Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Kryzys - wiem, i co dalej?
Autor Wiadomość
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 10:21   

Bonaqua pozwolę sie nie zgodzić. Moim skromnym zdaniem zona powinna obsługiwać męża.
Tak jak maz powinien obsługiwać zonę ;) W dodatku oboje powinni tego chcieć, mimo, ze formy obsługi wcale nie musza byc przyjemne ani fascynujące. Taki ma byc efekt - obdarowywanie małżonka.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 12:21   

Paveł, jakoś dziwnie mi to brzmi :P

"Obsługiwać" to można pralkę automatyczna, a nie męża albo żonę.

A jeszcze robić to mimo tego, ze to w ogóle nieprzyjmne i niefajne i nie ma sie na to ochoty? I jeszcze CHCIEĆ? To już na masochizm zakrawa :P

Raczej wiem, co miałeś na mysli, ale jakos ci forma przekazu mało wyszła, heheheheh....



A tak juz zupełnie poważnie, to małżonkowie nie tyle powinni obsługiwać sie nawzajem w domu, ile wspólnie dbać o wspólny dom, wspólne przedsięwzięcia, wspólne życie.
Owszem, powinni chcieć spełniać swoje nawzajem potrzeby - ale w pewnych granicach i bez poczucia obowiązku.
 
 
Piotr41
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 20:33   

@Pavel - rozumiem o czym piszesz, ale to jest proces. Gdzieś to świadomie mam że tylko praca nad soba samym jest możliwa, tylko w praktyce jestem cienki.
W sumie, to teraz odmiawiam Pompejańską za siebie z taką właśnie intencją. Najgrosze jest to, że jak czytam, rozmyślam, modlę się o usunięcie z mojej osoby złych związań, to widzę je u żony :-/ . I za chwilę jak z liścia w twarz - to przeciez ja to mam...no i tak w kółko.


@Bonaqua - sytuacja nie jest taka prosta. W jakis sposób, nieważne teraz w jaki, to nie ma znaczenia dla faktu jaki zaistniał - moja żona zajmuje sie domem, ale nie sama. Pomaga jej mama, prasowanie pranie, nierzadko obiady.
Ja natomiast w domu bywam. Mówiąc krótko zajmuję się zarabianiem, bynajmniej nie kokosów, bo czy ktoś widział żeby Rockefeller pracował na zmiany, w nocy w święta i weekendy?:)
Jest to fakt który usiłuję zmienić, w tym roku podjąłem decyzję i zmieniam pracę na mniej angażującą. Problem w tym, że odniosłem ostatnio wrażenie że mojej żonie nie bardzo może na tym zależeć. Uważa ostatnio, że nawet w obecnym wydaniu, mogę przeznaczać więcej czasu na obowiązki domowe - zaznaczam OBOWIĄZKI domowe faceta, nawet nie bycie z nią, wspólny weekend czy wyjazd.
Stosuje różne wymówki (łącznie z krytyką moich negocjacji dot. warunków nowej pracy, chociaż de facto są lepsze, bo będę pracował mniej w ludzkich godzinach a za większą stawkę) kiedy dochodziło między nami do rozmów n.t. mojej nowej pracy, tak było w grudniu ub. roku kiedy po raz pierwszy chciałem to rzucić na poważnie.


@Kenya - tak, w tej sprawie mam jeszcze problem. Ale żeby nie było, zanim doszło do najgorszego, dwukrotnie prosiłem o zawieszenie broni i odłożenie wtedy jeszcze dyskusji, lecz moja żona odpowiedział mi że nie będę jej rozkazywał kiedy i co ma mówić. To nie był zresztą jedyny raz.

A coż, prawda taka że za swoje czyny i słowa sam odpowiadam.
 
