
Mam już dużo lat. Od rozwodu minęło lat 30. Mój mąż ma nową rodzinę. Trzecią żonę i trzecie dziecko (małe). Jak więc mam nie tylko walczyć ale wręcz myśleć o naprawienie tego małżeństwa. Przecież to by była krzywda kolejnego dziecka (moja córka jest już dorosła)i tej kobiety.
Modlę się za nas wszystkich, choć to boli.
I proszę Boga żebym umiała tak naprawdę, z serca wybaczyć.
Przecież nic więcej nie mogę....???
Wyslane przez: Andrzej
Email:
Dla Pana Boga nie ma naprawdę nic niemożliwego...
Co można więcej poza modlitwą i własnym rozwojem duchowym?
Z sakramentalnej przysięgi małżeńskiej wynika obowiązek trwania w pokornej, ale aktywnej wierności współmałżonkowi.
Przed Panem Bogiem jest tylko jeden związek ważny - ten sakramentalny. Nic nie usprawiedliwia życia w grzechu ciężkim. Św. Jan Chrzciciel za objawienie tej Bożej prawdy zapłacił głową. A przecież, kiedy mówił Herodowi i Herodiadzie, że nie wolno im być razem - w tym niesakramentalnym związku również było dziecko.
Jestem w podobnej jak Ty EM sytuacji; moja ukochana sakramentalna żona jest od ok. 8 lat w związku niesakramentalnym i też jest tam małe dziecko. Moja żona jednak wie, że ją kocham, że jej przebaczyłem zdradę i że gotów jestem ją z pokorą przyjąć wraz z dzieckiem, które pokocham jak własne. Przekazałem także żonie opinie, argumenty autorytetów duchownych, którzy jednoznacznie opowiedzieli się za powrotem żony wraz z dzieckiem do prawowitego męża czyli do mnie. Oczywiście w problemie nie można pominąć dobra dziecka. Ale w przypadku, kiedy jestem gotów przyjąć je z żoną, sprawa jest oczywista. Jakie bowiem będzie dobro tego dziecka, kiedy nie będzie mogło zobaczyć rodziców przystępujących do komunii świętej. No i dziecko też będzie miało rodzinę.
Świadectwo 40-letniej kobiety:
"Bardzo przystojna, ma świetną pracę. Od lat żyje z mężczyzną bez ślubu. Mają siedemnastoletniego syna. Trzy lata temu odkryła Chrystusa. Przez te lata dorastała do decyzji: opuszcza męża. Traci dziecko (tzn. tak na zewnątrz, bo nie będzie z nim mieszkać) Zostaje bez pracy - którą załatwił mąż u siebie. Teraz jej pozbawi ją. Traci mieszkanie. Nic nie chce. Będzie mieszkać gdzieś w wynajętym pokoju. Wszystko po to by ocalić życie wieczne..."
Patrząc po ludzku, rzeczywiście lepiej żyć bez ślubu i być przy dziecku...
Scena z Ewangelii, gdy dwunastoletni Jezus gubi się Rodzicom. Oni odchodzili od zmysłów!!! Trzy dni! Strasznie cierpieli!! Po ludzku Jezus zrobił rzecz okrutną. Właśnie... po ludzku...
Jezus pokazał, że w konflikcie po ludzku i po Bożemu trzeba wybrać Boga, CHOĆBY NAWET KTOŚ BLISKI MIAŁ CIERPIEĆ. Nieraz nie da się i te wymiary po ludzku i po Bożemu stają w konfikcie. Trzeba wybrać. Ta Pani próbowała męża namówić na białe małżeństwo. Nie dało się. Wymagał od niej współżycia. Miała wybór: albo komunia albo żyć z nim pod jednym dachem...
Jezus nauczał: kto bardziej miłuje matkę, ojca, brata niż Mnie, nie jest mnie godzien. Ile razy pójście syna czy córki do klasztoru powoduje ROZPACZ RODZICÓW!!!! Zakon powie może: "poczekaj rok, spróbuj przekonać rodziców, żeby zmniejszyć ich ból." Ale jeśli po roku rodzice mówią: "Synu, córko, zabraniamy CI!!! Zniszczysz nasze życie!!! Znienawidzimy Cię." To mimo takich zaklęć każdy klasztor przyjmie takiego chłopaka czy córkę jeśli rozezna jego prawdziwe powołanie. Choć rodzice będą latami strasznie cierpieć. A przecież oni wychowywali latami to dziecko i też mają jakoś do niego prawo... Takie odejście do kapłaństwa ukochanego syna, czy do zakonu córki może na starość u niepogodzonych rodziców spowodować ciężka chorobę, nawet smierć. To co. Przyjmować takich kandydatów czy nie przyjmować?
Zdarza się, że ksiądz spłodzi dziecko. Jeśli stawianie dobra dziecka (i to nie siedemastoletniego, ale malutkiego) było by priorytetowe, to natychmiast biskup i Stolica Apostolska zwalniały by go ze służby kapłańskiej i mówili mu: "idź do dziecka, ono Cię potrzebuje." Otóż nie. Taki ksiądz ma płacić na dziecko, ale nie jest zwolniony ze służby Bożej!!! Fakt posiadania dziecka nie stanowi podstaw do zwolnienia z celibatu.... Często biskup przenosi takiego księdza dalej od "swojej" wybranki...
Poza tym, po ludzku. Gdzie zaufanie do Jezusa. On daje życie i smierć. On daje szczęście. On jest ponad prawa pedagogiki. Może sprawić, że syn takiej wierzącej matki będzie w przyszłości szczęśliwym człowiekiem. A czy widok nieustanie smutnej matki w domu, jej poddenerwowanie, dobrze wpłynie na rozwój dziecka?
Tu na stronie w dziale "Świadectwa" znajdziesz przykłady innych radykalnych wyborów pod wpływem łaski, którą powiniśmy wypraszać u Boga naszym trudnym współmałżonkom. A więc trwać w pokornej, ale aktywnej pełnej nadziei wierności - modlić się o łaskę nawrócenia dla współmałżonka i być gotowym w każdej chwili w pokorze i miłości przyjąć go, gdy zapragnie dobrowolnie powrócić (na stronie świetny tekst "Mąż marnotrawny").
Bardzo ważne: trudny współmałżonek powinien wiedzieć, że czeka go przyjęcie takie jakie zgotował ojciec synowi marnotrawnemu.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum