Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
odnaleźć na powrót wyłączność |
Autor |
Wiadomość |
margaritum [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-01, 16:50 odnaleźć na powrót wyłączność
|
|
|
Witajcie Kochani!
Od dawna tu zaglądam, od dawna też chcę napisać. Tylko moja historia jest z kilku powodów charakterystyczna i cały czas nie wiem, ile mogę powiedzieć, by pozostać anonimową, jak przestrzegacie każdą nową osobę…
Hm… spróbuję. Zostałam zdradzona przez mojego ukochanego męża. Wiem o tym od mniej więcej początku tego roku. Sam mi o tym sam powiedział. O tym, że od dobrych kilku lat żyje podwójnie… O tym, co się wtedy czuje, zapewne nie muszę pisać, wielu z Was tutaj niestety zna to dobrze. Szok, trauma, zawalił mi się świat, pragnienie śmierci, prawie próby samobójcze, gniew, rozpacz, autodestrukcja, przerażenie, lęk, chaos, autoobwinianie, brak własnych granic… psychiatra…
Później moje nawrócenie po wielu latach wykreślenia Boga ze swojego życia, pompejańska o uzdrowienie małżeństwa, 3 miesiące modlitw o uwolnienie (codziennie koło godziny), egzorcyzmy, płacz do Boga z głębi trzewi, wyszły wszystkie zranienia mojego życia, rozpadła się praca i moja w niej do tej pory silna pozycja, problemy z dzieckiem. Założyłam spowrotem szkaplerz karmelitański, potem przez jakiś czas ból tak potworny, jakby płomień wypalał mi serce. Im więcej oddawałam się Bogu, tym bardziej bolało. Otwieranie ropiejących ran, grzebanie w nich skalpelem bez znieczulenia… cała historia mojego życia i odrzucenia przez najbliższych mi ludzi. Pompejańska za kochankę. Poznałam ją i nawet zrozumiałam, co mój mąż w niej zobaczył…
Mój mąż i ta kobieta stworzyli między sobą tak niezwykle silne więzi, że mimo dobrej woli nie dawało się to uciąć z dnia na dzień, mimo wydatnej pomocy egzorcysty. Prowadzę bolesną walkę duchową od miesięcy. O męża, o dziecko i o siebie samą.
Zrobiłam własny rachunek sumienia, wciąż go robię. Od lat zostawiłam mojego męża samego emocjonalnie, zrzuciłam na niego całą odpowiedzialność za nas, nasze życie, naszą rodzinę, nie dając mu swojego wsparcia i tłumacząc wszystko depresją. Mam depresję i to jest fakt, ona zmienia moje patrzenie na rzeczywistość. Ale zapomniałam o Bogu i moim Bogiem stał się mój mąż. Miał się wszystkim zająć, wszystko załatwić, nieść życie za siebie i za mnie. Nie udźwignął tego. Ostatnie lata były ciężkie, czułam, że mi się wymyka, że nie jest blisko, ale nie wiedziałam, co się dzieje. Zdrada nigdy nie przyszła mi do głowy. Myślałam, że nie on, że to niemożliwe. Widziałam, że się z czymś męczy, ale nigdy „to” nie przeszło mi przez myśl. Kiedy się dowiedziałam o wszystkim, praca z psychologiem nie była możliwa, bo mój mąż oświadczył, że nie zerwie kontaktu od razu, że potrzebuje na to czasu. Jak się później okazało, naprawdę wiele czasu… Poza tym było w nim wiele wiele gniewu na mnie, poczucie odrzucenia emocjonalnego przeze mnie, które doprowadziło go do tamtej relacji.
