Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Seksoholizm - co zrobić z małżeństwem?!
Autor Wiadomość
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 15:58   

Regina22 napisał/a:
Pisałam już wielokrotnie że ja przerobiłam swoje współuzależnienie i przerabiam to co zostało do zrobienia. Dziś również weszłam na stronę S - Anon i zrobiłam test i wiem co jeszcze jest do zrobienia a co zostało zrobione nie potrzebuję waszego nacisku a już tym bardziej naśmiewania


oh Regino,
zrobiłas test, i juz wiesz co masz jeszcze przerobić a co już nie....?
zapytam zatem ile trwała twoja terapia?
kto zdiagnozował uzaleznienie mężą? jaki psycholog sexuolog u niego stwierdził sexoholizm?
jakie to były terapie jak piszesz, które nie dawały rezultatów u mężą, jacy specjalisci

i przedewszystkim co diagnozowali WAM w trakcie tej terapi? bo z tą opinią sie nie zgadzałaś jak pisałaś
 
 
Eromik
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 16:38   

Każdy,
chyba każdy jest tu na forum bo jest w kryzysie, rozpoczyna swoją walkę o zdrowienie bądź ją kontynuuje i bardzo cenne jest to, aby mieć miejsce w którym każdy w w sposób wolny może pozwolić aby z jego serca wylało się, to co często go zatruwa, to co nurtuje bądź odkryć swoje problemy i po prostu się im przypatrzeć.
Moje doświadczenie życiowe, myślenie i radzenie sobie tak a nie inaczej, jest moją historią życia i każdy z nas ma inną, swoją własną.
Czytając wypowiedzi na forum, ogólne lub bezpośrednio do mnie nigdy nie odczułam, że ktoś mnie atakuje, narzuca, próbuje mną manipulować. Sama też nie miałam nigdy takich intencji. Po prostu trwa ożywiona dyskusja, która ma różne formy ale jest WYJĄTKOWO CENNA.
Myślę, że często się nie rozumiemy, bo czasami nie da się przelać tego co tak naprawdę jest w zamyśle i najgłębszych doświadczeniach, bo każdy z nas o swoim życiu mógłby napisać super książkę :-)

Pozdrawiam wszystkich forumowiczów i życzę owocnych dyskusji.
 
 
Regina22
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 16:40   

Zrobiłam test bo od lat opieram się na tym co tam jest wypunktowane by samemu się rozeznać mi bardzo pomaga. Kiedy tata był uzależniony lekarze, psycholodzy z terapii uzależnień radzili jak postępować,czego unikać. Mama dodatkowo uczestniczyła w spotkaniach organizowanych przez parafię na temat uzależnień. Dużo czytałam, dużo sama przerabiałam. Nie byłam jednak na terapii indywidualnej.

Uważam że na razie jej nie potrzebuję jeśli zajdzie taka potrzeba skorzystam.

Pomoc w uzyskaniu wiedzy na temat uzależnienia męża na początku jak sama pisałam szukałam w złych źródłach, gdyż nawet nie widziałam że to co robi to nałóg. Po ślubie kiedy wszystko zaczynało być bardziej wyraźne udało mi się trafić na stronę http://sanonpolska.republika.pl/test.htm gdzie znalazłam pomoc i wskazówki dotyczącego tego co dzieje lub co może dziać się z moim mężem. Odkryłam prawdę, postawiłam granicę i mąż się wyprowadził, dalej wiesz.

