Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
W poszukiwaniu męskiej tożsamości |
Autor |
Wiadomość |
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2010-02-12, 19:03 W poszukiwaniu męskiej tożsamości
|
|
|
Audycja dla małżonków i rodziców: W poszukiwaniu męskiej tożsamości
ks.Robert Pytel; Janusz Sukiennik
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=3616
========================================================== |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2010-06-12, 18:31
|
|
|
Mężczyźni przeżywają, ale po cichu
Wbrew panującej opinii, nieudane związki w większym stopniu odbijają się na zdrowiu psychicznym mężczyzn niż kobiet - informują naukowcy na łamach "Journal of Health and Social Behavior".
- Choć panowie często zachowują kamienną twarz, zawirowania w związku przeżywają bardziej niż ich partnerki - zapewnia Robin Simon, socjolog z Uniwersytetu Wake Forest w USA.
- Różnica polega na tym, że inaczej wyrażają swoje emocje - kontynuuje. - U kobiet cierpienie emocjonalne powoduje depresję, natomiast u mężczyzn nałogi. Nasze badania koncentrowały się na zależności pomiędzy związkiem (nie małżeństwem) a zdrowiem emocjonalnym mężczyzn i kobiet wkraczających w dorosłość. Ku naszemu zaskoczeniu zauważyliśmy, że młodzi mężczyźni silniej reagowali na jakość związku.
Jednocześnie okazało się, że panowie czerpią więcej korzyści, jeśli związek jest udany. Według Simon, jest to związane z tym, że dla młodego mężczyzny relacja z partnerką jest głównym źródłem zażyłości, podczas gdy młode kobiety częściej mają bardzo bliskie relacje z rodziną i przyjaciółmi. Napięcia w związku negatywnie wpływają ponadto na poczucie własnej wartości i tożsamości.
Choć mężczyźni silniej przeżywają stres związany z niepowodzeniami, w przypadku kobiet znaczenie ma sam fakt bycia w związku. Z tego względu są one bardziej narażone na depresję po rozstaniu z partnerem.
W badaniach uczestniczyło ponad tysiąc osób w wieku od 18 do 23 lat.
materiał ze strony:
http://kobieta.wp.pl/kat,...,wiadomosc.html |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2010-08-29, 21:58
|
|
|
Być mężczyzną
Larry Richards
To właśnie Jezus Chrystus objawia nam, jak być mężczyzną. Chodzi o to, by przyjąć życie, jakim obdarza nas Bóg, i ofiarować je za innych. Tak, jesteś powołany do tego, aby umrzeć za innych, to znaczy przedkładać potrzeby innych nad własne. Czy to nie ekscytujące? Pamiętaj, że taki jak Chrystus, możesz stać się jedynie za cenę swojego życia.
Ta książka, napisana dla mężczyzn, przez mężczyznę, który wie, jak rozmawiać z mężczyznami o najistotniejszych sprawach, z pewnością pomoże wielu z nich odkryć i zrealizować ich rzeczywiste powołanie. Larry Richards wskazuje ścieżki duchowego rozwoju; czytelników inspiruje, by stali się prawdziwymi bohaterami – ludźmi wielkiej odwagi, głębokiego współczucia i spójnej osobowości, a czytelniczkom podpowiada, jak zrozumieć tajemnice męskiej duszy.
cały tekst i parę rozdziałów książki dostępne tu:
http://www.katolik.pl/ind...ksiazki&id=2402 |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
róża [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2011-02-09, 19:45
|
|
|
rozmowa z dr. Zenonem Waldemarem Dudkiem
Wojownicy i szamani, czyli rzecz o mężczyznach
Chciałem porozmawiać o tym, czy mamy dzisiaj kryzys męskości. Należałoby jednak chyba zacząć od tego, co to znaczy być mężczyzną, czym jest męskość - choć to dzisiaj rzadko używane słowo.
Samo pytanie o kryzys zawiera już pytanie o to, czym jest męskość.
Rzeczywiście, męskość jest w kryzysie i to zarówno z psychologicznego, jak i kulturowo punktu widzenia. Wzorce męskości zapisane są nie tylko gdzieś głęboko w nas, ale także w kulturze, w której żyjemy. A ponieważ zmienia się nasza cywilizacja, zmieniają się też wzorce kulturowe.
