Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
ile mam czekać?
Autor Wiadomość
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-30, 23:43   

Tiliana, Metanoja
Skąd Wy macie te mądrość, co? 😃
Tak, jestem niecierpliwa, choć na zdrowy rozum jednak mam ogromne pokłady cierpliwości. Takiej mierzonej po ludzku.
Macie racje, nic mi nie da poganianie sytuacji. Niech się toczy. Ja zajmę się sobą.
Dzis doznalam pewnego rodzaju olśnienia... otóż jakis czas temu modlilam się nowenna pompejanska za to by maz sie nawrocil. A nawrocilam się ja(choc nigdy jakoś nie byłam na bakier z Bogiem, ale po prostu ta wiara moja była taka trochę nijaka..) Tak naprawdę ona mi się przysluzyla.. Dawno nie było mi tak dobrze na modlitwie..tyle mi daje.. Będę się modlić o cierpliwość. 😉[/b]
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-31, 06:42   

Wafelka napisał/a:
Nirwanna, wiesz wydaje mi się, ze mam już dużo przemyśleń. Długo wszystko przegadywałam i z najbliższymi przyjaciółmi, i z rodzicami, i z osobami zupełnie z zewnątrz: psycholog, ksiądz.. Wszystko co miało prowadzić do naprawy naszego małżeństwa było moją inicjatywą. Więc emocje moje to po prostu moje miękkie wnętrze. Tak mam, że łatwo się rozklejam jakoś wewnątrz, jak ktoś wie jak mnie "zahaczyć". Choć jestem generalnie opanowana.
Nasze małżeństwo jest w poważnym kryzysie już długo, myślę, że około półtora roku, a gdyby się przyjrzeć bliżej to około trzech lat. Separacja to efekt odkrycia nałogu.

Nie wiem co mam zmienić w sobie... Już na tyle kompromisów poszłam, tyle razy "dawałam ostatnią szansę", byłam wyrozumiała tak, że inni pukali się w czoło. Ale w końcu zaczęłam stawiać granice. Może rzeczywiście te trzy miesiące to mało...

Ale czy przez trzy miesiące naprawdę nie można nic zrobić? Ja od kwietnia śledzę to forum, próbuję znaleźć pomoc, weryfikuję swoje poglądy na różne sprawy. Mój mąż nie robi nic co jakoś może podważyć jego dotychczasowe postępowanie i poglądy.

Najgorsze jest to, ze takie rozmowy powodują zniechęcenie u mnie... chęć odpuszczenia sprawy wreszcie.. ile można tak dalej?


Wafelko, jak się oglądam wstecz, to widzę po sobie, że przemyślenia, refleksje i odkrycia co do siebie to jedno, a wypracowanie na podstawie powyższych rzeczy moich nowych postaw - to całkiem coś innego. A i tak zdarza mi się wracać w dawne koleiny.
Trzy miesiące stawiania granic to bardzo mało, nie wiem tego, ale niewykluczone, może Twój mąż właśnie jest na etapie sprawdzania, czy te granice są trwałe, czy się nie zmienią czy nie znikną.... przecież bez Twoich granic było mu wygodnie. Czyż nie?
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-31, 12:29   

Nirwanna napisał/a:
...Trzy miesiące stawiania granic to bardzo mało, nie wiem tego, ale niewykluczone, może Twój mąż właśnie jest na etapie sprawdzania, czy te granice są trwałe, czy się nie zmienią czy nie znikną.... przecież bez Twoich granic było mu wygodnie. Czyż nie?


Pewnie jest tak jak piszesz. To tak naprawdę pierwszy czas kiedy na poważnie dzieją się konsekwencje, kiedy granice zostały jasno określone i się ich trzymam. Jestem przekonana, że wytrwam w tym. Teraz, kiedy już zrobiłam ten krok jest mi jakoś lżej i widzę, że to nie jest straszne. Wręcz przeciwnie - poczułam ulgę. I nie chcę ryzykować powrotu do dawnego sposobu relacji.
Jednocześnie widzę, że mąż jakby nie widzi, że tonie. Wydaje mu się, że jeszcze jest na płytkiej wodzie, że tu nic się poważnego nie dzieje.. Przykro mi to widzieć. Wciąż szuka wyjścia, w którym nie będzie konieczna zmiana jego postępowania i podejścia do problemów. A takiego wyjścia nie ma...
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-31, 12:40   

Tu, niestety, mu nie pomożesz. MUSI sam się sparzyć... musi sie sam zachłysnąć. Inaczej nie uwierzy, że jest źle.

