Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy wolno mi się zgodzić na rozwód?
Autor Wiadomość
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 10:02   

Dzięki za troskę Unicorn. Chciałabym jednak sprostować, że nie jestem w złym stanie ani też nie znajduje się na skraju załamania. To już minęło. Teraz sobie radzę całkiem nieźle. Martwi mnie tylko fakt, że moje małżeństwo umarło. Dałam mężowi czas, nie narzucalam się, usunęłam się na bok w nadziei, że czas i terapia pomogą. O wspólnej małżeńskiej terapii mąż nie chciał słyszeć. Tymczasem doszliśmy do takiego punktu, że żyjemy obok siebie jak wrogowie.
To nie jest tak, że życzę mężowi źle bo mnie skrzywdzil. Absolutnie nie. Ja jego też skrzywdzilam. Oboje się skrzywdziliśmy. Ja nie chowam do niego urazy i chciałaby, aby on też potrafił mi wybaczyć.
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 14:46   

Anuszka piszesz ze skrzywdziłas meza , ze masz trudny charakter .Czy napewno jestes w stanie dobrze ocenic sytuacje.Mi moja zona była w stanie wmowic wszystko ze jestem najgorszy ze jej było zle ,gdyby nie jej siostry pewnie bym sobie cos zrobił bo taki to był szok .Nie wierzyłem ze zona kogos ma a one mi cały czas mowiły ze tak jest .Gdyby nie jej rodzina nigdy bym nie odkrył prawdy nie byłbym w stanie.Teraz ona tylko chce rozwodu a ja najlepiej gdybym zniknał.Dla swojego bezpieczenstwa powinienem sie zgodzic bo ona nie ma zachamowan.Grozi mi wszystkim ze wyrobi mi niebieska karte ze mnie spali zywcem ze zostawi mnie z niczym.Ale ja nie chce rozwodu i wiem ze nie moge sie wyrzec swoich zasad.Ludziom pod wpływem miłosci potrafi sie pomieszac w głowie ale czy mamy prawo sie przestraszyc i pozwolic im na nowe zwiazki tylko pod wpływem strachu.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 11:52   

Witajcie ponownie,

Mama pytanie, które dręczy mnie od pewnego czasu, a nie mogę znaleźć na nie jednoznacznej odpowiedzi. Może ktoś z Was mógłby mi wyjaśnić.

Jak to jest z tą zgodą na rozwód? Czy zgoda na rozwód jest sama w sobie złem, grzechem, który uniemożliwia mi korzystanie z sakramentów?

Jak pisałam wyżej, mąż jakieś trzy tygodnie temu złożył pozew. Pewnie po nowym roku będziemy mieć rozprawę. Chciałam się dowiedzieć jak to jest tą zgodą i w tym celu zapytałam kilku osób, również duchownych, ale uzyskałam różne odpowiedzi:

a) jeśli druga strona złożyła pozew o rozwód i dąży do tego rozwodu, a podjęte próby ratowania małżeństwa nie odniosły rezultatu, to jeśli zgodzę się na rozwód, ale będę żyła po rozwodzie w czystości i nie wejdę w nieformalny związek to będę mogła korzystać z sakramentów, bo sama zgoda na rozwód nie jest grzechem,
b) zgoda na rozwód jest grzechem i jeśli się zgodę nie będę mogła korzystać z sakramentów, natomiast jeśli rozwód pomimo braku mojej zgody zostanie orzeczony, a ja po rozwodzie nie wejdę z żaden związek nieformalny będę mogła w pełni uczestniczyć w życiu kościoła, tzn. korzystać z sakramentów,
c) rozwód sam w sobie jest złem i nawet jeśli zostanie orzeczony pomimo braku mojej zgody to nie mogę korzystać z sakramentów.

Nie wiem już co jest prawdą.

