Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Dzień zaczynam i kończę walką...
Autor Wiadomość
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-23, 22:52   Dzień zaczynam i kończę walką...

Jestem tutaj pierwszy raz. Zastanawiałam się czy pisać... Przeglądałm posty , odpowiedzi , wyznania wielu cierpień, bólu , żalu , rozpaczy.
Jestem mężatką 12 lat minie 30 lipca tego roku. Mamy cudownego syna Wojciecha ma 5 lat, wspaniały dar za co Panu Bogu dziękuję. Oczywiście tez nie jest u mnie jak być powinno. Staram sie z pomocą Bożą rzeźbić perełkę , ten mały element a mający potężne znaczenie w życiu.

Mamy za sobą wspaniałych 5 lat pozycia małżenskiego, potem znacznie gorzej i gorzej i klapa,7 lat to koszmar nie tylko dla mnie ale i dla nas.
Mąz jest uzależniony od alkoholu, nie radzi sobie poprostu jest słaby jak każdy z nas. A ja nie potrafie sie w tym odnaleźć. Pogubiliśmy się oboje.
Oczywiście to co po drodze mam za sobą a nowe przed sobą ( wszystkie emocje temu towarzyszące, próba rozwodu,cały ten wywirowany świat).Kiedy spotykamy zło to warto sobie uświadomić , że jest ono wynikiem braku dobra i istnieje własnie dlatego . Potem rodzi sie całe domino zła- cierpienie , ból, zamykanie sie w sobie, ucieczka w inny świat, czasem zawalanie sie pracą . PRIORYTETY są inne. Dlaczego? Bo nierozumiemy istoty wybaczania, pojednania i jedności.

Zaczęłam od siebie. Wiedziałam ,że sama sobie nie poradze. Jedyną osobą która mnie nie zawiedzie napewno jest Jezus Chrystus. Uczę się jak dziecko. Najpierw raczkowanie , nieudolnosć , pierwsze kroki , chwiejne jeszcze, upadki i tak walcze. Nawet się nie spostrzegłam ,ze rozmawiam częsciej z meżem, wiecej poświęcam się dla domu i dziecka, że to Oni tutaj są po Panu Bogu moim PRIORYTETEM tacy jacy są. Wielokrotnie boli, boli jeszcze bardziej kiedy wiem ,ze nic sie nie zmienia w problemie alkoholowym i nie tylko w tym, a ja przeciez sie staram. I cóż z tego... Nie mam juz żalu, jestem wew. spokojna, czasem mam wątpliwosci bo przeciez taka jest wiara, człowiek się zastanawia. Zaczęłam dawac ,a nie oczekiwać czegoś w zamian.

Nie mam pojęcia jak będzie, bo skąd mam je mieć? Jedno co sobie uświadomiłam to to,że sama muszę zmienić siebie i zakosztować swojego umierania by móc zrozumieć potkniecia i upadki walki mojego męża. Inaczej sie nie da. Nic sama nie zrobie.
Chcę by moje dziecko zapamiętało mnie uśmiechniętą , pełną blasku, piekną Jego pięknem.

Serdcznie Was pozdrawiam!!!
Wiem ,ze to wszystko nie jest proste w oczach ludzkich...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 21:03   

Mirella, napisałaś piękne świadectwo, podziwiam Cię za siłę i wolę walki. Wierzę, że kiedyś Twoja determinacja przyniesie owoce.
Znam kilka kobiet z podobnymi problemami, widzę jakie są silne i patrząc na ich życie czerpię od nich siłę i wiarę w lepszą przyszłość.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
 
     
jenny
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 21:41   

Podziwiam Cię za piękną postawę wobec Boga i człowieka. Mam nadzieję, że też się kiedyś tego nauczę. Wniosłaś zupełnie inne i świeże podejście do mojego problemu. Przedstawiłaś słowami myśli, których sama właściwie do końca nie umiałam sprecyzować.
Wsparcie; współmałżonek potrzebuje naszego wsparcia i to przede wszystkim w swoich słabościach, upadkach.
Mam podobny problem, mój mąż nadużywa alkoholu. Nie wiem czy jest już alkoholikiem czy jeszcze nie. Gdzieś przeczytałam, że alkoholizm zaczyna się w momencie, kiedy fakt picia jednego człowieka zaczyna ranić innych ludzi. Mnie picie męża rani bardzo i w tym sensie on alkoholikiem na pewno jest. Moim dużym problemem jest to, że na jego picie reaguję straszną złością i gniewem (które rodzą się chyba z bezsilności). Nietrudno się zatem domyślić, że to mieszanka wybuchowa i często piciu mojego męża towarzyszą awantury wywołane moją złością. W całej tej sytuacji to właśnie najbardziej chciałabym zmienić. Zrozumiałam bowiem, że jego zmienić nie będę w stanie, ale mogę zmienić siebie, swoje zachowanie. Tą całą złość staram się więc zmienić we współczucie i zrozumienie. Współczucie dla chorego człowieka i zrozumienie dla czynów tą chorobą wywołanych. Pewnie ta walka z samą sobą, ze swoją złością i niemocą będzie poniekąd tym moim umieraniem, o którym piszesz. I masz rację, tylko tyle możemy zrobić dla naszych mężów i dzieci.
Pozdrawiam ciepło i dziękuję!
 
     
Chiara
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-25, 21:50   

Mirela - chce zaczac tak jak Ty - od nawiazania wiezi z Bogiem utraconej gdzies po drodze. Dziekuje Ci za to swiadectwo! Chcialabym napisac ze bede sie modlic za Ciebie i Twoja rodzine, ale minie jeszcze chwila zanim odkryje modlitwe na nowo...
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-26, 15:05   

Serdecznie Witam!

Jeśli mogłam pomóc spojrzeć na cierpienie w inny sposób, bardziej sensowny to bardzo się cieszę. Takie nasze cierpienie i walki mają sens. To nie determinacja pociąga mnie do walki. To jest odpowiedź na Bożą Miłość. Byłam w życiu wiele razy zdesperowana, wtedy byłam niepoukładana. Teraz jest trochę inaczej. Teraz dopiero się uczę patrzeć na człowieka oczyma prawdziwej miłości- oczyma Pana Boga. Naprawdę to trudne, te wszystkie potknięcia , nawet najmniejszymi się brzydzę. Właśnie dziś się potknęłam. To takie smutne. Niby nic wielkiego.... ale jednak!!! Czasem nasza bezradność wobec zła jest tak ogromna, że człowiek w bezsilności potrafi nic innego jak płakać i co najpiękniesze prosić Boga o pomoc. Nie pozostaje nam nic innego jak utopić się w Oceanie Miłosierdzia Bożego. Mam dziś trudny dzień. Trudne są dla mnie potknięcia nie męża , lecz swoje. A czasem chcemy wymagać od innych tak wiele...

To nie mnie należy sie podziw. We wszystkich walkach nie jestem sama. To Panu Bogu należy sie podziw. Ja dziekuję mu za to ,ze uczy mnie człowieczeństwa przez cierpienie, nawet te potknięcia mają sens. Jestem szcześliwa, że spojrzał na mnie , bym mogła uczyć siebie, męża i syna.

Proszę o modlitwę nawet taką nieporadną , one są najpiękniejsze bo wypływaja z serca.
Pamiętam o Was w modlitwie różańcowej o 20:30
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8