 
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 21:57   

Piotr41 a próbowałeś w jej emocjach ruszyć ramionami z durnym uśmiechem w ustach, że ci jej problemy leżą?? Początkowo oberwiesz za lekceważenie , jednak kiedy Twoje lekceważenie będzie miało cel i sens to z czasem wygrasz na nim. U mnie ten trik się udał. :mrgreen: :mrgreen:
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 00:00   

Mysle Piotrze, ze o ile bedziesz sie staral i konsekwentnie wszystko wprowadzal w zycie, to w koncu "zatrybi".
U mnie sie zmienilo, ale kto powiedzial, ze nie miewam mysli "po staremu"? Czasem przychodza, ale rozprawiam sie z nimi na biezaco. Nie od razu Krakow zbudowano ;)
To rowniez kwestia zakodowania w sobie nowych, lepszych nawykow. Ze starymi "bujales" sie latami, musialy wejsc wiec w Ciebie gleboko.

tiliana napisał/a:
Paveł, jakoś dziwnie mi to brzmi :P

"Obsługiwać" to można pralkę automatyczna, a nie męża albo żonę.

A jeszcze robić to mimo tego, ze to w ogóle nieprzyjmne i niefajne i nie ma sie na to ochoty? I jeszcze CHCIEĆ? To już na masochizm zakrawa :P

Raczej wiem, co miałeś na mysli, ale jakos ci forma przekazu mało wyszła, heheheheh....


Coz, posluzylem sie terminologia bonaquy ;) Wiem, ze smiesznie wyszlo, ale w sumie mi sie spodobalo ;)
tiliana napisał/a:
Owszem, powinni chcieć spełniać swoje nawzajem potrzeby - ale w pewnych granicach i bez poczucia obowiązku.


Tutaj jestem otwarty na dyskusje. Wydaje mi sie bowiem, ze swiadome przysieganie milosci wspolmalzonkowi to podjecie sie obowiazku. Wiadomo, wszystko w zdrowych granicach :)
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 07:14   

Piotr41 napisał/a:
lecz moja żona odpowiedział mi że nie będę jej rozkazywał kiedy i co ma mówić.


Piotr, na to jest JEDNA odpowiedź. "A ty mi nie będziesz rozkazywała, czego i kiedy mam słuchać". Tak samo ona ma prawo rozmawiać, jak i ty NIE ROZMAWIAĆ.

W momencie, kiedy dyskusja zaczyna przybierać coraz bardziej agresywny ton, możesz ją po prostu zakończyć. I jeśli trzeba, nawet wyjść.

Ja w takich sytuacjach mówie mężowi, ze nie będe w ten sposób rozmawiać i albo on wyjdzie, albo ja. No i jeżeli on próbuje dalej sie kłócić, to wychodzę.

No i praktyczne wskazówki masz tutaj: http://www.psychotekst.pl/artykuly.php?nr=195
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 07:19   

Pavel napisał/a:
Tutaj jestem otwarty na dyskusje. Wydaje mi sie bowiem, ze swiadome przysieganie milosci wspolmalzonkowi to podjecie sie obowiazku. Wiadomo, wszystko w zdrowych granicach :)


Pavel, ale to sa jakby troche oddzielne rzeczy.
Obowiązek kochania.... no, trochę to oksymoron, ale rozumiem, co masz na myśli :P i tak, zgadzam sie, ze coś takiego przysiegaliśmy.

Ale nie jest to równoznaczne z obowiązkiem spełniania potrzeb małżonka. Takiego obowiązku nie ma, byłby wręcz szkodliwy. Za swoje potrzeby odpowiadamy sami, nie można tej odpowiedzialności przerzucić na drugą osobę, która nawet nie zawsze ma jak się domyślić tych potrzeb, no bo jak?

Podejrzewam, ze takiego doświadczenia nie masz (chociaż mogę się mylić) ale dobrym przykładem jest przymus/poczucie obowiązku spełniania potrzeb seksualnych małżonka - to bardzo destrukcyjnie wpływa na pożycie...
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 18:27   

Piotr41 napisał/a:
Ale żeby nie było, zanim doszło do najgorszego, dwukrotnie prosiłem o zawieszenie broni i odłożenie wtedy jeszcze dyskusji, lecz moja żona odpowiedział mi że nie będę jej rozkazywał kiedy i co ma mówić. To nie był zresztą jedyny raz.

Piotr, tzn. że chciałeś by żona natychmiast, zgodnie z Twoją sugestią zamknęła buzię. Ona tego nie zrobiła więc poczułeś się uprawniony do kontynuacji no i dałeś do wiwatu. :mrgreen: - tak to wygląda.

