Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Moje małżeństwo się prawie rozpadło
Autor Wiadomość
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-29, 20:41   Moje małżeństwo się prawie rozpadło

Witam, jestem Waszym obserwatorem od maja tego roku ponieważ wtedy zaczął się kryzys w moim małżeństwie. Nie chciałem jednak przystępować do Sycharków ponieważ myślałem, że kryzys minie i że wszystko wróci do normy, a stronę i forum traktowałem jako źródło wzmocnienia, otuchy i nadziei.
Niestety myliłem się i to bardzo.
Jesteśmy w małżeństwie z żoną od ponad 6 lat. Mamy 4 letnią córkę. Ja uważałem, że jest ono dobre. Oczywiście mieliśmy wzloty i upadki (mam na myśli kłótnie, awantury, sprzeczki itp.) ale które małżeństwo nie ma. Z żoną znamy się prawie 14 lat. Nigdy do tej pory się nie rozstaliśmy. Nigdy nie obraziłem żony słownie, nie poniżyłem, nigdy jej nie uderzyłem, nigdy nie zdradziłem, nigdy się nie upiłem (jestem abstynentem, nie palę również). Myślałem że to wystarczy do bycia idealnym albo chociaż dobrym mężem.
Niestety znów się bardzo myliłem.
W maju pokłóciłem się z żoną o drobnostkę. Urosło to do poziomu awantury i nie odzywaliśmy się prawie 2 tygodnie do siebie. Potem znów kłótnia po której wyciągnąłem rękę na zgodę. Stwierdziłem że tak nie może ciągle być żebyśmy popracowali nad sobą. Żona się zgodziła. Następnego dnia jednak bardzo dziwnie się zachowywała w stosunku do mnie. Tak jakby chciała mnie sprowokować i trochę jej się to udało. Znów zacząłem rozmowę o naszej sytuacji wtedy żona stwierdziła, że chce się rozstać na jakiś czas. Czułem jakby przejechał mnie pociąg. Pierwszy raz poczułem ten ból który mam w sobie teraz cały czas. Nie zgodziłem się. Przemyślałem swoje dotychczasowe zachowanie. Było w nim sporo do poprawy (cierpiałem od ponad roku na napady złości podczas kłótni, od kilku lat miałem objawy depresji o czym żona nie wie do dziś choć podejrzewała coś). Wziąłem się za siebie. Po prawie miesiącu niby miłego spędzania razem zapytałem żonę co z nami bo wyczuwałem od niej rosnący dystans. Żona z lekkim uśmiechem i złością stwierdziła, że nic się nie zmieniło i że nie kocha mnie chce się rozstać. Chce sobie wszystko przemyśleć sama. Załamałem się wyszedłem szybko z domu na nocny spacer.
Wyprowadziłem się (mieszkaliśmy w domu jej rodziców gdybyśmy mieli swój nie wyprowadziłbym się ale wtedy żona powiedziała że ona by odeszła do rodziców). Ustaliliśmy że damy sobie 2 miesiące rozstania i zobaczymy co będzie. Ja od razu wiedziałem że nie chce tego i chce inaczej walczyć o nas. Ale nie chciałem być napastliwy i poszedłem żonie na rękę. Zamieszkałem na stancji.
W międzyczasie załamałem się psychicznie. Podpadłem fizycznie. Schudłem ponad 12kg ze stresu. Były dni, że chciałem się pociąć, poddać się. Co ja będę Wam pisać wielu tu przeszło i przechodzi to samo więc wiecie o co mi chodzi.
Mój dzień wyglądał następująco.
