Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Moje małżeństwo się prawie rozpadło
Autor Wiadomość
hiacynta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:39   

Jacek-sychar napisał/a:
lustro napisał/a:
No...a teraz panowie - na odsiecz.
Polepcie chłopaka po plecach. Taka już rola biednych męzów.


Poklepać po plecach? A gdzie one są? Już dawno ich nie widać, bo ładnie je Panie wdeptałyście w ziemię tak dokładnie, że prawie już ISa spod niej nie widać.

Tak, zarówno ja jak i GregAN nie mamy w swoich profilach "szczęśliwy małżonek" czy "już po kryzysie". A czy jest to tylko nasza wina? Tylko nasze postępowanie o tym zdecydowało? Nasze żony MUSIAŁY ratować siebie idąc w długą? Przez analogię, to my teraz też powinniśmy ratować siebie i znaleźć inną pocieszycielkę. Ale tego jednak nie robimy. To znaczy, że jesteśmy głupi? Albo w inny sposób niewydarzeni? A może my tylko po prostu jesteśmy wierni swojej przysiędze? :-P

No tak, ale kobiety nie mogą trwać w wierności przysiędze. One muszą ratować siebie. :-?

Przepraszam, ale ulało mi się. :-/


Jacku, nie musisz być wierny żonie, wystarczy, że będziesz wierny Bogu... :-)
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:39   

Czy IS7 chce odejść od żony? Nie.
Czy będzie składał pozew o rozwód? Nie.
Czy ma kochankę? Nie.
Czy zgodzi się na rozwód? Nie wie tego jeszcze.

Jedyne co ja mu zalecam - bądź wewnętrznie silnym facetem, zajmuj się sobą, dzieckiem, pracą tak jakby żona miałaby nigdy nie wrócić
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:40   

lustro Twój post dał mi nadzieję. Nie twierdzę, że mam monopol na cierpienie. Nie oburzają mnie Wasze opinie jakie by nie były. Tak mam różne nastroje. Od całkowitego obwiniania się do całkowitego usprawiedliwienia. Obecnie jestem w kotle, z którego próbuje wyjść. Widocznie próbuje jakoś sobie to układać żeby nie zwariować do końca.
Chciałbym tylko ułożyć sobie to wszystko poprawnie.

To bardzo skomplikowane. Robiąc sobie rachunek sumienia, nie mogłem zrobić rachunku małżeństwa. Analizując nasze zachowanie (moje i żony) widzę, jakie furtki otworzyliśmy kryzysowi. Nie chce znów się usprawiedliwiać ale moje zachowanie (choć naganne) też się z czegoś brało. Chciałbym to wszystko opisać ale na razie zabrakło by mi czasu, z resztą czy to ma sens?
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:59   

IS7 napisał/a:
Chciałbym to wszystko opisać ale na razie zabrakło by mi czasu, z resztą czy to ma sens?

Nie, nie ma większego sensu. Ważne, ze TY to wiesz. Ważne, żebyś wyciągnął wnioski. Nam to nie jest potrzebne. Tobie - jak najbardziej.

Dla mnie to jest jasne, ze problemy, czy twoje, czy żony, czy wspólne, nie biorą się z niczego. I kryzys - moim zdaniem - też jest po coś.
Taka mam prywatną teorię, że małżeństwo jest sakramentem, który prowadzi do świętości.... przez to, ze wyciaga wszelkie rany, problemy, skłonności na wierch i każe nam sie z nimi skonfrontować. Gdyby nie kryzys, ja bym nigdy nawet nie zauważyła moich problemów. Dzięki temu wszystkiemu, co było trudne, zaczęłam dorastać. I wzrastam od tamtej pory ciągle.

Kto wie, czy za jakiś czas nie będziesz wdzięczny żonie, że, chcąc nie chcąc, postawiła cię w tej trudnej sytuacji...

