Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
skowronek, ja też siię pobeczałam czytając! Jest w Tobie bardzo dużo miłości i po prostuj ją dawaj, nie oczekując nic w zamian... A efekty Cię zaskocza. Myślę, że powinnaś powiedziec teścią szczerze, o swoich uczuciach do męża. Przyszło mi do głowy, że skoro sa bardzo religijni, to Twoja przemiana mogła być poprzedzona ich modlitwami...
A może jest ktoś na forum kto odbudowała małżeństwo po rozwodzie?? Warto by było, żeby coś na ten temat napisał, podpowiedział...
skowronek, będzie dobrze
elzd1, smutne to co piszesz ale prawdziwe
mark1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-24, 21:47 oj Ela!
elzd1 napisał/a:
A czy my możemy decydować w czyimś imieniu?
Jeżeli ktoś - mąż/żona - uznaje, że szczęście jest z trzecią osobą - czy my mamy prawo ingerować?
Jeżeli dla mojego męża szczęściem jest życie i inną kobietą - jakie mam możliwości żeby zmienić jego myślenie?
Nawet jeżeli to imitacja szczęścia - on myśli inaczej. I ma WOLNĄ WOLĘ !.
"Czy można być naprawdę szczęśliwym nie dotrzymując bezwarunkowym zobowiązaniom wynikającym z przysięgi małżeńskiej, naruszjąc przymierze z Bogiem i małżonkiem? "
TAK - oni myślą że mogą. A my nic nie możemy zrobić, rozumiesz?
Niezależnie od tego czy kocham męża, czy nie - on i tak zrobi po swojemu.
Wiesz ty musisz porozmawiać z moja żoną, jak ona to zrobiła, co robiła kiedy ja zdradzacz chciałem imitacji szczęścia, jak trwała, jak się modliła, jak płakała, jak dzwoniła, jak pisała, jak prosiła, jak błagała, jak kochała swojego zdradzacza i kłamcę...
Teraz ja aż po grób będę jej za to wdzięczny, bez względu na to co się z stanie, będę pamiętał tamten czas który poświęciła dla mnie i naszego małżeństwa.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-24, 22:35
Mark. Mnie rozmowa nie pomoże, to raczej mój Szanowny powinien porozmawiać z kimś kto błądził i wrócił.
On mieszka z kochanką już ponad dwa lata, planują kredyty, kupno mieszkania.
Skończył małżeństwo ze mną i układa sobie nowe życie. To nie jest przelotna miłostka, to poważna decyzja.
Skoro nawet córka się nie liczy - cóż ja znaczę ?
A ja - nawet nie potrafię określić co czuję do niego. Na pewno nie ma we mnie nienawiści, to wedlug mnie wielkie osiągnięcie. I tyle wystarczy - na ten czas. Łzy mam za sobą, teraz uczę się żyć sama. I coraz lepiej mi to idzie.
mark1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-24, 23:28
elzd1 napisał/a:
A ja - nawet nie potrafię określić co czuję do niego. Na pewno nie ma we mnie nienawiści, to wedlug mnie wielkie osiągnięcie. I tyle wystarczy - na ten czas. Łzy mam za sobą, teraz uczę się żyć sama. I coraz lepiej mi to idzie.
Elu wiem!!!
Chciałem przeczytać te słowa, twoje słowa spokojnie i ciepło to powiedziałaś, i znowu wiem że Bóg działa w nas samych, ty Go kochasz... i On nas kocha!!!
lodzia [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-25, 06:29 Re: oj Ela!
mark1 napisał/a:
ja zdradzacz
Mark1 a jak wróciłeś to wcałaeś myślami do tej drugiej kobiety, tęskniłeś za nią... ??
MKJ [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-25, 11:12 Re: oj Ela!
quote="elzd1"
A czy my możemy decydować w czyimś imieniu?
Jeżeli ktoś - mąż/żona - uznaje, że szczęście jest z trzecią osobą - czy my mamy prawo ingerować?
Jeżeli dla mojego męża szczęściem jest życie i inną kobietą - jakie mam możliwości żeby zmienić jego myślenie?
Nawet jeżeli to imitacja szczęścia - on myśli inaczej. I ma WOLNĄ WOLĘ !.
ELZD 1-Elu,
Twoje pytania są prawdziwe - aż do bólu kości i nerek. Czuję się przy Tobie taki mały!
Chociaż ze mnie kawał drągala. Moja żona ma śliczną figurkę, ale nie narzucającą się. W oryginale wspaniałą.
