Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Kocham inną. Ożeniłem się z litości, żony nigdy nie kochałem
Autor Wiadomość
andrzej_kryzys
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 18:04   Kocham inną. Ożeniłem się z litości, żony nigdy nie kochałem

No i przyszło na mnie napisać tutaj.

Swoją żonę poznałem ok 10 lat temu. Był to mój pierwszy związek miałem wtedy 20 lat a ona starsza o 6 lat. Niby wszystko było w porządku. Razem zamieszkaliśmy jeszcze przed ślubem. Jakoś nam się układało z wyjątkiem tego ze ja nie kochałem, choć na pytanie "Czy mnie kochasz?" odpowiadałem: "Tak", ale co innego miałem odpowiedzieć, bałem się odpowiedzieć prawdę, przecież się nie kłóciliśmy (może z powodu mojego ugodowego i ustępowego charakteru), wyglądało że jest w porządku. Po dwóch latach gdy doszło do rozmowy o małżeństwie, to ona zaproponowała małżeństwo a właściwie postawiła "ultimatum" (może to za mocne słowo ale miałem się określić bo skoro nie mam zamiaru się żenić to po co tracić czas). Na początku powiedziałem że nie, nie chcę się żenić z nią ale jak zobaczyłem, że płacze, że jest jej przykro postanowiłem się zlitować (tak zlitować) i pomyślałem sobie, że chociaż będę do końca życia z nią nieszczęśliwy to przynajmniej ona będzie szczęśliwa. Nigdy nie byłem przekonany do tego małżeństwa ale myślałem że tak trzeba, poświęciłem się, nie wiedziałem że może być inaczej. Być może bałem się wracać do domu rodziców, w którym nie najlepiej się czułem z powodu ich rozwodu.
Pięć lat temu poznałem kobietę, w której można powiedzieć zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Od pierwszego poznania wiedziałem że chcę z nią spędzić resztę życia, że jest to ta jedyna. Po krótkim czasie poczułem co to znaczy kochać. Nigdy takiego uczucia nie poznałem przy żonie. Przy żonie nie czułem się sobą, byłem i jestem zamknięty w sobie, nie umiem z nią rozmawiać. Może jest to spowodowane różnicą wieku lub jej dość różnym od mojego charakterem. Nie wiem. Kobiety często zadają pytanie swoim facetom "O czym myślisz?". Żonie odpowiadałem "O niczym" a tak naprawdę myślałem "co ja przy niej robię?", kochance mogłem mówić prawdę i czułem się z tym dobrze, czułem że ufam i nie bałem się mówić prawdy, czułem że nawet jak coś idzie nie tak to lepiej o tym porozmawiać a nie zatajać.
Trzy lata temu postanowiłem sie wyprowadzić i odejść zostawiając żonę z dziećmi (dwójka w wieku przedszkolnym). Ale wytrzymałem miesiąc. I znów to samo wróciłem nie dlatego że się opamiętałem, że nagle pokochałem żonę, tylko dlatego że było mi jej żal, i szkoda mi było dzieci, które wychowywały by się widząc tatę raz, dwa w tygodniu. Znów z litości wróciłem, nie było łatwo. Nie zerwałem kontaktów z kochanką, jesteśmy można powiedzieć przyjaciółmi, choć ja czuję do niej miłość i tęsknię. Mija 3 lata odkąd wróciłem ale dla mnie nic się nie zmieniło. Przeraża mnie myśl że będę musiał żyć w związku bez miłości do końca życia. Gdybym kiedykolwiek czuł miłość do żony a potem ją utracił to może bym miał nadzieję że kiedyś pokocham znów żonę albo jakoś to przywrócę, ale skoro nigdy nie kochałem to nie pokocham teraz. Nie czuję się dobrze przy żonie, wolę jak mnie nie ma w domu lub jej nie ma. Czy można tak żyć bez miłości do końca życia? Czy mam zostać dla dzieci? W końcu dzieci za kilkanaście lat będą miały swoje życie a ja zostanę z kimś kogo nie kocham. Czy litość jest dobrym powodem by zostać z żoną? Najchętniej bym chciał cofnąć czas o 10 lat i jeszcze raz móc wybrać. Teraz sobie zadaję pytanie dlaczego się ożeniłem, dlaczego byłem taki głupi, takim tchórzem że nie powiedziałem "nie". Od zawsze żałuję że się ożeniłem, to że kogoś innego pokochałem nie było przyczyną że przestałem kochać żonę. Ja jej nigdy nie kochałem. Mam też takie poczucie że gdybym miał pewność ze moim dzieciom nie będzie brakowało niczego (pewnie mnie będzie im brakowało) to bym odszedł. Może to śmieszne, ale gram w totolotka z nadzieją, że kiedyś wygram na tyle dużo pieniędzy że oddam wszystko dzieciom i odejdę, to przynajmniej trochę uspokoi moje sumienie. Mam też okropne myśli, że gdyby mojej żony nie było było by mi łatwiej bez niej. Wiem ze to straszne ale czasem jak sobie wyobrażam że moja żona ginie w wypadku lub umiera to mi ciężar z serca spada. (choć śmierci nikomu nie życzę)
Jak mam sobie z tym poradzić? Odejść?
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 18:33   

