Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Moje małżeństwo się prawie rozpadło
Autor Wiadomość
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-19, 22:42   

tiliana napisał/a:
No to w ramach rachunku sumienia: naprawdę nic wcześniej nie mówiła ci, że coś jest nie tak? Że coś jej nie pasuje? Czy może mówiła, komunikowała, ale ty to lekceważyłeś?


Tak, jakieś znaki dawała, raz powiedziała, że odejdzie jak się nie zmienię. Wtedy się trochę poprawiłem widocznie za mało. Z resztą nie brałem aż tak poważnie jej groźby. Myślałem, że to tylko groźby jakie czasem padają podczas kłótni. Ja też jej mówiłem, że mam dość pewnych rzeczy i odejdę ale nigdy na poważnie o tym nie myślałem. Nikt nie jest doskonały. Przyznam, że nie raz miałem dość żony, ale zawsze sobie mówiłem, uspokój się, przejdzie ci. Nigdy bym jej nie zostawił i nie zrobił tego co ona mi (kłamstwa, oszukiwanie, knucie przeciwko mi, grożenie i wreszcie zdrada).
Zapominałem o tym co ona mi wyrządziła. Ona kumulowała wszystko w sobie.

tiliana napisał/a:
A czy ona zasłużyła sobie na to, co wcześniej zepsułeś?


Nie zasłużyła. Nikt nie zasługuje na jakąkolwiek krzywdę.

tiliana napisał/a:
Ja się jej nie dziwię, że się śini do kowalskiego, jeżeli przy nim czuje sie kochana, a przy tobie wcześniej czuła sie odrzucona


Jak facet odchodzi do innej bo czuje się nie kochany to jest świnią, a jak kobieta to jest silną, wyzwoloną kobietą - daj spokój z tymi bredniami. Ja się dziwię. Dla mnie to świństwo, zdrada i koniec. To nie jest leczenie ran. Ona się tylko znieczula jak alkoholik. Rany leczy się rozwiązując kryzys z małżonkiem a nie zdradzając go i knując z kochankiem przeciw mężowi. Tym bardziej, jak osoba która popełniła błędy nawraca się. Nie dałem jej powodów do zdrady. Ja pierwszy powiedziałem jej, że chce naprawić nasz związek, że biorę się za siebie i żebyśmy wspólnymi siłami wyszli z tego. Po mojej deklaracji usłyszałem że ona chce odejść a nie odwrotnie. Jest to chyba delikatna różnica.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 00:05   

tiliana napisał/a:
IS7 napisał/a:
Coś się zepsuje - rozwód. Zero gadki, zero naprawiania.

No to w ramach rachunku sumienia: naprawdę nic wcześniej nie mówiła ci, że coś jest nie tak? Że coś jej nie pasuje? Czy może mówiła, komunikowała, ale ty to lekceważyłeś?

Nie wiem, nie oskarżam, pytam.

IS7 napisał/a:
Ale czy zasłużyłem sobie na coś takiego? Rozumiem separacja, zbesztanie, wywalenie z domu na 2 miechy ale musiała od razu polecieć do kolegi z pracy (chyba, że on był już długo wcześniej)?

A czy ona zasłużyła sobie na to, co wcześniej zepsułeś?
Ja się jej nie dziwię, że się śini do kowalskiego, jeżeli przy nim czuje sie kochana, a przy tobie wcześniej czuła sie odrzucona. Odrzucenie BOLI. IDENTYCZNIE jak ból fizyczny. Wyobraź sobie, ze za każdym razem, kiedy odmawiałeś jej oznak swojej miłości (z braku czas, zmęczenia, albo zwykłego lekceważenia jej potrzeb) to tak, jakby ona dostawała z kopa w brzuch i potem przez parę dni miała siniaka, który odnawiał się, kiedy tylko na ciebie spojrzała....
Zasłużyła sobie na to?
Oznak uczucia kowalskiego używa teraz jak maści na te bolące miejsca. Tak, to jej pomaga ukoić ten ból. DZIWISZ JEJ SIĘ?
Może tak. Bo wcześniej nie byłeś nigdy odrzucony. Spróbuj przełożyć to, co teraz czujesz na ostatni czas waszego małżeństwa, kiedy jeszcze było co ratować...


