Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Recepta na szczęście w małżeństwie |
Autor |
Wiadomość |
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2011-10-19, 21:02
|
|
|
Magdalena Korzekwa
I (niepotrzebnie) zamieszkali razem...
Małżeństwo przed małżeństwem?
Sporo par myślących o małżeństwie – także wśród katolików – decyduje się na wspólne zamieszkanie przed ślubem i to nie tylko wtedy, gdy razem wyjeżdżają na studia czy gdy pracują w jednym mieście. – Bo to taniej, bo wygodniej, bo wreszcie jesteśmy blisko siebie każdego dnia, bo chcemy się lepiej poznać przed ślubem – te argumenty padają najczęściej z ust młodych ludzi. Czasem nawet rodzice zachęcają dorosłych synów czy córki do takiego sposobu życia, który jest niezgodny z Ewangelią i który utrudnia przygotowanie się do małżeństwa w wolności i czystości.
Zawarcie małżeństwa to nie magia. Gwarancją trwałości i szczęścia w małżeństwie są małżonkowie, a nie sama przysięga, którą sobie złożyli. Wierność tej przysiędze opiera się na wartościach i normach moralnych, którymi ona i on się kierują oraz na przyjaźni z Bogiem, który chroni czystość i nierozerwalność miłości między kobietą i mężczyzną (por. Mt 5, 27-32). Do miłości wiernej i trwałej najlepiej przygotowują się ci, którzy potrafią czekać do ślubu z okazywaniem sobie takiej miłości i bliskości, która jest czysta tylko w przypadku małżonków.
Współżycie bez zobowiązań?
Niektórzy młodzi ludzie utożsamiają miłość z uczuciami i nie widzą problemu w tym, że w chwili, w której uczucia wygasną, „wymieniają” osobę, z którą mieszkają i współżyją, na inną. Dla tej grupy ludzi mieszkanie ze sobą bez ślubu oraz współżycie seksualne oznacza zaspokojenie chwilowych potrzeb emocjonalnych czy popędowych, bez żadnych zobowiązań oraz bez uwzględniania norm moralnych. Ignorują oni fakt, że oprócz fizyczności w człowieku są także inne sfery, które powinno się respektować: psychiczna, duchowa, moralna, religijna, społeczna. Opuszczenie osoby, z którą mieszkało się i współżyło przez kilka miesięcy czy przez kilka lat, oznacza dla niej bolesną krzywdę i cierpienie. Dla ludzi, dla których seksualność ważniejsza jest niż miłość i odpowiedzialność, żadne argumenty odwołujące się do ochrony czystości czy godności osób nie mają znaczenia. Co więcej, nie mają oni nawet aspiracji, by dorastać do miłości wiernej, nieodwołalnej i płodnej, czyli do miłości małżeńskiej.
Inną grupą młodych ludzi, którzy decydują się na wspólne mieszkanie, są ci, którzy pragną w przyszłości związać się przysięgą małżeńską, ale decydują się na wcześniejsze zamieszkanie razem z powodów, które z pozoru wydają się uzasadnione. Twierdzą na przykład, że będą żyli w czystości, a zamieszkają razem tylko dlatego, że wspólne mieszkanie jest tańsze. Tymczasem tyle samo kosztuje wynajmowanie pokoju bądź mieszkania z kolegą lub koleżanką, co ze swoim chłopakiem czy dziewczyną.
Mieszkanie przed ślubem pozwala się lepiej poznać?
To oczywiste, że nie można decydować się na ślub z osobą, którą zna się jedynie w niewielkim stopniu. Gdyby jedynym kryterium przygotowania się do małżeństwa było to, na ile tę drugą osobę pozna się w codzienności, wówczas mieszkanie ze sobą przed ślubem mogłoby wydawać się pomocne w przygotowaniu do ślubu. Jednak nie chodzi o samo poznanie się przed ślubem, ale o wzajemne pomaganie sobie w rozwoju i o wspólne dorastanie do dojrzałej miłości. A w tym względzie zamieszkanie razem nie jest pomocą, lecz przeszkodą. Prowadzi do powstania silnej więzi między dziewczyną i chłopakiem, a w konsekwencji utrudnia weryfikowanie dojrzałości drugiej strony oraz ewentualną decyzję o odejściu, jeśli druga osoba rozczaruje. Ponadto, jeśli dojdzie do rozstania, to fakt mieszkania przez jakiś czas z kimś, kto nie był małżonkiem sprawia, że jej czy jemu trudno będzie związać się z kimś szlachetnym, gdyż szlachetnych ludzi raczej nie fascynuje osoba, która decyduje się na intymną, zażyłą bliskość na próbę.
Zagrożona czystość i dobre imię
Mieszkanie razem przed ślubem stwarza poważne zagrożenie dla czystości. To prawda, że nie oznacza ono automatycznie współżycia seksualnego, gdyż człowiek potrafi panować nad swoimi popędami oraz nad zauroczeniem emocjonalnym. Jednak bycie blisko siebie dzień i noc to wystawianie siebie na dużo większą pokusę niż poznawanie siebie na inne sposoby. Jeśli mieszkanie razem jemu i jej nie utrudnia panowania nad seksualnością, to taka sytuacja świadczy raczej o oziębłości niż o czystości.
Jeden ze studentów stwierdził: „Jeśli zamieszkałbym z dziewczyną, a mimo to powstrzymywanie się od współżycia nie stanowiłoby dla mnie problemu, to byłby to dla mnie znak, że ona nie fascynuje mnie tak, jak powinna mnie fascynować i pociągać kandydatka na żonę!”
Zamieszkanie razem przed ślubem pary - kobiety i mężczyzny, którzy uważają siebie za wyznawców Jezusa - staje się ponadto powodem do zgorszenia dla ich znajomych i dla osób z najbliższego środowiska. Kto decyduje się na taki krok, naraża samego siebie i tę drugą osobę na utratę dobrego imienia.
Miłość i wolność
Do miłości i małżeństwa można dorastać jedynie w wolności. Zamieszkanie ze sobą przed ślubem taką wolność ogranicza w radykalny sposób. Przywiązanie i przyzwyczajenie się do kogoś przez mieszkanie razem sprawia, że odtąd decyzja o małżeństwie nie będzie w pełni wolna. Ci, którzy w dojrzały sposób przygotowują się do sakramentu małżeństwa, nie tylko wiedzą, że do ostatniej chwili mają prawo się wycofać, jeśli coś poważnego zaniepokoi ich w postawie tej drugiej osoby, ale też rzeczywiście dysponują wolnością w tym względzie właśnie dlatego, że nie zamieszkali jeszcze razem.
Maryja i Józef wzorem przygotowania do małżeństwa
Im bardziej ona i on są dojrzali, tym łatwiej ocenią to, czy potrafią siebie wzajemnie rozumieć, kochać i wspierać niezależnie od dzielącej ich odległości. Im bardziej są niedojrzali, tym bardziej siebie poranią, jeśli będą mieszkać razem przed ślubem. Mądra kobieta nie zamieszka z mężczyzną, dopóki nie upewni się o tym, że on kocha ją nieodwołalnie i że ona chce z nim pozostać na zawsze. Jeśli ona czy on nie są w stanie trafnie ocenić dojrzałości drugiej osoby bez mieszkania pod jednym dachem, to znaczy że nie dorośli jeszcze do małżeństwa. Mieszkanie razem przed ślubem to pochopna decyzja o byciu blisko jak małżonkowie, zanim oboje upewnią się, że chcą być ze sobą na zawsze. Maryja i Józef tak dobrze poznali i pokochali siebie nawzajem – bez mieszkania razem przed ślubem! – że dla małżonków wszystkich czasów stali się wzorem wierności i zaufania w każdej sytuacji. Największą szansę na trafną ocenę kandydata na małżonka mają nie ci, którzy zamieszkali razem, lecz ci, którzy żyją w obecności Boga i dla których jest On najwyższym autorytetem w sprawach miłości i więzi międzyludzkich. |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2011-12-29, 22:36
|
|
|
Teologiczna interpretacja orgazmu
Obecność przyjemności seksualnej towarzyszy spotkaniu kochających się małżonków. Bóg w pełni akceptuje to ludzkie odczucie, pozwala nim się cieszyć w akcie małżeńskim. "Sam Stwórca sprawił (...), że małżonkowie we wspólnym, całkowitym oddaniu się fizycznym doznają przyjemności i szczęścia cielesnego i duchowego. Gdy więc małżonkowie szukają i używają tej przyjemności, nie czynią niczego złego, korzystają tylko z tego, czego udzielił im Stwórca"1. Istnieje nawet opinia, że małżonkowie chrześcijańscy potrafią cieszyć się większą rozkoszą seksualną niż reszta populacji.
cały tekst tu:
http://www.szansaspotkania.net/index.php?page=2043 |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2012-02-01, 02:05
|
|
|
Anna Borkowska
Zjednoczeni w miłości
Zdecydowali się na życie we dwoje. Poprosili Boga o błogosławieństwo. Stało się... Są już małżeństwem. Teraz czeka ich radość i trud budowania komunii miłości w wymiarze duchowym, psychicznym i cielesnym. Pismo Święte mówi o małżonkach: „(...) A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6).
