Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy wolno mi się zgodzić na rozwód?
Autor Wiadomość
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 11:59   

No i stało się - mąż złożył zapowiadany od ponad pół roku pozew o rozwód. Na razie wniósł bez orzekania o winie, no chyba, że zacznę mu utrudniać uzyskanie rozwodu to wtedy mam się szykować na wojnę.
Niestety moje małżeństwo nie jest do uratowania. Poziom nienawiści jaką darzy mnie mój mąż jest tak wielki, że tego nie da się naprawić. Z resztą jak skoro mój mąż w domu w zasadzie jedynie sypia i to tylko dwa, czasami zdarzy się, że trzy razy w tygodniu. Jak więc miałabym mu zaprezentować zmiany, które we mnie zaszył i pracę którą nad sobą wykonałam. Dla niego to i tak wszystko gra z mojej strony, bo przecież ludzie się nie zmieniają, charakter zostaje taki sam.
No i druga sprawa jest taka, że mój mąż chodzi do terapeuty, który jest dla niego guru. Nic dla niego nie znaczy, to, że facet ma złą reputację. Mąż twierdzi, że nie zmieni terapeuty bo dzięki temu, do którego chodzi czuje się pewny siebie i wie co ma robić. A on doradza mu aby rozwiódł się, myślał tylko o sobie bez oglądania się na to co ja mówię, czuje, myślę i zaczął pisać nowy lepszy rozdział bo tylko jego szczęście się liczy.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 12:03   

Nie wiem w sumie po co to tutaj piszę i czy kogoś obchodzą moje rozterki życiowe, ale chyba czasami potrzebuje się gdzieś wygadać...
 
 
4xAS
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 13:09   

anuszka2011 napisał/a:
No i stało się - mąż złożył zapowiadany od ponad pół roku pozew o rozwód. Na razie wniósł bez orzekania o winie, no chyba, że zacznę mu utrudniać uzyskanie rozwodu to wtedy mam się szykować na wojnę.
Niestety moje małżeństwo nie jest do uratowania. Poziom nienawiści jaką darzy mnie mój mąż jest tak wielki, że tego nie da się naprawić. Z resztą jak skoro mój mąż w domu w zasadzie jedynie sypia i to tylko dwa, czasami zdarzy się, że trzy razy w tygodniu. Jak więc miałabym mu zaprezentować zmiany, które we mnie zaszył i pracę którą nad sobą wykonałam. Dla niego to i tak wszystko gra z mojej strony, bo przecież ludzie się nie zmieniają, charakter zostaje taki sam.
No i druga sprawa jest taka, że mój mąż chodzi do terapeuty, który jest dla niego guru. Nic dla niego nie znaczy, to, że facet ma złą reputację. Mąż twierdzi, że nie zmieni terapeuty bo dzięki temu, do którego chodzi czuje się pewny siebie i wie co ma robić. A on doradza mu aby rozwiódł się, myślał tylko o sobie bez oglądania się na to co ja mówię, czuje, myślę i zaczął pisać nowy lepszy rozdział bo tylko jego szczęście się liczy.


Tak to robią. Wnoszą o rozwód bez orzekania o winie, w nadziei że druga strona się przestraszy i da rozwód. Potem po pierwszej sprawie gdy sąd zapyta jakie jest stanowisko Twoje i męża, pozew się zmieni na orzekanie o winie (jeżeli się nie zgodzisz na rozwód).
Wtedy będzie RODKA gdy macie dzieci (a w międzyczasie przyjdzie kurator do domu) i przesłuchanie świadków bo przecież tą winę trzeba ustalić.
Choćbyś się zmieniła to on tego teraz nie chce widzieć. Musi mu "ciśnienie" opaść i przyjść refleksja a to może potrwać.
Doświadczenie życiowe pokazuje, że o ile mężowie często jednak wracają, to żony już dużo rzadziej - ergo masz większą szansę, że jeszcze nie wszystko skończone, nawet gdy będzie rozwód.
Sędzina, która rozpoczynała moją sprawę, "chwaliła" się, że pewne małżeństwo rozwodziła 3 razy.
Dużo zrobić nie możesz. Na teraz masz 10 dni na odpowiedź na pozew. Potem pierwsza sprawa.
Sąd zaproponuje mediacje, na które nie ma przymusu iść. Później skieruje was do RODKA by sprawdzić czy i jak rozwód wpłynie na dzieci, przesłucha świadków i za kilka, kilkanaście miesięcy wyda orzeczenie.
Pomyśl o zabezpieczeniu finansowym swoim i dzieci, podziale majątku. Może będzie potrzeby Ci adwokat ...
 
