Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Ile razy można próbowac?
Autor Wiadomość
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 14:41   

I tutaj się mylisz, bo stawianie granic, to też umiejętność, której trzeba się nauczyć.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 15:51   

Unicorn napisał/a:
Haneczka napisała ze nawet gdyby była aniołem to by z nim nie wytrzymała, wiec to on powinien sie zmienic.


Ale to jest tylko subiektywne zdanie Haneczki.
Ciekawe, co by tutaj napisał jej mąż. :shock:
I ci dwaj pozostali, z którymi też się nie udało. :-(
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 18:30   

Unicorn napisał/a:
Pavel człowiek całe zycie sie zmienia i uczy czegos .

i
Unicorn napisał/a:

Ja mysle ze ona sie stara na ile tylko moze co wcale nie poprawia jej sytuacji.


Warto tylko zaczac sie zmieniac i uczyc we wlasciwy sposob. W innym wypadku mozemy sie starac, efekty zas beda nikle lub zadne. Czasami nawet odwrotne niz oczekujemy.

Unicorn napisał/a:

Haneczka niewiele moze zrobic jesli maz ma wszystko gdzies i cały czas wszystko niszczy .Sugerowanie jej ze ma sie zmieniac jest troche dziwne i niezrozumiałe .To tak jakby jej mowic zeby szukała problemu u siebie.

Moze wiele zrobic. W sobie, bo tylko na siebie mamy bezposredni wplyw, tylko siebie mozemy i powinnismy zmieniac. Pisanie o jej mezu nie ma sensu, bo jego tu nie ma. I sila rzeczy ani nie mozemy zweryfikowac jego spojrzenia na to, ani tym bardziej nie mozemy go sklonic do pracy nad soba.
Dlaczego uwazasz, ze sugrowanie komus pracy nad soba i zmieniania sie na lepsze jest dziwne i niezrozumiale?
Czy haneczka jest chodzacym idealem?
Czy na pewno nie ma nad czym pracowac?
Poza tym praca nad soba to nie tylko eliminowanie swoich wad. To rowniez nabywanie wiedzy i umiejetnosci, ktore pomagaja lepiej zyc, skteczniej sie bronic.

To, ze maz haneczki moze miec wiecej/duzo wiecej do przepracowania, nie oznacza, ze ona nie ma nic.
Bo chyba nie chodzi po tym swiecie czlowiek, ktory jest taki idealny, ze nie potrzebuje sie juz ulepszac.


Haneczka napisał/a:
Jestem zbuntowana. Co ja mam zmienic w sobie?To on jest leniwy,niezaradny ,klótliwy . Sto razy juz mu dawalam szansę. Nawet,gdybym byla aniolem,to bym z nim nie wytrzymala. Coraz bardziej utwierdzam sie w przekonaniu,ze probujac sie z nim godzic robie z siebie ofiarę losu,kompletna idiotkę,ktora znowu dala sie nabrac. On nigdy sie nie zmieni. Nawet mi to powiedzial.Nie kazde malzenstwo da sie uratowac. Nie i juz....


To, co napisalem powyzej - na pewno jestes idealna, wszystko robisz wlasciwie, nie masz sobie nic do zarzucenia i wszystko juz w sobie przepracowalas?

Charyzmat Sycharu glosi: Kazde sakramentalne malzenstwo, nawet po najtrudniejszych przejsciach, jest do uratowania.
Nie znaczy to niestety, ze kazde zostanie uratowane.
Potrzebna do tego jest wola i ciezka praca malzonkow. Nie jednego z nich, dwojga.
Pokora zas rowniez jest bardzo wskazana.
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 18:30   

Moze sie myle , chodzi mi tylko o to by nie dac sie zwariowac z tymi zmianami.Bysmy troche pozostali soba bo moze ktos kochał w nas te wady.
 
 
Haneczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 19:06   

Jacek-Sychar. Jest mi przykro.Uraziłeś mnie.
 
