Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy warto walczyć?
Autor Wiadomość
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-14, 10:25   

Przemasia
Zniechęcenie i apatia to jeden z etapów przeżywania swojego kryzysu.
Ale ma być to tylko etap a nie stan końcowy. :-P
Pracuj nad sobą.

O ile zrozumiałem, to nie ma u Was w małżeństwie zdrady. Jest więc co ratować. Czy nie warto wrócić do pierwotnej miłości, która Was połączyła?
 
 
kojot28
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-17, 13:49   

Znowu ciężkie chwile i powrót wszystkich uczuć do mojej żony. Tęsknota , smutek i chęć bliskości znów opanowały moje serce. Moja żona w żaden sposób mi nie pomaga, kontaktuje się ze mną co dwa-trzy dni i rozmawia po 30 minut zarzekając się w czasie rozmowy, że brakuje jej kontaktu ze mną i martwi się o mnie.

Mi też tego brakuje i choć wiem, że przez chwilę po rozmowie czuję się lepiej to na dłuższą chwilę staje się to dla mnie uporczywe. Nie chcę być żony przyjacielem bo nim nie potrafię być. Sam nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić...
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-18, 01:25   

kojot28 napisał/a:
Nie chcę być żony przyjacielem bo nim nie potrafię być.

Rozumiem, że miałeś na myśli "tylko przyjacielem", bo przyjacielem chcieć być pownieneś.

Wiesz, z włąsnego doświadczenia wiem, że to nie pierwsze i nie ostatnie ciężkie chwile. Ja wciąż je miewam. Co wtedy robię, co pomagało i wcześniej?
Modlitwa, zajęcie się czymś.
Szczęśliwie jesteś mężczyzną i wsiąknięcie w jakieś zajęcie pomaga oderwać myśli od tego tematu.
 
 
przemasia1977
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 13:19   

Jacek, dziekuje za kolejne wsparcie... Wiem, ze w pracy nad soba jestem moze w 0,1 na poczatku drogi. Wiem, ze maz raczej nie ma drugiej kobiety - jako partnerki, ale ma mame- moja tesciowa, bratowa (zaangazowanego swiadka Jehowy), braci i innych doradcow, ktorym przedstawil mnie jako osobe majaca problemy psychiczne...Ja sie juz nie licze. Takie jest ich nastawienie, bo o czym maz im nie powiedzial, to wypytali sami, reszte dopowiedzieli i oczywiscie dali porady, co ma zrobic... Maz mnie od wielu lat przymusza mnie do wypelniania ustalonej przez niego i jego rodzine wyjsciowa roli kobiety, wg ktorej to ja powinnam np. utrzymywac porzadek w domu itd. Maz, Tesciowa, tesc i inni czlonkowie rodziny meza uwazaja, ze powinnam sie zmienic i nie akceptuja mnie takiej, jaka jestem. Maz jadac do nich w odwiedziny rozmawia o nas przy 9 letnim synu, ktory sie buntuje i wariuje.

W ciagu naszego malzenstwa rozmawialam z mezem, przedstawialam moj punkt widzenia, ale moje slowa trafialy na sciane, a maz mowi dzis to samo, co na poczatku malzenstwa, ze kobieta ma robic to i to.

Patrze na mego meza i slucham tego, co mowi i dociera do mnie, ze ten czlowiek mnie nie kocha, nie wspiera i nie akceptuje. Z domu wyniosl wrogosc do kobiet, ze musza byc posluszne, bo jak nie, to on nie moze czuc sie mezczyzna... Nie zlicze, ile razy bylam bezsilna, kiedy maz wszczynal awantury z blahych powodow (ostatnio przed Wigilia bo nie mogl znalezc nozyczek) i podcinal mnie i dzieciom bezpieczenstwo, spokoj a pozostawial psychiczne zgliszcza. Wiele razy chcialam zadzwonic na policje, ale sie wstydzilam...

