Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:19
Miłość potrzebuje stanowczości
Autor Wiadomość
a.kolinska
[Usunięty]

  Wysłany: 2006-11-23, 21:52   Miłość potrzebuje stanowczości

Właśnie przeczytałam artykuł o tym czego nie należy robić w kryzysie i smutno mi się zrobiło bo ja właśnie chyba wszystko zepsułam,"miłość ptrzebuje stanowczości" ktoś napisał.Najgorszą reakcją na czyjąś chęć odejścia jest panika,histeria,płacz i ciągłe prośby by nie odchodził ,włącznie z poniżaniem siebie.Wtedy on sie najeża, chce ucieć postrzega cię jako pijawkę co chce wyssać krew.Ja właśnie tak postępowałam i on tak reagował,teraz postanowiłam kategorycznie dać mu odpocząć,ale nie wiem czy wytrzymam i czy nie jest juz za późno.Wiedziałam,że swoim postępowaniem pogarszam sytucję,a mimo to brnęłam jak ćma w ogień.Poza tym jak wróci ta "koleżanka" z którą flirtuje,a która ma mocny charakter i jest przebojowa,idzie po trupach to sobie myślę,że jak mąż wspomni moje histerie to już jestem na straconej pozycji!
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-23, 22:37   

Panika, histeria, płacz itd to normalna reakcja emocjonalna w takiej sytuacji. reagujemy tak, bo nie potrafimy inaczej. Nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi. Ja zachowywałam się bardzo podobnie jak Ty (znam jeszcze parę osób, które mają tak samo). Nie sposób po prostu inaczej.
I nie wyrzucaj sobie, że Ty coś popsułaś, nie bierz na siebie odpowiedzialności za ratowanie związku. Sama nic nie zrobisz. On też jest współodpowiedzialny.
Nie jesteś jeszcze na straconej pozycji. Jeśli uważasz, że stanowczość pomoże i że dasz radę być stanowcza, zacznij od teraz.
A przede wszystkim módl się. Modlitwa przynosi ukojenie. Pozdrawiam
 
     
irlandka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-23, 22:49   

Nigdy nie trac nadziei. Teraz może wydawać Ci sie, że wszystko stracone, ale uwierz mi, że mimo to iż Twój mąż spotyka się z kimś innym, to on też sie męczy. Pokaż mu , co traci. Pokaż, że jesteś kimś i że dajesz sobie radę. Ale tez bądż dla niego dobra i kochaj go mimo wszystko. To działa.W iem, bo sama byłam w jego sytuacji. Ale dzięki Bogu mój Mąż miał siłę żeby walczyć. Dziś mogę powiedzieć, że to wzmocniło nasze małżeństwo. Wiem, że nie jest łatwo, ale bądz cierpliwa. Zawsze potrzeba czasu iprzede wszystkim Boga. ;-)
 
     
a.kolinska
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-23, 23:24   podziękowanie

Dziękuję za słowa wsparcia są mi one tak bardzo potrzebne,dzięki wam może wytrwam i może on zatęskni i wróci!Bedę sie modlić za siebie i za was( choć przyznaję,że robiłam to dotychczas rzadko,ale czas nadrobić zaległości) i proszę was o modlitwę za nas.
 
     
irlandka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-24, 00:34   

Modlitwę masz nas jak w banku.
 
     
a.kolinska
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-24, 16:57   

Dziękuję wam wszystkim z całego serca za modlitwy i wsparcie,już dzisiaj miałam pierwszy sygnał dający nadzieję,mąż zadzwonił i spytał jak się czuję, czy juz nie rozpaczam i czy biorę lekarstwa(nie wiem czy pisałam, ale z nerwów dostałam zapalenia nerek),czy byłam u lekarza.Chyba lekko sie przestraszył moim stanem i tym co mi powiedział jeszcze wczoraj.
Ja juz nie płakałam,nie prosiłam,powiedziałam,że wszystko w porządku.Rozmowa była krótka,ale dała mi nadzieję.Jakoś troszkę lżej mi się na duszy zrobiło!Jeszcze raz dziękuję,będę z wami każdego dnia,nawet jak nic nie napiszę.