 
Haneczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 19:32   

Nie jestem idealna,ale nie możecie mi wmówic,że to ja jestem wszystkiemu winna. To on pił,kiedy ja szłam do kościoła to on wrzeszczał na cały dom,kiedy ja z bezsilności płakałam . Dlaczego nie wierzycie,że jedna strona jest ofiarą ?
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 19:39   

To przepraszam.

Chciałem Cie jednak trochę potrząsnąć.
Czy naprawdę Ty nic nie musisz w sobie zmienić, a tylko inni są źli? :shock:

Nie musisz mi odpowiadać. Chciałbym jednak, żebyś to sobie przemyślała.
Była to taka mała terapia wstrząsowa.

A teraz małe wytłumaczenie.
Moja żona, w czasie ostatniego roku, gdy byliśmy jeszcze razem a ona miała już kochanka, rozpowiadała wokół, że to ja mam kochankę, jestem straszny, ...
A potem ludzie byli zszokowani, gdy prawda wyszła na jaw, a ja dalej jestem sam.
Nie każę Ci obarczać się nie wiadomo jakimi winami, ale zastanów się trochę. Trzy razy pod rząd i zawsze Ty byłaś niewinna?
Albo:
1. masz niewiarygodnego pecha
2. coś jest w Twoim dzieciństwie, co każe Ci wybierać takich ludzi
3. nie mówisz całej prawdy.

Ja osobiście najpierw sprawdziłbym punkt drugi, ale następnie stawiałbym na punkt trzeci.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 20:47   

Haneczko...
Haneczka napisał/a:
nie możecie mi wmówic,że to ja jestem wszystkiemu winna

Nikt nie powiedział, że jesteś wszystkiemu winna. A jednak tak to odebrałaś. JEst takie mądre powiedzenie: "Co mnie dotyczy, to mnie dotyka". To, co napisał Jacek, cie dotknęło. Dlaczego?

Poza tym, nie tyle rozmawiamy tu o winie, a o przyczynach i odpowiedzialności. Twój mąż na pewno ma wiele za uszami, nikt tego nie neguje... Ale związek to odpowiedzialność dwóch osób. Nie da sie go budować w pojedynkę, a i za jego jakość, a często też i rozpad, odpowiadają też obie strony. Jedyne, o co cię tutaj forumowicze pytali, bo to o twoją odpowiedzialność i "twoją działkę" w pracy nad zwiazkiem, nad małżeństwem.

Możliwe, że zrobiłaś wszystko, co po ludzku można... ale mało prawdopodobne. No więc - w czym możemy ci pomóc, żeby było lepiej, niż ostatnim razem?
 
 
pachura
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 21:47   

Pavel napisał/a:
Kazde sakramentalne malzenstwo, nawet po najtrudniejszych przejsciach, jest do uratowania.
Nie znaczy to niestety, ze kazde zostanie uratowane.
Potrzebna do tego jest wola i ciezka praca malzonkow. Nie jednego z nich, dwojga.
Pokora zas rowniez jest bardzo wskazana.

Skoro oboje małżonków ma wolę i ciężko pracuje, o jakim kryzysie mówimy?
 
 
Hania-żona
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 22:50   

Haneczka napisał/a:
Jestem zbuntowana. Co ja mam zmienic w sobie?To on jest leniwy,niezaradny ,klótliwy . Sto razy juz mu dawalam szansę. (...)


Haniu.
Mój mąż od ponad roku mnie zdradza.
Na początku byłam w szoku: jak on śmiał? mnie? taką fajną, inteligentna, ładną kobietę?
Próbowałam zmieniać jego. Z resztą... wszyscy dookoła mówili, że zdrada to jego decyzja i on sam jest temu winien. A ja kiwałam głową potakująco.

Z czasem zaczęłam widzieć (oj, bolało to!), że... poniekąd pod tą zdradę ja sama go podprowadziłam... Oczywiście, nie wzięłam w ten sposób odpowiedzialności (zaznaczam: odpowiedzialności, a nie winy, bo winę może tylko Pan Bóg orzec - jedynie On ma "wgląd" w każdy aspekt danej sytuacji) wyłącznie na siebie, nie. Ale dotarło do mnie, że jakaś część spoczywa jednak na mnie. To nie było łatwe i rodziło bunt.

