Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
odnaleźć na powrót wyłączność
Autor Wiadomość
margaritum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-16, 19:00   

kinga2 , nie mogę wysłać do Ciebie PW, wiadomości do Ciebie wiszą sobie cały czas w skrzynce nadawczej :-/
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-16, 19:16   

Bety napisał/a:

Moim postawieniem granicy było powiedzenie mężowi, że ja nie uczestniczę w takim trójkącie.
I wycofałam się emocjonalnie z jego manipulacji.

Jesli chciał gdzies wychodzić, wychodził, jeśli chciał zostać w domu- zostawał.
Ale też nie reagowałam już na jego deklaracje słowne, że mnie kocha i dla mnie zrobi wszystko.

Byłam świadoma tego, że mąż o własnych siłach nie wyjdzie z romansów, że dopóki nie zacznie coś ze sobą robić (np. terapia) nic się nie zmieni, bo on jest za słaby.

Ale też nie ratowałam go na siłę i kosztem swojego zdrowia i utraty godności.


Nie trzeba stawiać sprawy na ostrzu noża, wystarczy zdrowy rozsądek dopuścić do głosu.
Rozpoznać sytuację oraz nazwać ją. Dzięki dużej samoświadomości Bety się to udało.
Wszystko inne jest tego konsekwencją. Jak dla mnie, to co napisała Bety a co powyżej cytuję może funkcjonować jako wzór.

Zdrowie psychiczne pojedyńczego człowieka jest absolutnym priorytetem.
Jego małżeństwo dopiero w dalszej kolejności.
Zamiana tychże z całą pewnością nie przysłuży się ani człowiekowi ani jego małżeństwu.
Myślenie że małżeństwo można uratować kosztem siebie lub co więcej, że tak należy zrobić jest wkraczaniem w niebezpieczne rewiry. A cena zwykle zbyt wysoka biorąc pod uwagę iluzję która się otrzymuje w zamian.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-16, 20:11   

margaritum napisał/a:
nie mogę wysłać do Ciebie PW, wiadomości do Ciebie wiszą sobie cały czas w skrzynce nadawcze


Wiadomość prywatna po wysłaniu idzie do skrzynki "do wysłania" i siedzi tam tak długo, aż odbiorca ją przeczyta. Wtedy automatycznie przechodzi do skrzynki "wysłane".
Znaczy Margaritum, że Kinga jeszcze Twojej wiadomości nie przeczytała. :-P
 
 
margaritum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-16, 20:21   

Cytat:

Znaczy Margaritum, że Kinga jeszcze Twojej wiadomości nie przeczytała. :-P

O masz ci los, to takie proste? :-P Ale na swoją obronę powiem, że to oznaczenie 'do wysłania' i 'wysłane' to w takim razie zupełnie na to nie wskazuje... :mrgreen:
 
 
Hania-żona
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-16, 22:23   

Bety, mam kilka pytań do Twojego posta, bo wydaje mi się, że to, co napisałaś, może i mnie jakoś nakierować.

Bety napisał/a:
Moim postawieniem granicy było powiedzenie mężowi, że ja nie uczestniczę w takim trójkącie. I wycofałam się emocjonalnie z jego manipulacji.

Po prostu to zakomunikowałaś? Wybacz takie łopatologiczne pytanie, ale mi w moim obecnym stanie trzeba teraz tłumaczyć jak krowie na rowie.

Bety napisał/a:
Jesli chciał gdzies wychodzić, wychodził, jeśli chciał zostać w domu- zostawał.

Czyli np. przekładając to na moją sytuację, jeśli Mąż sobie co kilka dni idzie pograć w siatkówkę z ludźmi z jego pracy, i tam oczywiście jest też jego kowalska (bo dodatkowo pracują razem i Mężowi wcale się nie spieszy do zmiany pracy), to niech se idzie po prostu?

Bety napisał/a:
Ale też nie reagowałam już na jego deklaracje słowne, że mnie kocha i dla mnie zrobi wszystko.

Chciałabym taką deklarację usłyszeć w końcu...