Proszę, przeczytaj uważnie od początku mój wątek. Powtórzę jeszcze raz. Nie usprawiedliwiam swoich błędów. Wiem, że swoje dołożyłem do sytuacji, w której jest nasze małżeństwo, może jest to nawet większa część. Mam swoje za uszami. Tylko dochodzę do wniosku, że na coś takiego jednak sobie nie zasłużyłem. Od maja tego roku żona serwuje mi niespotykany dotychczas dla mnie ból i cierpienie psychiczne co przekłada się też na moje zdrowie i sytuację materialną. Co dzień budzę się z bólem w klatce piersiowej i w stresie, bo codziennie dopada mnie rzeczywistość. Samotność, tęsknie za dzieckiem, nie mogę go widywać kiedy chce, bo mam na głowie milion rzeczy, bo świat mi stanął na głowie. Żona twierdzi, że mogę widywać dziecko kiedy chce. Tylko, że ona nie rozumie, że muszę ułożyć sobie życie, że mam depresję, kredyt ponad siły jednej osoby, który zaciągnąłem na mieszkanie, które ona wybrała, bo miało być ono szansą na zaczęcie naszego życia od nowa. Chodziliśmy razem oglądać mieszkania a potem jak się okazało ona szła na randki do swojego "kolegi" przy którym jak piszesz czuje się kochana. Czy to jest delikatnie mówiąc ok? Doszły mi alimenty, które jej daje już mimo braku rozwodu. W związku z tym dodatkowo pracuje, bo muszę żeby jakoś starczyło. W związku z tym brak mi czasu na wszystko. Mieszkałem ponad 2 miesiące na stancji jak pies. Zająłem się tym wszystkim czego ode mnie oczekiwała. Proponowałem terapię, wyjazdy itp. Po 2 miesiącach usłyszałem dosłownie, że miała to wszystko w dupie (nie wycinajcie tego). Dodam tylko, że nasze dotychczasowe życie to nie była jakaś ordynarna rutyna. Owszem w tygodniu była praca, dni spędzone bardziej lub mniej razem, nie raz przesiedziałem wieczór przed kompem zwłaszcza ostatnio popadłem w to niestety. Ale w weekendy zawsze gdzieś razem wychodziliśmy, czy wyjeżdżaliśmy na małe wycieczki. Weekendy zawsze razem z dzieckiem. Nawet na spacer czy głupią pizze. No chyba, że padało to siedzieliśmy w domu.
Wrócę do rzeczy. Potem cios w postaci chęci rozwodu, potem dopadam ją z nowym ukochanym. Słyszę ich westchnienia i plany na życie, ich knucie przeciwko mnie. Dostaję pozew rozwodowy (projekt) oczerniający mnie strasznie, wykonany przy pomocy "ukochanego" który szukał na mnie haków na zlecenie mojej żony, do czego ona się przyznaje. Z uśmiechem, mówi mi, że jeżeli się nie zgodzę na rozwód bez orzekania o winie to złoży ten oczerniający mnie. Od maja z jej ust słyszę same kłamstwa, poniżenia i docinki. Na każde kwitowanie jej oszustwa reaguje agresją.
Mimo tego wyciągnąłem do niej rękę i poprosiłem, żeby wróciła i żebyśmy zaczęli od nowa. Wybaczyłem jej. Pokaż mi kogoś kto by zniósł to wszystko i poprosił żonę o powrót. Czasem mam na prawdę wrażenie, że jestem jakimś frajerem, że tak się daje traktować i jeszcze wyciągam rękę na zgodę. Zastanawiam się czy ze mną jest wszystko ok. Może tu jest błąd w moim postępowaniu. Dlatego ostatnim razem nie wytrzymałem i wylałem na nich co we mnie siedziało. Nic mi oczywiście nie pomogło. No może na parę dni. Co z tego.
Jeszcze chce powrotu żony, jeszcze ją kocham. Chociaż czasem jakby mniej to odczuwam, z czego się cieszę bo myślę że może w końcu się od niej uwolnię i zacznę żyć swoim życiem i skończy się to cierpienie. Ale ciągle chce tworzyć z nią rodzinę i razem żyć. Dla mnie małżeństwo jest na prawdę na dobre i na złe. Moja żona powiedziała kiedyś, bo rozmawialiśmy o relacjach w domu, że matkę ma się jedną a mężów można mieć kilku. Mocna więź żony z matką była dla mnie trudna do zaakceptowania. Widocznie dla mojej żony małżeństwo to tylko papier.
Więc nie pisz mi tekstów w stylu nie dziwię się, że ona tak zrobiła, bo jak widzisz ja przeszedłem i przechodzę swoje piekiełko i jakoś nie skreśliłem jej, nie poszedłem do innej (mimo, że byłem mocno kuszony), jestem jedyną osobą która broni jej w mojej rodzinie. Staram się ją szanować. Modlę się za nią .... i czekam. Więc albo jestem chory psychicznie albo kocham na prawdę.
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 07:14   