To o wolnej woli - wolności ludzkiej jest niepodważalne. A jak boli, gdy ta druga połowa z niej w jakiś dla nas okrutny, czy niezrozumiały sposób korzysta!!!!!!!!
Nie masz możliwości, ani Ty, ani ja zmienić Jej/ Jego myślenia! On / Ona musi Ciebie/mnie tam do środka siebie wpuścić.
JEDNAK MYŚLĘ jeśli Mąż, Żona składali Bogu przyrzeczenie przed Tobą i przede mną, to jest to zgoda na ingerowanie na zawsze według Twojego i mojego najlepszego uznania. A nawet będziemy z tego rozliczani. Nie można zatrzeć skutków chrztu i bierzmowania oraz tej zgody wyrażonej nigdy w czasie życia czyli do grobowej dezki
Nie wypowiadam się o skuteczności i celowości. Sytuacje bywają niezwykle rożne i nie do przewidzenia.
Pozdrawiam Skowronka i Ciebie Elu na pierwszym miejscu oraz pozostałych sycharowiczów
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-25, 12:56
MKJ,
Ja dziś się w czepialską bawię, ale mam nadzieję, że wybaczycie...
Przysięgę składaliśmy nie Bogu przed małżonkiem a małżonkowi przed Bogiem. Kwestia dość istotna jak sądzę - bo tak naprawdę to sakramentu małżeństwa udzielają sobie małżonkowie nawzajem, a Bóg go błogosławi. W skaramencie małżeństwa niejako zapraszamy Boga do naszego domu, zapraszamy Go do naszego związku, tworzymy trójnóg na którym zbudujemy dom i rodzinę. Dlaczego trójnóg? to proste - dom czy rodzina zawalą się gdy zabraknie jednej z nóg...
Tak sobie myślę - że miłość to pragnienie dla drugiej osoby tego, co najlepsze, to akceptacja jej CAŁEJ - takiej jaka jest. Przysięga małżeńska to niejako werbalizacja bezwarunkowej akceptacji jednostki z jej wadami i zaletami. Tu nie ma miejsca na zakładanie - ok - ślubuję Ci pod warunkiem że: przestaniesz obgryzać paznokcie/ uwolnisz się od rodziców/ obetniesz włosy/ będziesz mnie słuchać.... ip
W akcie przysięgi małżeńskiej mówimy - biorę Ciebie za męża/żonę wcześniej wymieniajac wszystkie imiona - to ważne - bo właśnie podkreśla zlożoność jednostki, bierzemy na dobre i złe i niejako pomimo dobra i zła...
Ingerencja według uznania, że robi się najlepsze czasem przybiera formę manipulacji. Sądzę, że w małżeństwie nie powinno mieć to miejsca. Raczej rozmowa, dyskusja, kompromis. Mogę się modlić o nawrócenie, wyrwanie z nałogu, zerwanie z kochanką, ale nic więcej nie wolno mi zrobić. Paradoksalnie najlepsze dla kogoś byloby zerwanie z kolegami - przecież nie zabiję kolegów/kochanki, nie zamknę męża/ żony w klatce.
Przykład z mojego podwórka - ja jestem i byłam w Anglii, mąż był w Polsce. Odwiedził mnie, na forum żartowaliśmy, że trzeba mu zabrać paszport i w ten sposób zmusić do zamieszkania ze mną - miał straszne opory przed określeniem się. Mogłam to zrobić. Mogłam zapewnić mu to, o czym zawsze marzył - pracownię, wystawy, koncerty. Mógł robić to, co lubi, nie musielibyśmy się martwić o pieniądze. Jednocześnie zostałby wyrwany spod wpływu kolegów i rodziców. To byłoby najlepsze dla niego.
Nie zrobiłam tego, bo wierzę, że skoro Bóg dał nam wolną wolę ja nie mam prawa tego zmieniać. Nie mam prawa decydować o niczyim losie.
Rozpisałam się zbytnio
trzymajcie się cieplutko
a.
mark1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-25, 23:40 Re: oj Ela!
lodzia napisał/a:
Mark1 a jak wróciłeś to wcałaeś myślami do tej drugiej kobiety, tęskniłeś za nią... ??
Widzisz lodziu, to długa historia! Owszem wracałem myślami, wciąż wracam, ale teraz po to aby pomodlić się za jej małżeństwo za nią, za jej męża, za jej rodzinę, przepraszając Boga za moje grzechy, które nie tylko raniły samego Chrystusa, ale również moich bliźnich i nie tylko moją rodzinę i moje małżeństwo...