Bety napisał/a:
Byłam świadoma tego, że mąż o własnych siłach nie wyjdzie z romansów, że dopóki nie zacznie coś ze sobą robić (np. terapia) nic się nie zmieni, bo on jest za słaby. Ale też nie ratowałam go na siłę i kosztem swojego zdrowia i utraty godności.

Czyli, że po prostu mieszkaliście sobie razem pod jednym dachem i czekałaś, aż w nim coś "zatrybi"?
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-16, 22:55   

[quote="kenya"]
Bety napisał/a:


Zdrowie psychiczne pojedyńczego człowieka jest absolutnym priorytetem.
Jego małżeństwo dopiero w dalszej kolejności.
Zamiana tychże z całą pewnością nie przysłuży się ani człowiekowi ani jego małżeństwu.
Myślenie że małżeństwo można uratować kosztem siebie lub co więcej, że tak należy zrobić jest wkraczaniem w niebezpieczne rewiry. A cena zwykle zbyt wysoka biorąc pod uwagę iluzję która się otrzymuje w zamian.


Była bym bardzo ostrożne z takimi twierdzeniami. Bo to broń obosieczna.
I może się nią równie dobrze posłużyć porzucajacy lub zdradzajacy wspolmalzonek.
Bo w myśl tej teorii należy najpierw dbać o siebie i swoje zdrowie psychiczne, a dopiero w dalszej kolejności o małżeństwo i małżonka.
A skoro wymaga to małżeństwo dyskomfortu psychicznego, to lepiej je odpuscic...?

A swoją drogą ...ciekawe jak w świetle tej teorii wyglądała by np. Św Rita...hmmm
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 06:59   

W moim przypadku sytuacja trwała bardzo długo i nie dotyczyła tylko jednego razu. Mąż prowadził podwójne życie, a gdy czuł za duży ciężar ujawniał romans, padał na kolana, przepraszał, deklarował i wszystko co tylko chciałam. Na jakiś czas prowadził się wzorcowo- z deklaracjami miłości. Po jakimś czasie ruszał dalej w ten sam schemat.
Dlatego uważam, że Margaritum powinnaś być zdystansowana do deklaracji słownych męża. Jego romans trwa już długo, to nie jest pierwsze zauroczenie. Według mnie jemu jest dobrze w takim układzie i bedzie dążył do utrzymania go jak najdłużej (ale to tylko moje zdanie).
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 07:17   

lustro napisał/a:
kenya napisał/a:


Zdrowie psychiczne pojedyńczego człowieka jest absolutnym priorytetem.
Jego małżeństwo dopiero w dalszej kolejności.
Zamiana tychże z całą pewnością nie przysłuży się ani człowiekowi ani jego małżeństwu.
Myślenie że małżeństwo można uratować kosztem siebie lub co więcej, że tak należy zrobić jest wkraczaniem w niebezpieczne rewiry. A cena zwykle zbyt wysoka biorąc pod uwagę iluzję która się otrzymuje w zamian.


Była bym bardzo ostrożne z takimi twierdzeniami. Bo to broń obosieczna.
I może się nią równie dobrze posłużyć porzucajacy lub zdradzajacy wspolmalzonek.
Bo w myśl tej teorii należy najpierw dbać o siebie i swoje zdrowie psychiczne, a dopiero w dalszej kolejności o małżeństwo i małżonka.
A skoro wymaga to małżeństwo dyskomfortu psychicznego, to lepiej je odpuscic...?

A swoją drogą ...ciekawe jak w świetle tej teorii wyglądała by np. Św Rita...hmmm


Wydaje mi się, że obie - lustro i kenya - macie rację.
Św. Rita wiedziała, że małżeństwo to krzyż i strata, że kto chce iść za Chrystusem ma wziąć swój krzyż i Go naśladować, że w małżeństwie tracimy to, co swoje i siebie samego na rzecz czegoś i/lub Kogoś większego (małżeństwo, Bóg). Bo "nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 14).
Tylko, że na tym krzyżu małżeństwa ma zawisnąć moje ego i mój grzech, a nie szacunek i godność dziecka Bożego.
Inaczej mówiąc, trzema mi rozróżnić miłość, która traci, ale przez to ocala kogoś i buduje nową jakość, od cierpiętnictwa, które niczego nie buduje, a wręcz niszczy człowieka trwającego w postawie bezowocnego cierpiętnictwa, a często i wszystkich wokół.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 07:21   

