Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
żona odeszła - pomocy
Autor Wiadomość
Krzysiek75
[Usunięty]

  Wysłany: 2006-06-15, 22:50   żona odeszła - pomocy

Witam

Nie wiem od czego zacząć. jesteśmy po ślubie przaktycznie 6 i pół roku. mamy 6-cio letnią córeczkę. nie chcę opisywać całego mojego małżeństwa, ale najważniejsze fakty. miesiąc temu ode mnie odeszła, a dokładniej 7 maja się wyprowadziła. już w kwietniu zauważyłem, że się oddala, chociaż przez ten czas było prawie w porządku. robiłem jej wyrzuty, że ciągle siedzi u koleżanki kiedy ja potrzebuję jej obecności w domu (od kilku miesięcy przeżywałem depresję i z niczym nie potrafiłem sobie poradzić), zaczęłem podejrzewać że kogoś ma skoro się odsuwa. próbowałem jakoś do niej dotrzeć, ale robiłęm to zbyt impulsywnie, a czasami wręcz kłutniami. w pewnym momencie powiedziałem, że jak tak ma być to się wyprowadzę. mówiła mi, że nie chce żebym się wyprowadzał. później przez tydzień była u mamy, a ja sam siedziałem w domu. i przyszedł ten felerny moment. ja pojechałem do swojej mamy z córką, żeby pomóc na działce robić szklarnię. pytała się kiedy wrócę, że nie może mi kazać przyjechać wcześniej skoro ona siedziała u swojej mamy tydzień. 2 maja coś mi odbiło i postanowiłem pojechać do domu sprawdzić co robi i jej nie zastałem. zaczekałem, aż wróci, a wtedy z wyrzutami że się z kimś spotkała i że mnie zdradziła, ale się pogodziliśmy i nawet więcej. wróciłem do mamy i w nocy znowu naszły głupie myśli, że może jednak mnie zdradziła i wysłałem durnego SMS-a: "że zdrady jej nie wybaczę i że nie chcę jej widzieć". później się okazało, że była u koleżanki. następnego dnia rano zaczęła mi wypisywać SMS-y z czego dwa nadal mam zapisane w telefonie: "że mnie kocha i tylko to się liczy", "że mnie kocha i nie chce żebym się wyprowadzał", ja zadzwoniłem do niej i powiedziałem że też ją bardzo kocham, ale chcę znać prawdę, że porozmawiamy jak przyjadę. wieczorem przyjechałem do domu, a tu jakbym dostał młotkiem w głowę - oznajmiła mi, że się zastanowiła i podjęła decyzję że to jest koniec i że się wyprowadza, że mnie nie kocha, i że kłamała w SMS-ach. zarzucała mi rzeczy z którymi niestety muszę się zgodzić: że nie okazywałem jej uczuć, szacunku, że piszę SMS-y z innymi dziewczynami. w tym momencie zastanawiam się co było prawdą, czy kłamała przez ostatni czas, że mnie kocha, czy mogła być na tyle podła żeby czuć co innego, a mówić jeszcze inne słowa. przez ostatni miesiąc zrobiłem sporo żeby odzyskać żonę, ale wszystko bez żadnego efektu. stwierdziła, że nigdy się nie zmienię. nawet nie pomógł fakt, że chodzę do psychologa żeby nad sobą pracować. powiedziała, że chce rozwodu, i że już napewno nie będziemy razem. nawet udało mi się zaciągnąć żonę do psychologa (podstępem), rozmawiała, nawet wyrzuciliśmy sobie nawzajem nasze smutki. niestety nie przyniosło to żadnego skutku.

chociaż jest parę kwestii, które pozwalają mi myśleć pozytywnie. na początku za wszelką cenę chciała mi oddać obrączkę, a kilka dni temu jak chciałem ją od niej pożyczyć to odpowiedziała, że to jest jej obrączka i mi jej nie da.

