Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Świadectwo działania Boga na gruzach małżeństwa |
Autor |
Wiadomość |
tomitomasino [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 12:33 Świadectwo działania Boga na gruzach małżeństwa
|
|
|
Kochani,
jest to świadectwo działania Boga moim życiu, na gruzach mojego małżeństwa.
Najpierw krótko o sobie. Jestem 11 lat sakramentalnym mężem mojej żony. Mamy dwójkę dzieci. Na początku zeszłego roku moja żona wyprowadziła się z naszego domu, a pod koniec 2015 byliśmy po rozwodzie. Ileś miesięcy przed wyprowadzką żona poznała mężczyznę z pracy w którym się zakochała (choć nie zamieszkała z nim).
Nasze małżeństwo różnie się układało, jednak ostatnie 3-4 lata przed odejściem żony to był dla mnie czas jakbym złapał Pana Boga za nogi: miałem piękną żonę która kocham, którą podziwiłem, której pod wpływem mądrych nauk starałem się służyć i sprawiać by była szczęśliwa, miałem dwójkę wspaniałych dzieci w których jestem zakochany odkąd się urodziły, olbrzymim kosztem finansowym i organizacyjnym zbudowaliśmy dom (a sama budowa stała się moją pasją), mieliśmy pracę. Jednym słowem miałem dużo więcej niż mógłbym nawet zamarzyć, a o co tak naprawdę nigdy nie musiałem walczyć bo jakoś samo wszystko dostałem. Czułem się całkowicie szczęśliwy i spokojny.
Z punktu widzenia mojej żony to wszystko musiało jednak wyglądać inaczej - nie czuła do mnie takiej miłości jak ja do niej, moje (czy mojej rodziny) starania się życia wiarą z Bogiem, traktowała jako zmuszanie jej do wiary, traktowała jako atak na swoją wolność, a gniazdko jakie sobie zbudowaliśmy i normalne życie rodzinne nie dawało jej takiej radości jak mi.
Jednak jak wspomniałem na początku, pod koniec zeszłego roku doszło do rozwodu. Miesiące przed tym były pisma procesowe, moje śledzenie żony, potwierdzenie faktu jakiegoś związku z tamtym facetem.
Ja o zonę o jej serce walczyłem w tym czasie tak jak umiałem, słowami, czynami (np. wykupiłem wycieczkę zagraniczną na która nie pojechaliśmy) i modlitwą. Jednak nie przynosiło to żandych rezulatatów, a może wręcz odwrotnie - żona była jeszcze bardziej zdeterminowana żeby wszystko zakończyć, rozwieść się, podzielić i zapomnieć o ostanich 12 latach wspólnego życia.
Jednak ja nie dawałem i do dnia dzisiejszego nie daje za wygraną.
Na rozwód ostatecznie po wielu modlitwach i rozmowach się zgodziłem z dwóch względów: stwierdziłem po pół roku absolutnego braku zgody na rozwód, po pismach procesowych (które są jakimś ohydnym obrzucaniem się błotem żeby nie powiedzieć gorzej...), że to jeszcze bardziej wyniszcza nasze małżeństwo, że nie zatrzymam swojej żony na siłe, że moja determinacja w walce o małżeństwo przynosi odrotny skutek, że jeżeli ona miałaby kiedykolwiek do mnie wrócić, będzie musiała się na to zdecydować w swojej całkowitej wolności (i podobnie powiedziałem na sali sądowej). Druga sprawa - te miesiące okołorozwodowe, napełnone gniewem, nienawiścią (do własnej żony, której ślubowałem miłość!) odbiajały się na dzieciach.
A gdzie w tym wszystkim Bóg?
Był i jest od samego początku przy mnie: w ludziach bliższych i dalszych którzy dawali mi oparcie, w czasie kiedy wydawało się że wszystko co miałem się skończyło, zostało zabrane, w zdarzeniach, w pocieszeniu w modlitwie, w naukach/konferencjach, a ostatecznie w jakiejś trudnej do opisania relacji jaka powstała między mną a Jezusem, która jest jeszcze jakaś niepewna z mojej strony, ale jest i chcę jej więcej.
Spośród tych działań Boga w moim życiu jest jedno bardzo konkretne, namacalne.
Wyobraźcie sobie że dzień po rozwodzie napisałem maila do kochanka żony. Napisałem mu mniej więcej tak:
- że chcę żeby wiedział że rozwód cywilny nic nie zmienia - że moja żona zawsze pozostanie moją żoną - że będę o nią zabiegał i o nią walczył do końca i żeby był na to przygotowany.