Równolegle, przez cały ten czas, mój mąż zdawał się nie przejmować tym, że on też doprowadził w naszym małżeństwie do kryzysu, wszystko tłumacząc mną: "nie mówiłem ci o tym, bo ty tak i tak byś zareagowała", "nie zachowywałem się wobec ciebie czulej, bo ty nie robiłaś tego i tego...". Ciągle swoje zachowania wyjaśniał mną, nie potrafiąc nawet (i chyba nie chcąc) "skontaktować" się samemu ze sobą i zobaczyć, co w nim siedzi.

Dziś jest tak, że ja przez minione kilkanaście miesięcy sporo ze sobą zrobiłam, ale jeszcze więcej jest przede mną. Bo co z tego, że kiedy męża nie ma w pobliżu, to wszystko mi się w głowie ładnie układa, mam nadzieję, że będę już inna, lepsza, a kiedy on wchodzi do domu, to nagle ni z tego ni z owego wskakuję w buty, w których chodziłam rok temu... i chwilę zajmuje, zanim je zdejmę i wejdę na nową ścieżkę, na ścieżkę nowszej mnie...

Czemu Tobie to piszę?
Bo rozumiem, że masz dość, że wiele razy dawałaś mężowi szansę.
Bo rozumiem, że niesamowicie wkurzające jest, jak koleś, który zachowuje się jak ostatni głąb, twierdzi, że on tak ma i już i nie zmieni tego (sama kilkanaście godzin temu usłyszałam coś podobnego od męża).
Bo rozumiem, że nóż w kieszeni Ci się otwiera, kiedy tutaj czytasz posty, że powinnaś popracować nad sobą, podczas, gdy Ty ledwo co zipiesz.

Nie napiszę Ci, czy dawać mężowi szansę, czy nie. To zależy wyłącznie od Ciebie.
Wasze małżeństwo to 50:50. Podobnie jak każde inne.
To, co możesz teraz zrobić, to zajać się Twoją "50" i uczynić ją na tyle dobrą, na ile się da. Spojrzeć na siebie w prawdzie i pokorze. Pousuwać wszystkie belki z Twoich oczu. Gwarantuję Ci, że inaczej spojrzysz na męża. Nie będzie to jakieś spektakularne, oj nie. Ale na pewno dostrzeżesz różnicę.

Na męża nie masz wpływu. I nie musisz tego od razu rozumieć, dlaczego tak jest. Ja niby to zrozumiałam, ale stare nawyki jeszcze nie do końca i nie zawsze się temu poddają.

Haneczko, nieludzkie jest, aby od osoby, która ma połamane nogi, wymagać, aby zaczęła od razu tańczyć balet. Dlatego najpierw zajmij się opatrzeniem swoich nóg (podkreślam: swoich, nie męża). Każdy, kogo będziesz pytała o radę, zaproponuje Ci inny opatrunek. Ty sama wybierz, który pasuje Tobie najlepiej.

Ale proszę, nie obrażaj się na to, że ktoś Ci pisze, żebyś popracowała nad sobą. Oni tu wiedzą, co piszą, choć czasami nie użyją do końca miłych Tobie słów i bywają złośliwi ;)
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 22:50   

Haneczka napisał/a:
Jacek-Sychar. Jest mi przykro.Uraziłeś mnie.

Haneczka,

To ja rano napisałem post który mógł Cię urazić.
Administracja go nie puściła i dobrze.
Natomiast post Jacka nie miał prawa Cie urazić.
Był bardzo wyważony, wspomniał jedynie o faktach, które sama podałaś.
Fakty Cię uraziły ?

Haneczka napisał/a:
nie możecie mi wmówic,że to ja jestem wszystkiemu winna.

Kto chciał Ci wmówić, ze Ty jesteś WSZYSTKIEMU winna ?
Dlaczego tak właśnie zareagowałaś, na samą sugestię ze jest coś co sama powinnaś przerobić ?
Jednocześnie piszesz :
Haneczka napisał/a:
Nie jestem idealna

Haneczka napisał/a:
Dlaczego nie wierzycie,że jedna strona jest ofiarą ?