dziwi mnie też fakt, że jednak ze mną rozmawia o tym co było. wydawało mi się, że gdyby rzeczywiście sądziła, że to koniec to nie widziałaby sensu takich rozmów.

zaznaczę, że ponad 3 lata temu już raz się wyprowadziła ode mnie, ale trochę w innych okolicznościach. mieszkaliśmy wtedy u mojej mamy. żona i mama nie potrafiły się ze sobą dogadać. ja też trochę wtedy zawiniłem. ale wróciliśmy do siebie po 5 miesiącach, chociaż normalnie zaczęliśmy rozmawiać po ponad 3 miesiącach. ostatnio powiedziała, że napewno nie będzie powrotu tak jak wtedy i żebym się nie łudził, i żebym zrozumiał że mnie już nie kocha.

nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć, nie wiem na czym stoję, nie wiem co mam robić. chociaż chodzę na konsultacje do psychologa, ale mam ciągle wątpliwości.

wiem powiecie, że potrzeba czasu, żebym był cierpliwy, ale to jest ciężkie szczególnie że bardzo kocham moją żonę i przy każdej rozmowie to powtażam. chociaż w ostatnio staram się nie poruszać tematu naszego bycia razem.

jak mam udowodnić, że chcę się zmienić, że zrobię wszystko żeby tak było, żeby mi uwierzyła. żona stwierdziła, że bobrze jak się zmienię, ale już nie dla niej.

zaznaczę, żę żona też bardzo mnie kochała i mam nadzieję, że nie da się odkochać w 2 czy 3 miesiące.

powiecie, że napewno nie odkochała się.
może próbuję się odkochać na siłę, a jest bardzo upatra.

powiecie, że jej też nie jest łatwo bo wspomnień nie da się usunąć, że napewno nocami o mnie myśli, że chciałaby się przytulić. ale czemu jednak nie chce wrócić.

POMOCY!!!!!!!!!
starać się ratować, czy dać sobie spokuj???????????
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-16, 05:58   

Witaj Krzysztof. Niestety, potrzebny jest tu czas. Dobrze, że nie mówisz już żonie o powrocie. Niech będzie, jak jest. Dajcie sobie ochłonąć. Każdy by chciał, aby rozłąka trwała jak najkrócej, ale czs jest wspaniałym lekarzem. W samotności można zastanowić się nad tym, czego się chce. Twoja żona, jak widać, gubi się w uczuciach - raz mówi, że kocha, potem, że nie, nie chce jednak oddać obrączki. Chyba nie wszystko jeszcze stracone. Tym bardziej, że nikogo nie ma. Jeśli zaczęłaby z kimś się spotykać, byłoby gorzej - wielu z nas tu ma taki właśnie problem.
Staraj się żyć normalnie, żeby zobaczyła, że sobie radzisz. Nie reaguj zbyt gwałtownie. Złość rodzi tylko złość, a dobro - dobro. Nie przejmuj się słowami typu:"I nie łudź się, że kocham, że wrócę". Mój mąż powiedział, że jego noga nigdy w moim mieszkaniu nie powstanie. A jednak odwiedza nas od czasu do czasu i nawet klucza nie oddał, choć go o to kiedyś prosiłam. Powiedział też, że już nigdy nie wróci do mnie, jego kochanka też to potwierdziła, że na 100% nie będzie ze mną. Ale ja nadal wierzę, że będzie inaczej. Wierzę, że zrozumie, że miłość to nie tylko zauroczenie. I myślę, że Twoja żona też zrozumie, tylko jej na to pozwól. Jeśli mówi o rozwodzie, proś ją o czas, powiedz, że jesteś jeszcze nie przygotowany, że chcesz podjąć tę decyzję na spokojnie. Ja cały czas o to proszę męża i liczę, że jeszcze nie złożył pozwu. W tym czasie módl się - bo ten czas jest po to, by Bóg mógł działać. Nic nie piszesz o Waszych relacjach z Bogiem. Może w tej sferze tkwi problem. Może któreś z Was gdzieś się pogubiło - nie wiem - musisz to sam rozstrzygnąć.
Życzę Ci przede wszystkim spokoju............Abyś w ciszy mógł czerpać siły do trwania.........Ania
 