Nie dziw się, kiedy kobieta do zdradza ego męża pisze "nie dziw się, że Ci to zrobiła ".
Absurdalne dla wielu stwierdzenie " mąż zdradza, odchodzi do kochanki bo jest złym mężem, żona zdradza, odchodzi do kochanki - bo mąż jest złym mężem ", jest dla wielu kobiet "oczywista oczywistoscia".

Wytłumaczenie, usprawiedliwienie powodem swojego stanu emocjonalnego, koniecznoscia ratowania "siebie", "swojego życia " jest uniwersalne.

Czasami mam wrażenie, że niektóre kobiety mają niewiarygodna wprost zdolność do szybkiego i bardzo skutecznego wyprania swojego sumienia .

Zobacz, nikt nie pytał o powody Twojego zachowania, zaniedbania, ucieczki w komputer.
To Twoja wina i już.
- Żona niewinna.

Żona poszła w romans.
- Nooo może i winna, ale Ty też.

Nie chce naprawiać małżeństwa?
- bo mąż tyle razy ja zawiódł, że jej się teraz odechcialo

To tylko męża ma dotyczyć przykazanie wybaczania 77 razy nie tylko 7 :-(

Nie zmienisz takiego postrzegania świata.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 08:28   

IS7 napisał/a:
Więc nie pisz mi tekstów w stylu nie dziwię się, że ona tak zrobiła, bo jak widzisz ja przeszedłem i przechodzę swoje piekiełko i jakoś nie skreśliłem jej, nie poszedłem do innej (mimo, że byłem mocno kuszony), jestem jedyną osobą która broni jej w mojej rodzinie. Staram się ją szanować. Modlę się za nią .... i czekam. Więc albo jestem chory psychicznie albo kocham na prawdę.

Jeśli chcesz się licytować na to, kto więcej od małżonka wycierpiał i nadal kocha, uwierz mi - przegrasz. I to nie tylko ze mną, takich jak ty i ja tutaj na pęczki.

Co więcej - dopiero zaczynasz kochać swoją żonę. Tak trzymać.

Zauważ, ze mój post był odpowiedzią na twoje konkretne wypowiedzi. Na te, które budzą moje wątpliwości i które mnie uderzyły jako niewłaściwe, niezgodne z prawdą.
IS7 napisał/a:
Z resztą nie brałem aż tak poważnie jej groźby. Myślałem, że to tylko groźby jakie czasem padają podczas kłótni.

Może się paru facetów, z którymi żony JESZCZE są na twoim przykładzie nauczy się brać bardziej na poważnie słowa żony.
Jakoś większość facetów ma przekonanie, że przecież żona od nich nie odejdzie...
Owszem, może odejść. Ba! może odejść do innego...

Ja nie odeszłam. Nigdy nie zrezygnowałam z mojego męża. Ale czułam przedsmak tego, jakie to może być łatwe. Dlatego rozumiem.

