Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Nie wiem co myśleć
Autor Wiadomość
L2F
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 09:27   Nie wiem co myśleć

Witam,

W sobotę, jadąc na basen z dziećmi w Gdyni godziłem się z konsekwencjami rozstania z żoną (po 14 latach małżeństwa i 19 znajomości) i nagle dogoniłem samochód (Skoda) z Waszą domeną i mottem. Pomyślałem,ciekawe "spotkanie". Jednak samochód się zatrzymał a w nim siedziała kobieta w średnim wieku i dość czule żegnała się z mężczyzną. To było coś.

Rok temu chodziłem z żoną do Pani psycholog. Po 5 spotkaniu zrezygnowałem uzasadniając, że już po 1 wizycie czułem się nieistotny w naszym sporze. Na drugum spotkaniu nawet pozwoliłem sobie zwrócić "uwagę" Pani Psycholog, że poruszane przeze mnie kwestie są pomijane, nie są podnoszone w dalszej rozmowie. Wręcz wyliczając kiedy i co :) Odwrotnie z kwestiami żony. Te były drążone i wyjaśniane. Pani Psycholog podziękowała za uwagę i stwierdziła , że zwróci na tą kwestię szczególną uwagę. Finalnie, przez jedno spotkanie moje uwagi były słyszalne, ale pojawiały się dodatkowe komentarze Pani Psycholog w postaci " ale wie Pani, nie musi Pani do tego przywiązywać wielkiej wagi". Kolejne spotkania były takie jak pierwsze. Byłem tam zbyteczny i w końcu się poddałem. Żona była rozczarowana. Jej to odpowiadało , coś zyskiwała. Szedłem na ustępstwa, starałem się rozumieć, otwierałem na rozmowę. Ja nie zyskałem nic.

Przechodząc do sedna ... podstawą w związku jest dla mnie płaszczyzna porozumienia, zbalansowana na podobieństwach, zbieżności w światopoglądach, w dostrzeganiu problemów, uzupełnianiu siebie. Lubie spory, które otwierają oczy na coś czego wcześniej nie widziałem. Generalnie związek oparty na "pokrewieństwie" dusz, otwarości i porozumieniu. Na przyjemności rozmowy i wymianie dobrych argumentów. Lubię różnice, ale źle się czuję gdy zaczynają zdecydowanie dominować.

Od pewnego czasu żona płynie na fali "bycia sobą" i jak się dowiaduję - wreszcie chce pokazać jaka jest naprawdę, że do tej pory jedynie "pochylała głowę".
Przez większość lat wydawało mi się, że jesteśmy zgodni!!! Płynęliśmy dość dobrze przez problemy. Byliśmy silni ! Dzisiaj nasz związek jest oparty na różnicach i wykładamy sie na drobiazgach.

Niemal w niczym nie widzimy wspólnych rozwiązań. Mimo, że wielokrotnie z żoną przechodziliśmy różne problemy i zwykle czas pokazywał, że racja i słuszność oceny była po mojej stronie. Dopiero po dłuższym czasie żona potrafiła zawrócić ze swojej drogi , która nie przynosiła efektów na moją. Potrafiła przeprosić za swój upór i podziękować za wsparcie. Mimo wszystko powyższe doświadczenia nie wniosły niczego trwałego do sposobu potrzenia żony.

Historia się powtarza, znów proszę o ostrożność w swoich decyzjach, szukam płaszczyzn do rozmów, szukam porozumienia i w sumie jak grochem o ścianę. Nie potrafię żyć z kimś, z kim nie mam "łączności", z kim przestaję rozmawiać, zamykam się.
Żona jest osobą dobrą, jednak karykaturalnie upartą. Aż sie dziwię, jak można być tak nieustępliwym w czymś co nie przynosi niczego dobrego.

Chcę się rozstać, jednak odpowiedzialność za 2 dzieci skutecznie mnie powstrzymywała. Dodatkowo zawsze miałem wątpliwości i nie chciałem wierzyć, że dorośli ludzie nie potrafią się słuchać i rozmawiać. Myślę, że nie skłamię jeśli powiem, że w 90% przypadków sam rozpoczynałem długie nocne rozmowy, które w 99% nie doprowadziły do niczego dobrego.

Świadomy jestem, że wina zwykle leży gdzieś po środku, wiem że nie jestem idealny. Lata i wspólne doświadczenia pozostają gdzieś w psychice. Wiele swoich błędów naprawiłem, żona jest tego świadoma i chyba nawet do docenia.
Zadając pytanie żonie, czy ona czuje się w czymś winna, czy widzi gdzieś swój błąd, słyszę w zasadzie 2 zdania "błędem było że 15 lat temu godziłam na Twoje ... " lub " w sumie to nie wiem czy gdziekolwiek robię coś nie tak".