Kiedy czytam Pulikowskiego Mezczyna od A do Z to jest mi tragicznie smutno, z kim ja sie zwiazalam na cale zycie, z mezczyzna niedojrzalym do malzenstwa, tyle wykazuje brakow, ale to nic w porownaniu do wnioskow dzisiejszej rozmowy z pedagogiem szkolnym syna, ktory rozmawia z nim, zeby go choc troche odciazyc w kryzysie jego rodzicow:

Otoz maz powiedzial dzis, ze jest juz "przygotowany" do rozejscia sie, tylkoj nie robi tego ze wzgledow finansowych, bo ja nie pracuje, skonczy mi sie urlop wychowawczy w wakacje i on nie moze sobie jeszcze pozwolic na mieszkanie osobno, bo jest drogo, a mieszkamy w strefie euro... ale wpadl na pomysl, ze moze pojdzie po pomoc do Jugendamtu, zeby przyslali jakiegos pracownika, ktory by sie nami blizej zainteresowal i odwiedzal nas raz czy dwa razy w miesiacu w ramach oczwiscie pomocy...

To dla mnie moment jakby smierci... Nie umiem sie zdobyc na jakiekolwiek uczucie nawet przez decyzje woli do meza, bo on chce zaangazowac te instytucje, zeby udowodnic calemu swiatu, ze nie umiem byc matka, zona i pania domu... Sprzeciwilam sie temu. Nie wiem, czy tak zrobi czy nie, ale mnie juz postraszyl... Rodzi sie pytanie- czy na tym ma polegac nasze wspolne zycie malzenskie i rodzinne? Dzieli nas niewiele od przepasci... Po kolejnych ruchach i wypowiedziach meza nie wiem, co nas czeka. W miedzyczasie nakreca sie tzw. spirala przemocy, wybuch- spokoj- napiecie rosnie- wybuch.

Serce mi sie rozdziera, chyba podobnie do wszystkich, ktorzy stoja przed rozejsciem sie, bo druga strona ku temu niechybnie zmierza i jest wspierana przez rodzine wyjsciowa.. Widzisz Jacku u nas jest problem przemocy psychicznej skierowanej na mnie i czesciowo na syna (przez szantaze) widziany przeze mnie, ale maz nie chce tego uznac... Mowi, ze on "tak" robi, bo ja nie chce robic " tak, jak powinnam" i tu kolo sie zamyka...

Co pomysle o tym, to lzy mi naplywaja do oczu... Co sie dzieje?
Z lepszych wiesci to: 1. mamy isc na rozmowe wstepna do psychoterapeuty raczej katolickiego ( uwaga! za granica nigdy nie wiadomo, co on moze doradzic, a co nie zawsze musi sie zgadzac z wykladnia Kosciola Katolickiego), czyli do jeszcze nie sprawdzonego terapeuty i mozemy sie zdecydowac na terapie...
2. Czekam na rozpoczecie 12 krokow, bo grupa ma ruszyc z nowa strona Sycharu
3. Zamowialam ksiazke " Porozumienie bez przemocy" Rosenberga, polecana na forum.

Nie wiem kompletnie, czy jestem w lepszej sytuacji, niz ci, co juz sie rozstali, bo czuje sie juz przez meza opuszczona duchowo i dodatkowo tez psychicznie przymuszana, do jego i tesciow wizji malzenstwa, ale moja wizja jest taka, ze moge dac, co moge i chce, ale nie moge dac tego, czego nie mam lub nie chce...
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 15:36   

przemasia1977 napisał/a:
ale wpadl na pomysl, ze moze pojdzie po pomoc do Jugendamtu, zeby przyslali jakiegos pracownika, ktory by sie nami blizej zainteresowal i odwiedzal nas raz czy dwa razy w miesiacu w ramach oczwiscie pomocy...