Chodzę na 12 kroków, jestem w trakcie 4tego (w tej chwili poznajemy samych siebie i to, jacy jesteśmy naprawdę, bez masek, które nałożyliśmy w obronie przed życiem, cierpieniem od początku naszego życia). Przepłakałam filmy „War room” i „Fireproof”. I zaskoczyłam dopiero, kiedy zaczęłam realizować program „Miej odwagę kochać” na postawie „Ognioodpornego”. Zaskoczyłam, co to znaczy kochać małżonka, kiedy nie ma z jego strony odpowiedzi, kiedy nie zaspakaja moich potrzeb, kiedy krzywdzi, kiedy jest słaby. Niedawno skończyłam program 40dni, pewne rzeczy faktycznie zaczęły mi wchodzić w nawyk takie, jak „oczywiście kochanie, że wstanę wcześniej i zrobię Ci śniadanie”, „oczywiście, że zrobię za Ciebie x,y”, „oczywiście, że możesz odpocząć”. Nie było tego, wciąż widziałam koniec własnego nosa i to, że to ja cierpię, bo miałam trudne dzieciństwo, bo choruję….
Kocham mojego męża i dostał niedawno ode mnie list, że go nie opuszczę. Podziękował mi i to kilka razy. To postęp, bo jeszcze kilka miesięcy temu zastanawiał się, czy jest w stanie ze mną dalej żyć i mówił, że nie chce, żebym była sama i kogoś sobie znalazła. Teraz nie protestuje, kiedy mówię mu, że dla mnie małżeństwo jest na całe życie…
Uczę się słuchać. Moja agresja, niecierpliwość w udowadnianiu własnych racji zraniły mojego męża i pozbawiły go zaufania do mnie. Uczę się jednocześnie stawiać granice, ale nie robić tego agresywnie, to dla mnie ogromny problem. Albo pozwalam się gwałcić emocjonalnie, albo kopię, gryzę, ranię. Nie dlatego, że zostałam zdradzona, robię tak całe życie, teraz próbuję to zmienić. Podczas lat razem zgubiłam własną tożsamość, uwieszając się na nim, teraz jej szukam.
Dopiero gdzieś od miesiąca mój mąż przestał się spotykać z tą osobą i okazywać jej uczucia. Do tej pory mówił, że wie, że to jest złe, ale że „przecież nie może jej wyrzucić po tylu latach i że czuje się za nią odpowiedzialny”. Ja dałam się wkręcić w emocjonalny trójkąt zbliżając do niej. Chyba z rozpaczy próbował nas jakoś razem połączyć. A ja bałam się, że go stracę i spotykałam z nią, bo wolałam spotkać się we troje niż wiedzieć, że on jest u niej sam. Polubiłam tę dziewczynę jako człowieka, ale obydwie cierpiałyśmy podczas tych spotkań potwornie. Od miesiąca jej nie widziałam i czuję się o wiele lepiej, widzę, jak bardzo pozwoliłam przekroczyć moje własne granice. Chociaż jest pozytywna strona sytuacji, więcej rozumiem, kiedy wiem, jaka to osoba. Bo jest to osoba z dużymi problemami, depresją, smutkiem, trudne życie ma ogólnie mówiąc.
Dzisiaj stan jest taki, że mój mąż ogromnie cierpi. Cierpi i mówi, że będąc z daleka od kogoś, kogo kocha (tak, powiedział mi, że kocha również ją) nie potrafi mieć spokojnego, otwartego serca. I skutek tego jest taki, że nie czuje również mnie. Marzy mu się poliamoria (?!!). A ja nawet nie bardzo wiem, jak na to reagować. To znaczy nie zażądał i nie poprosił o związek kilkuosobowy, ale twierdzi, że tego pragnie i boli go, że musi się pogodzić z czymś innym. Do Boga się zbliżył, jest zupełnie inaczej niż miesiące temu, kiedy wpadał w gniew jedynie wiedząc, że się za niego/nad nim modlę. Teraz modli się ze mną, codziennie rano błogosławimy się nawzajem. Cierpię, że całe serce mojego męża nie należy do mnie, że on nie rozumie, czym jest małżeństwo, wyłączność… Ja walczę mocą sakramentu, on nie jest przekonany, że w sakramencie małżeństwa jest siła… A byliśmy ze sobą bardzo związani przez lata… i kochał mnie tak, że wstyd mi dzisiaj, jak bardzo byłam samolubna, kiedy tyle dla mnie robił. Kiedy zaczął mi pokazywać teksty o tzw. wielomiłości po prostu lepiej zrozumiałam, co czuje i dlaczego mówi, że tamta kobieta nie jest zagrożeniem dla mnie. Ale absolutnie tego nie akceptuję… Zastanawiam się, skąd to się w ogóle w nim wzięło, chyba nie potrafi się pogodzić z faktem, ze ostatecznie musi dokonać wyboru? Czy jest wśród Was ktoś, kto spotkał się z podobnym problemem? Albo ktoś, kto zdradził i może opowiedzieć, jaka postawa u osoby zdradzonej najbardziej pomaga wrócić temu, kto zdradził?