Wiesz, ciekawe czy od męża też oczekujesz potwierdzenia prawdziwości tych słów.
Piszesz, że nie jesteś idealna ale zaraz potem stwierdzasz, że jedna strona ofiarą...
Mąż też uważa, że jedna strona jest ofiarą ?
Skoro mówi, ze jest idealny...

Piszesz, że mąż pił, krzyczał a Ty płakałaś z bezsilności.
Czy zastanawiałaś się nad tym, czy on nie tłumaczy w ten sam sposób swojego picia i krzyków ?
- że z bezsilności ?

To oczywiście nie usprawiedliwia jego picia i krzyków.
Tak samo Twoja opinia o związku nie usprawiedliwia Twojego zachowania :
- rozwodu,
- szukania pocieszenia w ramionach innych mężczyzn,
- ustawiania siebie w pozycji jedynej ofiary w związku.

Tak naprawdę to obydwoje uważacie że jesteście idealni, że same jest ofiarą, że płacze z bezsilności.

Chciałaś skorzystać z "prawa do szczęścia" i dwa razy wchodziłaś w związki z innymi mężczyznami.
Jak ten fakt wpływa na Twoją relację z mężem, na jego zachowanie...

Pytasz ile razy MOŻNA próbować.
A jak myślisz, ile razy TRZEBA próbować ?
Mąż podobno, nieskończoną ilość razy próbował,
Dlaczego się nie udało ?
Na początku było dobrze, potem się psuło.
Bo ON jest winien..tylko ?

Wiesz, kiedy przychodzą tutaj mężowie porzuceni, zdradzeni przez żony,
z reguły dostają kubeł zimnej wody na głowę.
- każe im się szukać co mogą sami naprawić w SOBIE i dla siebie
Z reguły podejmują temat i szukają porady jak znalezć w sobie to co trzeba zmienić,
pracują, z różnym efektem nad sobą.
Nie zmieniają żony ale siebie.

Ty chcesz, żeby to jedynie mąż się zmienił, siebie widzisz jedynie jak ofiarę.
Dlaczego tak uważasz, skoro sama piszesz, że nie jesteś idealna.

Często powtarza się tutaj maksymę :
- możesz zmienić SIEBIE, ale nie drugą osobę, ponieważ tylko na siebie masz wpływ, na drugą osobę nie.

Jeszcze, jedno :
- nie kocha się za coś, ale pomimo czegoś.


Zgadzam się z Jackiem, że Wasze zachowanie wskazuje na jakieś deficyty z dzieciństwa.
- brak miłości w domu rodzinnym, może alkoholizm.
Jak było w Twoim domu rodzinnym, jak było w domu rodzinnym męża.
Zachowujecie się jak dwoje skrzywdzonych ludzi, którzy nie potrafią znaleźć wspólnego języka, najwidoczniej dlatego, że nie mają wzorca lub oczekują od drugiej osoby tego, czego nie zaznali w domu rodzinnym.
To się leczy, obrażanie się nawzajem, na innych niczego nie rozwiąże.

Minął właśnie Rok Miłosierdzia.
Na Wieczorze Uwielbienia usłyszałem takie słowa :
- Jezus mówi osobie, która z żalu za wyrządzoną komuś krzywdę nie może sobie darować żeby wiedziała, że jest warta śmierci Pańskiej, jest warta Męki Pańskiej ponieważ jest jego umiłowanym dzieckiem.

Haneczka,
jesteś dzieckiem Bożym !
jesteś warta wybaczenia !
nie odżegnuj się od tej części winy za kryzys, która przypada na Ciebie, jesteś ułomna jak każdy z nas..
Jednocześnie, wiedz, że Twój mąż też jest dzieckiem Bożym który warty jest wybaczenia za wszelkie zło jakie wyrządził Tobie.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 22:53   

pachura napisał/a:
Pavel napisał/a:
Kazde sakramentalne malzenstwo, nawet po najtrudniejszych przejsciach, jest do uratowania.
Nie znaczy to niestety, ze kazde zostanie uratowane.
Potrzebna do tego jest wola i ciezka praca malzonkow. Nie jednego z nich, dwojga.
Pokora zas rowniez jest bardzo wskazana.