Pobudka o 6, modlitwa, Nowenna Pompejańska (zawsze z tajemnica światła) potem przemyślanie przez pół godziny co się dzieje w moim życiu. Leciałem do pracy. Tam zawalałem bo ciągle byłem totalnie załamany. Po pracy szybko leciałem do domu żony zobaczyć się z córką bo bardzo za nią tęskniłem. Żona wtedy zazwyczaj wykorzystywała sytuacje i leciała na zakupy do galerii, do koleżanek, spała sobie, rozmawiała godzinami przez telefon. Starałem się jak tylko była pogoda wychodzić z córką gdziekolwiek. bo olewacki stosunek żony do mnie mnie bardzo bolał. Nie będę wszystkiego pisał ale czułem się tak bardzo poniżony i sponiewierany. Nie dawałem tego po sobie poznać, cały czas pracowałem nad sobą i poprawiałem swoje wady. Zachowanie żony traktowałem jak prowokacje i sprawdzenie. Myślałem że jak zobaczy że mimo to zmieniłem się da nam szanse, żyłem nadzieją.
Od jakiegoś czasu docierały do mnie a to od żony a to od dziecka i znajomych że żona spotyka się z kolegą z pracy. Na początku nic nie podejrzewałem ale te spotkania były dziwnie częste. Nie brałem tego jednak do siebie. Myślałem, że to niemożliwe żeby moja żona zdradzała mnie i to jeszcze z kolegą z pracy.
Minęły 2 miesiące. Po 2 miesiącach doszło do rozmowy. Żona oświadczyła, że to koniec. Chce rozwodu. Myślałem że umrę. Próbowałem rozmawiać, proponowałem terapie, psychologa, wyjazdy. Nic. Mur beton nie do przebicia. Każda próba rozmowy z mojej strony budziła w niej wybuchy złości i krzyków. Zapytałem co tymi 2 miesiącami mojej pracy. Powiedziała że widzi jak bardzo się starałem i zmieniłem ... ale tu cytat MIAŁAM TO W [moderacja dba o język polski] koniec cytatu. ........
W między czasie znów dowiedziałem się że żona spotyka się z tym gościem. On jeździł do niej ona do niego. Dziecko zawoziła do babci a sama go zapraszała. Wtedy byłem prawie pewny że mnie zdradza. Nie miałem jednak dobrego dowodu. Nie wytrzymałem i zapytałem ją o kolegę. Oczywiście się nie przyznała potwierdziła że się z nim spotyka ale na stopie koleżeńskiej i po to aby nasze dzieci się razem bawili (on ma 2). Powiedziała, że nie jest z nim ale kogoś takiego właśnie bardzo by chciała za męża. W głębi serca czuje że jest jednak z nim i nie ma słów żeby opisać co czuje.
Żona chce rozwodu jak najszybciej, bez orzekania o winie. Ja przechodzę traumę życia. Mimo wszystkich pomyj wylanych na mnie kocham ją i chce być z nią nawet jeżeli mnie zdradziła. Mam wielkie poczucie winy że przez moje zaniedbania w małżeństwie tak się stało i mam wielki żal do żony, że nie dała mi drugiej szansy. Nigdy wcześniej nasze małżeństwo czegoś takiego nie przechodziło. Jestem TOTALNIE załamany. Co rano potrzebuje godziny aby móc jakoś funkcjonować. Rzadko widuje córkę, z resztą nie umiem się nawet cieszyć z jej obecności. Znalazłem sobie dodatkową pracę na nocki żeby nie myśleć. Wszyscy mi mówią że się zajeżdżę ale ja muszę bo zwariuje w domu.
Więc sprawa wygląda tak, że żona, osoba na której oparłem swoje życie i szczęście mnie opuszcza, może dla innego może bo mnie ma dość. Ja ją kocham bardzo i tęsknie za nią i córeczką, w ogóle za naszą rodziną. Córka też to przeżywa. Ciągle mnie pyta kiedy znów zamieszkam z nimi (a ma dopiero 4 lata) jest rozerwana emocjonalnie bo jest albo ze mną albo z mamą. Ja chce uratować nasze małżeństwo nawet za cenę swojego poświęcenia się.
Wszystko to mnie strasznie przygniata. Ból, tęsknota, poczucie winy, samotność obawa o przyszłość.
Rozmawiałem z żoną o przysiędze małżeńskiej, ale to też ma w [moderacja dba o język polski] i że chce ułożyć sobie życie z innym facetem. Powiedziała, że najwyżej się nie spotkamy w niebie.
Nic już chyba po ludzku nie da się zrobić. Tylko Bóg mi został, dużo się modlę.
Nawet już nie wiem co pisać, chyba tak zakończę.......