Dziękuje Bogu, że zawrócił mnie z tej złej drogi, że przestałem siać zło i zgorszenie, zadawać ból, ranić wszystkich wokół.
Teraz każde moje cierpienie, pragnę ofiarować Bogu w nadziei, że w dniu Sądu będę mógł usłyszeć głos Jego i odkupić moje winy w Czyścu.
Marek.
skowronek [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-26, 20:02
Kochani, jesteście mądrzy, potraficie pięknie pisać o własnych przemyśleniach, o takich "do poduszki" w chwilach smutku, rozgoryczenia. Wasze uwagi są bardzo cenne dla mnie, szczególnie w chwilach filozoficznych rozmyślań. Wiara, Bóg, kościół, modlitwa - to wszystko niezwykle ważne. Ale gdy się budzimy i zaczynamy dzień, nie żyjemy filozofią. Borykamy się z problemami, albo z ich nadmiarem. Musimy działać, szukać dróg wyjścia poprzez nasze czyny, zachowania i ułożone plany. Po ciężkim dniu wskakujemy do łóżek, przytulamy się do podusi i odjeżdżamy w naszą filozofię.... wczoraj miałam chwile zwątpienia.....czy moc Boża może sprawić, aby ukochany człowiek nie zapomniał ponad 20 lat wspólnego życia ? Czy może sprawić, aby po ponad 3 latach rozłąki w sercu ukochanego nie wygasły wszystkie dobre uczucia ? Czy to się w życiu codziennym zdarza ? Czy jeśli zraniłam, zabiłam miłość, choć przecież nie tylko winna byłam ja .... Elżbietko, napisałam mężowi sms-a o moich marzeniach. I cisza. Nie zobaczyłam się z teściową, bo pojechała na dwa dni do córki ... A może już z tym wszystkim nie da się nic zrobić ? I nawet modlitwa nie pomoże.... Jak to nic nie ma sensu.
MKJ [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-27, 09:16
Cytat:
MKJ,
Ja dziś się w czepialską bawię, ale mam nadzieję, że wybaczycie...
Przysięgę składaliśmy nie Bogu przed małżonkiem a małżonkowi przed Bogiem. Kwestia dość istotna jak sądzę - bo tak naprawdę to sakramentu małżeństwa udzielają sobie małżonkowie nawzajem, a Bóg go błogosławi.
Aniu!
Widzisz rok temu byłem na rekolekcjach - i ojciec zakonnik podał mi tę formułę, którą napisałem. Nie zmienia to rzeczywistości, iż szczera zgoda panny młodej i panna młodego w wolności i przy używaniu rozumu są konieczne do skuteczności sakramentu a przyrzeczenie kandydatów - tych dwojga jest materią sakramentalną. Mówiąc inaczej małżonkowie udzielają sobie sakramentu małżeństwa. Otrzymują nieodwołalną skuteczną łaskę stanu. Wkrzewiają się w latorośl – winny krzew którym jest Chrystus.
Nad drugą częścią Twojej wypowiedzi nie potrafię ad hoc odpowiedzieć. Przede wszystkim nie wiem czy prawidłowo odczytuję Twoją intencję
Bardzo dobrze Aniu, że jesteś. Takie jak to nazywasz czepialstwo znaczy dla mnie tyle, że Ci na każdym ze wspólnoty Sychar zależy. Bogu dzięki.
A czy my możemy decydować w czyimś imieniu?
Jeżeli ktoś - mąż/żona - uznaje, że szczęście jest z trzecią osobą - czy my mamy prawo ingerować?
_________________
Pozdrawiam - Elżbieta
MKJ – napisał:
ELZD 1-Elu,
Twoje pytania są prawdziwe - aż do bólu kości i nerek. Czuję się przy Tobie taki mały!
Chociaż ze mnie kawał drągala.(..)
To o wolnej woli - wolności ludzkiej jest niepodważalne. A jak boli, gdy ta druga połowa z niej w jakiś dla nas okrutny, czy niezrozumiały sposób korzysta!!!!!!!!
Nie masz możliwości, ani Ty, ani ja zmienić Jej / Jego myślenia! On / Ona musi Ciebie/mnie tam do środka siebie wpuścić.