Chciałabym się zgodzić na rozwód. Nawet jeśli się nie zgodzę to on i tak zostanie orzeczony - nie mamy dzieci, od 11 miesięcy żyjemy jak obcy. Nic nas w zasadzie nie łączy.
Mąż narazie wniósł bez orzekania o winie, bo chce szybko łatwo i bezboleśnie zakończyć ten etap swojego życia. Jeśli się jednak nie zgodzę, to wniesie o orzeczenie rozwodu z mojej winy i zacznie się wyciąganie brudów. Nie chodzi o to, że ja się boje prawdy i tych brudów. Tylko, że mój mąż jest strasznie zdeterminowany i zrobi wszystko, aby ten rozwód uzyskać. Straszył mnie, że w razie braku zgody mam się szykować na wojnę. Będę musiała zgłosić swoich świadków przedstawić dowody... Skutek będzie taki sam - rozwód. Tylko, że po takiej batalii sądowej to już pewnie kompletnie się znienawidzimy. Czy nie lepiej dać mu wolność, której tak bardzo pragnie, dobrowolnie bez walki?

Czy ten brak zgody ma sens jeśli mojego małżeństwa nie da się już uratować?
 
 
wertor1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 12:20   

Mam podobny problem po rozmowie z moją bratową ,która ciągle mnie krytykuje ze nie zgodziłam się na rozwód ,Ona mi mówi ze ja pobudzam meża do jeszcze większej nienawiści i zamykam tym samym drogę do jego powrotu,ze ta nienawiść jest większym grzechem niż pozwolić mu odejść,Widzę ze maz aż kipi nienawiścia do mnie .
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 16:59   

Nie jestem specjalista od sakramentów, ale jedyna logiczna opcja z tych trzech jest odpowiedz B.
Jeżeli osoba duchowna rzeczywiście mowila Ci A lub C, jestem zasmucony, bo cos takiego nie powinno wyjść z jej ust.

Moim zdaniem nie jest prawda, ze Twoja niezgoda na rozwód nic nie zmieni, nie ma znaczenia.
To, ze mimo Twej niezgody rozwód moze zostać orzeczony, to nie jest wszystko co należy brac pod uwagę.
Po pierwsze daje sie w ten sposób świadectwo wierności zasadom które wyznajemy.
Po drugie, nie grzeszymy.
Po trzecie, to moze zakiełkowac w przyszłości.

Rozumiem, ze sie boisz, jestes zmęczona i masz dość. Rozumiem, ze straciłaś nadzieje, ze przynajmniej teraz da sie cos zrobic.
Niezgoda na rozwód nie oznacza, ze masz o to walczyć niegodziwymi metodami, z nienawiścią.
Co zrobi Twój maz, to jego sprawa. Ty odpowiadasz za siebie.
Moja wyobraźnia podpowiada, ze da sie w sądzie złożyć świadectwo wierności Bogu, robiąc to z miłością do małżonka, nawet jeśli on na chwile obecna nas nienawidzi.
A ze bedzie bolało, ze beda nowe rany? To niestety jest dość prawdopodobne.

Myślisz, ze jeśli sie zgodzisz to będziecie przyjaciółmi?
Na ten moment, on chce wypisać Cię ze swojego zycia. Liczy sie tylko ze soba.

Wertor, Twoja bratowa sie myli. Choćby dlatego, ze nienawiść Twego męża, to jego grzech. Przyzwolenie na zło zas - Twój.

Jeśli zas tak jej leży na sercu czystość Waszych dusz, powinna swoje nauki skierować ku swemu bratu.
Zamykasz mu drogę powrotu? Nie, Ty pokazujesz, ze drzwi sa otwarte. Zgadzając sie, pokazujesz, ze mimo zapewnień o swojej milosci bez walki dajesz mu odejść.
Złudna to nadzieja, ze zgadzając sie na rozwód zwiększa sie szanse powrotu małżonka.
Ta szansa jest zależna bardziej od tego, czy ten ktos sie obudzi.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 18:32   

Dziękuję Pavle za wyczerpującą odpowiedź.

Tak, jestem zmęczona ta sytuacją, która ciągnie się już niemalże od roku, a z biegiem czasu jest tylko gorzej, bo mój mąż już praktycznie zapomniał o moim istnieniu. Ale to nawet nie o zmęczenie chodzi, lecz o słowa jakie słyszę od niego ilekroć próbuję podjąć jakąkolwiek próbę nawiązania rozmowy, tzn. że zniszczyłam mu życie, ślub był pomyłką, wszystko przez to, że nie mieszkaliśmy razem przed ślubem, bo wtedy na pewno nie bylibyśmy teraz małżeństwem. Jak się okazuje mój mąż brał ze mną ślub mimo, że nie wszystkie cechy we mnie akceptował, mimo to zdecydował się na ten krok bo myślał, ze po ślubie się zmieni. Poraziło mnie gdy to powiedział, bo wydawałoby się, ze człowiek decydując się na taki krok powinien mieć pewność, że akceptuje tą drugą osobę i jest ją gotów kochać taką jaka jest. Dodam, że nie było przymusu w postaci ciąży, a ja nigdy przenigdy nie nalegałam na ślub ani nawet nie poruszałam tematu oświadczyn i ślubu. Wręcz odwrotnie - stopowałam mojego męża, że to za szybko, że powinniśmy się lepiej poznać, może poczekać aż skończę studia, ale mój mąż twierdził, że tak bardzo mnie kocha, że nie wytrzyma już dłużej, ze nie może się doczekać dnia ślubu, a ze ja go kochałam i byłam pewna, ze nie chcę szukać nikogo innego to się zgodziłam. W chwili zawierania związku małżeńskiego miałam 22 lata, a mój mąż już dobiegał 30-stki. Wydawałoby się, ze jako dojrzały mężczyzną podjął rozsądną decyzję.

Teraz jak słyszę takie słowa, że zniszczyłam mu życia a ślub wziął ze mną przez pomyłkę to chciałabym się zapaść pod ziemię, aby usunąć mu się z drogi.

A co do wersji A z mojego poprzedniego postu, to powiem więcej - usłyszałam od duchownego w poradnictwie duchowym: ale po co pani go chce na siłę zatrzymywać? po co na siłę ratować to małżeństwo? jest pani młoda, ma pani warunki to może czas uwierzyć w siebie i w swoje możliwości. Niech pani wierzy, że Bóg ma dla Pani jeszcze jakiś dobry plan.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 19:34   

anuszka2011 napisał/a:
usłyszałam od duchownego w poradnictwie duchowym: ale po co pani go chce na siłę zatrzymywać? po co na siłę ratować to małżeństwo? jest pani młoda, ma pani warunki to może czas uwierzyć w siebie i w swoje możliwości. Niech pani wierzy, że Bóg ma dla Pani jeszcze jakiś dobry plan.


Anuszko, myślę, że to dobrze korespondują z tym słowa biskupa Schneidera z tego artykułu: http://www.pch24.pl/bisku...la,47145,i.html a dokładnie to :
w dzisiejszych czasach świeccy są często lepszymi obrońcami wiary, niż niektórzy hierarchowie.

Myślę, że warto na modlitwie rozważyć wszystkie te opcje, i wsłuchać się przy której nastanie pokój w duchu. Pokój ducha będzie stanem, kiedy będziesz mieć poczucie, że mimo ogromu emocji (będą, zawsze, też te niefajne, jak np. lęk) robisz coś, co warto i należy zrobić, i w tym jest Bóg, który nie da Ci zginąć. I będzie w tym głębooooki spokój, a emocje będą po prostu warstewką na tym spokoju :-)

A resztę bardzo logicznie wytłumaczył Pavel :-D
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 19:34   