Na koniec ... nie jestem człowiekiem, który chodzi co niedzielę do kościoła. Gdy zobaczyłem nagłówek tego forum, zastanawiałem się czy powinienem tutaj rozpoczynać taką rozmowę.
Może jednak ten spotkany samochód, nie był takim przypadkiem? Jestem otwarty.

Pozdrawiam
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 10:24   

Witaj L2F na naszym forum.

Masz rację. Nie ma przypadków. Wszystko jest po coś.Nawet samochód z log Sycharu.

Masz dwójkę dzieci. Martwisz się o ich los. I bardzo dobrze. Może mógłbyś przeczytać książkę Ani Jednej "Miłość nie ma wcale końca!":
http://www.religijna.pl/m...a-jedna-ksiazka

Może byś wtedy zrozumiał, co czeka Twoje dzieci.

Czy kochałeś swoją żonę na początku Waszego związku? W czasie gdy się pobieraliście? Chyba tak. Spróbuj wrócić do tych chwil i pomyśleć, jak się wtedy zachowywałeś. Czy też ciągle wymagałeś coś od żony (narzeczonej, dziewczyny), czy raczej o nią zabiegałeś? A teraz zabiegasz o żonę?

Wielu z nas też popadło w taką rutynę, w doszukiwanie się swojej prawdy i sprawiedliwości. Tak można postępować w pracy zawodowej, działalności gospodarczej, gdy prowadzi się spółkę, ale nie w małżeństwie. Małżeństwo to dawanie coś z siebie. Bezinteresowne dawanie. Czy od dzieci też wymagasz wzajemności w miłości?
Czy wyrażasz miłość swojej żonie? A jak ją wyrażasz? Czasami mówimy językiem (czynów, postaw, słów), których nie rozumie nasz partner (mąż, żona).
Znasz książkę Chapmana "5 języków miłości"? Jeżeli nie, to spróbuj ją przeczytać. Może uda Ci się dotrzeć do swojej żony.

Pozdrawiam
 
 
IlonaM
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 10:35   

Witaj L2F na forum :->

Chyba nie tylko ja powiem że nic nie dzieje się przez przypadek - to że zauważyłeś ten samochód z domeną i mottem, zauważyłeś parę czule się żegnającą - to na pewno Bóg skierował Twój wzrok i uwagę na to - a dowodem tego jest Twoja obecność tu i CHWAŁA PANU ZA TO :-D
L2F napisał/a:
nie jestem człowiekiem, który chodzi co niedzielę do kościoła. Gdy zobaczyłem nagłówek tego forum, zastanawiałem się czy powinienem tutaj rozpoczynać taką rozmowę.
Może jednak ten spotkany samochód, nie był takim przypadkiem? Jestem otwarty.

I chyba Sam odpowiadasz tu Sobie na powyższe pytanie :-) Może w ten sposób Pan chce zwrócić Twoją uwagę na Niego ?
Nie wiem czy zdążyłeś prześledzić w tak krótkim czasie to forum, (a myślę że raczej nie) wiele jest wątków które mają podobne tematy poruszane przez Ciebie. Ale jeśli zacząłeś Swój wątek, odpowiem Ci co mnie najbardziej w nim "uderzyło" i pewnie nie będę jedyną tu osobą która zwróci na to uwagę - więc jeśli jesteś "otwarty" to zobacz o czym piszesz
L2F napisał/a:
Mimo, że wielokrotnie z żoną przechodziliśmy różne problemy i zwykle czas pokazywał, że racja i słuszność oceny była po mojej stronie. Dopiero po dłuższym czasie żona potrafiła zawrócić ze swojej drogi , która nie przynosiła efektów na moją. Potrafiła przeprosić za swój upór i podziękować za wsparcie. Mimo wszystko powyższe doświadczenia nie wniosły niczego trwałego do sposobu potrzenia żony.

I jeszcze to :
L2F napisał/a:
Od pewnego czasu żona płynie na fali "bycia sobą" i jak się dowiaduję - wreszcie chce pokazać jaka jest naprawdę, że do tej pory jedynie "pochylała głowę".
Przez większość lat wydawało mi się, że jesteśmy zgodni!!!