IS7 napisał/a:
Jak facet odchodzi do innej bo czuje się nie kochany to jest świnią, a jak kobieta to jest silną, wyzwoloną kobietą - daj spokój z tymi bredniami.

Nie przypisuj mi słów, których nie wypowiedziałam. Ani nie powiedziałam, że twoja żona wyzwolona, ani tego wcześniej o facetach. To nie ma nic wspólnego z płcią. Ja nie jestem uprzedzona do mężczyzn.

IS7 napisał/a:
To nie jest leczenie ran. Ona się tylko znieczula jak alkoholik.

Tu najprawdopodobniej masz rację. Nie zmienia to jednak faktu, że te rany istnieją.
IS7 napisał/a:
Rany leczy się rozwiązując kryzys z małżonkiem

A to jest myślenie życzeniowe.
Rany się leczy tak, jak się samemu umie. Jeden to robi tak, drugi inaczej. Nie każda droga do tego jest dobra... ale skąd człowiek ma wiedzieć, czy jest, jeżeli nie spróbuje?

Moje się nie wyleczyły od zostania z mężem, a tylko pogłębiały. Zaczęły się goić dopiero jak odeszłam na trochę... po powrocie mąż zafundował mi tylko nowe. Dopiero po dwóch latach od powrotu mogę mieć nadzieję, ale tylko nadzieję, że będzie lepiej...

Nie każdy ma tyle siły, żeby czekać latami aż się to drugie ogarnie. Twoja żona widocznie nie miała.

Nie mówię, że zrobiła dobrze... a tylko, że się jej nie dziwię.

IS7 napisał/a:
Proszę, przeczytaj uważnie od początku mój wątek. Powtórzę jeszcze raz. Nie usprawiedliwiam swoich błędów. Wiem, że swoje dołożyłem do sytuacji, w której jest nasze małżeństwo, może jest to nawet większa część. Mam swoje za uszami. Tylko dochodzę do wniosku, że na coś takiego jednak sobie nie zasłużyłem.

Zaslużyłeś, nie zasłużyłeś, co za różnica? Świat nie jest sprawiedliwy i nigdy nie będzie. Ciągle widzisz tylko swoją stronę i to w bardzo skrzywiony sposób - co próbowałam ci w poprzednim poście pokazać. Zabolało, widzę...
Tylko jaki sens ma szukanie winnych? Lżej ci, jak powiesz, że żona taka zła, a ty taki biedny i pokrzywdzony? No więc ona sobie zapewne tak samo tłumaczy swoje odejście. Ona biedna pokrzywdzona, a ty zły, krzywdziciel.
Żona nie związała się z innym, żeby tobie dopiec, zrozum to. Ona nie zrobiła tego TOBIE. Ona to zrobiła dla siebie. Nie chcę dyskutować na temat tego, czy zrobiła dobrze, czy źle... ale chcę, żebyś jedno zauważył: NIE JESTEŚ PĘPKIEM ŚWIATA. A roztrząsanie, czy sobie zasłużyłeś, czy nie zasłużyłeś nie kieruje cie do przodu, a tylko zatrzymuje w miejscu.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 08:40   

GregAN napisał/a:
Nie dziw się, kiedy kobieta do zdradza ego męża pisze "nie dziw się, że Ci to zrobiła ".
Absurdalne dla wielu stwierdzenie " mąż zdradza, odchodzi do kochanki bo jest złym mężem, żona zdradza, odchodzi do kochanki - bo mąż jest złym mężem ", jest dla wielu kobiet "oczywista oczywistoscia".

Wytłumaczenie, usprawiedliwienie powodem swojego stanu emocjonalnego, koniecznoscia ratowania "siebie", "swojego życia " jest uniwersalne.

Czasami mam wrażenie, że niektóre kobiety mają niewiarygodna wprost zdolność do szybkiego i bardzo skutecznego wyprania swojego sumienia .

Zobacz, nikt nie pytał o powody Twojego zachowania, zaniedbania, ucieczki w komputer.
To Twoja wina i już.
- Żona niewinna.