Ja nauczyłam się tyle, że żadne moralizowanie, krytyka nie działają na mojego męża, zamyka się wtedy w sobie. Dlatego szukam w sobie miłości i łagodności. Chwilami boję się, że daję się wykorzystywać, ale z drugiej strony on dobrze wie, że nie akceptuję takiego pomysłu na życie w jakichś układankach kilkuosobowych. Tak trudno jest słuchać kochanej osoby, która pragnie czegoś, co tak bardzo boli i tylko się skarży, ale to jego pragnienie rani mnie…. |
|
|
|
|
zenia1780 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-01, 18:12
|
|
|
Witaj margaritum, na forum.
Czytałaś je już i wiesz doskonale o tym aby dbać o własna anonimowość.
Czy zaglądałaś również do działu z naszymi rekolekcjami?
Jestem pod wrażeniem tego jak wielkiej pracy w sobie dokonałaś w tak krotki czasie.
wiele przerobiłaś, zrozumiałaś i jak widzę wiele wprowadzasz w życie. Pamiętaj jednak, aby to co robisz dla męża, dla małżeństwa wynikało z Twojej wolności. To bardzo ważne aby badać swoje serce pod tym kątem. Wiem jak trudne jest stawianie granic.
jeśli jeszcze nie czytałaś, to polecam Ci gorąco książkę "Granice w relacjach małżeńskich" H Cloud i J. Townsed. Mnie ona bardzo pomogła i nadal pomaga.
Twój problem, jest problemem dość szczególnym i trudnym. Wierzę, ze zaraz forumowicz odpowiedzą Ci jak oni to widzą.
Przytulam i otaczam modlitwą |
|
|
|
|
margaritum [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-01, 21:54
|
|
|
Jeszcze tej książki nie czytałam. Ale mam ją od jakiegoś tygodnia i chodzę wokół niej tak trochę jak przysłowiowego jeża. Przeglądałam ją, wiem, że jest bardzo dla mnie, dlatego ja kupiłam... ale wiem, że będzie dla mnie trudna.
Dziękuję Ci za słowa uznania, to dla mnie ważne w czasie, kiedy tak poszukuję własnej wartości. Tak bardzo bałam się żyć na własny rachunek, że tak stopiłam się z mężem, że zgubiłam własną tożsamość. Teraz szukam tego, kim jestem, co naprawdę myślę. Mam tak kiepskie poczucie wartości, że przeglądałam się w każdym jego geście i słowie. A on czuł się samotny, bo mnie jakby nie było. W sumie odkąd pamiętam swoje życie spędziłam na uciekaniu przed lękiem, na robieniu wszystkiego, byle tylko nie czuć lęku, że ktoś mnie odrzuci. Z jednej strony bierność, a z drugiej agresja, kiedy tylko wydawało mi się, że ktoś mnie krytykuje. Zwłaszcza mąż.