Możliwe że Swoim zachowaniem, stylem bycia i charakterem narzucałeś żonie swoje myślenie, poglądy ... i teraz gdy żona postawiła Swoje granice, Tobie przestały one pasować? Czujesz się że nie masz nad nią " kontroli". Wiele jest na tym forum rad że trzeba umieć stawiać granice gdy ktoś nam coś narzuca. Może właśnie teraz Twoja żona zaczęła je stawiać? Wydaje mi się że za chwilę usłyszę od Ciebie zaprzeczenie - "przecież Ja nie chciałem źle, żona po czasie przyznawała mi że Miałem rację" - a może dla świętego spokoju tak robiła?
Musisz spróbować przeanalizować Swoje zachowanie czy aby faktycznie tak nie jest - czy aby teraz nie czujesz się zagrożony tym że żona zaczyna stawiać swoje granice?
A za to że tutaj jesteś, choć jak piszesz Jesteś raczej " letnim" wierzącym - podziękuj Bogu - nic przecież nie dzieje się przez przypadek :-D nawet jak jeszcze teraz tego nie widzisz - wystarczy że powiesz Mu " Dziękuję że mnie tu przyprowadziłeś, pewnie masz dla mnie jakiś plan - proszę pokaż mi go " myślę że Jemu to dziś wystarczy :)
 
 
L2F
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 12:47   

Witam ponownie,

Tak, żonę zawsze kochałem. Jedną z najważniejszych myśli z nauk przedmałżeńskich zapamiętałem na całe życie. Ważn,e aby małżonkowie żyli w taki sposób, aby w dniu w którym dzieci odejdą na swoje, pozostały wspólne tematy, zainteresowania, aby pozostała umiejętność życia we dwójkę. Aby nie okazało się, że całe nasze życie to dzieci i tylko dzieci.
Zabiegałem o żonę. W tym roku wielokrotnie wybieraliśmy się na miasto po prostu na kawę , czasem na jakiś obiad. Było fajnie. Spacery, rozmowy, wyjścia do kina czy teatru również nie są wyjątkami. Zawsze starałem się dbać o sferę wspólnych wyjść, tak jak wtedy gdy się poznaliśmy.
Przeczytam książki o których piszesz. Ciekawe. Dziękuję.

Staram się dawać z siebie dużo. Bezinteresowanie? tak. Wyrażanie uczuć... nie tak wylewnie jak to potrafi kobieta, ale staram się mówić i dawać do zrozumienia. Oczywiście, już dzisiaj jest to bardzo trudne.

Tak, w pewien sposób narzucałem swój pogląd.Gdy uważałem, że żona błądzi, że zbytnio słucha osób, które ostatecznie wyprowadziły ją w pole mówiłem o tym. Były to poważne sprawy, które przysporzyły nam wiele zmartwień.

Nie potrzebuję kontrolować żony, naprawdę. Lubię, gdy ktoś ma swój dobry pomysł na życie, rozwiązywanie problemów... Czasem chciałem, aby moje sugestie powodowały jedynie , by żona była ostrożniejsza, by dokładniej coś sprawdziła, coś bardziej przypilnowała, nie była tak naiwna. To wszystko.
Ostatecznie było jak z przysłowiowym wnukiem "na złość babci odmrożę sobie uszy".
I chyba to jest jeszcze gorsze. Mogłem się pomylić i żałuję że się nie myliłem. A tak żona się jeszcze bardziej cietrzewi, gdy powtarza te same błędy i widzę jak czuje się źle z tym żę poszło znów nie po jej myśli.

Ostatecznie, tematy dnia codziennego pokazują że w niczym się nie zgadzamy, że na wszystko mamy odmienne zdanie, skrajnie różne pomysły na życie. W tym wszystkim nie ma nas.

Zaczynam tracić pewną "bazę", która powodowała, ze dobrze się czułem z żoną. Czułem , że się przyjaźnimy , rozumiemy, ważne są podobne rzeczy.

Dzisiaj stajemy się dwoma biegunami. Starałem się to uświadomić żonie, a w odpowiedzi usłyszałem, że Jej to nie przeszkadza. Okazałem się zaściankiem, w którym wg. żony związek oparty w proporcji z dominującą przeciwnością jest lepszy od związku opartym na proporcjach z dominującą zgodnością. Nie odnajduję w żonie zrozumienia i nie odbieram, aby świadomość żony, że taki układ powoduje iż oddalam się od niej psychicznie miała większe znaczenie.
Żona w tym problemu nie widzi , bo przecież powinienem kochać bez względu na jakąkolwiek zmianę, bez względu na to co mówi i uważa, bez względu na to czy będziemy ze sobą rozmawiać czy też nie. Ja tak nie potrafię.

Czytając ostatnie zdania przeszły mi dreszcze po plecach .