JEDNAK MYŚLĘ - jeśli Mąż, Żona składali Bogu przyrzeczenie przed Tobą i przede mną, to jest to zgoda na ingerowanie na zawsze według Twojego i mojego najlepszego uznania. A nawet będziemy z tego rozliczani. (..)
Nie wypowiadam się o skuteczności i celowości. Sytuacje bywają niezwykle rożne i nie do przewidzenia.
Pozdr.
_________________
MKJ
Ania z Belgii napisała:
Ja dziś się w czepialską bawię, ale mam nadzieję, że wybaczycie...
Przysięgę składaliśmy nie Bogu przed małżonkiem a małżonkowi przed Bogiem. Kwestia dość istotna jak sądzę - bo tak naprawdę to sakramentu małżeństwa udzielają sobie małżonkowie nawzajem, a Bóg go błogosławi.
MKJ – odpisał:
Aniu!
Widzisz rok temu byłem na rekolekcjach - i ojciec zakonnik podał mi tę formułę, którą napisałem. Nie zmienia to rzeczywistości, iż szczera zgoda panny młodej i panna młodego w wolności i przy używaniu rozumu są konieczne do skuteczności sakramentu a przyrzeczenie kandydatów - tych dwojga jest materią sakramentalną. Mówiąc inaczej małżonkowie udzielają sobie sakramentu małżeństwa. Otrzymują nieodwołalną skuteczną łaskę stanu. Wkrzewiają się w latorośl – winny krzew którym jest Chrystus.
Nad drugą częścią Twojej wypowiedzi nie potrafię ad hoc odpowiedzieć. (…)
”Ingerencja według uznania, że robi się najlepsze czasem przybiera formę manipulacji. Sądzę, że w małżeństwie nie powinno mieć to miejsca. Raczej rozmowa, dyskusja, kompromis. Mogę się modlić o nawrócenie, wyrwanie z nałogu, zerwanie z kochanką, ale nic więcej nie wolno mi zrobić. Paradoksalnie najlepsze dla kogoś byłoby zerwanie z kolegami - przecież nie zabiję kolegów/kochanki, nie zamknę męża/ żony w klatce.”
Odpowiedź MKJ:
Aniu!
Nie bardzo potrafię oddzielić „odmienności Twojego i mojego języka” od rzeczywistej treści zasady, racji, czy myśli, jaką przekazujesz.
Oczywiście moja ingerencja według najlepszego uznania może być manipulacją i oczywiście każda manipulacja w małżeństwie jest złem – grzechem niszczącym miłość i jedność małżonków, bowiem manipulacja z definicji sprzeciwia się przykazaniu „nie będziesz składał fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu swemu”.
Różnica w sposobie prezentacji myśli jest między nami taka, iż według mnie – Twoje słowa - "Raczej rozmowa, dyskusja, kompromis” – wyrażają formy zgody na ingerowanie według najlepszego uznania, jakie uznajesz za słuszne i dobre. Nie podważasz zasady jaką podałem.
Dobre byłoby zastanowienie się co w takim przypadku jest godziwe, co Boże, a co narusza przyrodzoną godności i wolność małżonki i małżonka. Ale to już osobny temat, ważny temat, nieprawdaż?
Może udałoby się Tobie Aniu taki temat zacząć??
Ania napisała:
Przykład z mojego podwórka - ja jestem i byłam w Anglii, mąż był w Polsce. Odwiedził mnie, na forum żartowaliśmy, że trzeba mu zabrać paszport i w ten sposób zmusić do zamieszkania ze mną - miał straszne opory przed określeniem się. Mogłam to zrobić. Mogłam zapewnić mu to, o czym zawsze marzył - pracownię, wystawy, koncerty. Mógł robić to, co lubi, nie musielibyśmy się martwić o pieniądze. Jednocześnie zostałby wyrwany spod wpływu kolegów i rodziców. To byłoby najlepsze dla niego.
Nie zrobiłam tego, bo wierzę, że skoro Bóg dał nam wolną wolę ja nie mam prawa tego zmieniać. Nie mam prawa decydować o niczyim losie.
MKJ – odpowiedź:
Twój opis sytuacji osobistej wzbudza różne myśli. To, co napisałaś jest zbyt skrótowe, abym mógł naprawdę poza emocjami sensownie odpowiedzieć. Poddaję się.