...jeszcze jedno. Doszedł do mnie od kilku dni dodatkowy stres ponieważ czeka mnie sprawa rozwodowa a ja się nie chce zgodzić na rozwód. Na myśl co mnie czeka do przejścia w sądzie dostaje drgawek. Boje się że żona będzie za wszelką cenę chciała rozwodu i zrobi ze mnie ostatniego bydlaka. Chociaż z drugiej strony może dać jej ten rozwód? Chce zrobić tak żebym później w życiu nie żałował że nie walczyłem do końca. Tyle że wtedy czeka mnie ciężka przeprawa.

Dziwie się tylko, że po tym wszystkim tak bardzo dalej ją kocham i że dźwigam ten krzyż co dnia choć jest coraz cięższy. Na myśl że mogę zostać już sam po trzydziestce do końca życia popadam w totalny dół. Żona już dawno zdjęła obrączkę. Ja ma zamiar ją nosić do końca życia choć wydaje się to nierealne a wszyscy pukają się w czoło mówiąc daj sobie spokój, znajdziesz sobie inną lepszą.
Ja bym chciał mieć tą swoją ...........

pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez 2016-07-29, 21:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-29, 21:17   

Witaj IS7 na naszym forum

Pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Pisząc nie podawaj danych, które pozwoliłyby na identyfikację Ciebie i Twojej rodziny.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 08:32   

IS7 napisał/a:
Więc sprawa wygląda tak, że żona, osoba na której oparłem swoje życie i szczęście mnie opuszcza,


cześć, jak ja opierałam swoje zycie na moim mężu to też wciąż chudłam, miałam stres, nie jadałam i ogólnie do bani. Po kilku latach takiego "szarpania" mąż odszedł a dla mnie zaczęło się wyjście z niewoli egipskiej= mojego emocjonalnego uzależnienia od męża.

Teraz opieram swoje życie na Bogu, nauczyłam się tego (i wciąż uczę) z Sycharem.

To długa droga, przez pustynię (którą i Ty teraz podążasz), ale warto!
Jak odkryjesz, że warunkiem Twojego dobrostanu nie jest żona, lecz silna więź z Bogiem odkryjesz inna jakośc zycia.

To co teraz przechodzisz jest mega trudne- to wiemy tutaj njalepiej. Sama mam ciarki, jak sobie przypomne, co przechodziłam. Trzymaj się Sycharu, zbieraj siły na jeden dzień, rób terapię- i wyjdziesz z tego- mam tu na myśli stan emocjonalny. Daj sobie czas!
 
 
wertor1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 09:09   

Witaj teraz nie wpadaj w panikę masz pracę córeczkę ,walcz o nią i kontakty z nią ,załatw dobrego adwokata i w sądzie nie zgódź sie na rozwód,zrób to dla córki,która po latach moze powiedzieć a dlaczego tata tak szybko odpuścił,i nie walczył o mamę?Sam przewód sądowy jest trudny właśnie go przeżywam i jest mi b,ciężko ale widzę na sali męża zagubionego człowieka,zniewolonego grzechem i ja czuję się silna bo jest ze mną Jezus,Nie daj się złamać zobacz jaki swięty czas przechodzimy Rok Miłosierdzia Bożego wizyta Papieża w Polsce zły chce zamącić i coraz więcej rozwodów,Teraz módl sie za żonę moze teraz jesteś jej bardzo potrzebny,bo kto będzie sie za nia modlił,rodzina pewnie ja poprze i nawet przyklaśnie , Bóg jest juz z tobą bo tutaj ciebie skierował do Sycharu,Wazne zebyś był silny dla córki ,i miał regularne wizyty i zeby ona widziała dobrego człowieka,A rozwód przy małoletnich dzieciach może sie przedłuzać i to będzie tylko na twoją korzysć może kochanek nie wytrzyma próby czasu,a zwykleeuforia trwa 3 lata i potem jest szare zycie,Nie zgódź sie odpiszesz na pozew ze kochasz zonę i widzisz szansę poprawy relacji,
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 11:35   

IS7 napisał/a:
Nigdy nie obraziłem żony słownie, nie poniżyłem, nigdy jej nie uderzyłem, nigdy nie zdradziłem, nigdy się nie upiłem (jestem abstynentem, nie palę również). Myślałem że to wystarczy do bycia idealnym albo chociaż dobrym mężem.


z pewnych relacji poza forumowych (a też warto je przytoczyć bo przecież dot. relacji damsko-męskich) można się dowiedzieć że to też może być powodem kryzysu lub rozpadu (oczywiście nie chodzi żeby bić, ale jak to kiedyś pisała tu pewna forumowiczka "faceci nie bądzcie kapciami"). Autorze nie obrażam Cię bo ja takim chyba też byłem :-/
IS7 napisał/a:
Żona z lekkim uśmiechem i złością stwierdziła, że nic się nie zmieniło i że nie kocha mnie chce się rozstać. Chce sobie wszystko przemyśleć sama.