 
4xAS
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 13:13   

anuszka2011 napisał/a:
Nie wiem w sumie po co to tutaj piszę i czy kogoś obchodzą moje rozterki życiowe, ale chyba czasami potrzebuje się gdzieś wygadać...

Gadaj ile chcesz, po to jest to forum.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 13:21   

Mam trochę więcej czasu, bo mąż dopiero złożył pozew na początku tego tygodnia. Co napisał w pozie wiem, bo dostałam od niego jakiś czas temu projekt.
Dzieci nie mamy i dlatego wiem, że rozwód i tak zostanie orzeczony czy się na niego zgodzę czy nie. Z tą tylko różnicą, że gdy się zgodzę rozwiodą nas na pierwszej rozprawie, a gdy się nie zgodzę po kilku rozprawach. Ale efekt będzie taki sam.
 
 
4xAS
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 13:34   

anuszka2011 napisał/a:
Mam trochę więcej czasu, bo mąż dopiero złożył pozew na początku tego tygodnia. Co napisał w pozie wiem, bo dostałam od niego jakiś czas temu projekt.
Dzieci nie mamy i dlatego wiem, że rozwód i tak zostanie orzeczony czy się na niego zgodzę czy nie. Z tą tylko różnicą, że gdy się zgodzę rozwiodą nas na pierwszej rozprawie, a gdy się nie zgodzę po kilku rozprawach. Ale efekt będzie taki sam.


Tego nigdy nie możesz być pewna.
Pozew męża przyjdzie do Ciebie pocztą, wtedy dopiero będziesz pewna co on tam napisał.
Jeżeli przy orzekaniu o winie, sąd nie dopatrzy się Twojej winy a tylko jego, to jego pozew będzie oddalony (jeżeli wnioskuje o rozwód z Twojej winy).
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-14, 13:36   

No właśnie - jeśli sąd nie dopatrzy się mojej winy, a moja wina jest niestety...
 
 
wertor1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-15, 06:10   

Anuszka mój maż mnie porzucił i ja wiem ze wina jest ewidentnie jego ale maż w sadzie przedstawił świadków siostry i mamę ,które tak nagadały na mnie ze boję sie o wynik ,Przedstawił niby właściciela domu w którym mieszka sam ,kobietę z która go widzieliśmy przedstawił jako swoją siostrzenicę i my to wszystko podważaliśmy ale nie wiem jaki będzie wynik dla mnie ważne jest poczucie ze bronię małzeństwa ,
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-15, 08:13   

Anuszka nie zgadzaj sie na rozwod jesli go nie chcesz.Maz chodzi na terapie bo potrzebuje zaswiadczenia od terapeuty.Przestan sie obwiniac bo to on niszczy wasze małzenstwo.Lepiej przygotuj sie na rozprawe zbierz dowody .Zastanow sie dlaczego nie wraca na noc do domu.Chcesz ułatwic mu nowe zycie to sie poddaj .I jeszcze raz przestan sie obwiniac bo to Cie wykonczy a bedziesz potrzebowała siłe.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-15, 14:40   

Tak, zgadza się, mój mąż chodzi do terapeuty bo potrzebuje "papierka", który będzie mógł wykorzystać przy rozwodzie. Sam mi to powiedział.
Nie chodzi o to, że wolę pewne sprawy zamieść pod dywan, że boję się prania brudów, prawdy i konsekwencji. Boje się jedynie o swoje zdrowie psychiczne i spokój psychiczny. Mój mąż pokazał do czego jest zdolny, udowodnił że potrafi być bezlitosny i mściwy. Wierze, że spełni swoje groźby że zniszczy mnie psychicznie, gdy będę robić problemy.
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-15, 16:22   

Nie poddawaj sie idz do adwokata on napewno był.Adwokat powie Ci co robic.Musisz sie bronic nie pozwalaj sie szantazowac mozesz to gdzies zgłosic jesli Cie nęka psychicznie.To on chce rozwodu nie ty wiec niech walczy wcale nie bedzie miał tak łatwo.Musisz tylko koniecznie isc do adwokata oni sa gorsi od diabła ale bez niego przegrasz.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-15, 17:11   

anuszka2011 napisał/a:
No i druga sprawa jest taka, że mój mąż chodzi do terapeuty, który jest dla niego guru. Nic dla niego nie znaczy, to, że facet ma złą reputację. Mąż twierdzi, że nie zmieni terapeuty bo dzięki temu, do którego chodzi czuje się pewny siebie i wie co ma robić. A on doradza mu aby rozwiódł się, myślał tylko o sobie bez oglądania się na to co ja mówię, czuje, myślę i zaczął pisać nowy lepszy rozdział bo tylko jego szczęście się liczy.

