Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
A oto moja historia
Autor Wiadomość
Elaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-23, 21:51   A oto moja historia

Chcę tu opisać swoją historię. Może mnie wesprzecie, może mi się uda. Jestem od prawie 5 lat w związku małżeńskim, 30 maja minie 6 lat jak się poznaliśmy. To krótki staż. Dotychczas było wspaniale. Mamy 2 małych dzieci 2,5 i 1,5 roku. Mój mąż był dobrym ojcem, oddanym dla dzieci i dla mnie. Bardzo dużo pracował, ja cały czas byłam z dziećmi. W listopadzie 2005 wróciłam do pracy. Dla mnie istniały tylko praca i dom. Nie miałam czasu dla siebie. On i dzieci byly całym moim światem. On wracał bardzo póżno, a ja żyłam tylko tym kiedy wróci, kiedy będzie z nami. Wypominałam mu to. Ale nigdy sie nie kłóciliśmy. Rozmawialiśmy. Ale robiło się między nami chłodniej i chłodniej. Coraz mniej czułości z jego strony, co tłumaczył zmęczeniem. To powodowało chłód z mojej strony. Ale były wzloty i upadki. Nie przeczuwałam nic złego. Nagle 2,5 tygodnia temu mąż oświadczył mi, że chce mnie szanować, ale mnie już nie kocha, że się wypaliło. Że możemy żyć jak kolega z koleżanką, dla dzieci. Teraz ucieka z domu, szuka okazji do wyjścia każdego wieczoru, każdej nocy. Albo spotyka się z kolegami, albo jest u siostry. Nie okłamuje mnie jeszcze. Siostra jest po rozwodzie. Oni się bardzo kochają. Ona namawia go do rozwodu, twierdząc, że jeśli się męczy to nie należy tego ciągnąć. Zmienił nastawienie do Kościoła. Kiedyś był zażartym katolikiem, uczęszczaliśmy regularnie na niedzielne msze święte i do komunii. Czytał Pismo Święte. A teraz nawet nie jest w stanie przystąpić do spowiedzi. Odsunął się od swoich rodziców, od ojca chorego na raka. Nie pyta nawet o dzieci. Wyprowadził się z sypialni. Rano oschle odpowiada na moje pytania. Nie jest w stanie mnie pocałować ani przytulić. Ja mu wciąż daję do zrozumienia, że go kocham i że nie chcę go stracić. Niby daje mi nadzieję, mówiąc że na razie nie. Ale ja każdego dnia budzę się z nadzieją, a wieczorem ją tracę. Ma do mnie pretensję, że wciągnęłam w to jego rodziców. Ale to tylko pretekst. Teraz właściwie każde słowo, każdy mój krok jest wykorzystywany przeciwko mnie. To boli. Potrafił mi zarzucić, ze gram dziećmi i że w ogóle gram nie fair. Twierdzi, ze jestem nieszczera, mówiąc że go kocham. Wcześniej ja zawsze mówiłam co mi leży na sercu, a jak się mocno zezłościłam to też rzucałam słowem rozwód. Teraz on twierdzi, że robi to co ja. Ale mi za chwilę przechodzilo, a u niego to trwa już tyle czasu. Widzę, że jak spędzimy ze sobą trochę czasu (jedyna okazja to komunie u znajomych) to zaczyna się do mnie milej odnosić, ale zwalcza to w sobie. Pielęgnuje w sobie złość i żal. Nie chce szczerej rozmowy ani przebaczenia. To tyle pokrótce. Nie ustaję w modlitwie. Boże uratuj moje małżeństwo. Ja w głębi serca przebaczam tym, którzy nam źle życzą i knują przeciwko naszej szczęśliwej i wspaniałej rodzinie.
Elaka
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 04:01   