[ Dodano: 2006-11-24, 23:12 ]
Powoli dochodzę do jakiegos stanu równowagi,ten dzień jest już trochę lepszy od poprzednich,ale to dopiero początek dalekiej drogi,której zakończenia nie znam.
Ten telefon od niego mnie pdbudował,ale na wieczór zawsze wraca jakiś niepokój,smutek.Dokonałam pewnej analizy,gdy nasz kryzys wkroczył w fazę kulminacyjną, w momencie pierwszej awantury z mojej strony o ten flirt na gg,wtedy jeszcze nie było tak żle,na jakiś czas się pogodziliśmy, potem ja go zdenerwowałam ciągłymi tel."w tej samej sprawie" i on się znowu zaciął uznał,że musimy sie rozejść,były potem moje rozpacze,włącznie z groźbą ,że zrobię sobie krzywdę jak mnie opuści i on był coraz bardziej okrutny w słowach,najpierw to mówił,że jakbym mu dała spokój na miesiąc to by pewnie do mnie wrócił,potem mówił,że on już od roku planował odejście i ta dziewczyna się napatoczyła,więc się nią posłużył,bo był pewien,że jak odkryje to odejdę,potem mówił, że właśnie odchodzi tylko mu ciężko,mówił też,że najśmieszniejsze w tej całej sprawie jest to ,że mnie jednak trochę kocha.Z biegiem czasu i narastaniem u mnie rozpaczy on coraz bardziej nie widział szans,już mówił tylko ,że on nie ma siły na dżwiganie moich problemów bo ze swoimi sobie nie radzi i chce być sam,ma mnie dosyć beze mnie jest mu owiele lepiej i jeśli nie poczuje, że się ztęsknił to nie wróci.Ale niestety nie mam do niego zaufania bo obiecywał,że zakończy ten flirt ,a kontynuował i pewnie kontynuuje(teraz nie mam kontroli bo zmienił hasło),pisał do tej dziewczyny romantyczne listy,pisał,że jest niesamowita,że jest sexbombą i mówił,że to mi na złość,trudno mi w to uwierzyć,boje sie co będzie jak ona
wróci,boje się,że wtedy o mnie zapomni.Mam nadzieję jednak,że sumienie go poruszy,on zawsze był dobrym człowiekiem i bardzo czułym(nie wiem co w niego wstąpiło).myślę ,że może sam jest w fatalnej kondycji psychicznej,ma niska samoocenę,więc wszystko go denerwuje.Chcę werzyć,ze do mnie wróci i że wspólnie nad sobą popracujemy,a ja już teraz zaczynam nad soba pracować,o Boże jak ja za nim tęsknię!
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-27, 18:26   

a.kolinska,
jak czytam twoje wypowiedzi to jakbym czytała siebie...
Ja postępowałam dokładnie tak samo histeria proszenie... Nic to oczywiście nie dawało. Natomiast zawsze wtedy gdy zaczynałam się zajmowac sobą to cos się zmieniało na moją korzyść...
Zobaczysz on jeszcze nie raz zdzwoni... Mój dzwonił z dziwnymi sprawami... Bo chciał mnie usłyszeć;)

[ Dodano: 2006-11-27, 18:29 ]
:mrgreen:
 
     
waldek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-29, 09:24   

a.kolinska,

A jak czytam Twoj post to jakbym czytal o mojej zonie... Tez sie zakochala w internetowym "chlopaku" do tego mlodszym od niej o 6 lat. Ja niczego nieswiadom co sie dzieje dawalem sie oszukiwac ze to nic nie znaczaca znajomosc.. Po miesiacu wyszlo ze ona go kocha..... Postawilem warunek, albo on albo ja. Niech wybiera... Odwrocila kota ogonem i powiedziala czy chce z nia taka zyc czy nie... Spakowalem sie i wyszedlem. Nastepnego dnia wrocilem bo prosila mnie o to. Powiedziala ze skonczyla "zwiazek' ze zlamala mu serce, ale ze realistycznie "musi" byc ze mna chocby ze wzgledu na dziecko...
Takze jestem na hustawce nastrojow... czesto nie wytrzymuje.. mam dosc.. nie wiem na czym stoje.. ale modlitwa bardzo pomaga. Oddanie wszystkiego Bogu. By on nas prowadzil. "chocbym szedl ciemna dolina zla sie nie uleknę, bo ty jestes ze mna". Tak mysle sobie ze Bog moze w ten sposob chce nam pokazac ze budujemy dom na "glinianych" nogach, probujac zyc bez niego. Tak bylo w moim przypadku. A tylko on jest fundamentem. "zabiera" nam wszystko w czym pokladalismy nadzieje, w czym czulismy sie bezpieczni bez niego, po to by zaczac ufac mu, bysmy mu wszystko oddali.. Ja mialem i mam marzenia, plany ktore runely jak domek z kart. np. marzenie o posiadaniu syna tez moze sie nie ziscic gdyz wczoraj zona poinformowala ze rozwaza podwiazanie jajnikow, bo nie chce wiecej dzieci.... Straszne to wszystko co sie z nia stalo w ciagu ostatnich 2 miesiecy... Bede sie za was modlil i tez prosze o modlitwe...
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-29, 19:27   

