Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
poraniliśmy się, poraniłem - ona odchodzi...
Autor Wiadomość
mati68
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-08, 13:16   

sheenaz napisał/a:
Może uznała, ze straciła przez Ciebie ileś lat życia (moje przypuszczenia), i chce teraz zacząć nowe, inne (nie piszę lepsze).

Faktycznie wielkie biedactwo.
Po co był jej związek?
Nie lepiej kupić psa?
Jak się znudzi
,lub trzeba gdzieś z kumpelami wyjechac lub na imprezkę skoczyć to zawsze mozna oddac do schroniska.
A męża gdzie odda?
Autorze postów ja tez ulegałem kitom o biednej królewnie jaka w zyciu nie otrzymała królestwa na miare swoich oczekiwań.
Nie daj się wciągać w kobieca solidarność
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-08, 13:26   

Zbłąkana Owieczko (choć raczej r.męski owcy to baran)

Jestem chyba trochę z innego pokolenia i pewnych rzeczy nie rozumiem.
Chodziliście ze sobą 8 lat dopiero po 8 latach do ołtarza....
Teoretycznie jeśli ludzie się kochają to chcą zalegalizować związek i razem tworzyć rodzinę ?

Inaczej do tego podchodząc, jeśli ktoś po roku pędzi do ołtarza to jest ryzyko, że "nie trafi",
ale jak się chodzi 8 lat to już okres namiętności ma się za sobą, różowe okulary się zdejmuje
i człowiek patrzy trzeźwo na świat i na partnera.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-08, 13:51   

mati68 napisał/a:
sheenaz napisał/a:
Może uznała, ze straciła przez Ciebie ileś lat życia (moje przypuszczenia), i chce teraz zacząć nowe, inne (nie piszę lepsze).

Faktycznie wielkie biedactwo.
Po co był jej związek?
Nie lepiej kupić psa?
Jak się znudzi
,lub trzeba gdzieś z kumpelami wyjechac lub na imprezkę skoczyć to zawsze mozna oddac do schroniska.
A męża gdzie odda?
Autorze postów ja tez ulegałem kitom o biednej królewnie jaka w zyciu nie otrzymała królestwa na miare swoich oczekiwań.
Nie daj się wciągać w kobieca solidarność


Kobieca solidarność? Gdzie Ty ją widzisz?
Szkoda, że nie widzisz tego, że uczciwie nie zapowiedział przed ślubem, ze wyprowadzać się od rodziców nie ma zamiaru, oraz dzieci również posiadać nie zamierza.
Jakie "królestwo" masz na myśli? Własne "M", gdzie człowiek jest u siebie, i sam się musi utrzymać nazywasz królestwem?
Mąż się znudzi? Chłopie, ona chciała mieć dzieci - nie imprezki jej chyba w głowie były.

Najlepsze zostawiłam na koniec: Po co jej był ten związek? Dobre pytanie. Ona sobie je tez może teraz zadaje :)
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-08, 23:38   

sheenaz napisał/a:

Widzę to tak: żona żyła w niezbyt psychicznie komfortowych dla siebie warunkach. Wpędzałeś ją (tak, TY ją wpędzałeś) w tzw. "lata", a ona chciała zostać matką.

Zgadza się.

sheenaz napisał/a:

Może Tobie matka a nie żona jest potrzebna?

Dziękuję, wolę żonę. Zresztą tego typu podpowiedzi trącają o podejście psychoterapeutyczne. Bardziej interesują mnie porady co w obecnej sytuacji robić aby bardziej sprawy nie zagmatwać.

sheenaz napisał/a:

Teraz, jak to ONA podjęła decyzję, że tak nie chce żyć - Ty się ocknąłeś. A gdzie do tej pory byłeś? Wygoda i luz ponad wszystko? Strach przed rozpoczęciem życia na własny rachunek?

Zdaje się że już przyznałem sie do tych błędów i nie widzę sensu aby się ktoś nademną pastwił. Jeśli sprawia Ci to przyjemność to raczej forum nieodpowiednie.

sheenaz napisał/a:

Może uznała, ze straciła przez Ciebie ileś lat życia (moje przypuszczenia), i chce teraz zacząć nowe, inne (nie piszę lepsze).

Dobrze kombinujesz - pierwszy raz muszę przyznać Ci rację. Bardzo chciała mieć dzieci.

sheenaz napisał/a:

Jakie miałeś niezaspokojone potrzeby?
Jakie ona miała (wyartykułowane)?

Ja nie czułem się kochany i ona nie czuła się kochana.
Ona nie czuła się wspierana co wynikało z w/w.

sheenaz napisał/a:

I tak mogłoby to wyglądać, gdyby i żona tak samo to wszystko planowała.

Ale ja to już rozumiem. Pytam natomiast co robić by reanimować związek.

sheenaz napisał/a:

Może warunkiem ślubu był zakup mieszkania?

Co to to nie :)


mati68 napisał/a:

Nie lepiej kupić psa?
Jak się znudzi
,lub trzeba gdzieś z kumpelami wyjechac lub na imprezkę skoczyć to zawsze mozna oddac do schroniska.
A męża gdzie odda?