Czystość przedmałżeńska
Tę szczególną przynależność do siebie mąż i żona urzeczywistniają we współżyciu seksualnym, które jest wyrazem największej intymności i bliskości między dwojgiem ludzi. Można się zastanowić nad tym, co małżonkowie komunikują sobie poprzez ten akt. Odpowiedzi mogą być różne, zależne od dojrzałości osób i ich miłości.
Skoncentrujmy się na scenariuszu optymistycznym. A zatem mężczyzna i kobieta wytrwali w czystości przedmałżeńskiej. Przez cały okres swej znajomości budowali porozumienie na różnych płaszczyznach. Poznali swoje zalety i wady, hierarchię wartości, nauczyli się wybaczać, przepraszać i w końcu oddali się sobie, ślubując sobie miłość, wierność oraz uczciwość małżeńską. Teraz nadszedł czas ukazania tej jedności. Właśnie współżycie jest jednym z widzialnych znaków przynależności męża do żony i żony do męża. Żona chce powiedzieć poślubionemu mężczyźnie, że w każdej najdrobniejszej cząstce swego człowieczeństwa należy do niego, a mąż pragnie przekonać żonę, że nie ma takiej sfery w jego życiu, której nie chciałby powierzyć ukochanej. Realizują się słowa: „Jam twoja, tyś mój. Tyś moja, jam twój”. Można powiedzieć, że akt seksualny obrazuje to, co już istnieje, a więc komunię miłości, a jednocześnie, przeżywany w prawdzie, przyczynia się cały czas do pogłębiania tej niezwykłej więzi.
Wzajemne oddanie
To wzajemne oddanie się sobie stanowi tylko jeden biegun współżycia. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że celem popędu seksualnego, który zmierza do współżycia, jest istnienie gatunku ludzkiego, jego przedłużanie. Porządek natury jest taki, iż przez współżycie człowiek się rozmnaża. Małżonkowie zatem, podejmując stosunki seksualne, wchodzą w ten wymiar rodzenia: „Miłość osób, mężczyzny i kobiety, kształtuje się w obrębie tej celowości, niejako w jej łożysku, kształtuje się jakby z tego tworzywa, którego popęd dostarcza” (K. Wojtyła: Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 51). Tak więc znając celowość popędu, mężczyzna i kobieta wybierający małżeństwo jako drogę swojego pielgrzymowania decydują, że chcą służyć przekazywaniu życia, powoływaniu do istnienia nowego człowieka – człowieka, który stanowi swoiste przedłużenie ich własnej miłości. Małżonkowie stają się współtwórcami istoty ludzkiej. Współpracują z samym Bogiem, który stanowi ostateczną instancję i jedyne źródło życia. „Wysławiam Cię, że mnie stworzyłeś tak cudownie. Godne podziwu są Twoje dzieła. Oto Ty utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. I dobrze znasz moją duszę, nietajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi” (Ps 139, 13-15). Z ciała męża i żony nie może jednakże zaistnieć duch człowieka. Tutaj niezbędna jest Boża ingerencja.
Głębia zjednoczenia
Czy to wszystko nie jest wspaniałe? Miłość kobiety i mężczyzny jest płodna, wydaje owoce, które będą trwały w wieczności. Uznanie tej prawdy pozwala małżonkom przeżywać prawdziwą głębię zjednoczenia – głębię, która przyczynia się do ich przybliżania i szczególnego porozumienia na poziomie psychiki, ciała i ducha.
Z powyższych rozważań wynika, że we współżyciu spotykają się dwa wymiary: jedność małżeńska i rodzicielstwo. Oba są niezbędne. Pominięcie lub wykluczenie jednego z nich staje się wielkim wypaczeniem tego cudownego aktu. „Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety” (Paweł VI: Humanae vitae, 12).
Zapewne każde małżeństwo, podejmując współżycie, chce, aby rodziło ono szczęście i przyczyniało się do pogłębiania więzi pomiędzy mężem i żoną. Zastanówmy się, co może pomóc w takim przeżywaniu aktu seksualnego. Jakie warunki są konieczne do tego, by współżycie dawało radość i przyczyniało się do zbliżania małżonków? Oto niektóre z nich:
Dojrzałość osobowa małżonków
Zakłada istnienie harmonii w poszczególnych sferach życia człowieka, którą się osiąga poprzez podejmowanie trudu życia według wymagań Ewangelii, przez codzienną modlitwę, regularną spowiedź, solidną pracę i umiejętność dobrego odpoczynku – a więc przez systematyczne kształtowanie swojego charakteru, aby stawać się człowiekiem dojrzałym, kierującym się nie egoizmem, lecz miłością Boga i bliźniego. Człowiek dojrzały potrafi kierować swoimi pragnieniami, pobudzeniami, swym popędem seksualnym. Jest w stanie podporządkować wszystkie swoje działania miłości, a więc dobru własnemu i drugiej osoby. Taka postawa chroni przed nadużyciami, przed traktowaniem współżycia jedynie jako źródła przyjemności. Umożliwia roztropne korzystanie z seksualności, polegające także na świadomej rezygnacji ze współżycia w sytuacjach tego wymagających.
Uznanie prawdy, że człowiek jest szczególną wartością i że jedynym odniesieniem do niego może być miłość
Człowiek jest koroną stworzenia, istotą, która może stanowić o sobie, dokonywać wyborów, która ma wolną wolę. Tylko człowiek został obdarzony życiem duchowym. Jest inny niż pozostałe byty ziemskie – potrafi rozeznać celowość istnienia, poszukuje sensu życia. Temu najwspanialszemu ze wszystkich stworzeń należy się szczególny szacunek. Nigdy nikomu nie wolno traktować drugiego człowieka jako środka do osiągnięcia własnych celów. Wyklucza się w ten sposób hedonistyczne podejście do współżycia, w którym dwoje ludzi traktuje siebie jednie jako przedmiot użycia, źródło osiągnięcia satysfakcji seksualnej.
Traktowanie sfery seksualnej jako dobrej, czystej, bez kierowania się uprzedzeniami czy zranieniami
Barierę dla osiągnięcia prawdziwej bliskości we współżyciu stanowić może obarczenie sfery seksualnej różnego rodzaju lękami. W poradni rodzinnej miałam przyjemność spotkać młode małżeństwo – wspaniałe i bardzo religijne. Ludzie ci wytrwali w czystości do ślubu, byli pełni miłości i zrozumienia, jednak zamiast obiecanego szczęścia w sferze seksualnej otrzymali przykre doświadczenia. Dlaczego tak się stało? Otóż dziewczyna wyniosła ze swego domu rodzinnego przekonanie, że współżycie jest naznaczone jakimiś szczególnymi ograniczeniami. Podejmując je, bała się, że robi coś grzesznego. To ją blokowało przed pełnym oddaniem się mężowi – do tego stopnia, że każde zbliżenie było dla niej niemiłym przeżyciem. W tej sytuacji wystarczyło tylko odtruć wpojone jej niegdyś szkodliwe poglądy i ukazać prawdziwą naukę Kościoła o ludzkiej seksualności.