Anuszka musisz sama zdecydowac bo kazdy bedzie mowił co innego.Jesli masz siłe to walcz .Ja tez czekam na rozprawe i postanowiłem walczyc do konca.Chciałem sie poddac wszystko było ustone zona chciała sie podzielic sprawiedliwie majatkiem oczekiwała tylko mojej zgody na rozwod.Byłbym bogatym rozwodnikiem lecz poprosiłem Boga o jakis znak czy dobrze robie , niestety Bog chce inaczej .Bede biednym rozwodnikiem ,po rozwodzie eksmisja komornicza i mieszkanie w przyczepie kempingowej zanim wybuduje dom.Cały czas grozby od zony i jej kochanka wzywanie policji.Ale co zrobic sam tego chciałem i wybrałem walke o małzenstwo.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 22:12   

anuszka2011 napisał/a:
Teraz jak słyszę takie słowa, że zniszczyłam mu życia a ślub wziął ze mną przez pomyłkę to chciałabym się zapaść pod ziemię, aby usunąć mu się z drogi.


W ten sposob walczy z wyrzutami sumienia, usprawiedliwia wybor drogi ktora podaza.
Takie rzeczy slyszala wiekszosc na tym forum, ja rowniez sie nasluchalem.
Taka negacja wszystkiego co bylo dobre jest jak widac typowa w takich przypadkach.

Wiem, jak to boli. Slyszalem takie rzeczy od zony.
Rowniez nachodzily mnie mysli, ze skoro jestem dla niej tylko ciezarem, pomylka etc. to moze najlepiej po prostu odpuscic.
Ale to byloby zbyt proste rozwiazanie.
Nie poddalem sie, bylem konsekwentny. Upadalem po drodze wielokrotnie, ale podnosilem sie i parlem do przodu.
Gdybym wtedy odpuscil, nie byloby tego, co mamy teraz. Czyli realnej szansy na dobre malzenstwo.
Zona juz zdazyla mi podziekowac za wytrwalosc, mimo ciosow ktore zbieralem.

Nie kazda historia musi miec szczesliwe zakonczenie.
Pisze to z bolem, bo wolalbym aby bylo inaczej.
Ale odpowiadamy tylko za swoje zachowanie i swoje wybory.
Tak przed soba i swoim sumieniem przez reszte zycia, jak przed Bogiem w dniu sadu ostatecznego.
 
 
pachura
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 22:23   

Nie do końca to rozumiem.

Przecież Jezus wyraźnie rozgraniczył światy cywilny i religijny mówiąc "oddajcie Bogu co boskie a cesarzowi co cesarskie". Rozwód cywilny reguluje sprawy cywilne i nie ma nijakiego wpływu na ważność sakramentu...

W momencie gdy małżonek występuje o rozwód, małżeństwo już raczej przepadło. Czy walka w sądzie nie jest wówczas już tylko walką o papierek...?

Jasne, czasem po latach odchodzący pomyśli sobie "tak o mnie walczyła" i wróci. Ale jest również możliwy scenariusz że walka w sądzie, publiczne wywlekanie brudów i nastawianie rodziny i przyjaciół przeciw sobie ostatecznie obrzydzi sobie małżonków. Ich ostatnie wspólne wspomnienia będą z potyczki na sali sądowej...
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 22:33   

Pachura

Poczytaj tutaj:
http://sychar.org/przysiega-a-zgoda-na-rozwod/

i w linkach do tej strony.
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 22:38   

Pachura tez tak myslałem wiec poprosiłem Boga o znak wiec albo jestem wariatem jak twierdzi moja zona albo warto walczyc o ten papierek.Mnie to kosztuje cały dorobek zycia wiec ja uwierzyłem ty mysl jak chcesz.
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 23:19   

Bo tu nie chodzi o walkę, tylko o ratowanie
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-11-04, 23:40   

Mirakulum.
Dokładnie o ratowanie .Ja nie chce walczyc z zona dlatego znosze wszystkie upokozenia.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9