Mąż udał się sam do ośrodka leczenia uzależnień u nas w mieście do terapeuty zajmującego się uzależnieniami. Tam właśnie kobieta stwierdziła że może dobrym wyjściem przed powstrzymaniem się przed zdradą będzie zaspokojenia się samemu. To właśnie z tym się nie zgodziliśmy oboje bo jakie to wyjście skoro on z tym też ma problem?! Na szczęście nie spodobało się to również mężowi i postanowił udać się do drugiej osoby tym razem był to zwykły psycholog, który słusznie zdiagnozował jego uzależnienie jednak jak sam słusznie przyznał nie był w stanie pomóc mężowi gdyż najlepszym wyjściem będzie dla niego podjecie leczenia w grupie a nie terapia indywidualna. Takiej grupy nie udało się zorganizować. Znaleźliśmy więc w Warszawie pomoc. Mąż sam zadzwonił do centrali gdzie podany mu został numer do osoby z którą miał dalej się kontaktować. Dostał ulotki, potrzebne informacje o mitingach. Postanowił na nie pojechać. Zniechęcił się po tym jak do spotkania nie doszło przybyło na niego 3 ludzi i nie wiem mąż opisał że z niefnością na siebie popatrzyli i się rozeszli.

Mąż bardzo broni się przed spotkaniami w grupie nie wiem czy to co tam zaszło to prawda czy po prostu uciekł. Od dłuższego czasu staram się nakłonić i ja i druga osoba która w tych spotkaniach uczestniczyła że to nie jest nic strasznego. Mąż tłumaczy się tym że wstydzi się otworzyć, że nie wie co powiedzieć że przeraża go to że to taka wielka tajemnica z tymi spotkaniami tak trochę jak konspiracja. Wiem ze takie gadanie i tłumaczenie się by przed tym się ustrzec. Dziś mam na ten temat z nim rozmawiać. Po ostatniej porażce z tym że sam nie dał sobie rady choć odniósł dużo zaczyna się łamać więc jest nadzieja.

[ Dodano: 2012-04-17, 16:44 ]
Eromik dokładnie tak jak piszesz :-) Mam wrażenie że w sprawie uzależnień i współuzależnień się nie rozumiemy ale w innych kwestiach jak najbardziej :-)
 
 
Malwina75
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 17:18   

Regina22 napisał/a:
Mąż bardzo broni się przed spotkaniami w grupie nie wiem czy to co tam zaszło to prawda czy po prostu uciekł. Od dłuższego czasu staram się nakłonić i ja i druga osoba która w tych spotkaniach uczestniczyła że to nie jest nic strasznego. Mąż tłumaczy się tym że wstydzi się otworzyć, że nie wie co powiedzieć że przeraża go to że to taka wielka tajemnica z tymi spotkaniami tak trochę jak konspiracja. Wiem ze takie gadanie i tłumaczenie się by przed tym się ustrzec. Dziś mam na ten temat z nim rozmawiać. Po ostatniej porażce z tym że sam nie dał sobie rady choć odniósł dużo zaczyna się łamać więc jest nadzieja.


Regineczko kochana, takie długie posty, tyle wysiłku wkładasz w swoje pisanie, a potem taki fragment jak powyżej i podajesz przykład klasycznego współuzależnienia.

Spójrz - nie byłaś na takich spotkaniach, ale tłumaczysz mężowi, że to nic strasznego.

Skąd wiesz, co dla niego jest strasznego, a co nie? Skąd wiesz, jak takie spotkania wyglądają?
Mąż się wstydzi, ucieka, Ty jednak z nim rozmawiasz, tłumaczysz, usilnie przekonujesz.
Mąż tłumaczy Ci przyczyny swojej niechęci do spotkań, Ty jednak wiesz, że to takie gadanie, a w gruncie rzeczy jest inaczej. Wiesz lepiej od niego samego, co czuje, jakie ma powody, przyczyny, emocje. Od dłuższego czasu go próbujesz nakłonić, plus do tego jeszcze osoba z zewnątrz (gdzie sprawa jest przecież intymna (nałóg nałogowi nierówny, o ile picie alkoholu jest modne, o tyle problemy na tle seksualnym, zwłaszcza u mężczyzn są czymś upokarzającym i wstydliwym) i samo to już może powodować blokadę). Nakłaniasz, stoisz, kontrolujesz, oczekujesz. Ty. A kto jest uzależniony?