Kiedy uczyłam się kochać na podstawie Ognioodpornego, wreszcie udało mi się robić to różne rzeczy dla męża dlatego, że chcę go kochać, chcę, by czuł się w kochany. Kiedy usłyszałam na filmie, że w małżeństwie miłość nie jest za coś, ale dlatego, że ślubowałam, że to właśnie jest małżeńska miłość i zachowanie drugiej strony nie jest wytłumaczeniem dla mnie. Mam go kochać również wtedy, kiedy na to nie zasługuje... (w mojej opinii, moich emocjach, bo tak naprawdę przecież nie mam prawa oceniać innego człowieka) i do tego nie jestem w stanie zrobić tego własnymi siłami, bo też jestem nie doskonała, jestem egoistyczna. Oczywiście rozumiem, że to nie oznacza zgadzania się na złe traktowanie. ale chodzi mi o to, że wreszcie poczułam się wolna od zabiegania o jego pochwałę, wdzięczność, jak mała dziewczynka, ktora chce, zeby ją pogłaskać po głowie i powiedzieć, ze była grzeczna... |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-01, 22:52
|
|
|
margaritum napisał/a: | Później moje nawrócenie po wielu latach wykreślenia Boga ze swojego życia, pompejańska o uzdrowienie małżeństwa, 3 miesiące modlitw o uwolnienie (codziennie koło godziny), egzorcyzmy, płacz do Boga z głębi trzewi, wyszły wszystkie zranienia mojego życia, |
Witaj,
czy jestes pod opieką nadal duchową jakiegoś księdza albo we wspólnocie, która daje realne wsparcie, czy sama? Bo jak rozumiem batalia modlitewna zakończona , a może nie ?
Pytam, bo piszesz dalej:
margaritum napisał/a: | Chodzę na 12 kroków, jestem w trakcie 4tego (w tej chwili poznajemy samych siebie i to, jacy jesteśmy naprawdę, bez masek, które nałożyliśmy w obronie przed życiem, cierpieniem od początku naszego życia). |
12 kroków jest trudne dla osoby z depresją lub tuż po, czy ktoś z Tobą o tym rozmawiał? |
|
|
|
|
tiliana [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-02, 08:37
|
|
|
margaritum napisał/a: | Kiedy uczyłam się kochać na podstawie Ognioodpornego, wreszcie udało mi się robić to różne rzeczy dla męża dlatego, że chcę go kochać, chcę, by czuł się w kochany. Kiedy usłyszałam na filmie, że w małżeństwie miłość nie jest za coś, ale dlatego, że ślubowałam, że to właśnie jest małżeńska miłość i zachowanie drugiej strony nie jest wytłumaczeniem dla mnie. Mam go kochać również wtedy, kiedy na to nie zasługuje... (w mojej opinii, moich emocjach, bo tak naprawdę przecież nie mam prawa oceniać innego człowieka) i do tego nie jestem w stanie zrobić tego własnymi siłami, bo też jestem nie doskonała, jestem egoistyczna. Oczywiście rozumiem, że to nie oznacza zgadzania się na złe traktowanie. ale chodzi mi o to, że wreszcie poczułam się wolna od zabiegania o jego pochwałę, wdzięczność, jak mała dziewczynka, ktora chce, zeby ją pogłaskać po głowie i powiedzieć, ze była grzeczna... |
To jest bardzo ważne, co tu piszesz. Ja się tego nie nauczyłam z "Ognioodpornego", ale patrząc na to, jak kocha nas Bóg. W którymś momencie to, że na miłość nie da się zasłużyć, zaczęłam przekładać na swoje życie. Bo tak samo, jak nie da się zasłużyć na miłość Boga, nie da się zasłużyć na miłość drugiego człowieka. Mi to pomogło. Wiem, ze choćbym na głowie stawała, to ktoś, kto mnie nie chce kochać - nie będzie. I wiem, ze nie muszę swojej miłości do męża (ani żadnego innego człowieka) warunkować tym, czy jest odwzajemniona.
Masz racje, to daje ogromną wolność.
Jeszcze jedno chciałam ci napisać... margaritum napisał/a: | Tak trudno jest słuchać kochanej osoby, która pragnie czegoś, co tak bardzo boli i tylko się skarży, ale to jego pragnienie rani mnie…. |
Rozumiem dokładnie, dlaczego cię to rani... Tylko że potrzeby i pragnienia nie podlegają ocenie moralnej. Twój mąż nie ma wpływu na to, czego pragnie albo potrzebuje. Tego się nie da tak po prostu wyrzucić ze swojego serca i umysłu. Wyparcie się tego może wręcz szkodzić jemu (a pośrednio pewnie i tak szkodziłoby tobie).