Serdecznie pozdrawiam
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-29, 22:49
MKJ,
Poszukaj w archiwum, jest mnostwo moich postow z tamtego okresu...
wroce do tematu
obiecuje
skowronek [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-30, 20:31
Przepraszam Was. Wypisałam w ostatnim poście głupoty... Czuję się wobec Wa wszystkich taka mała... Nie będę o tym pisać. Powiem Wam, że jutrzejsze popołudnie spędzę z księdzem na rozmowie - spowiedzi. Nie byłam na niej chyba z 30 lat. Nie można wstydzić się prawdy. Bardzo to przeżywam...... dopiero później zadzwonię do teściów, napiszę do męża list .... i niech się dzieje wola Nieba ... Bardzo mi pomogliście - DZIĘKUJĘ. Nie umiem inaczej. Bądźcie ze mną. Proszę. Tak bardzo pragnę przyjąć Chrystusa.
lodzia [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-31, 08:13
Skowronku to bardzo dobra decyzja- rozmowa spowiedz... list do męża. Jesteś na dobrej drodzę, wszystko sie ułozy....
[ Dodano: 2007-05-31, 08:14 ]
hmmm... już się układa
skowronek [Usunięty]
Wysłany: 2007-06-08, 22:32
Nic mi z tego nie wyszło. Pomimo chęci rozmowy z teściami, oni mi po prostu odmówili. Mój teść stwierdził, że porozmawiać możemy, gdy przyjedzie mój mąż, my się w jakiś sposób dogadamy i razem możemy wtedy usiąść przy jednym stole i porozmawiać. Nie chce nic robić za jego plecami.. Byłam u księdza. Przygotowuję się do spowiedzi, u której nie byłam może 30 lat. Nigdy nie przypuszczałam nawet, że będę tego tak bardzo chciała. Dwa dni temu rozmawiałam z mężem przez telefon. Nie wiem jak to się stało, ale "wykrzyczałam" jak bardzo chora jest jego ambicja i upór. Jak bardzo go kocham. Płakałam. Raz mówił stanowcze NIE. To znowu, że nie ma czasu na przemyślenia, bo ciężko pracuje i właściwie nic konkretnego. Ani TAK ani NIE. Raz słyszę, że nie jest sam, to znowu, że nie ma zamiaru układać sobie życia ..... Chciałabym aby to co ode mnie usłyszał namieszało mu w głowie i żeby zaczął myśleć, choć to ciężki i uparty charakter. Ale zadałam mu pytanie - Czy gdyby obudził sie rano u boku żony, która (i on wie o tym) go kocha, wspiera, oczekuje wsparcia od niego, i że on nadaje jej sens życia, czy wstałby z myślą jak wymienić zamki w drzwiach. Bo ja to zrobiłam.... Widzi tylko moją winę, nie może dostrzec, że nie ma winy bez przyczyny. Teraz widzę, ze byliśmy oboje bardzo niedojrzali, oboje uparci-chorobliwie uparci. Żadne z nas wtedy nie odważyło sie powiedzieć "przecież Cie kocham ". Minęło 3,5 roku kiedy zadzwoniłam ja. I tak to sie "wałkuje" już pół roku....
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-06-09, 10:17
Skowronku, nie przejmuj się. I nie dziw się jego reakcją - wykrzyczałaś, to jak miał zareagować? Poczekaj na spokojną rozmowę, na jego powrót. Pisaliśmy Ci - małymi kroczkami...
Tweraz zajmij się sobą - swoim rachunkiem sumienia, oczyść swoją duszę - będzie Ci wówczas łatwiej powoli zdobywać serce męża.
I staraj się go zrozumieć - on juz kiedyś udowodnił Ci, że kocha - wtedy, kiedy na rozprawie rozwodowej powiedział NIE. Teraz, niestety, ale ty musisz zadośćuczynić, to Ty musisz pokazać mu, że go kochasz - pokazać, nie mowić. Wybacz, ale on może jeszcze nie wierzyć w Twoje słowa - przecież przez 3,5 roku nie odzywałaś się. dziwisz się, że on się nie odzywał - a może uszanował twoją decyzję bycia samej. Spróbuj wczuć się w jego sytuację - odrzuconego kiedyś mężczyzny. Jeśli chcesz coś osiągnąć, to nie zadawaj pytań, dlaczego to Ty masz teraz się starać. Nie martw się - jeśli na nowo obudzisz w nim uczucia, on też się zaangażuje.
Wydaje mi się, że Ty chcesz, aby twoje marzenia, plany natychmiast się spełniały. On uszanował Twoją decyzję, teraz Ty uszanuj to, że on nie potrafi tak od razu, natychmiast.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum