Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wątek sharenga
Autor Wiadomość
sharenga
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 14:06   

Witam
chciałam podzielić się swoją historią, może Wasze rady pomogą mi jakoś przez to przejść. Oczytałam się już książek, forum, artykułów ale nic nie pomaga. Jakoś tak strasznie boli....
12 lat temu w pracy poznała faceta o 9 lat starszego. Zakochaliśmy się w sobie ja miałam 25 lat. On rozwiedziony, a wtedy w kolejnym związku jak mówił zakończonym bez miłości z dwójka dzieci. Obecna/była wtedy partnerka (pisze tak bo z perspektywy czasu nie wiem czy nie było tak jak u nas teraz tj. co do tego czy jeszcze obecna czy już była) przebywała za granica. Wyjechała do pracy zostawiając 9 miesięczne dziecko i 3 latka. Ale o przedstawiał ze ma tam jakiegoś kochanka, że między nimi skończone. Że pieniędzy nie przysyła, że nie interesuje się dziećmi. Wiec poradziłam aby wystąpił o alimenty. A w miedzy czasie ona przyjechała na święta, pokłócili się pobili tylko teraz z perspektywy czasu myślę ze to nie było zakończone. Stąd ta bójka, że ona myślała że wraca do rodziny a tu on że to koniec :( no ale wtedy myślałam o tym inaczej młoda byłam naiwna. Gdy ona dostała pozew o alimenty, przyjechała zabrała dzieci utrudniała mu kontakt z nimi w końcu wywiozła za granice i kontakt był znikomy, a i na mnie psy wieszała teraz wiem czemu. Pewnie czuła się tak ja teraz. Wykrzyczała mi kiedyś, że będę cierpiała i płakała tak jak ona. I się sprawdziło. Ale ja naiwnie myślałam, że to nie moja wina bo on mnie zapewniał, że miedzy nimi już nic od dawna nie było. Jego rodzina tez mnie o tym zapewniała. Ale to chyba nie do końca tak było. On się wybielał jaki jest pracowity, dobry, jak o dom dbał a ona leniwa i wredna. I tak żyłam w tym przeświadczeniu. Jak wzięliśmy ślub nagle tamtej się odmieniło i jucz 2 dni po naszym ślubie dzieci przyjechały i 1 m-c do nas. Nie ukrywam, że było mi to ciężko przyjąć bo one małe, ja za dziećmi nie bardzo byłam, zresztą nigdy tak naprawdę ich w naszym związku nie było. Były gdzieś tam ale nie z nami. Ok potem dzieci przyjeżdżały tylko w wakacje ona wydzwaniała szarpała się i tak w kółko. Ale miedzy nami było ok. Do momentu urodzenia naszego wspólnego dziecka. Dodam, że mąż grał dużo na komputerze i oglądał tv. Jego pasja, hobby i cały świat. A z dzieckiem, które chorowało do 5 roku życia non stop było sporo zajęć, w międzyczasie wybudowaliśmy dom, (mąż teraz twierdzi że nigdy nie chciał domu, że rzygał remontem), nie pomagał mi przy dziecku, rzadko. Tylko gry, praca i gry. W nocy wstawał aby poszczać statki a le jak dziecko płakało to spał jak kamień. Ja tez pracowałam, zajmowałam się domem, obiadami tym co każda kobitka. Ale ciężko było częste pobyty dziecka w szpitalu też do tego się dołożyły. Oddalaliśmy się coraz bardziej. Mi dziecko przesłoniło cały świat a on nie wiele chciał się angażować na przymus jak mu się kazało. Chciał mieć święty spokój a go nie miał. I tak sobie żyliśmy, ja przejęłam bardzo duzo na siebie i machnęłam reka na wszystko , nawet organizowanie czasu dziecku spacery wyjazdy robiłam sama. Wakacje tylko razem spędzalismy.
Mój mąż mówił, że po co mamy się razem męczyć wystarczy, ze jedno z nas pójdzie na spacer i w większości przypadków szłam sama. Potem stało się to już rutyną wyjazdy samotne z dzieckiem do teatru, kina bo razem szkoda pieniędzy i takie tam jego tłumaczenia. Może nie byłam zbyt czuła, bo zmęczona mąż sexu tez było za mało bo zmęczona a mąż po skończonej grze o 12 w nocy przychodził i miał ochotę na zabawę gdy już spała. jak wielokrotnie mówiła zajmij się dzieckiem wykap go poczytaj mu ja sobie odpocznę chwilkę wykapię się oj to ciężko było:( Dodam ze od stycznia zauważyła u męża pewna nieobecność niby słuchał co się do niego mówi ale nie robił tego o co go prosiłam wykręcając się, że nic nie mówiłam. W łóżku też było jakoś tak dziwnie nie mógł często dojść do końca, obwiniała siebie ze chyba nie jestem zbyt atrakcyjna dla Niego.
I w marcu tego roku poinformował mnie że już nie kocha, nie chce być ze mną i to koniec. Zdjął obrączkę i stwierdził, że nigdy nie był ze mną szczęśliwy, że o niego nie dbałam, że nie gotowałam a jak już to nie było dobre bo serca nie wkładałam w to, że sex ze mną był do d....i ogóle to moja wina wszystko a on był ok. Prosiłam aby się zastanowił, przemyślał, że poczekam ale on że nie obiecuje czy jest na co czekać. I tak czekałam on chodził zły nic się do mnie nie odzywał a jak odzywał to ze złością, co jakiś czas pytała czy podjął jakąś decyzję a on, że jeszcze nie. Często wychodził i nie mówił gdzie z dzieckiem niewiele rozmawiał może zdanie w ciągu dnia. Mówił, że nasze dziecko to same obowiązki zero przyjemności. naciskałam aby coś zdecydował, ale on ze nie ma ochoty i nie wie. Teraz śpimy w oddzielnych sypialniach bo głupia myślałam że jak będę żądała aby się przeprowadził do innej sypialni to się opamięta ale nie jemu tak dobrze. Ale spaliśmy w jednym łóżku i niechcący dotknął mnie noga to odskakiwał jak oparzony. Przykro mi było. W końcu mówiłam aby się wyprowadził on mi mówił, że mam nasrane w głowie, że jestem popie....., Kiedyś jak nasze dziecko było w szpitalu poznał prawie 18 latkę która tez była pacjentem i potem zaczął z nią pisać. Pytałam wtedy o czy można było pisać z tak młoda dziewczyna a on na to że g.... mnie to obchodzi. Dodam, że często pisywał z jakimiś dziewuchami i się tłumaczył, że to koleżanki z gier. Ale jednej nawet po sylwku w tym roku na którym my nigdzie nie byliśmy napisał, ze szkoda że ona siedziała w domu ze jakby bliżej mieszkali to by coś zorganizował tylko szkoda że nie nam. Dodam że co jakiś czas prosiłam o powrót jego ale on tydzień temu powiedział, że w 100% nie kocha, już nie pokocha i to koniec. Że tak naprawdę to nigdy chyba nie kochał to było zauroczenie, że ożenił się z rozsądku. On może i tak ale ja nie! Ja jestem jego 3 żoną. Za wszystko mnie obwinia, wszytko to moja wina. zaczęłam chodzić do psychologa proponowała wspólna terapie ale on nie chce bo twierdzi ze nie kocha. Ostatnio powiedział, że skomlałam aby wrócił. :( Skomlałam, bo chciałam uratować rodzinę ;(. Teraz chce się dzielić majątkiem ale jakim mamy kredyt b. duży na dom. To chce się dzielić tym co w domu to nie weźmie tak mu powiedziała a on chce pieniądze/ nadal z nami mieszka na dziecko mi nic nie daje. Dom traktuje jak hotel. wraca śpi, gra, wychodzi. Oj. Narobił ostatnio debetu i twierdzi, że to nasz debet bo wspólnota majątkowa. mówi, że sie wyprowadzi ale nie wie kiedy bo nie ma gdzie. Mówi, że myslał że może z nami mieszkać bo to lepsze dla dziecka ale nie gwarantuje ze bedzie sam. jakie lepsze dla dziecka nie rozmawia ze mna, jak prosiłam abysmy gzies poszli z dzieckiem na spacer to ze ze mna nigdzie nie pójdzie, do sklepu tez ze mna nie wejdzie. ja mysle, że on ma kogos i dlatego boi sie ze ktos nas razem zobaczy. A dodam, że razem pracujemy a w pracy zachowuje sie jak by mnie nie było jak bym była powietrzem. Ale chodzi zadowolony wesoły w domu tez pogwizduje. Jak ze mną w domu rozmawiał o nas to tak wyniośle i w bardzo spokojny sposób a ja płacze i proszę. Oj co ja ma zrobić boje się że to koniec. ja przypominam sobie to co dobre a on wszytko co złe. Myślę, że ma kogoś i stąd ta cała szopka. Najgorsze jest to, że nie chciał nic naprawiać godzić się zadecydował, że to koniec i kropka.
Dodam że mąż miał ślub kościelny z pierwszą zona, z drugą kobieta miał dzieci ale żyli bez ślubu. Jak się zdecydowaliśmy że chcemy być razem na dobre i złe to maz unieważnił ślub kościelny i zawarlismy związek małżeński w Kościele. Ale widocznie to nic dla niego nie znaczy
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 22:40   