     
Krzysiek75
[Usunięty]

  Wysłany: 2006-06-16, 08:16   żona odeszła - pomocy

Witam ponownie

Dzięki Wanbomo za odpowiedź. Ostatnio zauważyłem ze strony żony trochę sprzeczny komunikatów. tak jak z tą obroczką, czy też jej słowami. Czasami nawet się zaśmiała, np. "jak zapytałem czy pójdzie na randkę ze mną". Jak zapyatałem co mam zrobić, żeby się ze mną umówiła to odpowiedziała cofnąć czas. Niby normalna odpowiedź, ale zastanawiająca - czemu nie odpowiedziała, że nie jesteś w stanie nic zrobić. Widzę również, że Nawet jak wcześniej mówiła o rozwodzie to jakby już podjęła tą decyzję, a jednak podczas jednej z rozmów wpomniała o separacji. Wiem, że nie jest jej lekko bo praktycznie nie widzę uśmiechu na jej twarzy. Ciągle siedzi w domu, nie rozmawia z koleżankami, tak jakby chciała się odizolować od świata. Postanowiłem, że nie będę się z nią kłócił, że pokażę jak się zmieniam. Tylko jak nasza rozmowa zaczyna schodzić w stronę kłótni to mówię, że w ten sposób nie będziemy rozmawiać, odwracam się i odjeżdżam, a żona że jestem nadal taki jak kiedyś. Postanowiłem też, że nie będę poruszał żadnych tematów jak przyjadę po dziecko, jedynie tylko w przypadku kiedy to żona będzie chciała rozmawiać.

Poajawił się jeszcze jeden problem- broblem dziecka. Na początku widziałem, że będę mógł zabrać dziecko praktycznie w każdym momencie, nawet mógłbym zabrać dziecko na noc do mnie, a niedawna oznajmiła mi że raz tygodniowo wystarczy. Czasami jej decyzje i słowa wskazują na to jakby miała doradców. Nie chciałem się kłócić na ten temat, a rozmowy i pytania "dlaczego?" nie skutkowały, więc złożyłem wniosek do sądu o ustalenie kontaktów z dzieckiem. Boję się, że to może zaostrzyć sytuację, z drugiej strony myślę, że może wtedy przejrzy na oczy.

Widzisz mężczyźni są bardzo niecierpliwi w porównaniu do kobiet. Mężczyzna chciałby od razu wszystko, a kobiety odwrotnie. Staram się jak mogę być spokojnym, chociaż mam zupełnie inny charakter i boję się, że w którymś momencie wybuchnę.

A w kwestii Boga. Jesteśmy wierzący. Żona chodzi do kościoła z dzieckiem. Ja niestety ograniczam się do kontaktów z Bogiem tylko duchowych. Nie do końca wierzę w instytucję kościoła. Staram się raczej rozmawiać z Bogiem, czasami też w wyrzutami, i przyznam szczerze, że w tych relacjach też są momenty zwątpienia.

A jeżeli chodzi o Twój problem. W ciągu ostatniego miesiąca poznałem sporo rzeczy na temat kryzysu małżeńskiego, na temat zachować kobiet i mężczyzn. Poza tym chodzę na kosultacje do psychologa. Widzę, że bardzo kochasz męża i mimo, że Cię zdradził to i tak chcesz żeby wrócił. Jeżeli to jest zauroczenie, a myślę że tak jest to napewno minie. Praktycznie w każdej sytuacji przychodzi moment zastanowienia i chęć powrotu, ale często bywa to za późno. Dlatego tak jak pisałaś potrzeba czasu i cierpliwości. Wiem, że jeżeli ktoś jest wytrwały to osiągnie zamierzony cel. W moim przypadku to jest bardzo trudne.I tego Tobie bardzo życzę. Mąż powinien wiedzieć tylko jedno, że go kochasz i że drzwi dla niego są otwarte.
 