Ja bym uważał
Jugendamt ma złą sławę. Często odbierają dzieci rodzicom z błahych powodów.

przemasia1977 napisał/a:
Kiedy czytam Pulikowskiego Mezczyna od A do Z to jest mi tragicznie smutno, z kim ja sie zwiazalam na cale zycie, z mezczyzna niedojrzalym do malzenstwa, tyle wykazuje brakow

To się stało. Nie zmienisz tego teraz. Nie rozpaczaj więc, tylko patrz w przyszłość.
 
 
przemasia1977
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 15:52   

Jacek napisz mi, jak ja mam uwazac, zeby mi maz na glowe nie sprowadzil Jugendamtu, co ja mam/ moge zrobic, poddac sie wymogom meza? Czy wiesz, ze dla mnie jego pomysl jest jak noz w serce, a co bedzie z dziecmi, jesli mu odbije i zadzwoni tam? Co mi radzisz? Slyszalam o tym Jugendamcie i ogladalam program o rodzicach, ktorzy walcza o zabrane dzieci. Jestem tak rozbita, ze nie moge sie pozbierac. Cos we mnie peklo w relacji do meza, koniec czegos, zapedzil mnie znow w strach
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 16:36   

Przemasia

Może w którymś momencie będziesz musiała pomyśleć o opuszczeniu strefy euro (czyt; ojro :-P )?
Ja chciałem tylko Ci zasugerować, że jak Twój mąż zawiadomi Judendamt, to bądź przygotowana do szybkiego powrotu do domu. Ty w kryzysie możesz szybko zostać uznana za niezdolną do opieki nad dziećmi.
A na mężem nie masz żadnego wpływu. :-(
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 16:45   

przemasiu, jedyne, co w takiej sytuacji można zrobić to TWARDE postawienie granic. A jak to zrobić, to możesz poczytać na przykład tutaj:

http://www.psychotekst.pl/artykuly.php?nr=195

Trzeba to robić stanowczo i spokojnie ZA KAŻDYM RAZEM, jak mąż zaczyna swoje...

Niestety, łącznie nawet z odizolowaniem się, jako ostatecznym środkiem. W łagodniejszych sytuacjach, takim odizolowaniem sie może być wyście z domu, albo nawet tlyko z pomieszczenia i konsekwentne unikanie rozmowy.

Problem tlyko w tym, że jeżeli zaczniesz się sprzeciwiać mężowi, to u niego może to spowodować nasilenie zachowań przemocowych. To może być bardzo trudne, ale w takiej sytuacji to nawet tymczasowe, albo i stałe, rozejście się może być jedyną drogą...
 
 
przemasia1977
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 18:15   

Jacek, jestem obecnie ciezko kapujaca: mam pomyslec o opuszczeniu strefy euro, tzn. dobrowolnie z dziecmi / z mezem/ bez meza, czy przymusowo?

Tiliana: dziekuje, ten artykul bardzo mi podoba, chce to stosowac! Za granica jest trudno zyc. Nie wiem jak mam sie od niego oddzielic, jesli sie nie da inaczej...

Dla mnie dzis nastapil duchowy koniec naszej ludzkiej relacji. To nie pierwszy raz maz mi tak "robi", ze zapowiada sankcje... Jugendamt ma pomoc naszej relacji... Juz watpie tez w ta terapie za granica... Nie mam sily. Walec po mnie przejechal, a maz za kierownica...
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-19, 18:30   

przemasia1977 napisał/a:
Jacek, jestem obecnie ciezko kapujaca: mam pomyslec o opuszczeniu strefy euro, tzn. dobrowolnie z dziecmi / z mezem/ bez meza, czy przymusowo?

Jak się Wami zajmie Jugendamt, to możesz stracisz dzieci.
Musisz być przygotowana na szybkie opuszczenie z dziećmi tego kraju. Ewentualnie.
 
 
kojot28
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-22, 20:54   

Właśnie dowiedziałem się, że moja Żona wyprowadziła się z mieszkania które wynajęła po naszym rozstaniu. Nie wiem gdzie się przeprowadziła , ale na pewno nie wróciła do rodziców. Być może do Kowalskiego, choć nawet nie wiem czy On istnieje.