Pozdrawiam
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 13:06   

Czyli to Twój zbiornik miłości jest pusty a Twoja żona nie mówi Twoim językiem miłości. :-(

Więcej szczegółów w polecanej książce. :-P
 
 
IlonaM
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 14:00   

Jak mniemam to po moich słowach przeszły Cię po plecach dreszcze :mrgreen:
Powiem Ci że wielu którzy są tutaj, dopiero gdy cały ich świat legł w gruzach dopiero wtedy "przejrzeli na oczy" i zaczęli tak prawdziwie szukać Boga. Sama to przeszłam - że "gdy trwoga - to do Boga". Dziś jestem bardzo Boga i bardzo dziękuję Mu że dopiero takim "trzęsieniem małżeńskim" udało Mu się zwrócić mi uwagę na Niego :) Ogłosiłam JEZUSA MOIM PANEM I KRÓLEM i jest mi dużo lżej bo wiem że jest ktoś kto kocha mnie bezwarunkowo miłością miłosierną, że nawet jak robię coś co Go bardzo boli On i tak ze mnie nie zrezygnuje !!!
Wydaje mi się że Tobie pokazał to że Cię szuka właśnie spotkaniem tego samochodu i przyprowadził Cię tutaj żebyś nie wpadał głębiej w bagno - bo właśnie tu podaje Ci rękę żeby Cię z niego wyciągnąć :-)
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 14:16   

Jacek-sychar napisał/a:
samochód z log Sycharu.
:mrgreen:

czyżby to moja skoda :mrgreen:

Zapraszam w piątek do gdańska na spotkanie wspólnoty kościół św Barbary ul długie ogrody 19, godzina 18.00
albo w poniedziałek 7.11 do Gdynia parafia św Mikołaja godz 18.30

Pogody Ducha
Ostatnio zmieniony przez Mirakulum 2016-11-02, 14:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
L2F
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 14:18   

Tak Ilona, po Twoich. Faktycznie wyraziłem to niejednoznacznie.

To wszystko musi się stać już niedługo. Nie daję rady tkwić w takim chorym punkcie.

Pozdrawiam
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 14:33   

Mirakulum napisał/a:
Jacek-sychar napisał/a:
samochód z log Sycharu.
:mrgreen:

czyżby to moja skoda :mrgreen:

Zapraszam w piątek do gdańska na spotkanie wspólnoty kościół św Barbary ul długie ogrody 19, godzina 18.00
albo w poniedziałek 7.11 do Gdynia parafia św Mikołaja godz 18.30

Pogody Ducha


Boski majstersztyk :mrgreen:
 
 
L2F
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 15:28   

:)
Dziękuję. Spotkanie w samym kościele?
Pozdrawiam
 
 
IlonaM
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 16:01   

Tak myślałam że to po moich słowach, ale chciałam się upewnić :-P

L2F napisał/a:

To wszystko musi się stać już niedługo. Nie daję rady tkwić w takim chorym punkcie.

Nie sądzę tak jak Ty, jeśli tu Jesteś to znaczy że jednak szukasz pomocy :-D Może nie potrafisz przyznać tego jeszcze nawet przed samym sobą, ale Jesteś tu w jakimś celu ;-)
Posłuchaj rady Mirakulum, wybierz się na takie spotkanie, a zobaczysz jak wiele życzliwych ludzi tam spotkasz w "realu", to na prawdę zupełnie coś innego niż tylko pomoc "wirtualna" - chociaż równie ważna :)
Wiem co mówię, sama forum obserwowałam jakieś 2 lata nim odważyłam się dopiero teraz wybrać się na takie spotkanie na "żywo" - i powiem szczerze że żałuję - ale tylko tego ŻE TAK PÓŹNO SIĘ ZDECYDOWAŁAM tam iść !!! Dlatego przyjmij zaproszenie Mirakulum i idź ! :-) Nie wiem jak tam, ale pewnie samo spotkanie odbywa się gdzieś obok kościoła - w jakichś salkach - ale myślę że ktoś z tamtejszych forumowiczów Ci odpowie :)
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-02, 16:57   

L2F napisał/a:
Spotkanie w samym kościele?

http://gdansk-barbary.sychar.org/
Spotkania odbywają się w pierwsze piątki miesiąca w salce na plebanii. Możliwość spowiedzi od 17.00, adoracja od 17.30, Msza św. o godz. 18.00. Grupa wsparcia w 3 sobotę miesiąca około 19:00 po Mszy św. Duszpasterzem wspólnoty jest ks. Piotr Adamski.
:-)
 
 
L2F
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-03, 08:19   

Dziękuję za zaproszenie.
Trochę mnie peszy myśl o spotkaniu w większym gronie, niepowiem :-)
Z pewnością większość z Was się już dość dobrze poznało , jednak z drugiej strony zadziwiająco szybko wszystko jakoś zagrało

Pozdrawiam
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-03, 08:25   

L2F

Na pierwszym spotkaniu możesz nic nie mówić. Posłuchaj sobie innych, wczuj się w naszą atmosferę. Zobaczysz, że szybko sam się przełamiesz i sprawi Ci to ulgę, jak wyrzucisz z siebie swoje problemy.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9