Skoro oboje małżonków ma wolę i ciężko pracuje, o jakim kryzysie mówimy?


W domysle chodzilo mi o sytuacje, w ktorej jest/byl kazdy z tu obecnych - gdy kryzys juz byl/jest.
 
 
Haneczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-27, 23:43   

Jacek-sychar. Mylisz sie. Jestem osobą wierzacą I prawda jest dla mnie na pierwszym miejscu. Nie byloby wiekszego sensu zwracac sie do Sycharu o pomoc I zmyslac historyjki o zlym mezu.
Hania-żona ma racje. Ja nie wiem,co robic. Jestem w kropce I ledwo zipię. I dlatego zwracam sie do Was o pomoc. Nie kopcie lezacego.
 
 
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-28, 08:02   

Czytam Twoje Haneczko wpisy i widzę po części siebie z przed kilku lat.
Twój pewien rodzaju buntu na wspólnotę ukazuje ,że szukasz na siłę potwierdzenia , iż jesteś ofiarą kryzysu, że szukasz uznania Twojego rozumowania kto jest ten zły , a kto jest dobry.
Haneczko - wszystkie tu sugestie / wpisy wynikają ze sporego doświadczenia piszących i prawie każdy z nas przeszedł ten szczebel zachowań, buntu, rozżalenia, oczekiwań potwierdzenia własnych odczuć. Każdemu zajęło to inny czas by zrozumieć , dostrzec ,iż kryzys nie jest winą jednej strony i rozdzielanie , wręcz targowanie się czyjej winy jest więcej nie ma sensu. To ,że nasze wpisy Cię urażają , dotykają itp świadczy niestety o tym ,że jesteś zamknięta na ujrzenie prawdy. Bardzo bolącej prawdy, która ujawni Twoje wady i niedoskonałości. Dopóki sobie i nam nie zaufasz i nie staniesz w lustrze prawdy o sobie samej nic nie zmienisz w swoim życiu , nie uzdrowisz siebie, nie zrobisz kroku do przodu.
Proszę zrozum,że nie możemy i nie osądzamy tutaj nikogo , a zwłaszcza osób, które nie mogą się wypowiedzieć ( jak Twój mąż). Każdy widzi problemy po swojemu i tak go przedstawia, więc musimy zachować spory dystans do skarżeń. Nie oznacza to też,że rzucamy się na Ciebie wg zasady huzia na Józia. Istotą każdego uzdrowienia jest praca nad sobą, ujrzenie siebie prawdziwej , wyeliminowanie złych zachowań. Bardzo często nie dostrzegamy tego ,że czynami , słowami ranimy innych. Nie dostrzegamy własnych wad. Żyjemy w przeświadczeniu o własnej idealności, doskonałości itp., więc zderzenie z rzeczywistością wypowiedzianą przez innych powoduje bunt, urazy obrażanie się. To normalne zachowanie człowieka , ale nie sprzyja niestety uzdrowieniu.
Jeżeli więc naprawdę chcesz coś zmienić w sobie , wyzwolić się to proszę przemyśl dokładnie każdą naszą sugestię, poszukaj w swoim życiu sytuacji , które potwierdzają nasze przypuszczenia co do Twoich złych reakcji, złego - niewłaściwego zachowania, błędów. Będą one jedynie poświadczeniem naszych racji. Nie damy Ci recepty na zmianę Twojego męża , ale postaramy się pomóc Tobie jeżeli tego chcesz.
Powiem Ci ze swojego doświadczenia, że dopóki nie odstawiłam swojej dumy, pychy na bok, dopóki nie obnażyłam prawdziwych moich zachowań moje życie wyglądało jak odbijanie się od ściany, gdzie każde uderzenie było coraz bardziej bolesne , przytłaczające, dobijające.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8