Po co właściwie są te potrzeby? Te podstawowe, fizjologiczne to wiadomo - dla zachowania życia, zdrowia, prawidłowego funkcjonowania organizmu, wypełnienia różnie pojętych celów biologicznych. Ale te trochę wyższego rzędu służą rozwojowi. Nie znaczy to, że muszą być od razu realizowane. Z resztą nie da się zaspokoić wszystkich potrzeb, bo na miejsce jednej pojawia się kolejna.
Potrzeby, trochę jak uczucia, są symptomem tego, co się dzieje w człowieku. Jak się im dobrze przyjrzeć, to potrafią pokazać boski plan dla człowieka :) (a przynajmniej jego fragment, hehehhe, bo wiadomo, że całego to byśmy nie ogarnęli). Ale źle interpretowane i rozpatrywane powierzchownie mogą go zupełnie wypaczyć.
Spróbuj nie brać tego, że on ma takie potrzeby, do siebie. Skup się bardziej na tym, jakie są jego decyzje. A on zdecydował, że będzie z tobą. Zdecydował, że z nią zrywa kontakt. Miota się, to zrozumiałe (przynajmniej dla mnie) ale podjął takie, a nie inne decyzje i o czymś to świadczy.
Trzeba czasu, żeby to poukładać. Jemu też. Za parę miesięcy wiele rzeczy może się zmienić. A ty - dbaj o siebie, to przede wszystkim. |
|
|
|
|
margaritum [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-02, 10:17
|
|
|
kinga2 napisał/a: | czy jestes pod opieką nadal duchową jakiegoś księdza albo we wspólnocie, która daje realne wsparcie, czy sama? Bo jak rozumiem batalia modlitewna zakończona , a może nie ? (...) 12 kroków jest trudne dla osoby z depresją lub tuż po, czy ktoś z Tobą o tym rozmawiał? |
Mam wsparcie, ale takie "z doskoku". To znaczy ciągle ktoś pojawia się na mojej drodze, kto mi podpowie coś, pomoże. Para bardzo wierzących przyjaciół, ktoś kogo spotkałam na rekolekcjach, jakiś mądry kapłan. Jestem przekonana, że tych ludzi Bóg stawia na mojej drodze, kiedy pozwalam Mu działać. Ale faktem jest, że potrzebuję stałego wsparcia. Szukam kogoś w rodzaju spowiednika i kierownika. Niestety księża odmawiają prośbom o poprowadzenie mnie lub nas obojga. Chodzi o to, że egzorcyści generalnie raczej modlą się ze mną/z nami, egzorycyzmują też, ale raczej są kiepscy w rozmowach i nie mają czasu, pełny kalendarz. A inni księża, czasem naprawdę potrafiący porozmawiać doradzić po pierwszej rozmowie ze mną stwierdzają, że powinien nas prowadzić egzorcysta lub ktoś, kto ma większe pojęcie na taki temat. Rzeczy, które przeżywamy częściowo są skutkiem zranień, grzechu, wynikają z ludzkiej natury, psychiki... ale są też rzeczy, które podchodzą już pod działanie nadzwyczajne złego ducha i oni obawiają się tego tykać :(
Szukam cały czas, aktualnie mam jeden namiar na oku na byłego egzorcystę, ale mam dane i jeszcze go nie odnalazłam, nie ma pewności, że jest w moim mieście.
Marzę o tym, by należeć do wspólnoty razem z mężem, ale on na razie ma silny dystans (to takie bardzo delikatne określenie awersji do sacrum i Kościoła). Mam aktualnie taki pomysł, żeby się wybrać na sycharowskie spotkanie we wrześniu, jestem z Lublina. Nie do końca jeszcze rozumiem formułę spotkań, jak często one są?