W innym poście ("Jestem wrakiem") Zuza napisała:
"A i owszem- kłamstwo jest fuj- i mam zasadę w chacie- za kłamanie kara jest- bo kłamstwo jest złe- to jest konsekwentnie w domu moim przestrzegane.
wobec wszystkich- wobec zwolennika zieleńszej trawy też- zresztą- on nie zwraca uwagi dzieciom w tej kwestii- nie czuje sie uprawniony- moralnośc Kalego jest zła. Chcę wierzyć że odczuwa dyskomfort.
Ale pod kontrolą ( zdalną bez emanacji) mam temat.
Dwulicowośc jest obrzydliwa- dowodzi tchórzostwa i baku zasad moralnych."

Zadałeś pytanie: Jak mam sobie z tym poradzić?

Skoro potrafiłeś przez ponad 10 lat żyć w kłamstwie, całkiem nieźle się maskując, jest duże prawdopodobieństwo, że w nowym związku też to będziesz robić. Teraz z kochanką mówisz szczerze, bo macie wspólnego "wroga" waszej miłości, czyli Twą żonę.
W życiu jest tak, że kłamstwo ma krótkie nogi i dłuuuugi nos Pinokia.
Twój już urósł do tego stopnia, że nie powinieneść zmieścić się w żadne drzwi.

Proponuję, żebyś podjął natychmiastową terapię u psychiatry, bo z Tobą rzeczywiście jest coś nie tak. Być może on lepiej Ci uświadomi, że jesteś patologicznym kłamcą i wybielanie siebie argumentem, że zostałeś z nią, bo ona płakała, jest obrzydliwe.
Coś ok. 90% ludzi przebywających na tym forum usłyszało: po roku, po 3 latach, po 5, ja po 20 latach małżeństwa, że współmałżonek nigdy nie kochał. Prawie wszystkie rozwody są motywowane taką "pomyłką" przy wyborze współmałżonka.
No a te Twe dzieci, to chyba się z księżyca wzięły. Ach, rozuuumiem, z litości do małżonki zrobiłeś je...

Mogę napisać facet jedno, w Twoim wypadku, jestem okrutna. Budowałeś przez tyle lat życie na kłamstwie, więc nie dziwię się, że cię przysypało w końcu.
To forum jest katolickie, więc napiszę: ratuj swe małżeństwo sakramentalne.

Pozdrawiam
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 18:42   

Zatkało mnie.
Andrzej , ustalmy fakty:
1. ozeniłeś się bez miłości- czyli oszukałeś- powodów nie wymieniamy- juz się stało
2, jest dwójka dzieci które kochasz i które ciebie kochają
3. żadna kasa nie zastąpi obecności ojca- wiem po swoich- i masz rację- kasa to wybieg- i dobrze że masz świadomość i to pamiętaj
4. ta druga już cierpi bo tak rozumiem
podsumowanie:
cierpisz ty, cierpi żona, cierpi na trzecia, cierpią dzieci ????- już raz zaliczyły rozstanie z tatą
Ty wiesz jak się czują dzieci rozwodników bo sam z takiej rodziny pochodzisz.
Pomyśl tak jak ja- osoba z zewnątrz-
1. postaw się najpierw w sytuacji żony
2. postaw się w sytuacji dzieci
3. postaw się w sytuacji tej trzeciej
Potem napisz- pogadamy.
Podobno nie ma sytuacji bez wyjścia- ale jedno jest pewne- już nigdy nie będzie jak dawniej- więc trzeba uważnie.
Myśl i napisz- bo teraz jesteś jedną wielką emocją- przerażeniem i wołaniem o pomoc a ja myśle że musisz ochłonąc- choćby po wywaleniu z siebie tego co przeczytałam.
Zrób to- przemyśl- nawet sobie zapisz co wymysliłeś.
Jestem gotowa pogadać.