No właśnie, karykatura związku "Na dobre i na złe".
Jak się powodzi to się kochamy, jak się wali bierzemy nogi za pas i nie ma nas. Ot katolickie myślenie :)


grzegorz_ napisał/a:

ale jak się chodzi 8 lat to już okres namiętności ma się za sobą, różowe okulary się zdejmuje
i człowiek patrzy trzeźwo na świat i na partnera.

Zgoda ale jaki jest wniosek z tej sentencji bo nie rozumiem

sheenaz napisał/a:

Szkoda, że nie widzisz tego, że uczciwie nie zapowiedział przed ślubem, ze wyprowadzać się od rodziców nie ma zamiaru, oraz dzieci również posiadać nie zamierza.

Oczywiście że zamierza mieć dzieci - przynajmniej bardzo chce. To rozumiem że jak człowiek się pomyli, sam się oszukuje w czymś to po takiej akcji jest do wyrzucenia ? Nie tego raczej uczą co niedzielę w kościele...
Sorry sheenaz - nie pomyliłaś przypadkiem forum?
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-09, 09:42   

piszesz TheWorst:
Cytat:
Problemy dnia codziennego spowodowały że przestałem sobie radzić z nimi na codzień
i poszedłem na psychoterapię na której bardzo dużo sobie uzmysłowiłem co trwało prawie rok:

1.-Uzmysłowiłem sobie że wybudowałem wokół siebie wielki mur, którym odgrodziłem się od ludzi,
którym nie ufałem i każdy był zły.
2.-Nie kochałem siebie i wiadomo - nie potrafiłem okazać żonie miłości.
3.-U psychologa uzmysłowiłem sobie również jak bardzo człowiek potrafi zachowywać się podświadomie nie zdając sobie z tego sprawy, jak bardzo jest zależny od wzorców zachowań wyniesionych z domu o czym nie miałem wcześniej pojęcia.
4.-Wiekszośc moich zachowań była podświadoma i oczywiście nie widziałem w tym nic nieprawidłowego.
Oczywiście przebłyski tego że takie zachowanie jest nie nieprawidłowe były ale umysł szybko to racjonalizował.
5.- Dotarło do mnie że mieszkanie w tym domu było dla mnie niemiłosiernie toksyczne.


TheWorst, wykonałeś już kawał dobrej roboty, mam na myśli pójście na terapię, trwanie w niej prawie rok oraz dojście do powyższych wniosków.

Natomiast wnioski to jedna część zadania, lecz konkretne działania wynikające z tych wniosków to jego naistotniejsze dopełnienie. Pewien etap za Tobą, co nie znaczy że proces jest ukończony. ;-)
Moje pytania dotyczą powyższych zdań oznaczonych od 1-5.

ad.1.
-czy teraz jesteś już wobec innych otwarty? Czy złość minęła? Czy pojawiło się zaufanie do innych ludzi?

ad. 2
- czy teraz mógłbyś powiedzieć że JUŻ kochasz siebie? Jeśli tak, to jak tę zmianę postrzegasz?

ad. 3
-Czy dokładnie dostrzegasz gdzie/w jakich sytuacjach, Twoje zachowania czy reakcje były powielaniem nieuświadomionych wzorców z domu rodzinnego?

ad. 4
Czy wciąż łapiesz się na tym że Twój umysł chce racjonalizować to co niekoniecznie jest racjonalnym zachowaniem?
Jednym słowem, czy dokładnie rozpoznajesz te stany?

ad. 5
Co zrobiłeś w tym kierunku by toksyczną relację (Twoją część relacji) z Twoim ojcem naprawić?

TheWorst, jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać tutaj na forum. Powyższe pytanie postawiłam głównie pod rozwagę dla Ciebie.
Wiedzieć co się robi źle to naprawdę duży postęp, natomiast dokonać przekształcenia swoich zachowań czy reakcji na podstawie tej wiedzy to już wyższy poziom :-) .
Zadaj sobie pytanie, w którym dokładnie momencie jesteś.
Nie pytam o relację z żoną, lecz o relację z samym sobą.
Ta druga jest absolutnie kluczowa, gdyż wpływa dokładnie na wszystko czego się w życiu dotkniesz,
na każdą relację którą zapragniesz przetransformować a także na tę którą zechcesz utworzyć na nowo.
TheWorst, czas najwyższy na rzetelną autoanalizę. :-)
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-09, 10:50   

kenya napisał/a:

TheWorst, wykonałeś już kawał dobrej roboty, mam na myśli pójście na terapię, trwanie w niej prawie rok oraz dojście do powyższych wniosków.

Natomiast wnioski to jedna część zadania, lecz konkretne działania wynikające z tych wniosków to jego naistotniejsze dopełnienie. Pewien etap za Tobą, co nie znaczy że proces jest ukończony. ;-)
Moje pytania dotyczą powyższych zdań oznaczonych od 1-5.