Bitwa trwa cały czas. Nadal się modlę, korzystając ze wskazówek głównie x Amortha i siostry Angeli. Napisałam o początku modlitwy, bo wtedy była zmiana. Modlę się wciąż za męża, za jego nawrócenie i uwolnienie. Oddaję też siebie i swoje życie Jezusowi. Są dni, kiedy jestem silna, są takie, kiedy oddychanie jest zbyt trudne...
Nikt nie mówił mi nic o tym, że 12 kroków jest trudne dla osoby z depresją. Ale psycholog prowadzący wie o tym, rozmawiałam z nim też poza krokami. Jestem też pod stałą opieką psychiatry od lat. Psychiatra jest wierząca i bardzo mi pomogła w najtrudniejszej chwili zaraz po tym, kiedy poznałam prawdę. Depresję mam odkąd pamiętam, a zdiagnozowaną i leczoną lekami od paru lat. Przeszłam też przez kilka psychoterapii. Poza tym nie odbieram 12 kroków "rozwalająco" pewnie dlatego, że rozpadłam się cała zanim się zaczęły. Po prostu, kiedy nie mogłam wisieć na mężu, bo się odsunął, bo zranił do żywego wyszły na jaw wszystkie moje niezałatwione do tej pory sprawy. Emocje związane z odrzuceniem w ogóle, a nie tylko tym razem. Kroki więc są bardziej układaniem tego wszystkiego niż dowiadywaniem się o sobie nowych rzeczy. Czułam się bardzo mocno tak, jakby Bóg pozbawiał mnie wszystkich moich sztucznych zabezpieczeń i to właśnie tak bardzo bolało.
Zmieniłam wiele rzeczy pracując nad sobą w kolejnych terapiach, ale został pewien bardzo głęboki poziom, gdzie terapia przestała sięgać. I to właśnie mnie zgubiło. Że zostawiłam ten problem samemu sobie, myślałam, że mąż będzie zawsze przy mnie, bez względu na wszystko i jakoś doturlam się do śmierci nie zaglądając w to "najczarniejsze miejsce" w mojej duszy. Jednak wydarzenia sprawiły, że moja czarna dziura rozrosła się na zewnątrz i zrozumiałam, że nie prześliznę się przez życie, nie dotykając tego. A "to" już mnie kompletnie przerasta i właśnie z tego powodu zdecydowałam się na 12 kroków. Żeby w końcu skoczyć w Boże ramiona... Odarta z bożków, podpórek mogę już tylko albo umrzeć, albo wreszcie pozwolić Bogu działać... To wszystko boli, strasznie boli... Ale najgorsze, najczarniejsze są chwile, kiedy znika nadzieja... |
|
|
|
|
twardy [Usunięty]
|
|
|
|
|
Nowalijk [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-02, 12:01
|
|
|
Mnie najbardziej po mojej zdradzie bolalo to (pewnie nie kazdy i nie kazdy mezczyzna jest tak emocjonalny) ze juz nie moge przytulic sie do meza, uslyszec od niego dobrego slowa, podzielic sie moimi myslami czy troskami. Spowodowalo to, ze zaczelam myslec dlaczego zdrada fizyczna, bez zaangazowania jest zla lub bolesna. |
|
|
|
|
margaritum [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-02, 12:33
|
|
|
twardy, tamtą stronę znałam, ale jakoś nie dotarłam do opisu jak spotkanie wygląda... Czyli tak trochę, jak i 12 kroków, tak bezpiecznie. Dzięki. |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-02, 15:12
|
|
|
margaritum,
dziekuję za odpowiedx, napiszę więcej Ci na priv, by niechcący rozmowa na otwartym forum nie ujawniła więcej niż byś chciała. Przechodzisz trudny czas pomiędzy modlitwą eagzorcyzmów, a odczuciem spokoju. Znam ten stan, miałam podobnie i wiem, że pomoc z doskoku , jak to ujęłaś sprawia wiele trudności i bólu, ale to ma istotną przyczynę z której zapewne możesz nie zdawać sobie sprawy. |
|
|
|
|
Szaraczek [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-04, 00:12 Re: odnaleźć na powrót wyłączność
|
|
|
margaritum napisał/a: | Zostałam zdradzona przez mojego ukochanego męża. Wiem o tym od mniej więcej początku tego roku. Sam mi o tym sam powiedział. O tym, że od dobrych kilku lat żyje podwójnie… O tym, co się wtedy czuje, zapewne nie muszę pisać, wielu z Was tutaj niestety zna to dobrze. Szok, trauma, zawalił mi się świat, pragnienie śmierci, prawie próby samobójcze, gniew, rozpacz, autodestrukcja, przerażenie, lęk, chaos, autoobwinianie, brak własnych granic… psychiatra… |
To co piszesz, to bardzo trudne sprawy....szczególnie samo przyznanie się męża do zdrady jest dziwne, raczej ten kto grzeszy, ukrywa ten fakt przed bliskimi. Może jest zauroczony, a może nawet zakochany w Was obu. Ale to jest nienormalne lub tylko tak mu się wydaje (że jest normalne).