Witaj, sharenga, u nas na forum :-)

Wydzieliłam Ci Twój własny wątek, myślę, że sycharki za chwilę się odezwą i dadzą Ci wsparcie.

Pozdrawiam!
 
 
sharenga
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-15, 09:39   

dziękuję
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 19:25   

Witaj Sharenga

Mieli napisać, a nie napisali. :cry:
Mamy od piątku rekolekcje na Górze św. Anna, może część tam jest. Po drugie Twój wątek jest tak trudny, że nie wiem, jak do Ciebie napisać. Pokręcone do sześcianu (a może i już do czwartej potęgi).

Dzisiaj tylko przychodzą mi do głowy słowa pocieszenie. Wielu z nas nie miało tak burzliwej historii a też zostaliśmy sami. Czemu? Albo z nami coś było nie tak, albo ta druga strona nie sprostała zadaniu. A najpewniej coś po drodze.
Jak coś mądrego przyjdzie mi do głowy, to napiszę.

A może ktoś jest mądrzejszy niż ja?
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 22:18   

Witaj sharegna :-)
Jakoś nikt nie chce brać się za Twój wątek, chyba wiem dlaczego. ;-)
Zatem ja zacznę...ale uprzedzam, nie będzie miło.

sharenga napisał/a:
Dodam że mąż miał ślub kościelny z pierwszą zona, z drugą kobieta miał dzieci ale żyli bez ślubu.

NIe zaniepokoiła Cię taka właśnie przeszłość przyszłego męża? Żadnych wtedy refleksji nie miałaś? Nie przyszło Ci do głowy, że skoro tak bez pardonu obchodzi się z kolejnymi kobietami to prędzej czy później i na Ciebie przyjdzie kolej? A w ogóle, nie było Ci szkoda tamtych kobiet?

sharenga napisał/a:
Jak się zdecydowaliśmy że chcemy być razem na dobre i złe to maz unieważnił ślub kościelny i zawarlismy związek małżeński w Kościele. Ale widocznie to nic dla niego nie znaczy

Skoro wcześniej znaczyło tyle co nic, to skąd u Ciebie oczekiwanie, że tym razem coś powinno to znaczyć? Ani ślub kościelny z pierwszą żoną ani też posiadanie dwójki dzieci z drugą żoną nie było dla obecnego Twojego męża żadną przeszkodą do budowania swojego chwilowego jak widać szczęścia na czyimś nieszczęściu. A Ty, cóż powiedzieć, masz w tym swój spory udział.
Co więcej, nie wygląda na to że nawet teraz masz jakiekolwiek refleksje w tej kwestii.
Związałaś się z człowiekiem który traktował swoje partnerki przedmiotowo i wydajesz się być, nie wiedzieć dlaczego, zaskoczona że i Ciebie potraktował tak samo.

Ja jestem naprawdę zaskoczona tym, że Ciebie to zaskakuje.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 23:16   

Witaj Sharenga,
Zgadzam sie z Jackiem, Twoja historia faktycznie jest skomplikowana. I sama zasialas to, co zbierasz:

sharenga napisał/a:
. Wykrzyczała mi kiedyś, że będę cierpiała i płakała tak jak ona. I się sprawdziło


Sprawdzilo sie, bo prawdopodobienstwo tego bylo niezmiernie wysokie.
Ty bylas naiwna (ze Ciebie to nie spotka, ze Ciebie bedzie traktowal inaczej) i zapewne zapatrzona w siebie i swoja wizje szczescia.
Na cudzej krzywdzie nie da sie jednak zbudowac nic wartosciowego.
Nie jest przypadkiem, ze Twoj maz jest juz po 2 rozwodach - z Twego opisu wylania sie Piotrus Pan. W dodatku ze srednim instynktem samozachowawczym, bo juz dobija piecdziesiatki chyba, 3 malzenstwo. Kto bedzie z nim na starosc?
No ale to juz jego zmartwienie.

Twoj maz traktuje Cie tak, jak pozwalasz mu sie traktowac.
Rozumiem i znam pozycje kleczaco-blagalna w stosunku do malzonka, oby tylko posklejac malzenstwo, ratowac rodzine i dac szanse.

To nie jest wlasciwa droga. I chyba sama widzisz, ze prowadzi jedynie do wiekszego upokorzania sie i jeszcze mniejszego szacunku.
Mu jest dobrze tak jak jest - nie ma obowiazkow, nie lozy na rodzine, w domu ma hotel. Dla osoby niedojrzalej - jak zloto.
Stwarzasz mu komfort takiego zycia, pozwalasz krzywdzic siebie i dziecko. O nim juz nie wspomne.
Chcesz w tym trwac?

sharenga napisał/a:
Dodam że mąż miał ślub kościelny z pierwszą zona, z drugą kobieta miał dzieci ale żyli bez ślubu. Jak się zdecydowaliśmy że chcemy być razem na dobre i złe to maz unieważnił ślub kościelny i zawarlismy związek małżeński w Kościele. Ale widocznie to nic dla niego nie znaczy

Nie znaczy, bo nawet nie rozumie slow przysiegi.
Mial gdzies dwie rodziny ktore zalozyl. Dlaczego trzecia mialaby go obchodzic chociaz odrobine mocniej?
Wybacz bezpardonowosc, ale to zwykla reakcja przyczynowo-skutkowa.
Twoj maz nie dorosl do bycia mezem ani ojcem, co ciagle udawadnia. Z Twego opisu jasno wynika, ze widzi tylko siebie i swoje potrzeby.

sharenga napisał/a:
nadal z nami mieszka na dziecko mi nic nie daje. Dom traktuje jak hotel. wraca śpi, gra, wychodzi. Oj. Narobił ostatnio debetu i twierdzi, że to nasz debet bo wspólnota majątkowa. mówi, że sie wyprowadzi ale nie wie kiedy bo nie ma gdzie.


Na poczatek chron siebie i dziecko, bo konsekwencje braku odpowiedzialnosci moga spowodowac problemy. Wystarczy Ci chyba tych, ktore juz masz.

Nie bedzie latwo, ale to juz zapewne wiesz.
Radzilbym Ci wziac sie za prace nad soba. Meza nie zmienisz, on sam musialby chciec dostrzec, jak krzywdzi siebie i najblizszych.
Ty zas masz na pewno mase do przepracowania w sobie samej. To co sie dzieje w Twoim zyciu nie jest efetem przypadku. To wynik balaganu w Twoim zyciu. Praca nad soba pomoze Ci ten balagan posprzatac.
Pytanie tylko, czy chcesz :)

Przykro mi, ze nie bylo zbyt milo, ale zbieralem sie 2 dni do napisania, to jest najbardziej delikatna wersja.
 
 
wertor1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 06:25   

kenya napisał/a:
NIe zaniepokoiła Cię taka właśnie przeszłość przyszłego męża? Żadnych wtedy refleksji nie miałaś? Nie przyszło Ci do głowy, że skoro tak bez pardonu obchodzi się z kolejnymi kobietami to prędzej czy później i na Ciebie przyjdzie kolej? A w ogóle, nie było Ci szkoda tamtych kobiet?

Męzczyzna wziął ją na litość a kobiety lubią się opiekować biednym misiem ,który ma źle z zoną,wyobrażam sobie jak nad moim meżem lituje się jakaś kobieta,bo zewsząd słyszę głosy rozpowiadane przez jego mamę i kolegów jak ja byłam dziwna jkie miał zakazy i nakazy a teraz odzył ,Tak kobiety są łatwowierne
 
 
sharenga
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 09:00   

dziękuje za odpowiedzi, wiecie ja miałam ok 25 lat młoda naiwna zakochana. Nie biegałam za nim. W pracy jak podpytywałam o niego jak już zaczęło się coś między nami kręcić wszyscy mówili, że tamten związek jego to porażka, że ona była niezrównoważona, że do siebie nie pasowali ze była stuknięta i takie tam. Faktycznie pomyślałam jaki on biedny. Jak poznałam jego mamę to to samo mówiła. O pierwszej zonie dowiedziałam się dużo później byli ze sobą 2 lata. On twierdził, że jego związki się rozpadały bo one go zdradzały i pierwsza zona i druga partnerka. Ja uwierzyła. Teraz z perspektywy czasu chyba w to nie wierzę. Mnie też chciał wmanewrować w zdradę ale mu się nie udało. gdybym wtedy miała ten rozum co teraz. Bardzo mi pomagają Wasze wpisy. Nie musi być miło. Jak bym chciała aby były miłe opisałabym tylko swoje małżeństwo i jak mnie przestał kochać. Ale ja chciała szczerze, prawdę. Ja chyba sobie faktycznie wytworzyłam swój obraz i odcięłam go od tamtych historii jakby ich nie było. czuję się taka upodlona przez niego i czuje że nadal go kocham. Wydaje mi się że jak tak trwam to może w nim coś się przełamie. Kochane powiedźcie mi przecież ślubowałam na dobre i na złe to jak teraz jest źle to powinnam kazać mu się wyprowadzić, podać jakiś termin? Wczoraj przeczytałam jego pozew rozwodowy i odpowiedź na alimenty. W każdym oskarżał partnerki o oziębłość, wybuchowość charakterów nieszanowanie faceta. Mi to samo zarzuca ale jak by bardziej angażował się w rodzinę. Z drugiej strony obwiniam siebie, że to moja wina wszystko, że jak bym się tak dzieckiem nie zajmowała to było by inaczej. On twierdzi ze jak pojawiło się dziecko to mi ... . Zresztą on nie czuje się winny. Twierdzi, że on był dobrym mężem.
Ostatnio zmieniony przez 2016-10-17, 09:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
sharenga
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 09:31   