W słowa nie uwierzy. Szczególnie w twoje. Za to najprawdopodobniej zacznie niedługo wierzyć w twoje czyny ;)
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-31, 13:56   

Wafelka napisał/a:
Jednocześnie widzę, że mąż jakby nie widzi, że tonie.
Wydaje mu się, że jeszcze jest na płytkiej wodzie, że tu nic się poważnego nie dzieje.. Przykro mi to widzieć. Wciąż szuka wyjścia, w którym nie będzie konieczna zmiana jego postępowania i podejścia do problemów.

Wafelko, sięgnij wstecz, przeanalizuj wszystkie, nawet te pozornie niewinne symptomy które zwiastowały już dawno zaistnienie stanu obecnego. Zazwyczaj nie jest tak, że poukładany i prawy człowiek nagle staje się uwikłany w nałogi, zaciąga długi oraz zaczyna wykazywać ze wszech miar destrukcyjne zachowania. Zastanów się też, czy ktoś w rodzinie męża wykazuje podobne zachowania oraz podobną postawę.

Do czego zmierzam? Otóż, może się okazać że zmiany których oczekujesz od męża mogą być dla niego nie do przeskoczenia. Zwykle wola zmian pojawia się na wskutek refleksji. Jeśli one się nie pojawiły to zmiany nie zajdą i próżno ich oczekiwać. To że ktoś obiecuje, płacze, nawet pięknie mówi o tym jak chciałby się zmienić i naprawić swoje błędy nie znaczy, że to wprowadzi w życie. Finezyjność i wiarygodność przekazu to często zwykła kreacja na potrzeby zaspokojenia swoich potrzeb, gdyż mówienie co chcą usłyszeć inni służy także realizacji swoich i tylko swoich potrzeb.. Kajanie się oraz deklaracje które w końcu okazują się bez pokrycia są często odzwierciedleniem zaburzonych osobowości.

Zatem Wafelko, zachęcam Cię do przyjrzenia się zachowaniom męża, jego reakcjom tak jakby to był obcy człowiek, trochę z boku. Może w ten sposób uda Ci się odsunąć nieco własne emocje i dostrzec sedno problemu. Być może, że szarpiesz się na próżno.
Nie wszyscy problematyczni ludzie mogą i potrafią zmienić siebie oraz swoje postępowanie.
Niektórzy z nich mają taką a nie inną konstrukcję i nie podlegają żadnym korektom oraz żadne terapie, prowadzone nawet przez najbardziej wykwalifikowanych terapeutów nie są w stanie ich "przeprogramować".
Rozważ to proszę. :-)
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-31, 17:07   

kenya napisał/a:

Wafelko, sięgnij wstecz, przeanalizuj wszystkie, nawet te pozornie niewinne symptomy które zwiastowały już dawno zaistnienie stanu obecnego. Zazwyczaj nie jest tak, że poukładany i prawy człowiek nagle staje się uwikłany w nałogi, zaciąga długi oraz zaczyna wykazywać ze wszech miar destrukcyjne zachowania. Zastanów się też, czy ktoś w rodzinie męża wykazuje podobne zachowania oraz podobną postawę.


Umiem już spojrzeć na nasze małżeństwo z perspektywy i widzę to doskonale. Symptomy były dużo wcześniej, ale mój mąż należy do grupy nałogowych kłamców również. A zatem latami stwarzał pozory, ze wszystko jest OK. W rodzinie, o czym dowiedziałam się parę lat po ślubie, były nałogi, alkoholizm u mojej teściowej. Niestety oni wypierają problem, udają, ze go nie było, nie ma. Więc nie ma stamtąd pomocy. To taki dom, w którym nie mówi się o problemach, lepiej nie widzieć. Takie dziecinne "zamykam oczy to mnie nie ma"..

kenya napisał/a:
Do czego zmierzam? Otóż, może się okazać że zmiany których oczekujesz od męża mogą być dla niego nie do przeskoczenia. Zwykle wola zmian pojawia się na wskutek refleksji. Jeśli one się nie pojawiły to zmiany nie zajdą i próżno ich oczekiwać. To że ktoś obiecuje, płacze, nawet pięknie mówi o tym jak chciałby się zmienić i naprawić swoje błędy nie znaczy, że to wprowadzi w życie. Finezyjność i wiarygodność przekazu to często zwykła kreacja na potrzeby zaspokojenia swoich potrzeb, gdyż mówienie co chcą usłyszeć inni służy także realizacji swoich i tylko swoich potrzeb.. Kajanie się oraz deklaracje które w końcu okazują się bez pokrycia są często odzwierciedleniem zaburzonych osobowości.


Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego co piszesz jakiś czas temu, mniej więcej trzy-cztery lata temu zaczęło się wszystko wylewać po trochu. Najpierw jedna sprawa, która miała być tą jedyną zatajoną, potem kolejna, i kolejna jedna za drugą. Stąd moje próby, zachęty, inicjowanie terapii, spotkań, które miały pokazać problem i pomóc nam go rozwiązać. Jednak w niczym mąż nie wytrwał dłużej niż dwa spotkania. Zawsze w momencie, w którym okazywało się, że ktoś inny mówi dokładnie to co ja, następował odwrót. Tak jakby to usłyszenie prawdy z niezależnych ust, było czymś nie do przeskoczenia..
Mąż chce być kimś innym niż jest, udaje, gra. Więc dopuszczenie myśli "jestem alkoholikiem" jest ponad jego możliwości. On nawet mówi ciągle, że "przecież przepraszał tyle razy za wszystko.."... a tak naprawdę nie przeprosił mnie ani razu za nic. I nie dociera to do niego. I nawet w takim momencie nie powie "no dobrze, to przepraszam..". Tak jakby żył w innej rzeczywistości.

kenya napisał/a:
Zatem Wafelko, zachęcam Cię do przyjrzenia się zachowaniom męża, jego reakcjom tak jakby to był obcy człowiek, trochę z boku. Może w ten sposób uda Ci się odsunąć nieco własne emocje i dostrzec sedno problemu. Być może, że szarpiesz się na próżno.


To jest coś co mnie póki co przygniata. Ta myśl, że to wszystko kompletnie nie ma sensu.. że nie miało sensu od samego początku, bo było oparte na oszustwie, niepowiedzeniu prawdy. Że te 13 lat było jednym wielkim udawaniem złożonym z małych kłamstewek i większych kłamstw mojego męża. Moje zaufanie do niego wynosi 0. Zero. To mnie przygniata.
 
 
Natalka1991
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-31, 18:05   

Wafelka----- ja po ślubie niewiele ponad 2 lata i mąż też ma problem z alkoholem, o czym ja nie wiedziałam wcześniej. Ale nie wytrzymałam i odeszłam. Jestem z Tobą
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-16, 22:04   

Totalny impas. Nie ma zadnej komunikacji. Moj mąż nie chce rozmawiać, odwraca sytuacje tak, żebym to ja czuła sie odpowiedzialna za fakt, że jest jak jest czyli beznadziejnie.
Szczerze jestem tym już bardzo zmęczona, nie mam siły.
Prosiłam meza żeby wyjasnil mi pewna sprawę z przeszlosci. Powiedzial ze zrobi to do początku listopda. jest 17ty, nic nie zostało wyjaśnione. to powazna sprawa, która w dużym stopniu decyduje o waznosci naszego malzenstwa.

Niestety mysle, ze czas na kolejny krok. Czyli procedurę stwierdzenia niewaznosci i rozwod...
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-22, 14:57   

Znów czeka mnie rozmowa. Tzn. o ile się odbędzie rozmowa. Bo może być wylanie zarzutów, wykrzyczenie pretensji i odwrót. W każdym razie mamy się spotkać niedługo.
Sądziłam, ze do tego czasu uda mi się sprawdzić kluczowe kwestie ważące w sprawie nieważności zawarcia małżeństwa. Chyba mi się nie uda.
Mąż w każdym razie sam zaproponował spotkanie. Jestem daleka od jakichkolwiek nadziei. Będę go słuchać i zobaczę co powie.
Czy mam go pytać o to co robi w kwestii nałogów, czy podjął terapię..? Czy uznać, że jeśli o tym nie mówi, to znaczy, że nie robi nic.. ? Nie wiem jak powinnam rozmawiać. Czy pytać?
Mój mąż często odpowiadał ogólnikami, na zasadzie "panuję nad sytuacją", "jestem na dobrej drodze". Ufałam temu, a potem okazywało się, że mówił tak, bo konkretów nie było. Czy wymagać od niego konkretów jeśli cokolwiek takiego powie?
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-22, 17:30   

Wafelka napisał/a:
Mój mąż często odpowiadał ogólnikami, na zasadzie "panuję nad sytuacją", "jestem na dobrej drodze". Ufałam temu, a potem okazywało się, że mówił tak, bo konkretów nie było. Czy wymagać od niego konkretów jeśli cokolwiek takiego powie?


jeszcze sie zastanawiasz? Jak widać tamten system sie nie sprawdził, bo dawał Tobie fałszywe poczucie własnie panowania nad sytuacją, a jemu umożliwiał wyślizgiwanie sie z tematu. Z czego pewnie chętnie korzystał ...
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-22, 20:24   

A ja myślę, że wręcz odwrotnie. Olać, nie pytać, jak sam zacznie temat, to powiedzieć, ze nie chcesz o tym na ten moment słuchać.