Żona poszła w romans.
- Nooo może i winna, ale Ty też.

Nie chce naprawiać małżeństwa?
- bo mąż tyle razy ja zawiódł, że jej się teraz odechcialo

To tylko męża ma dotyczyć przykazanie wybaczania 77 razy nie tylko 7 :-(

Nie zmienisz takiego postrzegania świata.

Greg, może to dlatego, że kobiety inaczej piszą o mężach, którzy odeszli? W sumie to sie temu przyjrzę, bo mnie teraz zaciekawiło, jak to sie rozkłada i z czego wynika.

Ja serio nie patrzę na to w kategoriach kobieta-mężczyzna, chociaż może rzeczywiście łatwiej mi się utożsamić z kobietą.

Tym niemniej, ostatnio kobiecie napisałam to samo - mąż nie zrobił tego TOBIE, on to po prostu zrobił...

Ale pogrubionych fragmentów mi nie przypisuj, bo to nie moje słowa i gruba nadinterpretacja.
Cytat:
To tylko męża ma dotyczyć przykazanie wybaczania 77 razy nie tylko 7

A ile razy mojemu mężowi wybaczałam, podczas go on ciągle woła na nowo "TO TWOJA WINA!"? Nie zliczę. To nie od płci zależy. Po co szerzyć te stereotypy?
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 08:59   

Żona IS7 na coś kiedyś się z nim umówiła. Nie dotrzymała tej umowy. A że on jest temu winien to wiadomo. Zawsze mąż jest winny - że straciła ona emocje, że nie wie co czuje albo że nic nic nie czuje. A co ma powiedziec? Ze jest winna? Przecież tak nie powie. Musi jakoś to sobie racjonalne wytłumaczyć przed samą sobą ze w trakcie małżeństwa jest w ramionach innego!!!
IS7 ma tylko jedno zadanie. Pokazać sobie że jeśli ona chce odejść niech odchodzi - wszystkiego dobrego. Dam sobie radę i może będzie mi jeszcze lepiej. Nie proś, nie upadalaj się. Ona jest z innym a Ty chcesz kolacje jej robić? Jej wybór - jej konsekwencje. Nie pozwól aby ktoś Ci wmówil ze jesteś winny bo coś tam kiedyś w małżeństwie źle zrobiłś albo krzywo się popatrzyleś.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 09:16   

Wiem, nie chodzi tu o licytację kto komu więcej sprawił krzywd. Tak zrobiła to dla siebie, bo sama powiedziała, że teraz będzie myśleć o sobie. Jest tylko różnica między odej ściem a odejściem. Moja żona odeszła chyba w jednym z najgorszych możliwych scenariuszy, pozostawiając tylko popiół, Mam żal po prostu.

Mogła odejść, ale po co tyle świństw po drodze mi zrobiła? Żeby się odegrać? Moźe, bo widać, że ma satysfakcję, że mi dowaliła i że cierpię.

Poza tym myślę, że jakby nie było "dobrej duszy" obok to ona by jednak została i dalibyśmy radę to uratować. Wybrała łatwiejsze rozwiązanie.

Tak kocham ją, tylko co z tego?
Chciałbym ją odzyskać, tylko jak i czy jest to jeszcze możliwe tego nikt nie wie.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 09:46   

tiliana napisał/a:
Greg, może to dlatego, że kobiety inaczej piszą o mężach, którzy odeszli? W sumie to sie temu przyjrzę, bo mnie teraz zaciekawiło, jak to sie rozkłada i z czego wynika.

Ja serio nie patrzę na to w kategoriach kobieta-mężczyzna, chociaż może rzeczywiście łatwiej mi się utożsamić z kobietą.

Dziwne, ale ja dokładnie tak samo jak GregAN zrozumiałem Twój wpis Tiliano (jak i wielu kobiet wcześniej na tym forum). :-/

IS7 napisał/a:
Mogła odejść, ale po co tyle świństw po drodze mi zrobiła? Żeby się odegrać? Moźe, bo widać, że ma satysfakcję, że mi dowaliła i że cierpię.