Tradycyjnie w psychologii wyróżnia się takie podstawowe etapy w rozwoju mężczyzny, jak: dziecko (psychika niezróżnicowana), chłopiec (pierwotna męskość), młodzieniec (kawaler) i mężczyzna.
cały tekst tu:
http://www.opoka.org.pl/b...2_2010_man.html |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2011-05-16, 20:57
|
|
|
Prace domowe zapobiegają rozwodom
Pomoc mężczyzny w pracach domowych, opiece nad dziećmi i zakupach nie tylko cementuje związek małżeński, ale zmniejsza dwukrotnie ryzyko rozwodu – dowodzą angielscy uczeni. Naukowcy z London School of Economics and Political Science przebadali 3,5 tysiąca par, którym pierwsze dziecko urodziło się w latach 70 XX wieku.
Wnioski były jednoznaczne: im bardziej mężczyźni angażowali się w życie domowe, tym mniejsze było ryzyko rozwodu.
Wcześniej uczeni łączyli rosnącą liczbę rozwodów, zjawisko zauważalne w Wielkiej Brytanii już w latach 60. ubiegłego wieku, z coraz większą ilością pracujących mężatek. Jedną z recept na trwałe małżeństwo, jaką wtedy powszechnie przedstawiano, był postulat, by kobiety zostawały w domach, a mężczyźni poświęcali się karierze zawodowej.
Tymczasem obecne badania wskazują, że kluczowym czynnikiem w zmniejszeniu ryzyka rozwodu jest podejmowanie przez mężczyzny obowiązków domowych. Uznano, że ich udział w takich zajęciach stabilizuje małżeństwo bez względu na to, czy matka zarabia czy też nie.
Rezultaty badań opublikowano w ostatniej edycji kwartalnika „Feminist Economics”.
http://www.deon.pl/inteli...a-rozwodom.html |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2011-06-14, 20:50
|
|
|
Mężczyzna nie musi marudzić
Przewodnik Katolicki 24/2011
Rozmowa z ks. dr. Piotrem Pawlukiewiczem i dr. Jackiem Pulikowskim
O szczęściu w małżeństwie, mieszkaniu „na próbę” i „małżeńskich apteczkach” oraz o tym, czego mężczyźni boją się w Kościele, z ks. dr. Piotrem Pawlukiewiczem i dr. Jackiem Pulikowskim
Każdy z nas marzy o tym, żeby być szczęśliwym. Szczęście, wbrew obiegowym opiniom, można znaleźć także w małżeństwie. Trzeba tylko o nie zabiegać, nieprawdaż?
Jacek Pulikowski (J.P.): − Warto na początek podkreślić, że człowiek może być szczęśliwy, lub nieszczęśliwy, z dwóch powodów. Pierwszy to własny rozwój ku pełnej wolności, czyli zdolności wybierania dobra i odrzucania zła. Po katolicku to po prostu świętość. Drugim czynnikiem wpływającym na szczęście są nasze relacje z innymi. Jednak, jeśli mówimy o relacjach, to oprócz międzyludzkich trzeba przypomnieć o istnieniu relacji człowieka ze Stwórcą, o czym wielu nie chce pamiętać.
A dla mężczyzny, małżonka, pierwszą i podstawową relacją międzyludzką, najważniejszą ze wszystkich na świecie, jest jego relacja z żoną. Dopiero potem relacje z dziećmi. I tej kolejności nie można zmieniać. Mężczyznom trzeba wciąż uświadamiać, że dobra relacja z żoną jest dla ich rodzin ważniejsza nawet niż zarabiane przez nich pieniądze i podejmowane wielkie dzieła. Gdyby mężczyźni to rozumieli, myślę, że ich małżeństwa byłyby szczęśliwsze.
Ks. Piotr Pawlukiewicz (Ks. P.P.): − Małżonkowie muszą się bardziej troszczyć o wzajemne relacje niż o relacje z dziećmi. Kobiety jednak bardzo często uważają, że mężczyzna sam da sobie radę, a dziecku trzeba poświęcić cały swój czas i siły, bo ono jest takie małe i nieporadne. To wielki błąd. Dlaczego tak się dzieje? Między innymi dlatego, że miłość do męża wymaga pokory, a do dziecka nie. „Mąż marudzi, że mu zupa nie smakuje, a jak dam dziecku mleko, to z uśmiechem wypije” – komentują panie. Mąż się często nie zgadza, sprzeciwia, upiera, a żona się wtedy irytuje, bo nie może przeforsować swojego punktu widzenia. Natomiast w relacji z dzieckiem to mama jest panią sytuacji. To o wiele łatwiejsze. I dlatego niejednokrotnie kobieta, której się z mężem nie układa, całe emocje przenosi na dzieci.