Wiem, że jesteście mądrzejsi bardziej doświadczenie niektórzy z Was przechodzili to samo nie chce głaskania po głowie ale napiszcie co Wy byście zrobili. Bo ja nadal czekam, że może mu się coś odmieni. Ale nawet nie rozmawiamy mijamy się jak obcy ludzie. Do pracy jeździmy jednym samochodem ale jest cisza zero rozmowy. Wczoraj np. jak wstał koło 11 rano to do 16 grał (nie interesowało go czy dziecko coś jadło, obiad, odrabianie lekcji spędzenie czasu z małą) potem poszedł do rodziców do 19 na obiadek i odpocząć i jak wrócił to znowu gierki i do spania o 21. Teraz chodzi wcześniej spać bo z kimś pisze w telefonie. Kiedyś jak byliśmy razem nigdy tak nie przychodził zawsze 11-12-1 w nocy:( Maz nie zjada tego co gotuje, zakupów tez nie robi. A ja nadal piorę jego rzeczy:( Bo on już niczego ode mnie nie chce to chociaż piorąc mam jego jakoś namiastkę. głupie co? Myślę, że mógł się wyprowadzić w kwietniu jak wykrzykiwał, że nie kocha. Widział, że to do mnie nie dociera. Moja siostra źle o nim mówi, bo twierdzi ze nawet nie miał klasy aby w kulturalny sposób się rozstać tylko tak ściągał i mnie upodlił jak mi ubliżał. Teraz pewnie jak sobie coś znajdzie to odejdzie i nawet się nie odwróci aby spojrzeć w przeszłość :cry: A ja sobie tego nie wyobrażam. Zawsze bałam się słów które wykrzyczała mi jego była partnerka teraz ją rozumiem, ale ja wtedy naprawdę myślałam, że to ona go zostawiła. Że to ona się odkochała tak jak i pierwsza żona.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 11:15   

sharenga napisał/a:

Maz nie zjada tego co gotuje, zakupów tez nie robi. A ja nadal piorę jego rzeczy:( Bo on już niczego ode mnie nie chce to chociaż piorąc mam jego jakoś namiastkę. głupie co?

Nie wiem czy głupie ale na pewno niezdrowe. Jednocześnie wskazuje jasno jaką rolę sobie przypisałaś i jak desperacko starasz się utrzymać ostatnie przyczółki, które w Twoim pojęciu dają jakąś nadzieję, że mąż Cię doceni.
sharenga napisał/a:
Wczoraj np. jak wstał koło 11 rano to do 16 grał (nie interesowało go czy dziecko coś jadło, obiad, odrabianie lekcji spędzenie czasu z małą) potem poszedł do rodziców do 19 na obiadek i odpocząć i jak wrócił to znowu gierki i do spania o 21.

I co, masz zamiar dalej mu prać, gotować dla niego by potem wyrzucać żywność do kosza i utrzymywać go w przekonaniu, że pasożytniczy tryb życia jaki prowadzi jest ok....byle tylko zechciał zaszczycić Cię swoją uwagą?
sharenga napisał/a:
Bo ja nadal czekam, że może mu się coś odmieni.

Nie wiem jak sobie to wyobrażasz, ale analizując konsekwencję z jaką rozstawał się z poprzednimi żonami wygląda na to, że jak sobie coś postanowi to realizuje swój zamiar, na dodatek nie bacząc na krzywdy jakie przy tej okazji zadaje bliskim. Dzieci jak widać mało go interesują czy zajmują, ich byt także. Zatem na czym chcesz oprzeć tę nadzieję, że nagle mąż przejdzie transformację i przynajmniej pozwoli się Tobie obsługiwać?
Czy jest zdolny do uczuć wyższych, do troski o innych, do współczucia? Wygląda na to że nie.
Masz do czynienia z pewnym typem osobowości który jest głównie skoncentrowany na realizacji swoich egoistycznych planów.
Warto byś to w końcu zrozumiała inaczej będziesz się miotać a on będzie bez ograniczeń eksploatował Twoje zasoby, tak materialne jak i emocjonalne.
W związku z powyższym radziłabym byś skoncetrowała się teraz na zabezpieczeniu sobie i dziecku bytu. Jednocześnie potrzebna jest Ci wiedza dot. stawiania granic w celu ochrony siebie i dziecka. Może inni polecą Ci stosowne dla Ciebie książki dot. związków.