Im bardziej będziesz naciskać, tym bardziej on będzie lawirował. Po pierwsze, dlatego, ze będzie widział, że może w ten sposób na ciebie wpływać. Jeśli uzna, ze to mu się opłaca, pójdzie na terapię, cz zrobi coś innego, co uznasz za pozytywne tylko po to, żeby mieć na ciebie wpływ. Po drugie, dlatego, że to niezdrowe dla ciebie. Po trzecie dlatego, że pytając wchodzisz w nieswoje kompetencje, wkraczasz na jego teren, przejmujesz odpowiedzialność, która jest jego odpowiedzialnością.

Zastanów się, co sie może stać, jak zapytasz i co sie może stać, jak nie zapytasz. Przemyśl różne możliwe sposoby, na które mąż może odebrać to, ze pytasz, że żądasz konkretów, albo ze nie pytasz. Zastanów sie, które efekty będą dla ciebie bardziej korzystne krótko- i długofalowo. Zastanów się, jakie ryzyko podejmujesz w każdej z tych sytuacji i jak duże jest to ryzyko.

Ja myślę, że na pytanie o takie rzeczy i sprawdzanie jeszcze za wcześnie. Szczególnie dlatego, ze potrzebujesz tego głównie po to, żeby mieć kontrolę. A raczej złudne poczucie kontroli...
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-22, 21:02   

tiliana napisał/a:
Ja myślę, że na pytanie o takie rzeczy i sprawdzanie jeszcze za wcześnie. Szczególnie dlatego, ze potrzebujesz tego głównie po to, żeby mieć kontrolę. A raczej złudne poczucie kontroli...


Hmm.. No właśnie nie wiem czy potrzebuję mieć kontrolę czy poczucie kontroli. Bardziej chciałabym wiedzieć na czym stoję/stoimy.. W sumie zaczęłam się zastanawiać czy wiedza o tym jakie kroki podjął lub nie podjął, jest mi potrzebna do czegoś. Chyba tylko do tego, żeby albo się utwierdzić w czymś albo znów popaść w złudną nadzieję, że wytrwa. No, ale może wytrwa..jeśli cokolwiek robi, oczywiście. Nigdy w niczym nie wytrwał.

Właściwie nie zależy mi na niczym. Naprawdę. Więc chyba przyjmę postawę słuchacza i już. Mąż co będzie chciał to powie. Nie będę dopytywać, ani oceniać tego co usłyszę.

Czy powinnam mu mówić, że sprawdzam ważność naszego sakramentu?
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-22, 21:10   

tiliana napisał/a:
Jeśli uzna, ze to mu się opłaca, pójdzie na terapię, cz zrobi coś innego, co uznasz za pozytywne tylko po to, żeby mieć na ciebie wpływ..


Dzięki za to. Myślę o tym od dłuższego czasu. Że deklaracje jakie składał nie były po to, żeby podzielić się tym, co robi dla siebie, ale by wpływać na mnie, na moje poczucie stabilności. Za tymi deklaracjami, w które wierzyłam, nie stały działania ani postawa taka ogólna moralna. Czasami to przybierało śmieszne formy już, takie kłamanie w żywe oczy w stylu "przecież nie palę, postanowiłem przecież żyć zdrowo, papierosy są bez sensu", a palce prawej ręki śmierdzą...
Ech..

Więc w zasadzie niczego nie oczekuję. Jeśli mąż ma się zmienić, niech robi to dla siebie, dlatego, że chce żyć inaczej. Ja go siłą do niczego nie zmuszę.

Boję się tego spotkania trochę. Że mnie jakoś podejdzie, że znów zacznie odwracać kota ogonem, będzie mówił jak bardzo cały świat dookoła jest winny temu, że tak kłamał...
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-23, 11:36   

Wafelka napisał/a:
Nigdy w niczym nie wytrwał.


no i po ptakach ??

nie ma szans ??

bo nigdy w niczym ???

Wiem że postawa wiary, że istnieje szansa twórczej przemiany jest trudna,
ale jakby nie masz innego wyjścia

Jak chcesz dla was dobra, dla siebie, dla niego

Bóg daje tym którzy wierzą

"wasza wiara wasz ocalił.." mówi Jezus

Taka postawia wiary boli, bardziej niż "on nic nigdy, zawsze itd"

Ale tylko tak, będziesz żoną która wierzy w możliwość twórczej przemiany, twojego męża.

Nie jest to łatwe, ale to Bóg daje wzrost tym, którzy wierzą :mrgreen:



Pogody Ducha
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5