- żeby się zastanowił czy ich związek zrodzony na zdradach (on tez ma żonę i dziecko) ma szanse powodzenia, że nad takim związkiem wisi jak gilotyna widmo kolejnej zdrady
- że wiem że on tez ma żone i dziecko i żeby się zastanowił bo ma wybór: starać się dać im szczęście, albo im je zabrać.
- napisałem też że może warto stanąć na wysokości tego najważniejszego dla każdego faceta zadania i nie "opuszczać swojego posterunku", ale zrobić wszystko by rodzina była szczęśliwa
Na maila oczywiście nie odpisał, ale 2-3 miesiące po tym, żona przy jakiejś rozmowie telefoniczej o dzieciach, wściekła zaczyna krzyczeć - "co żeś mu napisał, że on teraz nawet służbowo nie chce ze mną rozmawiać."
I faktycznie na to wygląda że żona nie ma teraz relacji z tym mężczyzną, choć oczywiście nie mogę być pewien.
Ja to odczytuje jako działanie Ducha Świętego, który w tym bardzo wyważonym i rozsądnym mailu bez emocji, działał przez mnie, a później na tego mężczyznę.
Poza tym żona cały czas stoi na stanowisku że nigdy do mnie nie wróci :)
Ale ja staram się nie zniechęcać, modlić codziennie o przemianę jej serca i duszy, samemu pracować nad sobą i w dziedzinie duchowej (tu szczególnie polecam audiobooka "Jak współpracować z łaską" Gajdów) i fizycznej (pompeczki, biegi, dbanie o ubiór, odżywianie się) z różnymi rezultatmi. Generalnie staram się czekać nie czekając jak tu w Sycharze mówimy, choć nie wiem czy żona wróci bo to twarda sztuka. Raz na jakiś czas daję żonie delikatnie i raczej nie wprost znać że czekam, że ją wciąż kocham. |
|
|
|
|
Jacek-sychar [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 15:23
|
|
|
Witaj Tomitomasino na naszym forum.
Mówiąc szczerze miałem nadzieję na początku czytania Twojego świadectwa, że zakończenie będzie bardziej szczęśliwe, ale i tak to takie "świadectwo 1/2". Mam nadzieję, że druga połowa będzie równie efektowna jak zakończenie pierwszej.
Pisząc na naszym forum pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie i Twojej rodziny. |
|
|
|
|
awe [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 16:18
|
|
|
no, bardzo rozsądne
tomitomasino napisał/a: | A gdzie w tym wszystkim Bóg?
Był i jest od samego początku przy mnie: w ludziach bliższych i dalszych którzy dawali mi oparcie, w czasie kiedy wydawało się że wszystko co miałem się skończyło, zostało zabrane, w zdarzeniach, w pocieszeniu w modlitwie, w naukach/konferencjach, a ostatecznie w jakiejś trudnej do opisania relacji jaka powstała między mną a Jezusem, która jest jeszcze jakaś niepewna z mojej strony, ale jest i chcę jej więcej.
| to właśnie to jest najważniejsze - nasza relacja z Bogiem- z tej relacji czerpiemy radość i siłę pozdrawiam |
|
|
|
|
Metanoja1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 19:09
|
|
|
Witaj, jak dla mnie to nie jest żadne świadectwo.
Raczej antyświadectwo, jeśli już.
Ale życzę Ci/Wam wszystkiego dobrego. |
|
|
|
|
Nirwanna [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 19:42
|
|
|
Metanoja1 napisał/a: | jak dla mnie to nie jest żadne świadectwo.
Raczej antyświadectwo, jeśli już. |
Metanoja, mogłabyś bliżej wyjaśnić co rozumiesz pod pojęciem antyświadectwo? Bo w sumie autor wyraźnie napisał już w tytule, że nie jest to świadectwo uratowania małżeństwa? |
|
|
|
|
spinka [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 20:04
|
|
|
Niech Wam Bóg błogosławi |
|
|
|
|
Ania65 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-04-30, 20:22
|
|
|
A dla mnie to wspaniałe świadectwo. Dziękuję że się podzieliłeś. |
|
|
|
|
utka2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 07:06
|
|
|
tomitomasino, dziękuję za świadectwo. Mam wrazenie ze zakręcamy sie na tym forum, ze uratowanie małżeństwa to "białe" a wszystko inne to "czarne"
Jak widać można nie dać rady uratować małżeństwa, ale może sie udać uratować siebie.
Bo chyba chodzi o to, zeby w nawet najtrudniejszej sytuacji być blisko z Bogiem, prawda?
Dla mnie każde świadectwo jest piękne. Daje nadzieje.