Chciałabym nieśmiało zauważyć, że terrapeuta raczej nie doradza, jakie podejmować decyzje życiowe.

Poza tym, jeżeli mąż się dzięki terapii czuje pewny siebie, to raczej dobrze świadczy o terapeucie.
No i o ile rozumiem twoje zastrzeżenia do terapii w tej sytuacji, bo idzie t w stronę, która jest tobie zupełnie nie na rękę.... to jednak dobrze, że mąż uznał, że jego szczęście jest ważne. Bo JEST.
Aż się trochę dziwię, bo to, co tu napisałaś ma taki wydźwięk, jakby dla ciebie jego szczęście ważne nie było. No, brzmi to tak, ze twoje szczęście jest dla ciebie ważne - nie martw się, nic w tym złego, to wręcz dobrze... Ale odnoszę wrażenie, że też się niespecjalnie oglądasz na uczucia i szczęście męża....

To takie luźne uwagi. Do przemyślenia.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 08:28   

Mój mąż twierdzi, że dzięki terapeucie czuję się pewny siebie. Moim zdaniem tak nie jest, bo czy człowiek pewny siebie i szczęśliwy, aby się poczuć dobrze krzywdzi drugiego człowieka? A mój mąż tak robi i wcale się z tym nie kryje, że robi pewne rzeczy aby mi dokuczyć, aby sobie coś odbić tym sposobem.
Poza tym śmiem wątpić, że ktoś kto został odwołany z funkcji pełnionej w szpitalu psychiatrycznym, ponieważ znęcano się nad podopiecznymi jest dobrym terapeutą. Masa złych opinii na jego temat jako terapeuty też chyba o czymś świadczy.
Mąż kiedy zaczynał tą terapię zachowywał się inaczej w stosunku do mnie, tzn. traktował mnie jeszcze jak żonę choć to chyba wtedy, po wydarzeniach jakie miały między nami miejsce (chodzi mi o ostatnią kłótnie, która zapoczątkowała kryzys) złość i emocje powinny być najwieksze. Mówił o tej terapii jak o czymś co ma pomóc naszemu małżeństwu. Tymczasem, z każdą kolejną wizyta jego niechęć wobec mnie rosła. Najpierw podjął decyzję o przeniesieniu się do drugiego pokoju, przestal rozmawiac ze mną, a potem terapeuta poradził mu, że lepiej by było gdyby sie w ogóle wyprowadził. Nie wyprowadził sie, ale praktycznie nie bywa w domu. Nie jest prawdą, że nie jest mi na rękę szczęście męża. Życzę mu jak najlepiej. Wlasnie dlatego z niepokojem obserwuje efekty terapii. I wcale nie chodzi o to, że w jej wyniku stwierdził, że woli pisać nowy lepszy rozdział niż żyć ze mną.
 
 
Unicorn
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-16, 08:29   

Tiliana widocznie nie byłas na terapi małzenskiej .Ja byłem,pani psycholog tak własnie mowiła do zony ze to ona jest wazna i powinna patrzec tylko na siebie i nie przejmowac sie mna.Do mnie powiedziała ze nie widzi checi naprawy naszego zwiazku ze strony zony , i ze jestem przystojnym facetem i sobie kogos znajde no chyba ze jest pan taki bogobojny tak powiedziała.Ja byłem wtedy na krawedzi samobujstwa a pani psycholog tego nie widziała.Nie traktowała nas jak mazenstwo tylko jak partnerow.Na drugiej Terapi przy kosciele pani psycholog mowiła zupełnie inaczej, zona nazwała ja znachorka.Wiec ja wierze Anuszce .Najprosciej jest powiedziec ze wina jest po obu stronach i sie poddac .Dlaczego ma niby chciec szczescia swojego meza a sama zostac sama reszte zycia.Dlaczego ma sie zmieniac a nie byc soba moze to jej maz potrzebuje zmiany a ona obwinia sie o wszystko ijest na krawedzi załamania.Mysle ze jest trzecia osoba w tym zwiazku i to jest problem.A Anuszka ma prawo nie chciec jego szczescia po tym co jej zgotował.Ona jest w złym stanie i potrzebuje wsparcia by sie poprostu nie dac zniszczyc i ma prawo bronic swoich wartosci a szczescie meza zostawic panu Bogu.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8