Dzieki. Terapię przerwałem z innych względów (nie była to moja wewnętrzna intencja) ale teraz wracam na indywidualną. To jest proces który trwa, podążasz do jakiejś ściany ale jej nie widzisz.
Cieżko mi ocenić ile jeszcze do zrobienia, psycholog to natomiast widzi ale nie dowiedziałem się tego od niego.

kenya napisał/a:

ad.1.
-czy teraz jesteś już wobec innych otwarty? Czy złość minęła? Czy pojawiło się zaufanie do innych ludzi?

Zdecydowanie bardziej otwarty ale czy będę bardziej - ja nie jestem w stanie tego ocenić. Cały czas się poprawia. Jestem weselszy, potrafię zażartować z kimś, cieszyć się z obecnego dnia co niestety jest przyćmiewane przez sytuację rodzinna. Ale z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej - szczególnie po wyprowadzce na stancje.
Z zaufaniem również lepiej, otwieram się przed ludzmi. Ale to co mi funduje życie nie pomaga w tym. Reszta na priv.


kenya napisał/a:

ad. 2
- czy teraz mógłbyś powiedzieć że JUŻ kochasz siebie? Jeśli tak, to jak tę zmianę postrzegasz?

Tak, reszta na priv.

kenya napisał/a:

ad. 3
-Czy dokładnie dostrzegasz gdzie/w jakich sytuacjach, Twoje zachowania czy reakcje były powielaniem nieuświadomionych wzorców z domu rodzinnego?

Tak. Ale tylko te które sobie uświadomiłem. Boję się niestety tych których jeszcze nie uświadomiłem - uraz po tym co doprowadziło do obecnej sytuacji.

kenya napisał/a:

ad. 4
Czy wciąż łapiesz się na tym że Twój umysł chce racjonalizować to co niekoniecznie jest racjonalnym zachowaniem?
Jednym słowem, czy dokładnie rozpoznajesz te stany?

Priv.

kenya napisał/a:

ad. 5
Co zrobiłeś w tym kierunku by toksyczną relację (Twoją część relacji) z Twoim ojcem naprawić?

Wyprowadzka na stancje. Wiem że to nie naprawa problemu tylko ucieczka od niego. Ale żeby relację naprawić, muszą chcieć tego 2 strony. Tamta strona nie chce bo nie dostrzega problemu. Ja nie potrafię jemu tego uzmysłowić jak również inni członkowie mojej rodziny. Niestety. Tak sobie myślę że musi się coś wydarzyć co spowoduje u niego ból - wtedy zrobi coś ze sobą i wtedy będzie naprawa lub destrukcja. Można jeszcze wyciągać do niego pomocną dłoń ale jeśli nie będzie chciał to nic z tego.

kenya napisał/a:

TheWorst, jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać tutaj na forum. Powyższe pytanie postawiłam głównie pod rozwagę dla Ciebie.
Wiedzieć co się robi źle to naprawdę duży postęp, natomiast dokonać przekształcenia swoich zachowań czy reakcji na podstawie tej wiedzy to już wyższy poziom :-) .
Zadaj sobie pytanie, w którym dokładnie momencie jesteś.
Nie pytam o relację z żoną, lecz o relację z samym sobą.
Ta druga jest absolutnie kluczowa, gdyż wpływa dokładnie na wszystko czego się w życiu dotkniesz,
na każdą relację którą zapragniesz przetransformować a także na tę którą zechcesz utworzyć na nowo.
TheWorst, czas najwyższy na rzetelną autoanalizę. :-)


Uzmysławiam to sobie. Chcesz zmieniać świat? Zacznij od siebie. A jak Ci wciąż coś przeszkadza - usuń się ew. zmień siebie.

Dziekuję Kenya za rzeczowy i profesjonalny psychologicznie post.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-09, 12:21   

TheWorst napisał/a:
Bardziej interesują mnie porady co w obecnej sytuacji robić aby bardziej sprawy nie zagmatwać.


Z wlasnego doswiadczenia, oraz bledow innych, polecam "zostawic" zone na razie skupic sie na sobie. Poznac, zrozumiec siebie, pracowac nad soba. Dopiero gdy poznasz, zrozumiesz i wystarczajaco zmienisz siebie i mechanizmy Toba kierujace, bedziesz gotowy do odbudowy relacji. Robiac to wczesniej ryzykujesz, ze bledy (czesto klasyczne) ktore popelnisz znacznie pogorsza sytuacje. Czytaj ksiazki polecane w innych watkach, sluchaj konferencji.
Wydaje mi sie, ze kluczowe jest uznanie wlasnej bezsilnosci oraz zlapanie spokoju i cierpliwosci. Co oczywiscie w Twojej sytuacji latwe nie jest.

TheWorst napisał/a:
heenaz napisał/a:

Jakie miałeś niezaspokojone potrzeby?
Jakie ona miała (wyartykułowane)?

Ja nie czułem się kochany i ona nie czuła się kochana.
Ona nie czuła się wspierana co wynikało z w/w.