Oczywiście ja też na poczatku ratowałam męża, robiłam wszystko , żeby mu pomóc kosztem siebie i swoich uczuć. W moim przypadku to działało na krótko i myślę, ze dawało męzowi ten komfort, że skoro okazałam tyle tolerancji za pierwszym razem, to i nastepnym jakos to będzie.

Straciłam w ten sposób kilka lat- bo ja czułam się z tym fatalnie. W imię miłości do męża i chęci ratowania małżeństwa sama popadłam w czarną dziurę, z której nie sposób było wyjść.

W ostatniej fazie naszego wspólnego zycia ja już nie reagowałam wcale na jego zachowania.
Co jakis czas mówiłam, że ja nie chcę tak żyć, że to nas zniszczy, ze przyjdzie taki dzień, że ja tego nie wytrzymam.
Mąż chyba to rozumiał, ale nie miał siły , żeby cos zmienić.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 07:27   

Dlatego Margaritum nie przykładaj ręki do utrzymywania męża w przeświadczeniu, że dla niego zrobisz wszytsko- nawet zaprzyjaźnisz się z kochanką.
Wiem, że się boisz. Ja tez się bałam i to okropnie, tak, że w nocy miałam zimne poty.
Ale to tylko strach! Jesli sie jemu poddasz- zawsze będziesz się bać!

Ja czytałam fragment wyjścia Izraela z niewoli egipskiej. Strach to niewola. Taki układ jak masz teraz to niewola. Niby masz męża, rodzinę, ale tak naprawdę nie zyjesz w wolności, nie możesz się rozwijać, nie zyjesz pełnią życia.

Dziewczyno nabieraj Ducha, nabieraj Mocy!
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 07:45   

Nirwanna napisał/a:
cierpiętnictwa, które niczego nie buduje, a wręcz niszczy człowieka trwającego w postawie bezowocnego cierpiętnictwa, a często i wszystkich wokół.


to jest skupianie swojej energii i czasu na szukaniu sposobu, jak zapewnić komfort męzowi, żeby tylko nie odszedł, był zadowolony, miał poczucie, że jest zrozumiany, przy czym on sam niczego nie zmienia pod pretekstem, że nie jest w stanie.
To diabelski krąg.
To trwa latami, a osoba w to wplatana nie rozwija się, tylko coraz bardziej popada w dół.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 07:47   

mam wrażenie Margaritum, że własnie na takim etapie jesteś, czujesz to i resztkami świadomości chcesz ratowac siebie- dlatego jesteś na tym forum
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 07:59   

Nirwanna napisał/a:
Tylko, że na tym krzyżu małżeństwa ma zawisnąć
moje ego i mój grzech, a nie szacunek i godność dziecka Bożego.


Nirwanno, lepiej bym tego nie ujęła. :-)

Wystarczy posiąść umiejętność rożróżnienia tychże, a plan działania "nakreśli się sam".
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 08:11   

kenya napisał/a:

Wystarczy posiąść umiejętność rożróżnienia tychże, a plan działania "nakreśli się sam".

Prawdaż :mrgreen:
Ja bym tu jeszcze dodała jeden element - umiejętność rozróżnienia oraz nakreślony plan działania to dwa pierwsze kroki, ale jest jeszcze niezbędny trzeci, czyli podjęcie tego działania wg nakreślonego planu.
I tu nader często jest tak, że mam postawę "nie umiem, nie mam siły, nie poradzę sobie, nie bo nie". I tu jest właśnie miejsce dla Pana Boga. Bez Niego nie dam rady ruszyć, ale jak już jednak zdecyduję się powierzyć Jemu siebie i owoce działania, to dostaję i siły, i umiejętności jakoś tak przychodzą... same ;-) i działam :-)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9