...i stwierdzić że podejmuje dobrą decyzję rozstając się z Tobą - widząc cię słabego, załamanego. Tylko weź nie bądź załamany.
Odchodzi bo ... może. Ty się wyprowadziłeś, ona ma dom, dziecko z nią, alimenty dostanie, a jak będzie szła na imprezę do przecież tatę poprosi. A i może zacząć inaczej żyć - na luzie, z kumpelami, w jakimś może wolnym związku lub okazjonalnych relacjach.
Nie mam metody co zrobić...chyba tylko dać się wyszumieć. No bo co zrobisz? Nic.
Nie odwracaj się od dziecka bo relacji z nim potrzebujesz do równowagi psychicznej.

...................................

wertor1,
wertor1 napisał/a:
rozwód przy małoletnich dzieciach może sie przedłuzać

jeśli zgodzi się na rozwód będzie trwał 30 minut.
wertor1 napisał/a:
zwykle euforia trwa 3 lata i potem jest szare zycie

...myślisz że wtedy żona wróci? Przyzna się do porażki? Że jej wybór był zły?

....................................

Co innego forumowy świat - co innego real
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 12:37   

Hej, byłem dziś u dobrego adwokata. Niestety sprawa nie wygląda różowo. Nie mam wystarczających dowodów na to, że żona mnie zdradza, nie stać mnie na detektywa, nie stać mnie na reprezentację mnie w sądzie. Przypominam, że wylądowałem na stancji z niczym i muszę zacząć życie całkowicie od nowa. Jeżeli się nie zgodzę na rozwód to w najlepszym wypadku sąd orzeknie winę obu stron. W najgorszym z mojej winy. Nie wspomnę że wtedy żona w ogóle pójdzie ze mną na wojnę. Teraz przynajmniej mogę widzieć córkę kiedy chce i w miarę normalnie rozmawiamy. Nic z tego chyba nie będzie.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 12:45   

ryan napisał/a:
...i stwierdzić że podejmuje dobrą decyzję rozstając się z Tobą - widząc cię słabego, załamanego. Tylko weź nie bądź załamany.


Przy niej nigdy nie dałem poznać, że jestem załamany. Przynajmniej tak mi się wydaje.
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 15:54   

Szybko się poddajesz .
Po pierwsze , błędem była wyprowadzka .
Tak względem żony ( okazałeś tym słabość )
jak i ewentualnie dla sądu ( jej potencjalny adwokat będzie wciskał ,
że "porzuciłeś rodzinę" ) .
Przecież siłą cię nie wyrzuciła , nie ?
Gada z tobą , bo chce "szybko , bezproblemowo i tanio "
się ciebie pozbyć .
Jak się pozbędzie urzędowo , to córkę bedzie wychowywał "kowalski"
a nie ty .
Będziesz miał prawo "widzeń" i PŁACENIA
na "teoretycznie twoje dziecko" .
Detektywa ci nie potrzeba .
Wystarczą np. zeznania świadka , że wielokrotnie widział
twoją żonę w towarzystwie obcego mężczyzny , a sytuacja
wskazywała na zażyłą znajomość .
( tu ona ma się o co bać , im dowody twardsze tym gorzeh dla niej ) .
Przeanalizuj oczywiscie twoje słabe strony .
Jest faktem , że każdy "facet to świnia" i bardzo marne szanse
abyś ugrał jej wyłaczną winę ( RODK coś na ciebie wynajdzie ) .
Tu adwokat ma rację .
Córki też nie dostaniesz , na 99,9 % .

"Chciałbyn nie żałować kiedyś " napisałeś .
No to niestety kosztuje więcej wysiłku .
Przedłużaj sprawę , rozwód to nie tak chop siup .
W międzyczasie może się wiele podziać .
Daj ty szansę temu Bogu i "wypełnij kupon" , jak w tym kawale o lotto .
Ty niewiele masz już do stracenia .
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 17:00   

mare1966 napisał/a:

Po pierwsze , błędem była wyprowadzka .
Tak względem żony ( okazałeś tym słabość )
jak i ewentualnie dla sądu ( jej potencjalny adwokat będzie wciskał ,
że "porzuciłeś rodzinę" ) .
Przecież siłą cię nie wyrzuciła , nie ?