Twoja historia przypomina mi moją. U mojego męża też się "wypaliło". Co gorsza, zastąpił mnie modelem 15 lat młodszym. Był takim wspaniałym człowiekiem a teraz - brak słów. Ale ja wierzę, mocno wierzę, że przyjdzie czas, że znów będziemy razem. On mówi, że ją kocha, a nasz związek kojarzy mu się tylko z tymi złymi chwilami, jakby wymazał wszystko, co było dobre. Ostatnio jednak zauważyłam pewne zmiany w jego zachowaniu. Owszem, w tamtą niedzielę udezrył mnie, ale teraz coś zaczyna się dziać. Nie chcę tego analizować, bo nie wiem, co on myśli. Może jego powolne wracanie do normalności to skutek tego, że jest mu z nią dobrze, bo wreszcie dałam im spokój - nie wiem. Wiem jednak, że aby cokolwiek miało się naprawić, trzeba czasu, modlitwy i cudu. Dlatego Tobie też to radzę. Nie okazuj mu na siłę uczucia, ja też to robiłam, nie wiedząc, że ma kochankę, a on się dusił w tym moim uczuciu - wreszcie się wyprowadził. Może to i lepiej, bo przez ostatni rok moje życie było koszmarem - identyczne jak u Ciebie. Wiem, że mam dla kogo żyć - mam małą córeczkę i muszę, muszę być silna - czy będziemy razem czy nie. Kochanka mego męża powiedziała, że on na 100% nie wróci do mnie. Był czas, kiedy w to uwierzyłam, ale potem pomyślałam, że to nie jej a Bogu mam wierzyć, a u Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli mój mąż wróci, to wiem, że na zawsze i będzie dobrze. Jeśli nie wróci, bo może tak Bóg chce, też będę musiała żyć. Nie jest mi lekko, jestem na lekach, do tego doszły problemy z sercem - dostaję zastrzyki - ale trwam. Modlę się - i za moją rodzinę i za wszystkie, które tu potrzebują wsparcia modlitewnego. To, że znalazłaś się tu, to już jest cud. Będę się za Ciebie również modlić. Teraz nadeszło to "złe" w Twoim małżeństwie, ale to minie. Dobro zawsze zwycięża, zawsze. Może Bóg pragnie Ci coś przekazać, powiedzieć. Stąd to cierpienie. Tylko proszę, nie załamuj się. Modlitwą można zdziałać cuda. Masz dzieciaczki, to Twoja radość - módl się, patrząc na nie - dla nich musisz być silna. Masz być szczęśliwa sama z siebie. Próbuj. Wiem, że ciężko. Chyba wszyscy tu wiemy, ale musisz, musisz i jeszcze raz musisz. Trzymaj się.
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 07:05   

Elaka, wszyscy tu zaczynamy od lektury Dobsona"Miłość potrzebuje stanowczości " .
 
     
Elaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 08:11   

Wanboma - znam już Twoją historię. Łączę się z Tobą w cierpieniu i modlitwie.
Anula - Dobson już zamówiony. Za Ciebie też się będę modlić.
Razem to przezwyciężymy.
Dziękuję Wam,
Elaka
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 08:30   

Elaka, rozkochanie się w sobie na nowo jest możliwe. Jest to misterna praca...
 
     
Zbyszek,Hiszp.
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 08:37   

Jestem z Wami dziewczyny
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 08:44   

A my z Tobą :-)
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 09:16   

To niesamowite jak my tu się mobilizujemy . Duch Święty czyni cuda ...
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 18:06   

Właśnie - cuda się zdarzają...Cudem dla mnie teraz byłoby, aby mój mąż znów mnie pokochał. To chyba trudne....
 
     
tina
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-24, 20:42   

Wanboma, mamy podobne marzenie o cudzie. Ale musimy wierzyć że ten cud nastąpi, chociaż nie wiadomo kiedy - i to chyba jest najtrudniejsze, gdyby tak wiadomo było kiedy może byłoby łatwiej.
A z tym Dobsonem - ja czytałam go dopiero niedawno, wcześniej domyślałam się o co chodzi przeglądając to forum i najzwyczajniej w świecie bałam się czytać żeby nie dowiedzieć się ile błędów popełniłam, a popełniłam, oj popełniłam
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-25, 04:41   

Wszystkie tu popełniłyśmy sporo błędów - to chyba normalne, ale różnimy się od swoich klonów tym, że mamy tego świadomość i pracujemy nad sobą. Wychodzi różnie - "kwadratowo i podłużnie", ale ogólnie chyba stajemy się lepsze. Szkoda, że oni nie potrafią tego docenić.
 