Ze mną było podobnie, w roku 2009-2010 byłem przekonany,że kocham obie kobiety. Jednak donos kochanki do mojej żony na samą siebie, spowodował natychmiastowe, lub prawie natychmiastowe zerwanie ze złem. Całość spowodowało jednak pragnienie rozwodu przez moja żonę, tak się stało, od marca 2002 jesteśmy po cywilnym rozwodzie. 29 sierpnia minęło 35 lat od dnia ślubu , wręczyłem żonie z tej okazji tylko symbolicznie jedną czerwoną różę. Do dzisiaj stoi świeża w wazonie...żona pojechała dzisiaj do Częstochowy, wraca jutro wieczorem...
Tak jak mówił jeden z przedmówców, powinnaś z mężem poważnie porozmawiać, aby zerwał całkowicie znajomość z kochanka i wrócił do Ciebie, inaczej żyć nie można...
moderacja: poprawiono cytowanie |
Ostatnio zmieniony przez 2016-09-04, 08:57, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
margaritum [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-04, 18:18
|
|
|
tiliana napisał/a: | ... potrzeby i pragnienia nie podlegają ocenie moralnej. Twój mąż nie ma wpływu na to, czego pragnie albo potrzebuje. Tego się nie da tak po prostu wyrzucić ze swojego serca i umysłu. Wyparcie się tego może wręcz szkodzić jemu (a pośrednio pewnie i tak szkodziłoby tobie). |
Zaczęłam czytać tą książkę o granicach. Tam jest napisane, że granice to też szacunek do współmałżonka i zgoda na to, by postrzegał świat inaczej niż ja. Oraz to, że kocha naprawdę nie ten kto musi, ale ten, kto jest wolny i takiego dokonuje wyboru. Myślę, że pragnienia męża odmienne od moich postrzegam jako silne zagrożenie. Próbowałam nim manipulować przez słowa na temat moralności, przysięgi małżeńskiej. Mąż mi w którymś momencie wykrzyczał, że "ja nic nie muszę, nie muszę Cię kochać i nie muszę być Twoim mężem! Jestem nim, bo chcę i kocham Cię, bo chcę." Czułam się tak bardzo wtedy źle, tak, jakbym szukała kogoś kto pogrozi mojemu mężowi palcem i nakaże mu być przy mnie... A dzisiaj widzę dopiero, że to, co mówił, nie było skierowane przeciwko mnie, było mądre. |
|
|
|
|
margaritum [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-04, 18:55 Re: odnaleźć na powrót wyłączność
|
|
|
Szaraczek napisał/a: | ... samo przyznanie się męża do zdrady jest dziwne, raczej ten kto grzeszy, ukrywa ten fakt przed bliskimi. |
Nie tylko mi powiedział, ale też zadbał wcześniej o to, by był czas i miejsce na moją rozpacz, było kilka dni wolnego, daleko od ludzi. Wiedział, że mnie to załamie. Ale wcześniej kilkakrotnie probóbowali rozerwać tę relację, bo oboje uważali, że nie powinno tak wszystko wyglądać. Nie udawało się. Zdecydował się powiedzieć mi, bo nie był w stanie z tym sobie poradzić, a widział, jak sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli. To był taki... krzyk bezradności. Ale jednocześnie też usłyszałam wiele bolesnych słów na temat tego, że nasze małżeństwo jest w fatalnym stanie. Nie chciał odejść do niej, ale myślał o tym, by odejść ode mnie... Nie dlatego, że przestał kochać, ale dlatego, że nie miał już siły. To było jeszcze przed najpierw moim, potem jego nawróceniem, więc nie miał, na kim się oprzeć
Cytat: | Może jest zauroczony, a może nawet zakochany w Was obu. |
Zauroczenie trwa... dwa lata? trzy? Jesteśmy małżeństwem 14 lat, parą od 16. "Związek" z tamtą trwał koło 5-6 lat. Między nimi są silne okultystyczne więzi które mało nie zabiły każdą z trzech osób.