Jednym słowem, jesteś bardziej zaangażowana w to wyzdrowienie od niego samego w tym momencie, emocjonalnie, energetycznie - a najgorsze jest, że tego jeszcze nie widzisz, nie dostrzegasz....

W tej forumowej dyskusji dziewczyny rzucają chlebkiem, Ty kamienie widzisz....Dlaczego?

Reginuś, przyjmij, że wszyscy są tu Ci życzliwi - bo tak jest. Nie wyobrażam sobie inaczej.

Z Panem Bogiem, Kochana.
 
 
Regina22
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 18:51   

Jednym słowem, jesteś bardziej zaangażowana w to wyzdrowienie od niego samego w tym momencie, emocjonalnie, energetycznie - a najgorsze jest, że tego jeszcze nie widzisz, nie dostrzegasz....

Malwino jak to nie widzę przecież mówię że jestem zaangażowana, to są moje celowe działania mające na celu jedno by mąż podjął leczenie i wyszedł z nałogu. Mówiłam już że moja rola jest do momentu uświadomienia uzależnionemu swojego nałogu i do przekonania go do leczenia resztę czyli to jak on skorzysta z tych spotkań to już jego, ja za niego się nie wyleczę, ja za niego tam nie pójdę, ja za niego nie dzwonię, nie umawiam się i nie chce już naprawdę prowadzić dyskusji czy to jest klasyczne współuzależnienie czy nie. Ja robię to co chcę i to co uważam za słuszne przyjmuję że inni mają inne zdanie w tym temacie. I wiem że większość się nie zgadza z pomocą uzależnionemu ja jednak mam inne zdanie.

Jak inaczej zachęciła byś, bądź nakłoniła osobę uzależnioną do terapii? Powiedziałam już że ja nie jestem za zostawieniem uzależnionego samego sobie. To co robię mnie nie krzywdzi. Ma ktoś jakieś pomysły radę lepsze od tego co robię???
 
 
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 19:13   

jest to w zasadzie instrukcja interwencji do jednego uzaleznienia-ale uzaleznienai sa najcześciej podobne do siebie

kierują sie tymi samymi prawami

do poczytania

http://bez-dymka.fm.interia.pl/popup.html
 
 
Regina22
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 19:15   

Norbert wczoraj z innej strony podałam to samo tu na forum :-) I właśnie tym się kieruję
 
 
Eromik
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 19:32   

Norbert,

po przeczytaniu twoich postów po prostu padłam :-D
Gdzie ty się dowidziałeś takich rewelacji, ŻE TERAPIA WSPÓŁUZALEŻNIENIA ODCZŁOWIECZA.
Ja ci chyba wyślę moje zdjęcie :-D . Przechodziłam dwie terapie współuzależnienia, grupową i indywidualną, życie mi uratowały dosłownie i w przenośni. Życie fizyczne, emocjonalne i duchowe. Naprawdę i co więcej pozostałam jeszcze człowiekiem.
Jeśli to się nazywa odczłowieczenie to ".....ja chcę jeszcze raz" jak mówi osiołek ze Shreka :-D
A może myślisz, że jestem odczłowieczona bo mam radykalne podejście do nałogowców.
No też nie, to wynika z mojej pracy w "środowisku" a dokładnie wśród najbardziej skrzywdzonych, najbiedniejszych ofiar ludzi uzależnionych - ich dzieci. Cały mój świat rodzinny i zawodowy kręcie się wokół uzależnienia i współuzależnienia.

Norbert, ty naprawdę przechodziłeś terapię pod tymi adresami co podałeś?
Nie mogę uwierzyć.
 