Tu na przyklad polece "5 jezykow milosci" Chapmana

TheWorst napisał/a:
Oczywiście że zamierza mieć dzieci - przynajmniej bardzo chce. To rozumiem że jak człowiek się pomyli, sam się oszukuje w czymś to po takiej akcji jest do wyrzucenia ? Nie tego raczej uczą co niedzielę w kościele...


Jasne, wybaczenie. Tyle, ze Twoja zona jest na innym etapie - cos w niej peklo i najwyrazniej przynajmniej tymczasowo stracila nadzieje i wole walki o zwiazek.
Z Twojej strony wazne jest zrozumienie, dlaczego, oraz cierpliwosc. To, ze Ty zrozumiales to jedno (o ile tak jest). Twoja zona jednak nie musi wcale wierzyc w te zmiany oraz ich stalosc.
To jest cos, z czym osobiscie rowniez sie zmagalem. Zrozumienie i zaakceptowanie, ze jestesmy z zona na innych etapach, ze nie jest rozwaznym oczekiwanie od niej czegos, czego dac nie moze/nie chce.
Twoim zadaniem jest nienachalne i naturalne pokazywanie jej tych zmian. Nie na pokaz. Wazne, aby sie faktycznie w Tobie dokonaly.
Kobiety maja "nosa" do tych spraw ;) Kobieca intuicja to nie ludowy mit ;)

TheWorst napisał/a:
Dziekuję Kenya za rzeczowy i profesjonalny psychologicznie post.


Jak to Kenya ma w zwyczaju ;)
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-09, 19:03   

Pavel napisał/a:

Z wlasnego doswiadczenia, oraz bledow innych, polecam "zostawic" zone na razie skupic sie na sobie. Poznac, zrozumiec siebie, pracowac nad soba. Dopiero gdy poznasz, zrozumiesz i wystarczajaco zmienisz siebie i mechanizmy Toba kierujace, bedziesz gotowy do odbudowy relacji. Robiac to wczesniej ryzykujesz, ze bledy (czesto klasyczne) ktore popelnisz znacznie pogorsza sytuacje. Czytaj ksiazki polecane w innych watkach, sluchaj konferencji.
Wydaje mi sie, ze kluczowe jest uznanie wlasnej bezsilnosci oraz zlapanie spokoju i cierpliwosci. Co oczywiscie w Twojej sytuacji latwe nie jest.


Zostawić w jakim sensie? Nie nachodzić i nie narzucać się czy kompletnie zaprzestać kontaktów? W sumie ona z żadną inicjatywą spotkania ani sms-owego kontaktu nie wychodzi. Stać biernie i tak się przyglądać na rozwój sytuacji?

I drugie, kiedy będę wiedział że wystarczająco dobrze poznałem siebie i zmieniłem te mechanizmy. Dla mnie nierealne jest to ocenić.


Pavel napisał/a:

Jasne, wybaczenie. Tyle, ze Twoja zona jest na innym etapie - cos w niej peklo i najwyrazniej przynajmniej tymczasowo stracila nadzieje i wole walki o zwiazek.
Z Twojej strony wazne jest zrozumienie, dlaczego, oraz cierpliwosc. To, ze Ty zrozumiales to jedno (o ile tak jest). Twoja zona jednak nie musi wcale wierzyc w te zmiany oraz ich stalosc.
To jest cos, z czym osobiscie rowniez sie zmagalem. Zrozumienie i zaakceptowanie, ze jestesmy z zona na innych etapach, ze nie jest rozwaznym oczekiwanie od niej czegos, czego dac nie moze/nie chce.
Twoim zadaniem jest nienachalne i naturalne pokazywanie jej tych zmian. Nie na pokaz. Wazne, aby sie faktycznie w Tobie dokonaly.
Kobiety maja "nosa" do tych spraw ;) Kobieca intuicja to nie ludowy mit ;)

Zgadza się. Ona mimo że widzi że się zmieniłem po jej wyprowadzce (tak twierdziła 2 msc temu), nie wierzy w zmianę. Na spotkaniach z psychologiem padały pytania "I ja mam w to uwierzyć?" Woli walki również brak bo kategorycznie twierdziła że to co zmienię w sobie wykorzystam w swoim przyszłym życiu.
Już po deklaracji rozstania, mówiła że bardzo się cieszy że poszedłem na terapię, że się wyprowadziłem - ona chciała mi jak najlepiej. I myślę że wciąż chce jednak opuściły ją siły i motywacja. Zegar biologiczny cyka a szans na poprawę nie było widać.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-10, 00:50   

TheWorst - jakie forum możesz mi polecić?

