Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:20
Gorąca prośba o pomoc
Autor Wiadomość
ryba
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-09, 00:56   Gorąca prośba o pomoc

Pozwolę sobie po krótce przedstawić swoją sytuację. Moje małżeństwo jest aktualnie w głębokim kryzysie. Przyznam,że od początku nasze małżeństwo nie było łatwe i mam tu namyśli konkretne powody. Ja nie wniosłam do małżeństwa czystości, zaś mój mąż, wychowany w głębokiej wierze przyjął to lecz nigdy się z tym nie pogodził. W efekcie oczekiwał ode mnie szczególnych oznak miłości, czemu ja(jestem w okazywaniu uczuć bardzo powściągliwa) nie byłam w stanie lub nie potrafiłam sprostać. Na domiar tego jakiś czas temu , około roku, otrzymywałam sygnały a właściwie pretensje, że nie doceniłam Go i że ON WIDZI JAK MOGĄ OKAZYWAĆ UCZUCIE INNE KOBIETY. Jednocześnie zaprzestaliśmy ( z inicjatywy męża) współżycia seksualnego. I stało się. Parę dni temu przekonałam się, że jest w związku z inną kobietą. Co paradoksalne to fakt, iż właśnie w czasie zdrady był całkiem przyjaźnie do mnie nastawiony. Nie mogłam pojąć. Dlaczego? Przez te wszystkie lata okazywał mi pogardę i zniecierpliwieni. Był oschły, wymagający i wiecznie niezadowolony. Wiem,że w pewnym sensie przyczyniłam się do tego. Patrząc na ostatnie miesiące muszę przyznać, że bardzo zobojętniałam i właściwie było mi wszysto jedno jak potoczą się nasze sprzawy. Do czasu... gdy przejrzałam na oczy. Boże mój chyba nigdy dotąd nie zrobiłam takiego rachunku sumienia. Proszę wybaczcie mi to, ale jakimś cudem właśnie dzisiaj natrafiłam na to forum (wcześniej byłam w Kościele i modliłam się o jakąś formę pomocy). Stąd traktuję tę formą wypowiedzi jako swego rodzaju sygnał od Boga. A teraz do rzeczy:
Z tego co wiem, mąż zakończył ten związek (nie wiem na ile skutecznie). Ja jednak będąc w fazie szoku zagroziłam,że jeśli NIE CHCE NAPRAWY NASZEGO ZWIĄZKU to najlepszym wyjściem będzie separacja. Jaka była odpowiedź? że wyprowadzi się jak tylko będzie to możliwe. Jeszcze przez dzień mąż będzie w delegacji i ma wracać do domu. Moje pytanie to jak mam się zachowywać, co robić aby wycofać się z tego. Byłam przekonana,że powodowany skruchą przyjmie inne propozycje (zmiana pracy, bo to miejsce zdrady). Nie wiem jaką postawę przyjąć. Nie muszę dodawać, że jestem w rozpaczy, mam świadomość przyczynienia się do tej tragedii, jednocześni czuję się poniżona i bezradna, ciągle bardzo Go kocham. Proszę choćby o drobne wskazówki.
 
     
Błękitna
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-09, 09:00   

Rybko,
Czasem kryzys jest po to, by mogły nastapić zmiany na lepsze. Żeby można było zrozumieć, zapragnąć swojej własnej, głębokiej, wewnętrznej przemiany.

Oddaliliście się od siebie i w jakiś sposób było wam z tym wygodnie. Nauczyliście się żyć w pewnych schematach, zastępujących porozumienie.

To, że mąż był dla Ciebie milszy w trakcie zdrady jest efektem po części pewnie poczucia winy i chęci zrekompensowania jej ("zdradziłem żonę, ale jej przecież dzięki temu też będzie lepiej"), a po części rozładowania jego negatywnych emocji i frustracji.

Myślę, że to co możesz zrobić, to powiedzieć mu to wszystko, co tutaj nam powiedziałaś. I tak jak nam to powiedziałaś.
Cały twój argument to Twoja miłość, może błądząca, może tak bardzo ludzka, ale wreszcie odnaleziona.

Przygotuj spokojne miejsce i czas i porozmawiaj z nim. Powiedz dokładnie to, co tutaj.
Oddzielaj fakty od myśli, uczuć i pragnień. To taki schemat pełnej komunikacji, który pozwala wyrazić siebie bez obarczania całą winą drugiej strony.

Czyli :
FAKTY - Tyle lat jesteśmy razem, od dawna mało ze sobą rozmawiamy, nie współżyjemy, a teraz odkryłam twój związek z tamtą kobietą.
MYŚLI - Myslę, że nasze małżeństwo od dawna przeżywa kryzys. Że być może nie umiałam dać Ci tego, czego potrzebowałeś, ale też i ty wymagałeś bardzo dużo, może za dużo. Im bardziej widziałam jak nie dorastam do twoich potrzeb tym bardziej izolowałam się od ciebie , a w efekcie ty ode mnie.
Wierzę, że nie wszystko stracone.
UCZUCIA - " jestem w rozpaczy, mam świadomość przyczynienia sie do tragedii, jednocześnie czuję się poniżona i bezradna, ciągle bardzo cię kocham"
PRAGNIENIA, POTRZEBY - Nie chcę wcale, żebyś się wyprowadzał, powiedziałam tak w rozpaczy. Pragnę, żebyś został i byśmy wspólnie mogli zacząć odbudowę naszego małżeństwa.