Wyzbycie się lęku przed dzieckiem – uszanowanie podwójnej funkcji aktu małżeńskiego: jedności i rodzicielstwa
Psychologia i psychiatria wyraźnie podkreślają, że lęk jest tym, co uniemożliwia przeżywanie pełnej satysfakcji we współżyciu. Nie jest możliwe pełne oddanie się małżonkowi, jeśli głowę zaprzątają myśli typu „teraz dziecka mieć nie możemy”. Jak to się skończy? Pełne napięcia oczekiwanie na miesiączkę... Horror... Jeśli małżonkowie pragną przeżyć głębię aktu seksualnego, nie mogą bać się naturalnych „konsekwencji” współżycia (czytaj: dziecka). Prawdą jest, że doskonała miłość usuwa lęk (por. 1 J 4, 18). Dlaczego mamy się bać? Przecież się kochamy i do tego czuwa nad nami Pan Bóg. Jeśli pojawi się dzieciątko, na pewno zostanie przez nas przyjęte, nawet kiedy nie będzie planowane. Taka postawa rodzi pokój wewnętrzny. Ale niestety czasem żona odczuwa strach na myśl o tym, jak mąż zareaguje, gdy się dowie o poczęciu: „Gdyby on to zaakceptował, nie bałabym się, ale niestety...”. Tak się czasami zdarza. Sama spotkałam takie małżeństwo. Postawa męża mogłaby tutaj wiele zmienić. To bardzo przykra sytuacja, kiedy ten, który ma dawać poczucie bezpieczeństwa, nie spełnia swojego powołania, a wręcz przeciwnie – staje się źródłem obaw.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby każdy akt seksualny prowadził do poczęcia dziecka (bywają przecież w życiu takie okoliczności, gdy małżonkowie powinni je odłożyć, a poza tym płodność kobiety jest cykliczna), lecz o to, by świadomie nie niszczyć funkcji prokreacyjnej i nie czynić rozdziału między jednością a rodzicielstwem. Można tu mówić o wewnętrznej zgodzie, o akceptacji dziecka: „Wprawdzie nie planujemy poczęcia, ale gdyby dzieciątko się pojawiło, na pewno je przyjmiemy”. W przeciwnym razie małżonkowie zachowują się jak ludzie, którzy chcą coś wykraść Bogu; jak eksperymentujący z ogniem, którzy fascynują się jego płomieniem i pragną się doń zbliżyć, ale jednocześnie odczuwają lęk przed poparzeniem.
Nieustanne budowanie więzi w codzienności
Aby małżonkowie mogli przeżywać pełnię współżycia, muszą troszczyć się o swoje relacje każdego dnia. Chodzi tutaj o rozwiązywanie konfliktów, rozmowę, o wzajemną troskę i dawanie sobie widzialnych znaków miłości. Wielkim fałszem jest podejmowanie współżycia wówczas, gdy małżonkowie są negatywnie nastawieni wobec siebie, gdy nie pielęgnują miłości poprzez czułość, delikatność, wzajemne zainteresowanie, pomoc i troskę.
Znajomość własnych potrzeb i pragnień
Niezbędne jest prowadzenie przez małżonków ciągłego dialogu oraz wsłuchiwanie się w przeżycia drugiej osoby, w jej obawy i radości. Chodzi tu o słuchanie z nastawieniem: „Jesteś dla mnie ważna (ważny), chcę wiedzieć, co czujesz”.
Podsumowując, można stwierdzić, że przeżywanie pięknej małżeńskiej miłości wymaga podjęcia trudu pracy nad sobą, nieustannego budowania wzajemnych relacji, integracji wszystkich wymiarów człowieczeństwa, porzucenia wszelkich wypaczonych wizji seksualności oraz wyzbycia się egoizmu i lęku. Pan Bóg chciał bowiem, aby współżycie wyrażało rzeczywistą jedność dwojga oraz ich otwartość na dar życia. Nie bójmy się podążać tą drogą. Owocem wierności Bogu jest zawsze głębokie poczucie szczęścia i świadomość, że z Nim budujemy wspólnotę, której nikt i nic zniszczyć nie może.
Anna Borkowska
http://www.katolik.pl/zje...640,416,cz.html |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
ewulek [Usunięty]
|
Wysłany: 2012-02-11, 06:05
|
|
|
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
maryniaa [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2012-03-24, 19:14
|
|
|
Leon XIII P.P.
Arcanum Divinae sapientiae (O sakramencie małżeństwa)
Wydawnictwo Te Deum - encykliki, 2002
ss. 32, format A5, miękka oprawa
ISBN 83-87770-34-5
Leon XIII zaznacza, że zwrócono się przeciw rodzinie będącej zawsze koniecznym warunkiem wszystkich społeczeństw, zawiązkiem, z którego rozwija się cały społeczny organizm. Ponieważ rodzina bierze początek z małżeństwa, pociski wrogów zwracają się przeciwko niemu, w celu zdarcia z niego świętego charakteru, jako bezpośrednio przez Boga ustanowionej instytucji i oddanej Kościołowi pod szczególną opiekę oraz odebrania nadprzyrodzonych darów świętości i nierozerwalności, czyniących je zbawiennym i błogosławionym w skutkach dla całego społeczeństwa.
http://www.tedeum.pl/tytu...cie-malzenstwa)
==========================================================
Pius XI P.P.
Casti connubii (O małżeństwie chrześcijańskim)
Wydawnictwo Te Deum - encykliki, 2001
ss. 60, format A5, miękka oprawa
ISBN 83-87770-23-X
W encyklice o małżeństwie chrześcijańskim z uwzględnieniem obecnych stosunków, potrzeb, błędów i wykroczeń w rodzinie i społeczeństwie Pius XI wykłada naukę o sakramencie małżeństwa. Wymienia i opisuje takie dary małżeństwa jak: potomstwo, wierność i nierozerwalność węzła małżeńskiego. Potępia też poglądy i działania degradujące ten związek — zamach na życie dziecka, emancypację kobiet oraz rozwody. Podaje również środki odnowienia małżeństwa — uległość woli Bożej, pobożność i praktyki religijne oraz pamięć o sakramentalnym charakterze małżeństwa.
http://www.tedeum.pl/tytu...hrzescijanskim)
==========================================================
bp Tihamér Tóth
Małżeństwo chrześcijańskie
Wydawnictwo Te Deum - książki, 2002
ss. 180, format A5, miękka oprawa
ISBN 83-87770-33-7
Biskup Tóth był długoletnim rektorem seminarium duchownego w Budapeszcie i profesorem kaznodziejstwa na uniwersytecie. Przez cały rok akademicki przemawiał co niedzielę w czasie Mszy świętej dla studentów. Słuchały go zawsze tłumy, wypełniające szczelnie kościół uniwersytecki. Wpływ jego kazań był wielki, nic więc dziwnego, że przetłumaczono je na wiele języków. Małżeństwo chrześcijańskie to pierwsza pozycja serii dzieł zebranych bpa Tótha, która ma przybliżyć polskiemu czytelnikowi te na ogół zapomniane, choć niepokojąco aktualne dzieła.
http://www.tedeum.pl/tytu...chrzescijanskie
==========================================================
Rodzina chrześcijańska uratuje świat!
W dzisiejszych czasach krąży tysiące haseł o reformowaniu małżeństwa. Jeżeli się dobrze zastanowimy, przekonamy się, że ta reforma może się odbyć tylko na jednej drodze: powinniśmy małżeństwu przywrócić z powrotem pierwotne podstawy wiary, zachować jego nierozerwalność i czystość, gdyż zależnie od tego ludzkość będzie żyć albo zginie!
To fakt, że państwo nie może się obejść bez rodziny, ale tak samo prawda, że państwo samo z siebie nie może dostarczyć moralnych podstaw rodzinie, które by zapewniły jej rozwój.
Żadne na świecie państwo nie jest zadowolone z rozwodów. Każdy wie, jak fatalne następstwa wynikają dla narodu z rozwodów. Dlatego pragnieniem każdego państwa jest, żeby małżeństwa były jak najtrwalsze. Ale widzimy, że te starania państwa bez pomocy religijnej podupadły, jak dawny Rzym za czasów Augusta.