[ Dodano: 2007-10-21, 18:45 ]
Olka2- ma rację- ale nie pogadamy- ja się nie zastanowisz co wszyscy czują.
Po kolei.
 
     
Mąż Zosi
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 18:52   

Zgadzam się z Olą. Zamiast zastanawiać się zostać czy nie, zamiast grać w totka zafunduj sobie dobrego psychologa. Wybacz, masz 30 lat ale psychiką nastolatka. Korzystasz z ludzi i jednocześnie grasz ofiarę. Żona była ci potrzebna, potem kochanka, dzieciakom chcesz dać kasę żeby nie było im smutno. A wszystko to robisz z litości bo jesteś taki dobry człowiek i poświęcasz się. Masa pracy przed tobą. To forum może ci pomóc ale do lekarza trzeba iść. Nie obrażaj się. Nikt cię tu nie potępi ale też nie pochwali tego co robisz.

pozdrawiam
Jarek
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 19:15   

Andrzeju....no smutna jest Twoja opowieść !
Wiesz....mam czasem podobni....jestem babka torebkowa...lubie kupować, miec rózne torebki...czasem kupie naprawde fajna....ale , jak za dwa dni widze fajniejszą, to szlag mnie trafia....bo nie moge miec wzystkiego ! Tak czasem bywa !
wiesz...mój mąz jest super facetem....ale jakczasem patrzę na innego mężczyznę, to inny też mi sie podoba....czasem jest przystojniejszy od mojego mężczyzny, czasem weselszy.....ale ja już wybrałam....i torebke też !
Szkoda, że tak kiedys zdecydowałeś....ale wiesz..wszyscy mamy to samo.....czasem sie zastanawiamy, czy to był na pewno ten- ta....a potem odsuwamy te złe podszepty i przytulamy do swoich misiów i żabek !!
To jest taka próba....na twoja słabość....i cienko wypadłeś.....Obawiam sie tez o kochanke...bo jak spotkasz jeszcze inną ?
A może rzeczywiście jest , tak jak piszesz !
Co robić ?? nasuwa mi sie takie rozwiązanie....skoro jestes dobry czlowiek, kochasz dzieci....to wiesz...rzeczywiscie daj sobie czas....te 10 jeszcze lat, kiedy dzieci dorosną, odejda z domu....odejdziesz z Nimi....a teraz wychowaj je ! Żonie powiedz prawdę i zyj w tym miodzie, ktory sobie zgotowałeś ! Hm.....trudna sprawa ! Pozdrawiam ! EL.
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 20:48   

Andrzeju, może to niezupełnie tak wyglądało przez ostatnich 10 lat, jak widzisz to dzisiaj? Może kochałeś, ale po prostu nie pielęgnowałeś tej miłości i spotkawszy na swej drodze inną kobietę, dorabiasz do swojej zdrady ładne wytłumaczenie - że Ty taki dobry, litościwy, odpowiedzialny, robiłeś wszystko, żeby Twoja wybranka przez Ciebie nie płakała? Nie jest to zbyt oryginalny sposób tłumaczenia swoich zdrad i wielu z nas takie słowa słyszało.
Jest jeszcze drugi problem: wpakowałeś się w związek, którego nie powinno być. Jeśli naprawdę nie kochałeś żony, mogłeś wystąpić o separację, żeby "ulżyć swemu cierpieniu". A jeśli były (i są) powody - starać się o unieważnienie swojego małżeństwa. Będąc wolnym człowiekiem, może nawet bezdzietnym, mogłeś szukać innej miłości. Ale nie miałeś prawa w imię swoich uczuć wiązać się z nastęþną, póki nie zakończyłeś małżeństwa z poprzednią. Byłbyś dla mnie o wiele bardziej wiarygodny w swoim cierpieniu, gdybyś szukał pomocy ZANIM wszedleś w trójkąt, a nie teraz, gdy z kolei następna kobieta zaczyna oczekiwać Twojej uczciwości i deklaracji.
W każdym razie sparzyłeś się na swojej lekkomyślności i uważaj, żebyś nie popełnił tego błędu po raz drugi. Może spróbowałbyś na jakiś czas odsunąć panienkę i podjąć decyzję, która dotyczy żony i dzieci, bez presji kochanki i dbałości o jej interesy?
Przeważnie dopóki nie pojawi się na horyzoncie druga miłość, pierwsza zupełnie wystarcza do godziwego życia. A gdy już się pojawi ta druga, odbiera zdolność podejmowania właściwych decyzji. I to twoje napomykanie, że żona starsza od Ciebie o 6 lat... całe pokolenie.... dogadać się z tego powodu nie potraficie... Taka różnica wieku uniemożliwia Ci porozumienie z nią. Wybacz, ale o ile w chwili ślubu mogłeś nie znać charakteru żony, o tyle różnica wieku nie wyszła na jaw w ciągu ostatnich 5 lat. Więc nie jesteś taki sam nieszczęśliwy od początku, przedtem Ci to nie przeszkadzało, teraz - jak najbardziej. Czy oby nie pod wpływem osób trzecich?
Feromony mogą się ulotnić, a żony i dzieci już nie będziesz miał.
 