     
Elaka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-02, 10:23   

Witajcie, długo się nie odzywałam. Nie miałam siły. Ale u mnie wszystko tak szybko się toczy. Tydzień temu, na chłodno przeanalizowałam billing z komórki męża. Odkrycie bylo szokujące - mnóstwo telefonów i sms-ów do jednej kobiety o różnych porach dnia. Wniosek nasuwa się jeden. Oczywiście pod wpływem emocji, poczekałam aż wróci o 2 w nocy i mu oznajmiłam, ze wiem o wszystkim i że w tej sytuacji musimy się rozstać. Spytał co proponuję. Powiedziałam, że musimy sprzedać nasze mieszkanie i zamieszkać osobno. On romansu się wyparł, ale na moją propozycję przystał bardzo szybko. Jednak już następnego dnia mowiłam, że nie chcę tego, ze moze tylko rozlaka, odpoczynek od siebie i separacja. Tez na to przystał. Stwierdził, ze zgodnie z moją propozycją musimy od siebie odpocząć. Ja mówiłam mu, ze ja odpoczynku nie potrzebuję, ale wprost przeciwnie, mam jego niedosyt. Twierdzi, że jestem niezrównoważona emocjonalnie. Ale jak mam postępować, skoro on tak postępuje. Przez 3 tygodnie w domu tylko śpi, a billing daje zatrważające informacje. Modlę się za niego i za mnie. Byłam na specjalnym nabożeństwie. Dostałam nadzieję. Po powrocie do domu z nabożeństwa nawet nie zamykał się w swoim pokoju, ale chodził po domu - cud? Ale może dlatego, że cieszył się że może odejść. Szybko dał ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. Zainteresowanie jest, niestety. Myślałam, że to tak łatwo nie pójdzie. W niedzielę wyjechał na tygodniową konferencję. Rozmawialiśmy długo o nas. Wykrzyczał co do mnie ma. Ucieszyłam się bo pomyślałam, że jak wyrzuci to z siebie, to może coś pomoże. Wczoraj wrócił. Znowu rozmawialiśmy. Zastosowałam Dobsona. Zapewniłam go o swojej miłości, ale powiedziałam, że skoro nie mogę go zatrzymać to niech nas opuści. Ja jako jego sakramentalna żona nigdy sie z nikim nie zwiążę i że mam nadzieję, że kiedyś odnajdzie sens w zyciu ze mną i z dziećmi. Powiedziałam, zeby nie sprzedawać mieszkania, ze ja je utrzymam z pomocą bliskich i jego drobną pomoca finansową. Spytałam, czy w tej sytuacji chce i ma gdzie sie wyprowadzic. Powiedział, że do siostry. Jednakże nadchodzące lato to perspektywa stałej rozłąki - wyjeżdza do pracy w Polskę. Powiedziałam, że może to da mu oddech i że nabierze dystansu do sprawy i że przemyśli. Nie odpowiedział. Nie wiem czy mu to wystarczy. Czy jednak woli mieć świadomość, że nie musi do mnie wracać. Postanowiliśmy o przełożeniu sprzedaży mieszkania na wrzesień, o ile nic się nie zmieni. Jak spytałam, czy nic do mnie nie czuje - nic nie odpowiedział. Jak spytałam czy chce odejść na zawsze - powiedział, ze nie wie. Z jednej strony mówi, że "nasz kubek się stłukł i nawet jeśli go skleimy, nigdy nie da się w nim zaparzyć gorącej herbaty". Mówi, że jeśli bedziemy razem mieszkać, to on i tak zacznie sie spotykać z innymi kobietami. Powiedziałam, że mi go szkoda i będę się za niego modlić i że skoro tak stawia sprawę to ja tego nie zaakceptuję. To jest potworne, co on mi robi. Ja też go parę razy w zyciu zraniłam, ale go bardzo kocham. Wierzę i trwam w modlitwie. To pomaga. Ale Jezus nie daje mi nadziei na szybką poprawę. Wiem to i słyszę to. Dziękuję Mu za to cierpienie i ufam Mu. Pozdrawiam i proszę o wsparcie i modlitwę.
ElaK
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-02, 12:01   

No cóż, moja żona od dawna skrzętnie ukrywa swoje bilingi pozostawiając mi tylko domysły... Ale od kilku lat już większość telefonów była do jednego mężczyzny...
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-02, 12:17   

Mój mąż nawet zafundował darmowy numer do kochanki, gdyż rachunki były olbrzymie.
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-02, 12:21   

A ja się dowiedziałem wczoraj, że moja żona ma specjalny nr telefonu, na który dzwonia wtajemniczeni, a komórki ode mnie nie odbiera.... Przykre w tym jest to, że wszyscy mnie okłamują i twierdzą, że nie mają z nią kontaktu...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5