     
Madzia3007
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-16, 20:12   

podzielam zdanie Wanbomy to wszystko wymaga czasu i niestety cierpliwości. Dobrze że ona nikogo nie ma przynajmniej w spokoju beznacisku tej drugiej osoby będzie mogławszystko przemyśleć. ona sama nie wie czego chce nie wie czy chce być z Tobą czy chce być sam chyba się pogubiła w tym wszystkim. Daj jej czasu i sobie . Zobaczysz wszystko się ułozy.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-16, 20:50   

Krzysztof, myślałam o Twojej sytuacji. Twoja żona jest trochę podobna do mojego męża - uparta i mówi, jak on:"Możesz sobie się zmieniać, ale nie dla mnie" - tak mówił. I ja się zmieniłam. Ale trwało to bardzo długo i trwa nadal. Co mi to dało? Umiem żyć bez niego. Jeśli wróci - to super, jeśli nie - też sobie poradzę. W głebi duszy mam jednak nadzieję, że będziemy znów razem. Najgorsza jest u mnie myśl o rozwodzie - to mnie dobija. Jeszcze z tym nie radzę sobie. Ale jeśli będę musiała stanąć w sądzie - stanę i pewnie przeżyję to - bo co mi zostaje. Wiem też, że jeśli się tak zdarzy, że mąż wróci, to wróci już na dobre, na zawsze. Za wiele było tych rozstań i powrotów, by miało tak nadal trwać. U Ciebie też tak być musi. Jeśli ona wróci, to na zawsze. Nie chciej tego powrotu tylko po to, by z Tobą była - to nie ma sensu. Ja już takie powroty miałam. Mówił, że wraca dla dziecka i nie wytrzymywał z tym. Lepiej nie być z kimś, niż być "na niby", dla samego bycia. To nie jest małżeństwo.
 
     
Krzysiek75
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-17, 08:44   

W głebi serca czuję, że wróci, zresztą w tej chwili tylko to trzyma mnie na duchu. I mam nadzieję, że rozsądek zwycięży upór. I Wanbomo czuję tak jak Ty, że jeżeli wróci to na zawsze. Ja napweno już nie dopuszczę do jakichkolwiek nieporozumień, a napewno nie będę się zachowywał tak jak do tej pory. Tylko nie chcę, żeby wracała z litości. Wtedy jednak porzyczyła mi tą obrączkę, wypolerowałem ją i umieściłem napis z datą ślubu i moim imieniem.

Wiem Wanbono, że trzeba dużo czasu, żeby się zmienić, ale sama ta sytuacja już bardzo mnie zmieniła. Patrzę na nasze małżeństwo z zupełnie innej strony niż do tej pory. Z wielu rzeczy nie zdawałem sobie sprawy. Jeszcze kilka miesięcy temu każda nasza rozmowa po rozstaniu kończyłaby się zapewne kłótnia. Tak było zresztą poprzednim razem.

Jak byliśmy u psychologa razem myślałem, że wyjdzie jeżeli się okaże, że jest tam z innego powodu niż jej powiedziałem. Zresztą też tak powiedziała, że wyjdzie. Psycholog umówiła następną wizytę na 12 lipca, powiedziała żonie żeby nie podejmowała pochopnie ważnych decyzji życiowych, i że ma nadzieję iż będziemy razem. Chciałbym aby żona się jednak zdecydowała pójść jeszcze raz.

Wanbomo jedno jest pewne, że jeżeli będzie sprawa to nie oznacza jeszcze rozwodu. Ja żonie na początku mówiłem, że nie dam jej rozwodu. Psycholog poleciła, abym mówił, że nie chcę rozwodu. Prawie to samo a jednak to drugie sformułowanie daje dużo do myślenia.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8