Za panowania Augusta rozwody były bardzo modne. Cesarz, w celu ratowania zagrożonego małżeństwa, wydał dwa ostre prawa: jedno w 4. roku po Chrystusie, tak zwane „Lex Julia”, drugie w 9. roku, tak zwane „Lex Poppaea”. Jednocześnie wyznaczył nagrody dla licznych rodzin, z drugiej strony nakładał kary na tych, którzy nie chcieli wstępować w związki małżeńskie i na bezdzietne małżeństwa.
Jaki był tego skutek? Żaden! Nic nie pomogło. Dlaczego? Posłuchajmy, co odpowie historyk. Ten sam August, który wydał te ostre przepisy, sam żył w nielegalnym małżeństwie i przez to dał wymowne świadectwo, że prawa państwowe chybiają celu, jeśli chodzi o wychowanie sumień obywateli.
Dla wygód jednostek nie można porzucać zasad
Teraz rozumiemy, jak doniosłą pracę wykonało chrześcijaństwo, kiedy podniosło małżeństwo do rzędu sakramentu. Pierwszym owocem krzyża było stworzenie ideału małżeństwa chrześcijańskiego; to jest fakt historyczny, dzięki któremu chrześcijaństwo na gruzach świata starożytnego założyło fundamenty pod kulturę chrześcijańską.
Kto to wszystko gruntownie przemyśli, musi uznać, że ludzkość zrobiła fatalny błąd, kiedy sprzeciwiła się woli Bożej i rozpoczęła rozwodzić małżeństwa. Skutkiem tego powstała rana w życiu ludzkim, osłabły cnoty społeczne, zachwiały się ich podstawy, prawo Boże zostało podeptane przez namiętności, swawolę i kaprys.
Prawda, że nierozerwalność pociąga za sobą tragedie i ofiary, jak każda inna zasada czy prawo. Ale dobro ogółu stoi ponad interesem i korzyścią osobistą; dla wygód jednostek nie można porzucać zasad, które służą dobru ogółu. Jeśli odstąpimy od tych zasad – jak to uczyniła ludzkość, zgadzając się na rozwody – otworzy się pod nami przepaść, z której się nigdy nie wydostaniemy.
Czy nie widzimy z przerażeniem, jak z dnia na dzień mnożą się preteksty do rozwodu? Dawniej tylko w wyjątkowych okolicznościach starano się o rozwód; powoli coraz bardziej rosły zmyślone powody, a w końcu samo małżeństwo chcą ludzie znieść. To rzecz zrozumiała, że człowiek doszedł do tego, bo oparł się na fałszywych podstawach. Jeżeli nie dbamy o swoje ubranie, to prędko się podrze.
Kościół konsekwentnie broni małżeństwa
Wiemy dobrze, że rodzina jest podstawą rozwoju narodu! Wiemy, że najpiękniejsze programy społeczne pozostaną tylko pustymi frazesami, jeśli nie mają na względzie przede wszystkim rodziny. Wiemy, czego w dzisiejszych czasach państwo najbardziej potrzebuje: wzmocnienia życia rodzinnego. Jest to potrzebniejsze niż sztuka, nauka, technika, rolnictwo, przemysł i handel – bo te rosną i żyją z rodzin. I odwrotnie: rozkład rodzin pociąga za sobą nieobliczalne straty moralne; naród, którego rodziny rozlatują się, schodzi z widowni świata.
Musimy z bólem stwierdzić, że większość państw w pewnej mierze poddała się prądom podkopującym ideał małżeństwa, ale za to z tym większą radością dziękujemy Kościołowi, który zawsze czuwał i dziś stoi na straży czystości nauki Chrystusowej o małżeństwie.
Ile razy z tego powodu przepowiadano mu śmierć! „Kościół zginie, jeśli nadal będzie bronił swoich skostniałych form, jeśli nie ustąpi i nie będzie wyrozumiały dla nowoczesnego życia”. Nie! Kościół nie może ustąpić, jeśli jego ustępliwość przyniosłaby zgubę i śmierć! Jego świętym obowiązkiem jest utrzymać rodzinę na idealnych wyżynach, na których pierwotnie umieścił ją Bóg, a Chrystus podniósł do rzędu sakramentu.
Nie wiemy, jaki los czeka kulturę Zachodu, a wraz z nią i Kościół Chrystusowy, ale pewne, że losy Europy będą zależeć od tego, czy uda się zbudować w niej nową kulturę chrześcijańską, bo dawna już się rozsypała. Również faktem jest, że nową chrześcijańską kulturę tylko wtedy uda się zbudować, gdy fundamenty jej spoczną na gruncie idealnego, chrześcijańskiego małżeństwa.
Nad budową, nad wzmocnieniem mistycznego Ciała Chrystusowego powinni pracować nie tylko kapłani, ale i wierni. Żeby nie było rozdwojenia w ciele – pisze św. Paweł – ale żeby członki zarówno troszczyły się jedne o drugie (1 Kor 12, 25). Tylko wtenczas zakwitnie nowa wiosna w Kościele, jeśli nie tylko biskupi i kapłani, ale wszyscy wierni przyczynią się do jego odbudowy. Kościół tylko wtenczas odnowi się, wzmocni i stanie się piękniejszy, gdy chrześcijańską stanie się rodzina, małżeństwo, rodzice i dzieci.
Świat zatacza się jak pijany olbrzym. Zdaje się, że fale podłości i nikczemności zaleją ziemię, jak niegdyś wody potopu za czasów Noego. Gdyby to nastąpiło, gdyby zginęło wszystko, co ludzkość w ciągu tysięcy lat pięknego i wielkiego wyhodowała, i wtenczas wśród piętrzących się fal popłynie spokojnie druga arka Noego, Kościół katolicki, chroniąc w sobie nową rodzinę Noego – która uratuje ludzkość od zagłady czystym, silnym i idealnym życiem rodzinnym! Nie konferencje handlowe, nie maszyny, nie związki zawodowe, nie traktaty pokojowe – ale ojcowie i matki uratują świat: ojcowie pracą, matki miłością; ojcowie i matki chrześcijańskie!
Ratujcie ideał świętości małżeństwa
Ludzkość z przerażeniem spostrzega, że życie rodzinne stoi nad przepaścią, że zagrożona jest wszelka wartość kulturalna. Biologowie, politycy, wychowawcy szukają na gwałt wyjścia. Tysiące myśli i planów krzyżują się w umysłach ludzkich. Ale nie ma sposobu ratowania życia rodzinnego, jak tylko przez powrót do dawnych, porzuconych praw Bożych i naturalnych – przez powrót do ideału chrześcijańskiego małżeństwa. Najpewniejszą rękojmią nowego tysiąclecia dla naszego państwa (...) jest prawo ewangeliczne: Ratujcie ideał świętości małżeństwa, a uratowaliście naród i państwo.
Kochani Bracia! Klatkę schodową berlińskiego Neues Museum zdobią potężne historyczne malowidła Kaulbacha. Jeden wielki obraz przedstawia zburzenie Jerozolimy. We wstrząsających scenach widać zagładę wybranego narodu. Świątynia jerozolimska stoi w płomieniach; aniołowie, którzy wykonują wyrok Stwórcy nad miastem, są uzbrojeni w ogniste miecze. Po stronie prawej widać Tytusa, zwycięskiego wodza, na czele legionów rzymskich, po lewej stronie w głębi idą hardzi, rozgoryczeni i bezsilni dawni wodzowie narodu żydowskiego. Na środku obrazu na pierwszym planie stoi arcykapłan i chce się przebić sztyletem, ale żona i dzieci błagają, żeby ich wpierw zabił... Zgroza, rozpacz, beznadziejność i ruina przemawiają z tego obrazu.