Jeśli widzisz, że rozmowa idzie w złym kierunku, mówisz: kochanie/żono/Marysiu odłóżmy proszę tę rozmowę na inny czas.
Teraz jesteśmy oboje zdenerwowani, być może emocje przysłaniają NAM meritum sprawy, zatem trudno będzie o dobre rozwiązanie.
Jeśli żona kontynuuje, TY w takim momencie zaprzestajesz. Odchodzisz i zajmujesz się czymś innym. Rozumiesz?

Jestem pewna, że żona w ferworze może wypowiedzieć jeszcze parę zdań. Brak Twojej reakcji może spowodować że zechce sięgnąć po argumenty które zwykle Cię ruszają (wszak zna wszystkie Twoje słabe strony i wie jak Cię wyprowadzić z równowagi) ale Ty możesz nie reagować. Wtedy ona odpuści i w pewnym momencie dojdzie do niej, że to Ty bardziej panujesz nad sobą niż ona. Bardzo imponuje kobietom kiedy mężczyzna jest opanowany i potrafi ugasić niepotrzebne emocje, wyciszyć kobietę.

Próbuj Piotrze do skutku. To prawdziwa ścieżka osobistego doskonalenia się.
Zauważ też co w takich momentach dzieje się wewnątrz Ciebie, przyjrzyj się swoim emocjom ale nie pozwól im zapanować nad Tobą.
Kiedy wyjdziesz zwycięsko z pierwszej próby panowania nad sobą, druga będzie łatwiejsza i wkrótce pojawi się satysfakcja. To proces ale najwyższy czas przygotować się do próby generalnej. ;-)
Pamiętaj, że celem rozmowy powinno być znalezienie właściwego rozwiązania nie zaś udowadnianie za wszelką cenę swoich racji.
 
 
Piotr41
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-22, 23:13   

@ Dabo - taka wersja raczej nie wchodzi w grę - po prostu ja sam nie chciał bym być zlekceważonym.
Wersja tiliany czy kenyi bardzie do mnie przemawia. Ja nie zmuszę mojej drugiej polowy do przerwy, ale ona nie zmusi mnie do wysłuchiwania.
Teraz tyko pozostaje ja wprowadzić w życie. Tu, jak pisze Pavel, moja praca- nauka trzymania na wodzy emocji i nie uleganie prowokacji. Ja jednak twierdzę że to ma cechy prowokacji, bo jeśli ten sam motyw powtarza sie w ciagu 5-ciu minut 3 razy, to chyba nie bez celu.

W kwestii "obsługi męża"- to chyba u Guzewicza słyszałem, i wydaje mi się że na okoliczność jakiejś mniej formalnej rozmowy to określenie jest dobre. I zaznaczę że chodzi tu o coś więcej niż wywiązywanie się z ról, które że tak powiem ustawowo obowiązuje.
A spełnianie swoich potrzeb - ja w tym nic złego nie widzę jeśli robi sie to samemu dla siebie i nie jest przeciw drugiej połowie (akurat inaczej myślę niż moja żona:)).
Wyjaśnię, że ja nie rozumiem obsługi tylko w jedną stronę. I myślę że zaspokajanie potrzeb, a nawet wychodzenie im naprzeciw ( kto nawet po kilku latach małżeństwa, nie wie czego oczekuje współmałżónek?) jest OK.
Teraz od drugiej strony, zleży czy faktycznie nie ma złych intencji i czy te potrzeby nie są zwichrowane.jakieś
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-23, 09:47   

Piotr41 napisał/a:
Teraz od drugiej strony, zleży czy faktycznie nie ma złych intencji i czy te potrzeby nie są zwichrowane.jakieś


Tego wlasnie nie dodalem, a jest chyba kluczem - czy potrzeby i oczekiwania nie sa krzywdzace dla osoby dajacej, czy jest to cos budujacego relacje czy tez wplywa na nia/na nas destrukcyjnie.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 20:21   

Pavel napisał/a:
Piotr41 napisał/a:
Teraz od drugiej strony, zleży czy faktycznie nie ma złych intencji i czy te potrzeby nie są zwichrowane.jakieś


Tego wlasnie nie dodalem, a jest chyba kluczem - czy potrzeby i oczekiwania nie sa krzywdzace dla osoby dajacej, czy jest to cos budujacego relacje czy tez wplywa na nia/na nas destrukcyjnie.