Rybko, to co napisałam to tylko schemat, ale trzymaj się go jaknajczęściej i wypełniaj OBIEKTYWNYMI faktami i zupełnie WŁĄSNYMI myslami, uczuciami, pragnieniami. Jesli jest szansa teraz na naprawę, to ją tym wzmocnisz.

Myślę też, że jeśli mąż zdecyduje się zostać to musicie poszukać pomocy specjalisty. I zastanów się, czy mąż nie powinien o tym usłyszeć od razu. Po to, żeby nie sprawiać wrażenia, że godzisz się na dawny układ. Jeśli wrócicie do siebie bez porządnego przepracowania waszych problemów, to cała sytuacja może się powtórzyć. Ty możesz szukać dla siebie pomocy psychologa od zaraz, popracować nad sposobem wyrażania uczuć.

Rybko, bardzo przejrzyście opisałaś swoją sytuację, bardzo wnikliwie rozpoznałaś i nazwałaś swoje uczucia. Jest w Tobie wiele siły i właśnie obudziła się motywacja.

Jestem z Tobą , w tym trudnym czasie.
Błękitna
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-09, 09:08   

Błękitna napisał/a:
Myślę też, że jeśli mąż zdecyduje się zostać to musicie poszukać pomocy specjalisty. I zastanów się, czy mąż nie powinien o tym usłyszeć od razu. Po to, żeby nie sprawiać wrażenia, że godzisz się na dawny układ. Jeśli wrócicie do siebie bez porządnego przepracowania waszych problemów, to cała sytuacja może się powtórzyć. Ty możesz szukać dla siebie pomocy psychologa od zaraz, popracować nad sposobem wyrażania uczuć

U mnie było podobnie. Mąż został, ale "nie był gotowy" na terapię. Ja skończyłam swoją. On nadal nie jest gotowy i nie wie, czy chce być, czy odejść. Jest smutny, przygnębiony, nic go nie cieszy, nie bierze udziału w życiu rodziny, nie odzywa się do mnie. Czasem żałuję, że wtedy, na początku nie postawiłam jakiegoś ultimatum. Nie chce być ze mną i nie chce odejść. Jest coraz gorzej.
 
     
ryba
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-09, 10:44   

Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź. To niezwykle ważne,że mogę na bieżąco kontrolować stan własnej rozpaczy. Bardzo dużo się modlę głównie o to abym potrafiła stawić czoła temu co nadejdzie. Czekam jego powrotu jak wyroku- spodziewam się wszystkiego. Boję się też własnej reakcji. Nie potrafię z Nim rozmawiać spokojnie, bez potoku łez, a wiem że to Go irytuje. Nurtuje mnie też pytanie związane z postawieniem ultimatum o konieczności zmiany. Zgadzam się z tym, nawet przed Jego wyjazdem prosiłam aby zapoznał się z trzymaną przeze mnie w ręku ofertą rekolekcji dla małżeńst. Zdecydowanie to odrzucił. Wiem, całe życie to On był wzorem wiary (modlitwa, uczęszczanie do Kościoła, spowiedź), i nagle ja, ta grzesznica próbuję go zbawiać?!
Wiem, że bez pomocy innych nie ruszymy. Na początek zamówię Mszę św. w naszej intencji i poinformuję Go o tym. Czy to dobry pomysł?
A jak mam postępować jeśli dalej będzie uważał temat za zamknięty?

[ Dodano: 2006-11-10, 10:11 ]
Błękitna, pragnę podziękować Ci bardziej osobiście za wszelkie rady. Do rozmowy przygotowywałam się bardzo skrupulatnie. Mąż bardzo długo nie wracał co tym bardziej budziło moje domysły. Modliłam się przede wszystkim o to abym miała szanse na rozmowę. I tu wydarzył się mały cud. Otrzymałam tę szansę. Jesteśmy po długiej rozmowie. Wiem, że związek męża z inną kobietą został zakończony. Ale dystans między nami jest b. duży. Ostatnie wydarzenia były i są bardzo bolesne. Moja sytuacja chyba jednak jest w jakiś sposób nietypowa. Nie spotkałam (co prawda odwiedzam to forum dopiero od paru dni) stwierdzenia, że to osoba pokrzywdzona (czyt. zdradzona) jest pośrednio odpowiedzialna za zło i kryzys. U mnie tak to wygląda. Stąd stawianie warunków z mojej strony chyba nie może mieć miejsca. Nie wiem czy mam rację, ale wyczuwa jednocześnie ciągłą groźbę utraty męża na stałe. Póki co biorę się za siebie, porządkuje życie i modlę się o wolę naprawy naszego związku ze strony męża.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 10