Jednak nie! Druga połowa obrazu mówi o czym innym. Widzimy tam chrześcijańską rodzinę, uciekającą na mułach z ginącego miasta; na jednym siedzi matka z dwojgiem dzieci u piersi, za nimi siedzi jeszcze jedno dziecko, na drugim same dzieci. Przed nimi idzie chłopiec, śpiewając psalmy z podniesionymi ku niebu oczyma. Na końcu idzie ojciec; również śpiewa psalmy. Nad nimi unosi się grupa aniołów: wiara, nadzieja i miłość, którzy trzymają w rękach nie ogniste miecze, ale promienną monstrancję Przenajświętszego Sakramentu.
Na tym monumentalnym obrazie, doskonale nadającym się, by zakończyć dzisiejsze kazanie – widzimy jeszcze jeden epizod: z tłumu strwożonych Żydów wybiega trzech chłopaków, na pół ledwie ubranych i błagalnym gestem rzuca się przed uciekającą rodziną chrześcijańską: zabierzcie nas, nie dajcie nam zginąć! Jedno z chrześcijańskich dzieci serdecznym uśmiechem zaprasza ich, żeby szli razem...
Oto nasza nadzieja!
W serdecznym uśmiechu tego dziecka jest nasza nadzieja! Bo kto nie czuje, co znaczy dla nas ten obraz? Kto nie widzi, że już nad niebem zbuntowanego życia rodzinnego unosi się gniew Boży? Kto nie słyszy, jak trzeszczą i walą się silne ongiś mury świątyni ogniska domowego, grzebiąc pod gruzami wartości nasze: cnotę, szczęście, kulturę – wszystko, co człowiek pięknego i wielkiego stworzył na ziemi?!
Tylko jeden jest sposób wyjścia z tego nieszczęścia: rodziny katolickie muszą porzucić zatrute trzęsawiska fałszywych haseł i wypaczonych pojęć moralnych, muszą wrócić do ideału małżeństwa chrześcijańskiego i rozniecać go po całym świecie.
Niczego więcej dziś nie potrzebujemy, tylko chrześcijańskich rodzin. Jeśli świat ma uniknąć zagłady, to uratuje go chrześcijańska rodzina.
Rodzina, która daje czyste panny i szlachetnych młodzieńców!
Która rozsiewa zadowolenie, ład i szczęście!
Która jest komórką i fundamentem prawdziwego życia ludzkiego!
Która odbuduje i wzmocni steraną grzechem ludzkość!
Boże! Prosimy Cię – broń, wzmacniaj i błogosław nasze chrześcijańskie rodziny! Amen.
ks. bp. Tihamér Tóth
Fragment kazań ks. bp. Tihaméra Tótha, cyt. za: bp Tihamér Tóth, Małżeństwo chrześcijańskie, Warszawa 2001, s. 43-47, s. 173-177.
==========================================================
Małżeństwo pochodzi od Boga
Już w Starym Testamencie czytamy, że małżeństwo powstało z rozkazu Bożego. Kiedy młody Tobiasz przed swoim ślubem prosi Boga o łaskę, mówi o małżeństwie jako o rzeczy dobrze znanej: Panie Boże ojców naszych… Tyś stworzył Adama z mułu ziemi i dałeś mu na pomoc Ewę (Tb 8, 7-8). Jeśli w tak promiennym świetle zjawia się przed nami życie rodzinne z czasów przedchrystusowych, jeśli słyszymy, że małżeństwo jest wolą Bożą, to mimo woli nasuwa się pytanie: czy spełnienie tej woli Bożej obowiązuje bez różnicy wszystkich ludzi?
W Księdze Wyjścia spotykamy szóste przykazanie Boże, które obroniło małżeństwo przed zbezczeszczeniem (Wj 29, 14). Znane są ze Starego Testamentu przepiękne słowa błogosławieństwa małżeńskiego: Bóg Abrahamów i Bóg Jakubów niech będzie z wami i On was niechaj złączy i niech wypełni błogosławieństwo swoje nad wami (Tb 7, 15).
Jeśli chcemy zrozumieć, skąd się wzięło pojęcie o Boskim pochodzeniu małżeństwa, musimy rzucić okiem na pierwszą stronę Księgi Rodzaju. Pierwszy i drugi rozdział wyraźnie mówi, że małżeństwo nie jest wymysłem ludzkim, ale rzeczywiście pochodzi od Boga.
A) O Boskim pochodzeniu małżeństwa świadczy pierwszy rozdział Księgi Rodzaju, w którym spotykamy opis stworzenia pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety.
a) Jeśli przyglądamy się ludziom, spostrzegamy między nimi rozmaite różnice: jeden jest wysokiego wzrostu, inny niskiego, ktoś jest blondynem, drugi brunetem; jeden jest otyły, drugi szczupły; jeden silny, drugi słaby i tak dalej, ale oprócz tego istnieje istotna różnicamiędzy mężczyzną a kobietą.
Ciekawe, że jakaś dziwna siła reguluje stały liczbowy stosunek między obiema płciami, bo wprawdzie chłopców rodzi się nieco więcej, ale większa wśród nich śmiertelność zmniejsza różnicę. Skąd ta różnica płci, tak ważna dla rodzaju ludzkiego?
Pierwsze stronice Pisma Świętego zawierają głębokie pouczenie w tej sprawie. Bóg stworzył osobno mężczyznę i osobno kobietę, ale oboje zaraz połączył świętym związkiem i powierzył im wielkie zadanie. Posłuchajcie słów Pisma Świętego: Stworzył Bóg człowieka na obraz swój… mężczyzną i niewiastą, i błogosławił im i rzekł: Rośnijcie i mnóżcie się, i napełniajcie ziemię (Rdz 1, 27-28).
b) Pismo Święte jednocześnie daje odpowiedź tym, którzy ze zdziwieniem zapytują: „Jak to rozumieć, że coś jest dozwolone w ramach życia małżeńskiego, a poza nim jest uważane za grzech ciężki? Czy to nie sprzeczność: tam wolno, a tu nie! Przecież w obu wypadkach rzecz jest ta sama!”.
Pismo Święte daje wyraźną odpowiedź, że Bóg tylko w małżeństwie, w nierozerwalnym związku mężczyzny i kobiety złożył ciągłość rodzaju ludzkiego, więc tylko w małżeństwie jest dozwolona czynność, z której może powstać nowe życie ludzkie, i dlatego jest ona ciężkim grzechem poza małżeństwem, gdyż gwałci wyłączne prawa małżeństwa i podkopuje życie rodzinne, którego należy bronić za wszelką cenę.
B) Z drugiego rozdziału Księgi Rodzaju przekonamy się, że to, cośmy wyczytali w pierwszym rozdziale, nie jest czczym rozumowaniem, ale rzeczywiście wolą Bożą. Tu dowiadujemy się szczegółowo o założeniu małżeństwa (Rdz 2, 15-24).
a) Pierwszy mężczyzna, znajdując się wśród przepychu bogatej natury, jest upojony swoją władczą siłą życiową, dusza się w nim raduje na widok cudów raju, ale czuje, że mu brak czegoś: nie ma z kim dzielić swojej radości, nie ma kogoś, kto by go zrozumiał, nie ma jeszcze podobnej do siebie istoty na ziemi! I wtedy Bóg, by mu dać pomoc, radość, towarzyszkę życia, która by go wzmacniała – stwarza kobietę.
b) Podobnie jak Adam w tamtej chwili, w poczuciu młodych sił buzujących w jego muskularnym ciele, pragnął uzupełnienia, zrozumienia, wymiany myśli, oddania się, tego samego pragną młode jednostki obu płci rodzaju ludzkiego. Fizycznie dojrzały mężczyzna i kobieta czują, że brak im wielu rzeczy, które są w każdym z nich z osobna, że powinni się uzupełnić tymi odmiennymi właściwościami; dopiero wtenczas ziści się w nich ideał całego człowieka.
To zmieszanie, zlanie, uzupełnienie się dwojakiego rodzaju osobników daje nigdzie na świecie niespotykaną jedność małżonkom, o której wyraźnie mówi Pismo Święte: Przeto opuści człowiek ojca swego i matkę, a przyłączy się do żony swej i będą dwoje w jednym ciele (Rdz 2, 24).