Ode mnie jedno - pamiętaj, aby patrzeć na świat realnie, a nie stereotypowo, czy tylko i wyłącznie z twojego punktu widzenia. Nie pozwalaj sobie na brak wątpliwości.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:59   

Jacek-sychar napisał/a:
lustro napisał/a:
No...a teraz panowie - na odsiecz.
Polepcie chłopaka po plecach. Taka już rola biednych męzów.


Poklepać po plecach? A gdzie one są? Już dawno ich nie widać, bo ładnie je Panie wdeptałyście w ziemię tak dokładnie, że prawie już ISa spod niej nie widać.

Tak, zarówno ja jak i GregAN nie mamy w swoich profilach "szczęśliwy małżonek" czy "już po kryzysie". A czy jest to tylko nasza wina? Tylko nasze postępowanie o tym zdecydowało? Nasze żony MUSIAŁY ratować siebie idąc w długą? Przez analogię, to my teraz też powinniśmy ratować siebie i znaleźć inną pocieszycielkę. Ale tego jednak nie robimy. To znaczy, że jesteśmy głupi? Albo w inny sposób niewydarzeni? A może my tylko po prostu jesteśmy wierni swojej przysiędze? :-P

No tak, ale kobiety nie mogą trwać w wierności przysiędze. One muszą ratować siebie. :-?

Przepraszam, ale ulało mi się. :-/


Nie chciałbym być powodem powstania wojny damsko-męskiej na tym forum :-P

Jak widać każdy kij ma dwa końce. Jacek-sychar dotkął ważnej sprawy, o której napisałem wyżej. Żona swoim wystrzałem całkowicie mnie zniszczyła w każdej dziedzinie mojego życia. Psychicznie, fizycznie itp. Czułem (i teraz też tak bywa) się całkowitym zerem, gorszym od innych, porzuconym i zdradzonym. Moje ego zniknęło, nie ma go.

Osiągnąłem psychiczne dno dna. Miałem (i czasem też wracają) myśli samobójcze.
Jak pisałem prawie pół roku trwam w tym syfie, może moja psychika ma dość i próbuje jakoś z tego wyjść, może nie jest najlepszą drogą wybielanie siebie i obwinianie drugiej strony ale teraz wolę każdą inną drogę żeby coś się zmieniło.

Nie przyszedłem tu na forum po poklepanie po plecach ani pocieszanie. Przyszedłem bo chce wytrwać i chce w miarę możliwości walczyć o moją rodzinę. Przyszedłem bo są tu ludzie, którzy zjedli zęby na kryzysie małżeńskim. Dużo tu zrozumiałem i się nauczyłem (oby nie za późno). Chciałbym to kiedyś wykorzystać w moim małżeństwie.

Dlatego pytałem jak spróbować dotrzeć do żony kiedy ona postawiła takie mury.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 12:14   

tiliana napisał/a:
Naprawdę, Jacku, zawsze byłeś wierny przysiędze? "Kto pierwszy jest bez grzechu..." Rzuciłbyś kamień, tylko w tej jednej sprawie, w sferze małżeństwa?


Widzisz Tiliano
Mi się wydawało, że byłem wierny przysiędze. Ale żona to odebrała inaczej.
Problemów jest kilka:
1. Kobiety i mężczyźni inaczej funkcjonują, inaczej myślą. Szczególnie, gdy dotyczy to sfer uczuciowych.
2. Inaczej wyrażamy swoją miłość.
3. Ostatnio kobiety oczekują, że będziemy mili, szarmanccy, zdecydowani (męscy), delikatni, będziemy odpowiednio dużo zarabiać, mieć dla Was kobiet czas, dawać Wam swobodę, ...
Ale czy to się daje pogodzić? :shock:
4. U mnie był jeszcze dodatkowy problem. Problem domu rodzinnego mojej żony. Wtedy nie rozumiałem tego. Ale czy teraz bym był w stanie to zmienić? Mam duże wątpliwości.

Może jeszcze ktoś dopisze inne powody.