I podporządkowuje im całą swoją codzienność, jakby zapominając o mężu. Nie tędy jednak wiedzie droga do szczęścia w małżeństwie...
Ks. P.P.: − Trzeba mieć świadomość, że kobietę i mężczyznę łączy sakrament. Dzieci zresztą kiedyś odejdą z domu, a mąż w nim zostanie. I często dzieje się tak, że gdy po 20 latach syn czy córka opuszczają dom, to mąż zauważa, że jest w nim jakaś kobieta, a żona, że jakiś mężczyzna. Bo do tej pory wszystko było u nich podporządkowane dzieciom. Gdy pytam małżonków: kiedy ostatnio położyliście dzieci spać i obejrzeliście ciekawy film przy butelce dobrego wina, to odpowiadają: co też ksiądz mówi, nie ma czasu, robota i robota. Wtedy myślę sobie: uważajcie, żebyście roboty nie mieli, ale na sali sądowej...
JP: − Dzieci potrzebują miłości mamy i taty, której nie da się niczym zastąpić. Ale bardziej niż tej miłości potrzebują one miłości rodziców do siebie. Dziecko musi wiedzieć, że mama i tata są dla siebie najważniejsi. Jeśli natomiast relacja rodziców lub chociażby jednego z nich z dzieckiem staje się dla nich ważniejsza niż ze współmałżonkiem, to dzieje się tragedia. Dziecko szybko orientuje się w sytuacji i za chwilę stanie się domowym tyranem.
Częściej ten problem dotyczy chyba kobiet, które w konsekwencji wychowują tzw. maminsynków?
J.P.: − Takie matki, dla których dziecko jest cudowną lokatą uczuć, doprowadzają do tego, że jest ono jakby uwięzione w jej uczuciach. W przypadku chłopców skutecznie niszczy to ich przyszłą męską karierę. Jego uczucia do mamy będą konkurencyjne w stosunku do uczuć żywionych do narzeczonej, a potem żony. Pochodną nadopiekuńczości mamusi może być także to, że mężczyzna boi się wejść w małżeństwo i podjąć odpowiedzialność za swoją rodzinę. Jednak ma ochotę na doświadczenie przyjemności seksualnej. Prostą konsekwencją jest próba wyzwolenia seksu z okowów „tej okropnej rodziny”. Pomysł, że można żyć razem w tzw. wolnym związku, bez ślubu i bez żadnej odpowiedzialności, jest tchórzostwem, wręcz dezercją mężczyzn właśnie przed odpowiedzialnością.
Ks. P.P.: − Tymczasem jednym z najważniejszych zadań mężczyzny jest ochrona kobiety przed demonem, a to jego „ochroniarstwo” zaczyna się już przed ślubem. Pamiętam świadectwo pewnej pary, która nie była jeszcze małżeństwem. Dziewczyna spędziła noc z ukochanym. Rano wstali, udając, że nic się nie stało i było cudownie, ale w rzeczywistości każde z nich miało ogromnego kaca moralnego. On przyznał mi się, że wtedy miał w głowie tylko jedno, żeby ona już sobie poszła, bo strasznie dręczyły go wyrzuty sumienia i chciał pobiec do spowiedzi. Gdy wszedł do kościoła, zobaczył, że ona klęczy przy konfesjonale, spowiada się i bardzo płacze. Jako że zainicjował wspólne spędzenie nocy, bardzo go to poruszyło i powiedział sobie wówczas, że jego kobieta już nigdy nie będzie się musiała przez niego spowiadać. Bo genialnym narzeczonym jest ten chłopak, który nigdy nie wpędzi dziewczyny w grzech, wielkie wyrzuty sumienia i cierpienie duchowe. To wyraz wielkiego szacunku i miłości.
Niestety coraz bardziej popularne staje się takie bycie razem przed ślubem, jak to się mówi „na próbę”. Nie jest to chyba jednak najlepszy test na dobrego małżonka?