 
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 20:02   

Eromik napisał/a:
Norbert, ty naprawdę przechodziłeś terapię pod tymi adresami co podałeś?
Nie mogę uwierzyć.

eromik nie musisz sie wysilac w dalszej analizie
12 kroków przechodziłem ...jakies inne terapie też

i nie istotne czy musiałem czy nie musiałem

chcesz wprost to masz czy jestes człowiekiem???
napewno tak eromik

ale stosunek twój do ludzi z uzaleznieniem
jacy by nie byli eromik
jest prawie wymiotny :mrgreen: :mrgreen:

ale to nadal ludzie
nie zapominaj o tym!!!!!

i nie wysilaj sie dalej w analizach mnie
..mojej postawy czy czegos innego

skup się nad soba swym współuzaleznieniem i podejściem do uzaleznionych
jestes pojętana..przechodziłąs terapie znasz pojęcie GRANICA

zatem to jest moja granica i mówie STOP

to tyle w temacie
 
 
Malwina75
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 20:07   

Regina22 napisał/a:
Mówiłam już że moja rola jest do momentu uświadomienia uzależnionemu swojego nałogu i do przekonania go do leczenia


Hmm, pomoc w uświadomieniu uzależnienia - tak.

Ale przekonanie go do leczenia - hmmm???

Zrozum, że jak mąż zechce sam prawdziwie i naprawdę się leczyć, to nie będzie potrzebował Twoich zachęt, przekonywań, argumentów, próśb, gróźb.
Nie będzie też dla niego żadnych przeszkód - czy grupa za mała, czy patrzą wilkiem, czy daleko, czy drogo - nie będzie przeszkód, pod warunkiem, że SAM będzie chciał wyjść z nałogu, bo tylko to jest gwarantem powodzenia terapii.

Ty piszesz, że pomagasz, a ja uważam, że ta Twoja pomoc przeszkadza. A dowodem jest to, że jednak mąż nie uczestniczy w terapii, ucieka, wykręca się, wstydzi, nie chce rozmawiać, trzeba go przekonywać.

Pomoc uzależnionemu - jestem jak najbardziej za! Ale pomoc mądra, a nie wynikająca z chorych pobudek (współuzależnienia, własnych nieterapeutyzowanych dysfunkcji).
Jeśli jesteś osobą w pewnym sensie chorą - to musisz przyjąć, że ta pomoc nie jest doskonała. Pozwól SOBIE samej pomóc, spotkaj się ze specjalistą w sprawach współuzależnienia i rozmawiaj na terapii o SOBIE, nie o mężu.

Samo to, że tak wiele energii i czasu, emocji poświęcasz CUDZEMU (bo nie Twojemu) nałogowi, to też oznaka współuzależnienia.

Regina22 napisał/a:
Jak inaczej zachęciła byś, bądź nakłoniła osobę uzależnioną do terapii?



Zadaj sobie pytanie - w czym przeszkadza Ci nałóg męża.
Ustal sobie to - kiedy i jak przeszkadza.
Zwerbalizuj, poinformuj męża o tym, że ma wybór. WYBÓR (bo teraz nie musi wybierać, stąd jego ociąganie się, by wziąć się na poważnie za leczenie).
Albo terapia i rodzina, albo folgowanie nałogowi i samotność. To będzie jego decyzja, jego wybór. Jedynie taka sytuacja może spowodować, że może coś zmienić.
Może, nie musi, może będzie wolał żyć jak chce, bez wiecznego ciosania mu kołków na głowie o terapiach, metodach, nałogach, spotkaniach.

Boisz się, że może wybrać tę samotność z nałogiem, dlatego kurczowo trzymasz się swojego sposobu. Metody osoby współuzależnionej.....
 
 
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 20:41   

Eromik aby nie wyszło żem bufon i mam muchy w nosie
napisze cos na swój temat....

na 18 lat mego małżenstwa wydarzył sie pewien epizod...
mój epizod całkowite pogubienie..całkowite rozwalenie emocjonalne

na tyle dziwne i niezrozumiałe dla mnie samego jak i dal mojej zony

zona zapewne po dłuzszych wnioskach..tudziez konsultacjach zewnętrznych
zdiagnozowała to jak zapewne wówczas czuła

nie godziłem się z tą diagnozą ,ale moje udowadniane i zaprzeczanie
pograżało mnie coraz głebiej..zatem powoli zaczynałem szukac ratunku
dla siebie..dla naszej rodziny...i w zasadzie małżeństwa

to co robiłem dawało mi coraz głebsze pzresledzenie tematu....
z obu stron nie tylko jednej typu uzalezniony....
chodziłem,rozmawiałem ...szukałem kontaktu z ossobami z drugiej strony bramki

by zrozumiec swoją sytuacje i to co może czuc zona


dzis jest super...ukształtowałem faceta w pełni świadomego..za ewentualne moje błedy...i w miare czującego co ma szanse tkwic w sercu zony....