A tak na poważnie. Miałeś do czynienia z terapią. Nie wiem czy grupową (forum działa analogicznie w pewnym sensie).
Przedstawiles swój problem. Otrzymałeś różne odpowiedzi - są to tzw. informacje zwrotne. Ktoś pochyla się nad Twoim tematem, zastanawia się, pisze.
Podczas terapii można się nauczyć że informacja zwrotna to pewnego rodzaju "prezent", za który wypada podziękować. Czy przyjmiesz jego treść, czy nie - Twoja sprawa. Zakładam, że jednak miło Ci jest, gdy wątek "żyje".
Zaczynając wątek liczyles na pewno na odzew, jednakże nie określiłeś czego przeczytać nie chcesz.
Widząc Twoją reakcję obronną wnioskuję, że nie bardzo umiesz przyjąć te mniej pozytywne informacje. Terapia uczy tego. Więcej - dobra terapia najpierw rozwala człowieka, rozwala cały jego pogląd na swój temat, każe słuchać informacji zwrotnych jak inni widzą jego zachowanie. Oczywiście - nie są to prawdy objawione. Są to bodźce do przemyśleń i zastanowienia się, wejrzenia w siebie. Uwierz mi - ja miałam duże kłopoty z przyjęciem wielu "prezentów". Do dziś wiele z nich pamiętam i uśmiecham się do siebie :)
Do dzis jestem wdzięczna osobom, od których je otrzymałam. Wtedy traktowalam je jako bezpodstawne oceny, a nadawców jak wrogów. Teraz inaczej patrzę dzięki tym doświadczeniom moje życie wygląda inaczej. Przestałam sama siebie oszukiwać. Moje relacje z ludźmi weszły na inny poziom. Umiem teraz ocenić co mi daje każda relacja, i czy chcę ją kontynuować.
Wyczytałam, że Ty i otoczenie Twojego Rodzica, chcecie go zmienić. Wpłynąć na niego, uzmysłowić mu ...
Może to jeden z Twoich problemów - mimo, że piszesz iż zmiany należy zacząć od siebie.
Nikt sam z siebie się nie zmieni, jeśli wszyscy dookoła dają mu komfort bycia takim a nie innym.
Jeśli otoczenie zmienia podejście, komfort się kończy. I wtedy "obiekt", tracąc pewne przywileje i korzyści sam musi zdecydować, czy chce tak dalej żyć czy może jednak warto zmodyfikować swoje postępowanie, aby nie tracić relacji.

Napisałeś, że chciałeś aby żona się zmienila. Ja, gdy słyszałam takie słowa, pytałam: w co mam się zmienić? W żabę?
Jestem w kryzysie małżeńskim. Bardzo poważnym. Jednakże nigdy nie mówię mężowi, że ma się zmienić. Ja zmieniam swoje zachowanie, swój sposób myślenia, podejścia do relacji. A wybór należy do partnera - godzi się na to lub nie. Stopniowo i on ewoluuje, modyfikuje swoje reakcje. I to jest zmiana. Gdy nie będzie akceptowal mojej zmiany, gdy nie przyjmie do siebie że ja już nie toleruje pewnych zachowań - relacja się zakończy. Twoja żona jest osobą, która zmieniła swój światopogląd. Swój. Pośrednio modyfikuje Twoje zachowanie. Zmusiła Cię do zastanowienia i szukania sposobów na odbudowę. Napisalam Ci wcześniej - daj jej od siebie odpocząć. Zajmij się sobą. Jeśli Cię kocha - będzie widzieć drobne zmiany. Będzie obserwować i myśleć. Jeśli naprawdę ma dosyć ' niczym nie zmusisz do powrotu. Znamiennym jest to co wyczytałam. Żona powiedziała, że nie wierzy w trwałe zmiany. Wnioskuję więc, że jakieś epizody zmiany pewnych zachowań już miały miejsce. Jeśli były krótkotrwałe, znaczy że nie wynikały ze zmiany Twojego sposobu myślenia, a raczej ze strachu przed utratą jakichś dóbr - taki lek na objawy, a nie na przyczynę
To moja ostatnia informacja zwrotna dla Ciebie. Przeanalizowalam Twoje wpisy, wyciągnęłam jakieś wnioski- i okazało się, że dotknęłam wrażliwych punktów, co odebrales jako "pastwienie sie".
Tak jak w życiu - gdy zaproponuję komuś kawę lub pomoc, ktoś odmówi - nigdy nie proponuję drugi raz. W końcu szanując osobę, przyjmuję że wie co mówi/robi. Czemu miałabym podważać czyjeś decyzje. Dlatego Ciebie na siłę też nie zamierzam obdarować.
Życzę, aby wszystko ułożyło się tak, aby każde z Was było szczęśliwe.

Przepraszam za błędy - piszę z telefonu :)
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-10, 13:33   

ja zostałam przez Twoje posty obdarowana
dziękuję Seenaz :-)
 
 
Sinner
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-10, 16:02   

sheenaz napisał/a:

A tak na poważnie. Miałeś do czynienia z terapią. Nie wiem czy grupową (forum działa analogicznie w pewnym sensie).
Przedstawiles swój problem. Otrzymałeś różne odpowiedzi - są to tzw. informacje zwrotne. Ktoś pochyla się nad Twoim tematem, zastanawia się, pisze.
Podczas terapii można się nauczyć że informacja zwrotna to pewnego rodzaju "prezent", za który wypada podziękować. Czy przyjmiesz jego treść, czy nie - Twoja sprawa. Zakładam, że jednak miło Ci jest, gdy wątek "żyje".
Zaczynając wątek liczyles na pewno na odzew, jednakże nie określiłeś czego przeczytać nie chcesz.