Poddaję się, dam żonie rozwód niech się cieszy nowym życiem.
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-23, 00:05   

kojot28 napisał/a:
Poddaję się, dam żonie rozwód niech się cieszy nowym życiem.


Aleś wspaniałomyślny.
A może o sobie warto pomyśleć? Czy ty chcesz rozwodu?
 
 
kojot28
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-23, 11:50   

Twardy,


Nie chcę rozwodu , ale robiąc analizę plusów i minusów mojej postawy do sprawy rozwodowej wychodzi mi, że upieranie się przy braku zgody na rozwód będzie dla mnie więcej kosztowne niż łatwy/szybki rozwód.

Żony na siłę nie przyciągnę i choć taka postawa jest piękna to z drugiej strony patrząc na pewno dla osoby która chce się rozwieść jest irytująca i nie zrozumiała. Zresztą nawet upieranie się przy braku zgody prędzej czy później doprowadzi do rozwodu bo małżeństwo to związek dwóch ludzi którzy chcą w nim trwać i nie uda się to jeśli tylko jedna osoba tego chce.

Dziś Żona zadzwoniła znowu poruszyła temat pozwu o rozwód. Działa jak w amoku , uparta do granic absurdu. Mam wrażenie , że teraz nic i nikt nie zatrzyma jej działania w stronę rozwodu.

Wiem, że moje zachowanie nie spodoba się sycharkom. Podziwiam tutaj bardzo dużo osób m.in Jacka który trwa w swoim sakramentalnym związku , ale on ma chociaż dzieci które się nim zaopiekują na starość. Ja nie mam nikogo kto mi pomoże na starość , kto zrobi herbatę i pomoże przy zakupach.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-23, 12:06   

kojot28 napisał/a:
Wiem, że moje zachowanie nie spodoba się sycharkom.

A Bogu? Bierzesz to pod uwagę?

kojot28 napisał/a:
on ma chociaż dzieci które się nim zaopiekują na starość. Ja nie mam nikogo kto mi pomoże na starość , kto zrobi herbatę i pomoże przy zakupach.

Ten fakt nie rzutuje i nie stanowi. Bywają dzieci odcinające się od starzejących się rodziców, bywają dzieci niepełnosprawne, którymi to rodzice opiekują się do końca życia. Z drugiej strony są osoby bezdzietne pięknie zaopiekowane na starość np. przez dalszych krewnych lub przyjaciół.

kojot28 napisał/a:
nawet upieranie się przy braku zgody prędzej czy później doprowadzi do rozwodu bo małżeństwo to związek dwóch ludzi którzy chcą w nim trwać i nie uda się to jeśli tylko jedna osoba tego chce.


Nie, to nie brak zgody doprowadza do rozwodu, tylko uparte dążenie do rozwodu jednej ze stron. Brak zgody na rozwód może rozwód powstrzymać lub opóźnić, może też nie mieć większego znaczenia dla toku sprawy. Ale tego nie wiesz, jak będzie.

kojot28 napisał/a:
Nie chcę rozwodu , ale robiąc analizę plusów i minusów mojej postawy do sprawy rozwodowej wychodzi mi, że upieranie się przy braku zgody na rozwód będzie dla mnie więcej kosztowne niż łatwy/szybki rozwód.

Rozwód to paszport do piekła - to słowa o. Pio. Dotyczy to też osób, które biernie się na ten rozwód zgadzają, przyzwalają. Mówię o rzeczywistości duchowej. Chcesz się pchać w duchowe piekło już tu na ziemi - proszę bardzo. Ale żeby nie było, że nikt nie uprzedzał.

Z mojego doświadczenia wynika, że warto zaufać Bogu, i działać wg jego pomysłu na życie człowieka.

"Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa." (Łk 9, 24)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8