IS
Te świństwa to nie są przeciwko Tobie, tylko żeby Twoja żona lepiej się czuła sama ze sobą. To jest jej sposób na usprawiedliwianie się. A jakie jest najlepsza wymówka odchodzącego? Że ten zdradzony to był: łajdak, pijak, rozwiązły, nieczuły, niepomagający, leniwy, ...
To nic, że większość (a często i wszystkie) te epitety są nieprawdziwe. One są prawdziwe w głowie zdradzającego. Ja np. dowiedziałem się od znajomych, że moja żona rozpowiadała, że ja mam kochankę :shock: . A to ona miała kowalskiego.
Taka akcja wypierania ze swojej świadomości, że to ona była ta zła. :-(
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 09:47   

IS7 napisał/a:
Mogła odejść, ale po co tyle świństw po drodze mi zrobiła? Żeby się odegrać? Moźe, bo widać, że ma satysfakcję, że mi dowaliła i że cierpię.

Może i tak. A myślisz, ze dużo mniej byś cierpiał, gdyby się zachowywała z większym taktem? To odrzucenie cię najbardziej boli.
Tak samo, jak pisałam o tym, ze ją bolało odrzucenie przez ciebie wcześniej, jak jeszcze byliście razem. Tak samo teraz boli to odrzucenie ciebie. To jest uniwersalne.
IS7 napisał/a:
Mam żal po prostu.

Masz prawo do tego żalu. Ale się nad nim nie zatrzymuj i nie rozbudzaj go dodatkowo, bo to tylko tobie robi krzywdę. Ona, jak sam wiesz, się teraz twoim żalem w ogóle nie przejmuje.
IS7 napisał/a:
Tak kocham ją, tylko co z tego?
Chciałbym ją odzyskać, tylko jak i czy jest to jeszcze możliwe tego nikt nie wie.

Właśnie na tym to polega, że jak kochasz, ale kochasz naprawdę i po bożemu, to to, czy ją odzyskasz, czy nie, niewiele tu zmienia.
Robisz swoje i tyle. Nieważne, co ona zrobi albo czego nie zrobi. Nie ważne, co już zrobiła, a czego nie zrobiła.

Rozpamiętywanie przeszłości ma sens tylko i wyłącznie w jednym przypadku - jeżeli zamierzasz wyciągnąć z niej wnioski. Użalanie się nad sobą do niczego dobrego nie prowadzi ani ciebie, ani waszego małżeństwa. Rozumiesz to chyba?
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 09:56   

Jacek-sychar napisał/a:
tiliana napisał/a:
Greg, może to dlatego, że kobiety inaczej piszą o mężach, którzy odeszli? W sumie to sie temu przyjrzę, bo mnie teraz zaciekawiło, jak to sie rozkłada i z czego wynika.

Ja serio nie patrzę na to w kategoriach kobieta-mężczyzna, chociaż może rzeczywiście łatwiej mi się utożsamić z kobietą.

Dziwne, ale ja dokładnie tak samo jak GregAN zrozumiałem Twój wpis Tiliano (jak i wielu kobiet wcześniej na tym forum). :-/

Bo wy się z kolei utożsamiacie z mężczyznami :P A my wam chcemy zaszczepić trochę empatii. Spojrzenie na tę drugą stronę lustra tak czy tak nie zaszkodzi. ZWYKLE nie zaszkodzi próba lepszego zrozumienia małżonka. A może pomóc.
Dla uzupełnienia - ja mojego męża też próbuję zrozumieć i często udaje mi się to lepiej, niż jemu samemu, heh...
Wczorajszy post IS7 był naprawdę wykrzywiony pod względem postrzegania rzeczywistości - dlatego chciałam na niego odpowiedzieć. Żal żalem - ale rzeczywistość trzeba widzieć taką, jaka jest.
Cytat:

Ja np. dowiedziałem się od znajomych, że moja żona rozpowiadała, że ja mam kochankę :shock: . A to ona miała kowalskiego.
Taka akcja wypierania ze swojej świadomości, że to ona była ta zła. :-(