Podobnie dzieje się, gdy mieszamy rozmaite rodzaje stali, by otrzymać metal trwalszy i silniejszy.
c) Jeśli rzeczywiście naturalną i pożądaną rzeczą jest, żeby dwojakiego rodzaju ludzie żyli na ziemi, żeby różnili się między sobą i właśnie dzięki temu uzupełniali się, to sami możecie osądzić, jak nienaturalne, szkodliwe, głupie jest dążenie współczesne, które dziewczyny wychowuje jak chłopców, a chłopców jak dziewczyny – stwarzając chłopczyce i zniewieściałych mężczyzn. Zacierając różnice obu płci, osłabia tajemniczą siłę przyciągania, dzięki której powstaje podstawowa komórka życia społecznego, źródło bezustannego odnawiania się rodzaju ludzkiego i rękojmia jego zachowania: rodzina.
Kto ma się żenić, a kto nie?
Czy według woli Bożej, każdy człowiek ma wstępować w związek małżeński? Odpowiedź wypadnie przecząco. Nie wszyscy muszą wstępować w związek małżeński! Co więcej, zupełna wstrzemięźliwość jest cenniejsza w oczach Bożych, ale dla większości ludzi małżeństwo jest prawidłowym sposobem życia.
A) Od czasów Chrystusa wiemy, że małżeństwo nie obowiązuje wszystkich, że jeśli ktoś z pobudek wyższych, dla wyłącznej służby Bożej obiera stan bezżenny, jest to cenniejsze wobec Boga niż życie małżeńskie.
a) Pan Jezus wyraźnie o tym mówił. Pewnego razu powiedział, że są tacy, którzy „dla Królestwa niebieskiego” nie żenią się, czyli dlatego, żeby swoją duszę mogli niepodzielnie ofiarować Bogu. Święty Paweł o tym samym mówi obszerniej: Kto jest nieżonaty, troszczy się o to, co jest Pańskiego, jak podobać się Bogu. A kto jest żonaty, troszczy się o rzeczy tego świata, jak podobać się żonie i rozdzielony jest (1 Kor 7, 32-33).
Małżeństwo jest planem Bożym, ale panieństwo jest stanem doskonalszym. W ten sposób należy rozumieć inne powiedzenie świętego Pawła: Dobrze jest człowiekowi nie tykać się niewiasty (1 Kor 7, 1), czyli że życie w czystości, poświęcone dla wyższej doskonałości duszy, dla służby Bożej i dla miłości bliźniego, jest doskonalsze niż małżeństwo.
Jeżeli się ktoś wyrzeka małżeństwa, żeby całym sercem służyć Bogu, składa Mu wielką ofiarę.
b) Ale Pan Bóg nikogo do tego nie zmusza! To tylko „rada ewangeliczna”. Kto może pojąć niechaj pojmuje (Mt 19, 12) – powiedział Pan Jezus, ale większość ludzi nie jest do tego powołana. Mówi o tym święty Paweł, kiedy powiada, że dla uniknięcia rozpusty, niech każdy ma swoją żonę, a każda niech ma swego męża (1 Kor 7, 2). Słowa „niech ma” oznaczają, że wolno mieć. Dla większości jest to powszechna reguła, bo zupełna wstrzemięźliwość obowiązuje tylko niektórych.
Już teraz umiemy odpowiedzieć na pytanie: kto się ma żenić, a kto nie?
B) Kto się nie ma żenić?
a) Przede wszystkim ci, którzy są bardzo ciężko chorzy albo mają ciężkie dziedziczne choroby, bo prawdopodobnie choroby te mogą przekazać potomstwu.
W niektórych państwach wyszły ustawy zabraniające takim osobom wstępować w związek małżeński. Prawa te są daleko sroższe niż wymagania Kościoła, bo choć chrześcijańska moralność nie zachwala tego rodzaju małżeństwa, jednak nie zabrania go pod karą grzechu śmiertelnego, o czym wymownie świadczy encyklika Casti connubii Piusa XI.
Dlaczego nie zabrania? Dlatego, że nie jest wykluczone, iż tego rodzaju nieszczęśnicy w małżeństwie znajdą ulgę, pocieszenie, wzmocnienie duchowe, które ułatwi im osiągnięcie celu ostatecznego. A wiemy, że głównym celem Kościoła Chrystusowego jest ułatwić osiągnięcie zbawienia duszy.
b) Kto jeszcze nie powinien się żenić?
Ten, kto chce się wyłącznie poświęcić jakiejś wielkiej idei, na przykład jakiemuś badaniu naukowemu albo służbie miłości bliźniego, a przede wszystkim ten, kto się poświęca służbie Bożej, powinien zachować zupełną wstrzemięźliwość płciową, żyć w czystości.
c) A kto jeszcze nie powinien się żenić? Nie powinien się żenić ten, kto jest chory, nie powinien się żenić kapłan, zakonnik, zakonnica. Jeszcze kto? Nikt więcej!
Za wyjątkiem wymienionych wypadków, do największej części ludzkości jako nakaz odnoszą się słowa Boga: Rośnijcie i mnóżcie się (Rdz 1, 28). Kto nie jest więc chory albo nie poświęca swego życia wyłącznie jakiejś wielkiej sprawie, niech wstępuje w związek małżeński.
Niech się żeni, wymaga tego Bóg i jednocześnie własny, dobrze zrozumiany interes.
Niedobrze być człowiekowi samemu (Rdz 2, 18) – czytamy słowa Stwórcy na pierwszych stronach Pisma Świętego. Kto temu zaprzeczy? Bóg to powiedział, który stworzył człowieka, więc najlepiej zna ludzką naturę.
Częstym tematem w literaturze światowej jest jałowe życie starych kawalerów i starych panien, naprawdę nie ma im czego zazdrościć. Mogą mieć poważne stanowiska, ale dusze ich są osamotnione. Może mają luksusowe mieszkania, ale nie mają domu. Przyjdą święta, kiedy dom rodzinny jest pełen gwaru, radości; zamiast srebrnego szczebiotu dzieci, słyszy jednostajne tykanie zegara w pustej izbie: lecą lata, lecą lata, starzejesz się, starzejesz się…
Chcę wskazać na wielką różnicę, jaka zachodzi między starym kawalerem a starą panną. Jeśli mężczyzna zostanie starym kawalerem, zwykle sam jest temu winien, bo nie chciał się ożenić. Ale jeśli panna nie wyszła za mąż, to najczęściej nie ona temu winna: nikt jej nie brał. Toteż głos sumienia nie jest jednakowy w tych wypadkach, bo kobieta, która nie z własnej winy nie wyszła za mąż, w godzinach osamotnienia może znaleźć ukojenie w woli Bożej, że tak widocznie musiało się stać; natomiast gorzej będzie z tym, kto musi obwiniać siebie samego, swoje samolubstwo, że ściągnął na siebie chwile rozpaczliwej samotności.
Pozwólcie, powiem wam, Szanowni Panowie: albo bądźcie kapłanami, zakonnikami, albo się żeńcie, innego wyjścia nie ma!
Ks. bp Tihamér Tóth
Dzieła zebrane biskupa Tihaméra Tótha, t I, Małżeństwo chrześcijańskie Warszawa 2001, s. 20 – 22 i 25 – 27.
==========================================================
Małżeństwo rozwiedzionych
Za czasów proroka Malachiasza na naród żydowski spadło wiele klęsk. Żydzi jęczeli, prosili Boga o zmiłowanie, ale na próżno, a prorok powiedział, dlaczego Bóg nie wysłuchuje ich próśb. Sam Bóg przemawiał jego ustami: Pokrywaliście łzami ołtarz Pański, płaczem i wrzaskiem tak, że nie wejrzę więcej na ofiarę ani nie przyjmę co ubłagającego z ręki waszej. Dla jakiej przyczyny? Bo Pan świadczył między tobą i żoną młodości twojej, którąś ty wzgardził, a ona była uczestniczką twoją i żoną przymierza twego (Mal 2, 13-14).
Bóg ukarał naród wybrany, bo znaleźli się tacy, którzy porzucili prawowite żony i wzięli sobie poganki. Czy dzisiaj Bóg nie ma karać ludzkości, gdy już nie jednostki, ale setki, tysiące i setki tysięcy porzuca prawowite małżonki i mężów – chcąc zawierać nowe małżeństwa?