     
irina67
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-22, 14:59   

To okrutne, co zrobiłeś w dniu ślubu. Oszukałeś żonę, ale czy Boga? On dał Wam dzieci- z punktu widzenia ludzi wierzących- dar miłości dwojga ludzi. A kim są Wasze dzieci? Świadectwem litości Twojej nad żoną? To podle...Kochasz je i one Ciebie też. Wiedz o tym- dzieci nie będą szczęśliwe, gdy ich matka będzie nieszczęśliwa( wiem to z autopsji)! Żonie należała się szczerość od samego początku. To, że była w Tobie zakochana imponowało Ci, bo zyskałeś sympatię kobiety starszej i może bardziej doświadczonej.
Zastanów się nad tym, ile osób jeszcze skrzywdzisz, zanim sam osiągniesz pełnię szczęścia...!!!
Pozdrawiam
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-22, 15:45   

Nie wierzę, po prostu niewierzę, ale znam to uczucie, kiedy wydawało się, że się nigdy nie kochało. Przez moment ja tak czułam. Kiedy zrozumiałam, że kocham, było za późno.

Teraz mój mąż to przeżywa - twierdzi, że nigdy nie kochał. Ożenił się z powodu......przyzwyczajenia. Teraz dopiero kocha, pierwszy raz w życiu zakochał się naprawdę. I nawet nie potrafi przyznać się, że kochał. A tak było, bo ja to czułam.


Wiesz, co? Życzę Ci, abyś stracił żonę. Nie, nie o śmierć mi chodzi. Życzę Ci, aby może ona znalazła pocieszyciela. Wtedy zrozumiesz, co tracisz. Widzę, że jesteś jednym z tych, którzy muszą dostać porządnego kopa, by coś zrozumieć.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-22, 16:01   

Z bólem serca czytałam Twój post...nigdy nie chciałabym być na miejscu Twojej żony,współczuję jej bardzo,przez dziesięć lat była oszukiwana,oszukiwana przez własnego męża....dziesięć lat,to dużo czasu...nie wyobrażam sobie takiego upokorzenia...a jak sprawy łóżkowe?hm...kochałeś się z nią myśląc o czym?.Okrutna jest Twoja postawa wobec żony...........
 
     
kwiatek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-23, 08:59   

Ja też uważam, że to podłe co uczyniłeś 10 lat temu i co czyniłeś przez ten cały czas.

Pozwoliłeś dziewczynie, potem żonie siebie pokochać.
Dałeś jej nadzieję, że zawsze będziecie razem.
Pozwoliłeś jej myśleć, że ty też ją kochasz.
Pozwoliłeś jej poczuć cud macieżyństwa i to podwójnie.

Co ty sobie myślałeś w dniu ślubu i przez ten cały czas? Jakoś nie mogę uwierzyć, że nie kochając wcale postanowiłeś się z nią ożenić i to jak mówisz z litości. Czy ona była jakaś niedołężna, że martwiłeś się, że nikogo sobie nie znajdzie, że jesteś jedyny na świecie?

Skrzywdziłeś nie tylko swoją żonę, ale i siebie (co Ci się szczerze należy), ja również swoje dzieci.