Z jednej strony tak... a z drugiej - każdy sądzi po sobie. Łatwo przychodzi nam przypisywanie innym swoich intencji i swoich wad. Najbardziej w innych drażni nas to, czego nie lubimy w sobie. Tak już jesteśmy skonstruowani.
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 10:50   

Witaj IS7

Zaczne od tego

IS7 napisał/a:
Mimo tego wyciągnąłem do niej rękę i poprosiłem, żeby wróciła i żebyśmy zaczęli od nowa. Wybaczyłem jej. Pokaż mi kogoś kto by zniósł to wszystko i poprosił żonę o powrót. Czasem mam na prawdę wrażenie, że jestem jakimś frajerem,(...)


Zapraszam do mnie do domu.
Jest taki ktoś. Mieszkamy razem. To mój mąż.
On też był "naiwnym frajerem" a znajomi patrząc na nas pukali się w czoło.
Ja, jak Twoja żona nie chciałam już z nim nic, ani ratować, ani naprawiać, ani zmieniać...bo to było za późno. Tak wtedy to czułam.
Mój mąż wytrwał w tej frajerskiej postawie 4 lata.
I tylko dlatego teraz jesteśmy razem.
Przemyśl to.
Możesz nie przyjmować słów Tiliany o tym jak bolało twoją zoną twoje zachowanie. Bo teraz to ty masz monopol na cierpienie i ból.
Uważasz, że skoro ciebie wasze dotychczasowe życie nie doprowadziło do ostateczności, to jesteś po pierwsze bohaterem, po drugie, twoja zona nie miała prawa do tej ostateczności dojść.
To że nie zauważyłeś kryzysu, że nie był od dla Ciebie wystarczająco dotkliwy, nie znaczy, że dla twojej zony to nie było bardziej dotkliwe i bolesne, niż dla ciebie.




IS7 napisał/a:


Tak, jakieś znaki dawała, raz powiedziała, że odejdzie jak się nie zmienię. Wtedy się trochę poprawiłem widocznie za mało. Z resztą nie brałem aż tak poważnie jej groźby. Myślałem, że to tylko groźby jakie czasem padają podczas kłótni.
(...)
Nigdy bym jej nie zostawił i nie zrobił tego co ona mi (kłamstwa, oszukiwanie, knucie przeciwko mi, grożenie i wreszcie zdrada).
Zapominałem o tym co ona mi wyrządziła. Ona kumulowała wszystko w sobie.


No właśnie - nie brałeś poważnie.
To teraz niestety masz tego konsekwencje.

A to, że ty jej byś nigdy nie zostawił i że zapominałeś jej przewinienia...to co? dzięki temu jesteś lepszy?
Uwierz mi - na razie to Ty jeszcze nie znasz siebie i nie wiesz do czego jesteś zdolny.
Za to poczucie bycia lepszym masz tak mocne, że aż razi.
Być moze nie tylko mnie...być może także twoją żonę.
I za taką postawą nie naprawisz nic.


IS7 napisał/a:

Ja się dziwię. Dla mnie to świństwo, zdrada i koniec. To nie jest leczenie ran. Ona się tylko znieczula jak alkoholik. Rany leczy się rozwiązując kryzys z małżonkiem a nie zdradzając go i knując z kochankiem przeciw mężowi. Tym bardziej, jak osoba która popełniła błędy nawraca się. Ja pierwszy powiedziałem jej, że chce naprawić nasz związek, że biorę się za siebie Nie dałem jej powodów do zdrady.
Ja pierwszy powiedziałem jej, że chce naprawić nasz związek, że biorę się za siebie i żebyśmy wspólnymi siłami wyszli z tego. Po mojej deklaracji usłyszałem że ona chce odejść a nie odwrotnie. Jest to chyba delikatna różnica.