J.P.: − Okazuje się, że ludzie, którzy przed ślubem zamieszkali „na próbę”, bardzo często nie zawierają jednak małżeństwa. Albo trwają przez długie lata w takim wolnym związku, albo się rozchodzą. Wbrew pozorom wspólne mieszkanie wcale nie przygotowuje do małżeństwa. Co zastanawiające, związki ludzi, którzy zamieszkali razem przed ślubem, są mniej trwałe niż małżeństwa osób, które w ten sposób się nie „próbowały” .
Trzeba też podkreślić, że wolny związek jest też z założenia wolny od dzieci. A jeśli się już pocznie nowe życie, to często mężczyzna nie chce go przyjąć, dając dziewczynie wybór: albo dziecko, albo ja. I wówczas matka ma do wyboru: albo osierocić dziecko, albo je zabić. Zgadzając się na wolny związek, dziewczyna powinna mieć więc świadomość, że z dużym prawdopodobieństwem może stanąć przed takim wyborem.
To przerażające! Na szczęście są jeszcze na świecie porządni faceci...
J.P.: − Zauważam u mężczyzn zdrowy odruch. Mają już dosyć bycia wiecznymi dziećmi, takimi piotrusiami panami oraz podopiecznymi własnych żon czy matek. Oni chcą być prawdziwymi mężczyznami. Najpierw starają się dowiedzieć, co to znaczy być prawdziwym facetem z krwi i kości, a potem podejmują konkretne działania w tym kierunku.
Te działania powinna jednak poprzedzać przede wszystkim modlitwa.
Ks. P.P.: − Tak, ona ma przeogromną siłę. Bardzo często zaraz po ślubie żona i mąż modlą się razem, a potem zaczynają czynić to oddzielnie. Później dochodzi do tego, że mężczyzna przestaje się modlić i modli się tylko żona, a to już nie jest to. Dlatego trzeba powiedzieć jasno: z największym „kalibrem mocy duchowej” mamy do czynienia, gdy żona i mąż razem omadlają swoje drogi.
A co w sytuacji, kiedy w małżeństwie już się pojawiły trudności?
Ks. P.P.: − Wówczas małżonkowie nie powinni wstydzić się prosić o pomoc. Niestety, większość par, gdy zaczyna im się „sypać” małżeństwo, nie prosi o pomoc, tylko dość szybko decyduje się na rozwód. Dlatego, kiedy przychodzą do mnie młodzi ludzie przed zawarciem związku małżeńskiego i mają wątpliwości, czy to małżeństwo będzie udane, czy wytrwają, pytam ich m.in., czy mają już „apteczkę ratunkową” na wypadek gdyby dopadł ich kryzys.
Jak można przygotować taką apteczkę?
Ks. P.P.: − Do takiej „małżeńskiej apteczki” należy włożyć książkę, która kiedyś wstrząsnęła ich życiem w sensie duchowym, płytę z konferencjami, które do nich trafiły, adres do księdza mającego na nich wpływ i numer telefonu domu rekolekcyjnego. Można oczywiście powkładać jeszcze inne rzeczy, chociażby numer telefonu do wujka, którego się boją (śmiech) i z którego zdaniem się liczą, czy kilka listów miłosnych z czasów narzeczeństwa i płytę DVD z zapisem składania przysięgi małżeńskiej. To wszystko trzeba trzymać na półce i jak się zacznie źle dziać, po prostu po to sięgnąć. Może pomoże.
Zanim dojdzie do sytuacji, gdy będziemy musieli sięgnąć po naszą apteczkę, warto chyba jednak stosować profilaktykę?
J.P.: − Służą temu inicjatywy takie jak na przykład grupy ludzi pracujących na KUL-u. Zapoczątkowali oni program Tato.net, którego celem jest inspirowanie oraz formowanie mężczyzn do stawania się coraz bardziej zaangażowanymi ojcami. Organizują oni m.in. wyjazdy weekendowe taty z synem lub taty z córką albo też samych mężczyzn, którzy chcą „doszkolić się” w byciu mężczyzną i ojcem.