Nie wiem co Ci radzić. Nie chciałabym być na miejscu twojej żony i nie chciałabym się dowiedzieć po tylu latach, że osoba którą pokochała, nigdy tak naprawdę jej nie kochała i była z nią z litości.

Według mnie prawdy to ona potrzebowała wtedy 10 lat temu.

Jedyne wyjście to prosić Boga o wybaczenie, i o wskazówki co masz z tym dalej zrobić.
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-23, 09:34   

Uuuuuu..... Nieźle namieszałeś-:(

Twierdzisz, że kochasz tą drugą? Jaka to miłość? Czy miłość jest zakłamaniem?
Twierdzisz, że nie kochałeś żony? A w ogóle czy potrafisz kochać?
Jak porządnie sumienie Cię ruszy, to największym problemem będzie dla Ciebie abyś wybaczył samemu sobie, bo dopiero wtedy zauważysz to czego być może teraz nie dostrzegasz...
Sakrament Pokuty - inaczej nazywa się Sakrament Pojednania jest ratunkiem dla Ciebie. Nim zerwałeś więś z żoną, zerwałeś tą więź z Bogiem i tam w konfesjonale On czeka na Ciebie.
Proś Boga o wybaczenie i proś Boga aby Twoja żona wybaczyła Ci wszytkie krzywdy jakich jej dostarczyłeś. Wcale nie rób tego z litości dla kogokolwiek, lecz zrób to dla dobra samego siebie.
A Bóg Ci napewno wybaczy gdy zapragniesz odmiany swojego życia.
Dziękuj Bogu, że taką masz żonę, która już raz przyjęła Cię z powrotem, bo to największy wyraz jej miłości - nie dostrzegasz tego?
Zerwij wszelkie kontakty z tamtą kobietą - wystarczy!!!
 
     
Jarek S
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-23, 13:38   

Andrzeju... prosisz o pomoc, o radę. Sporo namieszałem w swoim życiu i wiele lat niszczyłem swoją żonę. Po tym co zafundowałem swojej rodzinie (przeczytaj proszę mój post - moją historię- oczyma mężczyzny który zniszczył swoje małżeństwo) mogę Ci poradzić tylko jedno - zerwij natychmiast wszelkie kontakty ze swoją kochanką i to bez kompromisów...zerwij zupełnie (tak...wiem , że będzie Cię w jakiś sposób to bolało, ale uwierz...nawet w połowie nie tak bardzo jak Twoją żonę poprzez Twoje postępowanie) i obydwoje udajcie się do jakiejś poradni małżeńskiej (moim zdaniem najlepiej katolickiej). Ty szczególnie teraz musisz "zadbać" o swoją wiarę i o swoją żonę.... Jesteś w stanie zniszczyć trzy inne osoby dla własnego (wg mnie źle pojętego) szczęścia?! Ja też byłem pięć lat temu zaślepiony niby miłością, też mi się wydawało, że to właśnie ta jedyna....oszukujesz sam siebie....i nawet tego nie widzisz. Koniecznie ratuj swoje małżeństwo !!!!! Zrób to dla żony, dzieci, ale też i dla siebie. ...Uwierz - nie ma innego rozwiązania.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-23, 13:49   

Nie ma innego rozwiązania ! Powodzenia Andrzeju !! EL.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-23, 17:24   

Andrzeju... Jarek S chyba chyba wszystko wyraził swoim postem... poczytaj jego historie i zasanów sie nad swoją...Ratuj to co urwtowac jeszcze mozesz, ratuj własne małzenstwo!!!!!
 
     
pokopus
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-24, 07:53   

Zobacz, kiedyś nie posłuchałeś własnego serca, mineło 10 lat a ten problem wraca jak bumerang. Nigdy nie bedziesz szczęśliwy dopóki naprawdę nie podąrzysz za tym co pragniesz. Z jednej strony dzieci na pewno będą cierpieć z rozstania się rodziców, ale z drugiej strony patrzenie na skonfliktowanych i męczących się rodziców nie jest dobre. Przemyśl to, ale moim zdaniem żyjąc bez szczęścia jesteś jak cień człowieka, który sam będąc nieszczęśliwym, unieszczęśliwia innych. Przetnij raz na zawszę linę wiążącą tą niezdrową sytuację. Weź rozwód lub rzuć kochankę, ale nie tkwij w rozdarciu.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4