Yhy...róznica jest delikatna...a chyba wcale jej nie ma.
Ty, ty, ty i ty...wszystko co dobre - Ty

Rany sie leczy usuwając ich przyczynę. Jeżeli przyczyną jest mąż, to moze włąsnie uwsuwając jego?
Nie przyszłoci to głowy?
Nie stosuj takiej retoryki, bo sie złapiesz we własne słowa.

Dałes jej powody do znieczulenia się. Bo byłes jaki byłeś.

A to, że teraz chce naprawiać i zmieniać...pieknie.
Ale w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz.
\Musisz poczekać na zonę.
Nie jest powiedziane, że ona tego nie zechce za jakiś czas.
Tylko czy Ty, z tym swoim wybujałym ego, tego doczekasz?

No...a teraz panowie - na odsiecz.
Polepcie chłopaka po plecach. Taka już rola biednych męzów.

A tak na koniec dodam jedno - IS7 rozejrzyj sie kto udziela ci rad. Co mają w statusach.
Tiliana jakoś uratowała swoje małżeństwo...co maja panowie?
To, że oburzają Cie rady Tiliany, a blisko Ci do GregANa, Jacka itp, nie znaczy, że oni mają rację, niestety.
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 10:58   

IS7 napisał/a:


tiliana napisał/a:
A czy ona zasłużyła sobie na to, co wcześniej zepsułeś?


Nie zasłużyła. Nikt nie zasługuje na jakąkolwiek krzywdę.



I jeszcze jedno0 - nie, krzywdziciel sam sobie zapracowuje na to, że dostaje krzywdę spowrotem - nawet sie mówi, że karma wraca.
No to do Ciebie wróciła.
A że krzywdziciel sie oburza, bo teraz boli jego a nie innych...taka karma.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:23   

lustro napisał/a:
No...a teraz panowie - na odsiecz.
Polepcie chłopaka po plecach. Taka już rola biednych męzów.


Poklepać po plecach? A gdzie one są? Już dawno ich nie widać, bo ładnie je Panie wdeptałyście w ziemię tak dokładnie, że prawie już ISa spod niej nie widać.

Tak, zarówno ja jak i GregAN nie mamy w swoich profilach "szczęśliwy małżonek" czy "już po kryzysie". A czy jest to tylko nasza wina? Tylko nasze postępowanie o tym zdecydowało? Nasze żony MUSIAŁY ratować siebie idąc w długą? Przez analogię, to my teraz też powinniśmy ratować siebie i znaleźć inną pocieszycielkę. Ale tego jednak nie robimy. To znaczy, że jesteśmy głupi? Albo w inny sposób niewydarzeni? A może my tylko po prostu jesteśmy wierni swojej przysiędze? :-P

No tak, ale kobiety nie mogą trwać w wierności przysiędze. One muszą ratować siebie. :-?

Przepraszam, ale ulało mi się. :-/
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-20, 11:33   

No, ulało ci się :P

Naprawdę, Jacku, zawsze byłeś wierny przysiędze? "Kto pierwszy jest bez grzechu..." Rzuciłbyś kamień, tylko w tej jednej sprawie, w sferze małżeństwa?

"Ślubuję ci MIŁOŚĆ, WIERNOŚĆ i UCZCIWOŚĆ MAŁŻEŃSKĄ"...
Nigdy nie wystąpiłeś przeciwko żadnemu z tych punktów? Czy tylko nie zdradziłeś? Czy po prostu TERAZ czekasz wiernie?

Poza tym nie ma co generalizować. Wy czekacie wiernie. Ale inni mężczyźni odchodzą. I jak odchodzą, to bardzo często na zawsze.
Żona IS7 odeszła do kochanka. Lustro też. Ale inne kobiety trwają wiernie. Ja też męża nie zdradziłam, nie odeszłam do innego, ale się już nie oszukuję, że nie mogłabym, że ja to jakaś taka lepsza i cudowna...

GDZIE TU MIEJSCE NA STEREOTYPY DOTYCZĄCE PŁCI? Łatwo widzieć tylko jedną stronę. Przez ciebie, Jacku, też przemawia uraza i żal. I też masz do tego prawo. Ale nie udawaj, że tylko wasza "prawda" jest prawdą.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4