Chyba to wynika ze zbyt dużego zanieczyszczenia środowiska, że obecnie kobiety za szybko się duszą. Całkiem jak norweskie biegaczki na nartach. Prawie wszystkie mają astmę. :mrgreen:
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 12:19   

"Ślubuję ci MIŁOŚĆ, WIERNOŚĆ i UCZCIWOŚĆ MAŁŻEŃSKĄ"...
Nigdy nie wystąpiłeś przeciwko żadnemu z tych punktów? Czy tylko nie zdradziłeś? Czy po prostu TERAZ czekasz wiernie?

Zapomniałaś dopisać chyba najważniejszego... oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...

Wiem, wiem jakbym to powiedział teraz żonie to wybuchłaby salwą śmiechu, i ot cały efekt.
Z resztą powoływałem się (co było bez sensu z teraźniejszego punktu widzenia) na wiarę i przysięgę małżeńską. Zlała ją i mnie, z resztą jak inne osoby które to zrobiły na forum.

Ja, oczywiście nie rzuciłbym kamieniem. Oczywiście można się rozpisywać, czy nigdy nie zdradziłem bo pewnie nie raz oglądnąłem się za jakąś laską albo za mocno się przyglądałem jakiejś pannie, czasem coś oglądnąłem w necie. Pewnie. Tylko jaki to jest kaliber zdrady do zdrady fizycznej. Czy zawsze kochałem? Czasem miałem dość, ale kochałem zawsze i kocham. Tyle, że my faceci mamy problemy z okazywaniem tego.
Co do uczciwości małżeńskiej to z tym mam duży problem bo nie wiem do końca co obejmuje ten termin. W tym wypadku na pewno coś by się znalazło.

No i nigdy nie opuściłem żony. Tak wyprowadziłem się z jej mieszkania, tzn zostałem wywalony, co było błędem ale wtedy myślałem, że jest to jakaś możliwość na opadnięcie złych emocji. Z resztą jak jeszcze wierzyłem żonie i jak ona powiedziała, że jest to jedyna szansa na uratowanie małżeństwa to zgodziłem się. Więc wyprowadzka, która miała być "czasowa" chyba się nie liczy.

No i na koniec, czym innym jest jeżeli już złamanie przysięgi i poprawa a czym innym stałe olewanie jej po całości.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 12:24   

Cytat:
Jedyne co ja mu zalecam - bądź wewnętrznie silnym facetem, zajmuj się sobą, dzieckiem, pracą tak jakby żona miałaby nigdy nie wrócić


Taki mam zamiar 8-)
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 12:46   

IS7 napisał/a:
Zapomniałaś dopisać chyba najważniejszego... oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...

Czy to rzeczywiście najważniejsze, czy teraz to tak widzisz? Bez pozostałych elementów przysięgi, ten jeden nie ma najmniejszego sensu. Wyobraź sobie sytuację, w której jesteście z żoną razem, ale nie ma nic z pozostałych trzech elementów przysięgi...
No a poza tym wydaje mi się, że kolejność w tej przysiędze też nie jest bez znaczenia.

Ale to już takie luźne uwagi ;)
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 12:53   

Tak jeszcze ciekawa rzecz mi się przypomniała. Jak pisałem żona od dawna miała problem z chodzeniem do kościoła. Od maja nie chodzi w ogóle. Oznajmiła, że to wszystko to kościelne pierdoły i że woli iść do piekła niż ze mną zostać. A ostatnio żona oddała mi nasz obraz Pana Jezusa "Jezu ufam Tobie" z jej mieszkania. Strasznie musiał ja kuć w oczy ;-)

Piszę o tym bo przeglądam sobie forum i takie zachowanie często się powtarza.
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 12:58   

IS7 napisał/a:
Cytat:
Jedyne co ja mu zalecam - bądź wewnętrznie silnym facetem, zajmuj się sobą, dzieckiem, pracą tak jakby żona miałaby nigdy nie wrócić