Dziękuje |
|
|
|
|
Metanoja1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 08:51
|
|
|
Nirwano,
jak dla mnie antyświadectwo, bo autor świadectwa postawą:
Cytat: | Na rozwód ostatecznie po wielu modlitwach i rozmowach się zgodziłem z dwóch względów: stwierdziłem po pół roku absolutnego braku zgody na rozwód, po pismach procesowych (które są jakimś ohydnym obrzucaniem się błotem żeby nie powiedzieć gorzej...), że to jeszcze bardziej wyniszcza nasze małżeństwo, że nie zatrzymam swojej żony na siłe, że moja determinacja w walce o małżeństwo przynosi odrotny skutek, że jeżeli ona miałaby kiedykolwiek do mnie wrócić, będzie musiała się na to zdecydować w swojej całkowitej wolności (i podobnie powiedziałem na sali sądowej). Druga sprawa - te miesiące okołorozwodowe, napełnone gniewem, nienawiścią (do własnej żony, której ślubowałem miłość!) odbiajały się na dzieciach.
|
dał wyraz temu, że:
nie kocha swojej żony i dał jej taki przekaz.
Nie potrafię też pojąć jak "po wielu modlitwach" można dojść do takiego wniosku.
To znaczy, Bóg Cię w tym wsparł, w zmianie stanowiska w procesie sądowym?
To jak wysyłanie sprzecznych komunikatów do żony.
Tak ja to odbieram.
ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO DOBREGO. |
|
|
|
|
balwanek1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 09:11
|
|
|
utka2 napisał/a: | Mam wrazenie ze zakręcamy sie na tym forum, ze uratowanie małżeństwa to "białe" a wszystko inne to "czarne" |
Czasem trzeba spojrzeć jak to jest odnośnie samej przysięgi:
I ślubuje ci ...
Miłość-nie wyszło
Wierność-nie dotrzymało się
I to że cię nie opuszczę......-nie udało się
Przy trzech na NIE -czego właściwie człek jeszcze chce |
|
|
|
|
Ania65 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 10:42
|
|
|
Dlaczego różne decyzje traktujemy jako ostateczny cel i koniec drogi? Czasem po drodze dokonujemy różnych wyborów, czasem się uginamy, rozeznajemy i popełniamy błędy, ale to nie jest koniec naszej drogi, to że autor wątku dostał urzędowo rozwód nie kończy jego małżeństwa, z tego co pisze rozumiem, że ma tego świadomość. Jest to tylko jakiś etap. My widzimy tylko fragment rzeczywistości, a Bóg widzi cały obraz. |
|
|
|
|
twardy [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 11:02
|
|
|
Metanoja1 napisał/a: | nie kocha swojej żony i dał jej taki przekaz. |
Czy Ty nie dałaś nigdy mężowi niewłaściwego przekazu?
A żeby z tego wnioskować, że nie kocha żony? Śmiały wniosek. Ja się z nim nie zgadzam.
Metanoja1 napisał/a: | Nie potrafię też pojąć jak "po wielu modlitwach" można dojść do takiego wniosku. |
No to masz przykład, że nie wszystko jesteśmy w stanie zrozumieć. Nie oznacza to jednak, że to czego nie rozumiemy, jest niemożliwe.
Metanoja1 napisał/a: | To jak wysyłanie sprzecznych komunikatów do żony.
|
Myślę, że w pewnym okresie swego życia większość z nas wysyłała takie komunikaty. Nie będąc nawet tego świadomym.
balwanek1 napisał/a: | Czasem trzeba spojrzeć jak to jest odnośnie samej przysięgi:
I ślubuje ci ...
Miłość-nie wyszło
Wierność-nie dotrzymało się
I to że cię nie opuszczę......-nie udało się
Przy trzech na NIE -czego właściwie człek jeszcze chce |
A Ty znasz odpowiedź na to pytanie odnośnie swojej osoby? |
|
|
|
|
balwanek1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 15:42
|
|
|
twardy napisał/a: | A Ty znasz odpowiedź na to pytanie odnośnie swojej osoby? |
Twardy a na co tu liczyć??......(tak na chłopski rozum)
skoro przez 8 l (obok) nie dało rady
...to da radę teraz jak z daleka??
Myślę że to już proces nieodwracalny.... |
|
|
|
|
Metanoja1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-01, 20:12
|
|
|
Twardy, nie napisałam, że nie kocha, ale że dał taki przekaz żonie. A tak czy inaczej, taka postawa to i tak postawa mówiąca "nie kocham", cokolwiek sobie autor o sobie uważa.
Nie byłoby tu moich wypowiedzi, gdyby autor nie umieścił swojej wypowiedzi w kategorii "świadectwo", bo dla mnie to świadectwo nie jest. Dla innych może być, ja to szanuję, dla mnie nie jest i proszę to uszanować. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|