ale ta krucjata jaka rozpoczynałem w sobie i wokół wlasnego zycia
dała cel....
a celem stało sie wspomagac facetów w podobnej sytuacji jaka spotkała mnie
lub tych jacy zapragneli zmienic swe życie
i skończyc z napiętnowana przeszłościa

i czemu pisze odczłowieczenie ???

bo znam to właśnie z relacji tych facetów..jacy stają sie bezsilni wobec
machiny jaka ich wkręciła
machiny jaka nie daje szansy na udowodnienie i pokazanie wszem i obec
CHCE ŻYC INACZEJ....

zaręczam ci eromik że ci zli ..bardzo zli nawet nie połakomia sie na grupy wsparcia..na pisanie na forum..na jakąkolwiek forme grupowych wypowiedzi

i daltego tak wielce się dziwię ze osoba zawodowo krążąca w tym temacie

mająca staz ,doswiadczenie
nie odróznaia marginesu od zagubionych

pozdrawiam
 
 
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 20:45   

Regino,
a jak z twoim poczuciem atrakcyjności po ciąży, jak wygląda wasze pożycie małżeńskie że mąż uciekać sie musi do sposobów radzenia takich jak zasugerowała psycholog?
dlaczego psycholog od uzależnien nie stwierdził jednoznacznie sexoholizmu, ty zaś twierdzisz że sięmyli, że do złych psychologów się dostałas.
Na koniec dlaczego nie skorzystaliście jeszcze z pomocy sexuologa. Z jakis przyczyn wasze libido po ślubie uległo zmianie, czasem sa to naturalne przyczyny czasem zdrowotne...
przedtem byliście dopasowani temperamentem dziś, uważasz że męża temperament jest zły, a twój ok...bo przepracowałaś coś, coś wyczytałas, gdy tak na prawde to sa tylko twoje interpretacje wyciągnięte z netu, portalu na podstawie nie fachowej gruntownej orzeczonej chorobie a tylko jakimś testom, artykułom do których dopasowałas chorobe uzaleznienia u mężą.

Ja polecam jeszcze raz skorzystaj z porady razem z mężem z sexuologa, wyjąsnie wiele przyczyn spadku u ciebie libido, pewnie doradzi wiele.
Nie lecz sie sama, nie dopasowuj do choroby, bo jak otworzysz książke z medycyny to prawie każdy przypadek możesz dopasowac do siebie...i na tej podstawie przypisać sobie jakąs chorobe...

Masz siłe, odwage, to twoje atuty, szukasz, a kto szuka ten znajdzie... i przyczyne i powody takiego stanu rzeczy jaki was spotkał po ślubie a wtedy dopiero leczenie najpierw fachowa diagnoza, nie przez internet, nie przez domniemania
 
 
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 21:05   

Bardzo cenna dla mnie rozmowa, daje mi duzo do myslenia i czytam Was z ciekawością....
pisalam juz na pewno ze slyszalam zdanie ze wspoluzaleznienie jest trudniejsze czasem do wyleczenia...bo mniej widoczne od nalogu....i dajace poczucie wlasnie kontroli i bycia ponad, bycia tą lepszą w zwiazku

a zajecie sie sobą, wydaje sie wielu z nas egocentryczne, nieludzkie ( jak odebral to Norbert), schodzmy z piedeslału ofiary i tego szlachetnego poświęcacza...z roli jaką prawdopodobnie gramy od najmłodszych lat.

otoczenie moze byc zdziwione ta nowa postawą i moze "przywoływac nas do porządku" ;-) jak to ta szlacehtna, ofiarna kobieta walczy jak lwica teraz o swoje prawa?

