Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
To moja smutna histroria
Autor Wiadomość
Tyśka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-08-11, 15:36   To moja smutna histroria

Witam

Jestem tu nowa ale mam nadzieje że tutaj otrzymam wsparcie.
Mój koszmar trwa 2 miesiace(dokładnie od 3 czerwcza).Przechodze lepsze i gorsze dni.Czasami jest mi tak zle że tylko chce mi się wyc. Czuje ze moje serce się rozdziera i krwawi.
Ale moze zaczne od początku.
Jesteśmy małżenstwem od 6.09.1997 roku.Znamy się od 1995 więc to dużo czasu.Mamy dwoje dzieci.Stardza ma 9 lat a młodsza 1,5 roku.
Myślałam że to coś dla niego znaczy te lata i dzieci. Zostwił nas z dnia na dzień.Na początku myślała że to jakiś koszmar i się obudzę ale teraz wiem ze to rzeczywistośc z którą muszę zyc.

Sprawił mi tyle cierpienia,bólu a ja nadal go kocham.Dowiedziałam się wiele okropnych rzeczy a ja nadam przy nim trwam. Czasami jak patrze na siebie to sobie myśle jak a ja głupia. On jest taki obcy,zimny,nieczuły,obojętny a ja dalej do niego lgne.
Mówił że to małrzenstwo się sypał od 5 lat a on nawet słowem nie powiedział ze cos jest nie tak. Chociaż przy jakiejs rozmowie wspomniał ze od poczatku do siebie nie pasowaliśmy.Inne charaktery,inne plany,marzenia,zainteresowania,priorytety.Ja chciałam rodziny a on nie.Ze był zmuszony do małzenstwa i dzieci.Ze on takiego zycia niechciał,miał inne plany.Na poczatku mówił że chce byc sam że on do tego się nie nadaje a teraz chyba wyszło szydło z worka.
Kiedyś przyczaiłam jego sms,gg jak gada z dziewczynami. Nawet zamiescił strone internetową ze zdjęciem że szuka znajomosci(nie ma zony i dzieci tak napisał).ja to wtedy wybaczyłam bo nie chciała z tego robic wojny.Powiedział że to nic takiego,ze mnie kocha i chce z nami byc(juz wtedy kłamał w zywe oczy!!!)
Ale w maju(dzien przed komunią swiętą starszej córki) była taka sytuacja ze moja siostra zobaczyła go z jakąs dziewczyna jak rozmawiali.Potem on dzwonił do mojej mamy zeby mi nic nie mówiła ze on mnie kocha ze ona nic dlaniego nie znacz,że chce ze mną byc(wtedy też kłamał).Ze spotkali się tylko po to żeby sobie powiedziec ze się nie bedą więcej widywać.A po dwóch tygodniach on się wyprowadził.Więc to musi byc to.
Ale ja z nia nie mam szans.Jest młoda19 lat ja 27 szczupła wysoka i ładna.Mi trochę jescze zostało po ciązy kilo(miałam 20 a został mi jescze 10).Ale sobie juz powiedziałam że wróce do poprzedniej wagi.Zeby miał na so popatrzec.Ale co zreszta.Ona dla niego to cos nowego a ja to stary grzyb.Czuję się jak zuzyta zabawka pobawił się,nacieszył i wyżucił.
To prawda ze ostatnio nie układało się miedzynami dobrze.Ale myslałam mała podrosnie bedzie lepiej wiecej czsu dla nas.Bo to wiecie jak to jest,dom dzieci,duzo zajec i nie mielismy czasu dla siebie.zastanawiam się jak to było z mojej strony.przyznaje sie troche zawaliła sprawe.Niewiem czy to mi juz tak spowszedniała ze nie okazywała mu uczuc,nie pokazywałam i nie mówiłam ze mi n nim zalerzy tylko go krytykowałam.Nie mówiła mu ze go kocham.Bo był z nami i nie musiała o niego zabiegac.Dopiero jak odszedł zdałam sobie sprawe że naprawde mi na nim zalezy. Ciagle się o cos czepiałam,zawsze miałam jakies ale.Jak go nie było to mi go brakowało a jak był to ciagle psioczyłam.
Niewiem dlaczego tak się stało moze była juz przemęczona,dzieci dom obowiazki.Dlaczego ja nie dbałam o nas.Moze powinnam isc na kompromisy,moze nie powinnam zawsze stawiac na swoim.Ale jak to muwia polak mądry po skodzie.
On teraz nie chce ze mna byc,nie kocha juz mnie.Rzadko przychodzi do dzieci żeby mnie nie ogladac.
Jemu tak się strsznie spieszy z tym rozwodem.A jak się bedzie chciał z nia orzenic.To jakis koszmar ze on juz nie jest mój,ze to nie mi jest oddany,ze to znie zemna się kocha i ze to juz dlanie nie jest dobry miły cudowny kochany(jak to straaaaaasznie boli)Z dnia na dzien stał się obcym człowiekiem.Wieczorem przed wyprowadzką(zebym ja wiedziała ze to juz koniec) bylismy ze soba a rano powiedział że się wyprowadza bo juz mnie nie kocha i niechce ze mna byc.Ze nic nas ze soba juz nie łaczy tylko łuzko a to za mało zeby razem byc :cry: :cry: :cry:
Myślałam ze dostane wtedy obłedu ze to koszmar.
Tesciowe sa po mojej stronie.Wiedza ze on zle robi ale niemoga na niego wpłynac bo i jak.Przychodza do dzieci,pomagaja finansowo(bo ja nie pracowałam) i wspieraja mnie psychicznie.Otrzymałam od nich duzo wsparcia,sa za mna. Ale ja coraz czesciej czuje że staje się dlanich obca(to jest takie moje odczucie,moze i mylne)Bo oni w tego nie okazuja. Byłam ich rodzina.Zona ich syna.traktowali mnie jak córkę.Ale mam wrazenie ze przez ta sytuacje się od nic oddalam. Ona go nie przyjeła do domu.Muwiła żeby sobie sam radził,ale moze byc tak ze sytuacja się zmieni z czasem.W koncu to jej syn.Jej dziecko.

Sytuacja teraz wyglada tak.Mąz wniusł pozew o rozwód. 23 sierpnia mam pierwsza sprawe. Powiedziała ze nie bede mu robiła problemów z rozwodem bo go kocham i niechce go trzymac na siła jak on mnie niechce.Ze nie bede mu tego utrudniac.Ale w głebi serca i się bede modlic zeby była separacja.Moze on przez ten czas się otrzasniei bedzie chciał wrócic ale znowu jak nie to ja bede zyła cały czas ta nadzieja. Wiec nie wiem co jest lepsze rozwud i to zakonczys czy moze separacja.Modla się do Boga zeby wybrał to co jest dobre dla mojej rodziny.
Muwiła mu zebysmy to ratowaki.Muwiłam o pomocy psychologa,doradcy rodzinnego ale on nie i juz.Chociaz mu sie nie dziwie bo on nie chce tego ratowac bo powiedział ze nie ma co ratowac.Ze nasze małrzenstwo juz nie istniej i ze on formalnie nie chce ze mna byc.

Ja co wieczur się modle tylko tak naprawde to niewiem o co.Bo juz nie ma nic.Bóg juz nie pomoze.Z tej sytuacji juz nie ma wyjscia.Powinnam się z tym pogodzic że to juz nie ma szans.ON tez nie dał nam drugiej szansy.Ja się juz poddaje.Niemam juz siły o to walczyc.Przegrałam zycie i niebedzie drugiej szansy.Tylko to tak strasznie boli ta niemoc.
Musiał by się stac naprawde cud zeby z trgo małzenstwa jeszcze cos było.

Powiedzcie jak sobie z ym wszystkim poradzic,jak dalej zyc kiedy go nie ma blisko mnie,kiedy mnie nie tuli.Co ja bym dała zeby cofnac czas.Bo zdaje sobie sprawe ze to był czas stracony na kłutnie,wrzaski itp. A teraz bym chciała żeby było mniedy nami cudownie,zebym potrafiła wykorzystac karzda minute z nim spedzana.Zebym go mogła tulic,całowac,piescic,dazyc wielka miłoscia która jest teraz we mnie.ALE TO WSZYSTKO JUZ NIE MOŻLIWE!!!!

Dzięki ze mogłam się wygadac
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9