Napisz żonie sms lub mail. Ze chcesz wyjaśnienia "dlaczego musiales opuścić jej dom, że przecież ty chcesz z nia być i dzieckiem i nie chcialeś tej wyprowadzki.Ze jeśli wyrazi zgodę wrócisz od razu bo chcesz dalej z nią tworzyć rodzinę, zajmowac sie dzieckiem nie na odległosc".
Coś w tym stylu.
Czy odpisze (oby) czy nie wiadomość zachowaj jako dowód w Sądzie - tak w razie czego.
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-30, 22:59   

Ryan ,
takie rady to się pisze na priv . ;-)
Twój post , może przedstawić żona , jako dowód na manipulację . :mrgreen:

Trochę jednak za późno na takie odkręcanie , choć w sumie
to ty masz prawo mieszkać u niej w domu .
Nie jest ważne czyja to własność .

Ja bym się rozejrzał czy masz ewentualnych sojusznikow .
Co na to jej rodzice na przykład , może dziedkowie ?

Na ile ona jest twarda w swych planach ?
Im dalej zabrnie tym trudniej odkręcić .
Dobrze byłoby wyeliminować kowalskiego , zniechęcić itp.
Oczywiście wpierw rozeznać sytuację .
Czasem wystarczy , że się taki dowie , że o niego ktoś dopytuje . :mrgreen:
Wiadomo przecież , że mąż to wariat .
Po co ryzykować ?

W sumie każda sytuacja jest inna .
Czasem stanowczy opór znięchęci żonę ,
czasem ( jeżeli mocno zdecydowana ) wzmoże tylko jej naciski .
Póki chce rozmawiać o naprawie to warto delikatnie podtrzymywać ,
nawet kosztem dużych ustępstw , ale jeżeli gra twardo ?
Tu nie ma chyba konkretnego wyjścia .
Ustępować czy nie .
Oba są ryzykowne .

ryan napisał/a:
Nie mam metody co zrobić...chyba tylko dać się wyszumieć. No bo co zrobisz? Nic.


Jak już pójdzie , to pójdzie .
Jak się kończy jeden szum , to za zakrętem jest następny i następny .

Dopóki w prawie rodzinnym , nie bedzie FAKTYCZNEJ równowago płci ,
nie będzie opieki naprzemiennej jako zasady ,
nie będzie parytetu w sądach rodzinnych ,
przeróżnych ośrodkach opiniujących ,
rząd nie zlikwiduje RODK
i dopóki będzue istniał patologiczny system alimentacji
małżeństwo z kobietą będzie wysoce ryzykownym interesem ,
tudzież płodzenie z ową dzieci .

Ale żeby nie było do jednej bramki .
Małżeństwo z chłopaczkiem , to też wysoce ryzykowna sprawa .
A takich multum .

I tu ma rację papież Franciszek , że podziwia odwagę młodych
wchodzących w małżeństwa .
Tyle , że papież jest świadomy , a oni nie w co wdepnęli . :mrgreen:
Mimo wszystko , nie przyłączam się do św. Pawła .
Warto ,
mieć nadzieję i dużo optymizmu .
Niektórym się udaje .
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-31, 00:37   

Adwokat był na tyle szczery, że powiedział, że bez twardych dowodów na jej zdradę (zdjęcia jak się przytulają, całują, trzymają za rękę) żadne zeznania nic nie zdziałają. Zacytuje adwokata: "od pana przyjedzie autobus świadków i zezna na pana korzyść, od żony przyjedzie autobus świadków i zezna na korzyść żony - sąd na pewno stwierdzi rozwód z winy obustronnej. Nie mówiąc już o smrodzie jaki pozostanie, bo wiadomo, że świadkowie wszystko mogą zeznać".
Sam już nie wiem. Bez adwokata w sądzie mnie zjedzą. Nie stać mnie na niego.
Zastanawiam się czy bezczelnie z powrotem się nie wprowadzić tym bardziej, że mam klucze. Tylko jak znam żonę zacznie się wojna. Może nawet zmieni zamki i wtedy mam pozamiatane a mam tam swoje rzeczy. I co mam dzwonić wtedy po policję?. Jak się nie obrócić pupa z tyłu. Na prawdę nie wiem co robić.
A najgorzej jeżeli sąd orzeknie rozwód wyłącznie z mojej winy. Wtedy dopiero będę miał pozamiatane.
Dziś znów miałem mocne załamanie, każdy dzień to dla mnie ból i cierpienie. Nawet adwokat mi powiedział, że wyglądam źle i potrzebuje psychologa, ale mi się już nie chce łazić po nich wszystkich. Mam problemy ze zdrowiem, zaczyna boleć mnie serducho i mam problemy z ciśnieniem. Zaczyna mi to wszystko zwisać. Zapadam się w sobie.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-31, 00:39   