Sheenaz, przyznaję Ci rację, przepraszam bardzo jeśli Cię uraziłem.
Przyznam że oczekiwałem podpowiedzi jak obecnie postępować i je dostałem za co jestem bardzo Wam wdzięczny.
Ty (jak dostrzegłem dopiero teraz - zupełnie jak w małżeństwie...), chciałaś dogłębniej przeanalizować moją sytuację, wczuć się w nią, zrozumieć. I pomóc zidentyfikować co jest do naprawy. Niestety nieadekwatnie zareagowałem, odebrałem to jako atak. Kolejny temat do poprawy w sobie. Ech, przepraszam.

Żałuję że tu na forum nie napisałem wcześniej - od miesiąca się zastanawiałem i wstrzymywałem. Dostałem tu cenne wskazówki, zarówno na forum jak i na priv.

sheenaz napisał/a:

Widząc Twoją reakcję obronną wnioskuję, że nie bardzo umiesz przyjąć te mniej pozytywne informacje. Terapia uczy tego. Więcej - dobra terapia najpierw rozwala człowieka, rozwala cały jego pogląd na swój temat, każe słuchać informacji zwrotnych jak inni widzą jego zachowanie. Oczywiście - nie są to prawdy objawione. Są to bodźce do przemyśleń i zastanowienia się, wejrzenia w siebie. Uwierz mi - ja miałam duże kłopoty z przyjęciem wielu "prezentów". Do dziś wiele z nich pamiętam i uśmiecham się do siebie :)
Do dzis jestem wdzięczna osobom, od których je otrzymałam.

W ostatnim poście, dostałem od Ciebie dużo trafnych informacji. Dały do myślenia. Naprawdę. Dziękuję za nie.
Kłaniam się nisko - i nie tylko Tobie, bo jest tu gro osób które naprawdę chcą pomóc.

sheenaz napisał/a:

Wtedy traktowalam je jako bezpodstawne oceny, a nadawców jak wrogów. Teraz inaczej patrzę dzięki tym doświadczeniom moje życie wygląda inaczej. Przestałam sama siebie oszukiwać. Moje relacje z ludźmi weszły na inny poziom. Umiem teraz ocenić co mi daje każda relacja, i czy chcę ją kontynuować.

Napisałem już powyżej - odebrałem to podobnie tak jak Ty odbierałaś kiedyś. Trzeba to zmienić. Stać się lepszym człowiekiem. Problem w tym że to nie takie proste, trzeba wiedzieć jak :-|

sheenaz napisał/a:

Wyczytałam, że Ty i otoczenie Twojego Rodzica, chcecie go zmienić. Wpłynąć na niego, uzmysłowić mu ...
Może to jeden z Twoich problemów - mimo, że piszesz iż zmiany należy zacząć od siebie.
Nikt sam z siebie się nie zmieni, jeśli wszyscy dookoła dają mu komfort bycia takim a nie innym.

To nie tak - niezrozumiałaś mnie zdaje się albo ja to zakręciłem w opisie.
Nie da się zmienić tego rodzica - on sam musi być gotowy do tego a nie jest. Wyprowadzka to dobra decyzja w tym temacie.
sheenaz napisał/a:

Jeśli otoczenie zmienia podejście, komfort się kończy. I wtedy "obiekt", tracąc pewne przywileje i korzyści sam musi zdecydować, czy chce tak dalej żyć czy może jednak warto zmodyfikować swoje postępowanie, aby nie tracić relacji.

Święta prawda. I tutaj może zmodyfikować swoje zachowanie na lepsze albo na gorsze (destrukcja).

sheenaz napisał/a:

Twoja żona jest osobą, która zmieniła swój światopogląd. Swój. Pośrednio modyfikuje Twoje zachowanie. Zmusiła Cię do zastanowienia i szukania sposobów na odbudowę. Napisalam Ci wcześniej - daj jej od siebie odpocząć. Zajmij się sobą. Jeśli Cię kocha - będzie widzieć drobne zmiany. Będzie obserwować i myśleć. Jeśli naprawdę ma dosyć ' niczym nie zmusisz do powrotu.