Mam nadzieję, że pomagają w tym również seminaria, które prowadzę w różnych miejscach Polski. Spotyka się na nich grupa mężczyzn, zazwyczaj dość liczna, którzy przez cały dzień słuchają konferencji i dyskutują o wizji męskości i ojcostwa, opierając się na nauce Kościoła. Pomocą może być w tym lektura encykliki bł. Jana Pawła II Familiaris consortio, w której bardzo dokładnie nakreśla sylwetkę męża i ojca. Ważne jest też przełożenie tych wskazań na codzienną praktykę. A często okazuje się to być trudnym wyzwaniem dla tych, którzy nie wynieśli z domu dobrych wzorców. Ostatnio na przykład podczas spotkania w Ełku, kiedy zapytałem ok. 100 obecnych tam mężczyzn, średnio w wieku blisko 40 lat, który z nich widział ojca przytulającego czy całującego mamę albo mówiącego jej coś miłego, twierdząco odpowiedziało zaledwie dwóch. Jeśli więc ci mężczyźni w swoich domach nie widzieli takich gestów, muszą się najpierw ich nauczyć, następnie zacząć je wykonywać – dopiero potem „wejdą” im one do środka, w ich osobę.
Wydaje się, że mężczyzn w ciągłym dorastaniu do odpowiedzialnego ojcostwa powinien wspierać także Kościół, który przecież stawia na rodzinę. A jednak w kościelnych ławkach siedzą głównie panie. Gdzie szukać przyczyn tego stanu rzeczy?
Ks. P.P.: − O tym ciekawie pisze David Murrow w swojej książce Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła. Zauważa w niej, że duszpasterstwo jest w dużym stopniu skierowane do kobiet. Kobieta idzie w niedzielę do kościoła „jak na skrzydłach”. Kazania mówią głównie o relacjach, np. o tym, że „Jezus jest blisko ciebie, chce się z tobą spotkać” i przez to są częściej skierowane do kobiet. Pamiętajmy, że niejeden mężczyzna ma problem, bo żona „zdradza” go z Kościołem. Żona biega ciągle do kościoła, słucha ciągle kościelnego radia. Niejeden mężczyzna odbiera to tak, że Bóg zabrał mu żonę. Żeby to jeszcze był inny mężczyzna, to można by z nim powalczyć. Ale jak walczyć z Bogiem?
Panowie boją się też, że Kościół zabierze im to, co tak lubią: śmiech, radość, seks. Dla nich w kościele trzeba zachowywać się według trzech „S”: stój, słuchaj, śpiewaj. Słuchałem już nieraz zwierzeń mężczyzn: „Proszę księdza, żona mnie przekupiła i poszliśmy na spotkanie grupy modlitewnej”. − I co? „W życiu już tam nie pójdę, kazali mi robić dwie najstraszniejsze rzeczy dla faceta”. – Proszę Pana, na spotkaniu grupy modlitewnej, jakie rzeczy? „Kazali mi trzymać drugiego faceta za rękę i zachęcali, żebym się otworzył i opowiadał, najlepiej o moich grzechach”.
Sporo tych męskich obaw. Może się więc wydawać, że Kościół to nie miejsce dla nich?
Ks. P.P.: − Według niektórych mężczyzn Kościół jest dla „słabiaków”. Oni mają inną religię, to siła i duma. Dlatego: Panowie, szukajcie, twórzcie duszpasterstwa dla mężczyzn! Może wspólny wyjazd w góry czy na kajaki? Módlcie się do św. Józefa, bo Kościołowi dzisiaj bardzo potrzeba mężczyzn. Przeprowadzone badania wskazują, że jeśli cała rodzina jest niewierząca i nawróci się w niej żona, to w 17 proc. pociąga za sobą do Boga resztę rodziny. Jeśli natomiast nawróci się mężczyzna, dzieje się tak w 93 proc. Taka jest siła świadectwa mężczyzn.
rozmawiała KAMILA TOBOLSKA
http://prasa.wiara.pl/doc...e-musi-marudzic |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2011-07-09, 01:14
|
|
|
Mężczyzna musi oddalić się od matki
Niewolnicze związanie emocjonalne syna z matką sprawia, iż chłopiec czuje się zagubiony i niepewny siebie w swojej męskości oraz zbytnio zależny od kobiety. Zależność ta rani jednak jego męską dumę i rodzi wewnętrzny lęk i gniew, który szuka zwykle jakiegoś ujścia.
Skłonności do nadużywania alkoholu, męska brutalność, seksualne wykorzystywanie kobiet, tendencje homoseksualne, zmuszanie kobiety do aborcji, lęk przed dzieckiem w małżeństwie - u wielu mężczyzn są to przejawy konfliktowych relacji z kobietami. Nierzadko zdarza się, że ojciec przenosi lęk i gniew wobec kobiety (matki i żony) na własne dzieci, uważając - często nieświadomie, iż należą one do matki i zależą przede wszystkim od niej.