Cytat: | Ze mną było podobnie, w roku 2009-2010 byłem przekonany,że kocham obie kobiety. Jednak donos kochanki do mojej żony na samą siebie, spowodował natychmiastowe, lub prawie natychmiastowe zerwanie ze złem. |
Pomóż mi zrozumieć. Zrozumieć, co dzieje się w sercu, głowie mężczyzny, który myśli, że kocha dwie kobiety? dlaczego nie rozumie, czym jest wyłączność, na której kiedyś i jemu tak zależało? Jak można myśleć, że można być w jednakowo silnej relacji w więcej niż jedną osobą?
Zrezygnował z tego, bo zobaczył na własne oczy, jak potwornie to boli mnie, ją również (tu nie wiem, czy się cieszyć, bo z jednej strony nie jestem ta jedyna zła, która nie chciała, z drugiej nie tylko ze względu na mnie to robi). Ale sam ma poczucie smutku, straty.
Co spowodowało, że otrzezwiałeś? Nie chodzi mi nawet o wydarzenia, tylko, co się działo wtedy w Twoim sercu i muzyka? Jeśli oczywiście to nie jest za osobiste pytanie...
Cytat: | ...żona pojechała dzisiaj do Częstochowy, wraca jutro wieczorem... |
Niech Bóg błogosławi Was i Wasze małżeństwo.
Cytat: | powinnaś z mężem poważnie porozmawiać, aby zerwał całkowicie znajomość z kochanka i wrócił do Ciebie, inaczej żyć nie można... |
Po pół roku niewyobrażalnego cierpienia, wielu bolesnych rozmów, widzę, że nakazy, zakazy, powinności... nie pomagają. Mój mąż walczy o nas. Jest coraz bliżej mnie wtedy, kiedy daję mu łagodną miłość pełną cierpliwości. Dzisiaj tamto nie wygląda tak, jak pół roku temu. Spotkania są dużo rzadziej, prawie nie mają kontaktu. Nie rozumiem go, co oznacza rozmowa dla zamykania relacji. Ale widzę też, jak ma coraz więcej czasu dla mnie i dziecka, jak reaguje z większą cierpliwością na konflikty... pozwalam więc Bogu działać i szukam sposobów, by to wszystko pojąć i wzmocnić się. |
|
|
|
|
awe [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-09-04, 20:12
|
|
|
jestem pod wrażeniem Twojej mądrości i pracy jaką wykonałaś do tej pory......
margaritum napisał/a: | Zdecydował się powiedzieć mi, bo nie był w stanie z tym sobie poradzić, a widział, jak sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli. |
w tym wszystkim co opisujesz, to jest jakaś uczciwość z jego strony
nie wiem może są osoby, które wolą być okłamywane, wolą cierpieć byleby nie starcić np. pozycji społecznej itp, ale chociaż to strasznie boli -pokazuje prawdę. Przeżyłam wieloletnie zaprzeczanie i to jest tragicznie bolesne.
margaritum napisał/a: | "Związek" z tamtą trwał koło 5-6 lat. |
margaritum napisał/a: | auroczenie trwa... dwa lata? trzy? |
???? |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|