Kościół nie uznaje rozwodów
Na tle współczesnego niemoralnego życia powstał nieprawdopodobny chaos w tej dziedzinie!Zgłasza się do proboszcza para mająca zamiar zawrzeć małżeństwo. Proboszcz po wysłuchaniu prośby smutno odpowiada: „Trudno, ale nie będę mógł państwu dać ślubu, bo mąż pani jeszcze żyje!”.
- Owszem, tak, ale otrzymaliśmy cywilny rozwód!
- Nic na to nie poradzę! Małżeństwo pomimo to jest ważne! Nie mogę udzielić ślubu.
- Jak to? Kościół nam nie da ślubu? – oburzają się oboje. – Proszę księdza, jestem wysokim urzędnikiem państwowym, muszę otrzymać ślub. Jesteśmy przecież ludźmi religijnymi, bez ślubu kościelnego nie chcemy żyć. Jeśli nie otrzymamy ślubu w Kościele katolickim, to pójdziemy gdzie indziej!…
Awantura kończy się tym, że idą do kościoła innego wyznania, sądząc, że znajdą rozwiązanie sprawy i spokój. Czy to nie okropne złudzenie? Wyparli się wiary, ale na zewnątrz udają pobożnych, bo tego wymagają warunki społeczne! Zrobili krok, z powodu którego Kościół ich wykluczył ze swego grona, nie mogą przystępować do spowiedzi, do Komunii Świętej, ale mimo wszystko czują się religijni – bo przecież „brali ślub” w kościele!
Święte i nierozerwalne
Inny przypadek. Młoda para zgłasza się do ślubu. Narzeczona mówi: „Proszę księdza proboszcza, jestem katoliczką, mój narzeczony wprawdzie nie jest katolikiem, ale gotów jest dać rewers, więc sądzę, że nie ma powodów, żebyśmy nie mogli otrzymać ślubu. Ale… nie wiem na pewno, czy nie ma w tym nic złego… bo… proszę księdza… ten pan już był raz żonaty, ale jego żona była innego wyznania i otrzymała rozwód… prawda, że to nie przeszkadza nam w zawarciu małżeństwa?” – kończy bojaźliwie dziewczyna.
I zaraz usłyszała, że owszem, jest to przeszkoda i nie można otrzymać ślubu.
- Nie można? Dlaczego? – zapytała nadąsana.
- Dlatego, że Kościół katolicki małżeństwa innych wyznań również uważa za święte. Za bardziej święte niż te wyznania! I te małżeństwa uważa za ważne…
Powiedzcie, czy to nie jest imponująca logika? Jeżeli dwoje niekatolików, ale chrześcijan, zawiera małżeństwo, to uważamy je za ważne. Jego ważność szanujemy bardziej niż te wyznania, w których powstały! I choć te wyznania rozwiązują swoje małżeństwa, my jednak uważamy je za nierozerwalne.
Więcej: jeśli żyd i chrześcijanka, ale niekatoliczka, zawierają małżeństwo, to takie małżeństwo także jest ważne! Jeśli ich wiara udziela im rozwodu, to wtenczas nie można ani żenić się, ani wychodzić za mąż za katolika, bo małżeństwo było ważne według naszych pojęć!
Oto, jak Kościół katolicki wysoko ceni związek małżeński, uważając go za nietykalny!
Prawo Kościoła
„Nie rozumiem – ktoś powie – zawsze słyszy się: bierzcie ślub w Kościele katolickim, bo tylko takie małżeństwo jest ważne, które zostało zawarte w Kościele katolickim! A tu nie chcą udzielić ślubu dziewczynie, a przecież jej narzeczony pierwsze małżeństwo zawarł nie w Kościele katolickim!”.
Rzecz prosta. Kościół katolicki tylko swoim wiernym może rozkazywać. Do nich stosuje prawo: że małżeństwo ich nie jest ważne, jeśli zostało zawarte poza Kościołem, ale również uznaje małżeństwa innych wyznań. Jeśli więc niekatolickie strony zawierają małżeństwo według swojej wiary, Kościół uważa je za ważne. Dla nas święte, ważne i nierozerwalne jest małżeństwo, które zostało zawarte między parą żydowską, buddyjską czy japońską. I jeśliby z nich którakolwiek strona jeszcze za życia drugiej chciała zawrzeć małżeństwo ze stroną katolicką, Kościół nie zezwala na taki związek, bo pierwsze małżeństwo uważa za ważne. Nawet wówczas, jeśliby wiara jednej ze stron rozwiązała takie małżeństwo!
Może wielu słuchaczy jest zdziwionych tym, co usłyszeli, że Kościół katolicki nie tylko szanuje małżeństwo innych wyznań, ale bardziej je poważa, niż czynią to owe wyznania, uważając je za nierozerwalne nawet wtenczas, gdy te wyznania udzieliły rozwodu. Szacunek i pietyzm, z jakim Kościół katolicki odnosi się do małżeństwa nawet innych wyznań, jest tylko naturalnym wynikiem głębokiego i poważnego pojmowania małżeństwa. (…)
Ks. bp Tihamér Tóth
Małżeństwo chrześcijańskie, Warszawa 2001, s. 61-63.
==========================================================
Co kapłan może wiedzieć o małżeństwie i rodzinie?
Nieraz słyszy się w różnych towarzyskich rozmowach ludzi uchodzących za katolików pytanie postawione w tytule. Wypowiadający je z sarkazmem ludzie chcą często w ten sposób podkreślić swoje, nierzadko odmienne od nauczania Kościoła, poglądy na życie małżeńskie i rodzinne. Zastanówmy się więc wraz z ks. biskupem Tihamerém Tóthem i odpowiedzmy sobie na pytania: Czy kapłan katolicki może mówić na ten temat? Kapłan katolicki, który sam nie żyje w małżeństwie? Czy może wskazać właściwą drogę nam, którzy jesteśmy małżonkami albo szykujemy się do małżeństwa? Czy powinien i może mówić o małżeństwie ten, kto sam go nie zna?
Na pozór rzeczywiście wydaje się to niemożliwe, ale tak nie jest.
Przede wszystkim zastanowimy się, że chociaż kapłani katoliccy się nie żenią, jednak pochodzą z małżeństw i z kręgu życia rodzinnego dostali się do ołtarza; też mieli rodziców, o których wspominają z wdzięcznością i miłością; też mają siostry, braci, którzy wychodzą za mąż, żenią się, więc chociażby stąd mogą znać rodzinę i jej życie.
Czy nie słyszeliście o sławnych krytykach, którzy jednak sami żadnego dzieła nie napisali? Czy nie znacie lekarzy, którzy doskonale leczą choroby, na które sami nigdy nie cierpieli? Czy psychiatrzy nie leczą stanów nerwowych, których sami nigdy nie doznawali? A czy sędziowie nie mogą sprawiedliwie osądzić przestępstw, dlatego, że sami ich nigdy nie popełniali?
Przeciwnie, twierdzę, że ten, kto sam nie żył w małżeństwie, może trafniej i bez uprzedzenia rozpatrywać ten tematniż człowiek żonaty. Bez uprzedzenia, bo krytyczniejszym okiem może oceniać wady obu stron, wydać bardziej prawdopodobny sąd i służyć radą, niż ten, kto jest zainteresowany w danej sprawie; często osobiste doświadczenie wprost utrudnia głębszą rozwagę i bezstronne rozpatrzenie sprawy.
Chociaż kapłan nie ma osobistych doświadczeń w tej dziedzinie, za to ma je Kościół w swoim 1900-letnim istnieniu i niewyczerpanej rozmaitości życia wiernych. Kościół na podstawie swego blisko 2000-letniego duszpasterzowania nabrał tak wprawnego sądu, tak głębokiego i szerokiego pojmowania sprawy i doświadczenia, jakiego nie posiada żadna organizacja na Ziemi. Z drugiej strony kapłan, do którego przychodzą wierni ze swoimi radościami i bólem, również poznaje życie rodzinne w jego różnorodnych, niewyczerpanych objawach, zna jego bolączki, trudności, wahania, bez porównania gruntowniej niż małżonkowie.