Może żona z tą sprawą o podwiązanie jajników żartuje,może chciała coś wzbudzić w Tobie przez to,wziąłeś to pod uwagę.
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-30, 06:53   

Waldku- mój mąż też czasem gada od rzeczy- ona tylko pewnie tak mówi, żeby coś niemiłego powiedzieć. U nas , kiedy po długiej fali kryzysu, przyszedł pewnego dnia lepszy moment, zapytałam, czemu takie okropne rzeczy mi mówił- odpoiwedział, że nie wie, po to by mnie zezłościć, wyrzucić złe emocje. To tylko słowa, niekoniecznie prawdziwe
 
     
a.kolinska
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-19, 13:49   

Właśnie, z tą stanowczością to u mnie już lepiej,ale niestety dostatecznie silna to ja nie jestem.Nie płaczę,nie pytam wciąż o to samo,nie dzwonię po kilka razy pod rząd,ale....
No właśnie obiecałam sobie, że teraz to będę tylko czekać na gesty z jego strony,czekałam w niedzielę na tel. od niego i się doczekałam,po 22.00.Obiecał,że zadzwoni w pon. i nie zadzwonił.Wytrwałam do dzisiaj do 13.00 i zadzwoniłam, myślałam,że zastanę tylko mamę i czegoś się dowiem od niej.Ale on był,najpierw pogadałam z nia o świętach,a potem z nim o samochodzie i przeszliśmy na temat świąt,on mnie zaprasza na Wigilię,ale do mnie nie przyjdzie,miał po mnie przyjechać,a potem mnie zawieść z powrotem,Ja byłam stanowcza,odmówiłam powiedziałam,że tak nie można,najpierw żona won z domu bo ja mam kłopoty z nauka ,a teraz na Wigilli razem u jego rodziny jakby nigdy nic.Nie wiem co to za cyrk,co on chce zagrać,do czego dąży.Powiedział,że tak z nim rozmawiam jakbym go miała za durnia,więc wraca do nauki farmakologii i nie wie co gorsze czy rozmowa ze mna czy farmakologia i na co sie przydała ta moja stanowczość.On mówił ,że mnie prosi,że chce ze mną spędzić wigilię,a ja odmówiłam,ja myślę,że chciał ukryć przed niewtajemniczoną częścią rodziny swoje postępowanie.Powiedział mi jeszcze coś, po czym się rozpłakałam(tuż po odłożeniu słuchawki),że nie chce przjść do mojej rodziny na święta,bo tutaj traci chęć do życia(zawsze się źle czuł u mojej rodziny między nim, a moim ojcem były bardzo złe stosunki).

Doszłam do wniosku, że mój przypadek jest odrębny tu nie jest problemem zdrada,nagła nienawiść do współmałżonka,odkochanie się,tu jest problemem:totalna niedojrzałość.Mój mąż to dziecko,które wpadło w panikę,że lata lecą koledzy już dawno pracują, mają dzieci,a on wciąż w tym samym miejscu,nic do przodu.Ucieczka przed odpowiedzialnością,mama ugotuje,upierze posprząta,żona nie będzie obserwować tego indolęctwa i narzekać, a on będzie żyć jak student,wolny i niezależny(będzie mógł grać przed kolegami twardziela).
Co gorsze we mnie jets też dużo z dziecka,też potrzebuję wsparcia brakuje mi dyscypliny,a ten kryzys to uwidocznił.Czasem myślę,że z nas to takie dwa duże dzieciaki,tylko ja jakoś walczę z tym,a on ucieka przed walką,odkłada na jutro.Nie wiem czy powinnam próbować ratowac nasze małżeństwo,czy same uczucia wystarczą,ja go kocham,on chyba też cos do mnie czuje,sama nie wiem czy cos dobrego da się z tego jeszcze zlepić.
Poza tym ja mam po mamie bardzo słabe zdrowie i nie magę tak ciężko pracować, bo się wykończę,schudłam 5 kilo,wyglądam jak anorektyczka.Na szczęście nauczyłąm się juz żyć w ty kryzysie,brakuje mi tylko przyjaciół.Tak się cieszę, że mam was.Modlę się za nas wszystkich,może z tych naszych masowych modlitw narodzi sie coś dobrego,oby!!
P.S. Pierwszy raz w życiu nie cieszę się na myśl o świętach !!
 
     
lewek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-19, 14:02   

a.kolinska, wiesz ja to nie wiem czy piszesz o swoim mężu czy o moim, bo mój się identycznie zachowuje albo jeszcze gorzej, bo święta osobno bedą na jego wniosek
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 10