A kochanie i dbanie o siebie jest najbardziej ludzką postawą wobec samych siebie wszak "kochaj bliźniego swego jak siebie samego",a jak siebie zaniedbuję i caly swoj czas i sily przeznaczałam na" pomaganie męzowi " a w sumie na przeszkadzaniu mu w upadku na dno....to nie kochalam siebie....niszczylam swoja silłę, powołanie, zdolnosci, ktorymi obdarzyl mnie Bog...zamiast je madrze wykorzystywać.

Naprawde otoczenie wiele zyskuje gdy osoba dba i kocha siebie...i ona sama jest szczesliwsza....w tym mamy Boże wsparcie.

Moze to bedzie zbyt daleko idąca reflekcja ale mam wrazenie ze zachowania wspoluzaleznieniowe to grzech przeciw 1 przykazaniu....bo na piedestale jest ciagle nałogowiec- nasz bliski....a nie Pan Bóg i ja sama.
Ja sie spowiadalam z tego regularnie...Pan Bog leczy nadal mnie.

Norbi nie gniewaj sie ale mam wrazenie ze dyskutujesz caly czas przez pryzmat swoich doswiadczen i rzutuje na te dyskusje postawa Twojej zony, jej odsunięcie się, stad wyleczenie ze wspoluzaleznienia odbierasz jako odrzucenie "chorego".
Czasem tak sie dzieje, czasem trudno wybaczyc lub trudno osobie zdrowiejacej odnalezc sie w nowej sytuacji, czasem ta aklimatyzacja musi potrwac....2-3 lata nawet czasem dluzej

Mam wrazenie ze zycie na nowo w zdrowiejacym zwiazku to poruszanie sie nieco po omacku, bo wszystko takie nowe, troche obce...dwie osoby wyszly ze starych , dobrze znanych ról i poznają nowe

Pozdrawiam Reginę, bardzo wiele wlozylas wysilku z zdrowienie. mam wrazenie jednak za poprzedniczkami ze brakuje jeszcze jakiejs kropki nad i....moze Twojej regularnej terapii ( najlepiej grupa), uczeszczasz na taką? ( jesli cos przeoczyłam to przepraszam).

Pogody Ducha, z modlitwą.
 
 
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-04-17, 21:33   

Danka 9 napisał/a:
Norbi nie gniewaj sie ale mam wrazenie ze dyskutujesz caly czas przez pryzmat swoich doswiadczen i rzutuje na te dyskusje postawa Twojej zony, jej odsunięcie się, stad wyleczenie ze wspoluzaleznienia odbierasz jako odrzucenie "chorego".
Czasem tak sie dzieje, czasem trudno wybaczyc lub trudno osobie zdrowiejacej odnalezc sie w nowej sytuacji, czasem ta aklimatyzacja musi potrwac....2-3 lata nawet czasem dluzej


Danko napewno i tak jest ..bo gdzies cos zostało i wciaż się we mnie tłucze...
zapewne bylo by o wiele prościej gdyba łata moja nie była łatą a prawda....

wówczas jest zrozumienie
...bo skoro sam zglębiałem temat..skoro sam poszukiwałem
to wiem...i znam
zasady działan wobec uzależnionych

ale wlaśnie to moje doświadczenie wzbudziło we mnie wrazliwośc

bo na własnej skórze poznałem ten trud jakim jest chocby pokaząc swoja niewinnośc
wiem ile ciężaru i trudu mnie to kosztowało..i nic innego jak to doświadczenie własne
dało myslenie ...

Jaki cieżar pokazania własnej zmiany maja ci uzależnieni jacy chca i powracaja do zycia

Danko ten bład w naszej sztuce(mojego małżeństwa )
dał ogromna wyrwę....

wiele lat minie zanim zasypiemy ten rów..by stanąc znów przed soba


pozdrawiam
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8