Nie bardzo rozumiem na czym miała polegać zmiana światopoglądu u niej - chyba że mowa o decyzji o rozstaniu. To na pewno prowadzi do rewolucji w jej i mojej głowie. Zresztą obarcza mnie w swojej głowie winą za to co się stało, za to że przeprowadziła się do mnie a ja nie doceniłem tego. Wiem jak duży tutaj błąd popełniłem. Gdybym tego nie zauważał, nie wiem czy starałbym się o to małżeństwo. Raczej miałbym pretensje do niej i niewiele bym robił w kierunku poprawy - zupełnie tak jak kiedyś.
Muszę zaprzeczyć abym kłamał z premedytacja. Nie macie nigdy tak że móciesz coś co Ci Wam się wydaje a po pewnym czasie zaczynacie się z tego wycofywać ze względu na okoliczności?

sheenaz napisał/a:

Znamiennym jest to co wyczytałam. Żona powiedziała, że nie wierzy w trwałe zmiany. Wnioskuję więc, że jakieś epizody zmiany pewnych zachowań już miały miejsce. Jeśli były krótkotrwałe, znaczy że nie wynikały ze zmiany Twojego sposobu myślenia, a raczej ze strachu przed utratą jakichś dóbr - taki lek na objawy, a nie na przyczynę

Masz rację, tak było. Myśłałem o tym nie raz w jaki sposób "zapracowałem" na utratę zaufania - bo nie spowodowało tego kilka zdarzeń. Nikt nie skłania się ku tak życiowej decyzji po jednym wybryku. Przed ślubem było sporo tego typu sytuacji w których jak napisałaś likwidowałem objawy a nie przyczynę. Po ślubie również. Dopiero rozpoczęcie terapii zmieniło to u mnie. Też mam to w głowie od jakiegoś czasu. Mam nadzieje że coś dobrego z tego wyniknie.

sheenaz napisał/a:

To moja ostatnia informacja zwrotna dla Ciebie. Przeanalizowalam Twoje wpisy, wyciągnęłam jakieś wnioski- i okazało się, że dotknęłam wrażliwych punktów, co odebrales jako "pastwienie sie".

Jedyne co mogę tutaj zrobić to przeprosić.

sheenaz napisał/a:

Tak jak w życiu - gdy zaproponuję komuś kawę lub pomoc, ktoś odmówi - nigdy nie proponuję drugi raz. W końcu szanując osobę, przyjmuję że wie co mówi/robi. Czemu miałabym podważać czyjeś decyzje.

Podejście zupełnie jak u mojej żony.
Czy Wy kobiety wszystkie tak macie?? :-)
Ale tak na poważnie to niekoniecznie zależy od płci. Poczucie własnej wartości + pewne cechy charakteru (szacunek do tego co ktoś mówi, upór) mają na to wpływ.

sheenaz napisał/a:

Dlatego Ciebie na siłę też nie zamierzam obdarować.

Nie chcę na siłę. Dostrzegam co wniosłaś do tej dyskusji. Proszę jeśli to możliwe o nie wypisywanie się z tego wątku.
Jeśli jednak to koniec z Twojej strony, przykro mi. Chciałbym bardzo podziękować za to co wniosłaś.


sheenaz napisał/a:

Życzę, aby wszystko ułożyło się tak, aby każde z Was było szczęśliwe.

Dziękuję.
I również wzajemnie - bo z tego co piszesz może się przydać.

sheenaz napisał/a:

Przepraszam za błędy - piszę z telefonu :)

Doceniam to - tyle wystukać na słuchawce. Nie potrafiłbym zebrać myśli i wszystko tak składnie wklepać.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-10, 17:45   

TheWorst, pięknie! Prawda sheenaz? :-)
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-11, 00:51   

TheWorst napisał/a:
Zostawić w jakim sensie? Nie nachodzić i nie narzucać się czy kompletnie zaprzestać kontaktów? W sumie ona z żadną inicjatywą spotkania ani sms-owego kontaktu nie wychodzi. Stać biernie i tak się przyglądać na rozwój sytuacji?

I drugie, kiedy będę wiedział że wystarczająco dobrze poznałem siebie i zmieniłem te mechanizmy. Dla mnie nierealne jest to ocenić.


Zdecydowanie nie nachodzic, nie narzucac sie. Kontakt warto zachowac, w inny sposob jej do siebie nie zblizysz.
Nie stac biernie, pracowac nad soba. Nad wadami i brakami w wiedzy. Cierpliosc i spokoj rowniez sa bardzo wazne.
Wiadomo, ksiazki nie zycie, nie wszystko ma zastosowanie w praktyce, nie ma gotowych recept. Warto natomiast porzadnie poznac samego siebie, plec przeciwna, przerobic wiedze o zwiazkach. Sa dobre ksiazki, konferencje, ktore np. mi otworzyly oczy na mase detali oraz podstaw wiedzy o naszym funkcjonowaniu, ktorych bagatelizowanie lub niedostrzeganie bywa zgubne.
Poza tym, Twoja zona rowniez potrzebuje czasu, aby sie uspokoic i z dystansu spojrzec na to wszystko.
Aby budowac, kurz po zburzonej budowli musi opasc. Do budowy nowego rowniez trzeba sie przygotowac.

TheWorst napisał/a:
I drugie, kiedy będę wiedział że wystarczająco dobrze poznałem siebie i zmieniłem te mechanizmy. Dla mnie nierealne jest to ocenić.