Wychowanie do ojcostwa domaga się od młodych mężczyzn przejrzystego i dojrzałego odniesienia do kobiety, do czego kluczem bywa nierzadko naprawienie relacji z matką. Mężczyzna musi oddalić się od matki (...), musi okrzepnąć w swoim poczuciu męskości bez towarzystwa kobiety, aby spotkać się z nią ponownie jako jej towarzysz duchowej wądrówki. Zbyt silny związek z matką czyni wielu dorastających mężczyzn niezdolnymi do rzeczywistego podjęcia zadań związanych zarówno z małżeństwem, jak też i z ojcostwem.
Tylko mężczyzna samodzielny może stać się rzeczywistym oparciem dla swojej żony i dla dzieci. Oto szczere, ale nie pozbawione żalu świadectwo Wilfrieda Więcka o nadopiekuńczej miłości matki: Matka w głębi duszy nie chciała, żebym jej dorósł. Był to główny motyw jej rozpieszczania mnie, konsekwentnego odciążania od problemów i kłopotów typowych dla mego wieku. Zbyt często uspokajała mnie, np. kropelkami walerianowymi, wysyłała przemęczonego spać lub izolowała przeciążonego od szkoły. Zawsze musiałem odpoczywać i odprężać się. Sugerowała mi w ten sposób, że wiele spraw jest dla mnie zbyt trudnych do przezwyciężenia. Takie rozpieszczanie nie wzmacnia człowieka, lecz go osłabia, przeszkadza mu. Ugruntowało się we mnie mniemanie, że jestem za słaby właściwie do wszystkich możliwych działań. (...) Ponieważ byłem przyzwyczajony do opieki, kokietowałem otoczenie zmyślonymi słabościami.
W podobnym tonie wspomina relacje ze swoją matką cytowany powyżej Paul Auster: Byłem synkiem mamusi i żyłem w jej orbicie. Byłem małym księżycem, który okrążał jej ogromną ziemię, pyłkiem w sferze jej grawitacji, i to ja sterowałem przypływem, pogodą oraz siłą uczuć. Rozpieszczanie syna przez matkę rodzi w nim niechęć do wysiłku, lęk przed najmniejszymi trudnościami, przed rywalizacją z rówieśnikami, obawę przed odpowiedzialnością za innych. Jest to lęk przed życiem. Syn boi się oderwania od matki i nie wierzy, aby bez niej dał sobie radę w życiu. Jeżeli rozpieszczany syn ma obok siebie jasną i mocną postać ojca, łatwo pokona swoje trudności. Jeżeli jednak ojciec wycofał się z relacji z synem i pozostawił go w objęciach posesywnej miłości matczynej, wówczas skutki takiej postawy matki mogą być dramatyczne. Bywa, iż matka swoim zbytnim rozpieszczaniem uczyni ze swojego syna kalekę niezdolnego do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie o własnych siłach.
Wilfried Wieck zwraca szczególną uwagę na jeden znamienny skutek rozpieszczania przez matkę - lęk przed sukcesem: Osoba rozpieszczana wykazuje przy tym specyficzną fobią na punkcie sukcesu. (...) Boi się każdego udanego działania, rozwija w sobie chęć porażki. Strach przed byciem dorosłym objawia się u niej w uporczywym odsuwaniu czasu. (...) Strach przed sukcesem to strach przed życiem, przed przyjęciem na siebie odpowiedzialności, przed swobodnym staniem na własnych nogach. Strach przed sukcesem nie jest bynajmniej równoznaczny z brakiem ambicji. Wychowanie oparte na rozpieszczaniu, które usuwa trudności spod nóg syna i zachęca go do bierności, staje się przyczyną rozwijania się w nim manii wielkości. Syn, bezsilny i ogłupiony, uważa, że wszystko mógłby osiągnąć, gdyby tylko chciał. Szamotanie się pomiędzy wygórowanymi, niezdrowymi ambicjami a niechęcią do wysiłku, walki i pracy staje się swoistym koszmarem osób wychowanych w całkowitej zależności od matki.
Więcej w książce: Ojcostwo. Aspekty pedagogiczne i duchowe - Józef Augustyn SJ
http://www.czechowice.deo...ogia&Itemid=112 |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
|
|
|
|
Grażka [Usunięty]
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 8 |
|
|