mare1966 napisał/a:
Ja bym się rozejrzał czy masz ewentualnych sojusznikow .
Co na to jej rodzice na przykład , może dziedkowie ?


Jej rodzice mają to gdzieś. Wychodzą z założenia, że to nasza sprawa. Zaczynam widzieć do jakiej rodziny dołączyłem i z kim się ożeniłem.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-31, 01:02   

mare1966 napisał/a:
Szybko się poddajesz .


tyle ile siły i modlitwy włożyłem w ratowanie tego małżeństwa to wiem tylko ja i Bóg

mare1966 napisał/a:
Po pierwsze , błędem była wyprowadzka .
Tak względem żony ( okazałeś tym słabość )
jak i ewentualnie dla sądu ( jej potencjalny adwokat będzie wciskał ,
że "porzuciłeś rodzinę" ) .


też mi się tak wydaje z perspektywy czasu. Ale żona tak by się zachowywała, że w końcu bym nie wytrzymał i zrobił kolejną awanturę a co gdyby mnie nagrała?

Nie wiem, mam już taki mętlik że masakra. Zaczynam myśleć, że po tych wszystkich latach i po tym jakim uczuciem i zaufaniem obdarzyłem swoją żonę ona zrobiła mi takie świństwo to zaczynam czuć gniew. Oczywiście nie byłem kryształowy i mam swoje za skórą ale na pewno nie jest to powód do rozwalenia małżeństwa i życia mi i dziecku. Mam zniszczone życie, mogę powiedzieć, że straciłem swoje jedyne kochane dziecko bo już nigdy nie będzie pomiędzy nami tego co kiedyś. Straciłem tyle zdrowia. Żona dobrze się bawi i ma mnie gdzieś. Używa życia. Zakupy, spotkania towarzyskie, uprawianie sportu,
Na wszystko ma szybką i prostą receptę. Uważa, że dziecko nic nie odczuje a nawet że zyska. Straciliśmy 14 lat wspólnego układania życia a dla niej to widocznie pomyłka (tak mi powiedziała)

Ciekawa rzecz. Adwokat to kobieta, wspaniała z resztą. Powiedziała mi, że nie lubi kobiet bo wie jakie kobiety są tym bardziej, że sama nią jest. Wg niej kobieta jak sobie coś ubzdura to żadna siła (dziecko, rodzina itp.) nie jest w stanie wybić jej z amoku. Potem zwykle dostaje po mordzie (dokładnie tak powiedziała) ale nawet wtedy idzie w zaparte żeby nie okazać, że się pomyliła.
Żona dokładnie tak się zachowuje. Widzi tylko wady w naszym małżeństwie. Nie chce żadnej terapii, rozmowy, wizyty gdziekolwiek ŻADNEJ NAJDELIKATNIEJSZEJ próby ratowania małżeństwa. Nie mówię już o sferze Bożej. Takie podejście powoduje u niej śmiech i kpinę. Nic dla niej się nie liczy tylko jej dobro.
 
 
wertor1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-31, 06:54   

Swiat się nie kończy nie zamartwiaj się tak ,mi jest może lzej bo mam synów jako oparcie,i synowie nie chcą powrotu męża i mnie syn wyciągał jak byłam w dołku pomyśl o swoim dziecku ,które musi mieć silnego zdrowego ojca żeby mógł z nią sie bawić chodzić na spacery,Rozwodu od razu nie orzekną gdy masz małoletnie dziecko, w moim przypadku idzie szybko a adwokaci mówia rózne rzeczy .Czasami po rozwodzie ludzie sie schodzą z powrotem,Mój maż uparcie dązy do rozwodu też nie mam dowodu że ma kogoś ale trzeba przestać myśleć trzeba zyć i szukać radości bez tej kobiety ,która cie zawiodła to tylko człowiek cie zawiódł,Bóg jest teraz blisko ciebie,
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9