sharenga napisał/a:
Zawsze bałam się słów które wykrzyczała mi jego była partnerka teraz ją rozumiem,

Jego była partnerka mogła podobne słowa usłyszeć od jego pierwszej żony..to możliwe.
Ty słyszałaś je od niej. Tak naprawdę to kobiety z uwagi na swoją naiwność dają się wkręcać w niedorzeczne gadki, które są niczym innym jak tylko częścią planu, umożliwiającą mu eksploatowanie kolejnych żon/partnerek. Jak widać forma związku jest dla męża nieistotna.
Na tym etapie radziłabym w pierwszym rzędzie zadbać o siebie i swoją egzystencję.
On da sobie radę, bądź tego pewna.
 
 
buntowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 11:54   

sharenga napisał/a:
( Maz nie zjada tego co gotuje, zakupów tez nie robi. A ja nadal piorę jego rzeczy:( Bo on już niczego ode mnie nie chce to chociaż piorąc mam jego jakoś namiastkę. głupie co? Myślę, że mógł się wyprowadzić w kwietniu jak wykrzykiwał, że nie kocha. Widział, że to do mnie nie dociera.

Jakbym widziała siebie, dwa lata temu. Trzymanie się na siłę męża. Też tak robiłam: pranie rzeczy męża, robienie zakupów, obiadki a nawet kawka do łóżka. Tylko żeby się trzymać męża, tego co jeszcze zostało z naszej więzi. Myślałam, że to wystarczy by się opanował, zobaczył jak bardzo mi zależy na uratowaniu małżeństwa.
I nic, nie pomagało. Wyprowadził się. Od 20 miesięcy nie mieszka w domu. Nalegałam, prosiłam by wrócił, przepraszałam. A on utwierdzał mnie w mojej winie. Bo to wszystko była moja wina.
Wyrzucane stare sprawy (niewyjaśnione), mające jakieś 15 lat.
Pół roku temu powiedziałam sobie: dość. To nie tylko moja wina. Aby naprawić małżeństwo, muszą naprawić się małżonkowie. Na razie to ja siebie naprawiam. I każdego dnia jest lepiej. Już inaczej znoszę brak obecności męża w domu. Samotność nie jest tak okrutna, gdy się realizuje swoje pasje. Co prawda do tej pory nie potrafię wyjść sama do kina, opery (którą razem z mężem uwielbiamy).
Ale pojawiły się nowe zajęcia. Uczę się pływać (to zawsze było moim marzeniem, bo mam lęk przed wodą). Po raz pierwszy w tym roku byłam na rejsie po Morzu Śródziemnym (z moim lękiem to niezły wyczyn). W tygodniu też uczestniczę w zajęciach zumby. I jest dobrze.
A co do męża, to odzywam się do niego raz na jakiś czas. Już przestałam wymyślać propozycje spędzenia razem czasu, bo i tak zawsze była jedna odpowiedź "niestety nie, bo mam już inne plany".
Ostatnio mąż miał imieniny, zadzwoniłam z zaproszeniem na kawę i co usłyszałam "nie, może w innym dniu". Nie nalegałam, przystałam na inny czas, rozłączyłam się. Nie minęły trzy godziny, a dzwoni mąż z zaproszeniem na spotkanie i to w dniu imienin (właśnie na ten dzień zapraszałam męża).
Czy przestało mi zależeć na mężu? NIE. Zależy mi bardzo na naprawieniu małżeństwa, ale tę sprawę powierzyłam już Panu Bogu. I widzę każdego dnia działanie Pana. Na pewno pomaga mnie. Inaczej patrzę na mojego męża, już się tak nie spinam, spokorniałam, więcej cierpliwości jest we mnie. Zaufałam Jezusowi.
I modlitwa, za męża, o męża, o uratowanie małżeństwa i jego odbudowę. Ufam Bogu, bo z Nim mogę wszystko.
Buntowniczka
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 12:38   

Sharenga

Polecam Ci książkę Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości".