Nie zapominajmy o najbogatszym źródle, o zaufaniu wiernych, z którego kapłan czerpie doświadczenia w tej sprawie; a kapłan zyskał sobie to bezgraniczne zaufanie dzięki temu, że dla Chrystusa i dla dobra duchowego wiernych wyrzekł się życia rodzinnego. Młodzi, starzy, wolni, żonaci, mężatki, z zaufaniem przychodzą do kapłana, opowiadają mu swoje strapienia, troski, radości, żale, smutki i bóle, tak że ksiądz przez to pozna gruntowniej wszystkie bolączki, niebezpieczeństwa, najrozmaitsze zagadnienia małżeństwa, niż gdyby sam był żonaty, bo wtenczas znałby życie tylko swojej rodziny, a tak zna życie setek, tysięcy rodzin.
Po tym, co powiedziałem, sądzę, że nie będzie już kwestii, czy kapłan katolicki ma prawo mówić na temat małżeństwa i rodziny.
Czy trzeba, żeby kapłan o tym mówił?
Bez wątpienia, jest to temat bardzo trudny, związany z takimi sprawami, do których należy przystępować z największym pietyzmem i znajomością psychologiczną. Właśnie dlatego skuteczniej może się zająć tą sprawą kapłan katolicki, od którego możemy się spodziewać pożądanej subtelności, niż kto inny, który może brutalnie mieszałby się w te najświętsze zagadnienia życia.
Dlaczego ma mówić o tym kapłan? Dlatego, że Kościół powinien zabrać głos w sprawie w swej istocie świętej i dotyczącej bezpośrednio życia religijnego.
Małżeństwo jest rzeczą świętą! Pewien uczony stwierdził, że przymiotnik osłabia rzeczownik. Z pewnością chciał przez to powiedzieć, że są przymiotniki, które jeśli łączymy z przedmiotem, zasłaniają, osłabiają istotę rzeczy, ale z drugiej strony znamy określenia, które dzięki swojej jędrności, jak blask pioruna w ciemną noc, doskonale oświetlają pewną myśl. Papież Pius Xl 31 grudnia 1930 roku wydał obszerną encyklikę o małżeństwie chrześcijańskim; na początku umieścił dwa słowa, w których mieści się cała treść. Casti connubii – tak rozpoczyna się encyklika. Niezwykle trafne hasło: „Czyste małżeństwo”! Rzeczywiście: albo małżeństwo jest czyste, moralne i święte – albo przestaje być małżeństwem, a jeśli jest święte i jest sakramentem, to przede wszystkim kapłan Kościoła katolickiego powinien się nim zająć.
Lacordaire pewnego razu powiedział, że sprawa połączenia się mężczyzny z kobietą, czyli sprawa małżeństwa, jest kwestią kultury ludzkiej; a my jeszcze dodamy, że jest to sprawa szczęścia ziemskiego i niebieskiego! Więc tą sprawą trzeba się zajmować! Głęboko się nią interesować powinien przede wszystkim Kościół katolicki!
Kochani Bracia! Podobno są perły, które tracą swój pierwotny blask w rękach ludzkich i odzyskują go ponownie, jeśli zanurzymy je w głębinach morza.
Najcenniejszą perłą ludzkości jest rodzina, od jej siły, zdrowia, zależy siła i zdrowie przyszłych pokoleń. Życie rodzinne w rękach ludzkich również może stracić blask i moc, nawet może zupełnie zginąć, i dopiero wtedy odzyska siłę, gdy przeniesiemy je do praźródła, z którego wyszło, czyli oprzemy je na gruncie chrześcijańskiego, poważnego, religijnego światopoglądu.
Zachwiało się życie rodzinne dzięki wielu przyczynom: trudnym warunkom gospodarczym, pracy kobiet i dzieci, nędzy mieszkaniowej, niedostatkowi – ale największy cios zadało mu oderwanie się od Chrystusa, gdyż wtedy straciło grunt pod nogami.
Mówmy jasno! Rodziną owładnął kryzys na skutek oderwania się od religii. Małżeństwo rzeczywiście potrzebuje reformy, której można dokonać tylko przez podniesienie moralne życia. Do odnowienia życia rodzinnego potrzebne jest ustawodawstwo społeczne, zarządzenia prawne, pomoc państwa – ale wszystko byłoby daremne, jeśliby zapomniano o sprawie najważniejszej: o ponownym podniesieniu go na odpowiednie wyżyny moralne.
Zastanówmy się nad niebezpieczeństwem, jakie grozi małżeństwu, jeśli znowu nie zapanuje chrześcijańskie pojęcie o rodzinie: w dalszym ciągu będzie się szerzyć nikczemny i rozkładowy pogląd, który w ostatnich dziesiątkach lat głębokie zapuścił korzenie – i powstaną olbrzymie szkody nie tylko w życiu religijnym, ale także w życiu ziemskim i rozwoju kulturalnym.
Dlatego nie omieszkam w swoich kazaniach wykazać i podkreślić faktu, że prawa natury, czyli prawa Boże, jak we wszystkich innych kwestiach, tak samo i w dziedzinie małżeństwa są najzupełniej zgodne z wymaganiami i prawami natury ludzkiej; jeśli je człowiek zachowa, osiągnie nie tylko zbawienie wieczne, ale również zapewni sobie podstawy uczciwego, harmonijnego bytu na ziemi; ale jeśli lekkomyślnie się im sprzeciwi, sprowadzi na siebie, już tu na ziemi, piekło cierpienia*.
Ks. bp Tihamér Tóth
* Fragmenty kazań ks. bp. Tihaméra Tótha, cyt. za: bp Tihamér Tóth, Małżeństwo chrześcijańskie, Warszawa 2001, s. 15-18. |
|
|
|
|
Mirakulum [Usunięty]
|
Wysłany: 2012-03-24, 23:48
|
|
|
Cytat: |
Najcenniejszą perłą ludzkości jest rodzina, od jej siły, zdrowia, zależy siła i zdrowie przyszłych pokoleń. Życie rodzinne w rękach ludzkich również może stracić blask i moc, nawet może zupełnie zginąć, i dopiero wtedy odzyska siłę, gdy przeniesiemy je do praźródła, z którego wyszło, czyli oprzemy je na gruncie chrześcijańskiego, poważnego, religijnego światopoglądu.
Zachwiało się życie rodzinne dzięki wielu przyczynom: trudnym warunkom gospodarczym, pracy kobiet i dzieci, nędzy mieszkaniowej, niedostatkowi – ale największy cios zadało mu oderwanie się od Chrystusa, gdyż wtedy straciło grunt pod nogami.
Mówmy jasno! Rodziną owładnął kryzys na skutek oderwania się od religii. Małżeństwo rzeczywiście potrzebuje reformy, której można dokonać tylko przez podniesienie moralne życia. Do odnowienia życia rodzinnego potrzebne jest ustawodawstwo społeczne, zarządzenia prawne, pomoc państwa – ale wszystko byłoby daremne, jeśliby zapomniano o sprawie najważniejszej: o ponownym podniesieniu go na odpowiednie wyżyny moralne.
|
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
róża [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
bodzi81 [Usunięty]
|
Wysłany: 2015-09-11, 10:56
|
|
|
Ja osobiście uważam, że "Używając współczesnego obrazu możnaby powiedzieć: być zawsze dostępnym online dla drugiej osoby i nie odwracać się od niej. Szczęśliwi małżonkowie znajdują coraz to nowsze środki, by pozostawać w zjednoczeniu emocjonalnym. „Połącz się”! To tworzy prawdziwą atmosferę intymności.
Spojrzenia, gesty i czyny pokazują zainteresowanie drugą osobą. Przekłada się to na jakość wspólnego życia: „Ze wszystkich widzialnych rzeczy to ty jesteś dla mnie na pierwszym miejscu”! Wypływa z tego pragnienie, by wspólnie zajmować się tym, co obojgu sprawia radość: razem gotować i jeść, pić kawę, kieliszek wina wieczorem, razem chodzić na spacery, słuchać muzyki, filozofować, czytać Pismo Święte… " |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|