Taki mam zamiar 8-)


Nie że ja taki jestem ale pracuje nad tym. Na sobą - dla siebie. Nie dla drugiej osoby która jak widać jest zawodna.
Gdy osiągniesz ten stan co jest trudne i to praca na lata, żona będzie to czuła przebywając w Twojej obecności. Bedziesz wytwarzał pewien rodzaj "pola". Pewnego siebie gościa któremu o dziwo się układa i który jest szczęśliwy. A wtedy nawet jeśli nie będziecie ze sobą może pomyśli "co ja zrobiłam?". Choć póki ma swojego białego księcia żyje w innej rzeczywistości emocjonalnej - nie rozgryziemy tego.
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 13:56   

hiacynta napisał/a:
acku, nie musisz być wierny żonie, wystarczy, że będziesz wierny Bogu...

hiacynta a jak to rozumieć?
Jeśli Jacek jest wierny Bogu, trwa w przysiędze małżeńskiej, to, dla mnie, jest to tożsame z wiernością żonie. To nie rozumiem co chciałaś powiedzieć tym wpisem
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 14:02   

Gosiu, ja chyba rozumiem ;) Chodziło o przeniesienie motywacji - z żony, na Boga. Na zonę można być złym, można mieć do niej urazę i wtedy trwanie w wierności może być trudne. Jeżeli to przekładamy również na wierność Bogu, to uniezależniamy to trwanie od tego, co czujemy do żony/od tego, co ona robi.
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 14:15   

IS7 napisał/a:


No i na koniec, czym innym jest jeżeli już złamanie przysięgi i poprawa a czym innym stałe olewanie jej po całości.


IS7

tak jak piszesz, to "stałe olewanie" trwa pół roku?
ja wiem...to kosmos kiedy się cierpi
ale tak na prawdę, a mówię to wielu osobom ostatnio, co to jest pół roku, rok, kilka lat...w skali choćby ludzkiego życia?
Chodziłeś do szkoły...ile lat? zastanów się, czy możesz powiedzieć, że stale chodzisz do szkoły? a trwało to znacznie dłużej niż "stałe olewanie" przez twoją żonę.

Daj żonie trochę czasu na ochłonięcie. Dorośniecie. Refleksję.
Z resztą, co możesz teraz innego wobec niej, jak nie dać jej po prostu czas?

Nie wyciągaj, że żona nie miała ochoty chodzić kiedyś do kościoła. Wszyscy miewamy rożne momenty w życiu. Takie dalekie od wiary też.
To, że teraz nie chodzi do kościoła, to nawet dobrze o niej świadczy. Nie jest jeszcze taką skrajną hipokrytką. Gorzej by było, jak by teraz chodziła jak gdyby nigdy nic.

Na dziś do zony nie dotrzesz. Daruj sobie.
Możesz jej pokazywać zmienionego siebie.
Tak jak mówi ryan, pracuj nad sobą.Żebyś się ogarnął, odbił od dna ( skoro do niego teraz dotarłeś, to masz sie od czego odbić, to ważne), zaczął normalnie funkcjonować.
Poszukaj swoich dawnych pasji i zainteresowań.
Świetny jest sport i wysiłek fizyczny w takich stanach.
I pokaż zonie, że jesteś silny, mądry i dobry facet. Że potrafisz być ciekawy i frapujący. Że uśmiechasz się pomimo.

Nikt nie da gwarancji, że to doceni.
Ale jest całkiem spora szansa, że zobaczy, zauważy...i zastanowi się.
A to moze byc początek czegoś pozytywnego. Tak dla Ciebie jak i dla WAS.

I jeszcze jedno - oddaj Bogu to, co ciebie przerasta, gnębi, dobija...
Ale oddaj, tak na prawdę.
Tak jak byś dawał komuś jakąś rzecz. Niech z tym zrobi co uważa. Cokolwiek ON zrobi, bedzie dobre.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8