Nie ma znaczenia. Moje potrzeby, to MOJE potrzeby, moja sprawa, moja odpowiedzialność.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-24, 23:09   

tiliana napisał/a:
Nie ma znaczenia. Moje potrzeby, to MOJE potrzeby, moja sprawa, moja odpowiedzialność.

W teorii tak, chociaz nawet w swiecie "idealnym" od partnera oczekujemy spelniania naszych potrzeb w jakims przynajmniej stopniu.
Od tego tez rozpoczela sie poprawa w moim malzenstwie (wg danych ktore posiadam). Terapeutka, jako "ostatnia" deske ratunku w mojej owczesnej sytuacji, rozpracowala ze mna najwazniejsze, niespelnione potrzeby zony, te znane dla mnie. I rozpoczalem ich zaspokajanie co przelozylo sie na drastyczna (ale pozytywna) zmiane relacji.
Przede wszystkim jednak, w naszym nieidealnym swiecie, zwlaszcza w kryzysie - powiedz partnerowi, ze jego potrzeby to jego sprawa i odpowiedzialnosc ;)
Watpie, ze znalazloby sie zrozumienie dla takiego podejscia, chocby bylo podparte tysiacem teorii psychologicznych.
Powod - odbior tego bylby zapewne taki: nie zalezy ci na mnie, masz mnie w nosie
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-25, 07:16   

Fakt, że spełniania potrzeb oczekujemy. To jest i naturalne i zdrowe. I to spełnianie potrzeb drugiej strony też buduje bliskość, buduje relację. Tu się zgadzam.

Ale zupełnie inna jest sytuacja, jeżeli byśmy tego spełniania potrzeb WYMAGALI, a nie oczekiwali. Nałożenie na drugą osobę OBOWIĄZKU spełniania moich potrzeb jest destrukcyjne dla relacji. Tego doświadczyłam na własnej skórze.

Fakt, potrzeby małżonka powinny być dla nas ważne... bo to też pokazuje, że sama ta osoba jest ważna. Ale nie możemy za nie odpowiadać, nie możemy przyjmować na siebie odpowiedzialności za ich spełnianie albo niespełnianie, nie możemy też takiego obowiązku nakładać na drugą osobę. Takie jest moje zdanie - oparte na moim własnym doświadczeniu.

I tak, powiedziałam mężowi kiedyś, że jego potrzeby to jego odpowiedzialność - i wyobraź sobie, że zrozumiał. Dużo sie zmieniło na lepsze od tego momentu.

Aha, a co do tych zwichrowanych potrzeb jeszcze - potrzeby nie podlegają ocenie moralnej.
 
 
Bonaqua
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-27, 02:09   

tiliana napisał/a:
potrzeby nie podlegają ocenie moralnej.


A jest tak, bo Ty tak mówisz? Czy gdzieś jest jakiś przepis, który to mówi?

Nie wiem, w jakie bagno chcecie wepchnąć autora wątku, doradzając mu wiecznie "stawianie się" i "egzekwowanie", kiedy żona najzwyczajniej w świecie po pierwsze ma GDZIEŚ jego fochy, po drugie - może mieć swoje powody do takiego, a nie innego zachowania. Ja widzę jeden, który wyszedł przypadkiem - brak zaangażowania męża w sprawy domu.

POKOJEM się zdobywa serce i "dobro dobrem zwyciężaj", a nie: postaw się, żona musi, żona powinna. Guzik musi, guzik powinna. Jest przysięga małżeńska, za słowa której każdy sam odpowiada przed Bogiem i małżonkiem.

Tiliana, tyle czasu siedzisz na forum - skoro tak dobrze radzisz sobie w małżeństwie, nie powinnaś raczej spędzać czasu z mężem? A jeśli jest źle między Wami - to jak bardzo przydatne są Twoje porady?
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9