Myślę, że im szybciej ją przeczytasz, tym będzie lepiej dla Ciebie.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 13:01   

Na wstepie, milo czytac, ze nie oczekujesz tylko glaskania. Pokora i dystans do siebie moze Ci tylko pomoc.

sharenga napisał/a:
A ja nadal piorę jego rzeczy:( Bo on już niczego ode mnie nie chce to chociaż piorąc mam jego jakoś namiastkę. głupie co?


Jestes od niego emocjonalnie uzalezniona. Nie ma znaczenia, ze Cie poniza, "kopie", wykorzystuje. Oby tylko nie odszedl, wrocil.
Naprawde chcialabys aby Twoj maz teraz wrocil i zachowywal jak dotychczas?

Zebys dobrze zrozumiala - ja rowniez bylem w takim miejscu.
Tak mocno sie balem, ze zona odejdzie, ze znosilem wszystko co mi serwowala. Usprawiedliwialem sie, ze to dla dzieci, ze przetrwanie rodziny to cos ponad mna, mom dobrem, godnoscia i potrzebami.

W taki sposob nie da sie nikogo odzyskac, bo druga osoba nie jest w stanie szanowac kogos kto nie szanuje sam siebie. Podejrzewam, powolujac sie na wlasne doswiadczenie, ze Twoje zachowanie i pozycja kleczaca wywoluje w nim tylko pogarde i wieksza niechec.

Nie doradze Ci co masz teraz zrobic z mezem. Jestes dorosla kobieta, sama musisz sie z tym zmierzyc.
Aby to zrobic wlasciwie, aby wstac z pozycji czlapiaco-kleczacej i odzyskac pion potrzebna jest szeroko pojeta praca nad soba.
Potrzebne jest Ci z pewnoscia uniezaleznienie sie emocjonalne od meza, odzyskanie sily, godnosci i postawienie granic. Uzyskanie wiedzy, ktorej niestety nie ucza nas w szkolach, oraz nauczenie sie jak chronic siebie i dziecko.

Mi w uzyskaniu pionu bardzo pomogly polecane na forum konferencje, ksiazki, krytyczne uwagi innych forumowiczow oraz terapia.
I oczywiscie najwazniejsze - powrot do Boga, od ktorego mocno sie oddalilem. Samemu w tak trudnej sytuacji duzo ciezej, z nim zas, nawet sytuacje po ludzku beznadziejne, sa do rozwiazania (niekoniecznie tylko takiego, jakiego po ludzku oczujemy).

Pozdrawiam
 
 
sharenga
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 13:01   

Niestety czytałam już ta książkę ale może warto by było jeszcze raz? Macie rację ale ja sie łudzę że jak będę potulna to może coś sobie przemyśli. Co do moich poprzedniczek tzn. jego partnerek dopiero teraz oczy mi się otworzyły jak poczytałam co on na nie wypisywał. To samo teraz do mnie mówi. Ja też zawierzyłam wszytko Bogu. Odmawiam nowennę. Boje się że jak sie wyprowadzi to już nigdy nie wróci. Jego model postępowania był taki, że daleko nie szukał partnerek ale zawsze odchodził do kogoś nigdy w pustkę. Oj a my jeszcze razem pracujemy i codzienne oglądanie go w pracy :cry: Ale jak tak można w jednej chwili przekreślić wszystko. Nie podejmować prób ratowania. Po prostu odkochał sie narastało to w nim zadecydował i kropka. Stary przedmiot fru do kosza (czytaj mnie). Boje się samotności ....wiem jak wielu ale tak strasznie sie boję
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9