Moge sie mylic, pisze wylacznie na bazie swego doswiadczenia. Czulem wyraznie, gdy przestalem bladzic po omacku, gdy nie bylo strachu, panicznych dzialan, zlosci, zalu etc.
Oczywiscie, zeby nie bylo, ze sie madrze. Ja wciaz pracuje, poznaje i udoskonalam. Zycia nie starczy pewnie. Uzyskalem wzgledny spokoj, nie boje sie juz, cokolwiek sie wydarzy.


TheWorst napisał/a:
Zgadza się. Ona mimo że widzi że się zmieniłem po jej wyprowadzce (tak twierdziła 2 msc temu), nie wierzy w zmianę. Na spotkaniach z psychologiem padały pytania "I ja mam w to uwierzyć?" Woli walki również brak bo kategorycznie twierdziła że to co zmienię w sobie wykorzystam w swoim przyszłym życiu.
Już po deklaracji rozstania, mówiła że bardzo się cieszy że poszedłem na terapię, że się wyprowadziłem - ona chciała mi jak najlepiej. I myślę że wciąż chce jednak opuściły ją siły i motywacja. Zegar biologiczny cyka a szans na poprawę nie było widać.


Trudno jest (zwlaszcza chyba kobiecie) uwierzyc w stalosc zmian. Zwlaszcza, ze powrzechnie uwaza sie, ze ludzie jesli sie zmieniaja, to na gorsze (albo, ze zmiany sa niemozliwe).
Tu, na forum przeczytalem na poczatku mojej obecnosci madra i zyciowa rzecz - naprawiac sie moze nawet tyle, ile sie psulo.
Po raz kolejny zalecam wiec cierpliwosc. Zwlaszcza, ze kobiety funkcjonuja w oparciu o emocje. Dzis ma takie, za miesiac (albo 6, a nawet wiecej) moze miec inne.
Dobrze dac wiec zonie przestrzen. Niech sie uspokoi, przemysli, daj jej sie do siebie przekonac. Kazdy zly ruch z Twojej strony to utwierdzanie jej w przekonaniu, ze miala racje podejmujac decyzje rozstaniu.
Poza tym, zmieniac siebie warto nie dla zony, a siebie samego. Uwarunkowywanie checi pracy nad soba od postepow w ratowaniu malzenstwa moze zniweczyc plan naprawy. I udowodnic zonie, ze miala racje nie wierzac w stalosc tych zmian.
Te zas warto przeprowadzic bez wzgledu na to, czy bedac "nowym" soba przekonasz malzonke do powrotu, czy tez chocbys stawal na glowie, nie zmieni zdania.

Aby dodac Ci otuchy, dopisze tylko, ze jeszcze w marcu moja zona wlasciwie nie chciala nawet ze mna rozmawiac. Dzis, chociaz przed nami jeszcze daleka droga, sytuacja jest zupelnie inna. Nie wiem, jak sie to skonczy, jestem gotowy na oba scenariusze.
Z sytuacji wydawalo sie beznadziejnej doszlismy do takiej, ktora przed kryzysem uznawalem za bardzo dobra. Teraz optyka mi sie zmienila, ale cierpliwie czekam i pracuje (nad soba samym, bo tylko na wlasne zmiany mamy wplyw).
Dziekuje Bogu za kryzys, bo on otworzyl mi oczy, mocno dzieki niemu dojrzalem.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-11, 09:44   

kenya napisał/a:
TheWorst, pięknie! Prawda sheenaz? :-)


Tak, kenya - pięknie. Widzę już zalążki zrozumienia faktu, że piszemy tu dla dobra Autora. Tzn. z takimi intencjami.
Od siebie dodam, że nie jestem osobą, która wszędzie musi coś napisać, aby zaistnieć. Jeśli w danym temacie nie mam nic do ofiarowania - nie piszę. A tym bardziej - nie "wsadzam kija w mrowisko", aby sprowokować jakąś agresję forumową.
Bardzo długo myślę, zanim napiszę cokolwiek - szkoda, że w realu czasem działam bez tak długiego zastanowienia :)

The Worst - piszesz o swoim życiu, układasz myśli, formułujesz zdania. Jednakże nikt z tu obecnych nie był świadkiem opisywanych wydarzeń. Nikt nie posiadł również umiejętności czytania w myślach.
Stąd i pewne rozbieżności między tym co chcesz przekazać (jak Ty to widzisz), a interpretacją czytających. 10 osób przeczyta - każda zinterpretuje inaczej. Jednakże, z każdej interpretacji możesz wziąć coś dla siebie.

Kwestię intencji mamy już za sobą - uważam tę sprawę za zamkniętą.

Pavel - fajnie to wszystko ująłeś. Z punktu widzenia kobiety - uważam, że trafnie :)
Bardzo fajnie też, że zwróciłeś uwagę na motywację do "zmian". Każdy powinien pracować nad sobą, dociekać, analizować swoje zachowanie i jego przyczyny, robiąc to wszystko przede wszystkim dla siebie, a nie dla korzyści zewnętrznych limitujących nam motywację.

Jeśli bieżąca relacja nie ulegnie naprawie - wszystko to co w sobie zmieniliśmy, możemy wykorzystać w nowym związku, unikając wcześniejszych błędów.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4